Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 18 - Nie jesteś jej wart

Hermiona szybko zasnęła, jednak sen był niespokojny i płytki, a do tego męczyły ją koszmary dotyczące zbliżających się SUM-ów. Przyśniło jej się, że o nich ZAPOMNIAŁA! Nic się nie uczyła, weszła do sali i...zupełnie nic nie wiedziała!

- EGZAMINY ZA TYDZIEŃ! – wrzasnęła przez sen, po czym w pełni już rozbudzona usiadała szybko na łóżku. 

To była okropna wizja, ale uświadomiła jej, że zaniedbała ostatnio to, co zawsze było dla niej priorytetem, czyli naukę. Cały weekend miała zamiar wykorzystać już tylko i wyłącznie na uczenie się. Tak, to był dobry plan. Mimo nieprzespanej nocy, poczuła przypływ energii – zdobywanie nowej wiedzy, zapach pergaminu...Wszystko to napawało ją pozytywnymi emocjami. Przebrała się z piżamy, zaścieliła łóżko i stanęła przed biurkiem. Zebrała podręczniki do wszystkich przedmiotów i ułożyła je w zgrabną stertę, którą z trudem udało jej się podnieść. Otworzyła drzwi łokciem i włożyła stopę w powstałą szczelinę, by otworzyć je bez strącenia książek. Udało jej się wyjść z dormitorium, ale kolejnym wyzwaniem okazały się schody, gdyż niesiona sterta całkowicie przysłaniała widoczność. Powoli stawiała kroki, aż do momentu, gdy udało jej się wejść do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Panowała tutaj błoga cisza, co oznaczało, że pewnie większość Gryfonów korzysta z możliwości dłuższej, weekendowej drzemki.

- Daj, pomogę - usłyszała czyjś głos zza sterty, a jego właściciel zabrał większą część książek, a wtedy Hermiona zobaczyła te piękne oczy, w których błyskały figlarne ogniki. Ahh... Fred Weasley.

- Cześć Fred - powitała go radośnie. - Nie wiedziałam, że wstajesz tak wcześnie.

- Korzystam z tego, że Pokój Wspólny świeci rano pustkami, zwłaszcza w weekend. Na tygodniu są jeszcze ci, którzy na ostatnią chwilę odrabiają zadania domowe. Weekend to już błogi spokój.

- Odrabiają zadania na ostatnią chwilę tak jak ty? – zaczęła się z nim droczyć.

- Hermiono! - oburzył się Fred. - Za kogo Ty mnie masz? Ja w ogóle nie odrabiam zadań domowych.

Powiedział to z takim przekonaniem, że nie sposób było się nie zaśmiać. Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą, ale na jej twarzy malował się uśmiech.

Ułożył podręczniki dziewczyny na stoliku znajdującym się przy oknie. Granger usiadła w fotelu i spojrzała na Fred. W głowie cały czas kręciła jej się myśl o tym, że teraz miała skupić się tylko na nauce, więc postanowiła go oddelegować.

- Dziękuje panu za pomoc. Teraz jednak muszę poświęcić się edukacji, a z tego co mi wiadomo, nie jest to czynność w której lubi pan uczestniczyć.

Zanim Fred zdążył odpowiedzieć, sięgnęła po książkę do transmutacji, która leżała na samym wierzchu. Schowała twarz za podręcznikiem i zaczęła ignorować obecność Weasley'a. Po chwili już nawet nie musiała udawać, ponieważ wpadła w wir nauki – czytała rozdział i zakreślała ołówkiem ważne pojęcia, zaklęcia, regułki. Fred jednak nadal tam stał i nie odrywał od niej wzroku.

- Ehem, ehem... Hermiono - zagadnął. Dziewczyna łaskawie opuściła książkę i spojrzała na niego pytająco.

- Słucham cię Fredzie Weasley'u.

- Chciałem ci tylko przypomnieć o naszym dzisiejszym spacerze. Do zobaczenia o 12 na Błoniach! - rzucił luzacko i ze swoim niegrzecznym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy,  wrócił do dormitorium.

***

Gdy Fred zniknął z jej pola widzenia, Hermiona w pełni skupiła się na czytaniu, a przynajmniej taki miała plan, którego nie było dane jej zrealizować. Od razu podbiegły do niej Parvati i Lavender, które jak się okazało – przysłuchiwały się całej ich rozmowie.

- A więc to tak... - powiedziała zadziornie Lavender. – Nie Ron, tylko jego brat! Kogoś tu ciągnie do Weasley'ów.

- To nie tak jak myślicie! – broniła się Granger, ale rumieńce na jej twarzy zdradzały wszystko.

- A właśnie, że jest dokładnie tak jak myślimy – odparła Brown. – Fred i Hermiona, zakochana para! – wrzasnęła na cały Pokój Wspólny.

- Fred i Hermiona zakochana para, Fred i Hermiona zakochana para! – zawtórowała jej Parvati, śmiejąc się.

Złapały się za ręce, zamykając Hermione w środku i zaczęły skakać wokół niej, śpiewając "Fred i Hermiona, zakochana para" i zaśmiewając się przy tym do bólu. Już po chwili Pokój Wspólny Gryfonów zapełniony był gapiami, którzy zaciekawieni hałasem dochodzącym z salonu, powychodzili ze swoich dormitoriów.

W końcu i Hermiona nie wytrzymała dłużej w udawanej powadze, i sama też się roześmiała. Krzyki w salonie wywabiły również bliźniaków Weasley. Kiedy Fred zdążył się zorientować, że Lavender i Parvati śpiewają o nim, było już za późno, bo George właśnie wepchnął go do środka kółeczka, gdzie stała już Hermiona, a sam przyłączył się do śpiewających. Potem dołączył Lee Jordan, który już zdążył popłakać się ze śmiechu. Do kółeczka wepchnęły się też Angelina Johnson i Katie Bell, a po nich reszta Gryfońskiej drużyny Quidditcha. Po chwili prawie wszyscy skakali w kółeczku i wyśpiewywali radośnie: Fred i Hermiona, zakochana para. Fred i Hermiona, zakochana para.

Wyglądało to dosyć komicznie, bo w Pokoju Wspólnym byli praktycznie sami uczniowie starszych roczników (od czwartego roku wzwyż). Trudno było się nie zaśmiać, widząc czternasto-, piętnasto-, szesnasto- i siedemnastolatków trzymających się za ręce i skaczących w kółku. Skoro nie udało się to nawet Hermionie, która słynęła ze swojej powagi, to któż inny byłby w stanie się oprzeć tej radosnej atmosferze?

- No, Hermiono! Wybiła dwunasta, a to oznacza, że najprzystojniejszy mężczyzna w Hogwarcie porywa cię na spacer - rzekł Fred i podał dłoń Hermionie. 

Złapała ją z wyraźną ulgą na twarzy, bo bycie w centrum uwagi nie było jej ulubionym zajęciem. Wyszli pod ramionami dwójki siedmiorocznych Gryfonów. Przeszli pod portretem Grubej Damy i udali się na Błonia. Reszta Gryfonów dalej zaśmiewała się w Pokoju Wspólnym, a Lee i George przyjmowali zakłady czy ich zakochani pocałują się na spacerze.


***


       Hermiona i Fred spacerowali po zamkowych łąkach, wzbudzając niemałe zainteresowanie pozostałych uczniów znajdujących się na Błoniach. Nie można było im się dziwić, bo widok Hermiony Granger spacerującej z innymi osobnikami płci męskiej niż Harry i Ron był niespotykany zbyt często, a właściwie to całkowicie niespotykany. Fred i Hermiona zdawali się jednak nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia. Pochłonięci rozmową, nie widzieli nic poza sobą.

- No więc, wychodzi na to, że jesteśmy zakochaną parą - powiedział zadziornie Fred.

- Nie jesteśmy - sprostowała szybko Hermiona.

- Tak czystko teoretycznie – spojrzał na nią ukradkiem i objął ją ramieniem. – Jak długo przewidujesz trwanie proces zdobywania? Trzymanie rąk i ust z dala od ciebie to naprawdę ciężka misja.

Dziewczyna sprzedała mu kuksańca i spojrzała na niego z wyrazem wyrzutu:

- A więc to tak!

- Jak? - zapytał ze szczerym zdziwieniem.

- Wielki Fred Weasley przyzwyczaił się, że dziewczyny od razu rzucają mu się w ramiona, a teraz ma problem - stwierdziła z uśmiechem.

- Ah, strzał prosto w serce. Rozszyfrowałaś mnie.

- I co, zamierzasz się poddać? – zapytała zadziornie, wiedząc jaki skutek takie pytanie wywoła.

- Co?! Nigdy w życiu! Fred Weasley nigdy się nie poddaje! - odrzekł dumny i pewny siebie.

Gryfonka zaśmiała się, stanęła na palcach i dała mu całusa w policzek, po czym wyszeptała mu do ucha:

- Wiem. I jak na razie bardzo dobrze mu idzie - po czym znów opadła na całe stopy. 

To była piękna chwila, nie tylko dla nich, ale także dla tych, którym George i Lee wypłacali pieniądze z zakładów. Wesoła atmosfera nie udzielała się jednak wszystkim. Zza drzewa obok którego stali wyszedł wściekły Ron. Koniec sielanki nastąpił szybciej, niż się spodziewali.

- Hermiono, co ty robisz?! - krzyknął. Twarze wszystkich uczniów na błoniach zwróciły się w ich kierunku, a ponieważ jego głos dotarł także do zamku – okna w Pokoju Wspólnym Gryfonów od razu się otworzyły.

- W tej chwili Ronaldzie, stoję, ponieważ tamujesz mi przejście - odpowiedziała najbardziej spokojnie, jak tylko potrafiła.

- Chodziło mi o to, co TY robisz z NIM! - wykrzyczał, tym razem wskazując na brata.

- Ej! Młody, zamknij się i przesuń, dama chce przejść - odrzekł mu Fred, z wyraźną irytacją.

- Cicho siedź! Hermiono, popełniasz błąd!

- Bo...? – zapytała, już wyraźnie zdenerwowana.

- Przecież doskonale wiesz jaki jest Fred! 

- No wiem, i co w związku z tym Ronaldzie?

- Popełniasz błąd.

- Od kiedy się tak przejmujesz moimi błędami?! - Hermiona powoli zaczynała tracić cierpliwość.

- Od kiedy znam swojego braciszka - ostatnie słowo wypowiedział tak przesłodzonym głosem, że mógłby udawać Ritę Skeeter.

- Tak?

- Tak.

- No popatrz, to któreś z nas musi mieć o nim błędne zdanie - prychnęła ze złośliwym uśmieszkiem.

- I to jesteś ty - wycedził Ron przez zęby. - Mi na tobie zależy i próbuję cię ostrzec. On się nie zakochuje, on się tylko bawi dziewczynami!

Zanim Bliźniak zdążył zareagować Hermiona wykrzyknęła:

- Fred nie jest taki jak ty, Ronald! - po czym odwróciła się i ze łzami w oczach pobiegła w stronę zamku. Fred zaczął biec za nią, ale Ron zatrzymał go.

- Tak, biegnij za nią, biegnij! Doskonale wiesz, że jestem dla niej wart więcej niż ty! - dopowiedział.


***W tym samym czasie w Salonie Gryfonów***


Wszyscy Gryfoni przyglądali się tej scenie z zaciekawieniem, a ci, którzy wiedzieli na co stać Freda kiedy się wkurzy, patrzyli na Rona z nieukrywanym współczuciem. Tylko Alicja Spinnet patrzyła na niego z zażenowaniem, a w jej głowie była tylko jedna myśl - Boże, co ten debil robi!

- Hermiono, co ty robisz?! - krzyknął.

- Uuuuuu, powodzenia Ron - mruknęła Parvati, ale Lavender dała jej kuksańca w bok. - No co? Prawdę mówię. Ron nie ma szans z wkurzoną Hermioną – stwierdziła, zgodnie z prawdą.

- A tym bardziej, jeśli do wkurzonej Hermiony dołączy wkurzony Fred - dorzucił swoje trzy grosze Lee.

- Oj cicho - warknęła Lavender, a Jordan i Parvati unieśli ręce w obronnym geście, po czym oboje się roześmiali.

- W tej chwili Ronaldzie, stoję, ponieważ tamujesz mi przejście - odpowiedziała mu Hermiona najbardziej spokojnie, jak tylko potrafiła.

- No właśnie, czy nasz Ronaldo-Amanto stracił wzrok? - wypalił złośliwie George, za co Lavender zdzieliła go w potylicę otwartą dłonią.

- Auuu! - zawył. - Dobra, spokojnie laska - dodał.

Lavender prychnęła, ale widać było na jej twarzy, że zaczyna czuć się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo. Jej uczucia do Rona nadal nie wygasły, a nadzieja na to, że on to zrozumie  i przyjdzie prosić o wybaczenie, powoli obumierała.

- Chodziło mi o to, co TY robisz z NIM! - wykrzyczał Ronald, tym razem wskazując na brata.

- Jest na spacerze, Ron - odpowiedziała na pytanie Parvati i zbiła piątkę z Lee. 

Brown dała już spokój, bo chyba odpadłyby jej ręce, gdyby miała za każdym razem bronić Rona. Poza tym zauważyła, że tylko Patil, George i Lee się odzywają, jakby świetnie się rozumieli.

- Ej, młody, zamknij się i przesuń, dama chce przejść - odrzekł mu Fred.

- No, dobrze gada - odezwał się Jordan.

- Jordan, zamknij się - warknęła Lavender. Chłopak tylko objął ją ramieniem i pokazał dłonią na Błonia, po czym powiedział:

- Lavender, złotko, wyluzuj i oglądaj z nami. To lepsze niż mecze Quidditcha - puścił ją i mrugnął do Parvati. Między tą dwójką chyba była jakaś chemia, chociaż nie chcieli się do tego przyznać.

- Cicho siedź! Hermiono, popełniasz błąd! - brnął w zaparte Ron.

- Bo...? - zapytała.

- No właśnie. Też chciałbym wiedzieć - rzekł George, krzyżując ręce na piersiach. Lavender już nabierała powietrza, żeby coś powiedzieć, ale Rudzielec ją uprzedził. - Cicho Lav, delektuj się chwilą. Ja przywykłem do kłótni rodzinnych, wy macie unikatową okazję się temu przyglądać!

- Przecież doskonale wiesz jaki jest Fred! - wrzeszczał dalej Ronald.

- No, to chyba każdy wie - mruknął Lee, odruchowo chroniąc się przed atakiem blondynki: - Spokój Lavender!

- No wiem, i...? - spytała Hermiona.

- No właśnie i co? - wtrąciła Parvati. - Uspokój się Lav! - dodała szybko.

- Popełniasz błąd. 

- Niby jaki? - mruknął z politowaniem George. Lavender chciała mu dać kuksańca, ale Lee złapał ją za łokieć.

- Lavender, jeśli nie przestaniesz to obiecuje, że wsypię ci do kufra z ciuchami proszek na swędzenie, który działa cztery miesiące - ostrzegł ją. Dziewczyna natychmiast się uspokoiła i z naburmuszoną miną stanęła z tyłu.


- Od kiedy się tak przejmujesz moimi błędami?! - Hermiona chyba zaczynała tracić cierpliwość.

- O! To, to i ja chciałabym wiedzieć! - stwierdziła Lavender, ponownie przepychając się na przód.

- No widzisz. Więc słuchaj i opanuj kończyny - poradził jej George.

- Od kiedy znam swojego braciszka

- Ehem - mruknęła z zażenowaniem Parvati.

- Słyszeliście jak słodziutko to powiedział? - zapytał Lee. - Mógłby robić za Ritę Skeeter - Gryfoni roześmiali się, przytakując.

- Tak? - zapytała Hermiona.

- Tak. - odparł Ron.

- No popatrz, to któreś z nas musi mieć o nim błędne zdanie - prychnęła ze złośliwym uśmieszkiem Granger.

- Racja Hermiono. Po tylu latach znajomości Ron powinien się w końcu nauczyć, że masz zawsze rację - wtrącił George. - O, już się uspokoiłaś Lavender, jak miło. Nie ukrywam, że zależy mi na żebrach i czaszce - dodał niby mimochodem.

I to jesteś ty - wycedził Ronald przez zęby. 

- Eee, nie? Biedny Ron. Jaki on głupiutki i pocieszny - roześmiała się Parvati. Lee zawtórował jej, a Hinduska zaczerwieniła się.

Mi na tobie zależy i próbuję cię ostrzec. On się nie zakochuje, on się tylko bawi dziewczynami! - wrzasnął Ron.

- O nie! Na to nie pozwolę! - zbulwersował się George. - Zaraz ci przywalę, tak, że się już nie pozbierasz Ron - wykrzyknął i zaczął przedzierać się przez tłum Gryfonów, ale Lee go zatrzymał.

- Stary, potem mu dowalimy. Teraz daj spokój. Fred świetnie da sobie radę.

- Fred nie jest taki jak ty, Ronald! - krzyknęła Hermiona i pobiegła w stronę zamku.

- Jak zwykle w punkt, Granger! Dziesięć punktów dla Gryffindoru - przytaknął jej Jordan, a reszta zgromadzonych powtórzyła po nim.

Gryfoni przysunęli się do okna, żeby lepiej widzieć i słyszeć co teraz się stanie, ale brakowało wśród nich jednej osoby. Lavender Brown uciekła do pokoju zaraz po słowach Rona: Mi na Tobie zależy, które cały czas odbijały się echem w jej głowie i wbiły się w jej serce niczym odłamki szkła.


***


Lavender przybiegła do dormitorium. Wszyscy byli tak pochłonięci oglądaniem jatki między braćmi, że nikt nie zauważył jej zniknięcia, jednak na wszelki wypadek, po zamknięciu zabezpieczyła drzwi kilkoma prostymi zaklęciami. Usiadła na swoim łóżku i zasunęła kotary. Dopiero kiedy zamknęła się w tym małym, czerwonym prostokącie, uwolniła swoje uczucia w pełni. Po jej policzkach pociekły strumienie łez. 
Jak Ron mógł? - myślała, przyciskając poduszkę do piersi.  Cóż, najwyraźniej to nie ja byłam jego miłością. A przecież właśnie to mi mówił. Że mnie kocha. Że już nie kocha Hermiony... To ona jest wszystkiemu winna! Omotała sobie Ronalda wokół palca, a teraz mam tego skutki... 

Gryfonka usłyszała szczęknięcie zamka w drzwiach. Wierzchem dłoni szybko wytarła mokre od łez policzki.

- Lavender? - usłyszała troskliwy głos Hermiony w pobliżu swojego łóżka. 

Rozsunęła kotary z zamiarem wygarnięcia jej co myśli o omotaniu sobie Ronalda wokół palca, ale kiedy tylko spojrzała na jej twarz to od razu zmieniła zdanie. Wyobrażała sobie, że zobaczy tam uśmieszek zadowolenia, satysfakcji. Ale tak nie było.
Twarz Hermiony wyglądała podobnie do jej własnej - z rozmazanym tuszem do rzęs, zapuchniętymi i zaczerwienionymi oczami oraz mokrymi śladami na policzkach. Wtedy Lavender coś sobie uświadomiła: Hermiona nie kochała Ronalda. Nie chciała, żeby on czuł coś do niej. Chciała zamknąć jego rozdział w swoim życiu. To nie jej wina, że chłopak dalej darzył ją uczuciem. I przede wszystkim: Hermiona naprawdę chciała się z nią zaprzyjaźnić.

- Lavender, nie martw się - rzekła z troską, siadając obok niej na łóżku. 

Przez chwilę wyglądała jakby chciała ją przytulić, ale powstrzymała się przed tym. Choć sama nie była w wyśmienitym humorze chciała pocieszyć Lavender i dziewczyna naprawdę to doceniła.

- Nie będę pytać o co chodzi, bo myślę, że wiem o co. Ale powiem ci coś. Zranił ciebie, tak jak kiedyś mnie. Nauczysz się z tym żyć, Lavender. I ja jeśli będziesz chciała to ci w tym pomogę. Obiecuję. Będzie dobrze. Wiem, że pewnie myślisz, że omotałam Rona wokół palca, a teraz to są puste słowa, ale tak nie jest. To Ron ma te cechy, którymi obarczył Freda. Bawi się dziewczynami. Najpierw mną, teraz tobą. Pomyślałam, że nawet jeśli takie słowa z ust osoby, która nie ma takich zmartwień brzmią sztucznie, to może z ust tej, z którą dzielisz problem zabrzmią naprawdę szczerze.

- Dziękuję ci, Hermiono - odparła Lavender. Na tyle ją było stać, nie potrafiła wyrazić jak bardzo jest wdzięczna Granger. Poza tym dalej była roztrzęsiona i smutna, ale to uczucie powoli ustępowało miejsca wściekłości na Ronalda Weasley'a.


*** W tym samym czasie na Błoniach***


Tym razem Fred nie potrafił już utrzymać swoich nerwów na wodzy. Odwrócił się w kierunku Rona ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Już widział strach w oczach brata i dodatkowo go to nakręciło. Może i Ron przyjaźnił się z Hermioną przez te pięć lat i przez parę miesięcy byli parą, ale teraz był nikim. Nie zasługiwał na miano jego brata, po tym jak potraktował Granger. I po tym wszystkim jeszcze ma czelność myśleć, że jest dla niej więcej wart? Nigdy! On, Fred Weasley nigdy się nie poddaje! A w tej sytuacji miał przewagę, był starszy i znał więcej czarów, chociaż to ostatnie w tym przypadku nie miało żadnego znaczenia, bo nie miał zamiaru robić tego po magicznemu.

- Teraz to przegiąłeś, Ron! - krzyknął i rzucił się na brata.

Mało wyrafinowany sposób załatwiania swoich spraw, rzec by można, że mugolski. Pięści. Bójka. Przemoc. Ale cóż poradzić na to, że jest to o wiele bardziej oczyszczająca metoda, niż zwykłe rzucenie zaklęciem.
W tej konkurencji miał jasno określoną przewagę. Był wyższy i silniejszy, a przy tym teraz na maksa wkurzony. Ron nie miał szansy odeprzeć kilku pierwszych ciosów, był zbyt oszołomiony, a ruchy Freda były zbyt szybkie. Z tego powodu już po chwili skóra wokół jego lewego oka nabrała sinego koloru.
W Ronie wezbrała cała wściekłość i frustracja, którą odczuwał wobec Freda, podobna do tej, którą Fred odczuwał wobec George'a jakiś czas temu. Cały żal o to, że jest we wszystkim lepszy. Wymierzył cios w głowę Freda, ale ten się uchylił wobec czego oberwał prosto w lewe ramię. Kolejnym ruchem usiłował trafić brata w brzuch, ale Fred kopnął w jego nadgarstek, zanim cios dotarł w zamierzone miejsce. Ron syknął i złapał się za obolałą część ręki. Bliźniak już zdążył się częściowo uspokoić i zaczął myśleć racjonalnie. Wykorzystał chwilę nieuwagi Ronalda i uderzył go kolanem w brzuch. Cios był świetnie wymierzony, a Ron zgiął się wpół z bólu, przyciskając dłonie do pulsującej od uderzenia części ciała. Wtedy Fred oboma rękami popchnął go, po czym młodszy Weasley upadł na lewy bok. Ron zajęczał z bólu i nie próbował już nawet wstać.
Fred już miał odchodzić, ale zatrzymał się w pół kroku. Stanął tak, że odległość między jego trampkami, a twarzą Rona wynosiła zaledwie kilka centymetrów. Młodszy chłopak zamknął oczy i zacisnął usta,szykując się na przyjęcie kolejnego ciosu, jednak do niczego takiego nie doszło. 

- Nigdy nie będziesz wart Hermiony, zapamiętaj - powiedział mu, po czym odwrócił się i ruszył w stronę zamku.