Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 20- SUM-y cz.2

Droga Hermiono!
Najdroższa Hermiono
Moja najdroższa....Mionko
Nigdy jeszcze nie zdążyłem tak do Ciebie powiedzieć...Moja Hermiona...Moja Mionka... Piszę ten list od dwóch tygodni i każdego dnia zaczynam pisac go od nowa, bo nie ma słów które wytłumaczyłby to co zrobiłem. Siedzę nad pustką kartką papieru i po raz pierwszy w życiu czuję, że brakuje w moim słowniku odpowiednich słów, by opisać to wszystko co czuję i to jakim draniem się czuję. Wiem, że zapewne znienawidzisz mnie za to, ale nie mogłem postąpić inaczej. Otwarcie sklepu mieliśmy zaplanowane już od dawna, a miłości do Ciebie nie zaplanowałem. Wtedy wszystko wydawało się takie łatwe, bo nic mnie tutaj nie trzymało. Hogwart stawał się powoli miejscem w którym nie było już dla mnie miejsca, a potem...Gdybym mógł zacząć ten rok od początku to zapewne to ja siedziałbym teraz tam przy Tobie zamiast Ginny....A właściwie to nie musiałbym, bo nie dopuściłbym do tego, żebyś smuciła się przeze mnie. To wszystko mnie przerosło Hermiono... Jestem tchórzem, wiem...
Nic mnie nie usprawiedliwi, ale proszę tylko o to byś przeczytała ten list do samego końca. Kim ja jestem Hermiono? Zwykłym chłopakiem, który w życiu potrafi robić tylko dowcipy i poczucie humoru jest moim jedynym atutem. Nie jestem super przystojny czy niezwykle inteligentny, a jedyne moje osiągniecie to Twoja miłość. Tak, to jedyny sukces jakiego w życiu dokonałem, a wiesz dlaczego? Bo z każdą minutą spędzoną przy Tobie czułem, że moje serce bije dwa razy mocniej, że każdy skradziony pocałunek to nagroda za moje starania. I wiesz co? Nie żałuje niczego, oprócz tego, że pozwoliłem by wszystko potoczyło się tak szybko. Chciałem udowodnić Ci, że potrafię zdobyć Twoją miłość w sposób naturalny i łagodny, a wyszedłem na łamacza serc... Ty jesteś kwintesencją kobiecości - inteligentna. odpowiedzialna, czuła i jednocześnie taka radosna, energiczna. Wydawało mi się, że taki zwykły chłopak jak ja nie jest Ciebie godzien, a jednak tak bardzo się myliłem. Czułem się zaszczycony tym, że chciałaś spędzać ze mną czas, dałaś mi szansę na to, bym mógł się do Ciebie zbliżyć. Pewnie tego teraz żałujesz i to najbardziej mnie boli... Nie wiem co napisać, bo zaraz wybuchnie jeden z naszych wynalazków w holu, a wtedy będę musiał zrobić to, czego tak bardzo się obawiam. Nie, nie boje się Umbridge. Boję się, że stracę przez to Ciebie. Fred Weasley czegoś się boi, dziwne, prawda? To wszystko co napisałem płynie z głębi serca i mimo tego, że tak mało tu zawarłem, to dąży to tylko do jednego przesłania... Kocham Cię Hermiono. I mówię, a raczej piszę to z pełną odpowiedzialnością i świadomością znaczenia tych słów. Jeśli zdecydujesz się mi wybaczyć to w następną sobotę jest wypad do Hogsmead i otwarcie naszego sklepu...Proszę przyjdź i wtedy wszystko  Ci wyjaśnię...

                                                                                                                  Fred... Tylko Twój Fred

Hermiona skończyła czytać, ale nadal wpatrywała się w pergamin. Jak niby głupi kawałek papieru miał sprawić, że przestanie czuć się perfidnie oszukana i wykorzystana? Sam fakt ucieczki Fred z Hogwartu nie bolał ją tak, jak to że uznał ją za niegodną zaufania. Przecież mógł jej o wszystkim powiedzieć. Przygotować ją na swoje odejście. Wbrew pozorom, w obecnej sytuacji, zrozumiałaby. Co więcej, nawet pochwaliłaby ten pomysł, ale nie - Fred wolała zostawić jej jakiś głupi świstek, zamiast porozmawiać z nią. Wierzchem dłoni wytarła mokre od łez policzki, a rękawem swetra otarła jeszcze oczy.  Ginny dalej siedziała koło niej, ale widocznie bała się odezwać, bo przyglądała się Granger w milczeniu. Rozumiała uczucia Hermiony, ale jednocześnie znała swojego brata na tyle dobrze, że wiedziała iż sam w tym wszystkim się pogubił i czuł się podel z tym co zrobił. Starsza z Gryfonek niespodziewanie wstała i ruszyła do drzwi. Ginny również poderwała się z podłogi i w ostatniej chwili złapała ją za nadgarstek:

- Hermiona, ja nigdy nie widziałam, żeby był w takim stanie. On cię naprawdę kocha, gdy dawał mi ten list to płakał. Pierwszy raz w życiu widziałam, żeby Fred płakał. Zachował się głupio, ale...

Jednak Hermiona była nieugięta, nie chciała dalej słuchać tego co Gin miała jej do powiedzenia. Wyszła z biblioteki, nie patrząc nawet na dziewczynę. Poszła do dormitorium, wyciągnęła książki i pogrążyła się w lekturze, mimo łez spływających po jej policzkach. Egzaminy są najważniejsze, Freda już nie ma i nie ma dla niego miejsca w moim życiu.

***
    Egzaminy przeleciały tak szybko jak orkan Ksawery, a cała szkoła odetchnęła z ulgą. Nadeszła sobota i wypad do Hogsmead, którym wszyscy, poza jedną Gryfonką, bardzo się cieszyli. Było ku temu kilka powodów - pierwszym z nich była chęć odreagowania egzaminów przy Kremowym Piwie, a drugim wyczekiwane przez większość uczniów, szczególnie z Domu Lwa, otwarcie sklepu bliźniaków. Od rana nikt nie mówił o niczym innym, co jeszcze bardziej pogłębiało, wystarczająco już zły nastrój Hermiony. 
- Na pewno nie chcesz z nami iść - Harry przyglądał się drobnej postaci, zwiniętej w kłębek w fotelu.
- Na pewno. Egzaminy bardzo mnie zmęczyły. Potrzebuję odpoczynku z dala od tych wszystkich podnieconych George'm i -  tutaj na chwilę się zatrzymała; odkaszlnęła - jego bratem bliźniakiem dzieciaków, a potem tych wszystkich wynalazków latających nad moją głową. Podziękuje.
Harry nie był pewien co powinnien na to odpowiedzieć. Doskonale wiedział, że powód dla jakiego Hermiona nie chcę iśc do Hogsmead był zupełnie inny, ale nie chciał na nią naciskać. Liczył na to, że gdy będzie gotowa to sama z nim porozmawia. 
- Jeśli chcesz to zostanę z tobą. Mi aż tak nie zależy na tym wyjściu, to Ron naciskał, żeby...
Hermiona przerwała mu:
-Nie. Idź Harry. Naprawdę wszystko jest w porządku. Chcę pobyć trochę sama. Muszę sobie to wszystko poukładać - Wysiliła się na uśmiech.
Harry skinął głową i ruszył w stronę portretu Grubej Damy, gdzie czekał już zniecierpliwiony Ron. Potter rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę przyjaciółki, która teraz wpatrywała się beznamiętnie w okno, po czym przeszedł przez dziurę pod portretem.
Szkoła opustoszała. Hermiona nadal siedziała zwinięta w fotelu, ale teraz obróciła się twarzą w stronę paleniska. W kominku wesoło tańczyły płomyczki ognia, ale w oczach dziewczyny już dawno zgasły. Była pewna, że SUM-y napisała bardzo dobrze, więc przynajmniej  w tej kwestii miała o jedno zmartwienie mniej. Właściwie jedyna rzecz która plątała jej myśli to sny Harry'ego o tym cholernym korytarzu...Przynajmniej tak starała się sobie wmówić, bo prawdą było, że nic bardziej nie plątało jej myśli niż Fred. Miała dzisiaj iść na spotkanie z nim, chciał jej wszystko wyjaśnić, ale czy ona chcę go słuchać? Uczuć nie da się wygasić jednym pstryknięciem, więc nadal zależało jej na nim, tego była pewna. Jednak w tym miejscu cała pewność się kończyła, bo cała reszta wydawała się być tylko o wiele bardziej poplątana. Problemem była nie tylko ucieczka Freda z Hogwartu, ale także jej plany na zbliżający się rok. Czy chciała go narażać na wszystkie niebezpieczeństwa i nieprzyjemności, które wynikną z ich znajomości? Lada dzień Voldemort znów pojawi się w jej życiu i ona - Hermiona Granger będzie musiała wraz z Harry'm i Ronem stawić mu czoła. Nie może narażać Freda. Może w takim razie lepiej, że to wszystko tak się potoczyło. Zakończyło się, zanim na dobre się zaczęło. Tak, postanowione. Tak będzie dla wszystich lepiej...albo po porstu bezpieczniej. 
Wcisnęła się głębiej w fotel, przymykając lekko powieki. Czuła tępe pulsowanie w skroniach, które promieniowała we wszystkie możliwe strony. Chciała oczyścić swoje myśli, znów wiedzieć czego tak naprawdę od życia chce, ale doskonale wiedziała, że nie może tego mieć. Zdecydowała się ustalić w życiu swoje priorytety i nie było wśród nich miłość. Fred to skończony rozdział, zero mężczyzn dopóki nie pokonamy Voldemorta
Ciszę przerwało stukanie w szybę, dziewczyna odwróciła głowę i zobaczyła dobrze znaną sobie sowę, ale postanowiła jej nie otwierać. Sówka kilka minut dobijała się do okna, po czym odleciała. Hermiona poczuła jakby na jej klatkę piersiową spadł kilkutonowy głaz. Mimo że zdecydowała nie otwierać sowie to jej przybycie sprawiło, że znów wszystkie jej myśli zaczęły kręcić się wokół Freda. Z oparcia fotela ściągnęła koc, ten sam pod którym jeszcze tak niedawno spała wtulona w niego. Teraz zaczynała mieć wrażenie, że wydarzenie to miało miejsce całe wieki temu. Od strony dormitorium dobiegło ją głośne pohukiwanie, a po chwili na poręczy fotela usiadła sowa.
- Uparte z ciebie stworzenie, zupełnie jak twój właściciel.
Hermiona uśmiechnęła się sama do siebie i wzięła list. Pogładziła ptaka po łebku w ramach podziękowania, jednak sowa jednak nie miała zamiaru odlecieć. Hermiona od razu zrozumiała, że Fred kazał dopilnować, by na pewno przeczytała list. Niechętnie odwinęła go, a jej serce zaczęło przyspieszać.

Hermiono...
Jednak się nie pojawiłeś a do ostatniej chwili miałem nadzieję, że dasz mi jeszcze szansę...Rozumiem, źle postąpiłem i masz prawo mnie nienawidzić, ale proszę tylko o odpowiedź co dalej z nami, bo nie wiem czy potrafię żyć bez Ciebie...Jeśli jesteś gotowa odpowiedzieć mi na to pytanie, odpisz po prostu ,,Tak''.
                                                                                                                      Fred, nadal tylko Twój

Nie wiedziała co myśleć o tej wiadomości. Złość, jaką odczuwała zaraz po odejściu bliźniaków, osłabła na sile. Powoli zaczynała patrzeć na całą tę sytuacje z większym obiektywizmem. Odwlekanie całą wieczność tej rozmowy nie sprawi, że nie będzie trzeba jej odbyć. Podjęła decyzję, więc pozostało tylko poinformować o niej Freda. Wzięła głęboki wdech i sięgnęła po pióro. Dłoń jej drżała, ale zgodnie z prośbą Freda odpisała jedno, koślawe słowo Tak. Podała list sowie, która cały ten czas uważnie jej się przyglądała. Gdy tylko otrzymała list, poderwała się i ponownie poszybowała w stronę damskich dormitorium, gdzie udało jej się wydostać przez jedno z otwartych okien. Hermiona starała się uspokoić oddech, ale miała wrażenie jakby żadna komórka w jej ciele nie chciała jej słuchać.  Miała nadzieję, że odpowiedź od Weasley'a nie nadejdzie zbyt szybko i będzie miała czas na przemyślenie tego, jak najlepiej ująć w słowa to wszystko co postanowiła. Ku jej zdziwieniu, zaledwie kilka minut później obraz Grubej Damy odsunął się, a w pokoju pojawił się nie kto inny jak Fred Weasley.

***
Tak wiem że jest za krótki, miałam dodać już dwa tygodnie temu, ale miałam jeszcze coś dopisać....Proszę- komentujcie, bo inaczej nie wiem czy dam radę coś z siebie wykrzesać by dalej pisać, bez was nie dam rady.

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 20- SUM-y cz.1

    Hermiona obudziła się w objęciach Freda. Ciepło jego ciała otulało ją, a jego miarowy oddech łaskotał delikatnie w szyję. Nie miała ochoty opuszczać tej bezpiecznej przystani, którą tworzyły jego ramiona. Wiedziała jednak, że czeka ją bardzo pracowity czas, więc z ogromną niechęcią postanowiła wstać. Nie było to wcale takie proste zadanie, bo Fred opierał swoją głowę o jej skroń, a jego ręce oplatały ją w tali. Najdelikatniej jak tylko potrafiła, spróbowała się podnieść. Jego sen okazał się jednak na tyle twardy, że Hermiona bez problemu dała radę wydostać się z jego objęć. Wzięła z kanapy czerwony, muślinowy koc i nakryła nim chłopaka. Przez chwilę przyglądał mu się, starając się zapamiętać każdy szczegół jego twarzy, nie mogąc zrozumieć jak mogła wcześniej nie zauważyć jaki jest przystojny. Uśmiechnęła się sama do siebie i sięgnęła po pergamin i pióro. Zaczęła pisać:

                                                                 Dzień dobry śpiochu!
           SUM-y zbliżają sią nieubłaganie, więc muszę się uczyć. Zobaczymy się później. Miłego dnia! 
                                                                                                                     Buziaki,Hermiona

Zwinęła list w rulonik i przewiązała wstążką, po czym położyła go na kocu przed chłopakiem i ruszyła w stronę schodów.
W domitorium było słychać tylko miarowe oddechy śpiących jeszcze współlokatorek Granger. Na palcach przemknęła obok ich łóżek. Wyciągnęła mundurek z szafy i przerzuciła go sobie przez ramię. Z szafki nocnej wzięła kosmetyczkę i ruszyła do łazienki. Weszła pod prysznic, żeby zmyć ze swojego ciała zapach jego perfum, który nie pozwalał jej skupić swoich myśli na niczym innym, niż Fred. Strumienie ciepłej wody spływały po jej aksamitnej skórze, a Hermiona miała wrażenie, że wraz ze spływającą wodą, uchodzą jej wszelkie troski. W końcu zaczynała czuć, że wszystko się układa. Kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce. Poczuła jeszcze większy przypływ motywacji do działania, więc by nie pozwolić jej ulecieć - szybko zakręciła kran i wyskoczyła spod prysznica. 
 Zaledwie kilka minut później siedziała już przy biurku, układając książki w kolejności według której miała zamiar się uczyć. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy przed oczami zamajaczył jej widok śpiącego Freda. Dokładnie w tym momencie do okna zapukała sowa. Hermiona podskoczyła na krześle, przestraszona nagłym hałasem. Szybko podbiegła do okna i otworzyła je delikatnie, by nie obudzić lokatorek. Odpięła list od nogi ptaka, a ten zerwał się i poszybował w stronę sowiarni. Wróciła do biurka i rozwinęła zwitek. Przeczytała i uśmiechając się do pergaminu, wróciła do książek. 


***W tym samym czasie***

Fred przeciągnął się, starając się przede wszystkim rozprostować obolały kark. Spanie w fotelu nie należało do najwygodniejszych, ale czego się nie robi dla pięknej kobiety. Własnie, jeśli o niej mowa - Fred szybko otworzył oczy i zlustrował całe pomieszczenie w poszukiwaniu Hermiony, ale nigdzie nie było po niej śladu. Dopiero po chwili zorientował się, że zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy leżał skrawek pergaminu, przewiązany czerwoną tasiemką. Odwiązał wstążkę i szybko omiótł wzrokiem kartkę. Uśmiechnął się lekko i schował ją do kieszeni.
- Jak zwykle, nauka ponad wszystko Granger - mruknął do siebie.
Pora była jeszcze wczesna, więc powlekł się w stronę dormitorium z lekko nieprzytomnym wyrazem twarzy. Stanowczo nie czuł się wypoczęty po nocy spędzonej w tak niewygodnej pozycji, więc liczył na to, że uda mu się jeszcze zaliczyć jakąś drzemkę. Drzwi cicho zaskrzypiały, gdy próbował się wślizgnąć do dormitorium. Miał nadzieję, że wszyscy jeszcze śpią, ale niestety szybko okazało się, że bardzo się mylił. George siedział na łóżku, przeglądając jakieś papiery, a Lee opowiadał coś rozgorączkowany, zamaszyście przy tym gestykulując.
- No, no, no! W końcu raczyłeś do nas wrócić zakochańcu - Rudzielec wyszczerzył się w uśmiechu, a Fred zmierzył go tylko karcącym spojrzeniem.

- Nic nie chcę mówić, ale niezły z ciebie drań stary - dodał po chwili George, ale tym razem już z poważnym wyrazem twarzy.

Fred popatrzył na brata zdziwiony, niezbyt rozumiejąc o co mu chodzi. Podszedł do swojego łóżka i z głośnym hukiem, rzucił się na nie. Dopiero, gdy wygodnie się ułożył i upchnął poduszkę pod głowę to ponownie spojrzał na George'a, rzucając mu pytające spojrzenie. 

- Przecież lada dzień otwieramy nasz sklep. Dumbledore odszedł, Hagrida pewnie też wyleją, z drużyny Quidditcha jesteśmy wyrzuceni, nie wspominając już o Owutemach, które na pewno oblejemy. Nic nas już tu nie trzyma. Pamiętasz nasz plan, prawda? - tutaj to on rzucił bratu pytające spojrzenie, ale teraz z jego twarzy nie dało się już zupełnie nic wyczytać, więc nie czekając na odpowiedź, zaczął mówić dalej:
- Z dnia na dzień zostawisz ją samą, a wiesz jakie są teraz czasy. Romantyczne spotkania w Hogwarcie nie są możliwe, a Hermiona przecież nie należy do tych, które porzucą szkołę dla miłości. A, zapomniałem wspomnieć, że to przyjaciółka Harry'ego i tym bardziej nie będzie miała czasu na jakieś miłostki między próbą zabicia Sami-Wiecie-Kogo.

Fred patrzył osłupiały na brata, mrugnął i chciał się obudzić, ale to nie był sen! George pomyślał o wszystkim co jemu do głowy nie przyszło. Lada dzień nie będzie go w szkole, a Hermiona nie może się o tym dowiedzieć, bo wszystko by udaremniła. Zresztą, razem z Georgem ustatlili, że nikt poza Lee nie może o tym wiedzieć, bo im więcej wtajemniczonych osób, tym mniejsze szansę na powodzenie całej akcji. Nie mógł jej o niczym powiedzieć, nawet nie mógł jej w żaden sposób na to przygotować, a gdy ucieknie bez słowa pożegnania to na pewno go znienawidzi. Czemu nie pomyślałem o tym wszystkim wcześniej?! Idiota! - skarcił się w myślach.

- George, a czemu nie mogłeś powiedzieć mi tego wszystkiego WCZEŚNIEJ?!

- Jakoś tak nie przyszło mi to na myśl. Wydawało mi się, że nasz sklep to tak ważny element twojego życia, że nie będziesz w stanie o nim zapomnieć. Wszystko zatwierdzone, zamówienia dostarczone i rozstawione.

George beznamiętnie przeglądał papiery nie zwracając uwagi na rozpacz brata, któremu właśnie przed chwilą połamał serce. Teraz uświadomił sobie, że nie może być z Hermioną! Ba, nawet gdyby mógł to przecież nie ma szans, że wybaczy mu zostawienie jej bez słowa w momencie, gdy w końcu zaczęło się między nimi układać. Nie może też wymagać od niej, że będzie czekała na te potajemne spotkania z nim, które może by udało im się zorganizować...albo i nie. Nie może jej tak ograniczać, będzie tylko zbędnym balastem w jej i tak już skomplikowanym życiu. Łatwo mówić, przecież ja ją kocham! KOCHAM JĄ! I co w związku z tym, skoro jestem tylko głupim Fredem Weasley'em bez perspektyw na przyszłość? Podbiegł do kufra, wyciągnął pergamin i szybko zaczął pisać.

                                                         Moja wspaniała Pani Doktor!
Myślę, że lepiej będzie, gdy nie będę rozpraszał Twojej uwagi od nauki (choć nie ukrywam, że z chęcią bym skradł Ci jakiś pocałunek!). Byłoby to bardzo niebezpieczne dla Twoich ocen, a tego nie chcę, bo wiem jakie to dla Ciebie ważne. Masz całe dwa tygodnie w towarzystwie książek (które jest dużo mniej atrakcyjne niż moje, ale cóż), które ja poświecę na udoskonalenie naszych wynalazków. Mój braciszek czuję się zazdrosny, więc rozumiesz - muszę dać mu też trochę swojej ,,miłości", chociaż w pełni należy ona do Ciebie! No, ale niech się cieszy w końcu to moja druga część. Nie będziemy mieli raczej zbyt wielu okazji, żeby się zobaczyć przed egzaminami, dlatego przesyłam Ci masę buziaków i przytulam Cię x100. Trzymam też za Ciebie kciuki, chociaż wiem, że doskonale dasz sobie ze wszystkim radę!
Twój Fred

Klnąc pod nosem otworzył klatkę i przyczepił list do nóżki sowy. Czuł się podle. Otwarcie sklepu tak bardzo go cieszyło, a teraz miał wrażenie jakby było lawiną, która właśnie zmiotła z powierzchni wszystkie jego nadzieje. Otworzył okno i szepnął do Hermiony, a sowa rozpostarła skrzydła i ruszyła w przestworza. Rudzielec ponownie powlekł się w stronę łóżka i bezwładnie na nie opadł. Nagle wszystkie emocje, które nim targały, uleciały jak powietrze z przebitego balona. Jego ciało wypełniła wszechobecna pustka. Podniósł głowę z poduszki i spoglądając na brata, powiedział:

- Całe dwa tygodnie ciężkiej pracy.

- Damy radę - zawahał się na chwilę. - Fred...dla niej tak będzie lepiej.

Chłopak tylko skinął głową na słowa brata. Przyciągnął do siebie stertę dokumentów, które zaczął intensywnie przeglądać, choć nie miało to już dla niego żadnego sensu.

***Weekend przed egzaminami***

    Dwa dni w których Hogwart zamilkł. Wszyscy uczniowie chodzili z nosem w książkach lub siedzieli w dormitoriach, gdzie ćwiczyli różnorakie zaklęcia i uroki. Jako pierwsze miały odbyć się egzamin z Teorii Zaklęć. Hermionie ostatecznie udało się skupić i nie myśleć o Fredzie, choć było to nie lada wyzwanie. Mimo że sama tego chciała, to dziwnie czuła się nie widząc się z nim przez tak długi czas. Odniosła nawet wrażenie, że bliźniacy gdzieś przepadli, ale ostatecznie ucieszyło ją to, bo była prawie pewna, że postanowili również skupić się na swoich zaliczeniach. 
Ostatnie spojrzenie do ,,Wybitnych osiągnięć w czarowaniu" wywołało w dziewczynie wielkie obawy, ponieważ wydawało jej się, że nic już nie pamięta. Co prawda, poświęciła tej lekturze najmniej czasu, ale wydawało jej się, że jest tam najmniej potrzebnych informacji. Teraz miała wrażenie, że się myliła. Zbiegła czym prędzej do Wielkiej Sali, żeby móc podzielić się obawami ze swoimi przyjaciółmi. Dzisiaj tylko piąto- i siódmoklasiści  mogli przebywać na śniadaniu, cała reszta miała wyznaczone inne godziny posiłków. Hermiona roztrzęsiona usiadła przy stole i spojrzała na Harry'ego, a następnie na Ron'a.
- Nauczeni?
Można byłoby uznać to za pytanie retoryczne, bo to rzecz wiadoma, że żaden z nich nie jest nauczony. Harry zaśmiał się i pokiwał przeczące głową, a Ron zamaszyście wgryzł się w kawałek szarlotki, co było jednoznaczne ze słowem nie. Hermiona już chciał zacząć opowiadać o tym co zapamiętała i co oni powinni zapamiętać, ale w tym momencie zamarła z szeroko otwartymi ustami.

- To egzaminatorzy? - Harry wyciągał szyję by lepiej im się przyjrzeć.

Hermiona kiwnęła głową i cała trójka wstała, udając się w stronę wejścia,  gdzie Umbridge rozmawiała z egzaminatorami. Była to grupka starszych czarodziei. Hermiona po raz pierwszy widziała na twarzy różowej ropuchy strach. Uśmiechnęła się z satysfakcją i udała, że poprawia buta, gdy Dolores rzucała jej piorunujące spojrzenie, które miało być ostrzeżeniem. Bardzo powolnym krokiem, ruszyli dalej, w stronę Wieży Gryffindoru.

- Gacie Merlina.

Portret Grubej Damy odsunął się, a cała trójka weszła do środka. Ku ich zdziwieniu, Gryfoni świętowali! Stali tak w osłupieniu, obserwując bawiącą się grupkę osób, nie bardzo wiedząc czego właśnie są świadkami. Pośrodku stał George bez koszulki, prężnie ukazując swoje mięśnie. Oczywiście były one efektem zakupów u Zonka, a nie godzin spędzonych na treningach. Lee podbiegł do chłopaka i wskazując różdżką na jego pachę, powiedział:

- A patrząc na bujne owłosienie pach tego otóż osobnik! Jego pseudonim to Busz, George Busz!
Wszyscy obecni zaczęli się śmiać, a rudzielec rzucił się na Jordana, ale była to tylko przyjacielska przepychanka. Ich nastroje nie były jednak na tyle dobre, by dołączyli do zabawy. Ron i Harry udali się w stronę foteli, a Granger po chwili zastanowienia postanowiła także zostać w Pokoju Wspólnym i także usiadła na jednym z foteli. Wzrokiem jednak szukała drugiego z bliźniaków, którego jak na złość, nigdzie nie było.

- Za ile mamy pierwszy egzamin? - Harry spojrzał pytająco na Hermione.

- Dwie godziny.

- Damy radę - uśmiechnął się do niej, ale Hermiona nie była pewna czy chciał tym podnieść na duchu ją czy jednak samego siebie.

Cała trójka ponownie zanurzyła się w lekturze. Towarzystwo bawiące się w tle wyszło, ale błoga cisza zapanowała w pomieszczeniu zaledwie na kwadrans, zaraz po nim w całej szkole rozległ się huk. Po nim natomiast Hogwart wypełnił radosny śmiech Filcha i wesołe świergotanie Umbridge, co nie było zwiastunem niczego dobrego. Zerwali się z foteli i pobiegli czym prędzej w stronę Sali Wejściowej. Uczniowie stali w wielkim kręgu, ściskając się jak najbardziej, by móc zobaczyć co dzieję się na centralnym planie. Nie tylko uczniowie byli zaciekawieni, bo całemu zajściu przyglądały się również nauczyciele, a nawet duchy. Pośrodku sali uwalonej czymś co przypominało odorosok, stały dwie osoby, a nad nimi wesoło szybował Irytek. Fred i George. Hermiona poczuła jak całe jej ciało oblewa zimny pot. Miała wrażenie, że jej serce na chwilę się zatrzymało. Jak oni mogli zrobić coś tak głupiego?!

-No i co?- rozległ się triumfalny głos Umbridge, która stała kilka stopni niżej niż ich trójka. - Pewnie uważacie za zabawne zamienienie szkolnego korytarza w bagno, co?

- Bardzo zabawne - odrzekł Fred, patrząc wprost w jej oczy, a na jego twarzy nie widać było śladu lęku.

Nagle, zanim Różowa Ropucha zdążyła coś odpowiedzieć,  z tłumu wybiegł Filch z jakimś papierem w ręku. Podbiegł do Dolores wołając:

- Mam! Mam formularz pozwalający na chłostę, a bicze już czekają!

- Dobrze, Argusie. Wy dwaj - tu spojrzała znowu na bliźniaków - zaraz się dowiecie, co w mojej szkole robi się ze złoczyńcami.

- Taaaak? - powiedział Fred. - Chyba się nie dowiemy - odwrócił się do brata. - George, myślę, że wyrośliśmy ze szkoły.

-Wiesz, to samo sobie pomyślałem - przyznał ochoczo George.

- Czas by wypróbować nasze talenty w prawdziwym świecie, co?

- Masz świętą rację - zgodził się George.

I zanim Umbridge zdążyła się odezwać, unieśli różdżki i zawołali razem:

- Accio miotły!

W oddali słychać było huk, po czym dwie miotły pojawiły się przy rudzielcach.

- Już się nie zobaczymy! - pożegnał Umbridge Fred, przekładając nogę przez miotłę.

- Masz to jak w banku! I Nie musisz do nas pisać! - dodał George, dosiadając swojej miotły.

Fred spojrzał na milczący, obserwujący to wszystko w napięciu tłum uczniów i nauczycieli. Jego spojrzenie skrzyżowało się ze zdziwionym spojrzeniem Hermiony. Szybko odwrócił głowę w inną stronę. Rozejrzał się po zgromadzonych, po czym powiedział:

- Jeśli ktoś chciałby nabyć Kieszonkowe Bagno, którego demonstracja odbyła się na górze, zapraszamy na ulicę Pokątną numer dziewięćdziesiąt trzy! Czarodziejskie Dowcipy Weasley'ów! Nasz nowy lokal!

- Specjalne zniżki dla tych uczniów Hogwartu, którzy przysięgną, że użyją naszych produktów do pozbycia się tego starego nietoperza - dodał George, wskazując na Profesor Umbridge.

Rozzłoszczona Ropucha zaczęła ich ścigać, ale bliźniacy wylatywali już przez otwarte okno, krzycząc na odchodne:

-Irytku, zrób im piekło w naszym imieniu!

I odlecieli w bajecznie kolorowy zachód słońca, wśród wiwatów i okrzyków. 

***

Egzaminy zostały przełożone na następny dzień, gdyż szkołę trzeba było posprzątać. Hermiona z łzami w oczach pobiegła do biblioteki. Ukryta między regałami, płakała. Pierwsza raz w życiu poczuła się tak bardzo oszukana i zawiedziona. Powinna była się domyślić, że Fred nie wytrzymałby dwóch tygodni bez niej, gdyby faktycznie mu na niej zależało, ale była zbyt zakochana by zauważyć znaki ostrzegawcze. Była pewna, że jemu naprawdę na nim zależy, ale nie, okazała się tylko zabawką, a do tego niepotrzebną zabawką... Uczucie żalu przeplatało się ze złością, Jak mogła tak dać się omotać. Uwierzyła w to, że Fred wcale nie jest tym lekkoduchem za jakiego wszyscy go mają. Dostrzegła w nim coś więcej niż cała reszta, jak widać - błędnie.  
Łzy ciekły jej po policzkach niczym rwący potok. Nie próbowała ich już nawet zatrzymywać. Nagle poczuła jak ktoś ją obejmuje, a przed jej twarzą pojawiła się czyjaś ręka z kopertą. Zapuchnięte od oczu płaczy bardzo ograniczały jej widoczność, ale zauważyła, że Ginny lekko się uśmiechnęła, wskazując ruchem głowy by dziewczyna zaczęła czytać.



****
Nareszcie jest! Długo nie mogłam dorwać wen, ale jest!Wiem, że nie jest to żadne cudo, ale moja wena jest zamęczona przez nauczycieli;(  Mam już gotową drugą część rozdziału, ale musi być minimum 5 komentarzy, żebym dodała.
PS. Tak, ucieczka bliźniaków jest tak jak w książkę, gdyż chcemy trzymac się jak najbardziej prawdziwych szczegółów:)


czwartek, 26 września 2013

Rozdział 19 - Włamywacz

Przepraszam za zwłokę, ale wypadł mi nagły wyjazd i nie miałam dostępu do komputera, ale powróciłam i od razu wzięłam się za pisanie, a póżniek komputerek poszedł do naprawy ^^ także tego wybaczcie

***
Od feralnego dnia minął już tydzień, zdawało się że wszyscy już zapomnieli o tym co się wydarzyło na błoniach, ale wcale tak nie było. Od tamtego dnia większość ludzi zaczęła traktować Rona z lekką odrazą.
Hermiona nawet przez chwilę zaczęła mu współczuć, ale gdy tylko zobaczyła jak dumnie prezentuje swoje sine oko jakiemuś drugoroczniakowi (gestykulując przy tym tak energicznie, że najbliższe półmiski spadły ze stołu), stwierdziła, że jednak nie ma komu współczuć. Bardzo brakowało jej tego czasu w którym wszystko było takie proste, byli przyjaciółmi - Golden Trio, dopóki jakiejś przemądrzałej kretynce i rudemu pyszałkowi nie zachciało się miłości. Gdyby tylko mogła cofnąć czas...cofnąć czas....czas! To jest myśl! Gdyby użyła zmieniacza czasu i cofnęła się do momentu w którym odesłała sowę do Rona, że też jej na nim zależy? Gdyby tak przechwycić tą sowę i trochę pozmieniać w liście tak, aby nigdy nie zostali parą; wszystko byłoby zupełnie inaczej. Ich przyjaźń nadal by trwała, a ona Hermiona Granger,  miałby swoich najważniejszych przyjaciół przy sobie. W jej oczach zaczęły tańczyć iskierki szczęścia. Szybko pobiegła do dormitorium i upewniwszy się, że w pokoju nikogo nie ma, wyciągnęła zmieniacz czasu.
- Ile razy musiałabym obrócić? - Gdy się tak zastanawiała, zauważyła, że na podłogę wypad jakiś papierek. Wzięła go w rękę i spojrzała na nagłówek ,,Zasady prawidłowego użytkowania zmieniacza czasu". Ogromna gula stanęła jej w gardle. Co z Fredem... skoro nie będę z Ronem, możliwe, że i Fred wcale się we mnie nie zakocha. Przyjaźń czy miłość? Jej smukła dłoń zacisnęła się na zmieniaczu czasu, a wargi ułożyły się w jedną linię. Widać było, że toczy sama ze sobą walkę, wewnętrzną walkę. Schowała przedmiot do kieszeni po czym wstała.
- Jak ty możesz być taka głupia Hermiona? - uderzyła się z otwartej dłoni w czoło powtarzając pod nosem głupia.
- Piękna i inteligentna, a nie głupia - w drzwiach stał oparty o futrynę Fred. Na jego twarzy widniał lekki półuśmiech, a chodź wydawało się, że nie odniósł żadnych obrażeń w bójce z bratem, to w prawym kąciku jego ust widniał średniej wielkości strupek. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona.
-Jakim cudem udało ci się tu wejść? - na jej twarzy malowało się ogromne zdziwienie.
-Nie ma nic niemożliwego dla Freda Weasley'a.
Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek na to odpowiedzieć, rudzielec już stał przy niej i jedną ręką obejmował ją w pasie, a drugą zanurzył w jej włosach. Hermiona poddała się chwili, przymrużyła oczy i stanęła lekko na palcach, kilka milimetrów dzieliło ich twarze...i BUM! W okno z ogromnym impetem przyłożyła sowa. Hermiona przerażona odskoczyła od chłopaka, upadając na łóżko. Nim zdążyła się zorientować co się stało, Fred odpiął już liścik od nogi sówki i podał go dziewczynie. Jednak Gryfonka nie miała teraz ochoty czytać listów, pociągnęła chłopaka za koszulkę do siebie tak, że upadli razem na łóżko. Fred oparł się na łokciach by nie przycisnąć dziewczyny swoim ciężarem. Hermiona ponownie przymrużyła oczy i rozchyliła lekko wargi. Uniosła głowę i wtedy ich usta się spotkały. Fala ciepła przeszła przez ciało dziewczyny, a każda jej cząstka wołała więcej. Ciepło dłoni Freda na policzku sprawiło, że pojawił się na jej twarzy lekki rumieniec, ale nie przejmowała się tym, w końcu nic teraz się nie liczyło - tylko ona i Fred. Zawsze gdy jest pięknie coś musi się popsuć, więc nasi bohaterowie nie mogą być wyjątkiem od reguły. Hermiona otworzyła oczy i uśmiechnęła się lekko do Freda, ten już chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna przeszkodziła mu:
-Nie deklaruj nic, wszystko przyjdzie z czasem.
Chłopak uśmiechnął się zadziornie, chciał ją ponownie pocałować, gdy usłyszeli krótkie ekhem, ekhem. Fred gwałtownie obrócił się w bok, a w drzwiach stał nie kto inny jak Dolores Umbridge!
- Nie wiem czy pan wie - pogarda pojawiła się na jej twarzy - panie Weasley, że przebywanie w DAMSKIM dormitorium jest surowo karane?
Na jej ropuszej twarzy pojawił się ten sam co zwykle wyraz triumfu. Machnęła różdżką, a Fred został postawiony w pozycji pionowej przy łóżku. Po czym dodała przesłodzonym głosem:
- Dzisiaj o 19 w moim gabinecie, panie Weasley. Teraz proszę stąd wyjść!

***

Hermiona nie mogła skupić się na zajęciach. Pamiętała jak skończył się szlaban Harry'ego, a także jej własny i najzwyczajniej w świecie bała się o Freda, chodź nie chciała się do tego przyznać. Zaraz po skończonych zajęciach pognała do pokoju wspólnego, by czekać czy może uda jej się jeszcze z nim zobaczyć, zanim wyjdzie z Wieży, ale niestety chłopaka nigdzie nie było. Za to w fotelach obok rozsiedli się Harry i Ron. Gryfonka postanowiła panować nad swoimi nerwami i utrzymać tak cenną dla niej przyjaźń. Przez pewien czas rozmawiali, śmiali się i odrabiali lekcję (a raczej Hermiona odrabiała za nich lekcję) i sądząc po minach, cała trójka uznała, że nie warto wszczynać kłótni. Harry niestety nadal miewał wizje ciemnego korytarza w Ministerstwie Magii i wizja ta nie dawała teraz już całej trójce spokoju. Nie wiedzieli jeszcze jak ciężka misja ich czeka i jaki zdradliwy okażę się korytarz ze snów. Rozważali o wszystkim i o niczym, gdy w palenisku pojawiła się głowa Syriusza! Ron i Hermiona spojrzeli zdziwieni na Harry'ego, ale ten nic im nie odpowiedział tylko uklęknął przed kominkiem. Syriusz opowiadał im o wszystkim czego udało mu się dowiedzieć, ale żadna z tych informacji nie zasiała radosnych nastroi w ich sercach. Nagle z roztańczonych płomieni zaczęło się coś wyłaniać. Dwie grube łapy zawitały w komiku, a głowa Blacka, na całe szczęście, zwinnie z nich umknęła. Serca zamarły w całej trójce.
- Czy to były łapska Umbridge? - odważyła odezwać się pierwsza Hermiona. Jej głos drżał.
- Tak, takie grube palce może mieć tylko ona - Ron nadal wpatrywał się w kominek z niedowierzaniem i obawą, że zaraz z kominka wyjdzie cała Dolores.
- Mam nadzieję, że Łapie się nic nie stało... to moja wina, to ja chciałem z nim rozmawiać.
Zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, Harry kopnął fotel i poszedł do dormitorium. Ron pokazując gest oznaczający lepiej z nim pójdę, również ruszył w stronę schodów. Granger usiadła ponownie w fotelu czekając na powrót Freda, ale przytłoczona wszystkimi zaistniałymi sytuacjami - zasnęła. Obudziło ją delikatne głaskanie po głowie, ogień w kominku już przygasała, a ona była przykryta kocem. Za fotelem stał Fred i gładził jej niesforne loki. Uśmiechnęła się, ale zaraz po tym na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Na wewnętrznej stronie ręki chłopaka widniał napis Już nigdy nie będę robił sobie żartów z nauczycieli. Rudzielec przybrał udawany uśmiech i zakrył rany chusteczką, ale Hermiona nie dała sobie zamydlić oczu. Skoczyła po swoją torbę szkolną i wyciągnęła z niej buteleczkę jakiejś dymiącej substancji. Mimo protestów, posadziła Freda w fotelu i kapnęła kilka kropli naparu na każdą z liter. Rany natychmiast przestały krwawić i pokryły się świeżą tkanką skóry. Chłopak starała się nie okazywać bólu, ale jego oczy zdradzały wszystko. Bez charakterystycznych iskierek zdawały się być puste. Hermiona z troską pocałowała go w czoło i odłożyła fiolkę do torby.
- Moja prywatna pani doktor - Fred zaśmiał się wesoło.
- Na pewno dobrze się czuję mój pacjent?
- Póki jesteś przy mnie to czuję się wyśmienicie.
Jednym ruchem posadził sobie Hermionę na kolanach i namiętnie ją pocałował.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 18 - Nie jesteś jej wart

Hermiona szybko zasnęła, jednak sen był niespokojny i płytki, a do tego męczyły ją koszmary dotyczące zbliżających się SUM-ów. Przyśniło jej się, że o nich ZAPOMNIAŁA! Nic się nie uczyła, weszła do sali i...zupełnie nic nie wiedziała!

- EGZAMINY ZA TYDZIEŃ! – wrzasnęła przez sen, po czym w pełni już rozbudzona usiadała szybko na łóżku. 

To była okropna wizja, ale uświadomiła jej, że zaniedbała ostatnio to, co zawsze było dla niej priorytetem, czyli naukę. Cały weekend miała zamiar wykorzystać już tylko i wyłącznie na uczenie się. Tak, to był dobry plan. Mimo nieprzespanej nocy, poczuła przypływ energii – zdobywanie nowej wiedzy, zapach pergaminu...Wszystko to napawało ją pozytywnymi emocjami. Przebrała się z piżamy, zaścieliła łóżko i stanęła przed biurkiem. Zebrała podręczniki do wszystkich przedmiotów i ułożyła je w zgrabną stertę, którą z trudem udało jej się podnieść. Otworzyła drzwi łokciem i włożyła stopę w powstałą szczelinę, by otworzyć je bez strącenia książek. Udało jej się wyjść z dormitorium, ale kolejnym wyzwaniem okazały się schody, gdyż niesiona sterta całkowicie przysłaniała widoczność. Powoli stawiała kroki, aż do momentu, gdy udało jej się wejść do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Panowała tutaj błoga cisza, co oznaczało, że pewnie większość Gryfonów korzysta z możliwości dłuższej, weekendowej drzemki.

- Daj, pomogę - usłyszała czyjś głos zza sterty, a jego właściciel zabrał większą część książek, a wtedy Hermiona zobaczyła te piękne oczy, w których błyskały figlarne ogniki. Ahh... Fred Weasley.

- Cześć Fred - powitała go radośnie. - Nie wiedziałam, że wstajesz tak wcześnie.

- Korzystam z tego, że Pokój Wspólny świeci rano pustkami, zwłaszcza w weekend. Na tygodniu są jeszcze ci, którzy na ostatnią chwilę odrabiają zadania domowe. Weekend to już błogi spokój.

- Odrabiają zadania na ostatnią chwilę tak jak ty? – zaczęła się z nim droczyć.

- Hermiono! - oburzył się Fred. - Za kogo Ty mnie masz? Ja w ogóle nie odrabiam zadań domowych.

Powiedział to z takim przekonaniem, że nie sposób było się nie zaśmiać. Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą, ale na jej twarzy malował się uśmiech.

Ułożył podręczniki dziewczyny na stoliku znajdującym się przy oknie. Granger usiadła w fotelu i spojrzała na Fred. W głowie cały czas kręciła jej się myśl o tym, że teraz miała skupić się tylko na nauce, więc postanowiła go oddelegować.

- Dziękuje panu za pomoc. Teraz jednak muszę poświęcić się edukacji, a z tego co mi wiadomo, nie jest to czynność w której lubi pan uczestniczyć.

Zanim Fred zdążył odpowiedzieć, sięgnęła po książkę do transmutacji, która leżała na samym wierzchu. Schowała twarz za podręcznikiem i zaczęła ignorować obecność Weasley'a. Po chwili już nawet nie musiała udawać, ponieważ wpadła w wir nauki – czytała rozdział i zakreślała ołówkiem ważne pojęcia, zaklęcia, regułki. Fred jednak nadal tam stał i nie odrywał od niej wzroku.

- Ehem, ehem... Hermiono - zagadnął. Dziewczyna łaskawie opuściła książkę i spojrzała na niego pytająco.

- Słucham cię Fredzie Weasley'u.

- Chciałem ci tylko przypomnieć o naszym dzisiejszym spacerze. Do zobaczenia o 12 na Błoniach! - rzucił luzacko i ze swoim niegrzecznym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy,  wrócił do dormitorium.

***

Gdy Fred zniknął z jej pola widzenia, Hermiona w pełni skupiła się na czytaniu, a przynajmniej taki miała plan, którego nie było dane jej zrealizować. Od razu podbiegły do niej Parvati i Lavender, które jak się okazało – przysłuchiwały się całej ich rozmowie.

- A więc to tak... - powiedziała zadziornie Lavender. – Nie Ron, tylko jego brat! Kogoś tu ciągnie do Weasley'ów.

- To nie tak jak myślicie! – broniła się Granger, ale rumieńce na jej twarzy zdradzały wszystko.

- A właśnie, że jest dokładnie tak jak myślimy – odparła Brown. – Fred i Hermiona, zakochana para! – wrzasnęła na cały Pokój Wspólny.

- Fred i Hermiona zakochana para, Fred i Hermiona zakochana para! – zawtórowała jej Parvati, śmiejąc się.

Złapały się za ręce, zamykając Hermione w środku i zaczęły skakać wokół niej, śpiewając "Fred i Hermiona, zakochana para" i zaśmiewając się przy tym do bólu. Już po chwili Pokój Wspólny Gryfonów zapełniony był gapiami, którzy zaciekawieni hałasem dochodzącym z salonu, powychodzili ze swoich dormitoriów.

W końcu i Hermiona nie wytrzymała dłużej w udawanej powadze, i sama też się roześmiała. Krzyki w salonie wywabiły również bliźniaków Weasley. Kiedy Fred zdążył się zorientować, że Lavender i Parvati śpiewają o nim, było już za późno, bo George właśnie wepchnął go do środka kółeczka, gdzie stała już Hermiona, a sam przyłączył się do śpiewających. Potem dołączył Lee Jordan, który już zdążył popłakać się ze śmiechu. Do kółeczka wepchnęły się też Angelina Johnson i Katie Bell, a po nich reszta Gryfońskiej drużyny Quidditcha. Po chwili prawie wszyscy skakali w kółeczku i wyśpiewywali radośnie: Fred i Hermiona, zakochana para. Fred i Hermiona, zakochana para.

Wyglądało to dosyć komicznie, bo w Pokoju Wspólnym byli praktycznie sami uczniowie starszych roczników (od czwartego roku wzwyż). Trudno było się nie zaśmiać, widząc czternasto-, piętnasto-, szesnasto- i siedemnastolatków trzymających się za ręce i skaczących w kółku. Skoro nie udało się to nawet Hermionie, która słynęła ze swojej powagi, to któż inny byłby w stanie się oprzeć tej radosnej atmosferze?

- No, Hermiono! Wybiła dwunasta, a to oznacza, że najprzystojniejszy mężczyzna w Hogwarcie porywa cię na spacer - rzekł Fred i podał dłoń Hermionie. 

Złapała ją z wyraźną ulgą na twarzy, bo bycie w centrum uwagi nie było jej ulubionym zajęciem. Wyszli pod ramionami dwójki siedmiorocznych Gryfonów. Przeszli pod portretem Grubej Damy i udali się na Błonia. Reszta Gryfonów dalej zaśmiewała się w Pokoju Wspólnym, a Lee i George przyjmowali zakłady czy ich zakochani pocałują się na spacerze.


***


       Hermiona i Fred spacerowali po zamkowych łąkach, wzbudzając niemałe zainteresowanie pozostałych uczniów znajdujących się na Błoniach. Nie można było im się dziwić, bo widok Hermiony Granger spacerującej z innymi osobnikami płci męskiej niż Harry i Ron był niespotykany zbyt często, a właściwie to całkowicie niespotykany. Fred i Hermiona zdawali się jednak nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia. Pochłonięci rozmową, nie widzieli nic poza sobą.

- No więc, wychodzi na to, że jesteśmy zakochaną parą - powiedział zadziornie Fred.

- Nie jesteśmy - sprostowała szybko Hermiona.

- Tak czystko teoretycznie – spojrzał na nią ukradkiem i objął ją ramieniem. – Jak długo przewidujesz trwanie proces zdobywania? Trzymanie rąk i ust z dala od ciebie to naprawdę ciężka misja.

Dziewczyna sprzedała mu kuksańca i spojrzała na niego z wyrazem wyrzutu:

- A więc to tak!

- Jak? - zapytał ze szczerym zdziwieniem.

- Wielki Fred Weasley przyzwyczaił się, że dziewczyny od razu rzucają mu się w ramiona, a teraz ma problem - stwierdziła z uśmiechem.

- Ah, strzał prosto w serce. Rozszyfrowałaś mnie.

- I co, zamierzasz się poddać? – zapytała zadziornie, wiedząc jaki skutek takie pytanie wywoła.

- Co?! Nigdy w życiu! Fred Weasley nigdy się nie poddaje! - odrzekł dumny i pewny siebie.

Gryfonka zaśmiała się, stanęła na palcach i dała mu całusa w policzek, po czym wyszeptała mu do ucha:

- Wiem. I jak na razie bardzo dobrze mu idzie - po czym znów opadła na całe stopy. 

To była piękna chwila, nie tylko dla nich, ale także dla tych, którym George i Lee wypłacali pieniądze z zakładów. Wesoła atmosfera nie udzielała się jednak wszystkim. Zza drzewa obok którego stali wyszedł wściekły Ron. Koniec sielanki nastąpił szybciej, niż się spodziewali.

- Hermiono, co ty robisz?! - krzyknął. Twarze wszystkich uczniów na błoniach zwróciły się w ich kierunku, a ponieważ jego głos dotarł także do zamku – okna w Pokoju Wspólnym Gryfonów od razu się otworzyły.

- W tej chwili Ronaldzie, stoję, ponieważ tamujesz mi przejście - odpowiedziała najbardziej spokojnie, jak tylko potrafiła.

- Chodziło mi o to, co TY robisz z NIM! - wykrzyczał, tym razem wskazując na brata.

- Ej! Młody, zamknij się i przesuń, dama chce przejść - odrzekł mu Fred, z wyraźną irytacją.

- Cicho siedź! Hermiono, popełniasz błąd!

- Bo...? – zapytała, już wyraźnie zdenerwowana.

- Przecież doskonale wiesz jaki jest Fred! 

- No wiem, i co w związku z tym Ronaldzie?

- Popełniasz błąd.

- Od kiedy się tak przejmujesz moimi błędami?! - Hermiona powoli zaczynała tracić cierpliwość.

- Od kiedy znam swojego braciszka - ostatnie słowo wypowiedział tak przesłodzonym głosem, że mógłby udawać Ritę Skeeter.

- Tak?

- Tak.

- No popatrz, to któreś z nas musi mieć o nim błędne zdanie - prychnęła ze złośliwym uśmieszkiem.

- I to jesteś ty - wycedził Ron przez zęby. - Mi na tobie zależy i próbuję cię ostrzec. On się nie zakochuje, on się tylko bawi dziewczynami!

Zanim Bliźniak zdążył zareagować Hermiona wykrzyknęła:

- Fred nie jest taki jak ty, Ronald! - po czym odwróciła się i ze łzami w oczach pobiegła w stronę zamku. Fred zaczął biec za nią, ale Ron zatrzymał go.

- Tak, biegnij za nią, biegnij! Doskonale wiesz, że jestem dla niej wart więcej niż ty! - dopowiedział.


***W tym samym czasie w Salonie Gryfonów***


Wszyscy Gryfoni przyglądali się tej scenie z zaciekawieniem, a ci, którzy wiedzieli na co stać Freda kiedy się wkurzy, patrzyli na Rona z nieukrywanym współczuciem. Tylko Alicja Spinnet patrzyła na niego z zażenowaniem, a w jej głowie była tylko jedna myśl - Boże, co ten debil robi!

- Hermiono, co ty robisz?! - krzyknął.

- Uuuuuu, powodzenia Ron - mruknęła Parvati, ale Lavender dała jej kuksańca w bok. - No co? Prawdę mówię. Ron nie ma szans z wkurzoną Hermioną – stwierdziła, zgodnie z prawdą.

- A tym bardziej, jeśli do wkurzonej Hermiony dołączy wkurzony Fred - dorzucił swoje trzy grosze Lee.

- Oj cicho - warknęła Lavender, a Jordan i Parvati unieśli ręce w obronnym geście, po czym oboje się roześmiali.

- W tej chwili Ronaldzie, stoję, ponieważ tamujesz mi przejście - odpowiedziała mu Hermiona najbardziej spokojnie, jak tylko potrafiła.

- No właśnie, czy nasz Ronaldo-Amanto stracił wzrok? - wypalił złośliwie George, za co Lavender zdzieliła go w potylicę otwartą dłonią.

- Auuu! - zawył. - Dobra, spokojnie laska - dodał.

Lavender prychnęła, ale widać było na jej twarzy, że zaczyna czuć się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo. Jej uczucia do Rona nadal nie wygasły, a nadzieja na to, że on to zrozumie  i przyjdzie prosić o wybaczenie, powoli obumierała.

- Chodziło mi o to, co TY robisz z NIM! - wykrzyczał Ronald, tym razem wskazując na brata.

- Jest na spacerze, Ron - odpowiedziała na pytanie Parvati i zbiła piątkę z Lee. 

Brown dała już spokój, bo chyba odpadłyby jej ręce, gdyby miała za każdym razem bronić Rona. Poza tym zauważyła, że tylko Patil, George i Lee się odzywają, jakby świetnie się rozumieli.

- Ej, młody, zamknij się i przesuń, dama chce przejść - odrzekł mu Fred.

- No, dobrze gada - odezwał się Jordan.

- Jordan, zamknij się - warknęła Lavender. Chłopak tylko objął ją ramieniem i pokazał dłonią na Błonia, po czym powiedział:

- Lavender, złotko, wyluzuj i oglądaj z nami. To lepsze niż mecze Quidditcha - puścił ją i mrugnął do Parvati. Między tą dwójką chyba była jakaś chemia, chociaż nie chcieli się do tego przyznać.

- Cicho siedź! Hermiono, popełniasz błąd! - brnął w zaparte Ron.

- Bo...? - zapytała.

- No właśnie. Też chciałbym wiedzieć - rzekł George, krzyżując ręce na piersiach. Lavender już nabierała powietrza, żeby coś powiedzieć, ale Rudzielec ją uprzedził. - Cicho Lav, delektuj się chwilą. Ja przywykłem do kłótni rodzinnych, wy macie unikatową okazję się temu przyglądać!

- Przecież doskonale wiesz jaki jest Fred! - wrzeszczał dalej Ronald.

- No, to chyba każdy wie - mruknął Lee, odruchowo chroniąc się przed atakiem blondynki: - Spokój Lavender!

- No wiem, i...? - spytała Hermiona.

- No właśnie i co? - wtrąciła Parvati. - Uspokój się Lav! - dodała szybko.

- Popełniasz błąd. 

- Niby jaki? - mruknął z politowaniem George. Lavender chciała mu dać kuksańca, ale Lee złapał ją za łokieć.

- Lavender, jeśli nie przestaniesz to obiecuje, że wsypię ci do kufra z ciuchami proszek na swędzenie, który działa cztery miesiące - ostrzegł ją. Dziewczyna natychmiast się uspokoiła i z naburmuszoną miną stanęła z tyłu.


- Od kiedy się tak przejmujesz moimi błędami?! - Hermiona chyba zaczynała tracić cierpliwość.

- O! To, to i ja chciałabym wiedzieć! - stwierdziła Lavender, ponownie przepychając się na przód.

- No widzisz. Więc słuchaj i opanuj kończyny - poradził jej George.

- Od kiedy znam swojego braciszka

- Ehem - mruknęła z zażenowaniem Parvati.

- Słyszeliście jak słodziutko to powiedział? - zapytał Lee. - Mógłby robić za Ritę Skeeter - Gryfoni roześmiali się, przytakując.

- Tak? - zapytała Hermiona.

- Tak. - odparł Ron.

- No popatrz, to któreś z nas musi mieć o nim błędne zdanie - prychnęła ze złośliwym uśmieszkiem Granger.

- Racja Hermiono. Po tylu latach znajomości Ron powinien się w końcu nauczyć, że masz zawsze rację - wtrącił George. - O, już się uspokoiłaś Lavender, jak miło. Nie ukrywam, że zależy mi na żebrach i czaszce - dodał niby mimochodem.

I to jesteś ty - wycedził Ronald przez zęby. 

- Eee, nie? Biedny Ron. Jaki on głupiutki i pocieszny - roześmiała się Parvati. Lee zawtórował jej, a Hinduska zaczerwieniła się.

Mi na tobie zależy i próbuję cię ostrzec. On się nie zakochuje, on się tylko bawi dziewczynami! - wrzasnął Ron.

- O nie! Na to nie pozwolę! - zbulwersował się George. - Zaraz ci przywalę, tak, że się już nie pozbierasz Ron - wykrzyknął i zaczął przedzierać się przez tłum Gryfonów, ale Lee go zatrzymał.

- Stary, potem mu dowalimy. Teraz daj spokój. Fred świetnie da sobie radę.

- Fred nie jest taki jak ty, Ronald! - krzyknęła Hermiona i pobiegła w stronę zamku.

- Jak zwykle w punkt, Granger! Dziesięć punktów dla Gryffindoru - przytaknął jej Jordan, a reszta zgromadzonych powtórzyła po nim.

Gryfoni przysunęli się do okna, żeby lepiej widzieć i słyszeć co teraz się stanie, ale brakowało wśród nich jednej osoby. Lavender Brown uciekła do pokoju zaraz po słowach Rona: Mi na Tobie zależy, które cały czas odbijały się echem w jej głowie i wbiły się w jej serce niczym odłamki szkła.


***


Lavender przybiegła do dormitorium. Wszyscy byli tak pochłonięci oglądaniem jatki między braćmi, że nikt nie zauważył jej zniknięcia, jednak na wszelki wypadek, po zamknięciu zabezpieczyła drzwi kilkoma prostymi zaklęciami. Usiadła na swoim łóżku i zasunęła kotary. Dopiero kiedy zamknęła się w tym małym, czerwonym prostokącie, uwolniła swoje uczucia w pełni. Po jej policzkach pociekły strumienie łez. 
Jak Ron mógł? - myślała, przyciskając poduszkę do piersi.  Cóż, najwyraźniej to nie ja byłam jego miłością. A przecież właśnie to mi mówił. Że mnie kocha. Że już nie kocha Hermiony... To ona jest wszystkiemu winna! Omotała sobie Ronalda wokół palca, a teraz mam tego skutki... 

Gryfonka usłyszała szczęknięcie zamka w drzwiach. Wierzchem dłoni szybko wytarła mokre od łez policzki.

- Lavender? - usłyszała troskliwy głos Hermiony w pobliżu swojego łóżka. 

Rozsunęła kotary z zamiarem wygarnięcia jej co myśli o omotaniu sobie Ronalda wokół palca, ale kiedy tylko spojrzała na jej twarz to od razu zmieniła zdanie. Wyobrażała sobie, że zobaczy tam uśmieszek zadowolenia, satysfakcji. Ale tak nie było.
Twarz Hermiony wyglądała podobnie do jej własnej - z rozmazanym tuszem do rzęs, zapuchniętymi i zaczerwienionymi oczami oraz mokrymi śladami na policzkach. Wtedy Lavender coś sobie uświadomiła: Hermiona nie kochała Ronalda. Nie chciała, żeby on czuł coś do niej. Chciała zamknąć jego rozdział w swoim życiu. To nie jej wina, że chłopak dalej darzył ją uczuciem. I przede wszystkim: Hermiona naprawdę chciała się z nią zaprzyjaźnić.

- Lavender, nie martw się - rzekła z troską, siadając obok niej na łóżku. 

Przez chwilę wyglądała jakby chciała ją przytulić, ale powstrzymała się przed tym. Choć sama nie była w wyśmienitym humorze chciała pocieszyć Lavender i dziewczyna naprawdę to doceniła.

- Nie będę pytać o co chodzi, bo myślę, że wiem o co. Ale powiem ci coś. Zranił ciebie, tak jak kiedyś mnie. Nauczysz się z tym żyć, Lavender. I ja jeśli będziesz chciała to ci w tym pomogę. Obiecuję. Będzie dobrze. Wiem, że pewnie myślisz, że omotałam Rona wokół palca, a teraz to są puste słowa, ale tak nie jest. To Ron ma te cechy, którymi obarczył Freda. Bawi się dziewczynami. Najpierw mną, teraz tobą. Pomyślałam, że nawet jeśli takie słowa z ust osoby, która nie ma takich zmartwień brzmią sztucznie, to może z ust tej, z którą dzielisz problem zabrzmią naprawdę szczerze.

- Dziękuję ci, Hermiono - odparła Lavender. Na tyle ją było stać, nie potrafiła wyrazić jak bardzo jest wdzięczna Granger. Poza tym dalej była roztrzęsiona i smutna, ale to uczucie powoli ustępowało miejsca wściekłości na Ronalda Weasley'a.


*** W tym samym czasie na Błoniach***


Tym razem Fred nie potrafił już utrzymać swoich nerwów na wodzy. Odwrócił się w kierunku Rona ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Już widział strach w oczach brata i dodatkowo go to nakręciło. Może i Ron przyjaźnił się z Hermioną przez te pięć lat i przez parę miesięcy byli parą, ale teraz był nikim. Nie zasługiwał na miano jego brata, po tym jak potraktował Granger. I po tym wszystkim jeszcze ma czelność myśleć, że jest dla niej więcej wart? Nigdy! On, Fred Weasley nigdy się nie poddaje! A w tej sytuacji miał przewagę, był starszy i znał więcej czarów, chociaż to ostatnie w tym przypadku nie miało żadnego znaczenia, bo nie miał zamiaru robić tego po magicznemu.

- Teraz to przegiąłeś, Ron! - krzyknął i rzucił się na brata.

Mało wyrafinowany sposób załatwiania swoich spraw, rzec by można, że mugolski. Pięści. Bójka. Przemoc. Ale cóż poradzić na to, że jest to o wiele bardziej oczyszczająca metoda, niż zwykłe rzucenie zaklęciem.
W tej konkurencji miał jasno określoną przewagę. Był wyższy i silniejszy, a przy tym teraz na maksa wkurzony. Ron nie miał szansy odeprzeć kilku pierwszych ciosów, był zbyt oszołomiony, a ruchy Freda były zbyt szybkie. Z tego powodu już po chwili skóra wokół jego lewego oka nabrała sinego koloru.
W Ronie wezbrała cała wściekłość i frustracja, którą odczuwał wobec Freda, podobna do tej, którą Fred odczuwał wobec George'a jakiś czas temu. Cały żal o to, że jest we wszystkim lepszy. Wymierzył cios w głowę Freda, ale ten się uchylił wobec czego oberwał prosto w lewe ramię. Kolejnym ruchem usiłował trafić brata w brzuch, ale Fred kopnął w jego nadgarstek, zanim cios dotarł w zamierzone miejsce. Ron syknął i złapał się za obolałą część ręki. Bliźniak już zdążył się częściowo uspokoić i zaczął myśleć racjonalnie. Wykorzystał chwilę nieuwagi Ronalda i uderzył go kolanem w brzuch. Cios był świetnie wymierzony, a Ron zgiął się wpół z bólu, przyciskając dłonie do pulsującej od uderzenia części ciała. Wtedy Fred oboma rękami popchnął go, po czym młodszy Weasley upadł na lewy bok. Ron zajęczał z bólu i nie próbował już nawet wstać.
Fred już miał odchodzić, ale zatrzymał się w pół kroku. Stanął tak, że odległość między jego trampkami, a twarzą Rona wynosiła zaledwie kilka centymetrów. Młodszy chłopak zamknął oczy i zacisnął usta,szykując się na przyjęcie kolejnego ciosu, jednak do niczego takiego nie doszło. 

- Nigdy nie będziesz wart Hermiony, zapamiętaj - powiedział mu, po czym odwrócił się i ruszył w stronę zamku.


piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 17 - George Clooney

Siemaneczko kochani! Przepraszam, że tak późno dodaje rozdział, ale wcześniej jakoś tak nie miałam weny:) Problemy, ciągle jakieś problemy, ale nie zanudzam wa smęceniem i przechodzę do rozdziału;)
Miłego czytania i czekamy na komentarze! Muszą być przynajmniej 3 żebyśmy dodały kolejny rozdział) ;)

***

    Błysk, zaklęcie, krzyk....i śmiech? Tak, dokładnie - śmiech! Koło Freda przemknęło kolejne zaklęcie i tym razem trafiło w cel.
- Depulso!
Ron z impetem uderzył w ścianę.

-Auaa! Zwariowałaś Lavender?!
Rudzielec powoli podnosił się z podłogi, rozcierając tył głowy. Lavender nic nie odpowiedziała. Stała dalej w miejscu z różdżką wymierzoną w chłopaka. Cała reszta zamarła w bezruchu z głupkowatymi uśmiechami na twarzy.
- Nie zwariowałam, ale nie pozwolę na to byś tak bezkarne mnie zdradzał! To powinno ci wystarczająco utrudnić całowanie się z kolejną panną! - wykonała różdżką jakiś dziwny ruch i krzyknęła - Densaugeo!
Wybiegła z sali, a wszyscy spojrzeli na Rona, czekając na efekt zaklęcia, a jak się okazało - długo czekać nie było trzeba. Przednie zęby rudzielca osiągnęły nienaturalną wielkość. Przypominał teraz bobra; rudego bobra. Jego wzrok od razu powędrował w stronę Hermiony.
- Odfczarujaj mfniew, pfworoszem Hermionanino. Tylfkowo szyuboko!
Hermiona już wyciągała różdżkę by odwrócić działanie zaklęcia, gdy Fred złapał ją za nadgarstek.
- Myślę, że to dla niego świetna kara. Pani Pomfrey zajmie się nim, dajmy mu chwilę, żeby nacieszył się swoim nowym wyglądem.
-Zamukanij siemi Fredua! Tyu nief masz zembouwo sienganajacych do broduy!
- Mógłbyś powtórzyć, bo nie zrozumiałem?
Fred uśmiechnął się triumfalnie, a Ron rzucił mu zabójcze spojrzenie.
- Bof ciem zafrazt ugryfze!
- No, to miłego dnia Ron! - Fred szybko złapał Hermionę za rękę i wyciągnął z sali. Nie chciał sprawdzać jak boli ugryzienie brato-bobra. Stali teraz przed skrzydłem szpitalnym, a Fred nadal trzymał dziewczynę za rękę. Zapadła cisza. Cisza, która zawsze Freda drażniła.
Natłok myśli, słów które teraz chciał wypowiedzieć - wszystko mąciło jego ciszę...ich ciszę. Spojrzał niepewnie na Granger.

- Hermiono... - szybko mu przerwała.
- Nie tutaj - teraz to ona złapała go za rękę i pociągnęła w stronę jakiejś klasy, której wcześniej nie zauważył. Jak się okazało, była to czytelnia. Kilka foteli, mały kominek i pełno regałów z książkami.
- Co to za pokój?
- Wie o nim tylko kilkoro z uczniów Hogwartu. Pomieszczenie do nauki, stworze przez samą Rowene Ravenclaw.
- No tego...ładnie tu - włożył ręce do kieszeni i zaczął bujać się na piętach. Dziwnie czuł się w tym miejscu, trochę jak intruz, który zakradł się do czyjejś sekretnej kryjówki.
Dziewczyna natomiast zachowywała się jakby była u siebie w domu. Przechodząc koło regału poprawiła stojące na nim książki. Zapaliła małą, kryształową lamkę, stojąco na hebanowym stoliku, po czym podeszła do fotela i usiadła na nim po turecku. Fred niepewnie podążał jej śladami. Usiadł w fotelu obok, a nogi przerzucił przez podramiennik. Patrzyli na siebie, a każdemu z nich chodziło po głowie to samo - żeby to druga strona powiedziała pierwsza to, co dzisiaj paść musiało. Fred w końcu otworzył  usta i niepewnie rozpoczął:
- Ja...wtedy z Alicją, nie chciałem jej pocałować. Rozmawiałem z nią. Byłem przybity tym, że widziałem cię z Ronem, a ona po prostu wykorzystała okazję i pocałowała mnie. Zależy mi tylko na jednej osobie i oczywiście jesteś nią ty.
-Wtedy z Ronem nic nie było. On przyszedł i zaczął mi mówić jak to mnie kocha i tym podobne farmazony, ale od razu odesłałam go z kwitkiem.
Znowu zapadła chwila milczenia.
- Spróbujmy.
- Ale czego Fred? Czego tak naprawdę chcesz ode mnie?
- Spróbujmy być razem.
Na twarzach obydwojga pojawiło się skupienie. To takie dziwne, a jednocześnie piękne jak miłość jest krępująca dla młodych.
- Nie, Fred to bezsensu.
Zamurowało go. Był pewien, że Hermiona również coś do niego czuję. Po co to wszystko było, dlaczego robiła mu nadzieję i tak się zachowywała? Czyżby był tylko zabawką? Przecież ona taka nie jest, nie Hermiona. Spojrzał na nią zdziwiony i lekko podenerwowany. Chyba to zauważyła, więc szybko zaczęła się tłumaczyć:
- Nie, Freddi! Nie o to chodzi. Po prostu wydaje mi się, że to wszystko za szybko zaczęliśmy i chciałabym cię prosić, żebyśmy zaczęli od nowa. Zawsze stawiałam sobie reguły. Nie całowałam się z chłopakiem na pierwszym spotkaniu czy nie byłam taka...hmm...rozkojarzona. Chce żebyśmy zaczęli to inaczej.
- Inaczej to znaczy?
- Od nowa.
Uśmiechnęła się lekko, gdy zauważyła, że twarz Fred się rozpogodziła. Chłopak wstał z fotela i jak to na niego przystało -zaczął się zgrywać. Udał, że gra na gitarze, po czym uklęknął przed Hermioną.
- Czy piękna panna raczy wybrać się ze mną jutro na spacer. Obiecuję, że będę trzymał ręce...- Hermiona przerwała mu.
- I usta?
- Ręce i usta przy sobie - uśmiechnął się. - Będzie to najzwyklejszy spacer z jakże pięknym, wesołym, miłym i skromnym osobnikiem. Zobowiązuje się również nie eksperymentować więcej na tobie produktów Weasley&Weasley. Co ty na to?
Uśmiechnęła się, a w jej oczach zabłysnęły radosne iskierki, które tylko jemu udawało się wywoływać.
- Hmm... skoro tym razem nie zamienisz mnie w kanarka, to owszem wybiorę się na ten spacer z tobą. Tylko...wspominałeś o jakimś przystojniaku, a ja tu żadnego nie widzę.
Fred zrobił naburmuszoną minę po czym powiedział:
- Wiesz, że gorzko tego pożałujesz?
- Czy to jest groźba?
- Tak! - uśmiechnął się zawadiacko, a ona wstała z fotela. Zanim zdążył się zorientować co się dzieje, Hermiona krzyknęła:
- Nie złapiesz mnie!
- Nie bądź taka pewna! - odpowiedział, i ruszył za nią.
Głośny śmiechy, żarty i radość, którą cała ta zabawa była przepełniona. Hermiona zamyśliła się, co dało Fredowi szanse w końcu ją złapać. Ujął jej dłonie w swoje i obrócił ją tak, że stała do niego tyłem, ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach. Była bez ruchu.
- I co ja mam ci teraz zrobić, co?
- Może po prostu mnie puścisz? 
- Ta opcja nie wchodzi w grę. Powiesz mi teraz kto jest najprzystojniejszym mężczyzną? Podpowiem ci, że to ta sama osoba z którą idziesz jutro na spacer.
- Na spacer idę z takim jednym Fredem, na pewno go nie znasz. A najprzystojniejszy mężczyzna to może George Clooney? - w jej głosie słychać było udawaną powagę.
- Nieprawidłowa odpowiedź. Clooney nie dorasta temu o którym mowa, nawet do pięt.
- To ty wiesz kto to George Clooney? - na twarzy Hermiony pojawiło się zdziwienie.
- A myślisz, że dlaczego mój brat ma tak na imię? Moja mama też czyta te wszystkie kolorowe pisemka.
Hermiona roześmiała się. Pani Weasley fanką Clooney'a, tego by się w życiu nie spodziewała.
- George Weasley następcą George'a Clooney'a. To o nim mowa, on jest tym przystojniakiem?
- Znowu pudło. Za każdy kolejny błąd będziesz musiała zrobić coś niezgodnego z regulaminem wraz ze mną!
- Ej! To nie fair.
- Znów niepoprawna odpowiedź. Więc kto jest najcudowniejszym, najprzystojniejszym mężczyzną?
-Na pewno nie ty! - Hermiona szybko oswobodziła dłonie i skoczyła za fotel z wyrazem triumfu, malującym się na twarzy.
- Tego już za wiele.
Chłopak jednym ruchem przeskoczył fotel i znów był na wygranej pozycji. Niestety grawitacja chciała się również z nimi pobawić i przyciągnęła ich do siebie. Upadli razem na podłogę.
- A ty znowu na mnie lecisz Fred! Miałeś trzymać ręce przy sobie - Hermiona roześmiał się.
Fred szybko podniósł się, z nienaganną gracją ukłonił się i wyciągnął dłoń by pomóc dziewczynie wstać.
- Pozwoli panienka, ze odprowadzę wać pannę do dormitorium, by uchronić waszą książęcą mość od złego czaru potwora z Hogwartu, czyli złowrogiej Filchodżilli.
- Oh, no tak, już późna godzina - Hermiona udała ukłon. - Będę zaszczycona.
Podał jej dłoń, a ona delikatnie ją ujęła.
Fred odstawił Hermionę pod same schody dormitorium. Pożegnali się zwykłym dobranoc i buziakiem w policzek, po czym każde poszło do swojego dormitorium, ale żadne z nich prędko nie zasnęło. Wydarzenia minionego dnia nie pozwoliły im na to. Miłość, która zaczęła w nich kiełkować, ogarnęła już swą obecnością ich ciała i duszę. Hermiona pomyślała o Fredzie i nieświadomie przytuliła pościel. To jednak nie pomogło i sen nadal nie chciał nadejść.  W końcu wstała. Usiadła na parapecie i uchyliła lekko okno. Zimne powietrze zaczęło wlewać się do pomieszczenia, a Hermiona zrobiła głęboki wdech, wypełniając nim płuca. Spojrzała za okno, na Błonia skąpane w jaskrawym świetle księżyca, którego odbicie tańczyło na tafli jeziora. Jej serce wypełniała ogromna wdzięczność - za to, że mogła tutaj być, że było jej dane dołączyć do tego magicznego świata. Wszystkie wydarzenia ostatnich tygodni były istnym szaleństwem, ale teraz zaczynała czuć, że to wszystko ma i miało sens. Zaczynała rozumieć, że w życiu, poza nauką, najważniejsza jest równowaga, a ona często miała tendencje do tego by ją gubić. Fred był jak równoważnia -  w zestawieniu z jej poważnym podejściem do życia, można było uzyskać idealny stan. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie, po czym zamknęła okno. Czuła się taka lekka, jakby ktoś właśnie zdjął z jej barków ogromny ciężar. Owinęła się szczelnie kołdrą i tym razem już bez problemu zasnęła.