Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

niedziela, 20 września 2015

Epilog

          Nie potrafię zdefiniować miłości, nie potrafię zrozumieć istoty szczęścia, ale śmiało mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa i że kocham całym sercem. Czasami życia nie można brać racjonalnie, w niektórych dziedzinach trzeba wyłączyć umysł, a włączyć serce i mimo że w moim przypadku było to naprawdę ciężkie do wykonania to cieszę się, że mi się udało. Bałam się, że nigdy nie będę potrafiła kochać, że nie będę potrafiła zaufać, a jednak. Nie dość że zaufałam, to jeszcze oddałam w jego ręce swoje serce i całe swoje życie. A co jest w tym najpiękniejsze – nie żałowałam, niczego nie żałowałam. Przestałam wierzyć w prawdziwą miłość, w to że ktoś może kochać bezinteresownie, nie licząc na nic więcej niż odwzajemnienie tego uczucia, a jednak. Fred pokazał mi co to znaczy kochać, przywrócił mi wiarę w miłość i teraz tak stojąc w kuchennym oknie naszego domu i przyglądając się jak siedzi na huśtawce z naszą córeczką na kolanach, nie mogę uwierzyć w to jak wielką jestem szczęściarą.

Uchyliłam okno by posłuchać co mój mężczyzna mówi do naszej córeczki, która dziś zaczyna swoją edukację w Hogwarcie.

– Tato, ale ja się wcale nie cykam! Wiem, że będę w Gryfindorze, bo jeśli ta stara czapka chciałaby mnie wysłać do innego domu to zaserwowałabym jej taki pokaz waszych magicznych fajerwerków, że odechciałoby jej się wydziwiać!

– Kochanie, nie wiem po kim ty jesteś taka dowcipna, naprawdę. – Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak jej brązowowłosa księżniczka chichocze, gdy Fred ukradkiem łaskocze ją po żebrach. – Są mniej brutalne sposoby by trafić do tego domu do którego się chcę. Wystarczy pomyśleć o tym i powiedzieć Tiarze dlaczego akurat ten dom, a ona to zrozumie. Tak naprawdę to ty wybierasz, nie ona.

Mała Molly uśmiechnęła się do ojca, ukazując rządek równiutkich ząbków z małym ubytkiem w kle, który został spowodowany jednym z pomysłów jej brata i kuzyna.

– To dobrze! Tylko tatku... – dziewczynka lekko się zarumieniła.

– No dawaj księżniczko, Weasleyowie nigdy się nie cykają, więc mów mi szybko co cię trapi.

– Bo..no wiesz....Remus i Collin są już na trzecim roku…wszyscy w szkole ich znają, są bardzo lubiani i w ogóle mają świetne pomysły...a ja..ja się boję..znaczy się, ja wcale się nie boję! – Dziewczynka wypięła pierś do przodu w geście, który miał oznaczać odwagę. – Tylko wiesz, myślę czy...zastanawiam się...bo jeśli mnie nie polubią inne dzieci tak jak ich? Nie chcę być tylko uznawana za tę młodszą siostrę tego sławnego Remusa i kuzynkę mistrza eliksirów Collina...

-– Naprawdę myślisz, że mogłoby tak być? – Spojrzał na nią z nieudawanym zdziwieniem. – Molly, jesteś wspaniałą, mądrą, utalentowaną i śliczną dziewczynką. Twoja mama była najmądrzejszą kobietą w Hogwarcie i całe szczęście, inteligencje odziedziczyłaś po niej, a nie po mnie. Za to ode mnie też coś dostałaś, nie chwaląc się, nikt nie ma lepszej ciętej riposty i dowcipów niż nasza dwójka…tylko nie mów tego wujkowi George'owi! - Dziewczynka zachichotała. - Ja z twoją mamą jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami i to dzięki temu mamy takie wspaniałe dzieci, bo macie po trochu z każdego z nas i skromnie mówiąc, jesteście idealni. Hogwart na was czeka! Nie masz się czego obawiać, jesteś indywidualnością, sobą – nie swoim bratem czy kuzynem. Jesteś Molly Nimfadora Weasley i zatrzęsiesz całym Hogwartem, swoją inteligencją i ciętą ripostą. Prawda?

Mała skinęła głową, a w jej oczach pojawiły się takie same iskierki jak w oczach jej ojca.

– Tak jest! Weasleyowie górą!

– Tak jest, moja krew. – Znowu ją połaskotał. – Przybij piąteczkę!

Jej mała dłoń wylądowała na jego, a spod ich palców wystrzelił atrament w kolorach tęczy.

– TATO! Znowu? Chyba twoje wspaniałe poczucie humoru zaczyna się starzeć, zrobiłeś już ten kawał kilkanaście razy w ciągu tego tygodnia!

– O nie, ty mała bestio! Uważasz, że moje żarty nie są śmieszne?

Molly skinęła zawadiacko głową.

– ZEMSTA! – krzyknął Fred i przerzucił sobie dziewczynkę przez ramię, łaskocząc ją.

Do kuchni wbiegli dwaj rudowłosi chłopcy, na oko w tym samym wieku. Byli do siebie bardzo podobni, gdyby nie kilka różniących ich szczegółów, można by było uznać, że są to bliźniacy. Podbiegli do zamyślonej Hermiony, na której twarzy błąkał się nieprzytomny uśmiech.

– Mamooooo!

– Tak, Remusie? – obróciła się i spojrzała na syna.

– Kiedy przyjedzie wujek George i ciocia Angelina?

– Powinni tu być za jakieś dwadzieścia minut, razem z Roxanne i bagażem Collina. – Uśmiechnęła się do chłopców i rozczochrała ich rude czupryny.

– Super! Jesteś pewien Collin, że nie zapomni?

– No jacha! Tata w życiu nie zapomniałby o tak ważnej rzeczy. Będziemy królami Hogwartu w tym roku! Zresztą, tak jak w każdym poprzednim!

Hermiona słysząc rozmowę chłopców spojrzała na nich podejrzliwie.

– Panowie, co wy kombinujecie? Listy z zażaleniami na was z tamtego roku już przestały mi się mieścić w szufladzie, więc mam nadzieję, że w tym roku nie będzie powtórki?

– Spokojnie ciociu...w tym roku będzie ich jeszcze więcej!

Chłopcy roześmiali się i wybiegli z kuchni krzycząc naprzemiennie ,,berek", a Hermiona tylko pokręciła z dezaprobatą głową.

          Wszedłem do kuchni gdzie wesoło krzątała się Hermiona. Urodziła już dwójkę dzieci, a jej ciało nic się nie zmieniło. Nadal była tak samo piękna jak w dniu ślubu. Pięknie zarysowana talia, zaokrąglone zgrabne pośladki, smukłe nogi... Mój ideał. Już od samego patrzenia na nią miałem ochotę wziąć ją w objęcia i nie wypuszczać już nigdy. Jej miłość codziennie dawała mi siłę do życia, jej ramiona każdego wieczora są ukojeniem mojego zmęczenia, jej drobna dłoń potrafi uspokoić mnie w każdej sytuacji... A tak mało brakowało bym był największym idiotą na świecie. Chciałem uwierzyć w jej stereotypowe kujoństwo i odpuścić sobie, chciałem zrobić największy błąd w życiu, ale jak widać jeśli ktoś jest nam pisany...Objąłem ją. Moja żona z uśmiechem obróciła się i cmoknęła mnie w policzek. Na gacie Merlina, jaka ona jest piękna...na gacie Merlina – jak ja ją kocham! Jej usta wyglądają jakby prosiły się o pocałunek, a ja nie potrafię opierać się jej prośbom. Przywarłem do jej ust z zawadiackim uśmiechem, który ona tak bardzo kocha.

– Fuuuu, brachu tu są dzieci! Wstydziłbyś się chociaż trochę!

Do kuchni wszedł roześmiany George, a za nim Angelina prowadząca za rękę około pięcioletnią dziewczynkę o szadej cerze i brązowych włosach. Fred podszedł do brata by się z nim przywitać. Hermiona za to od razu rozpoczęła rozmowę z Angeliną na temat kolejnych wybryków ich dzieci.

– Ekhem...ekhem – wszyscy zgromadzeni przenieśli wzrok na Remusa – nic wam nie sugeruję, ale jak zaraz nie wyjedziemy to spóźnimy się na pociąg.

– Racja, racja – Skinął głową George. – No moja sekto, bierzemy walizki i wypad z chaty!

 

***

        Jak zwykle pierwszego września na stacji panował tłok. Wszyscy przepychali się i przeciskali by przywitać się z niewidzianymi od dwóch miesięcy przyjaciółmi i opowiedzieć im swoje szalone, wakacyjne historie. Fred i George zanieśli bagaże dzieci do pociągu i teraz nadeszła pora na pożegnanie. Remus stanął przed rodzicami.

– Eeemm...no to..tego no...pa. – Wyciągnął do nich prawą dłoń, a oni popatrzyli po sobie zdziwienie, ale bez zbędnych komentarzy uścisnęli dłoń syna. Chłopiec obrócił się na pięcie i już miał wsiadać do pociągu wraz z kuzynem, gdy nie wytrzymał. Obrócił się i podbiegł do rodziców rzucając im się na szyję. Przytulili go mocno.

– Jestem już za stary na takie czułości, prawda?

Hermiona zaśmiała się.

– Dla nas nigdy nie będziesz za stary, zawsze będziesz naszym maleńkim synkiem. – Rozczochrała mu włosy, a on uśmiechnął się tak jak tylko potrafią Weasleyowie.

Molly ścisnęła dłoń matki.

– Będziecie do mnie pisać, prawda? – Spojrzała na nich niepewnym wzrokiem.

– Oczywiście kochanie!

– O ile będziesz miała czas nam odpisywać – wtrącił z uśmiechem Fred.

Pociąg z głośnym gwizdem ruszył z peronu. Setki rąk machało na pożegnanie. Hermiona spojrzała na Freda, który ścisnął mocniej jej dłoń. Przez chwilę wydawało jej się, że jej mąż ma łzy w oczach, ale sama już nie była pewna czy to nie przez to, że ona również miała zasnute wodną mgłą oczy. Gdy pociąg zniknął za zakrętem, ruszyli w stronę wyjścia.

– Chyba powinniśmy im o tym powiedzieć.

– Dla Remusa jedna młodsza siostra to już za dużo, a co dopiero kolejne dwie! Damska wersja mnie i Georga...kurde, to będą nasze damskie klony!

– Tego się właśnie boję.

Roześmiali się. Fred objął żonę w pasie, a drugą ręką pogładził jej jeszcze niezbyt widoczny brzuszek.

– Póki mamy siebie wszystko będzie dobrze. – Cmoknął ją w czoło i ruszyli przed siebie.

The End 

(obejrzyjcie całe, proszę)

 



***

Witajcie kochani, wiem że musieliście bardzo długo czekać, ale nie mogłam się zebrać za napisanie tego epilogu. Nie potrafiłam zakończyć tego wszystkiego, tym bardziej że w mojej głowie siedziało zakończenie niezbyt szczęśliwe i miałam je zapisane właśnie w takiej wersji, dlatego ten epilog, który przed chwilą przeczytaliście jest moim wymyślonym pod wpływem chwili zakończeniem bloga. Chciałabym wam podziękować za ten wspaniały czas spędzony z Wami, za każdy komentarz, wyświetlenie i za to, że po prostu byliście. Przez łzy trochę słabo widac klawiaturę, więc nie będę się rozpisywać, po prostu D Z I Ę K U J Ę!
Mam nadzieję, że jeśli postanowię coś jeszcze napisać to również będziecie ze mną, tak więc- do zobaczenia, a może raczej do przeczytania? ;) 

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 40-Fre...Miona

 Witajcie kochani, przepraszam za to, że tyle musieliście czekać, ale rozumiecie...wakacje! I niestety również brak weny. Jest to ostatni rozdział (jeszcze tylko będzie epilog) i chciałam napisać go jak najlepiej, ale niestety cały czas mi nic nie wychodziło. Mam nadzieję, że wam się spodoba...kurka, zaraz się rozkleję tak strasznie ciężko mi zakończyć ten blog...to dzięki temu blogowi, dzięki wam- pokochałam pisać...dobra, reszta ważnych informacji na końcu rozdziału, teraz czytajcie w spokoju :P
  

***

  - Stój! -dziewczyna zatrzymała się i obróciła ponownie w jego stronę.-Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
W jego głowie odbijały się echem słowa Ginny ,,Jeśli zepsujesz jej wieczór...". Wdech, wydech. Ponownie przeniósł spojrzenie na nią.
   - Wyglądasz nieziemsko w tej sukience.
Uśmiechnęła się.
   - Dziękuję.
Wyprzedził ją i otworzył jej drzwi. Dziewczyna wdzięcznym krokiem ominęła go i weszła do środka, gdzie od razu rzuciła się na nią Ginny.
   - O tutaj jesteś Fre..Miona!- Ginny zaczerwieniła się i przytuliła do przyjaciółki, dyskretnie pokazując Fredowi na zegarek. Widocznie czas działania eliksiru zbliżał się już ku końcowi. Delikatnie dotknął ramienia Hermiony, a ta obróciła się do niego z promiennym uśmiechem.
   - Na mnie już czas. Dziękuję za ten wspaniale spędzony wieczór. Rozmowa z tobą dała mi naprawdę wiele pozytywnych emocji, nie wspominając już o tym jak świetnie bawiłem się tańcząc z tobą.
   - Ja również spędziłam z tobą bardzo miło czas...
   - No to...do zobaczenia..
Podeszła i przytuliła się do niego. Stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha.
   -Mam nadzieję, że do zobaczenia..
Uśmiechnął się lekko i mocniej przyciągnął ją do siebie. Miał ogromną ochotę posadzić ją sobie na kolanach. Wtulić się w jej włosy, które zawsze tak przyjemnie łaskotały go po twarzy. Pogładzić dłonią delikatną skórę jej twarzy. Otrząsnął się jednak i wypuścił kobietę z objęć. Popatrzyli sobie chwilę w oczy, po czym chłopak zaczął iść w stronę wyjścia. Przystanął na chwilę i obrócił się na pięcie.
   -Hermiono- dziewczyna spojrzała na niego-powodzenia na nowej drodze życia.
Skinęła lekko głową z niepewnym uśmiechem po czym zniknęła wśród tłumu. Fred wyszedł z klubu, a jego czupryna powoli stawała się coraz bardziej ruda. Pewnym krokiem ruszył przed siebie.
   - Jesteś cała w skowronkach! -Ginny zadręczała Hermione milionem pytań.-Widać, że coś zaiskrzyło między tobą, a Tonym! Nie wiedziałam, że moja Miona ma też tą złą, uwodzicielską stronę!
   - Gin, przestań! Za tydzień biorę ślub, a z Tony'm po prostu dobrze mi się rozmawiało...
Na twarzy kobiety pojawił się rumieniec, który pokrywał całe policzki i nie był spowodowany wypitym alkoholem. To spotkanie mężczyzny i rozmowa z nim sprawiła, że jej ciało przeszły przyjemne dreszcze. Dreszcze, które ostatni raz czuła w obecności Freda...
   - Jak chcesz, już się zamykam. Patrz, tam są dziewczyny!
Ruszyły w stronę koleżanek, lecz Hermionie już nie sprzyjał imprezowy nastrój. Czuła się pełna sprzeczności i niepewna co do właściwości swoich decyzji.

***Tydzień później***


   Hermiona wstała cała roztrzęsiona. Dzisiejszej nocy nie mogła w ogóle spać. Rzucała się po łóżku szukając wygodnej pozycji, ale nie mogła znaleźć sobie miejsca. Matt nie spał dziś u niej, gdyż nie wypadało żeby przyszły pan młody spędził noc przed ślubem w jednym łóżku z przyszłą żoną. Sama chciała przygotować się do ślubu, dlatego też rodzice i Ginny mieli przybyć do niej dopiero godzinę przed ślubem. Za oknem panował jeszcze lekki zmrok. Zaparzyła sobie kawę i usiadła na parapecie w sypialni spoglądając na uśpiony jeszcze świat. Wszystko o tej godzinie było takie spokojne, trwające w stagnacji. Upiła łyk kawy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na szafie leżał album, który kilka dni temu dostała od Harry'ego i Rona. Wzięła go na kolana i powoli zaczęła przeglądać zdjęcia, które uzbierały się przez wszystkie lata ich przyjaźni. Tak wiele wspomnień...Poczuła przyjemne ciepło spływające na jej serce. Tyle lat, wyrzeczeń, przygód, wzniesień i upadków i tylko jeden cel-zniszczyć zło. Udało się im, trójce małolatów udało się uratować świat. Wszystko powinno wydawać się już takie proste...Harry ułożył sobie życie, Ron także z kimś się spotykał, więc czemu ona miałaby być nieszczęśliwa? Ponownie spojrzała na album. Wbrew pozorom były to najwspanialsze lata jej życia. Mimo tylu trudności czuła się naprawdę spełniona. Pełna determinacji miała motywacją by dążyć do celu, ale wraz ze śmiercią Freda utraciła ją, utraciła wszystko co napędzało ją do dalszego działania. Musiała w końcu odżyć, nie mogła pozwolić sobie na dalsze stanie w miejscu, nie mogła pozwolić by życie nadal przelatywało jej przed nosem. Nie powinna była dłużej nad tym wszystkim  rozmyślać, dzisiaj wyjdzie za Matta i będzie szczęśliwa. Mimo wszystko, pomimo tych wątpliwości i uczuciowego mętliku zawalczy o swoje szczęście. Matt jest czuły, inteligentny, pracowity i zapewni jej godne życie, czego więcej może chcieć kobieta? Jeśli to prawda, że prawdziwie w życiu kocha się tylko raz to ona już wykorzystała swoją szansę, teraz pozostało jej już tylko być szczęśliwą, a nie zakochaną.
Przerzucała zdjęcia uśmiechając się pod nosem. Dzisiejszym dniem zamknie w swoim życiu pewien etap, swoją niezależność zamieni na wspólnotę małżeńską. Stanie się żoną, panią domu, a później matką. Spojrzała na roześmianą twarz nastolatki, która raz po raz wybuchała śmiechem odrzucając pasmo włosów z czoła. To dziwne, że będąc dzieckiem pragnie się być nastolatkiem, będąc nastolatkiem chcę się być już dorosłym, a będąc dorosłym pragnie się być znów dzieckiem. Pęd za dorosłością sprawia, że nie zwraca się uwagi na chwilę obecną, to co piękne w codzienności, w młodzieńczym życiu...właśnie teraz Hermiona rozumiała, jak wielkie szczęście spotkał ją poprzez poznanie Harry'ego i Rona. Jak wiele w życiu straciła i jednocześnie jak wiele zyskała. Każde z tych zdjęć przywoływało coraz to nowe wspomnienia i tęsknotę za starymi, dobrymi czasami spędzonymi na błoniach Hogwartu...Za czasem spędzonym z ludźmi, których już nie ma...




Ten rozdział musi pozostać zamknięty, trzeba w końcu nauczyć się żyć teraźniejszością. Drzwi pokoju otworzyły się z cichym skrzypnięciem i stanęła w nich kobieta o ciemnych, kręconych włosach. Wyglądała na  zmęczoną, ale mimo to jej twarz miała przyjemny wyraz. Gryfonka uśmiechnęła się na jej widok.
   - Mamo! Mówiłam, że nie musisz się kłopotać i poradzę sobie sama.
Kobieta spojrzała na nią czule i pogładziła ją po policzku.
   - Nie mogłam wysiedzieć w domu kiedy moja jedyna córka sama chcę szykować się do ślubu! Musiałam przyjechać.
Hermiona  uśmiechnęła się i przytuliła matkę.
   - Cieszę się, że jesteś.
Starsza z kobiet odwzajemniła uścisk. Jednak jej matczynemu instynktowi nie umknęła nutka niepewności w głosie córki. Spojrzała na leżący nadal na parapecie album.
   - Znowu?
   - Ale o co... ahh - podążając za spojrzeniem matki zorientowała się o co jej chodzi.- To tylko zwykłe wspominki mamo, naprawdę nic takiego.
   - Chodź tu kochanie -kobiety usiadły obok siebie na łóżku- pozwól, że coś ci powiem. Całe życie byłaś silną i niezależną kobietą, nawet jako dziecko zawsze miałaś własne zdanie i dążyłaś do swoich celów, nie interesowało cię to czy nam się o podoba czy nie, po prostu robiłaś to i cały świat cię nie interesował. Nie miało dla ciebie znaczenia co pomyślą ludzie, co inni zrobią- wiedziałaś czego chcesz i tylko to się liczyło. Ale mimo tego, że zawsze wiedziałaś czego chcesz to nigdy nie byłaś egoistką. Twoje życiowe cele i pragnienia zawsze wiązały się z czynieniem dobra. Pamiętam jak dziś jak mała, rozczochrana trzylatka wspina się na drzewo by ściągnąć z niego kotka, który w jej mniemaniu nie potrafił zejść z metrowego drzewka. Bałam się, że nie będziesz potrafiła zaufać żadnemu mężczyźnie, że tak to nazwę- nie dasz się nikomu oswoić, zatrzymać, bo stanie w miejscu nie jest w twoim stylu, a widziałam, że miłość traktujesz jako coś co tamuje rozwój, zmusza do liczenia się ze zdaniem innych i skupieniu się na ,,pomocy" tylko tej jednej osobie. Myślałam, że zostaniesz starą panną z hodowlą małych Krzywołapów- zaśmiała się sama do siebie pod nosem, a na twarz Hermiony również wypłynął delikatny uśmiech.- Jednak pamiętam jak dziś wyraz twojej twarzy, gdy opowiadałaś mi o szkole i o tym rzekomym koledze-Fredzie. Od razu widziałam w twoich oczach, ze jest to coś więcej niż koleżeństwo. Cała byłaś w skowronkach i w końcu przez twoje usta zaczęło przewijać się inne męskie imię niż Harry czy Ron. Moja maleńka córeczka dojrzewała, a ja nie mogłam w tym nawet w pełni uczestniczyć, bo czym były święta i te marne dwa miesiące wakacji podług całej reszty czasu, którą spędzałaś w Hogwarcie? Czułam się trochę niepotrzebna, jednak najbardziej bolało mnie, że nie chciałaś rozmawiać ze mną o uczuciach do tego chłopca. Zawsze mówiłaś mi o wszystkim, ale ten temat zgrabnie omijałaś. Dopiero gdy pod naszym balkonem pojawił się niejaki Romek zrozumiałam dlaczego- ty po prostu nie umiałaś o nim mówić. Ten chłopak to było twoje całkowite przeciwieństwo! On tryskał energią, spontaniczność aż od niego biła, a ty..no cóż spokojna, ułożona.. Jest coś o czym nigdy ci nie mówiłam, ale widząc twoje wątpliwości myślę, że powinnam co o tym powiedzieć. Wtedy, gdy zobaczyłam jak wraz z Fredem na siebie patrzycie zrozumiałam, że będziesz z nim naprawdę szczęśliwa...że już jesteś naprawdę szczęśliwa i zobaczyłam w tobie siebie. Nastoletnia miłość, zupełnie taka jak moja..ogień i woda, które niby nie powinny, ale nie potrafią bez siebie żyć...
    - Ale przecież ty i tata jesteście identyczni! Te same pasje, ten sam zawód...
    - Kochanie, nie przerywaj mi proszę. Nie mówię o twoim ojcu..mam na myśli innego mężczyznę..swoją prawdziwą pierwszą miłość.. Tak, wiem że zawsze mówiłam ci że to tata był moją pierwszą miłością, ale w pewnym sensie była to prawda-tata był moją pierwszą DOJRZAŁĄ miłością. Przed nim było jeszcze młodzieńcze zauroczenie właśnie takim mężczyzną jak twój Fred. Żartownisiem, szkolnym rozrabiaką, chłopakiem, który nigdy nie myślał zawsze robił to na co miał ochotę nie zwracając uwagi na konsekwencje. Wydawało mi się, że jestem przy nim szczęśliwa, w końcu robiłam rzeczy na które zawsze miałam ochotę, ale nie miałam odwagi. Gotowa byłam rzucić szkołę, studia i uciec z  nim na koniec świata, ale uprzedził mnie-uciekł na drugi koniec świata, tyle że sam. Nie mogłam się pozbierać, długie noce i dnie płaczu, miesiące odcięcia się całkowicie od życia i nagle bum! Poznałam twojego ojca i zauważyłam, że w miłości nie jest piękne to co różni, ale to co spaja- wspólne pasje, podobne charaktery.. Rozkwitłam na nowo tak jak ty u boku Matta, stałam się kobietą i w końcu czułam się spełniona. Żałuję, że nie mogłam uchronić cię przed tym całym złem które cię spotkało, żałuje że nie mogłam oszczędzić ci tego całego bólu i cierpienia, ale teraz muszę spełnić rolę matki i nie pozwolić ci się wycofać. Skarbie, przestań już uszczęśliwiać cały świat. Teraz pora na to, żebyś i ty była szczęśliwa...
Twarz Hermiony oblana była purpurą. Oddychała głośno i nieregularnie. Widać było, że roznosi ją wściekłość.
   - NIGDY WIĘCEJ NIE PORÓWNUJ MOJEGO FREDDIEGO DO JAKIEGOŚ DUPKA, KTÓRY CIĘ ZOSTAWIŁ! Fred nigdy by ode mnie nie odszedł, gdyby nie to, że ..hmmmm UMARŁ?! Nie znałaś go, nie masz prawa go oceniać...po wszystkich bym się tego spodziewała, ale nie po tobie mamo! Myślałam, że mnie rozumiesz...
Poczuła, że kręci jej się w głowie, a jednocześnie nieprzyjemnie ściska w żołądku. Pobiegła do łazienki szybko zatrzaskując za sobą drzwi i nachyliła się nad muszlą klozetową. Mimo, że nic nie jadła czuła jakby w przełyku miała gulę. Kilka głębokich wdechów. Sięgnęła po opakowanie i otworzyła je. Test ciążowy kupiła ju kilka dni temu, ale nie miała odwagi wcześniej go zrobić. Wiedziała, że pozytywny wynik oznaczałby, że droga odwrotu została odcięta ostatecznie. Wykonała test i zamknęła oczy w oczekiwaniu na wynik. 1...2...3..Spojrzała na ten mały przedmiot od którego tak wiele w jej życiu teraz zależało.
   - O cholera!- szybkim ruchem ponownie nachyliła się nad toaletą zwracając resztę kawy.

***

   W domu Harry-go i Ginny już od samego rana panowało wielkie poruszenie. Rudowłosa dosłownie przewróciła cały dom do góry nogami. Harry jak zwykle opanowany przyglądał się z boku poczynaniom narzeczonej starając się nie wchodzić jej w drogę, bo każdy zły ruch groził oberwaniem szpilką lub jakimś innym przedmiotem, który akurat znajdował się pod ręką ognistowłosej. Tylko jednej osobie nie udzielała się weselna gorączka- mowa oczywiście o Fredzie, który od kilku godzin zawzięcie wpatrywał się w sufit jakby czekając, aż pokaże się na nim jakieś magiczne zaklęcie, które pomoże mu podjąć decyzję. Co zrobiłaby na jego miejscu Hermiona? Zawsze najważniejsze było dla niej szczęście innych, więc na pewno chciałaby żeby był szczęśliwy..Ginn niczym torpeda wparowała do pokoju chłopaka.
   - A czemu ty nadal nie jesteś w garniaku?! Nawet ubrać cię muszę braciszku? Dosyć, że wszystko ci wyprasowałam to jeszcze mam ci to założyć? Ruszaj ten swój leniwy tyłek, zaraz wychodzimy na ślub, który się nie odbędzie.
   - Nigdzie nie idę.
   - S-Ł-U-C-H-A-M?- głos dziewczyny brzmiał bardziej jak syczenie węża iż normalna mowa.
   - Nie idę, bawcie się dobrze.
   - Jednak miałam rację! Jesteś KOMPLETNYM idiotą! Na wieczorze panieńskim dałam ci chyba wystarczające dowody na to, że ona nadal cię kocha i jesteś dla niej ważniejszy niż ten jakiś tam Matt!
   - Nie i koniec. Milej zabawy, wyjdź już. Jestem śpiący...
   - Myślałam, ze naprawdę ją kochasz, ale teraz widzę, że myliłam się...masz rację, on na nią zasługuję o wiele bardziej, bo jest przy niej, a nie ucieka jak ostatni tchórz..gdybyś chciał popatrzeć jak twoja rzekoma miłość życia wychodzi za mąż to masz tu resztę eliksiru, możesz wpaść jako Tony i przyglądać się jak twoje szczęście dane jest innemu mężczyźnie...
Wyszła, trzaskając drzwiami, którym po chwili wtórował odgłos trzaśnięcia drzwi wejściowych. Został sam. Całkiem sam i czuł się z tym wyjątkowo dobrze. To była dobra decyzja, Fred..dobra decyzja...w życiu tych ludzi nie ma już miejsca dla ciebie... Spakował swoje rzeczy i zszedł na dół.

***

   Hermiona z pomocą Ginny wpinała we włosy ostatnie spinki. Koronkowa sukienka opinająca ciało pięknie podkreślała jej kształty. Wysoko upięty, roztrzepany kok uwydatniał  rysy twarzy, a pięknie połyskująca biżuteria dopełniała całości. Jedyne czego brakowało by obraz ten był w pełni idealny to uśmiech na twarzy panny młodej. Granger starała się grać przed innymi, ale tak naprawdę serce miała pełne niepokoju. Czuła się jak zdrajca, zdrajca własnego serca, które nie potrafiło przestać kochać, mimo tego, że ona nachalnie je do tego zmuszała. Chciała tego ślubu, czekała na niego jednak ostatnie tygodnie sprawiły, że nie była już niczego pewna. I jeszcze spotkanie tego mężczyzny, Tony'ego..jego słowa zatopiły się gdzieś w jej podświadomości budząc ciągle to nowe obawy. Usłyszała chrzęst żwiru na podjeździe. Ktoś koło niej krzyknął, że to Matt. Czuła się jakby we mgle. Ze sztucznym uśmiechem zeszła na dół. Przybyła rodzina ściskała ją, podawali sobie ją z ramion w kolejne ramiona, a ona  ogóle nie interesowała się już do kogo właśnie przylgnęła. Sztucznie uśmiechała się i powtarzała jak mantrę ,,dziękuję" na wszystkie komplementy. Błogosławieństwo. Później ktoś otworzył przed nią drzwi do auta. Wsiadła. Matt coś jej mówił na ucho. Kiwała tylko potakująco głową. Kościół. Uroczystości odbywały się w nim, bo większość rodziny zarówno jej jak i Matta było mugolami, dlatego na wesele zaprosili tylko wybranych, a do kościoła całe rodziny. Wszyscy zgodnym krokiem ruszyli do kościoła wesoło dyskutując. Dopiero, gdy przybyli goście usiedli rozległa się muzyka oznajmująca, że panna młoda nadchodzi. Hermiona złapała ojca pod ramię.
  - Gotowa?
  - Tak.
  - Moja córunia...piękna z ciebie kobieta, nie mogę się na ciebie napatrzyć.. ehh.. chodźmy, zanim się rozkleję.
Uśmiechnęła się lekko i starając się stwarzać jak najlepsze pozory, pewnym krokiem ruszyła przed siebie, starając się dotrzymać tempa ojcu. Po drodze przyglądała się tym znajomym i nieznajomym twarzom. Z każdą kolejną mijaną osobą przypływało coraz więcej wspomnień. Coraz więcej osób brakowało..chciałaby widzieć roześmianych Remusa i Tonks koło Tony'ego...roztrzepaną Lavender z naburmuszoną miną koło Rona....Cedrika czule obejmującego Cho...profesora Dumbledore'a wesoło dyskutującego z Hagridem....Collina Creveya skaczącego między gośćmi z aparatem w ręku...Szalonookiego Moody'ego pociągającego z piersiówki i opowiadającego Kingsley'owi o swoich bliznach...Syriusza gawędzącego z Harry'm...Freda stojącego na miejscu Matt'a...



Nogi zaczynały się już pod nią powoli uginać, gdy stanęła przy ołtarzu. Mężczyzna jej życia uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła jego uśmiech na tyle szczerze na ile potrafiła.Nie mogła skupić myśli. Machinalnie powtarzała to co jej kazano. Wirowało jej w głowie, już sama nie była pewna czy to tylko jej wyobraźnia szaleje czy naprawdę cały świat pulsuję.
   - Jeżeli ktoś zna powód, dla którego ci dwoje nie mogą się pobrać, niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki.
Cisza. Słychać tylko równomierne oddechy zebranych. Ksiądz kiwa delikatnie głową, gdy nagle drzwi kościoła otworzyły się z hukiem. Stanął w nich nie kto inny jak Tony Bourbone.
   - Owszem, ja mam coś przeciwko! Ta kobieta kocha mnie i tylko mnie. Myślała, że nie żyję dlatego chciała wyjść za tego mężczyznę, ale wiem że nie jest z nim szczęśliwa! Hermiono..-włosy Tony'ego zaczęły przybirać rudą barwę, a ciało dziwnie się wydłużyło- to ja...Fred...ja żyję..żyję, ale bez ciebie dłużej nie potrafiłbym wytrzymać już ani dnia dłużej..
Na twarzy Hermiony malowało się mnóstwo emocji-przerażenie, zdziwienie, radość smutek...Gdy eliksir wielosokowy przestał już w pełni działać i przed zgromadzonymi stał już prawdziwy Fred, Gryfonka zeskoczyła z podestu i z łzami w oczach podbiegła do Weasleya, który rozłożył ramiona by ją przytulić, jednak przeliczył się. Dziewczyna uderzyła go z całej siły w policzek.
   - TY SKOŃCZONY IDIOTO! Byłam pewna, że nie żyjesz, przepłakałam tyle dni..tyle nocy..miesięcy..lat..a ty..ty...sobie tak po prostu żyłeś udając jakiegoś mugola..jak..jak mogłeś?
Ostatnie słowa wyszeptała, gdyż fala łez która spływała właśnie po jej policzkach zdławiła jej głos.
   - To nie tak..Mionka ja byłem uwięziony...dopiero kilka tygodni temu udało mi się uciec...
   - KILKA TYGODNI TEMU? I nie raczyłeś dać mi ŻADNEGO, nawet maleńkiego znaku, że ŻYJESZ?! Musiałeś czekać, aż prawie wyjdę za mąż?...ty..ty..
Kolejne uderzenie. Fred złapał się za policzek, ale tym razem uderzenie było o wiele silniejsze i nie była to delikatna kobieca piąstka, a silna męska pięść.
   - Koleś, odwal się od mojej narzeczonej! Widzisz, że nie ma ochoty z tobą rozmawiać..
   - ZNAM TEN GŁOS! To ty! Jesteś jednym ze śmierciożerców, którzy nas więzili!
Matt wyciągnął różdżkę, ale Harry zdążył go uprzedzić. Obezwładnił go, ale jak się okazało na sali znajdowało się więcej śmierciożerców, którzy od razu ruszyli do ataku. Gdyby nie ucieczka Freda to ich plan byłby idealny. Na weselu wyłapali by odpowiednią ilość czarodziejów i sprowadzili ponownie Voldemorta. Aurorzy prowadzili zaciętą walkę z Śmierciożercami, których mniejsza liczebność od początku spisywała na straty. Fred zasłonił Hermione ramieniem i ruszyli do wyjścia starając się pomóc wydostać się  przerażonej i zdezorientowanej rodzinie Hermiony z budynku. Gdy znaleźli się już przy drzwiach Fred nagle skamieniał. Na jego twarzy pojawił się półuśmiech, a następnie całe ciało zwiotczało i runął na podłogę.

*** 

 
   Otworzył oczy. Od razu uderzyła go biel pomieszczenia. Coś przyjemnie łaskotało go po podbródku, a na torsie czuł ciepły, regularny oddech. Na jego klatce piersiowej spała Hermiona. Z rozmazanym makijażem, w samej halce od sukni ślubnej siedziała na krześle ściskając jego dłoń i opierając głowę o niego. Na gacie Merlina jaka ona była piękna! Co ja gadam-była idealna! Pogładził dłonią jej włosy, których miękkość od razu wydała mu się tak bardzo znajoma, obwiódł koniuszkami palców po jej kościach policzkowych, które zdążyły się bardzo zmienić przez te cztery lata-stały się ostrzejsze, bardziej zarysowane... Dziewczyna delikatnie się poruszyła, a Fred szybka zabrał dłoń z jej włosów, ponieważ w jego głowie już zrodził się kolejny szatański plan. Gryfonka podniosła głowę i widząc, że Weasley jej się przygląda, szeroko się uśmiechnęła.
   - Rany, jak dobrze, że nic ci się nie stało. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie nastraszyłeś...-położyła dłoń na jego policzku, jednak chłopak nadal przyglądał jej się ze zdziwieniem na twarzy.-Freddie, wszystko w porządku?
   - Czy..czy my się znamy? Gdzie ja właściwie jesteem i co się stało?
Uśmiech na twarzy Hermiony przemienił sie w wyraz przerażenia. Spoglądała na Freda nie wiedząc co powiedzieć.
   - Jesteś w Świętm Mungu, oberwałeś zaklęciem paraliżującym i uderzyłeś głową o podłogę...ale ty..ty naprawdę..-Fred przerwał jej wypowiedź.
   - Dostałem zaklęciem paraliżującym, a ty nie byłaś łaskawa mnie złapać?- wyszczerzył się do niej, a w jego oczach zabłysły tak dobrze znane jej iskierki.- Nie ładnie panno Granger, nie ładnie. Dosyć, że obiłaś mi twarz przy całej swojej rodzinie to jeszcze pozwoliłaś bym miał bliższe spotkanie z podłogą.
   - Fred, to nie było śmieszne!-dała mu kuksańca łokciem.-Przez chwilę naprawdę się przestraszyłam, że straciłeś pamięć! I owszem, nie złapałam cię celowo. To zderzenie z podłogą miało ci przywrócić trzeźwość umysłu i uświadomić co cię czeka jeśli znowu przez myśl przejdzie ci zostawienie mnie.
Uśmiechnęła się triumfalnie, a Fred rozłożył ramiona.
   - No dobrze, dobrze. Chodź tu do mnie, moja mała, wredna czarownico!
Nawet nie pamiętała jak bardzo brakowało jej tych słów..moja czarownico...tylko Fred potrafił wypowiadać je tak, że jej serce się topiło. Położyła się obok niego na łóżko, a on szczelnie zamknął ją w swoich ramionach, całując ją w czubek głowy. Wsłuchiwała się w bicie serca Gryfona, napawając się tym dźwiękiem, który przekonana była, że nigdy więcej nie będzie dane jej już usłyszeć. Jej drobna dłoń ponownie splotła się silną ręką Freda. 
   - Cholernie za tobą tęskniłem, mała.
   - Tak cholernie, że aż chciałeś mnie zostawić?- Hermiona podniosła lekko głowę by widzieć twarz ukochanego.
   - To nie jest tak jak myślisz, naprawdę. Przez te lata, które spędziłem zamknięty w tych przeklętych lochach nie było dnia bym o tobie nie myślał, właściwie to nie było nawet takiej minuty w której bym nie rozmyślał o tobie. Na początku myślałem o tym jak bardzo musisz cierpieć uważając, że nie żyje. Tak bardzo chciałem móc ci w jakiś sposób przekazać, że nic mi nie jest. Zaoszczędzić ci cierpienia. Wraz z upływem czasu, gdy straciłem nadzieję na to, że kiedykolwiek uda mi się stamtąd wydostać zacząłem się modlić o to, żebyś była szczęśliwa. Nie prosiłem o nic więcej, tylko i wyłącznie o to, żebyś ułożyła sobie życie. I nagle stał się cud, udało mi się uciec. Od razu chciałem iść do ciebie, ale pomyślałem, że Harry musi się dowiedzieć o tym co wyprowiają Śmierciojadki i wtedy się dowiedziałem..dowiedziałem się, że Bóg mnie wysłuchał i jesteś szczęśliwa, że zakładasz rodzinę...a ja pomyślałem sobie, że nie mogę zniszczyć ci tego ładu..na nowo wpakować ci się do życia..teraz wiem, że to było idiotyczne...
Hermiona miała łzy w oczach. Z uśmiechem na ustach przybliżyła się do Freda i pocałowała go. Ich pocałunek był ognisty, pełen namiętności, jakby przez niego chcieli pozbyć się całego bólu, trosk i złych wspomnień ostatnich czterech lat, jakby poprzez ten jeden pocałunek chcieli wymazać wszystkie swoje krzywdy,. zmazać swoje grzechy. Granger oderwała się na chwilę od ust mężczyzny.
   - Nawet przez chwilę nie przestałam cię kochać. Walczyłam z tym, chciałam wyrzec się naszej miłość, ale nie potrafiłam. Obiecaj mi, że teraz będzie już tylko lepiej...
Fred spojrzał na nią oczyma przepełnionymi miłością. Uśmiechnął się łobuzersko i cmoknął ją w czubek nosa.
   - Tego nie mogę ci obiecać, ale obiecuję ci za to, że cokolwiek będzie się działo-przejdziemy przez to razem.
Z uśmiechem skinęła głową, a on przygarnął ją do siebie, chowając głowę w jej włosach i delikatnie muskając ustami jej szyję.
   - Kocham cię Granger, kocham cię jak prawdziwy wariat.
   - Bo jesteś wariatem... moim wariatem- ponownie go pocałowała.- Ja też cię kocham Weasley, nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.
Oparła głowę o jego ramię cicho wzdychając. Pierwszy raz od czterech lat czuła się taka bezpieczna i spokojna.

protego-maxima:


I never thought that you would be the one to hold my heart But you came around and you knocked me off the ground from the start You put your arms around me And I believe that it’s easier for you to let me go You put your arms around me and I’m home[…]

*** 

I można powiedzieć, że to prawie koniec. Nadal nie mogę uwierzyć, że tyle osób (na chwilę obecną 44444 :P wyczaiłam idealny moment) odwiedziło mój blog. Zaczynając pisać nie potrafiłam tego robić, ale z czasem, gdy motywowaliście mnie, poprawialiście, naprowadzaliście i dodawaliście wiary w siebie- przełamałam się i nauczyłam pisać z serduchem. Jestem wam za to naprawdę wdzięczna <3 Mam dla was teraz jeszcze trzy ważne kwestię

1. Zostałam zgłoszona do konkursu na blog miesiąca  ( za co serdecznie dziękuję, bo jest to dla mnie ogromnym wyróznieniem, że ktoś z was uznał mój blog za swój ulubiony), więc jeśli byście chcieli to do 14 sierpnia można oddać na mnie głos tutaj- GŁOSOWANIE.

2.I kwestia druga. Do napisania pozostał mi już tylko epilog (który swoją drogą już zaczęłam pisać, także spodziewajcie się go niebawem), dlatego mam do was bardzo ważne pytanko- czy chcielibyście przeczytać jeszcze coś mojego? Jeśli tak to mam dla was dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że zakochałam się w pisaniu i dlatego na pewno będę prowadziła kolejnego bloga, zła jest taka, że nie mam jeszcze pomysłu na tematykę i tu wasza rola- w jakim opowiadaniu byście mnie widzieli? Może macie pomysł na jakiś parring, w którym według was bym się sprawdziła? A może blog z miniaturkami? Czy może napisać coś poza potterowego? Piszcie swoje propozycje :)

3.Nigdy wam nic o sobie nie pisałam, a większość autorów robi tzw. kąciki pytań, dlatego jeśli mcie do mnie jakieś pytania- zarówno te związane z życiem prywatnym  jak i blogiem, pisaniem itp.- to zadawajcie je w komentarzach, aja stworzę post w którym na wszystkie chętnie odpowiem ;)

Czekam na wasze opinie i odpowiedz. Mam nadzieję, że jak zwykle mnie nie zawiedziecie i czekam na 17 komentarzy (a co tam, jak to przedostatni ,,rozdział" to można zaszaleć :P )
Ściskam was mocno i dziękuję za to, że jesteście :* 

 

 

 

 

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 39- Tony Bourbone

   - Na gacie Merlina! Wyglądasz nieziemsko w tej kiecce!
Ginny przyglądała się z zachwytem Hermionie, która w białej, koronkowej sukience prezentowała się naprawdę olśniewająco. Ruda jako świadkowa była odpowiedzialna za wiele spraw związanych ze ślubem, dlatego ostatnimi czasy była bardzo częstym gościem w domu Granger, jednak od powrotu Freda czuła się tu bardzo nieswojo. Do tej pory nie miała przed brunetką żadnych sekretów, a teraz musiała ukrywać najważniejszą dla niej wiadomość - o tym, że miłość jej życia żyje.
   - Gin, wszystko w porządku? Jesteś dziś jakaś inna, dziwnie milcząca, to do ciebie nie podobne! Zwykle usta ci się nie zamykają.
   - Coo? A tttak...bo przypomniałam sobie, że miałam załatwić pewną sprawę, a całkiem mi to wyleciało z głowy! Muszę lecieć, poradzisz sobie dziś sama?
   - Tak, tak jak musisz to leć.
   - Będziesz najpiękniejszą panną młodą!
Cmoknęła Mionę w policzek i podeszła do drzwi, ale w ostatniej chwili obróciła się na pięcie i ponownie podeszła do dziewczyny.
   - Mogę zadać ci jedno pytanie?
   - Tak, jasne. Pytaj o co chcesz.
   - Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że Fred żyje?
   - Gin! To nie jest śmieszne! Pogodziłam się z tym, że on nie żyje! Nie wiesz jak to boli...jak bardzo chciałabym, żeby to on stał obok mnie na ślubnym kobiercu..ale on nie żyje..a Matt wyciągnął mnie z tej emocjonalnej huśtawki, postawił na nogi i pozwolił na nowo sobie przypomnieć ile radości do życia wnosi miłość..pytasz co bym zrobiła gdyby, tak? Teraz nie wiem co bym zrobiła. Minęły prawie cztery lata, Fred był miłością mojego życia, ale Matt nie jest mi obojętny, wychodzę za niego bo również go kocham...kocham go całą tą połowa serca, której nie zajmuje Freddie, rozumiesz? I jeszcze prawdopodobnie...a zresztą nieważne.
   - Mów, o co chodzi?
   - Nie wiem...ostatnio źle się czułam..te zawroty głowy..mdłości..ja..chyba jestem w ciąży Gin..
   - CO? - ruda szybko się ogarnęła i starała zapanować nad drżeniem głosu by nie wzbudzić podejrzeń przyjaciółki. - Jesteś pewna? Robiłaś test? Byłaś w Świętym Mungu?
   - Nie, jeszcze nie. Mam teraz za dużo spraw do załatwiania ...ze ślubem...weselem...i nie wiem czy jestem już gotowa na zostanie matką..ale te mdłości..zawroty głowy..nie mogę tego tłumaczyć tylko stresem..jeśli jestem w ciąży to wolę na razie o tym nie wiedzieć...
   - Musisz jak najszybciej zrobić test! Mionka to nie przelewki, jeśli jesteś w ciąży musisz zwolnić i.. - dziewczyna przerwała jej:
  - Z tego co pamiętam to spieszyło ci się..idź już,proszę..
Ginny spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę, ale wiedziała że Hermiona nie żartuje, więc posłusznie wyszła. Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za rudowłosą, Granger rzuciła się na łóżko, jednak sukienka ślubna nie jest najlepszym ubraniem do leżenia, więc szybko wyplątała się z niej i w samej bieliźnie ponownie się położyła. Kilka łez spłynęło po jej delikatnej, drobnej twarzy. Przejechała dłonią po brzuchu. Nie chcę mieć dzieci...jedyna osoba z którą pragnęłam je mieć to Fred..żadnych dzieci..to tylko stres...to na pewno tylko stres..ja nie jestem jeszcze na to gotowa...Sięgnęła dłonią do szuflady szafki nocnej i wyciągnęła z niej małe drewniane pudełeczko, którego wieko pokrywały jakieś wypalone zdobienia przypominające kwiaty. Otworzyła je. Znajdowały się w niej jakieś zwitki papieru, a dokładniej wszystkie listy i liściki od Freda. Ostatnimi czasy stało się to jej tradycją. Zawsze, gdy miała gorsze dni wyciągała jakiś list i czytając go śmiała się i płakała naprzemiennie. Nic nigdy nie poprawiało jej nastroju tak jak żarty Freda, nawet jeśli były to żarty, spisane na pergaminie, a nie wypowiedziane przez niego to bawiły tak samo.Zaczęła czytać jeden po drugim, a łzy zdobiły białą pościel coraz większymi kałużami.Serce wpadło w galop uderzając z wielką siłą i prędkością o żebra, jakby chciało się wyrwać z kruchej piersi kobiety....Jako Twój Anioł Stróż będę miał zapewne ręce pełne roboty, ale cóż - jestem gotów zrobić wszystko by być blisko Ciebie, nawet po śmierci. Możesz być pewna, że duchowo cały czas będę przy Tobie..Ten list wywoływał zbyt wiele bólu, odrzuciła go na bok i sięgnęła po następny. Był to mały już lekko pożółknięty kawałek pergaminu, widać było że pisany był na szybko. Jeden z tych beztroskich liścików, które wysyłają sobie zakochani, gdy na ich ramionach nie spoczywa ciężar ratowania świata. To właśnie był jeden z nich. Bardzo go lubiła. Fred podesłał go jej przed SUM-ami...teraz zdawało jej się, że było to całe wieki temu. Rozwinęła go.
 Moja wspaniała pani doktor!
Myślę, że lepiej będzie, gdy nie będę rozpraszał Twojej uwagi od nauki. Było by to bardzo niebezpieczne dla Twoich ocen, a tego nie chcę. Masz całe dwa tygodnie wkuwania, które ja poświecę na udoskonalenie naszych wynalazków. Mój braciszek czuję się zazdrosny, więc rozumiesz muszę dać mu też trochę swojej ,,miłości" ,chociaż w pełni należy ona do Ciebie, ale niech się cieszy w końcu to moja druga część. Nie będziemy mieli raczej zbyt wiele okazji żeby się zobaczyć do czasu egzaminów, dlatego przesyłam Ci masę buziaków i przytulam Cię x100.
Fred
Chciałaby znów być w Hogwarcie, beztrosko spacerować po błoniach trzymając silną dłoń Freda w swojej drobnej dłoni. Czuć się taka bezpieczna w jego ramionach. Upłynęło już kilka lat, a jej miłość zamiast gasnąć rosła w siłę. Miłość, a może tęsknota... Sama już nie mogła odnaleźć się w swoich uczuciach. Im bliżej ślubu było tym mniej była pewna czy tego chcę...ale kiedyś przecież trzeba ułożyć sobie życie...cuda się nie zdarzają, Fred nigdy już nie pojawi się u jej boku. Zegar wybił piętnastą. Hermiona usiadła na brzegu łóżka i schowała pudełeczko do szuflady. Matt lada chwila wróci z pracy, więc zaczęła się ogarniać. Nie chciała, żeby znowu widział ją w takim stanie. Nie chciała go ranić, a za każdym razem, gdy widział jak wspomina Freda, widziała w jego oczach ból i zazdrość. Znała Matta już trochę czasu. Gdy się spotkali ponownie, już po wojnie była w totalnej rozsypce, a on podjął się tego wyzwania i złożył ją w jedną całość i na nowo wlał w nią chęci do życia. Była mu za to wdzięczna, ale to nie wdzięczność skłoniła ją do tego by się z nim związać, a jego nieustępliwość, walka o nią i o jej szczęście. Kupił tym jej serce w 100%..a dokładniej w 50%, bo pozostałe 50% nadal zajmował Freddie. Usłyszała ciche puknięcie drzwi wejściowych. Narzuciła szlafrok i zbiegła na dół.

***

   - Jest gorzej niż myślałam.... - Ginny nerwowo chodziła po pokoju nawijając włosy na palec, a Harry tylko obserwował ją siedząc w fotelu.- Jeśli ona naprawdę jest w ciąży to nie zostawi Matta, nie odbierze ojca dziecku nawet jeśli miałaby być do końca życia nieszczęśliwa! Myślisz, że powinnam powiedzieć Fredowi?
   - Nie. To jeszcze nic pewnego, więc lepiej nie wspominać mu o tym, bo wtedy na pewno ucieknie i nikt z nas nigdy więcej go nie zobaczy. W ogóle za cholerę go nie rozumiem! Ile bym dał za to by okazało się, że moi rodzice żyją i mogę ich poznać, znów ich zobaczyć.. a on dostał  drugą szansę i chcę z niej zrezygnować...
  - Od zawsze wiedziałam, że z nim i z George'm jest coś nie tak, ale żeby aż takie głupoty wymyślać...no dobra....masz ten eliksir?
   - Mam, stoi  przy twojej lampce nocnej. A teraz przestań się przejmować i chodź tutaj.
Ruda usiadła na kolanach swojego narzeczonego i przytuliła głowę do jego ramienia.
   - Myślisz, że to wypali?
   - Mam taką nadzieję - pocałował ją w czubek głowy i mocno objął.

***Tydzień później***

     Fred spędził cały tydzień na jedzeniu i spaniu, czyli czynnościach których przez prawie cztery lata zbyt często nie wykonywał. Jednocześnie bardzo stresował się nadchodzącym weekendem, gdyż to właśnie w sobotę plan Ginny miał zacząć wchodzić w życie. Nie był pewny czy jest to dobry pomysł, ale nie miał innego wyjścia. To był jedyny sposób, żeby przekonać się czy jest jeszcze o co walczyć, czy może lepiej odejść z życia Hermiony raz na zawsze. Właściwie to sam już nie wiedział co robi. Zachowywał się całkowicie nieracjonalnie, ale jednocześnie nie mógł się przełamać by powiedzieć jej, że żyje, że jest tutaj i cholernie za nią tęskni, że nadal kocha ją tak mocno, a może i nawet mocniej..czuł się jak tchórz. Tłumaczył sobie, ze robi to dla jej dobra, żeby nie niszczyć jej życia, ale tak naprawdę po prostu bał się rekcji Hermiony i wszystkich pozostałych. Nie pomyślał nawet co mógłby robić, gdyby zdecydował się zniknąć, ale nie potrafił się wyplątać z natłoku myśli, który atakował go cały czas. Od rana zdążyła się już przebrać jakieś dwadzieścia razy. Ostatecznie postawił na zieloną koszulę w kratę i czarne jeansy. Ciche pukanie do drzwi uświadomiło mu, że to już pora. Nerwowo wytarł dłonie o spodnie, gdy Ginny  skocznym krokiem weszła do pokoju.
   - Gotowy?
   - Chyba tak.
   - Tylko pamiętaj nie możesz się wydać! Mimo, że chciałabym żeby rzuciła tamtego kolesia i uciekła z tobą to nie chcę, żebyś skrzanił wieczór panieński, który od tak dawna przygotowuje, zrozumiano?
Ruda uśmiechnęła się zawadiacko i uderzyło brata w ramię
   - Zrozumiano? - powtórzyła dziewczyna.
   - Tak, tak. Będę grzeczny, obiecuję.
Dziewczyna podała mu flakonik z miksturą.
   - Załatwiłam specjalną wersję, która powinna działać około sześciu godzin, więc spokojnie starczy ci na cały wieczór.
   - Dziękuję Gin, dziękuję za wszystko.
Podszedł do siostry i przytulił ją, a ta odwzajemniła uścisk.
   - Chcę ci pomóc, mimo że zachowujesz się jak ostatni idiota too..to nie chcę, żebyś wyjechał w Alpy paść lamy, albo co gorsza kozy!
   - Skąd wiedziałaś?! Odkryłaś mój tajny plan! Teraz będę musiał zmienić zawód! A miałem taką nadzieję, że resztę życia spędzę patatajając przez życie na lamach...jak mogłaś mi to zrobić...
Wybuchli śmiechem. Gdy w końcu Fred otworzył buteleczkę uderzył go zapach przypominający kwiat wiśni i cynamon, wyjątkowo kobiecy, ale cóż...Wypił całą zawartość, aż do dna i lekko się skrzywił. Eliksir zadziałał momentalnie - wąskie i szczupłe ramiona Freda, zostały zastąpione przez umięśnione, szeroki barki. Kości policzkowe zarysowały się ostro i pojawił się na nich trzydniowy zarost, włosy nabrały kasztanowy kolor..
   - Wow! Prosiłam, żeby ten mugol był w miarę przystojny, ale nie spodziewałam się takiego ciacha!
   - Pamiętaj, że jestem twoim bratem! - Fred zachichotał. - Ale zaraz, zaraz przecież ja jestem o wiele przystojniejszy niż ten mugol w którego mnie zmieniłaś!
   - Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak braciszku, nie będę wyprowadzała cię z tego jakże wielkiego błędu..
   - Śmiejesz się ze mnie, tak? Śmiejesz się ze mnie, bo co? Bo jestem rudy?! To jest dyskryminacja.
Ginny już dłużej nie mogła powstrzymywać śmiechu, wybuchła, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Fred również się śmiał, złapał siostrę i przerzucił sobie przez ramię.
   - Chodź mała, zabiorę cię do swojej jaskini.
W drzwiach stanął Harry. Wyglądał na przerażonego, zdziwionego i wkurzonego jednocześnie.
   - GINNY..KTO TO JEST?!
Teraz dopiero zaczęła się prawdziwa fala śmiechu. Rodzeństwo, aż dusiło się nie mogąc powstrzymać kolejnych wybuchów, a Harry coraz bardziej czerwieniał ze złości.
   - Czy ktoś mi w końcu powie co tu się dzieję?!
   - Ha..ha...Harry..haha..To jest Fred, mój brat!
   - Fred Weasley, miło mi w końcu pana poznać panie Potter. Przepraszam za to, że wyglądam jak jakiś mało przystojny mugol, ale moje piękne lico musiało sobie trochę odpocząć.
Fred z udawaną powagą wyciągnął rękę do Harry'ego, ale ten ją odtrącił i uśmiechając się kątem ust, odpowiedział.
   - Tak myślałem, że to u was rodzinne - po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając zanoszących się śmiechem Weasley'ów razem.

***

   Hermiona nigdy nie miała zbyt wielu znajomych, a co dopiero przyjaciółek,więc przed Ginny stało bardzo trudne zadanie. Ostatecznie postanowiła zaprosić kilka dziewczyn, które uczęszczały z Granger do Hogwartu i kilka jej koleżanek z pracy. Czarodzieje lubią się bawić, jednak jeśli chodzi o godne uwagi kluby to niestety, ale nie ma ich tutaj zbyt wiele, ale rudowłosa jako zawodnicza quidditch'a światowej sławy miała swoje znajomości i załatwiła wejściówki do najbardziej prestiżowego klubu w magicznym świecie  ,,Latającej miotły". Oczywiście wieczór panieński nie mógł obyć się bez alkoholu, dlatego dziewczyny po drodze zahaczyła o kilka innych barów by się lekko ,,rozweselić". Gdy dotarły do ,,Latającej Miotły" od razu opanowały parkiet. Granger w pięknej czerwonej, wieczorowej sukience, która podkreślała wszystkie jej kobiece kształty wyglądała onieśmielająco, dlatego też obecni w klubie mężczyźni przyglądali jej się z zachwytem, komentując jej urodę i figurę, ale nie mieli odwagi do niej podejść.
   - Mionka, dziewczyny szaleją na parkiecie z jakimiś kolesiami, więc może  skoczymy do baru. Podobno mają tu najlepsze drinki!
Hermiona nie mogła przekrzyczeć muzyki, więc skinęła tylko głową i złapała dłoń koleżanki by nie zgubić jej w tłumie.
   - Ojej Tony! Nie wiedziałam, że tu będziesz! - Gin pocałowała w policzek mężczyznę i przeniosła wzrok na przyjaciółkę. - Hermiona poznaj, to jest Tony mój znajomy ze stadionu Quidutcha, Tony to jest Hermiona, która dzisiaj świętuję swój wieczór panieński, ale jest tak onieśmielająca, że wszyscy faceci tylko ślinią się na jej widok, więc może TY PORWAŁBYŚ JĄ NA PARKIET.
   - GIN! Przestań, sama również potrafię mówić.
   - Ale nie nie tak przekonująco jak ja , kochanieńka - pocałowała brązowowłosą w policzek i przewiesiła się przez bar by złożyć zamówienie. Hermiona w tym czasie postanowiła sama się przestawić. Wyciągnęła rękę do chłopaka, ale gdy napotkała jego wzrok coś ją zamurowało. Te oczy...mimo że, nie były karmelowe i iskrzące radością to były tak podobne do jego oczu, oczu Freda...miało w sobie to ,,coś", co sprawia, że człowiek od razu chcę się uśmiechać..I jeśli już o uśmiechu mowa to jego uśmiech jest tak samo zawadiacki..Hermiona, stanowczo za dużo alkoholu! Masz zwidy kobieto! Oddychaj!
    - Haloooo, ziemia do Hermiony. Wszystko w porządku?
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi przed nim jak idiotka z wyciągniętą dłonią, otwartymi oczyma i wlepionym w niego wzrokiem. Zarumieniła się i spuściła wzrok.
   - Taak, tak..znaczy się, zamyśliłam się, bardzo mi kogoś przypominasz..to pewnie dlatego..Wracając, to sama potrafię się przedstawić, Gin nie musiała mnie wyręczać. Jestem Hermiona, Hermiona Granger.
 Chłopak uścisnął jej dłoń, a całe jej ciało przyjemnie zamrowiło. Rany! Coś jest nie tak...jak jej ciało może pozwalać sobie tak reagować na zupełnie obcego faceta...a co najgorsze w jego oczach widać było, że poczuł to samo co ona..Wdech..Wydech..wdech...wydech..uspokój się, kobieto!
   - Miło mi poznać tak piękną i olśniewającą kobietę, jestem Tony, Tony ee.. - Fred pospiesznie rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył alkohole, przeczytał nazwę pierwszego lepszego - ee..Tony Bourbone! Skoro to twój ostatni wieczór jako ,,wolna" kobieta to stanowczo musisz go spędzić na parkiecie! Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Hermiona niepewnie rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciółki, ale gdy zauważyła ją wywijającą na parkiecie z jakimś mężczyzną ponownie przeniosła wzrok na na Tony'ego, dziwne, że jednocześnie ciężko było jej na niego patrzeć i oderwać od niego wzrok.
   - Chętnie z panem zatańczę panie ee..Bourbone!
Fred złapał dziewczynę za dłoń i ruszył na parkiet. Gdy już znaleźli się wśród tańczących objął dziewczynę jedną dłonią w pasie, a drugą nadal trzymałam jej rękę. Początkowo wyczuwalne było między nimi uczucie niepewności, jakby próba odnalezienia wspólnego rytmu, który z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz bardziej wyrównany i pewny, aż w końcu Fred i Hermiona królowali na parkiecie. Ich ruchy były w pełni zsynchronizowane. Muzyka sama ich niosła, a patrząc na te taneczne wyczyny miało się wrażenie, że przeskakują między nimi iskierki. Płomienne spojrzenia, ukradkowe muśnięcia twarzy, a przede wszystkim szczere uśmiechy - chemia między nimi buzowała. Na sali zaczynało się robić coraz tłoczniej, więc wyszli na balkon, gdzie okazało się, że znaleźli się tylko we dwójkę.
   - Powiem ci szczerze, że wspaniała z ciebie tancerka. Naprawdę z nikim jeszcze tak dobrze mi się nie tańczyło jak z tobą.
   - A bardzo mi miło, że tak sądzisz. I muszę przyznać, że odniosłam takie samo wrażenie na twój temat. Jak mawiała moja babcia: gdy mężczyzna potrafi prowadzić w tańcu to i z przeciętnej tancerki zrobi baletnicę.
   - Bardzo mądre słowa, już lubię twoją babcię - uśmiechnął się i oparł się o barierkę balkonu koło dziewczyny tak, że ich przedramiona lekko się muskały. - Widzę, że narzeczony nie mógł się zdecydować, który wybrać i dostałaś dwa pierścionki zaręczynowe?
Granger przeniosła swój wzrok na palce dłoni, gdzie połyskiwał srebrny pierścionek z diamentowym oczkiem, a nad nim ten od Freda z różdżką, zakończoną zielonym, połyskującym
kamieniem. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wiedziała, że dwa pierścionki na jednym palcu muszą wyglądać bardzo dziwnie, ale oba z nich były pierścionkami zaręczynowymi i powinny znajdować się na tym samym palcu.
   - Nie, ten z diamentem  jest od mojego obecnego narzeczonego, a ten wyżej jest od kogoś kto był bardzo ważny w moim życiu.
Był, był, był, był...to słowo echem odbijało się w jego głowie.
   - Odszedł?
   - Zginął, ale od tego czasu minęły już prawie cztery lata, mimo to do pierścionka pozostał mi nadal pewien sentyment. Za tydzień wychodzę za mąż, nie powinnam gmerać w przeszłości..
   - Jest dla ciebie bratnią duszą?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
   - Zależy co rozumiesz przez słowo bratnia dusza. Co to jest dla ciebie bratnia dusza?
   - Hmm...to jest najlepszy przyjaciel..właściwie trochę więcej jak najlepszy przyjaciel. Jest to jedyna osoba na świecie, która zna cię lepiej niż ktokolwiek inny. To ktoś, kto sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem.Właściwie, to nie sprawi, że będziesz lepszym człowiekiemmusisz sam to zrobić, ale on będzie dla ciebie inspiracją. Bratnia dusza to ktoś, kto zawsze cię poprowadzi.
Jest to jedyna osoba, która znał cię, akceptował cię i wierzył w ciebie zanim ktokolwiek inny to zrobił i nic nigdy tego nie zmieni. To jest właśnie bratnia dusza.
 
Spojrzał na nią, ale wydawała się nieobecna. Miała zamknięte oczy, a w jej włosach wesoło tańczył  wiatr. O czymś rozmyślała. 
   - Hermiono?
Brak odpowiedzi. Delikatnie położył dłoń na jej ramieniu, a ona  spojrzała na niego szklącymi się oczyma. 
   - Przepraszam, nie chciałem cie urazić, ani nic w tym stylu.
Nie odpowiedziała. Podeszła do niego i wtuliła się w jego ramiona. Bez wahania objął ją i przycisnął do serca, które momentalnie zareagowało na ciało dziewczyny mocno przyspieszonym tętnem.
   -  Słyszałam kiedyś taką historyjkę, o tym że dusza człowieka rozdziela się na dwie części. Każda część trafia do innej osoby i przez całe życie dążą do tego by się odnaleźć...ale czy możliwe jest, że jeśli stracisz swoją bratnią duszę to jeszcze kiedyś odnajdziesz osobę tak samo dopasowaną do ciebie? 
Fred spojrzał na nią zdziwiony. Zastanowił się chwilę starając się dobrze dobrać słowa.
   - Można odnaleźć kogoś kto w 99% będzie pasował do ciebie, ale zawsze pozostanie ten jeden procent. Niby co to jest jeden procent na to pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć. Niby tylko jeden, ale robi ogromną różnice. Czasami to przez ten jeden maleńki procent ludzie się rozstają,rozwodzą i zdradzają.
   - A ty? Masz swoją bratnią duszę?
   - Miałem...była jest i będzie w moim życiu najważniejszą osobą, ale sprawy się trochę pokomplikowały..nie możemy być razem..ona zaczęła układać sobie życie na nowo, a ja staram się jej w tym nie przeszkadzać...
   - Czyli poddałeś się? Powinieneś walczyć o nią!
   - To nie jest takie łatwe jak się wydaje..ale nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
   - Jakie....a to pytanie...jeśli twoja teoria jest prawdziwa to było mi już w życiu dane odnaleźć swoją bratnią duszę, ale jej już nie ma, więc pozostało mi już tylko walczyć o to, by to 99% pozostało ze mną na stałe.
   - Twój narzeczony to prawdziwy szczęściarz, naprawdę. Jesteś piękną, inteligentną kobietą, zasługujesz na to, żeby być szczęśliwą. 
   - Chciałabym, ale nie wiem czy jest to jeszcze możliwe.
Uśmiechnęła się niepewnie, a jego serce stopniało. Miał ochotę rzucić to wszystko i pocałować ją, wpić się w jej usta, wtulić w nią. Jedyne czego w tej chwili pragnął to olać te wszystkie obawy i powiedzieć jej, że to on. Hermiona szła już w stronę drzwi prowadzących na sale, ale Fred widząc jak płynne są jej ruchy, jak pięknie wygląda z każdym kolejnym krokiem nie mógł dłużej wytrzymać.
   - Stój! - dziewczyna zatrzymała się i obróciła ponownie w jego stronę. - Muszę ci jeszcze powiedzieć coś bardzo ważnego...

***

Gotowy :D nie do końca jestem usatysfakcjonowana tym rozdziałem, ale mam nadzieję, że wam się spodoba ;) nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ale warunkiem żeby w ogóle mógł się pojawić jest 15 komentarzy ^^



   

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 38- To nie jest George

   -Rany, co ci się stało!
Podbiegł do chłopaka przyglądając mu się uważnie. Sięgające ramion, rude włosy, kontrastowały z bardzo bladą skórą. Miał na sobie jakieś stare, brudne ubrania, które wisiały na jego wychudzonym ciele niczym na wieszaku. Skóra wydawała się przezroczysta, wręcz papierowa. Broda, również w rudym kolorze, sięgała do początku klatki piersiowej. Chcąc opisać jego wygląd jednym słowem-wyglądał żałośnie.
   -George, kto ci to zrobił? Co się stało?
Harry szeptał, więc rudzielec domyślił się, że w domu muszą być jeszcze jacyś inni mieszkańcy, którzy zapewne jeszcze śpią. Może gdzieś w tym domu jest również Hermiona?
   -Mogę skorzystać z łazienki? Te włosy, broda..czuje się jak żebrak...
   -Tak, tak przepraszam...nie pomyślałem o tym, że zapewne jesteś wykończony..idź do łazienki, tam są magiczne brzytwy, więc możesz się ogolić, a ja w tym czasie przygotuje coś do jedzenia..tylko Ginny jeszcze śpi, więc staraj się być cicho..
Chłopak skinął głową i ruszył na górę, gdzie w jego domyśle mogłaby znajdować się łazienka. Nigdy nie był w tym domu,więc niezbyt wiedział co gdzie jest. Na wprost schodów zauważył drzwi na których znajdowała się kolorowa tabliczka z napisem WC. Zamknął się w pomieszczeniu i odkręcił wodę. Szybko zrzucił z siebie brudne ubrania i wszedł do wanny. Ciepło wody objęło jego ciało w swoje macki, przyjemnie łaskocząc. Namydlił całe ciało, a woda momentalnie zaczęła zmieniać barwę na brązową. Magiczna brzytwa szybko przewróciła długość jego włosów do normalności i teraz zajęła się zarostem. Gdy wyszedł z wanny i zobaczy się w lustrze sam się przestraszył. Po umięśnionych nogach i klatce nie było już nawet śladu, na ich miejsce pojawiły się wystające żebra, zapadnięty brzuch i chude nogi, przypominające nogi anorektyczki. Usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili ciche słowa Harry'ego.
   -Kładę ci przed drzwiami świeże ubrania, tamte wrzuć do kosza. Jak będziesz gotowy to zejdź na dół, przygotowałem śniadanie.
Weasley poczekał, aż kroki Harry'ego na schodach ucichną i sięgnął po ubrania. Ubrał się i zszedł na dół, gdzie na stole stał talerz pełen tostów i kubek herbaty. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio w ustach miał coś ciepłego. Nie chciał rzucać się na jedzenie jak jakieś zwierzę, ale ten zapach pieczonego sera....nie wytrzymał. Usiadł przy stole i włożył sobie do buzi pół kanapki. Przyjemne ciepło łaskotało go w przełyku, a następnie wypełniło cały brzuch. Potter siedział po drugiej stronie stołu obserwując go. Widział z jaką przyjemnością mężczyzna je, więc odezwał się dopiero, gdy  zauważył przed nim pusty talerz.
   - No dobra, czy teraz możemy porozmawiać?
   - Tak, muszę ci jak najszybciej wyjaśnić kilka kwestii...
W drzwiach stanęła Ginny. Na jej twarzy malowało się przerażenie. Zasłoniła usta dłonią, a Harry podbiegł do niej i objął ją ramieniem. Weasley poczuł dziwne, przyjemne mrowienie na sercu, na widok siostry. Bardzo wydoroślała przez czas jego nieobecności. Nie było już nawet śladu po małej, rozczochranej dziewczynce z piegowatą buźką. Niesforne kosmyki zastąpiły proste, opadające kaskadami na ramiona włosy, a okrągłą, pyzatą buzię pięknie zarysowane rysy twarzy.
   - Spokojnie kochanie, nic mu nie jest...
   - Nic mu nie jest?! Harry, to nie jest George!
   - Jak to nie George?!
   - Przez te kilkanaście lat nauczyłam się rozróżniać swoich braci! To nie jest George, Harry!
   - Więc kim on do jasnej cholery jest?!
   - On..on wygląda..wygląda zupełnie jak Fred...
   - Właśnie o tym chciałem przed chwilą ci powiedzieć Harry, nie jestem George..jestem Fred..
   - Przecież Fred nie żyje! - Harry wyciągnął różdżkę i trzymał ją teraz wycelowaną w rudzielca.
   - Ha..Harry...on naprawdę jest do niego taki podobnym...on..
   - Zadam ci jedno pytanie na które odpowiedź znają tylko Fred i George, jeśli odpowiesz prawidłowo to uwierzymy ci. 
Rudzielec skinął głową. Na jego twarzy malowała się pełna powaga.
   - Skąd mieliście pieniądze na otwarcie swojego sklepu?
   - Od ciebie, oddałeś nam swoją nagrodę za wygranie Turnieju Trójmagicznego.
Głos miał spokojny, przyglądał im się z uwagą czekając na ich reakcje. Harry opuścił różdżkę i z otwartymi ustami patrzył na Freda. Pojedyncze łzy, które spływały po policzkach Ginny zamieniły się teraz w strumienie. Ruda podbiegła do brata i wtuliła się w niego. Wyglądał tak znajomo, a jednocześnie tak inaczej. Trzymanie jej znowu w ramionach sprawiało mu ogromną przyjemności. Tak bardzo za nią tęsknił... za nimi wszystkimi. Harry stał tak przez chwilę - z otwartymi ustami i zdziwieniem w oczach, aż w końcu otrząsnął się ze wstępnego szoku i rzucił się na chłopaka, by również go wyściskać.
   - Na gacie Merlina, stary! Nawet nie wiesz jak dobrze cię znowu wiedzieć!
Harry odpowiedział uśmiechem i poklepał chłopaka po plecach.
   - Trzeba wszystkich poinformować! To po prostu cud!
   - Nie! Nikt nie może się dowiedzieć, że żyje dopóki ta cała sytuacja nie zostanie wyjaśniona. To zasiałoby panikę wśród ludzi. Wieść o Śmierciożercach porywających ludzi w czasach pokoju raczej nikogo nie ucieszy.
Harry i Ginny wpatrywali się w niego, a radość w ich oczach zastąpiło przerażenie.
   - Może lepiej usiądźmy to wszystko wam w spokoju opowiem.
   - Tak...tak...chodźmy do salonu, tam jest wygodniej.
Harry usiadł na dużym, skórzanym fotelu, a Fred i Ginny usiedli na kanapie z tego samego tworzywa. Ruda jakby cały czas starała się upewnić czy to nie jest tylko zwykły sen. Mimochodem dotykała brata by ciągle móc czuć jego obecność.
   - To może zacznę od początku - wziął głęboki wdech i oparł się wygodnie o sofę. - Poczułem, że uderzyło we mnie jakieś zaklęcie. Byłem pewny, że to już koniec, że właśnie umieram. Miałem przed oczami tylko twarz Hermiony i jej uśmiech... a potem była już tylko ciemność. Ocknąłem się w jakimś ciemnym, obskurnym pomieszczeniu. Znajdowały się w nim tylko dwa małe okna umieszczone dość wysoko przez co padało przez nie naprawdę mało światła, dlatego też nie od razu zorientowałem się, że oprócz mnie w pomieszczeniu znajdują się jeszcze inne osoby. Okazało się, że wszyscy, którzy zostali trafieni jakimś dziwnym zaklęciem znaleźli się w tej ciemnej piwnicy. Byliśmy przerażeni i jednocześnie ciekawi co tym razem za numer wymyśliły Śmierciojadki. Jak udało nam się później dowiedzieć, a dokładniej podsłuchać- Voldemort był pewny, że wygra bitwę, jednak gdzieś w głębi czuł lęk, że jednak możesz go pokonać, dlatego szukał sposobu jak mógłby powrócić za grobu, a jak wszyscy dobrze wiemy miał już w tym wprawę. Odnalazł jakieś prastare zaklęcie, dzięki któremu można ściągnąć duszę nawet z otchłani piekła, jednak haczyk jest taki, że potrzeba do tego 66 walecznych dusz, czyli osób pojmanych podczas walki. Na chwilę obecną mieli nas dopiero 20, bo jak wiadomo masowe zaginięcia wzbudziłyby podejrzenia. Przychodzili do nas raz dziennie i przynosili jedzenie i picie, zawsze o tej samej porze, dlatego zostały nam jakieś dwie godziny zanim zorientują się, że uciekłem i przeniosą wszystkich.
Harry zerwał się z fotela i złapał Freda za ramię.
   - No to każda minuta jest cenna! Chodź, lecimy do ministerstwa, Ginny nikt na razie nie może się o tym dowiedzieć, ok?
  - Tak, oczywiście! Lećcie już, czekam tu na was, powodzenia...uważajcie na siebie..
Pocałowała Harry'ego i wyściskała Freda, po czym obaj panowie zniknęli.

***

Ginny usłyszała jakiś hałas, więc szybko wybiegła z kuchni. Fred  i Harry mieli nie tęgie miny, więc od razu się domyśliła, że nie zdążyli na czas.
   - I co? - zapytała dziewczyna.
   - Śmierciożercy zorientowali się wcześniej, że zniknąłem, więc zdążyli wszystkich przenieść.
   - Nie martw się, w końcu ich znajdziecie. Najważniejsze, że jesteś z nami i dzięki tobie Ministerstwo wie już o planie Śmierciożerców.
Podeszła do brata i przytuliła go. On również odpowiedział jej uściskiem.
    - Chodźcie do kuchni, zrobiłam obiad.
Z grobowymi minami usiedli przy stole na którym Ruda postawiła parujące półmiski. Fred jednak nie zwrócił uwagi na jedzenie, miał bardzo zamyśloną minę, aż w końcu nie wytrzymał. Nie mógł dłużej tłamsić w sobie tego pytania.Odkąd udało mu się uciec tylko jedno chodziło mu po głowie.
   - Co u Hermiony?
Harry zamarł z widelcem w ustach, a Ginny wydała się bardzo zmieszana co nie umknęło uwadze mężczyzny. Przestraszył się.
   - Coś jej się stało?! Czemu macie takie miny?!
   - Nie, nie.....nic jej nie jest..
   - To o co chodzi?
Ginny odłożyła szklankę, którą trzymała przy ustach, na stół. Dotknęła dłoni brata i wzięła głęboki wdech.
   - Za trzy tygodnie Hermiona wychodzi za mąż...
Fred zabrał dłoń spod dłoni siostry.

***W TYM SAMYM CZASIE***

   - Kooooochanieee, paczka dla ciebie przyszła!
   - Sukienki?
   - Tak, chyba tak.
   - Okej, już idę.
Hermiona zbiegła po schodach i podeszła do mężczyzny trzymającego pudełko. Miał czarne włosy i brązowe oczy, które miały w sobie coś dzikiego, jakby coś z wilczego spojrzenia. Gryfonka wyciągnęła dłonie by wziąć pudło, jednak chłopak nie chciał go oddać. Uśmiechnął się uwodzicielsko i przyciągnął ją do siebie.
   - Matt, wiesz, że mi się spieszy! Daj mi to pudło!
   - A magiczne słowo?
   - Dawaj to pudło!
   - Nieprawidłowa odpowiedź. Jeszcze raz, ale teraz kulturalnie i z miłością.
   - Proszę cię kochanie, oddaj mi to pudełko. Lepiej?
   - Lepiej,lepiej ale jeszcze za mało połechtałaś moje ego.
   - Grabisz sobie, naprawdę sobie grabisz....Najwspanialszy, najmądrzejszy, najukochańszy mężczyzno...czy możesz mi oddać w końcu to pudełko?
   - Oczywiście, że mogę, ale tylko i wyłącznie za buziaka!
   - Wariat!
Śmiejąc się, zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się w jego wargi. Zawsze całował ją tak jakby za chwile miał ją stracić - z pasją, tęsknotą i pragnieniem. To naprawdę w nim kochała. Traktował ją jak największy skarb, a zawsze gdy na nią patrzył widziała w jego oczach podziw. Przy nim czuła się piękna. Wymknęła się z jego objęć i lekko go odepchnęła z zawadiackim uśmiechem.
    - Jadę zawieźć sukienkę Ginny, żeby w razie czego zdążyć oddać ją do przeróbki.
   - Dobrze, dobrze. Leć jak musisz.
Cmoknął ją w czubek głowy i pomógł jej otworzyć drzwi.

***

   - Fred, proszę cię...otwórz te drzwi..musimy pogadać, no..proszę cię Freddie..
Ginny klęczała pod drzwiami pokoju gościnnego i gładziła je ręką. Od kilku godzin próbowała porozmawiać z chłopakiem, ale bezskutecznie dobijała się do drzwi pomieszczenia.Wiadomość o ślubie Hermiony mocno nim wstrząsnęła i martwiła się, że brat może zrobić coś głupiego. Już miała zacząć kolejną tyradę, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Nie miała zamiaru odpuścić Fredowi, nie odeszła od drzwi.
   - Harry, kto to? - krzyknęła przez barierkę schodów.
   - Hermiona.
Nie miała wyjścia, Miona miała przywieźć jej sukienki do przymiarki, więc musiała ją wpuścić.Wstała i zeszła na dół.
Fred słysząc imię dziewczyny podbiegł do okna. Na progu stała ONA. Jego Hermiona...Mionka...Smukłe ciało, delikatne rysy twarzy...prawie wcale się nie zmieniła...miała tylko krótsze włosy..i takie jakby jaśniejsze..ale nadal była równie piękna...równie idealna...na widok otwieranych drzwi uśmiechnęła się, a Fred poczuł jak jego serce topnieje..miał ochotę zbiec na dół i wziąć ją w ramiona..przycisnąć usta do jej ust...wtulić się w nią..odsunął się od okna i podszedł do drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Stanął przy barierce i starał się powstrzymać przed zbiegnięciem na dół. Usłyszał ją...jej aksamitny głos..mówiła z takim entuzjazmem, pasją...co najgorsze, że mówiła z taką radością w głosie o ślubie z innym mężczyzna...ukłucie zazdrości przeszyło go nagle...
   - Tak, poproszę cappuccino jak zwykle. Tylko muszę skorzystać jeszcze z łazienki, ostatnio nie najlepiej się czuję, mam jakieś mdłości i zawroty głowy...ehhh to wszystko na pewno przez to bycie w ciągłym biegu...
   - Okej, leć. Ja wstawię wodę i przymierzę tą cudowną kieckę, a potem pogadamy!
Serce zabiło mu mocniej. Stał zaledwie kilka centymetrów od drzwi do łazienki. Jeśli zostanie tu gdzie jest to za chwilę stanie z nią twarzą w twarz. Nie ruszę się, nie ruszę się, nie ruszę się! Weszła na schody. Jeszcze tylko kilka stopni...tylko kilka...Zrobił duży skok i zamknął za sobą drzwi pokoju, zanim dziewczyna zdążyła go zauważyć. Jednak na jej dłoni, którą trzymała się balustrady zauważył znajomy pierścionek z zielonym oczkiem. Nadal go miała, nadal nosiła jego pierścionek...Czy miał prawo podejmować decyzję za nią? Może jednak wybrałaby jego, a nie tego mężczyznę, który miał zostać jej mężem? Usłyszał ciche kroki na schodach...odeszła...

***

Drzwi od pokoju cicho zaskrzypiały. Fred podniósł się z łóżka i zapalił nocną lampkę, którą zgasił zaledwie chwilę temu. Ginny cicho stąpając podeszła do jego łóżka i usiadła na brzegu.
   - Ona strasznie to przeżyła...
   - Ginny, proszę cię. Nie chcę tego słuchać.
   - A mnie nie interesuję to czego chcesz słuchać, a czego nie. Nie wiesz w jakim była stanie po tym jak dowiedziała się, że nie żyjesz. To nie ty zbierałeś ją w całość, a powiem ci, że zadanie nie było łatwe, bo rozsypała się kompletnie. Całe noce, a właściwie również całe dnie płakała. Po pogrzebie wyjechała szukać rodziców, a gdy wróciła od razu poszła do Hogwartu by nadrobić ten zaległy rok. Nikt nie miał z nią kontaktu, zawsze gdy chcieliśmy się z nią spotkać miała jakąś wymówkę. Przez praktycznie cały rok widzieliśmy się z nią może trzy razy. Miała wiecznie podpuchnięte oczy, a na ścianie w jej domy była fototapeta, a wiesz co za zdjęcie przedstawiała ta fototapeta? To było wasze ostatnie zdjęcie, to które zrobił wam Colin przed Bitwą. Gdy skończyła szkołę i zaczęła pracować w Ministerstwie nie mogła już dłużej unikać Harry'ego i Rona, więc ponownie udało nam się nawiązać z nią jakiś kontakt, ale to nadal nie była dawna Hermiona. Wszyscy skakaliśmy nad nią jak nad małym dzieckiem, ale nic to nie dawało. Przełom nastąpił dopiero, gdy porządnie wkurzyła George'a swoim - jak on to nazwał - użalaniem się nad sobą. Powiedział jej, że ona straciła chłopaka, więc kiedyś znajdzie sobie następnego, a on stracił brata bliźniaka, a drugiego takiego już nie da się znaleźć, wiec powinna się w końcu wziąć w garść i zacząć żyć, bo nie tylko ona doświadczyła straty. Może i jego słowa wtedy wszystkim wydały się zbyt brutalne, ale Hermiona przyznała mu rację i zaczęła się jakoś z tego wygrzebywać. Coraz częściej się spotykałyśmy, rozmawiałyśmy i to ja namawiałam ją, żeby zaczęła się z kimś spotykać. Podchodziła do tego bardzo sceptycznie i na początku w ogóle mnie nie słuchała, ale z biegiem czasu zaczęła dorastać do tego by odciąć się od przeszłości, by wyrzucić cię z życia i pozostawić już tylko w sercu. Gdy powiedziała mi, że kogoś poznała strasznie się ucieszyłam, a gdy powiedziała mi, że chcą się pobrać...w końcu na nowo rozkwitła, jakby wypiękniała...ale to nie oznaczało, że o tobie zapomniała..nadal ma wasze zdjęcie oprawione w ramkę i postawione w swoim gabinecie, o co często kłóciła się ze swoim facetem...ona nadal cię kocha, ale pogodziła się z twoją śmiercią...jeśli dowie się, że żyjesz to na pewno odwoła ten ślub! Ona tak prawdziwie i całym sercem kochała, kocha i będzie kochać tylko ciebie. Freddie..jeśli nic nie zrobisz to stracisz ją na zawsze..
   - Może i masz rację, ale ona ułożyła już sobie życie i byłbym totalnym egoistą, gdybym tak nagle znów pojawił się w jej świecie i popsuł cały ład, który stworzyła przez te cztery lata..
   - Za to teraz jesteś totalnym dupkiem! I co masz zamiar zrobić? Myślisz, że ona  nigdy nie dowie się, że jednak nie zginąłeś?!
Ginny wstała, skrzyżowała ręcę na piersiach  z wyrzutem patrząc na brata.
    - Nie, nikt nie dowie się, że żyję. Sprawa w Ministerstwie jest utajniona, nikt poza kilkoma aurorami i wami o niej  nie wie i nie dowie się, więc dla świata nadal jestem martwy i takim pozostanę. Nie ma tu już dla mnie miejsca Ginny..
   - Pieprzysz głupoty! TOTALNE BZDURY! Jak możesz chcieć decydować za innych o ich życiu?! A co z mamą, tatą, George'm?! Oni też mają do końca życia myśleć, że nie żyjesz?! Jak ty to sobie w ogóle  wyobrażasz?
   - Ja...nie wiem..nie wiem...sam już nie wiem co robić, co o tym myśleć..nie rozumiesz tego..po prostu boję się, że ją zranię jeśli znów pojawię się w jej życiu....bardzo ją kocham i dlatego nie chcę żeby znowu przeze mnie cierpiała...chciałem, żeby była szczęśliwa i każdego dnia w tej przeklętej piwnicy wyobrażałem sobie, że Mionka jest szczęśliwą żoną i matką, bo nie miałem nadziei, że kiedykolwiek tutaj wrócę...a teraz gdy wróciłem chciałbym ją przytulić..pocałować...być blisko niej..ale..ale nie potrafię się przełamać...co mam zrobić? Podejść do niej i powiedzieć ,,Cześć kochanie, to ja Fred. Jak widzisz jednak żyję. Nie bierz tego ślubu z nim, hajtnij się ze mną."....Ja pierdolę...to wszystko jest takie pokręcone...
Nawet nie zorientował się kiedy wstał, kiedy zaczął płakać, ani kiedy uderzył pięścią w ścianę i upadł na kolana. Ginny uklękła przy nim i objęła go ramieniem, starając się uspokoić brata. Czuła jak kruche zrobiło się jego ciało. Wystające kości, papierowa skóra i brak tego zawadiackiego błysku w oczach...wydawał sie taki wypalony...
   - Prześpij się, mam pewien pomysł, ale o tym pogadamy rano, teraz musisz ochłonąć.
Skinął głową i przytulił Rudą.
   - Dziękuję Gin.
Uśmiechnęła się i cicho zamknęła za sobą drzwi.
 

***

Matko, już myślałam, że nigdy nie odzyskam tego internetu! Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Brak wi-fi przez bite trzy tygodnie..czułam się taka odcięta od świata :P no ale teraz koniec tego marudzenia- czekam na wasze komentarze. Przez to, ze połowa z was chciała mnie zabić za uśmiercenie Freda to postanowiłam go ożywić! Jak wrażenia? Czekam na....13 komentarzy by kolejny rozdział mógł się pojawić :)
Buziaki :*

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 37-Zamknij drzwi przeszłości

Rozdział z lekkim opóźnieniem, ale ze specjalnymi dedykacjami dla Kaśki, zwanej Gryzoniem z okazji sobotnich urodzin-wszystkiego najlepszego kochana ;)

***

   Za oknem zapadał już lekki zmrok. Wyjątkowo ciepły jak na maj dzień właśnie dobiegał końca. Świat trwał w stagnacji między nocą, a dniem jakby nadal zastanawiając się w którą stronę przechylić szalę. Złota aureola słonecznego światła rozciągała się nad powierzchnią ziemi, otulając ją niczym aksamitny koc. Hermiona siedziała na parapecie pokoju Freda zbierając się w sobie by w końcu zrobić to o co rano poprosił ją George. Przez całe dwa tygodnie odbywały się pogrzeby osób, które zginęły w Bitwie o Hogwart lub od ran poniesionych w czasie jej trwania. Widok tylu martwych ciał, tym bardziej ciał osób, które tak dobrze znała sprawiał, że jej emocje zostały całkowicie sparaliżowane. Już w połowie tych ,, żałobnych tygodni" (jak potocznie wszyscy je nazywali) Hermiona zorientowała się, że nie ma czym płakać i na każdej kolejnej uroczystości wegetowała, starając się jak najmniej zwracać na siebie uwagę i jak najszybciej zniknąć. Spojrzała na pokój chłopaka i poczuła nieprzyjemny ścisk w gardle. Podniosła się i wykonała głęboki wdech, tak by zimno wieczoru wypełniło całe jej płuca. Chłód wieczornego powietrza otrzeźwił ją z lekka i dodał odwagi. Wróciła do pomieszczenia i rozejrzała się. A więc tak to wygląda? Człowiek umiera, a jedyne co po nim zostaje to rzeczy, które upycha się w kartonach i szczelnie zamyka, wynosząc do piwnicy i unikając ich niczym radioaktywnych odpadów z którymi bliższy kontakt może spowodować bolesne skutki. Usuwa się wszystko co mogłoby przywoływać jakiekolwiek wspomnienia, starając się w ten sposób zniwelować ból. Ale zapomnienie nie sprawia, że można przestać tęsknić, że zapach tak znajomych perfum nie przywoła fali wspomnień, że pustka wypełniająca serce, choć trochę się zmniejszy. To straszne, że ludzie tak utrudniają sobie życie. Przejście wszystkich etapów żałoby daje fizyczne i psychiczne oczyszczenie z bólu, pozwala odejść zmarłej osobie, ale jednocześnie zatrzymać ją w sercu. Próba zapomnienia tak naprawdę tylko potęguje cierpienie i przedłuża je, sprawiając, że całe nasze życie jest nim przepełnione. Zapomnienie jest również bezczeszczeniem pamięci o zmarłym, zlikwidowaniem tej osoby ze swego życia, a chyba nikt nie chciałby, żeby po jego śmierci ludzie zapomnieli, że w ogóle kiedykolwiek ktoś taki żył.
   Wybrała największe pudło ze sterty znajdujące się przy drzwiach i podeszła do szafy. Zebrała w sobie wszystkie siły i starała się nie oddychać. 1...2...3... Drzwi szafy otworzyły się, a zapach perfum Freda, którymi były przesiąknięte jego ubrania, wypełnił pomieszczenie. Tego się obawiała. Starała się oddychać przez usta, by jak najmniej zapachu docierało do jej zmysłu węchu. Wyciągnęła ubrania i położyła je na łóżku. Od razu w oczy rzuciła jej się bluza chłopaka w którą w chłodne letnie noce, gdy siadali razem nad jeziorem, otulał ją. Bez większego namysłu ściągnęła koszule i założyła bluzę chłopaka. Sięgała jej do połowy uda i miała za długie rękawy, ale pachniała nim. Była taka miła w dotyku i przyjemnie łaskotała. Hermiona wtuliła się w nią i stała tak, głaszcząc się po policzku rękawem bluzy. Chwilę zajęło jej ogarnięcie się, ale w końcu udało jej się oprzytomnieć i wrócić do składania ubrań chłopaka. Gdyby żył, to ona prałaby mu wszystkie te ubrania, prasowała i wieszała w szafie, świeże i pachnące lawendowym płynem do płukania, a on szybko zdejmowałby jakąś rzecz z wieszaka, całował ją w policzek w podzięce i wychodził z domu krzycząc jeszcze na odchodne ,,miłego dnia moja czarownico". Ale Fred nie żyje i nic już tego nie zmieni. Jej marzenia już na zawsze pozostaną tylko marzeniami. Mimo, że miała tego świadomość, często wyobrażała sobie jak mogłoby wyglądać ich wspólne życie.
Czyjeś ciepłe usta dotknęły jej policzka i delikatnie go musnęły. Następnie zaczęły natarcie na nos, oczy, czoło, brodę, aż w końcu natrafiły na godnego sobie przeciwnika-usta dziewczyny. Po wymianie kilku zaborczych pocałunków oderwały się od siebie i przemówiły.
   -Pora wstawać moja śpiąca królewno, bo inaczej spóźnimy się do pracy.
   -Ale mi tutaj z tobą tak dobrzeee.
Dziewczyna przeciągnęła się i uśmiechnęła do chłopaka, który pochylał się nad nią.
   -Nie dziwie ci się, sam też bardzo lubię ze sobą przebywać.
Roześmiała się i uderzyła go poduszką. Chłopak udał oburzonego i złapał poduszkę leżącą obok, po czym zaczął udawać, że chce nią udusić brunetkę. W końcu oboje wstali.
   -Na stole masz śniadanie, a lunch zapakowałem ci do torby. Ja muszę już lecieć, bo do sklepu ma przyjechać nowa dostawa, także do zobaczenia wieczorem.
Objął ją w tali i pocałował w policzek.
   -Miłego dnia moja czarownico.
Obrócił się i zniknął z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Hermiona udała się do kuchni i usiadła przy stole, gdzie czekał na nią talerz z tostami i jej ulubiona, zielona herbata. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła jeść.
Do rzeczywistości przywrócił ją dźwięk otwieranych drzwi. Usłyszała kroki George'a zbliżające się do drzwi pokoju w którym była. Zatrzymał się na chwilę po czym położył dłoń na klamce. Ostatecznie jednak cofnął rękę i odszedł w stronę swojego pokoju. Każdy przeżywa śmierć bliskiej osoby na swój własny, indywidualny sposób. George obrał sobie patent, który Hermiona nazwała potocznie ,,unikaniem Freda", a mianowicie zachowywanie się tak, jakby był ze swoim zmarłym bliźniakiem pokłócony. Westchnęła i wróciła do swojego zajęcia. Gdy wszystkie ubrania z szafy znalazły się w pudle, podeszła do komody. Otworzyła szufladę, a jej zawartość bardzo ją zdziwiła. Na środku stała ogromna misa z srebroozłotym płynem, a obok niej drewniane pudełko ozdobione wstążką. Myślodsiewnia- przemknęło przez myśl dziewczynie. Tylko skąd Fred miał myślodsiewnie? I czemu jej o tym nie powiedział? Przecież wiedział, że sama miała zamiar kupić sobie taki ,,wynalazek". Otworzyła stojące obok pudełeczko, a w środku zobaczyła rząd równo ustawionych buteleczek w różnych kolorach. Na wieczku widniał napis ,,Nasze pierwsze razy", a każda buteleczka była opatrzona karteczką z opisem wspomnienia jakie zawierała np. ,,Pierwsze spotkanie", ,,Pierwszy pocałunek". Czuła jak serce podeszło jej do gardła. Obok misy leżała jeszcze kartka, ozdobiona zdjęciem złotego pierścionka pod którym znajdował się tekst ,,Dla mojej przyszłej żony". Wszystko zaczęło jej się układać w głowie. To był prezent zaręczynowy dla niej. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Złapała całe opakowanie i wlewała do misy zawartość każdej buteleczki. Zanurzyła głowę w myślodsiewni. Przez chwilę czuła jakby spadała w zimną otchłań. Gdy w końcu stanęła na nogi zobaczyła siebie z burzą loków na głowie. Wspomnienia zaczęły latać jej przed oczyma.....

 Bo nie ma lekarstwa na wspomnienia, Twoja twarz jest niczym melodia
Nie daje mi spokoju
Twoja dusza mnie nawiedza, mówiąc, że wszystko jest w porządku
Ale ja wolałabym być martwa
(Martwa tak jak Ty)

Kiedy tylko zamykam oczy
Otacza mnie mroczny raj
Nikt nie może się z Tobą równać
Obawiam się, że nie ujrzę Cię po drugiej stronie

 ...Pierwsze spotkanie....-Jestem Hermiona Granger....-Fred Weasley...-Miło mi cię poznać....Pierwszy raz kiedy zrozumiałem, że zależy mi na Tobie...Hermiona zapłakana siedzi na fotelu w pokoju wspólnym, a Fred próbuje ją pocieszyć. Wtedy po raz pierwszy rozmawiali na poważnie....Pierwsza prawie-randka...Siedzieli razem na wieży astronomicznej. Hermiona uciekła z lekcji by móc zobaczyć się z chłopakiem. Fred'owi bardzo to zaimponowało.....Pierwszy pocałunek....Rudzielec wyrywa Hermionię książkę z ręki co bardzo ją bulwersuję. By nie musieć wysłuchiwać jej tyrady, zamyka jej usta..pocałunkiem...Pierwszy raz...Za oknami Muszelki słychać było szum morza..Hemiona wraz z Fredem leżeli w łóżku, wtuleni w siebie...
Znów poczuła zimno podłogi. Leżała w pokoju Freda, zalewając się łzami. Nie mogła tu dłużej przebywać. Nie da rady spędzić tutaj nawet jednej minuty więcej. Wszystko jest nim przepełnione..wszystko budzi tą okropną pustkę w sercu. Wybiegła z pomieszczenia. George widocznie spał, bo światło wszędzie było już pogaszone. Zamknęła za sobą drzwi i zwinęła się w kłębek na kanapie stojącej w salonie. Nie mogła opanować płaczu. Te wszystkie wspomnienia....te wspólnie spędzone chwilę...myśl, że to już nigdy nie wróci przeszywała jej serce milionem małych, ostrych sztyletów. Światło się zapaliło, a Hermiona zobaczyła, że w fotelu kilka metrów od niej siedzi George. Był do niego tak podobny...ta sama iskra w oku...ten sam zawadiacki uśmiech...gdyby nie pokochała Freda to na pewno nigdy nie nauczyłaby się ich odróżniać...Tak bardzo zapragnęła, żeby znalazł się teraz koło niej..przytulił ją... Chłopak bez słowa podszedł do kanapy, usiadł koło dziewczyny i objął ją ramieniem.
   -Tak cholernie mi go brakuję....
   -Mi też, Georgie...mi też...
Spojrzeli na siebie zapłakanymi oczyma. Ból, który wypełniał ich ciała był widoczny gołym okiem..
   -Boże...jak ty mi go przypominasz...
Dłoń Hermiony spoczęła na policzku chłopaka. Ich twarze były bardzo blisko siebie, gdy ich usta się spotkały. Połączyły się w pocałunku, pełnym bólu, tęsknoty i wspólnego zrozumienia. Gryfonka pierwsza się opamiętała. Oderwała się od chłopaka i wstała z kanapy.
   -Na gacie Merlina..co my wyprawiamy?!
   -Ja..ja..ja nie wiem..chyba nas trochę poniosło...
Dziewczyna obróciła się na pięcie i pobiegła do pokoju.Przeszła koło lustra i spojrzała na swoje odbicie.
   - To nie jest Fred! ON NIE JEST FREDEM IDIOTKO?! ZROZUM TO W KOŃCU!
Uderzyła swoje lustrzane odbicie i starała się opanować. Spakowała swoje rzeczy i rzuciła się na łóżko, próbując wyprzeć z głowy wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin.
***
   Po wczorajszym incydencie Hermiona postanowiła, że już dłużej nie może mieszkać w mieszkaniu bliźniaków. Zabrała swoje rzeczy i pożegnała się z George'm, chociaż wolałby tego uniknąć, gdyż teraz w jego towarzystwie czułą się bardzo niezręcznie. Przeniosła się do Nory by pożegnać się ze wszystkimi i poinformować o swojej decyzji, bowiem wczorajszej nocy postanowiła, że musi się na pewien czas odciąć od wszystkiego. Ułożyć swoje życie i uspokoić emocje.Chciała zająć się czymś innym, więc uznała, że to najwyższy czas wyruszyć na poszukiwanie rodziców.
   -No dobrze kochanieńka. Niczym się nie musisz przejmować. Zajmiemy się Krzywołapem,a gdy odnajdziesz rodziców to obowiązkowo musisz ich do nas przyprowadzić! Przygotuję uroczysty obiad i cały czas będę im opowiadać jaką to mają wspaniałą córkę! 
Pani Weasley uśmiechnęła się do dziewczyny i przytuliła ją do siebie, po czym dodała tak cicho, żeby tylko dziewczyna ją słyszała:
   -I jaką ja mam wspaniałą synową.
Wypuściła ją z objęć i poklepała po ramieniu. Hermiona lekko się uśmiechnęła, ale słowa kobiety sprawiły, że przypomniała sobie, że musi pożegnać się z jeszcze jedną osobą. Gdy już każdy ją wyściskał, wycałował i wy-życzył jej pomyślnych poszukiwań w końcu udało jej się wyrwać. Podeszła do drzewa z którego już z daleka uśmiechał się do niej Fred.
   -Cześć kochanie...piękna dziś pogoda prawda?...zapowiada się gorące lato...ciekawe jakbyśmy je spędzili....może na początku wakacji zrobilibyśmy wesele, a potem wyjechalibyśmy na miesiąc miodowy nad jakiś Ocean?...brakuję mi ciebie, wiesz? Bardzo mi ciebie brakuję...teraz wyruszam do Australii by odnaleźć rodziców..chciałabym im w końcu o tobie opowiedzieć..jestem pewna, że mama bardzo by cię polubiła...a tata?...tata na pewno chętnie dowiedziałby się więcej o Quidditchu...taaak..ale nie zawraca ci już głowy..zajrzę tutaj, gdy wrócę..czekaj tu na mnie..do zobaczenia Freddie..
Wstała i otrzepała spodnie. Jeszcze raz spojrzała na zdjęcie chłopaka i lekko musnęła je ustami, po czym zawirowała w powietrzu i zniknęła.
 Przyjdź do mnie, przyjdź do mnie tej nocy
Oh Boże, potrzebuję Cię, jakkolwiek... Kochanie
Chcę tylko być, być wokół Ciebie cały czas.
Oh Boże, potrzebuję Cię.. oh...
 Biegnę, boję się tej nocy
Biegnę, boję się życia
Biegnę, boję się oddychać




 ***3 lata później***

Zgrabna, młoda kobieta, ubrana w przylegającą do ciała czarną sukienkę wchodziła po schodach do małej kawiarenki. Pod pachą miała jakąś teczkę, a wolną ręką poprawiała sobie koka, z którego uciekło jej kilka niesfornych kosmyków. Weszła do budynku i zajęła stolik przy oknie. Od razu podszedł do niej kelner, który wyglądał na oko na jakieś 27 lat. Był to nawet przystojny, wysoki brunet. Uśmiechnął się do Gryfonki zalotnie.
    -Witam madame, dla pani to co zwykle?
    -Tak, poproszę i jak zwykle razy dwa.
    -Oczywiście, zaraz przyniosę.

Hermiona skinęła głową i odwzajemniła uśmiech mężczyzny co widocznie go ucieszyło. Przeniosła wzrok za okno wypatrując Rudej, która jak zwykle się spóźniała. Zapewne znowu przeciągnął jej się trening. Mistrzostwa coraz bliżej, więc jedyne co jej teraz w głowie to quidditch. W końcu w drzwiach lokalu stanęła zdyszana Ginny. Nie musiała się nawet rozglądać w poszukiwaniu przyjaciółki, od razu wiedziała przy którym stoliku ją znajdzie. Rzuciła się na fotel na przeciwko Granger i starała się ustatkować oddech. W tym czasie właśnie przyszedł kelner, postawił przed kobietami dwie wysokie szklanki i talerzyki z ciastem, po czym obrócił się i odszedł ponownie w stronę baru, jednak jego wzrok cały czas powracał do stolika dziewczyn. Oczywiście nie umknęło to uwadze Ginny.
    -Hermiooonka, czy ja o czymś nie wiem? Biedak ślini się do ciebie za każdym razem, gdy tu jesteśmy, ale tobie się to widocznie podoba!
    -No co! Tylko tobie wolno flirtować i podrywać facetów?

Obie jednocześnie się roześmiały. Hermiona upiła łyk cappuccino, a Ruda nadal bacznie jej się przyglądała.
    -Ubrudziłam się, tak? Mam wąsy z piany?
    -Niee,niee..po prostu cieszę się, że w końcu do tego dorosłaś...miło patrzeć jak na nowo rozkwitasz...

    -Kiedyś w końcu trzeba się pozbierać i wylizać rany, prawda? A to już najwyższa pora, bo....
    -Boo?!-
Ginny klasnęła w dłonie z radości, domyślając się co przyjaciółka chce jej powiedzieć.
    -Bo poznałam kogoś...
    -Na gacie Merlina, nawet nie wiesz jak się cieszę! Bałam się już, że zostaniesz starą panną z kotem...tylko pamiętaj zanim pójdziecie do łóżka ściągnij tą fototapete..myślę że koleś mógłby się dziwnie czuć, gdyby podczas tego ekhhhem patrzył na niego ze ściany Fred trzymający cię w objęciach...a teraz tak na poważnie...OPOWIADAJ!

Zabrzmiało to bardziej jak groźba, a nie prośba, więc Hermiona z lekkim uśmiechem na twarzy zaczęła opowiadać.

***Pół roku później***

Podłoga na dole głośno zaskrzypiała co obudziło Harry'ego. Nie był pewny czy przypadkiem się nie przesłyszał. Na dworze było już jasno, więc to może któryś z sąsiadów robi coś na zewnątrz? Kolejne skrzypnięcie. Teraz był już pewny, że ktoś chodzi po jego domu. Nie wszyscy Śmierciożercy zostali schwytani, więc może to któryś z nich postanowił przyjść pomścić swojego Czarnego Pana? Cicho wstał, starając się nie budzić Ginny i podszedł do schodów. Rzucił na nie zaklęcie wyciszające i miarowo, stopień po stopniu, zaczął schodzić. Gdy zostało mu już tylko kilka schodków do pokonania, zobaczył w salonie znajomą postać. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
    -Rany...co...co ci się stało? Kto..kto ci to zrobił?!
 
 ***

I kolejny rozdział gotowy. Miałam go dodać już w sobotę, ale niestety wena mi trochę uciekła i musiałam odpocząć, żeby na nowo mieć pomysł ;) mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na 12 pełnych opini^^
PS Miałam w zamyśle jeszcze tylko rozdział i epilog, ale trochę diabelska wena mnie natknęła i chyba nie obrazicie się jak troszeczkę więcej rozdziałków dodam, co? :P
Ściskam i całuję-Marta Weasley