Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 17 - George Clooney

Siemaneczko kochani! Przepraszam, że tak późno dodaje rozdział, ale wcześniej jakoś tak nie miałam weny:) Problemy, ciągle jakieś problemy, ale nie zanudzam wa smęceniem i przechodzę do rozdziału;)
Miłego czytania i czekamy na komentarze! Muszą być przynajmniej 3 żebyśmy dodały kolejny rozdział) ;)

***

    Błysk, zaklęcie, krzyk....i śmiech? Tak, dokładnie - śmiech! Koło Freda przemknęło kolejne zaklęcie i tym razem trafiło w cel.
- Depulso!
Ron z impetem uderzył w ścianę.

-Auaa! Zwariowałaś Lavender?!
Rudzielec powoli podnosił się z podłogi, rozcierając tył głowy. Lavender nic nie odpowiedziała. Stała dalej w miejscu z różdżką wymierzoną w chłopaka. Cała reszta zamarła w bezruchu z głupkowatymi uśmiechami na twarzy.
- Nie zwariowałam, ale nie pozwolę na to byś tak bezkarne mnie zdradzał! To powinno ci wystarczająco utrudnić całowanie się z kolejną panną! - wykonała różdżką jakiś dziwny ruch i krzyknęła - Densaugeo!
Wybiegła z sali, a wszyscy spojrzeli na Rona, czekając na efekt zaklęcia, a jak się okazało - długo czekać nie było trzeba. Przednie zęby rudzielca osiągnęły nienaturalną wielkość. Przypominał teraz bobra; rudego bobra. Jego wzrok od razu powędrował w stronę Hermiony.
- Odfczarujaj mfniew, pfworoszem Hermionanino. Tylfkowo szyuboko!
Hermiona już wyciągała różdżkę by odwrócić działanie zaklęcia, gdy Fred złapał ją za nadgarstek.
- Myślę, że to dla niego świetna kara. Pani Pomfrey zajmie się nim, dajmy mu chwilę, żeby nacieszył się swoim nowym wyglądem.
-Zamukanij siemi Fredua! Tyu nief masz zembouwo sienganajacych do broduy!
- Mógłbyś powtórzyć, bo nie zrozumiałem?
Fred uśmiechnął się triumfalnie, a Ron rzucił mu zabójcze spojrzenie.
- Bof ciem zafrazt ugryfze!
- No, to miłego dnia Ron! - Fred szybko złapał Hermionę za rękę i wyciągnął z sali. Nie chciał sprawdzać jak boli ugryzienie brato-bobra. Stali teraz przed skrzydłem szpitalnym, a Fred nadal trzymał dziewczynę za rękę. Zapadła cisza. Cisza, która zawsze Freda drażniła.
Natłok myśli, słów które teraz chciał wypowiedzieć - wszystko mąciło jego ciszę...ich ciszę. Spojrzał niepewnie na Granger.

- Hermiono... - szybko mu przerwała.
- Nie tutaj - teraz to ona złapała go za rękę i pociągnęła w stronę jakiejś klasy, której wcześniej nie zauważył. Jak się okazało, była to czytelnia. Kilka foteli, mały kominek i pełno regałów z książkami.
- Co to za pokój?
- Wie o nim tylko kilkoro z uczniów Hogwartu. Pomieszczenie do nauki, stworze przez samą Rowene Ravenclaw.
- No tego...ładnie tu - włożył ręce do kieszeni i zaczął bujać się na piętach. Dziwnie czuł się w tym miejscu, trochę jak intruz, który zakradł się do czyjejś sekretnej kryjówki.
Dziewczyna natomiast zachowywała się jakby była u siebie w domu. Przechodząc koło regału poprawiła stojące na nim książki. Zapaliła małą, kryształową lamkę, stojąco na hebanowym stoliku, po czym podeszła do fotela i usiadła na nim po turecku. Fred niepewnie podążał jej śladami. Usiadł w fotelu obok, a nogi przerzucił przez podramiennik. Patrzyli na siebie, a każdemu z nich chodziło po głowie to samo - żeby to druga strona powiedziała pierwsza to, co dzisiaj paść musiało. Fred w końcu otworzył  usta i niepewnie rozpoczął:
- Ja...wtedy z Alicją, nie chciałem jej pocałować. Rozmawiałem z nią. Byłem przybity tym, że widziałem cię z Ronem, a ona po prostu wykorzystała okazję i pocałowała mnie. Zależy mi tylko na jednej osobie i oczywiście jesteś nią ty.
-Wtedy z Ronem nic nie było. On przyszedł i zaczął mi mówić jak to mnie kocha i tym podobne farmazony, ale od razu odesłałam go z kwitkiem.
Znowu zapadła chwila milczenia.
- Spróbujmy.
- Ale czego Fred? Czego tak naprawdę chcesz ode mnie?
- Spróbujmy być razem.
Na twarzach obydwojga pojawiło się skupienie. To takie dziwne, a jednocześnie piękne jak miłość jest krępująca dla młodych.
- Nie, Fred to bezsensu.
Zamurowało go. Był pewien, że Hermiona również coś do niego czuję. Po co to wszystko było, dlaczego robiła mu nadzieję i tak się zachowywała? Czyżby był tylko zabawką? Przecież ona taka nie jest, nie Hermiona. Spojrzał na nią zdziwiony i lekko podenerwowany. Chyba to zauważyła, więc szybko zaczęła się tłumaczyć:
- Nie, Freddi! Nie o to chodzi. Po prostu wydaje mi się, że to wszystko za szybko zaczęliśmy i chciałabym cię prosić, żebyśmy zaczęli od nowa. Zawsze stawiałam sobie reguły. Nie całowałam się z chłopakiem na pierwszym spotkaniu czy nie byłam taka...hmm...rozkojarzona. Chce żebyśmy zaczęli to inaczej.
- Inaczej to znaczy?
- Od nowa.
Uśmiechnęła się lekko, gdy zauważyła, że twarz Fred się rozpogodziła. Chłopak wstał z fotela i jak to na niego przystało -zaczął się zgrywać. Udał, że gra na gitarze, po czym uklęknął przed Hermioną.
- Czy piękna panna raczy wybrać się ze mną jutro na spacer. Obiecuję, że będę trzymał ręce...- Hermiona przerwała mu.
- I usta?
- Ręce i usta przy sobie - uśmiechnął się. - Będzie to najzwyklejszy spacer z jakże pięknym, wesołym, miłym i skromnym osobnikiem. Zobowiązuje się również nie eksperymentować więcej na tobie produktów Weasley&Weasley. Co ty na to?
Uśmiechnęła się, a w jej oczach zabłysnęły radosne iskierki, które tylko jemu udawało się wywoływać.
- Hmm... skoro tym razem nie zamienisz mnie w kanarka, to owszem wybiorę się na ten spacer z tobą. Tylko...wspominałeś o jakimś przystojniaku, a ja tu żadnego nie widzę.
Fred zrobił naburmuszoną minę po czym powiedział:
- Wiesz, że gorzko tego pożałujesz?
- Czy to jest groźba?
- Tak! - uśmiechnął się zawadiacko, a ona wstała z fotela. Zanim zdążył się zorientować co się dzieje, Hermiona krzyknęła:
- Nie złapiesz mnie!
- Nie bądź taka pewna! - odpowiedział, i ruszył za nią.
Głośny śmiechy, żarty i radość, którą cała ta zabawa była przepełniona. Hermiona zamyśliła się, co dało Fredowi szanse w końcu ją złapać. Ujął jej dłonie w swoje i obrócił ją tak, że stała do niego tyłem, ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach. Była bez ruchu.
- I co ja mam ci teraz zrobić, co?
- Może po prostu mnie puścisz? 
- Ta opcja nie wchodzi w grę. Powiesz mi teraz kto jest najprzystojniejszym mężczyzną? Podpowiem ci, że to ta sama osoba z którą idziesz jutro na spacer.
- Na spacer idę z takim jednym Fredem, na pewno go nie znasz. A najprzystojniejszy mężczyzna to może George Clooney? - w jej głosie słychać było udawaną powagę.
- Nieprawidłowa odpowiedź. Clooney nie dorasta temu o którym mowa, nawet do pięt.
- To ty wiesz kto to George Clooney? - na twarzy Hermiony pojawiło się zdziwienie.
- A myślisz, że dlaczego mój brat ma tak na imię? Moja mama też czyta te wszystkie kolorowe pisemka.
Hermiona roześmiała się. Pani Weasley fanką Clooney'a, tego by się w życiu nie spodziewała.
- George Weasley następcą George'a Clooney'a. To o nim mowa, on jest tym przystojniakiem?
- Znowu pudło. Za każdy kolejny błąd będziesz musiała zrobić coś niezgodnego z regulaminem wraz ze mną!
- Ej! To nie fair.
- Znów niepoprawna odpowiedź. Więc kto jest najcudowniejszym, najprzystojniejszym mężczyzną?
-Na pewno nie ty! - Hermiona szybko oswobodziła dłonie i skoczyła za fotel z wyrazem triumfu, malującym się na twarzy.
- Tego już za wiele.
Chłopak jednym ruchem przeskoczył fotel i znów był na wygranej pozycji. Niestety grawitacja chciała się również z nimi pobawić i przyciągnęła ich do siebie. Upadli razem na podłogę.
- A ty znowu na mnie lecisz Fred! Miałeś trzymać ręce przy sobie - Hermiona roześmiał się.
Fred szybko podniósł się, z nienaganną gracją ukłonił się i wyciągnął dłoń by pomóc dziewczynie wstać.
- Pozwoli panienka, ze odprowadzę wać pannę do dormitorium, by uchronić waszą książęcą mość od złego czaru potwora z Hogwartu, czyli złowrogiej Filchodżilli.
- Oh, no tak, już późna godzina - Hermiona udała ukłon. - Będę zaszczycona.
Podał jej dłoń, a ona delikatnie ją ujęła.
Fred odstawił Hermionę pod same schody dormitorium. Pożegnali się zwykłym dobranoc i buziakiem w policzek, po czym każde poszło do swojego dormitorium, ale żadne z nich prędko nie zasnęło. Wydarzenia minionego dnia nie pozwoliły im na to. Miłość, która zaczęła w nich kiełkować, ogarnęła już swą obecnością ich ciała i duszę. Hermiona pomyślała o Fredzie i nieświadomie przytuliła pościel. To jednak nie pomogło i sen nadal nie chciał nadejść.  W końcu wstała. Usiadła na parapecie i uchyliła lekko okno. Zimne powietrze zaczęło wlewać się do pomieszczenia, a Hermiona zrobiła głęboki wdech, wypełniając nim płuca. Spojrzała za okno, na Błonia skąpane w jaskrawym świetle księżyca, którego odbicie tańczyło na tafli jeziora. Jej serce wypełniała ogromna wdzięczność - za to, że mogła tutaj być, że było jej dane dołączyć do tego magicznego świata. Wszystkie wydarzenia ostatnich tygodni były istnym szaleństwem, ale teraz zaczynała czuć, że to wszystko ma i miało sens. Zaczynała rozumieć, że w życiu, poza nauką, najważniejsza jest równowaga, a ona często miała tendencje do tego by ją gubić. Fred był jak równoważnia -  w zestawieniu z jej poważnym podejściem do życia, można było uzyskać idealny stan. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie, po czym zamknęła okno. Czuła się taka lekka, jakby ktoś właśnie zdjął z jej barków ogromny ciężar. Owinęła się szczelnie kołdrą i tym razem już bez problemu zasnęła.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 16 Hermiona nr.2



Ażem się napisała! Chociaż nie miałam zbytnio motywacji, gdyż nikt z was nie raczył komentować;( chcę wam serdecznie podziękować za ponad 3000 tysiące wejść! Czuję się strasznie szczęśliwa, że przez ponad miesiąc tyle razy zajrzano na naszego bloga :) ale proszę was- komentujcie! Jest to ogromna motywacja  zastanawiam się nawet czy nie pójść z wami na układ, że rozdział będzie za daną liczbę komentarzy, ale nad tym to się jeszcze zastanowię;)
No to nie marudzę już wam- miłego czytania !;D

 ***Fred***

Silnym ruchem odepchnął od siebie Alicję.
 - Co ty wyprawiasz?! - w jego oczach widoczna była czysta złość.
 - Ja...ja... przepraszam… odkąd mnie zostawiłeś nie potrafię myśleć o nikim innym…Fred, zależy mi na tobie! Jestem w tobie zakochana!
Zamurowało go. Stał tam i przyglądał się dziewczynie, gdy dobiegł go jakiś krzyk. Pobiegł w stronę z której dochodził dźwięk, zostawiając zawstydzoną Alicje na środku Pokoju Wspólnego. Na dole schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt leżała Hermiona. Była nieprzytomna.  Jej czoło lekko krwawiło, a naokoło walały się odłamki szkła. Parviat stała kilka stopni nad dziewczyną i zasłaniała sobie usta rękoma.
 - Hermiona - wyszeptał rudzielec, ale odpowiedzi nie było. 
Nie zastanawiając się wiele wziął dziewczynę na ręce i pobiegł w stronę skrzydła szpitalnego. Nie zważał na ciekawskie spojrzenia uczniów, oni wszyscy byli mu obojętni, liczyła się tylko Hermiona. Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego coś jej się stało. Czuł się winny, bo gdyby nie zwierzył się Alicji, tylko poszedł od razu do Hermiony (lub ewentualnie spuścić łomot Ronowi) to nic by jej się nie stało. Biegnąc po schodach spojrzał ukradkiem na jej bladą twarz. Nawet teraz, poraniona przez szkło, blada, cały czas była tak samo piękna. Pani Pomfrey nakazała mu położyć dziewczynę na łóżku i mimo ogromnego sprzeciwu rudzielca, rozkazała mu wyjść i nie wracać wcześniej niż jutro po południu. Nie wiedział co z sobą zrobić . Powolnym krokiem dowlekł się do dormitorium.
   - Jestem totalnym kretynem.
 George usiadł na swoim łóżku i spojrzał na brata. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
   
- To już wiem, ale miałem nadzieję, że usłyszę jakąś nowszą informację.
Zapadła chwila ciszy, w której było słychać tylko szuranie czyjejś ręki, krótki świst i przeciągłe ała. Poduszka, niczym pocisk trafiła centralnie w twarz George’a, który epicko odegrał scenę swojej śmierci, spadając z łóżka i dodając kilka efektów dźwiękowych.
 - Myślałem, że to ja jestem największym idiotą na świecie, ale widzę, że muszę ustąpić to miejsce tobie.
Kolejna poduszka ruszyła w powietrze, ale tym razem została precyzyjnie wycelowana w Freda.
Bliźniacy zaczęli zanosić się śmiechem, co chyba nikogo nie dziwi, jeśli mowa o Fredzie i George’u.
 - Stary, ty to wiesz jak podnieś człowieka na duchu - Fred uśmiechnął się dziękczynnie do brata.
 - Człowieka może nie, ale takiego gamonia jak ty to na pewno.
 - Kogo nazywasz gamoniem, gamoniu?
 - A takiego jednego gościa, Fred się zwie, ale na pewno go nie znasz.
 - A to nie przypadkiem ten przystojniak, chluba rodziny Weasley i największa legenda Hogwartu? - Fred wypiął dumnie pierś.
 - Nie mieliśmy rozmawiać o mnie - George również przyjął pozycję godną samego Godryka Gryffindora.
Rudzielec trochę się odprężył i przestał na pewien czas rozmyślać o wydarzeniach bieżącego dnia. Jednak dobrze mieć takiego gamonia za brata. Uśmiechnął się sam do siebie i rzucił się na łóżko. Przez chwilę wydawało mu się, że czuję zapach perfum Hermiony. Zamknął oczy, ale jeszcze długo nie mógł zasnąć.

***Pokój Wspólny Gryfonów - w tym samym czasie***
 
 - Ron, ty skończony idioto! Miałeś ją tam przytrzymać dłużej, teraz będzie trzeba zaczynać wszystko od nowa!
 - To nie moja wina! Ona nie chciała nawet ze mną rozmawiać, zlała mnie i sobie poszła! - twarz Rona miała taką samą barwę jak jego włosy.
  - Wszystko na nic!
Alicja krążyła po pokoju, miała rozmierzwione włosy, a usta zaciśnięte w wąskie linie. Widać było, że intensywnie nad czymś rozmyśla. Po długiej przerwie, odezwała się w końcu:
 - Wiesz o której Fred ma iść do Hermiony?
 - Tak, słyszałem jak rozmawiał z panią Pomfrey. Najwcześniej po południu wpuści go do niej.
 - Idealnie.
 - Co wymyśliłaś?
 - Perfekcyjny plan i tym razem wszystko musi wypalić!
 - Więc co mam robić? - Ron lekko się uśmiechnął, choć ten uśmiech był ciężki do zinterpretowania, bo przez chwilę można by było uznać, że mignęła w nim nuta zawahania.
 - Wszystko w swoim czasie Roni- na twarzy Alicji pojawił się przerażający uśmiech.

***

Hermiona otworzyła oczy. Promienie słońca oświetlały jej bladą twarz. W Sali czuć było zapach różnych mikstur leczniczych, ale nigdzie nie było pani Pomfrey. Dziewczyna podparła się na łokciach i rozejrzała po Sali. Sama zdziwiła się, że nic ją nie zabolało. Prawa dłoń powędrowała w stronę czoła, na którym nie było już nawet śladu po odłamkach szkła. Teraz już pewniejszym ruchem, usiadła na łóżku. 
 - No, kochanieńka udało mi się cię posklejać wcześniej niż myślałam -w drzwiach pojawiła się pani Pomfrey, ze swoim charakterystycznym, zatroskanbym wyrazem twarzy.
  - Dziękuje pani! Czy to oznacza, że mogę już wyjść?
  - Tak, nie mam ku temu żadnych zastrzeżeń. O ile ty czujesz się na siłach, bo jeśli chcesz jeszcze zostać to mogę zwolnić cię z zajęć czy... - Hermiona przerwała jej, kręcąc przecząco głową.
Zadowolona zeskoczyła z łóżka, uśmiechając się promiennie do pani Pomfrey. Ubrała się i poszła w stronę wyjścia, ale w momencie, gdy złapała za klamkę kobieta odezwała się do niej.
 - Powiedziałam twojemu kochasiowi, gdy cię tu przyniósł, że najwcześniej po południu będzie cię mógł odwiedzić, więc..,- patrząc na zdziwioną minę dziewczyny, kobieta zamilkła. - Coś nie tak kochanieńka?
 - To Fred. On mnie tutaj przyniósł?- serce w niej zamarło.
 - Tak, przyniósł cię tutaj i zachowywał się jakbyś co najmniej dostała Cruciatusem. Wy młodzi i te wasze miłości...
Uśmiechnęła się sama do siebie i powróciła do szperania w szafce, stojącej nieopodal drzwi. Hermiona ze zdezorientowaną miną wyszła ze skrzydła szpitalnego i udała się do dormitorium. Fred całował się przecież z Alicją, a teraz tak bardzo się o nią troszczy? Może jednak to co widziała wcale nie było takie oczywiste?
 - O jak dobrze, że nic ci nie jest Hermiono! - Ron podbiegł do dziewczyny i z uśmiechem spojrzał na nią, oglądając ją od góry do dołu.
 - To było tylko zwykłe zadrapanie - zmusiła się do uśmiechu. Po tym co wczoraj chłopak zrobił, czuła się bardzo dziwnie w jego obecności.
 - To dobrze, bo martwiłem się o ciebie. Fred pewnie, gdyby nie był zajęty obściskiwaniem się z Alicją, to też by się o ciebie martwił - wyciągnął jabłko z kieszeni i ugryzł kęs. - Chodź, odprowadzę cię do Pokoju Wspólnego, powinnaś jeszcze wypocząć.
Hermiona tylko przytaknęła głową i przez całą drogę się nie odzywała. W Pokoju Wspólnym, Ron zaczął się wymigiwać, że czas go pogania i pobiegł do dormitorium chłopców, zostawiając dziewczynę samą. Granger nie wiedziała co się dzieję, ale wiedziała, że coś tutaj nie gra. Pozostało tylko dotrzeć do sedna, żeby odkryć co to jest.

*** Ron***

Nadszedł czas wcielenia planu w życie. Wbiegł do dormitorium i wyciągnął fiolkę, którą dostał od Alicji. Jednym duszkiem wypił całą zawartość. Była strasznie słodka, wręcz mdląca. Przez chwilę zaczęło go mdlić, jednak uczucie szybko minęło. Przebrał się i zszedł do Pokoju Wspólnego.
  - Cześć Hermiono - starał się by jego głos był jak najbardziej obojętny.
  - Cześć...- dziewczyna obróciła głowę, żeby zobaczyć z kim rozmawia - ...Fred.
  - Trochę mi się spieszy, więc do zobaczenia… kiedyś tam.
Gryfonce mimo ogromnego oporu, spłynęło po policzkach kilka łez. Obojętność jaką chłopak wobec niej wykazała, można było wyczuć na kilometr. Nie chciała przyznać się przed samą sobą, że zabolało ją to... zabolało jak cholera.
  - Coś się stało madame? - Zgredek stanął przed Hermioną i przyglądał się jej, swoimi wyłupiastymi oczyma.
 - Nie Zgredku... to tylko...yy... nargle.
 - Nargle? - skrzat zrobił zdziwioną minę.
 - Tak, nargle...takie tam małe stworzonka.. co tego, no...
 - Rozumiem, już znikam. Gdyby panienka czegoś potrzebowała, wystarczy zawołać - wykonał zamaszysty ukłon i zniknął, zostawiając ją samą z …narglami, a raczej jednym, rudowłosym narglem.
 - Udało się - Ron przybił piątkę z Alicją i powoli zaczął przybierać ponownie swoją postać, gdy działanie eliksiru wielosokowego zaczęło słabnąć.


***Fred***

 - Chłopie, zaraz się utopisz w tej zupie! - George z uśmiechem obserwował brata, który pochłaniał obiad szybciej niż gumochłon.
 - Muszsez lesiec so Hersmiony - kolejna łyżka zupy wylądowała w ustach Freda.
 - Teraz zachowujesz się jak Ron, czyżbyś chciał zostać kolejną zakałą naszej rodziny?
  - Głupek!
Fred uśmiechnął się do brata, czochrając go, po czym złapał kawałek szarlotki i wybiegł z Wielkiej Sali. Po drodze minął Filcha, który znowu bluzgał jak *Wozak na uczniów, wnoszących na obuwiu błoto z błoni. Wpadł do skrzydła szpitalnego niczym torpeda, ale to co tam ujrzał przeszło jego wszelkie oczekiwania. Hermiona leżała na łóżku, miała lekko podwiniętą spódniczkę, a nad nią nachylony był nie kto inny jak RON! Jego własny brat, ta ohydna szumowina. Jego prawa dłoń spoczywała na biodrze Hermiony, a lewa wpleciona była w jej bujne włosy. Najgorsze było jednak to, że w jej pełne, malinowe usta wpiły się jego obleśne wargi.
 - Brawo! - Fred ironicznie uśmiechnięty, zaczął klaskać.
 - Fred… to nie tak jak myślisz, ja ci wszystko wytłumaczę!
 - Nie musisz mi nic tłumaczyć Hermiono, wystarczająco się napatrzyłem. Mój pocałunek z Alicią to przestępstwo, ale twoje pieszczoty z Ronem już nie?
Wybiegł z Sali, trzaskając drzwiami. Jak on mógł być taki naiwny i dać nabrać się na tę jej niewinna grę. Zaczął biec, nie wiedział gdzie, ale biegł. Zaczęły się już kolejne lekcje, więc korytarze świeciły pustkami, a jednak Fredowi udało się na kogoś wpaść.
 - Uważaj jak…- Fred otworzył szeroko usta, a słowa nie przechodziły mu już przez gardło - Hermiono?
 - Już znikam, nie będę marnować ci twojego cennego czasu, który mógłbyś spędzić z Alicją.
Już miała odejść, gdy złapał ją za nadgarstek.
 - Przecież ty... ty przed chwilą całowałaś się z Ronem w skrzydle szpitalnym...ja...ja widziałem to na własne oczy.
 - Jasne, a ja jestem profesor Umbridge - odpowiedziała ironicznie.
 - Sama zobaczysz.
Mimo protestów dziewczyny, zarzucił ją sobie na ramię i pobiegł do skrzydła szpitalnego, gdzie stała Hermiona numer dwa wraz z Ronem.
 
- Co to ma być? - Hermiona spojrzała z przerażeniem na drugą siebie.
 - Hermiona? - Ron spojrzał zdziwiony na oryginał.
 - Zaraz zobaczymy co za nędzna szumowina miała czelność się podszywać pode mnie! - Hermiona wyciągnęła różdżkę, ale Fred złapał ją za nadgarstek.
 - Nie trzeba, to Alicja. Prawda Ron? - chłopak skinął potulnie głową. - Ukartowali to sobie, bo chcieli nas rozdzielić.
W tym momencie stało się coś niespodziewanego dla wszystkich. Wszystko zaczęło się dziać, jakby w spowolnionym tempie. Błysk, zaklęcie, krzyk…

***

*Wozak
– spotyka się go w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Ameryce Północnej. Przypomina przerośniętą fretkę, ale w przeciwieństwie do niej potrafi mówić. Nie da się jednak prowadzić prawdziwej rozmowy z wozakiem, ponieważ ten ogranicza się do krótkich (i zazwyczaj obraźliwych) zdań, które wypowiada prawie bez przerwy. Wozaki mieszkają zazwyczaj pod ziemią, gdzie polują na gnomy, żywią się również kretami, szczurami i myszami polnymi.

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 15 - Nieszczęsna fiolka


Wybaczcie łizardy, że tak długo ale jest w końcu. Bez Cruciatusów proszę! Nie przedłużając dłużej: miłego czytania. I czekamy na wasza opinię;) Weasleyówna
***
Kiedy Hermiona znalazła się w dormitorium, od razu została zasypana przez współlokatorki milionem pytań. Nawet przez Lavender, która chciała się upewnić, czy relacje Hermiony i Freda są na tyle zażyłe, że dziewczyna nie stanowi przeszkody jej związku z Ronem.
- Cieszę się twoim szczęściem Hermiono. Zasługujesz na szczęście jak nikt inny - powiedziała Parviat z radosnym błyskiem w oku, ciesząc się szczęściem przyjaciółki.

Lavender stała z boku, przysłuchując się wymianie zdań między dziewczynami. Była szczęśliwa z powodu relacji Hermiony z Fredem, może nie były jakieś szczególnie romantyczne i jednoznaczne, jednak Granger na dobre rozdzieliła się z Ronaldem. Jednocześnie, fakt iż Hermiona ponownie się z kimś spotyka, uspokoił trochę jej wyrzuty sumienia, które ostatnimi czasy odczuwała. Wielokrotnie inni mieszkańcy Hogwartu swoimi oskarżycielskimi spojrzeniami lub ignorowaniem jej, przypominali, że pamiętają o tym co zrobiła Hermionie. Nie wiedziała jeszcze, że jej ukochany zawarł pewną umowę z Alicją Spinnet, a umowa ta nie uwzględniała jej uczuć.

By uciec od ciekawskich pytań, Hermiona powiedziała współlokatorką, że ma jest umówiona z profesor McGonagall. Zgarnęła książkę, która leżała na szafce nocnej i udała się na Błonia. Na dworze było bardzo ciepło. Zaczynał się czerwiec, więc w powietrzy coraz bardziej było czuć już lato, które w tym roku zapowiadało się na niezwykle gorące. Powoli skierowała się w stronę jeziorka. Wszystkie rośliny o tej porze roku wydawały się być jeszcze bardziej zielone niż zwykle. Podziwiała różnorodność kwiatów, które można było tutaj znaleźć, ale jej myśli znajdowały się daleko stąd. 
Nagle ktoś złapał ją z tyłu za rękę i obrócił twarzą w swoją stronę. Słońce świeciło wprost w jej twarz, więc nie miała możliwości ujrzenia twarzy nieznajomego, który właśnie postanowił ją przytulić.
- Hermiono... - powiedział miękkim głosem. Gryfonka od razu go rozpoznała, chociaż niekoniecznie ją to ucieszyło. To był głos Ronalda Weasley'a.
Chłopak próbował ją pocałować, ale Granger opierała się. Szybko wyrwała się z jego objęć i z całej siły odepchnęła chłopaka do tyłu.
- Ronald! Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęła. Rudzielec momentalnie zrobił się czerwony na twarzy i zawstydził się.
- Yyy... Hermiono... bo ja...
- Co ty Ronald?!
- Ja cię dalej kocham, Hermiono... - wydukał.
- Ronaldzie, ja nie jestem Lavender, pomyliłeś osoby - powiedziała i szybko wyminęła Weasleya z niewzruszoną miną.
Chłopak jeszcze rozpaczliwie złapał ją z tyłu za dłoń, ale wyrwała się i pobiegła do zamku.
- No brawo debilu - warknął na siebie Ron, tak, aby Hermiona tego nie usłyszała - spartaczyłeś robotę...

***

Granger szła szybkim krokiem przez korytarze Hogwartu. Kilka razy potrąciła jakiegoś pierwszaka, który uciekał przestraszony. Nie widziała nic wokół siebie, była pogrążona w myślach i skupiona na tym, żeby się nie rozpłakać.
Co on robił? Czy temu Ronaldowi zupełnie odbiło? Czemu powiedział, że mnie kocha? Przecież to nieprawda. Gdyby kochał to by mnie nie zostawił i nie poszedłby do Lavender. A przecież to właśnie zrobił. Znalazła się przed Pokojem Wspólnym, więc podała hasło Grubej Damie i przeszła przez dziurę pod portretem, nieświadoma, co ujrzy w środku. Bo gdyby wiedziała na pewno nie weszłaby do środka.

***

**kilkanaście minut wcześniej**

Zdenerwowany Fred Weasley wybiegł właśnie ze swojego dormitorium. Przed chwilą jego głupi brat, czyli oczywiście Ron, przytulił Hermionę. Jego Hermionę. Opowiadał o tym, że nic do niej nie czuje, obnosił się swoją miłością z Lavender, a do tego potraktował ją jak ostatni dupek, zrywając z nią przy wszystkich, a teraz zachciało mu się obściskiwanek. Przed swoim dormitorium natknął się na kogoś, kogo się tu nie spodziewał, a mianowicie - na Alicję Spinnet.
- Hej Freddie - zagadała do niego słodko, ale ton jej głosu sprawił, że poczuł się jeszcze bardziej zirytowany.
- Wybacz, ale nie mam teraz czasu.
Dziewczyna zasłoniła mu przejście, nie pozwalając by poszedł dalej.
- Czemu jesteś taki zły, coś się stało? Wiesz, że ze mną możesz pogadać o wszystkim.
Fred naprawdę się spieszył, bał się co jeszcze przyjdzie Ronaldowi do głowy, a może bardziej obawiał się o to, jak Hermiona zareaguje na te jego ponowne zaloty. Dziewczyna jednak nie dawała za wygraną, więc postanowił jej w skrócie nakreślić sytuację. Tak to sobie przynajmniej tłumaczył, że dzięki temu da mu święty spokój. Prawdą jednak było to, że potrzebował się kogoś doradzić, więc skoro Alicja sama się tutaj pojawiła to padło na nią.
- Oh, Fred - powiedziała na końcu ze współczuciem. - Ron to straszna świnia. Ale skoro Hermiona nadal mu się podoba, to na pewno do siebie wrócą. W końcu tyle lat, tyle wspólnych wspomnień ich łączy. Zresztą z tego co mi wiadomo, to Granger podkochuje się w Ronie od lat.
- Yhm... - mruknął Fred, który liczył na wsparcie, a właśnie poczuł się jakby oberwał tłuczkiem w głowę.
- Ale jeśli chcesz to ja mogę ci pomóc o niej zapomnieć... - dodała, po czym niespodziewanie przyciągnęła go do siebie i pocałowała.
Wtedy weszła Hermiona.

***

Granger nie mogła uwierzyć w to co widzi. Fred całował się z Alicją. A tak niedawno mówił jej, że chce ją zdobywać, że zrobi wszystko by mieć ją obok. A ona naiwna, wierzyła w to wszystko. Jak mogła być taka głupia, przecież nie od dziś wiadomo, że bliźniacy Weasley noszą niechlubne miano największych podrywaczy Hogwartu, dlaczego ze względu na nią miałoby się coś zmienić... W oczach Gryfonki zaszkliły się łzy. Ukradkiem przetarła oczy rękawem szaty i wbiegła po schodach na górę, do swojego dormitorium. Niestety, przez zaszklone oczy niewiele widziała, więc na szczycie wpadła na Parvati niosącą na metalowej tacce
fiolki i flakoniki ze swoimi pachnidłami. Wpadając na Hinduskę potknęła się i spadła ze schodów, ale to jeszcze nie było najgorsze. Zdążyła jeszcze usłyszeć przerażony krzyk Parvati nim zrobiło jej się ciemno przed oczami. Straciła przytomność, gdy kryształowy flakonik roztrzaskał się na jej głowie.