Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 26 - Kanarkowa kremówka

Fred otworzył oczy. Po miksturze przyrządzonej przez Hermiome nie odczuwał kaca, ale w głowie lekko mu szumiało. Całe pomieszczenie wypełniał słodki zapach, przypominający mu leniwie poranki w Norze, gdy jeszcze żadne zmartwienia nie zawracały mu głowy. Rozejrzał się po domu i przez otwarte drzwi zobaczył panią Grangner, krzątającą się po kuchni . Kolejny talerz, pełen gofrów, stanął na stole obok dżemu, sosu czekoladowego i bitej śmietany. Fred przeniósł wzrok na śpiącą na jego torsie dziewczynę i uśmiechnął się. Może jeszcze nie wszystko stracone?  Spała nieświadoma tego jak wiele dla niego znaczy. Pogładził ją po włosach i pocałował czule w czoło. Przeciągnęła się, mrucząc jak kot. Widząc wpatrzonego w siebie Rudzielca, lekko się speszyła. Wstała, udając że musi iść pomóc mamie. Jednak zamyśliła się chwilę i usiadła z powrotem koło chłopaka.
  -Mogę cię o coś zapytać?
  -Zawsze.

Fred uśmiechnął się i choć nie chciał tego po sobie pokazać, ucieszył się, że dziewczyna chce z nim rozmawiać.
  -Czy pamiętasz...znaczy ja pamiętam, tak mi się wydaje, że przypomniało mi się coś...
W oczach Freda pojawiły się charakterystyczne iskierki, podniósł się na łokciach i spojrzał w oczy dziewczyny, zachęcając ją do dalszego mówienia.
  -Było lato...opalałam się z Ginny nad jeziorem..później wrzuciliście nas do wody, a ja udałam, że nie mogę wypłynąć..nie wiem czy to mi się śniło czy może to prawdziwe wspomnienie...
Przeniosła niepewnie wzrok na chłopaka i widząc wypełniającą jego oczy radość, od razu zrozumiała, że jest to prawdziwe wspomnienie, a nie tylko wytwór jej wyobraźni.
  -Tak! Nastraszyłaś mnie wtedy nieźle, do dzisiaj wiszę ci za tamten dzień lody.
Roześmiali się. Dziewczyna wstała i poszła do kuchni pomóc mamie, a Fred w tym czasie udał się do łazienki.
  -Cześć skarbie.
Kobieta uśmiechnęła się do córki podając jej kubki z kakaem, które dziewczyna posłusznie  postawiła na stole.
  -Mogłaś nam skarbie powiedzieć, że masz chłopaka. Takich rzeczy nie musisz przed nami ukrywać.
Hermiona zaśmiała się, ale po chwili przyszła jej do głowy pewna myśl- jeśli naprawdę była dziewczyną Freda, to czy miała zamiar przedstawić go rodzicom? Zapewne tak, przecież zawsze o wszystkim z nimi rozmawia.
  -Mamo on nie jest moim chłopakiem! To mój znajomy ze szkoły, lubimy się i tyle.
  -Tak to się teraz nazywa?-
kobieta roześmiała się, a do pomieszczenia wszedł Fred- o dzień dobry panie Romku.
  -Nie mam na imię Romek, jestem Fred, a to wczoraj to...po prostu bardzo przepraszam za to.
  -Oj nic się nie stało. Śmiech jeszcze nikomu nie zaszkodził. Siadajcie, częstujcie się a ja muszę wyskoczyć na chwilę do miasta.

Wyszła życząc im smacznego. Fred usiadł przy stole, spoglądając na dziewczynę.
   -Częstuj się Romku, mama robi najlepsze gofry na świecie. Idę obudzić George'a.
Roześmiała się i wyszła z pomieszczenia, a po chwili w kuchni zjawił się drugi rudzielec.
  -A gdzie Hermiona?
  -Poszła do łazienki się ubrać.

George wziął gofra i polał go sosem czekoladowym, siadając na krześle naprzeciw brata.
  -Dawno nie miałem takiego kaca. Czuje jak głowa pęka mi na pół.
  -Nie tylko ty.

Zaśmiali się i przybili tzw. żółwika. Rozległy się kroki na schodach i do kuchni weszła Gryfonka. Ubrana w krótkie szorty i koszulkę w pastelowych odcieniach. Włosy związała w roztrzepany kok, a usta pociągnęła różowym błyszczykiem. W oczach obu chłopaków pojawił się zachwyt. Przywykli już do widoku zamyślonej brunetki z rozczochranymi, niesfornymi włosami, ubranej w szkolny mundurek.Uśmiechnęła się do nich i usiadła przy stole. Nałożyła sobie na talerz gofra i ponownie spojrzała na chłopaków.
  -Nie wiedziałam, że tacy z was fani Romea i Juli, a może raczej Romka i Juli.
Cała trójka wybuchła śmiechem.
  -To była zamierzona pomyłka. Chcieliśmy sprawdzić twoją znajomości książki.
  -Tak właśnie myślałam, dziękuję ci George, że tak dbasz o moją pamięć.
  -Zawsze do usług.

Dokończyli śniadanie śmiejąc się i żartując. Niestety czas szybko płynie, więc bliźniacy musieli się już zbierać. Dziewczyna pożegnała się z Georgem i podeszła do Freda, któremu nadal skrzyły się w oczach tzw. iskierki.
  -Chciałam cię przeprosić za to, że nie pamiętam nic. Wiem, że to musi być dla ciebie bardzo przykre, dla mnie również, bo czuje że cię ranie.
 -Nie masz za co mnie przepraszać, w końcu to nie twoja wina. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócą twoje wspomnienia..nasze wspólne wspomnienia-uśmiechnął się spoglądając jej w oczy- no chodź tu mała, niech cię chociaż przytulę.
Roześmiała się i przytuliła do chłopaka. Podług niego była naprawdę mała, górował nad nią lekko ponad głowę. Cmoknął ją w policzek, co wywołało natychmiastowe zarumienienie się policzków dziewczyny.
  -Uważaj na siebie.
  -Będę. Wy również dbajcie o siebie.

Obrót. Obie rude czupryny zawirowały i zniknęły, a Hermiona ogarnęła kuchnię i poszła do siebie. Usiadła na parapecie i przykleiła twarz do szyby. Na dworze było pięknie i upalnie. Wszędzie rozpościerała się zieleń trawników i różnobarwne dywany kwiatów. Świat jest naprawdę piękny i nawet nie wie jak bardzo zagrożony. Ludzie żyjący w nieświadomości, że każde ich tchnienie jest uzależnione od innej, nieznanej im społeczności. A od czego uzależnione jest życie ich społeczności? Jedyna odpowiedź jaka nasunęła jej się na myśl, to Harry. Życie miliardów ludzi uzależnione od trójki małolatów. Najczarniejsza magia kontra podstawa nauczania z Hogwartu...tak, to naprawdę wyrównana walka! Podeszła do biurka, wyciągnęła flakonik i nalała kilka kropli do nakrętki. Cierpki smak eliksiru sprawił, że dziewczyną lekko wstrząsnęło. Wyciągnęła jednak książki z szafki i oczarowana cudownym zapachem pergaminu zaczęła czytać. Nie mogła się skupić na lekturze, gdy pogoda na dworze aż się prosiła o spacer. Założyła bluzę, trampki i stanęła przy drzwiach, gdy przy jej stopach znalazł się Krzywołap, który widocznie również chciał się udać na spacer. Znalazła w szufladzie smycz, którą dostała od rodziców, kiedy dowiedzieli się, że ma kota. Byli przekonani, że w Hogwarcie w taki właśnie sposób bierze się koty na spacer. Nawet nie wiedzieli jak bardzo się mylili. Rudzielec niezbyt ucieszył się, gdy znalazł się na uwięzi, ale chęć spaceru zwyciężyła nad kocią dumą. Hermiona zamknęła za sobą drzwi i ruszyli przed siebie. Mijali rzędy identycznych budynków, mugoli i ich śmiesznie małych samochodów. Usiadła na najbliższej ławce, a kot rozłożył się koło niej. Wszędzie było tak cicho i spokojnie. Błękitne niebo było bezchmurne i idealnie komponowało się z zielenią drzew i trawników, które tu, w przeciwieństwie do Privet Drive nie były idealnie przystrzyżone i wypielęgnowane. Ciepły wiatr podwiewał jej włosy, rytmicznie je unosząc. Hermiona przymknęła oczy i delektowała się zapachem świeżo skoszonej trawy.  Czuła się strasznie przytłoczona tym, co w najbliższych dniach będzie zmuszona zrobić.Tak będzie dla nich lepiej... Wstała i z grymasem bólu na twarzy ruszyła w drogę powrotną.

*****W tym samym czasie******
Fred obsługiwał właśnie małego chłopca, który całą twarz oblepioną miał resztkami czekolady. Od powrotu z domu dziewczyny nie mógł na niczym się skupić, a z jego ust nie schodził uśmiech. Czuł ogromną satysfakcję, wspomnienie przywołane przez Gryfonke na stałe już zagościł w jego głowie i górowało nad innymi, mimo że nie było w nim tak naprawdę nic niezwykłego. W sklepie nie było jeszcze zbyt dużego ruchu, więc mógł śmiało pogrążyć się w świecie marzeń, gdy w pomieszczeniu pojawił się George z miną, która mogła oznaczać tylko kłopoty.
  -Wiem, wiem brachu! Wymyśliłem sposób!
  -Ale na co sposób?
  -Na przywrócenie pamięci Hermionie!
  -O nie, wystarczy mi jak na razie twoich pomysłów, wystarczy, że dla jej rodziców jestem już Romkiem spod balkonu.
  -Ważne, że coś sobie przypomniała, a jak to już nie ważne.Więc jak?
 -Dzięki George, ale pozwól, że teraz skończę z robieniem z siebie idioty.
 -Dasz jej kanarkową kremówkę, to było przecież wasze pierwsze miłosne wspomnienie.

George wypiął dumnie pierś, co miało być wyrazem jego przewagi intelektualnej nad swoją ,,gorszą wersją".
  -Ty...ty...to nie jest głupie! Lece do niej!Złapał kurtkę leżącą na krześle, ale George szybkim ruchem wyrwał mu ją.
  -Spokojnie brachu, na kobietach znam się jak nikt inny. Trzeba wybrać odpowiedni moment.
  -Odpowiedni to znaczy.
  -Przekonasz się.

*****************************************
Włącz i czytaj dalej:) (pojawienie się TEJ piosenki wyjaśnia jej tłumaczenie)

            

Biegła. Świat tonął w deszczu i czerwieni zachodzącego słońca, ale jej to nie przeszkadzało. Jeszcze kilka kroków. Już prawie...drzwi od domu otworzyły się, a ona zwinnie przeskoczyła próg.
  -Strasznie się rozpadało, ale zdążyłam nakryć wszystko folią, kwiaty też są już załatwione.
Hermiona zaczęła suszyć włosy i zdjęła przemoczoną kurtkę.
 -Nie wiem co my byśmy bez ciebie zrobili kochanieńka, dziękuję ci. Mimo to zbyt wiele roboty jeszcze.
 -Za tydzień przyjadę już na stałe, więc będę mogła pomagać we wszystkim.

Uśmiechnęła się do kobiety, a ona odwzajemniła uśmiech. Poszły do kuchni, gdzie bliźniacy wraz z Ginny polerowali kuchenne blaty. Krople deszczu uderzały w szybę z coraz większą mocą, gdy wzrok Gryfonki napotkał oczy Freda. Wydawało się wręcz, że w powietrzu przeskoczyły iskry, jednak dziewczyna szybko odwróciła wzrok.
 -No dobrze, to ja będę się zbierać. Za chwilę będę mieć świstoklika, także do zobaczenia.
Pani Weasley wyściskała brunetkę, ponownie jej dziękując.Gdy dziewczyna obróciła się, George lekko szturchnął brata uśmiechając się do niego dwuznacznie. Założyła kurtkę z której nadal kapała woda. Uchyliła drzwi, a zimne, mokre powietrze uderzyło ją w twarz. Wyszła. Poczuła dziwną pustkę w sercu. Czuła się tutaj jak w domu, ale obecność Freda sprawiała, że nie mogła tutaj zbyt długo przebywać. Pole ochronne Nory znajdowało się już kilka metrów przed nią, gdy usłyszała czyjś głos wołający jej imię. Obróciła się i zobaczyła chłopaka, biegnącego w jej stronę. Deszcz spływał mu po twarzy jednak nie zwracał na to uwagi. Pod kurtką ściskał jakieś zawiniątko. Schowała się pod drzewem i czekała na niego. Stanął przed nią zdyszany i mokry, i uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił. Mimo, że nie czuła nic do niego to nie mogła oprzeć się temu rozbrajającemu uśmiechowi. Patrzył na nią i nie wiedział co ze sobą począć. W tym deszczu z oklapniętymi włosami wyglądała tak delikatnie, jakby jeden, choćby najmniejszy jego ruch mógł sprawić, że rozsypie się, zniknie uniesiona wiatrem wprost w otchłań walki. Tak bardzo chciał uchwycić jej dłoń w swoją i zatrzymać na zawsze, chroniąc od wszelkich niebezpieczeństw nadchodzących wielkimi krokami. Dzieliło ich już tylko kilka kroków, gdy pochylił się nad jej uchem i wyszeptał.
  -Zamknij oczy.
Aksamitny głos chłopaka sprawił, że bez żadnych zastrzeżeń zamknęła oczy. Wyciągnął spod kurtki zawiniątko i ostrożnie otworzył je. We wnętrzu znajdowało się małe ciasteczko, polane żółtą polewą i ozdobione kawałkami czekolady, dzięki czemu ciastko przypominało małego kurczaczka.
 -Otwórz usta.

 -O nie! Wolę nie ryzykować!

-Proszę...Mionko?

Niepewnie otworzyła usta, a Fred położył ciastko na języku dziewczyny. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Brunetka zawirowała, a na jej ciele pojawiły się żółte piórka. Trzask! Przed chłopakiem pojawił się mały,żółty ptaszek. Ujął go w dłonie i pogładził po łebku.
 -Jeśli to nie pomoże to nie mam już więcej pomysłów. Pamiętasz nasze spotkanie w pociągu? Nie musisz tak na mnie lecieć?  Wtedy zrozumiałem, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką mojego brata...
Powietrze w pobliżu zaczęło wibrować, a na ziemi pojawił się stary aparat fotograficzny. Kanarek w jego dłoniach zaczął się szamotać. Spojrzał na ptaka i zrozumiał, że w tym momencie trzyma w dłoniach cały swój świat. Ptak zaczął nerwowo kiwać główką, uchylił dłonie, a ptaszek czując to, wyślizgnął mu się z dłoni.
 -Znowu mi uciekasz, zawsze jak jestem pewien, że jesteś moja, ty wymykasz się, wycofujesz..
.
Puf! W powietrzu zawirowało mnóstwo żółtych piórek, a między nimi pojawiła się Hermiona. Gdy zobaczyła wzrok chłopaka pełny nadziei wpatrzony w siebie, poczuła zawód, złość na samą siebie. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę świstoklika. Świat zawirował. Obrazy śmigały jej przed oczyma. Poczuła jakby przeżywała życie po raz drugi. Twarz Freda, wtedy gdy spotkała go po raz pierwszy w swoim życiu...kolejny obraz.....wieża astronomiczna, gdy wyznał jej swoje uczucia....rozmowa po rozstaniu z Ron'em....obraz rozmywa się i pojawia kolejny...zatroskany rudzielec wyciągający ją z jeziora....spotkanie na strychu i pierwszy prawie-pocałunek.....wygłupy w bibliotece..nauka gry w quidditcha......i wreszcie zapłakana twarz Freda, błagającego by nie umierała...i słowa, które sama wypowiedziała...Kocham Cię...Kocham Cię Fred......
 -Freeeed!!!
Pobiegła w stronę chłopaka i rzuciła mu się na szyję. Zawirowali w deszczu, a ich usta złączyły się w gorącym, namiętnym pocałunku sprawiając, że wszystko w około stało się bez znaczenia. Po­całunek to mi­lion słów, które chciałoby się po­wie­dzieć w jed­nej sekundzie, tysiące myśli, które chciałoby się ująć w słowa, ale wtedy straciły by magię, którą w sobie mają.Ich dłonie sple­cione zaufaniem,us­ta łączące się po­całun­kiem miłości to jedyne czego teraz było im potrzeba. Słowa były zbędne. Liczyli się tylko oni i ich miłość. Fred wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie. W powietrzu rozległa się muzyka.
   -Mogę panią prosić do tańca?
   -Oczywiście..mój Romku!

Kaskady deszczu spadały na nich, ale było im to obojętne. Wirowali między kałużami w rytm piosenki, przytuleni do siebie. Mokre ubrania przylgnęły już do ciał, a włosy poprzyklejały się do twarzy, jednak to również ich nie obchodziło. Gdy pa­da letni deszcz, niebo i ziemia łączą się w miłos­nym tańcu, a cały świat wiruję, by zakochani przypadkiem nie zgubili rytmu.....

                     http://i44.tinypic.com/25unvyb.gif



******************
W końcu dałam radę go napisać, był w sumie gotowy już dawno, ale nie miałam czasu wprowadzić zmian , które wymyśliłam. Nie podoba mi się jednak ten rozdział wcale, nie jestem zadowolona ostatnio ze swojej weny.....Koniec z wesołymi rozdziałami, bo postanowiłam przeskoczyć Księcia Półkrwi i pisać od razu Insygnia, więc przygotujcie się na....MROK:P
A teraz czekam na wasze komentarze, może one pomogą odnaleźć mi moją wenę:)