Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 40-Fre...Miona

 Witajcie kochani, przepraszam za to, że tyle musieliście czekać, ale rozumiecie...wakacje! I niestety również brak weny. Jest to ostatni rozdział (jeszcze tylko będzie epilog) i chciałam napisać go jak najlepiej, ale niestety cały czas mi nic nie wychodziło. Mam nadzieję, że wam się spodoba...kurka, zaraz się rozkleję tak strasznie ciężko mi zakończyć ten blog...to dzięki temu blogowi, dzięki wam- pokochałam pisać...dobra, reszta ważnych informacji na końcu rozdziału, teraz czytajcie w spokoju :P
  

***

  - Stój! -dziewczyna zatrzymała się i obróciła ponownie w jego stronę.-Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
W jego głowie odbijały się echem słowa Ginny ,,Jeśli zepsujesz jej wieczór...". Wdech, wydech. Ponownie przeniósł spojrzenie na nią.
   - Wyglądasz nieziemsko w tej sukience.
Uśmiechnęła się.
   - Dziękuję.
Wyprzedził ją i otworzył jej drzwi. Dziewczyna wdzięcznym krokiem ominęła go i weszła do środka, gdzie od razu rzuciła się na nią Ginny.
   - O tutaj jesteś Fre..Miona!- Ginny zaczerwieniła się i przytuliła do przyjaciółki, dyskretnie pokazując Fredowi na zegarek. Widocznie czas działania eliksiru zbliżał się już ku końcowi. Delikatnie dotknął ramienia Hermiony, a ta obróciła się do niego z promiennym uśmiechem.
   - Na mnie już czas. Dziękuję za ten wspaniale spędzony wieczór. Rozmowa z tobą dała mi naprawdę wiele pozytywnych emocji, nie wspominając już o tym jak świetnie bawiłem się tańcząc z tobą.
   - Ja również spędziłam z tobą bardzo miło czas...
   - No to...do zobaczenia..
Podeszła i przytuliła się do niego. Stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha.
   -Mam nadzieję, że do zobaczenia..
Uśmiechnął się lekko i mocniej przyciągnął ją do siebie. Miał ogromną ochotę posadzić ją sobie na kolanach. Wtulić się w jej włosy, które zawsze tak przyjemnie łaskotały go po twarzy. Pogładzić dłonią delikatną skórę jej twarzy. Otrząsnął się jednak i wypuścił kobietę z objęć. Popatrzyli sobie chwilę w oczy, po czym chłopak zaczął iść w stronę wyjścia. Przystanął na chwilę i obrócił się na pięcie.
   -Hermiono- dziewczyna spojrzała na niego-powodzenia na nowej drodze życia.
Skinęła lekko głową z niepewnym uśmiechem po czym zniknęła wśród tłumu. Fred wyszedł z klubu, a jego czupryna powoli stawała się coraz bardziej ruda. Pewnym krokiem ruszył przed siebie.
   - Jesteś cała w skowronkach! -Ginny zadręczała Hermione milionem pytań.-Widać, że coś zaiskrzyło między tobą, a Tonym! Nie wiedziałam, że moja Miona ma też tą złą, uwodzicielską stronę!
   - Gin, przestań! Za tydzień biorę ślub, a z Tony'm po prostu dobrze mi się rozmawiało...
Na twarzy kobiety pojawił się rumieniec, który pokrywał całe policzki i nie był spowodowany wypitym alkoholem. To spotkanie mężczyzny i rozmowa z nim sprawiła, że jej ciało przeszły przyjemne dreszcze. Dreszcze, które ostatni raz czuła w obecności Freda...
   - Jak chcesz, już się zamykam. Patrz, tam są dziewczyny!
Ruszyły w stronę koleżanek, lecz Hermionie już nie sprzyjał imprezowy nastrój. Czuła się pełna sprzeczności i niepewna co do właściwości swoich decyzji.

***Tydzień później***


   Hermiona wstała cała roztrzęsiona. Dzisiejszej nocy nie mogła w ogóle spać. Rzucała się po łóżku szukając wygodnej pozycji, ale nie mogła znaleźć sobie miejsca. Matt nie spał dziś u niej, gdyż nie wypadało żeby przyszły pan młody spędził noc przed ślubem w jednym łóżku z przyszłą żoną. Sama chciała przygotować się do ślubu, dlatego też rodzice i Ginny mieli przybyć do niej dopiero godzinę przed ślubem. Za oknem panował jeszcze lekki zmrok. Zaparzyła sobie kawę i usiadła na parapecie w sypialni spoglądając na uśpiony jeszcze świat. Wszystko o tej godzinie było takie spokojne, trwające w stagnacji. Upiła łyk kawy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na szafie leżał album, który kilka dni temu dostała od Harry'ego i Rona. Wzięła go na kolana i powoli zaczęła przeglądać zdjęcia, które uzbierały się przez wszystkie lata ich przyjaźni. Tak wiele wspomnień...Poczuła przyjemne ciepło spływające na jej serce. Tyle lat, wyrzeczeń, przygód, wzniesień i upadków i tylko jeden cel-zniszczyć zło. Udało się im, trójce małolatów udało się uratować świat. Wszystko powinno wydawać się już takie proste...Harry ułożył sobie życie, Ron także z kimś się spotykał, więc czemu ona miałaby być nieszczęśliwa? Ponownie spojrzała na album. Wbrew pozorom były to najwspanialsze lata jej życia. Mimo tylu trudności czuła się naprawdę spełniona. Pełna determinacji miała motywacją by dążyć do celu, ale wraz ze śmiercią Freda utraciła ją, utraciła wszystko co napędzało ją do dalszego działania. Musiała w końcu odżyć, nie mogła pozwolić sobie na dalsze stanie w miejscu, nie mogła pozwolić by życie nadal przelatywało jej przed nosem. Nie powinna była dłużej nad tym wszystkim  rozmyślać, dzisiaj wyjdzie za Matta i będzie szczęśliwa. Mimo wszystko, pomimo tych wątpliwości i uczuciowego mętliku zawalczy o swoje szczęście. Matt jest czuły, inteligentny, pracowity i zapewni jej godne życie, czego więcej może chcieć kobieta? Jeśli to prawda, że prawdziwie w życiu kocha się tylko raz to ona już wykorzystała swoją szansę, teraz pozostało jej już tylko być szczęśliwą, a nie zakochaną.
Przerzucała zdjęcia uśmiechając się pod nosem. Dzisiejszym dniem zamknie w swoim życiu pewien etap, swoją niezależność zamieni na wspólnotę małżeńską. Stanie się żoną, panią domu, a później matką. Spojrzała na roześmianą twarz nastolatki, która raz po raz wybuchała śmiechem odrzucając pasmo włosów z czoła. To dziwne, że będąc dzieckiem pragnie się być nastolatkiem, będąc nastolatkiem chcę się być już dorosłym, a będąc dorosłym pragnie się być znów dzieckiem. Pęd za dorosłością sprawia, że nie zwraca się uwagi na chwilę obecną, to co piękne w codzienności, w młodzieńczym życiu...właśnie teraz Hermiona rozumiała, jak wielkie szczęście spotkał ją poprzez poznanie Harry'ego i Rona. Jak wiele w życiu straciła i jednocześnie jak wiele zyskała. Każde z tych zdjęć przywoływało coraz to nowe wspomnienia i tęsknotę za starymi, dobrymi czasami spędzonymi na błoniach Hogwartu...Za czasem spędzonym z ludźmi, których już nie ma...




Ten rozdział musi pozostać zamknięty, trzeba w końcu nauczyć się żyć teraźniejszością. Drzwi pokoju otworzyły się z cichym skrzypnięciem i stanęła w nich kobieta o ciemnych, kręconych włosach. Wyglądała na  zmęczoną, ale mimo to jej twarz miała przyjemny wyraz. Gryfonka uśmiechnęła się na jej widok.
   - Mamo! Mówiłam, że nie musisz się kłopotać i poradzę sobie sama.
Kobieta spojrzała na nią czule i pogładziła ją po policzku.
   - Nie mogłam wysiedzieć w domu kiedy moja jedyna córka sama chcę szykować się do ślubu! Musiałam przyjechać.
Hermiona  uśmiechnęła się i przytuliła matkę.
   - Cieszę się, że jesteś.
Starsza z kobiet odwzajemniła uścisk. Jednak jej matczynemu instynktowi nie umknęła nutka niepewności w głosie córki. Spojrzała na leżący nadal na parapecie album.
   - Znowu?
   - Ale o co... ahh - podążając za spojrzeniem matki zorientowała się o co jej chodzi.- To tylko zwykłe wspominki mamo, naprawdę nic takiego.
   - Chodź tu kochanie -kobiety usiadły obok siebie na łóżku- pozwól, że coś ci powiem. Całe życie byłaś silną i niezależną kobietą, nawet jako dziecko zawsze miałaś własne zdanie i dążyłaś do swoich celów, nie interesowało cię to czy nam się o podoba czy nie, po prostu robiłaś to i cały świat cię nie interesował. Nie miało dla ciebie znaczenia co pomyślą ludzie, co inni zrobią- wiedziałaś czego chcesz i tylko to się liczyło. Ale mimo tego, że zawsze wiedziałaś czego chcesz to nigdy nie byłaś egoistką. Twoje życiowe cele i pragnienia zawsze wiązały się z czynieniem dobra. Pamiętam jak dziś jak mała, rozczochrana trzylatka wspina się na drzewo by ściągnąć z niego kotka, który w jej mniemaniu nie potrafił zejść z metrowego drzewka. Bałam się, że nie będziesz potrafiła zaufać żadnemu mężczyźnie, że tak to nazwę- nie dasz się nikomu oswoić, zatrzymać, bo stanie w miejscu nie jest w twoim stylu, a widziałam, że miłość traktujesz jako coś co tamuje rozwój, zmusza do liczenia się ze zdaniem innych i skupieniu się na ,,pomocy" tylko tej jednej osobie. Myślałam, że zostaniesz starą panną z hodowlą małych Krzywołapów- zaśmiała się sama do siebie pod nosem, a na twarz Hermiony również wypłynął delikatny uśmiech.- Jednak pamiętam jak dziś wyraz twojej twarzy, gdy opowiadałaś mi o szkole i o tym rzekomym koledze-Fredzie. Od razu widziałam w twoich oczach, ze jest to coś więcej niż koleżeństwo. Cała byłaś w skowronkach i w końcu przez twoje usta zaczęło przewijać się inne męskie imię niż Harry czy Ron. Moja maleńka córeczka dojrzewała, a ja nie mogłam w tym nawet w pełni uczestniczyć, bo czym były święta i te marne dwa miesiące wakacji podług całej reszty czasu, którą spędzałaś w Hogwarcie? Czułam się trochę niepotrzebna, jednak najbardziej bolało mnie, że nie chciałaś rozmawiać ze mną o uczuciach do tego chłopca. Zawsze mówiłaś mi o wszystkim, ale ten temat zgrabnie omijałaś. Dopiero gdy pod naszym balkonem pojawił się niejaki Romek zrozumiałam dlaczego- ty po prostu nie umiałaś o nim mówić. Ten chłopak to było twoje całkowite przeciwieństwo! On tryskał energią, spontaniczność aż od niego biła, a ty..no cóż spokojna, ułożona.. Jest coś o czym nigdy ci nie mówiłam, ale widząc twoje wątpliwości myślę, że powinnam co o tym powiedzieć. Wtedy, gdy zobaczyłam jak wraz z Fredem na siebie patrzycie zrozumiałam, że będziesz z nim naprawdę szczęśliwa...że już jesteś naprawdę szczęśliwa i zobaczyłam w tobie siebie. Nastoletnia miłość, zupełnie taka jak moja..ogień i woda, które niby nie powinny, ale nie potrafią bez siebie żyć...
    - Ale przecież ty i tata jesteście identyczni! Te same pasje, ten sam zawód...
    - Kochanie, nie przerywaj mi proszę. Nie mówię o twoim ojcu..mam na myśli innego mężczyznę..swoją prawdziwą pierwszą miłość.. Tak, wiem że zawsze mówiłam ci że to tata był moją pierwszą miłością, ale w pewnym sensie była to prawda-tata był moją pierwszą DOJRZAŁĄ miłością. Przed nim było jeszcze młodzieńcze zauroczenie właśnie takim mężczyzną jak twój Fred. Żartownisiem, szkolnym rozrabiaką, chłopakiem, który nigdy nie myślał zawsze robił to na co miał ochotę nie zwracając uwagi na konsekwencje. Wydawało mi się, że jestem przy nim szczęśliwa, w końcu robiłam rzeczy na które zawsze miałam ochotę, ale nie miałam odwagi. Gotowa byłam rzucić szkołę, studia i uciec z  nim na koniec świata, ale uprzedził mnie-uciekł na drugi koniec świata, tyle że sam. Nie mogłam się pozbierać, długie noce i dnie płaczu, miesiące odcięcia się całkowicie od życia i nagle bum! Poznałam twojego ojca i zauważyłam, że w miłości nie jest piękne to co różni, ale to co spaja- wspólne pasje, podobne charaktery.. Rozkwitłam na nowo tak jak ty u boku Matta, stałam się kobietą i w końcu czułam się spełniona. Żałuję, że nie mogłam uchronić cię przed tym całym złem które cię spotkało, żałuje że nie mogłam oszczędzić ci tego całego bólu i cierpienia, ale teraz muszę spełnić rolę matki i nie pozwolić ci się wycofać. Skarbie, przestań już uszczęśliwiać cały świat. Teraz pora na to, żebyś i ty była szczęśliwa...
Twarz Hermiony oblana była purpurą. Oddychała głośno i nieregularnie. Widać było, że roznosi ją wściekłość.
   - NIGDY WIĘCEJ NIE PORÓWNUJ MOJEGO FREDDIEGO DO JAKIEGOŚ DUPKA, KTÓRY CIĘ ZOSTAWIŁ! Fred nigdy by ode mnie nie odszedł, gdyby nie to, że ..hmmmm UMARŁ?! Nie znałaś go, nie masz prawa go oceniać...po wszystkich bym się tego spodziewała, ale nie po tobie mamo! Myślałam, że mnie rozumiesz...
Poczuła, że kręci jej się w głowie, a jednocześnie nieprzyjemnie ściska w żołądku. Pobiegła do łazienki szybko zatrzaskując za sobą drzwi i nachyliła się nad muszlą klozetową. Mimo, że nic nie jadła czuła jakby w przełyku miała gulę. Kilka głębokich wdechów. Sięgnęła po opakowanie i otworzyła je. Test ciążowy kupiła ju kilka dni temu, ale nie miała odwagi wcześniej go zrobić. Wiedziała, że pozytywny wynik oznaczałby, że droga odwrotu została odcięta ostatecznie. Wykonała test i zamknęła oczy w oczekiwaniu na wynik. 1...2...3..Spojrzała na ten mały przedmiot od którego tak wiele w jej życiu teraz zależało.
   - O cholera!- szybkim ruchem ponownie nachyliła się nad toaletą zwracając resztę kawy.

***

   W domu Harry-go i Ginny już od samego rana panowało wielkie poruszenie. Rudowłosa dosłownie przewróciła cały dom do góry nogami. Harry jak zwykle opanowany przyglądał się z boku poczynaniom narzeczonej starając się nie wchodzić jej w drogę, bo każdy zły ruch groził oberwaniem szpilką lub jakimś innym przedmiotem, który akurat znajdował się pod ręką ognistowłosej. Tylko jednej osobie nie udzielała się weselna gorączka- mowa oczywiście o Fredzie, który od kilku godzin zawzięcie wpatrywał się w sufit jakby czekając, aż pokaże się na nim jakieś magiczne zaklęcie, które pomoże mu podjąć decyzję. Co zrobiłaby na jego miejscu Hermiona? Zawsze najważniejsze było dla niej szczęście innych, więc na pewno chciałaby żeby był szczęśliwy..Ginn niczym torpeda wparowała do pokoju chłopaka.
   - A czemu ty nadal nie jesteś w garniaku?! Nawet ubrać cię muszę braciszku? Dosyć, że wszystko ci wyprasowałam to jeszcze mam ci to założyć? Ruszaj ten swój leniwy tyłek, zaraz wychodzimy na ślub, który się nie odbędzie.
   - Nigdzie nie idę.
   - S-Ł-U-C-H-A-M?- głos dziewczyny brzmiał bardziej jak syczenie węża iż normalna mowa.
   - Nie idę, bawcie się dobrze.
   - Jednak miałam rację! Jesteś KOMPLETNYM idiotą! Na wieczorze panieńskim dałam ci chyba wystarczające dowody na to, że ona nadal cię kocha i jesteś dla niej ważniejszy niż ten jakiś tam Matt!
   - Nie i koniec. Milej zabawy, wyjdź już. Jestem śpiący...
   - Myślałam, ze naprawdę ją kochasz, ale teraz widzę, że myliłam się...masz rację, on na nią zasługuję o wiele bardziej, bo jest przy niej, a nie ucieka jak ostatni tchórz..gdybyś chciał popatrzeć jak twoja rzekoma miłość życia wychodzi za mąż to masz tu resztę eliksiru, możesz wpaść jako Tony i przyglądać się jak twoje szczęście dane jest innemu mężczyźnie...
Wyszła, trzaskając drzwiami, którym po chwili wtórował odgłos trzaśnięcia drzwi wejściowych. Został sam. Całkiem sam i czuł się z tym wyjątkowo dobrze. To była dobra decyzja, Fred..dobra decyzja...w życiu tych ludzi nie ma już miejsca dla ciebie... Spakował swoje rzeczy i zszedł na dół.

***

   Hermiona z pomocą Ginny wpinała we włosy ostatnie spinki. Koronkowa sukienka opinająca ciało pięknie podkreślała jej kształty. Wysoko upięty, roztrzepany kok uwydatniał  rysy twarzy, a pięknie połyskująca biżuteria dopełniała całości. Jedyne czego brakowało by obraz ten był w pełni idealny to uśmiech na twarzy panny młodej. Granger starała się grać przed innymi, ale tak naprawdę serce miała pełne niepokoju. Czuła się jak zdrajca, zdrajca własnego serca, które nie potrafiło przestać kochać, mimo tego, że ona nachalnie je do tego zmuszała. Chciała tego ślubu, czekała na niego jednak ostatnie tygodnie sprawiły, że nie była już niczego pewna. I jeszcze spotkanie tego mężczyzny, Tony'ego..jego słowa zatopiły się gdzieś w jej podświadomości budząc ciągle to nowe obawy. Usłyszała chrzęst żwiru na podjeździe. Ktoś koło niej krzyknął, że to Matt. Czuła się jakby we mgle. Ze sztucznym uśmiechem zeszła na dół. Przybyła rodzina ściskała ją, podawali sobie ją z ramion w kolejne ramiona, a ona  ogóle nie interesowała się już do kogo właśnie przylgnęła. Sztucznie uśmiechała się i powtarzała jak mantrę ,,dziękuję" na wszystkie komplementy. Błogosławieństwo. Później ktoś otworzył przed nią drzwi do auta. Wsiadła. Matt coś jej mówił na ucho. Kiwała tylko potakująco głową. Kościół. Uroczystości odbywały się w nim, bo większość rodziny zarówno jej jak i Matta było mugolami, dlatego na wesele zaprosili tylko wybranych, a do kościoła całe rodziny. Wszyscy zgodnym krokiem ruszyli do kościoła wesoło dyskutując. Dopiero, gdy przybyli goście usiedli rozległa się muzyka oznajmująca, że panna młoda nadchodzi. Hermiona złapała ojca pod ramię.
  - Gotowa?
  - Tak.
  - Moja córunia...piękna z ciebie kobieta, nie mogę się na ciebie napatrzyć.. ehh.. chodźmy, zanim się rozkleję.
Uśmiechnęła się lekko i starając się stwarzać jak najlepsze pozory, pewnym krokiem ruszyła przed siebie, starając się dotrzymać tempa ojcu. Po drodze przyglądała się tym znajomym i nieznajomym twarzom. Z każdą kolejną mijaną osobą przypływało coraz więcej wspomnień. Coraz więcej osób brakowało..chciałaby widzieć roześmianych Remusa i Tonks koło Tony'ego...roztrzepaną Lavender z naburmuszoną miną koło Rona....Cedrika czule obejmującego Cho...profesora Dumbledore'a wesoło dyskutującego z Hagridem....Collina Creveya skaczącego między gośćmi z aparatem w ręku...Szalonookiego Moody'ego pociągającego z piersiówki i opowiadającego Kingsley'owi o swoich bliznach...Syriusza gawędzącego z Harry'm...Freda stojącego na miejscu Matt'a...



Nogi zaczynały się już pod nią powoli uginać, gdy stanęła przy ołtarzu. Mężczyzna jej życia uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła jego uśmiech na tyle szczerze na ile potrafiła.Nie mogła skupić myśli. Machinalnie powtarzała to co jej kazano. Wirowało jej w głowie, już sama nie była pewna czy to tylko jej wyobraźnia szaleje czy naprawdę cały świat pulsuję.
   - Jeżeli ktoś zna powód, dla którego ci dwoje nie mogą się pobrać, niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki.
Cisza. Słychać tylko równomierne oddechy zebranych. Ksiądz kiwa delikatnie głową, gdy nagle drzwi kościoła otworzyły się z hukiem. Stanął w nich nie kto inny jak Tony Bourbone.
   - Owszem, ja mam coś przeciwko! Ta kobieta kocha mnie i tylko mnie. Myślała, że nie żyję dlatego chciała wyjść za tego mężczyznę, ale wiem że nie jest z nim szczęśliwa! Hermiono..-włosy Tony'ego zaczęły przybirać rudą barwę, a ciało dziwnie się wydłużyło- to ja...Fred...ja żyję..żyję, ale bez ciebie dłużej nie potrafiłbym wytrzymać już ani dnia dłużej..
Na twarzy Hermiony malowało się mnóstwo emocji-przerażenie, zdziwienie, radość smutek...Gdy eliksir wielosokowy przestał już w pełni działać i przed zgromadzonymi stał już prawdziwy Fred, Gryfonka zeskoczyła z podestu i z łzami w oczach podbiegła do Weasleya, który rozłożył ramiona by ją przytulić, jednak przeliczył się. Dziewczyna uderzyła go z całej siły w policzek.
   - TY SKOŃCZONY IDIOTO! Byłam pewna, że nie żyjesz, przepłakałam tyle dni..tyle nocy..miesięcy..lat..a ty..ty...sobie tak po prostu żyłeś udając jakiegoś mugola..jak..jak mogłeś?
Ostatnie słowa wyszeptała, gdyż fala łez która spływała właśnie po jej policzkach zdławiła jej głos.
   - To nie tak..Mionka ja byłem uwięziony...dopiero kilka tygodni temu udało mi się uciec...
   - KILKA TYGODNI TEMU? I nie raczyłeś dać mi ŻADNEGO, nawet maleńkiego znaku, że ŻYJESZ?! Musiałeś czekać, aż prawie wyjdę za mąż?...ty..ty..
Kolejne uderzenie. Fred złapał się za policzek, ale tym razem uderzenie było o wiele silniejsze i nie była to delikatna kobieca piąstka, a silna męska pięść.
   - Koleś, odwal się od mojej narzeczonej! Widzisz, że nie ma ochoty z tobą rozmawiać..
   - ZNAM TEN GŁOS! To ty! Jesteś jednym ze śmierciożerców, którzy nas więzili!
Matt wyciągnął różdżkę, ale Harry zdążył go uprzedzić. Obezwładnił go, ale jak się okazało na sali znajdowało się więcej śmierciożerców, którzy od razu ruszyli do ataku. Gdyby nie ucieczka Freda to ich plan byłby idealny. Na weselu wyłapali by odpowiednią ilość czarodziejów i sprowadzili ponownie Voldemorta. Aurorzy prowadzili zaciętą walkę z Śmierciożercami, których mniejsza liczebność od początku spisywała na straty. Fred zasłonił Hermione ramieniem i ruszyli do wyjścia starając się pomóc wydostać się  przerażonej i zdezorientowanej rodzinie Hermiony z budynku. Gdy znaleźli się już przy drzwiach Fred nagle skamieniał. Na jego twarzy pojawił się półuśmiech, a następnie całe ciało zwiotczało i runął na podłogę.

*** 

 
   Otworzył oczy. Od razu uderzyła go biel pomieszczenia. Coś przyjemnie łaskotało go po podbródku, a na torsie czuł ciepły, regularny oddech. Na jego klatce piersiowej spała Hermiona. Z rozmazanym makijażem, w samej halce od sukni ślubnej siedziała na krześle ściskając jego dłoń i opierając głowę o niego. Na gacie Merlina jaka ona była piękna! Co ja gadam-była idealna! Pogładził dłonią jej włosy, których miękkość od razu wydała mu się tak bardzo znajoma, obwiódł koniuszkami palców po jej kościach policzkowych, które zdążyły się bardzo zmienić przez te cztery lata-stały się ostrzejsze, bardziej zarysowane... Dziewczyna delikatnie się poruszyła, a Fred szybka zabrał dłoń z jej włosów, ponieważ w jego głowie już zrodził się kolejny szatański plan. Gryfonka podniosła głowę i widząc, że Weasley jej się przygląda, szeroko się uśmiechnęła.
   - Rany, jak dobrze, że nic ci się nie stało. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie nastraszyłeś...-położyła dłoń na jego policzku, jednak chłopak nadal przyglądał jej się ze zdziwieniem na twarzy.-Freddie, wszystko w porządku?
   - Czy..czy my się znamy? Gdzie ja właściwie jesteem i co się stało?
Uśmiech na twarzy Hermiony przemienił sie w wyraz przerażenia. Spoglądała na Freda nie wiedząc co powiedzieć.
   - Jesteś w Świętm Mungu, oberwałeś zaklęciem paraliżującym i uderzyłeś głową o podłogę...ale ty..ty naprawdę..-Fred przerwał jej wypowiedź.
   - Dostałem zaklęciem paraliżującym, a ty nie byłaś łaskawa mnie złapać?- wyszczerzył się do niej, a w jego oczach zabłysły tak dobrze znane jej iskierki.- Nie ładnie panno Granger, nie ładnie. Dosyć, że obiłaś mi twarz przy całej swojej rodzinie to jeszcze pozwoliłaś bym miał bliższe spotkanie z podłogą.
   - Fred, to nie było śmieszne!-dała mu kuksańca łokciem.-Przez chwilę naprawdę się przestraszyłam, że straciłeś pamięć! I owszem, nie złapałam cię celowo. To zderzenie z podłogą miało ci przywrócić trzeźwość umysłu i uświadomić co cię czeka jeśli znowu przez myśl przejdzie ci zostawienie mnie.
Uśmiechnęła się triumfalnie, a Fred rozłożył ramiona.
   - No dobrze, dobrze. Chodź tu do mnie, moja mała, wredna czarownico!
Nawet nie pamiętała jak bardzo brakowało jej tych słów..moja czarownico...tylko Fred potrafił wypowiadać je tak, że jej serce się topiło. Położyła się obok niego na łóżko, a on szczelnie zamknął ją w swoich ramionach, całując ją w czubek głowy. Wsłuchiwała się w bicie serca Gryfona, napawając się tym dźwiękiem, który przekonana była, że nigdy więcej nie będzie dane jej już usłyszeć. Jej drobna dłoń ponownie splotła się silną ręką Freda. 
   - Cholernie za tobą tęskniłem, mała.
   - Tak cholernie, że aż chciałeś mnie zostawić?- Hermiona podniosła lekko głowę by widzieć twarz ukochanego.
   - To nie jest tak jak myślisz, naprawdę. Przez te lata, które spędziłem zamknięty w tych przeklętych lochach nie było dnia bym o tobie nie myślał, właściwie to nie było nawet takiej minuty w której bym nie rozmyślał o tobie. Na początku myślałem o tym jak bardzo musisz cierpieć uważając, że nie żyje. Tak bardzo chciałem móc ci w jakiś sposób przekazać, że nic mi nie jest. Zaoszczędzić ci cierpienia. Wraz z upływem czasu, gdy straciłem nadzieję na to, że kiedykolwiek uda mi się stamtąd wydostać zacząłem się modlić o to, żebyś była szczęśliwa. Nie prosiłem o nic więcej, tylko i wyłącznie o to, żebyś ułożyła sobie życie. I nagle stał się cud, udało mi się uciec. Od razu chciałem iść do ciebie, ale pomyślałem, że Harry musi się dowiedzieć o tym co wyprowiają Śmierciojadki i wtedy się dowiedziałem..dowiedziałem się, że Bóg mnie wysłuchał i jesteś szczęśliwa, że zakładasz rodzinę...a ja pomyślałem sobie, że nie mogę zniszczyć ci tego ładu..na nowo wpakować ci się do życia..teraz wiem, że to było idiotyczne...
Hermiona miała łzy w oczach. Z uśmiechem na ustach przybliżyła się do Freda i pocałowała go. Ich pocałunek był ognisty, pełen namiętności, jakby przez niego chcieli pozbyć się całego bólu, trosk i złych wspomnień ostatnich czterech lat, jakby poprzez ten jeden pocałunek chcieli wymazać wszystkie swoje krzywdy,. zmazać swoje grzechy. Granger oderwała się na chwilę od ust mężczyzny.
   - Nawet przez chwilę nie przestałam cię kochać. Walczyłam z tym, chciałam wyrzec się naszej miłość, ale nie potrafiłam. Obiecaj mi, że teraz będzie już tylko lepiej...
Fred spojrzał na nią oczyma przepełnionymi miłością. Uśmiechnął się łobuzersko i cmoknął ją w czubek nosa.
   - Tego nie mogę ci obiecać, ale obiecuję ci za to, że cokolwiek będzie się działo-przejdziemy przez to razem.
Z uśmiechem skinęła głową, a on przygarnął ją do siebie, chowając głowę w jej włosach i delikatnie muskając ustami jej szyję.
   - Kocham cię Granger, kocham cię jak prawdziwy wariat.
   - Bo jesteś wariatem... moim wariatem- ponownie go pocałowała.- Ja też cię kocham Weasley, nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.
Oparła głowę o jego ramię cicho wzdychając. Pierwszy raz od czterech lat czuła się taka bezpieczna i spokojna.

protego-maxima:


I never thought that you would be the one to hold my heart But you came around and you knocked me off the ground from the start You put your arms around me And I believe that it’s easier for you to let me go You put your arms around me and I’m home[…]

*** 

I można powiedzieć, że to prawie koniec. Nadal nie mogę uwierzyć, że tyle osób (na chwilę obecną 44444 :P wyczaiłam idealny moment) odwiedziło mój blog. Zaczynając pisać nie potrafiłam tego robić, ale z czasem, gdy motywowaliście mnie, poprawialiście, naprowadzaliście i dodawaliście wiary w siebie- przełamałam się i nauczyłam pisać z serduchem. Jestem wam za to naprawdę wdzięczna <3 Mam dla was teraz jeszcze trzy ważne kwestię

1. Zostałam zgłoszona do konkursu na blog miesiąca  ( za co serdecznie dziękuję, bo jest to dla mnie ogromnym wyróznieniem, że ktoś z was uznał mój blog za swój ulubiony), więc jeśli byście chcieli to do 14 sierpnia można oddać na mnie głos tutaj- GŁOSOWANIE.

2.I kwestia druga. Do napisania pozostał mi już tylko epilog (który swoją drogą już zaczęłam pisać, także spodziewajcie się go niebawem), dlatego mam do was bardzo ważne pytanko- czy chcielibyście przeczytać jeszcze coś mojego? Jeśli tak to mam dla was dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że zakochałam się w pisaniu i dlatego na pewno będę prowadziła kolejnego bloga, zła jest taka, że nie mam jeszcze pomysłu na tematykę i tu wasza rola- w jakim opowiadaniu byście mnie widzieli? Może macie pomysł na jakiś parring, w którym według was bym się sprawdziła? A może blog z miniaturkami? Czy może napisać coś poza potterowego? Piszcie swoje propozycje :)

3.Nigdy wam nic o sobie nie pisałam, a większość autorów robi tzw. kąciki pytań, dlatego jeśli mcie do mnie jakieś pytania- zarówno te związane z życiem prywatnym  jak i blogiem, pisaniem itp.- to zadawajcie je w komentarzach, aja stworzę post w którym na wszystkie chętnie odpowiem ;)

Czekam na wasze opinie i odpowiedz. Mam nadzieję, że jak zwykle mnie nie zawiedziecie i czekam na 17 komentarzy (a co tam, jak to przedostatni ,,rozdział" to można zaszaleć :P )
Ściskam was mocno i dziękuję za to, że jesteście :*