Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 20- SUM-y cz.1

    Hermiona obudziła się w objęciach Freda. Ciepło jego ciała otulało ją, a jego miarowy oddech łaskotał delikatnie w szyję. Nie miała ochoty opuszczać tej bezpiecznej przystani, którą tworzyły jego ramiona. Wiedziała jednak, że czeka ją bardzo pracowity czas, więc z ogromną niechęcią postanowiła wstać. Nie było to wcale takie proste zadanie, bo Fred opierał swoją głowę o jej skroń, a jego ręce oplatały ją w tali. Najdelikatniej jak tylko potrafiła, spróbowała się podnieść. Jego sen okazał się jednak na tyle twardy, że Hermiona bez problemu dała radę wydostać się z jego objęć. Wzięła z kanapy czerwony, muślinowy koc i nakryła nim chłopaka. Przez chwilę przyglądał mu się, starając się zapamiętać każdy szczegół jego twarzy, nie mogąc zrozumieć jak mogła wcześniej nie zauważyć jaki jest przystojny. Uśmiechnęła się sama do siebie i sięgnęła po pergamin i pióro. Zaczęła pisać:

                                                                 Dzień dobry śpiochu!
           SUM-y zbliżają sią nieubłaganie, więc muszę się uczyć. Zobaczymy się później. Miłego dnia! 
                                                                                                                     Buziaki,Hermiona

Zwinęła list w rulonik i przewiązała wstążką, po czym położyła go na kocu przed chłopakiem i ruszyła w stronę schodów.
W domitorium było słychać tylko miarowe oddechy śpiących jeszcze współlokatorek Granger. Na palcach przemknęła obok ich łóżek. Wyciągnęła mundurek z szafy i przerzuciła go sobie przez ramię. Z szafki nocnej wzięła kosmetyczkę i ruszyła do łazienki. Weszła pod prysznic, żeby zmyć ze swojego ciała zapach jego perfum, który nie pozwalał jej skupić swoich myśli na niczym innym, niż Fred. Strumienie ciepłej wody spływały po jej aksamitnej skórze, a Hermiona miała wrażenie, że wraz ze spływającą wodą, uchodzą jej wszelkie troski. W końcu zaczynała czuć, że wszystko się układa. Kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce. Poczuła jeszcze większy przypływ motywacji do działania, więc by nie pozwolić jej ulecieć - szybko zakręciła kran i wyskoczyła spod prysznica. 
 Zaledwie kilka minut później siedziała już przy biurku, układając książki w kolejności według której miała zamiar się uczyć. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy przed oczami zamajaczył jej widok śpiącego Freda. Dokładnie w tym momencie do okna zapukała sowa. Hermiona podskoczyła na krześle, przestraszona nagłym hałasem. Szybko podbiegła do okna i otworzyła je delikatnie, by nie obudzić lokatorek. Odpięła list od nogi ptaka, a ten zerwał się i poszybował w stronę sowiarni. Wróciła do biurka i rozwinęła zwitek. Przeczytała i uśmiechając się do pergaminu, wróciła do książek. 


***W tym samym czasie***

Fred przeciągnął się, starając się przede wszystkim rozprostować obolały kark. Spanie w fotelu nie należało do najwygodniejszych, ale czego się nie robi dla pięknej kobiety. Własnie, jeśli o niej mowa - Fred szybko otworzył oczy i zlustrował całe pomieszczenie w poszukiwaniu Hermiony, ale nigdzie nie było po niej śladu. Dopiero po chwili zorientował się, że zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy leżał skrawek pergaminu, przewiązany czerwoną tasiemką. Odwiązał wstążkę i szybko omiótł wzrokiem kartkę. Uśmiechnął się lekko i schował ją do kieszeni.
- Jak zwykle, nauka ponad wszystko Granger - mruknął do siebie.
Pora była jeszcze wczesna, więc powlekł się w stronę dormitorium z lekko nieprzytomnym wyrazem twarzy. Stanowczo nie czuł się wypoczęty po nocy spędzonej w tak niewygodnej pozycji, więc liczył na to, że uda mu się jeszcze zaliczyć jakąś drzemkę. Drzwi cicho zaskrzypiały, gdy próbował się wślizgnąć do dormitorium. Miał nadzieję, że wszyscy jeszcze śpią, ale niestety szybko okazało się, że bardzo się mylił. George siedział na łóżku, przeglądając jakieś papiery, a Lee opowiadał coś rozgorączkowany, zamaszyście przy tym gestykulując.
- No, no, no! W końcu raczyłeś do nas wrócić zakochańcu - Rudzielec wyszczerzył się w uśmiechu, a Fred zmierzył go tylko karcącym spojrzeniem.

- Nic nie chcę mówić, ale niezły z ciebie drań stary - dodał po chwili George, ale tym razem już z poważnym wyrazem twarzy.

Fred popatrzył na brata zdziwiony, niezbyt rozumiejąc o co mu chodzi. Podszedł do swojego łóżka i z głośnym hukiem, rzucił się na nie. Dopiero, gdy wygodnie się ułożył i upchnął poduszkę pod głowę to ponownie spojrzał na George'a, rzucając mu pytające spojrzenie. 

- Przecież lada dzień otwieramy nasz sklep. Dumbledore odszedł, Hagrida pewnie też wyleją, z drużyny Quidditcha jesteśmy wyrzuceni, nie wspominając już o Owutemach, które na pewno oblejemy. Nic nas już tu nie trzyma. Pamiętasz nasz plan, prawda? - tutaj to on rzucił bratu pytające spojrzenie, ale teraz z jego twarzy nie dało się już zupełnie nic wyczytać, więc nie czekając na odpowiedź, zaczął mówić dalej:
- Z dnia na dzień zostawisz ją samą, a wiesz jakie są teraz czasy. Romantyczne spotkania w Hogwarcie nie są możliwe, a Hermiona przecież nie należy do tych, które porzucą szkołę dla miłości. A, zapomniałem wspomnieć, że to przyjaciółka Harry'ego i tym bardziej nie będzie miała czasu na jakieś miłostki między próbą zabicia Sami-Wiecie-Kogo.

Fred patrzył osłupiały na brata, mrugnął i chciał się obudzić, ale to nie był sen! George pomyślał o wszystkim co jemu do głowy nie przyszło. Lada dzień nie będzie go w szkole, a Hermiona nie może się o tym dowiedzieć, bo wszystko by udaremniła. Zresztą, razem z Georgem ustatlili, że nikt poza Lee nie może o tym wiedzieć, bo im więcej wtajemniczonych osób, tym mniejsze szansę na powodzenie całej akcji. Nie mógł jej o niczym powiedzieć, nawet nie mógł jej w żaden sposób na to przygotować, a gdy ucieknie bez słowa pożegnania to na pewno go znienawidzi. Czemu nie pomyślałem o tym wszystkim wcześniej?! Idiota! - skarcił się w myślach.

- George, a czemu nie mogłeś powiedzieć mi tego wszystkiego WCZEŚNIEJ?!

- Jakoś tak nie przyszło mi to na myśl. Wydawało mi się, że nasz sklep to tak ważny element twojego życia, że nie będziesz w stanie o nim zapomnieć. Wszystko zatwierdzone, zamówienia dostarczone i rozstawione.

George beznamiętnie przeglądał papiery nie zwracając uwagi na rozpacz brata, któremu właśnie przed chwilą połamał serce. Teraz uświadomił sobie, że nie może być z Hermioną! Ba, nawet gdyby mógł to przecież nie ma szans, że wybaczy mu zostawienie jej bez słowa w momencie, gdy w końcu zaczęło się między nimi układać. Nie może też wymagać od niej, że będzie czekała na te potajemne spotkania z nim, które może by udało im się zorganizować...albo i nie. Nie może jej tak ograniczać, będzie tylko zbędnym balastem w jej i tak już skomplikowanym życiu. Łatwo mówić, przecież ja ją kocham! KOCHAM JĄ! I co w związku z tym, skoro jestem tylko głupim Fredem Weasley'em bez perspektyw na przyszłość? Podbiegł do kufra, wyciągnął pergamin i szybko zaczął pisać.

                                                         Moja wspaniała Pani Doktor!
Myślę, że lepiej będzie, gdy nie będę rozpraszał Twojej uwagi od nauki (choć nie ukrywam, że z chęcią bym skradł Ci jakiś pocałunek!). Byłoby to bardzo niebezpieczne dla Twoich ocen, a tego nie chcę, bo wiem jakie to dla Ciebie ważne. Masz całe dwa tygodnie w towarzystwie książek (które jest dużo mniej atrakcyjne niż moje, ale cóż), które ja poświecę na udoskonalenie naszych wynalazków. Mój braciszek czuję się zazdrosny, więc rozumiesz - muszę dać mu też trochę swojej ,,miłości", chociaż w pełni należy ona do Ciebie! No, ale niech się cieszy w końcu to moja druga część. Nie będziemy mieli raczej zbyt wielu okazji, żeby się zobaczyć przed egzaminami, dlatego przesyłam Ci masę buziaków i przytulam Cię x100. Trzymam też za Ciebie kciuki, chociaż wiem, że doskonale dasz sobie ze wszystkim radę!
Twój Fred

Klnąc pod nosem otworzył klatkę i przyczepił list do nóżki sowy. Czuł się podle. Otwarcie sklepu tak bardzo go cieszyło, a teraz miał wrażenie jakby było lawiną, która właśnie zmiotła z powierzchni wszystkie jego nadzieje. Otworzył okno i szepnął do Hermiony, a sowa rozpostarła skrzydła i ruszyła w przestworza. Rudzielec ponownie powlekł się w stronę łóżka i bezwładnie na nie opadł. Nagle wszystkie emocje, które nim targały, uleciały jak powietrze z przebitego balona. Jego ciało wypełniła wszechobecna pustka. Podniósł głowę z poduszki i spoglądając na brata, powiedział:

- Całe dwa tygodnie ciężkiej pracy.

- Damy radę - zawahał się na chwilę. - Fred...dla niej tak będzie lepiej.

Chłopak tylko skinął głową na słowa brata. Przyciągnął do siebie stertę dokumentów, które zaczął intensywnie przeglądać, choć nie miało to już dla niego żadnego sensu.

***Weekend przed egzaminami***

    Dwa dni w których Hogwart zamilkł. Wszyscy uczniowie chodzili z nosem w książkach lub siedzieli w dormitoriach, gdzie ćwiczyli różnorakie zaklęcia i uroki. Jako pierwsze miały odbyć się egzamin z Teorii Zaklęć. Hermionie ostatecznie udało się skupić i nie myśleć o Fredzie, choć było to nie lada wyzwanie. Mimo że sama tego chciała, to dziwnie czuła się nie widząc się z nim przez tak długi czas. Odniosła nawet wrażenie, że bliźniacy gdzieś przepadli, ale ostatecznie ucieszyło ją to, bo była prawie pewna, że postanowili również skupić się na swoich zaliczeniach. 
Ostatnie spojrzenie do ,,Wybitnych osiągnięć w czarowaniu" wywołało w dziewczynie wielkie obawy, ponieważ wydawało jej się, że nic już nie pamięta. Co prawda, poświęciła tej lekturze najmniej czasu, ale wydawało jej się, że jest tam najmniej potrzebnych informacji. Teraz miała wrażenie, że się myliła. Zbiegła czym prędzej do Wielkiej Sali, żeby móc podzielić się obawami ze swoimi przyjaciółmi. Dzisiaj tylko piąto- i siódmoklasiści  mogli przebywać na śniadaniu, cała reszta miała wyznaczone inne godziny posiłków. Hermiona roztrzęsiona usiadła przy stole i spojrzała na Harry'ego, a następnie na Ron'a.
- Nauczeni?
Można byłoby uznać to za pytanie retoryczne, bo to rzecz wiadoma, że żaden z nich nie jest nauczony. Harry zaśmiał się i pokiwał przeczące głową, a Ron zamaszyście wgryzł się w kawałek szarlotki, co było jednoznaczne ze słowem nie. Hermiona już chciał zacząć opowiadać o tym co zapamiętała i co oni powinni zapamiętać, ale w tym momencie zamarła z szeroko otwartymi ustami.

- To egzaminatorzy? - Harry wyciągał szyję by lepiej im się przyjrzeć.

Hermiona kiwnęła głową i cała trójka wstała, udając się w stronę wejścia,  gdzie Umbridge rozmawiała z egzaminatorami. Była to grupka starszych czarodziei. Hermiona po raz pierwszy widziała na twarzy różowej ropuchy strach. Uśmiechnęła się z satysfakcją i udała, że poprawia buta, gdy Dolores rzucała jej piorunujące spojrzenie, które miało być ostrzeżeniem. Bardzo powolnym krokiem, ruszyli dalej, w stronę Wieży Gryffindoru.

- Gacie Merlina.

Portret Grubej Damy odsunął się, a cała trójka weszła do środka. Ku ich zdziwieniu, Gryfoni świętowali! Stali tak w osłupieniu, obserwując bawiącą się grupkę osób, nie bardzo wiedząc czego właśnie są świadkami. Pośrodku stał George bez koszulki, prężnie ukazując swoje mięśnie. Oczywiście były one efektem zakupów u Zonka, a nie godzin spędzonych na treningach. Lee podbiegł do chłopaka i wskazując różdżką na jego pachę, powiedział:

- A patrząc na bujne owłosienie pach tego otóż osobnik! Jego pseudonim to Busz, George Busz!
Wszyscy obecni zaczęli się śmiać, a rudzielec rzucił się na Jordana, ale była to tylko przyjacielska przepychanka. Ich nastroje nie były jednak na tyle dobre, by dołączyli do zabawy. Ron i Harry udali się w stronę foteli, a Granger po chwili zastanowienia postanowiła także zostać w Pokoju Wspólnym i także usiadła na jednym z foteli. Wzrokiem jednak szukała drugiego z bliźniaków, którego jak na złość, nigdzie nie było.

- Za ile mamy pierwszy egzamin? - Harry spojrzał pytająco na Hermione.

- Dwie godziny.

- Damy radę - uśmiechnął się do niej, ale Hermiona nie była pewna czy chciał tym podnieść na duchu ją czy jednak samego siebie.

Cała trójka ponownie zanurzyła się w lekturze. Towarzystwo bawiące się w tle wyszło, ale błoga cisza zapanowała w pomieszczeniu zaledwie na kwadrans, zaraz po nim w całej szkole rozległ się huk. Po nim natomiast Hogwart wypełnił radosny śmiech Filcha i wesołe świergotanie Umbridge, co nie było zwiastunem niczego dobrego. Zerwali się z foteli i pobiegli czym prędzej w stronę Sali Wejściowej. Uczniowie stali w wielkim kręgu, ściskając się jak najbardziej, by móc zobaczyć co dzieję się na centralnym planie. Nie tylko uczniowie byli zaciekawieni, bo całemu zajściu przyglądały się również nauczyciele, a nawet duchy. Pośrodku sali uwalonej czymś co przypominało odorosok, stały dwie osoby, a nad nimi wesoło szybował Irytek. Fred i George. Hermiona poczuła jak całe jej ciało oblewa zimny pot. Miała wrażenie, że jej serce na chwilę się zatrzymało. Jak oni mogli zrobić coś tak głupiego?!

-No i co?- rozległ się triumfalny głos Umbridge, która stała kilka stopni niżej niż ich trójka. - Pewnie uważacie za zabawne zamienienie szkolnego korytarza w bagno, co?

- Bardzo zabawne - odrzekł Fred, patrząc wprost w jej oczy, a na jego twarzy nie widać było śladu lęku.

Nagle, zanim Różowa Ropucha zdążyła coś odpowiedzieć,  z tłumu wybiegł Filch z jakimś papierem w ręku. Podbiegł do Dolores wołając:

- Mam! Mam formularz pozwalający na chłostę, a bicze już czekają!

- Dobrze, Argusie. Wy dwaj - tu spojrzała znowu na bliźniaków - zaraz się dowiecie, co w mojej szkole robi się ze złoczyńcami.

- Taaaak? - powiedział Fred. - Chyba się nie dowiemy - odwrócił się do brata. - George, myślę, że wyrośliśmy ze szkoły.

-Wiesz, to samo sobie pomyślałem - przyznał ochoczo George.

- Czas by wypróbować nasze talenty w prawdziwym świecie, co?

- Masz świętą rację - zgodził się George.

I zanim Umbridge zdążyła się odezwać, unieśli różdżki i zawołali razem:

- Accio miotły!

W oddali słychać było huk, po czym dwie miotły pojawiły się przy rudzielcach.

- Już się nie zobaczymy! - pożegnał Umbridge Fred, przekładając nogę przez miotłę.

- Masz to jak w banku! I Nie musisz do nas pisać! - dodał George, dosiadając swojej miotły.

Fred spojrzał na milczący, obserwujący to wszystko w napięciu tłum uczniów i nauczycieli. Jego spojrzenie skrzyżowało się ze zdziwionym spojrzeniem Hermiony. Szybko odwrócił głowę w inną stronę. Rozejrzał się po zgromadzonych, po czym powiedział:

- Jeśli ktoś chciałby nabyć Kieszonkowe Bagno, którego demonstracja odbyła się na górze, zapraszamy na ulicę Pokątną numer dziewięćdziesiąt trzy! Czarodziejskie Dowcipy Weasley'ów! Nasz nowy lokal!

- Specjalne zniżki dla tych uczniów Hogwartu, którzy przysięgną, że użyją naszych produktów do pozbycia się tego starego nietoperza - dodał George, wskazując na Profesor Umbridge.

Rozzłoszczona Ropucha zaczęła ich ścigać, ale bliźniacy wylatywali już przez otwarte okno, krzycząc na odchodne:

-Irytku, zrób im piekło w naszym imieniu!

I odlecieli w bajecznie kolorowy zachód słońca, wśród wiwatów i okrzyków. 

***

Egzaminy zostały przełożone na następny dzień, gdyż szkołę trzeba było posprzątać. Hermiona z łzami w oczach pobiegła do biblioteki. Ukryta między regałami, płakała. Pierwsza raz w życiu poczuła się tak bardzo oszukana i zawiedziona. Powinna była się domyślić, że Fred nie wytrzymałby dwóch tygodni bez niej, gdyby faktycznie mu na niej zależało, ale była zbyt zakochana by zauważyć znaki ostrzegawcze. Była pewna, że jemu naprawdę na nim zależy, ale nie, okazała się tylko zabawką, a do tego niepotrzebną zabawką... Uczucie żalu przeplatało się ze złością, Jak mogła tak dać się omotać. Uwierzyła w to, że Fred wcale nie jest tym lekkoduchem za jakiego wszyscy go mają. Dostrzegła w nim coś więcej niż cała reszta, jak widać - błędnie.  
Łzy ciekły jej po policzkach niczym rwący potok. Nie próbowała ich już nawet zatrzymywać. Nagle poczuła jak ktoś ją obejmuje, a przed jej twarzą pojawiła się czyjaś ręka z kopertą. Zapuchnięte od oczu płaczy bardzo ograniczały jej widoczność, ale zauważyła, że Ginny lekko się uśmiechnęła, wskazując ruchem głowy by dziewczyna zaczęła czytać.



****
Nareszcie jest! Długo nie mogłam dorwać wen, ale jest!Wiem, że nie jest to żadne cudo, ale moja wena jest zamęczona przez nauczycieli;(  Mam już gotową drugą część rozdziału, ale musi być minimum 5 komentarzy, żebym dodała.
PS. Tak, ucieczka bliźniaków jest tak jak w książkę, gdyż chcemy trzymac się jak najbardziej prawdziwych szczegółów:)