Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 36- Opowieść poległego wojownika

Tym razem nie zamęczam was mnóstwem filmików, które osobiście kocham oglądać Wrzuciłam tylko dwa, ponieważ uwielbiam ludzi tworzących filmiki z Huncwotami i nie mogłam się powstrzymać od wgniecenia tego filmiku w rozdział. Miłego czytania i oglądania ;)
***

Usiedli na brzegu jeziora. Hermiona zdjęła buty i zanurzyła stopy w zimnej wodzie jeziora. Chłód, który wstrząsnął jej ciałem wydał jej się wyjątkowo przyjemny. Czuła jak na jej ciele powstaje gęsia skórka, jak jej organizm reaguje na bodźce, choć wydawało jej się, że już nic nigdy nie powinna czuć. Zdradziło ją, jej własne ciało ją zdradziło. Nie powinno reagować, nie powinno wykonywać żadnych czynności, powinno być martwe, skoro ona właśnie taka się czuła- wewnętrznie martwa. Lupin przyglądał jej się w niemym skupieniu, jakby zastanawiając się od czego powinien zacząć. W końcu oparł się plecami o głaz stojący obok niego i zaczął mówić.
   -Teraz może wydaje ci się,że to wszystko nie ma żadnego, choćby najmniejszego sensu, ale z czasem to się zmieni.
   -Może i się zmieni, ale na pewno nie nabierze ponownie żadnej wartości. Życie bez niego samo w sobie jest już bezsensowne, smutne, puste...
   -Kto jak kto Hermiono, ale akurat ja wiem bardzo wiele o stracie bliskich osób. Pozwól, że opowiem ci coś.
Spojrzał na nią pytająco, a dziewczyna skinęła głową. Położyła się na trawie i przymknęła powieki.
   -Słucham.

 ,,Weź mnie za rękę i poprowadź drogą
Z ciemności, a w światło dnia
I zabierz mnie tam, gdzie będę bezpieczny
Zanieś moje martwe ciało z dala od bólu

Ponieważ wiem, czego mi brakowało
I wiem, że powinienem spróbować
Ale w tym wyznaniu jest nadzieja
A w twoich oczach widzę wolność
I wypłakujemy się

Mam serdecznie dosyć bycia przerażonym
Jeżeli nie przestanę płakać, to utonę we łzach
Lecz gdy słyszę, jak wołasz moje imię
Szepczę słowo, którego myślałem, że nigdy nie wypowiem

I mam nadzieję, że mnie wysłuchasz
Oraz uchronisz mnie od cierpienia
Ponieważ odnalazłem to, czego mi brakowało
Kiedy wpadłem w twe ramiona
I wypłakujemy się

Wyraźnie mogę poczuć, że nadchodzi ciemność
I boję się o siebie samego
Wypowiedz moje imię, a przybędę natychmiast
Ponieważ ja po prostu potrzebuję pomocy"

   
   -W Hogwarcie spotkało mnie coś, co było dla mnie najpiękniejszym w życiu wydarzeniem, poznałem ludzi, którzy akceptowali mnie w pełni takim jakim jestem. Wiedzieli o mojej przypadłości, ale nadal chcieli się ze mną przyjaźnić. To było dla mnie coś pięknego, niewyobrażalnego, że znaleźli się ludzie, którzy zaakceptowali mnie, szanowali i wspierali. Gdy sami postanowili zostać nielegalnymi animagami by móc być przy mnie podczas przemian zrozumiałem jak wielkie szczęście mnie spotkało. Teraz z upływem czasu widzę, że to było bardzo nieodpowiedzialne i niebezpieczne dla nich, ale wtedy myślałem tylko o tym, że zawsze będą przy mnie, na dobre i złe. Czułem się naprawdę szczęśliwy, a przyszłość jeszcze nigdy nie wydawała mi się tak świetlana jak wtedy. Wiedziałem, że razem będziemy mogli stawić czoło złu tego świata. To był wspaniały czas..Wszyscy wstąpiliśmy do Zakonu Feniksa, pełni zapału do walki, która wtedy wydawała nam się pewnego rodzaju zabawą. ...James z Lily pobrali się, urodził się Harry, a Syriusz był taki dumny, że w końcu jest chrzestnym. Śmialiśmy się, że obudził się w nim instynkt ojcowski i często się zakładaliśmy, który z nas będzie następny w sidłach miłości, i kto będzie świadkiem na czyim ślubie. Przyjaźniliśmy się, walczyliśmy o nowy ład na świecie, a mimo to żyliśmy jak normalni młodzi ludzie. To wszystko było tak piękne, aż nazbyt idealne. I nagle bum! Wszystko pękło jak mydlana bańka. James z Lily nie żyją, człowiek który zawsze był gotów wyciągnąć do mnie i do każdego innego człowieka pomocną dłoń odszedł, a co gorsza odszedł zdradzony przez któregoś ze swoich przyjaciół. Gdy te straszne wieści dotarły do mnie, byłem akurat na misji dla Zakonu. Rzuciłem wszystko co miałem tam do wykonania i wróciłem...właściwie wróciłem głównie dlatego, że wiedziałem jak ważny był dla Łapy Rogacz i bałem się co może strzelić mu do głowy... Straciłem Jamesa, ale przecież miałem jeszcze Syriusza i Petere'a, razem pomścimy śmierć Potterów, zajmiemy się Harry'm...i nagle kolejne bum! Syriusz zabił Glizdogona, okazał się zdrajcą, który wydał wyrok śmierci na najlepszego przyjaciela. Moja chęć niesienia pocieszenia Syriuszowi zmieniła się w żądze zemsty. Zostałem sam, całkowicie sam. Jaki sens mogłem mieć wtedy w życiu? Wszystkie moje plany były związane z naszą paczką, z największymi żartownisiami Hogwartu- Huncwotami. Mało pamiętam z tego okresu. Przyłączałem się do różnych watach. Dużo czasu spędziłem w barach, włóczyłem się bez celu, aż w końcu postanowiłem, że lepiej będzie jeśli sam też umrę, ale wtedy w moim życiu pojawił się ponownie Dumbledore. Przemówił mi do rozsądku i odsunął ode mnie te złe myśli, ale podjąłem wtedy inne postanowienie- obiecałem sobie, że już nigdy do nikogo się nie przyzwyczaję, nikogo nie pokocham i na nikim już nie będzie mi zależeć. Takie życie w stylu- jestem, ale tylko funkcjonuje. Byłem pewny, że w moim życiu nie zdarzy się już nic wartego uwagi, ale los lubi płatać ludziom figle. Zostałem nauczycielem w Hogwarcie i poznałem waszą trójkę. Harry tak bardzo przypomniał mi Jamesa. I wtedy w moim marnym, pustym życiu pojawił się taki mały płomyk, nim się zorientowałem postawiłem sobie za życiowy cel uratować Harry'ego, nauczyć go zaklęć, przygotować na stracie z Voldemortem. Skoro nie udało mi się uratować Jamesa, postawiłem uratować chociażby jego syna. Jednocześnie odnalazłem kolejny cel, który dała mi ucieczka Syriusza z Azkabanu- obiecałem sobie odnaleźć go i pomścić śmierć Jamesa, Liliy i Petera. Znów poczułem, że żyje, a nie tylko wegetuje. Możesz sobie wyobrazić jak wielka musiała być moja radość, gdy dowiedziałem się, że Syriusz jest niewinny, a Petigrew tak naprawdę nie zginął. Wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie byłem już sam... Całe noce spędzałem z Syriuszem we Wrzeszczącej Chacie, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Opowiadałem mu o tym co wydarzyło się przez lata jego pobytu w Azkabanie, o Harry'm i o tym jak dzielnym jest chłopakiem. Przez trochę znów poczułem się jak ten gówniarz siedzący na błoniach Hogwartu i niczym się nie przejmujący..dzieciak dla którego liczyli się tylko przyjaciele i czas spędzony z nimi... A potem wszystko zniszczyłem. Glizdogonowi udało się uciec dzięki mnie. Sprawiłem, że Syriusz stracił szansę na wolność, a Harry na normalny dom. Byłem pewny, że obaj mnie znienawidzą, ale grubo się myliłem. Łapa nie miał do mnie najmniejszego żalu, a Harry nadal darzył mnie szacunkiem. Mimo to nadal czułem ogromne wyrzuty sumienia. Codziennie odwiedzałem Black'a. Spędzałem z nim dosłownie każdą wolną chwilę. W końcu miałem kogoś, kto mnie rozumiał i w pewnym sensie sprawiał, że czułem się potrzebny. Wiesz, to było naprawdę piękne uczucie-znów czuć, że są ludzie, których interesuje co u mnie, co się ze mną dzieje... Ale jak to mówią- wszystko co piękne szybko się kończy. Cały czas mam przed oczami jego uśmiech, gdy wpada za tą przeklętą kotarę. Widzę przerażenie w oczach Harry'ego i czuje ciepło łez, które falami spływały po mojej twarzy. I znowu zostałem sam. Ból, złość, rządzą zemsty- to wszystko było tylko chwilowe, najgorsze było to co zostało, czyli pustka. Co wieczór leciałem na Grimuald Place 12 i łaziłem po domu bez jakiegokolwiek sensu. Wybierałem się na najtrudniejsze misje, właściwie to starałem się uczestniczyć w praktycznie każdej misji dla Zakonu Feniksa. Chciałem walczyć i zginąć jak bohater...jak James...jak Lily...jak Syriusz... Pozwoliłem by ta pustka mnie niszczyła, zjadała od środka i nie pozwalałem nikomu jej zapełnić. Tonks jednak się nie poddawała, walczyła z każdym trapiącym mnie demonem przeszłości i skutecznie go unicestwiała, aż w końcu dotarła do mojego serca i zapełniła obecną w nim dziurę. I wiesz co? Wtedy dopiero zrozumiałem jak wiele w życiu straciłem. Nie chciałem być z żadną kobietą, by nie niszczyć jej życia swoją przypadłością. Przynajmniej tak to sobie wtedy tłumaczyłem, ale teraz wiem, że tak naprawdę bałem się znów kogoś pokochać, bo bałem się bólu, który mógłby nastąpić po stracie. Tak naprawdę nie bałem się kochać, bałem się odrzucenia. Po utracie bliskich mi osób wolałem rozdrapywać po tysiąckroć wszystkie rany na nowo, bo tak mi było prościej. A musisz wiedzieć Hermiono, że prościej nie zawsze znaczy lepiej. Dopiero, gdy podjąłem trud walki o swoje szczęście, zrozumiałem, że nie muszę robić z siebie wiecznego męczennika. Nie oznacza to, że zapomniałem o tych którzy byli mi bliscy. Wręcz przeciwnie, miałem ich cały czas w sercu, ale jako dobre wspomnienia, a nie teraźniejszość. Weź to pod uwagę, Hermiono. Jesteś piękną, młodą kobietą i cały świat stoi przed tobą otworem tylko musisz chcieć znów o siebie zawalczyć. Poznasz jeszcze wiele wspaniałych ludzi i któraś z tych osób może kiedyś zajmie miejsce Freda w twoim życiu. Taka jest kolei rzeczy kochana, spróbuj zawalczyć o siebie. Całe moje życie było pełne wzlotów i upadków. Zawsze po dobrych chwilach przychodziły te złe, ale po złych ponownie wracały dobre. Miałem wspaniałych przyjaciół, żonę i syna.  Walczyłem w słusznej sprawie i mogę szczerze powiedzieć, że dokonałem w życiu już wszystkiego co było mi pisane. No może poza wychowaniem swojego syna, ale wierzę, że jest w dobrych rękach i zrozumie, że rodzice walczyli o to by mógł być wolnym obywatelem.
Zamilkł. Spojrzała na niego, ale jego wzrok był odległy, jakby nadal utkwiony we wspomnieniach.

,, Czy straciłeś coś, czego nie można odzyskać?
Czy kochałeś, ale nigdy nie rozpoznałeś miłości?
Ogień dogasa, ale wciąż płonie
I nikt się nie przejmuje, nikogo nie ma

Czy odkryłeś, ze trudno jest oddychać?
Czy płakałeś tak wiele, że ledwie widzisz?
Jesteś całkiem sam w ciemności
I nikt się nie przejmuje, nikogo nie ma

Ale czy widzisz błyski na niebie?
Oślepłeś od światła?
Czy poczułeś dym w oczach?
Poczułeś?
Czy widziałeś iskry wypełnione nadzieją? Nie jesteś sam
Bo jest tu ktoś wysyłający błyski

Czy załamałeś się, ale nigdy nie wyleczyłeś?
Czy to bolało tak bardzo, że myślałeś, że to już koniec?
Straciłeś serce, ale nie wiesz, kiedy
I nikt się nie przejmuje, nikogo nie ma

Ale czy widzisz błyski na niebie?
Oślepłeś od światła?
Czy poczułeś dym w oczach?
Poczułeś?
Czy widziałeś iskry wypełnione nadzieją? Nie jesteś sam
Bo jest tu ktoś wysyłający błyski
Jest tu ktoś wysyłający błyski

Czy straciłeś coś, czego nie można odzyskać?
Czy kochałeś, ale nigdy nie rozpoznałeś miłości?

Ale czy widzisz błyski na niebie?
Oślepłeś od światła?
Czy poczułeś dym w oczach?
Poczułeś?
Czy widziałeś iskry wypełnione nadzieją? Nie jesteś sam
Bo jest tu ktoś wysyłający błyski"


Nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego co przez te wszystkie lata musiał odczuwać. Wiedziała, że przeszedł w życiu bardzo wiele, ale nigdy nie rozważała jak wiele utracił. Czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu. Otworzyła oczy i zobaczyła nachylającego się nad nią Kingsleya.
     -Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Zniknęłaś od razu po uroczystościach, baliśmy się czy nic ci się nie stało.
    -Nie w porządku, przyszłam porozmawiać z..-
spojrzała w stronę głazu przy którym siedział Lupin, ale mężczyzn już tam nie było. Zmarszczyła brwi. Może nie chciał, żeby Kingsley go zobaczył? Albo spieszyło mu się do Tonyego? Otrząsnęła się z zamyślenia
    -...z samą sobą. Musiałam kilka spraw przemyśleć. Trochę porozważać nad sensem życia. Remus..
Kingsley kiwnął głową i przerwał jej.
    -Tak, to strasznie przytłaczając, że tak wspaniali ludzie musieli zginąć. Biedny Tony stracił oboje rodziców.
    -Zaraz...jak to oboje rodziców?!
    -No przecież Tonks i Lupin zginęli razem w bitwie. Jutro ma odbyć się ich pogrzeb.
    -Ale...przecież..Remus..
    -Hermiono, na pewno dobrze się czujesz?
    -Tak...tak, już w porządku.
Uniosła lekko dłoń, a zielone oczko pierścionka mrugnęło do niej. Zdziwiona, spojrzała ponownie na pierścionek, ale ten pozostawał w bezruchu.
    -Chodźmy już stąd, zaczyna się robić zimno, a wszyscy na pewno już odchodzą od zmysłów, gdzie my się podziewamy.
Skinęła głową i ruszyła za nim. Gdy przechodzili koło drzewa, na którym wisiała tablica pamiątkowa, dziewczyna obróciła się i wyszeptała.
    - To twoja sprawka, prawda? Twój ostatni żart?
Twarz chłopaka z zastygłym na niej uśmiechu mówiła sama za siebie. Odwzajemniła ten marmurowy uśmiech i ruszyła w stronę Nory.

****
Siemaneczko! Rozdział krótki, ale taki właśnie miał być :P tym razem czekam na 12 komentarzy i mam nadzieję, że wam się podobało :*
Ściskam i całuję
Marta Weasley :)


sobota, 2 maja 2015

Rozdział 35- Ostatnie pożegnanie

UWAGA!
Proszę o obejrzenie wszystkich filmików, bo są one bardzo ważną częścią rozdziału! Wiem, że nawaliłam ich mega dużo, a wszystkie są podobne, ale chodzi o to żebyście wczuli się w te emocję :)
***

,,Yesterday I died, tomorrow's bleeding.
Fall into your sunlight.
The future's open wide, beyond believing."
(,,Wczoraj umarło, jutro krwawi.
Wpadam w Twoje promienie słoneczne.
Przyszłość jest otwarta szeroko, ponad wiarą")


 -Czy..czy ja mogłabym go zobaczyć?
  -To ty jeszcze nie wiesz?- odpowiedziała zdziwiona kobieta.
  -Ale o czym?-na twarzy Hermiony również malowało się zdziwienie.
  -Ciała Freda nie odnaleziono.
  Pani Weasley wybuchnęła płaczem wtulając się w ramiona męża. Gryfonka popatrzyła na kobietę i poczuła, że nogi się pod nią uginają. Już prawie czułą na swoich plecach chłód podłogi, gdy czyjeś ramiona objęły ją w pasie i posadziły na ławce. W jej głowie zapłonął ogromny żar nadziei. Starała się ustatkować oddech i utrzymać trzeźwość umysłu, ale nie było to wcale proste.  Nie odnaleziono...nie odnaleziono...może jednak..może on żyje... Wszystko wirowało jej przed oczami. Schowała twarz w dłoniach i starała się opanować miotające nią emocje.
    -Hermiono...
Podniosła wzrok by zobaczyć kto do niej mówi. Na wprost jej twarzy znajdowała się poznaczona bliznami twarz Billa. Patrzył na nią oczyma pełnymi bólu, ale jednocześnie tak bardzo podobnymi do roześmianych oczu Freda...
    -To że ciała Freda nie odnaleziono nie oznacza, że Freddie żyje-spojrzał jej w oczy, by upewnić się czy na pewno go słucha.-Nie znaleziono 12 ciał, których osób śmierć widziano. Jak na razie udało nam się ustalić, że Śmierciożercy mają specyficzne poczucie humoru i rzucali bardzo starym, i równie niebezpiecznym zaklęciem, które powoduje, że osoba trafiona nim ginie, zamieniając się w to co akurat znajduje się najbliżej niej, a że w czasie bitwy wszędzie był tylko kurz i gruz..
    -Chcesz mi powiedzieć, że mój chłopak zamienił się w kawałek ściany?!
    -Przykro mi Hermiono, ale takie są fakty. Dla mnie to jest równie ciężkie, straciłem brata..
    -Ale przecież większość zaklęć da się cofnąć! To na pewno też!
    -To pradawne zaklęcie, przepełnione czarną magią, więc cofnięcie go jest niemożliwe. Naprawdę ciężko mi to mówić, ale musimy pogodzić się z faktem, że Fred odszedł...
    -Nie...nie...KŁAMIESZ! Skoro nie ma jego ciała to przecież całkiem możliwe jest, że udało mu się odejść, uciec, teleportować się...

Hermiona ukryła twarz w dłoniach i zaczęła bujać się w przód i tył, jakby sama chciała się ukołysać do snu. Fala bólu zalała jej ciało niczym gorąca, trawiąca wszystko na swojej drodze lawa. Przez całą bitwę wiedziała, że Fred zginął, ale jej serce i rozum cały czas starały się wyprzeć tę myśl. Emocje, które opadły po wygranej bitwie sprawiły, że dłużej nie mogła się już okłamywać, choć tak bardzo tego pragnęła. Życie będzie się toczyć dalszym torem. Ludzie będą pracować, zakładać rodziny, wyjeżdżać na wakacje i najzwyczajniej w życiu cieszyć się codziennością bez ciągłego lęku o bliskich. Dzieciaki wrócą do Hogwartu, dorośli do pracy, aż w końcu wszyscy zapomną o czasach jarzma Voldemorta i o ofiarach poniesionych, by teraz mogli żyć w spokoju i poczuciu bezpieczeństwa. Ona też w końcu będzie musiała zacząć żyć jak normalna kobieta, ale czy będzie potrafiła zapomnieć? Czy życie bez Freda będzie można nadal nazywać życie, a może tylko jego marną iluminacją? Poczuła, że osuwa się, a potem tępy ból wypełnił jej czaszkę.

***

,,To jak krzyk, którego nikt nie słyszy. 
Czasem aż wstydzisz się tego, że ktoś może być dla ciebie aż tak ważny, że bez tej osoby czujesz się jak śmieć... a inni nie są w stanie nawet pojąć tego bólu. 
Czujesz się beznadziejnie.
 Czujesz się, jakby już nic, absolutnie nic nie mogło ci pomóc. 
A kiedy to już koniec i kiedy nie ma powrotu to błagasz, by wróciły złe czasy.
 Żeby razem z nimi mogły wrócić te dobre. " 

 Otworzyła oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie wydało jej się znajome. Zielone ściany obklejone plakatami różnych drużyn i zawodników quidditch'a, duża, dębowa szafa, komoda...to wszystko jednak zaczęło jej coś przypominać. Usiadła na brzegu łóżka usiłując znaleźć coś, co przypomni jej skąd zna to pomieszczenie. Na podłodze w rogu pokój leżała błękitna piżama w paski, a obok niej niebieskie, męskie jeansy. Na krześle przy biurku wisiała koszula w czerwoną kratę...serce jej przyspieszyło. Dobrze znała tą koszulę, nie musiała się do niej zbliżać by wiedzieć jak aksamitny jest jej materiał, jakim zapachem perfum jest przesiąknięta....Wstała. Chwiejnym krokiem podeszła do fotela i lekko musnęła dłonią tkaninę koszuli, a opuszki palców przyjemnie zapiekły. Przytuliła twarz do ubrania i wciągnęła głęboko powietrze. Zapach tak dobrze znanych jej perfum wsiąknął w nią, wypełniając każdą komórkę ciała i pobudzając ją do życia. Trzymając nadal w dłoniach materiał koszuli, ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu. Na nocnej szafce zauważyła fotografie. Podeszła do mebla by bliżej przyjrzeć się zdjęciu i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła siebie. Roześmianą, z rozwianymi włosami i zarumienionymi policzkami wyglądała na bardzo szczęśliwą. Nie kojarzyła momentu w którym zrobione było to zdjęcie, więc widocznie jak większość fotografii, które posiadała musiało być zrobione przez Colina. Z ciekawości otwarła szufladę szafki. Jej oczom ukazał się cały arsenał bielizny chłopaka. Uśmiechnęła się na ten widok, a szczególnie na widok pamiętnych bokserek z napisem ,,Mały rycerz". Jednak jej uwagę przykuło coś innego. Na bieliźnie leżał zwinięty zwój pergaminu przewiązany kanarkową wstążką. Nie zastanawiając się zbyt długo wzięła go i rozwinęła. Bez problemu rozpoznała charakter pisma Freda, a serce podeszło jej do gardła.
Najdroższa Hermiono!
Nie wiem od czego powinienem zacząć...Jeśli czytasz ten list to zapewne oznacza, że nie ma mnie już z wami...z Tobą...pomijając fakt, że jeśli znalazłaś ten list to oznacza, że grzebałaś w mojej bieliźnie (nie wiedziałem kochanie, że masz takie fetysze! Ty świntuszku!)..no ale dobra, powinienem chociaż w tym liście być poważny..
Dobra kochanie, wytrzyj te łzy, bo nie do twarzy Ci z zapuchniętymi oczami! A teraz posłuchaj mnie uważnie, bo zapewne są to ostatnie słowa, które jest mi dane do Ciebie kierować. Kocham Cię, kochałem Cię i będę Cię kochać- przede wszystkim chce żebyś o tym zawsze pamiętała, bo byłaś najważniejszą kobietą w moim życiu (no może poza mamuśką, ale wiesz to ona robiła mi pranie...i robi najlepsze babeczki na świecie, więc tego nie masz szans przebić). Wiem, że teraz musi być Ci naprawdę ciężko, jednak wiem też, że jesteś silna i niezależna, dlatego poradzisz sobie w życiu beze mnie (chociaż niczego innego tak bardzo nie pragnąłem, jak spędzić z Tobą resztę swojego życia). Nie wiem, naprawdę nie wiem co powinienem Ci jeszcze napisać. Tak wiele chciałbym zawrzeć w tym liście, a jednocześnie w mojej głowie jest jedna wielka pustka.
Jak wyżej już wspomniałem, chciałem spędzić z Tobą resztę życia, zestarzeć się przy Tobie i trzymać swoją protezę w Twojej szklance z wodą, ale mimo że to już niemożliwe, chciałbym żebyś przyjęła ode mnie pewien podarunek. Miałem dać Ci go osobiście po wygranej bitwie...no ale...za zdjęciem stoi szkatułka. Otwórz ją proszę i wyjmij pudełeczko które się w niej znajduje, a dopiero później czytaj dalej.
Hermiona posłusznie odłożyła list na bok i sięgnęła po szkatułkę. Otworzyła ją, a w środku zobaczyła małe pudełeczko w kształcie kanarkowej kremówki. Drżącymi dłońmi dotknęła opakowania i delikatnie otworzyła je. Na górnym wieczku znajdowało się zdjęcie Freda, chłopak uśmiechał się i mrugał zalotnie, a po chwili znikał zastąpiony przez napis ,,Wyjdziesz za mnie?", a na dolnym wieczku, niczym berło wbite w aksamit, spoczywał piękny, złoty pierścionek, z małą różdżką zakończoną zielonymi oczkiem. Gryfonka ledwo widząc przez fale łez zalewające jej twarz wysunęła pierścionek na palec. Pasował idealnie, a zielone oczko różdżki zabłysnęło . Sięgnęła ponownie po list.
Mam nadzieję, że Twoja odpowiedź na to pytanie brzmiałaby ,,tak", a nawet jeśli byłaby inna to i tak chciałbym, żebyś nosiła ten pierścionek, skoro ja już nie mogę Cię chronić niech to będzie Twój talizman. Zawsze, gdy będzie Ci źle, będziesz się czymś martwiła, czegoś bała- wtedy powiedz życzenie do oczka różdżki, a ja postaram się je spełnić. Jako Twój Anioł Stróż będę miał zapewne ręce pełne roboty, ale cóż-jestem gotów zrobić wszystko by być blisko Ciebie, nawet po śmierci. Możesz być pewna, że duchowo cały czas będę przy Tobie, ale fizycznie niestety nie, dlatego proszę Cię byś wróciła do normalnego życia, znalazła kogoś kto będzie przy Tobie...obroni Cię..otoczy ramieniem...pocałuje na dobranoc...bądź szczęśliwa, proszę... Wiem, że nie tak to planowaliśmy, ale jak widzisz Skarbie- los ma specyficzne poczucie humoru i widocznie niezbyt zna się na moich żartach....Rany, ten list to chyba najdłuższe co w życiu napisałem, żadne z moich wypracowań nie liczyło nawet 1/3 tego listu!
Dziękuję: za każdą chwilę spędzoną z Tobą
za nadanie mojemu życiu sensu
za wszystkie mądre rady, które zdążyłaś mi dać
za uśmiech, który topił moje serce
za każdy pocałunek, który dodawał mi otuchy
za to, że potrafiłaś mnie zrozumieć
za to, że potrafiłaś mnie pokochać
i za milion innych rzeczy, które sprawiły, że miałem siłę do życia
Przeprasza: za wszystkie moje słowa, którymi Cię zraniłem
za każdą łzę, która spłynęła po Twoim policzku z mojej winy
za każdą ranę, którą poniosłaś by mnie ratować
za każde moje zachowanie, które mogło sprawić Ci przykrość
i przede wszystkim za to, że bywałem egoistycznym dupkiem
Proszę: Pamiętaj o mnie, naszej miłości
ale
Skarbie, przede wszystkim
BĄDŹ SZCZĘŚLIWA

Tak bardzo boję się to napisać, bo wiem, że to słowo będzie oznaczać już całkowity koniec..zakończy naszą miłosną historię...historię, które zakończenie napisało za nas życie...Jezu, mała jak ja bardzo Cię kocham! ...mam tylko nadzieję, że skopaliście dupę temu dupkowi, któremu udało się wysłać mnie na tamten świat?...oczywiście żartuje....a może i nie...miałem taką ogromną nadzieję, że ten list nigdy nie będzie musiał trafić w Twoje ręce...na gacie Merlina, jakie to życie jest niesprawiedliwe...nic więcej nie piszę, bo zaczynam się rozklejać...a Fred Weasley do końca musi zachować swoją radosną twarz, także..to chyba pora na to czego tak bardzo nie chcę robić...
Do zobaczenia po drugiej stronie...
ŻEGNAJ, MOJA CZAROWNICO

Twój kochający na wieki-Freddie

Nie mogła opanować spływających po policzkach łez. Emocje miotały jej kruchym ciałem, składając je w kłębek. Na podłodze, przy jej twarzy zaczęło już powstawać małe, słone jeziorko.Całe życie walczyła o wolność. Nigdy nie myślała o sobie, zawsze robiła wszystko dla innych, po to by żyło im się lepiej. Gotowa była oddać za wolność prawie wszystko, a dokładniej wszystko prócz Freda....Straciła to, co było dla niej najcenniejsze, a całą reszta wydawała się teraz tak bardzo niepotrzebna, bezwartościowa.... Spojrzała na połyskujący na jej palcu pierścionek, a kolejne spazmy płaczu jeszcze silniej zaczęły wstrząsać jej drobnym ciałem.
   -Wie..wieszz jak..j-j-j-akie jest moooje..je.je-dy-neee żyyczczczenie?- wyszeptał, ledwo łapiąc oddech między kolejnymi napadami płaczu.-Chccccccę-ę ty-tyyylko byś bbbbbyył tu t-te-teraz....żebyyy-ś przy-yytulił mmnie...aaale to je-je-jest już niemożliwe...ja..ja nie poootrafię poowiee-dzieć ci żee-żegnaj Fred....chcę-ę-ę u-u-u-umrzeć raaaazem z tobą..zzzaaazbiierz mn-mniee..pppro-proszę..Freeddie...jaki t-t-teraz sens może mięc mooojjjje ży-ży-życie, coo? ..
Są w życiu sytuacje, których nawet najsilniejsi nie są w stanie znieść. Tacy ludzie są jak piękne, rozłożyste, ogromne drzewa, które nie uginają się wiatrom, wichurom- stoją niewzruszone tym co się naokoło nich dzieje, stabilne i pozornie niezniszczalne, ale w końcu przychodzi tornado i wyrywa drzewo wraz z korzeniami, rzucając je niczym nikomu niepotrzebną już zabawkę. A co wtedy? Co zrobić, gdy przestajesz odnajdywać we własnym życiu jakikolwiek sens?

 ,,Tylko prosty dotyk
Tylko przelotne spojrzenie
Sprawiają, że czuję się, jakbym latała
Ale gdzie jesteś dziś wieczorem?
Coś nie jest w porządku
Czy możesz, proszę, przestać się ukrywać?"




  

Odgłos otwieranych drzwi obudził ją. Zmęczona płaczem nawet nie zorientowała się kiedy zasnęła. Odkleiła mokry od łez policzek, od równie mokrej podłogi i usiadła, ścierając ostatnie słone krople z twarzy. W drzwiach stał George, którego widok ponownie boleśnie ścisnął jej serce. Wiedziała jednak, że cierpi tak samo jak ona, a może nawet bardziej- w końcu Fred był z nim od zawsze, pustka która pozostała obecnie w jego życiu jest nie do opisania. Chłopak podszedł do fotela i położył na nim kilka czarnych ubrań, a dokładniej sukienek, po czym usiadł koło niej, opierając się plecami o łóżko. Dopiero z bliska Hermiona mogła zauważyć jak strasznie wyglądał. Zapadnięte policzki, zapuchnięte od płaczu oczy w których nie było widać już nawet śladu po tej psotnej iskierce, która zawsze w nich połyskiwała i blada cera. George chyba pomyślał to samo na jej temat, bo przyglądał jej się z takim samym politowaniem jak ona jemu. Żadne się nie odezwało, bez słowa przytulili się do siebie i siedzieli tak spleceni w milczeniu, bezdźwięcznie dzieląc się swoim bólem, a jednocześnie starając się tym uściskiem przekazać sobie choć trochę siły i wsparcia. Po dłuższej chwili rudzielec w końcu się odezwał.
   -Przyniosłem ci kilka czarnych sukienek od mamy i Ginny, bo nie były pewne czy będziesz miała w swoich rzeczach jakiś strój odpowiedni....odpowiedni na tę uroczystość.
   -Jaką uroczystość?
   -Na pogrzeb Freda, jutro o 16.00 odbędzie się kameralna uroczystość pożegnalna...
   -Ale przecież ciała Freda nie odnaleziono! Ja..ja myślałam, że nie można robić pogrzebu nie mając zwł..- nie mogła wydusić z siebie tego słowa, nie potrafiła sobie wyobrazić chłopaka, jako martwego, zimnego trupa, więc odkaszlnęła- nie mając Freda.
   -Owszem, ale wszystkie osoby zaginione zostały uznane za martwe i odbędą się ich symboliczne pochówki..
Głos chłopaka lekko drżał. Gryfonka widząc go w tak opłakanym stanie czuła się jeszcze bardziej winna, Skinęła głową starając się nie patrzeć mu w oczy.
   -Przepraszam George, bardzo przepraszam...
Złapał ją za ramiona i obrócił w stronę swojej twarzy, tak że teraz nie mogła uniknąć jego wzroku.
   -Popatrz na mnie. Mówię to pierwszy i ostatni raz i chcę, żebyś to sobie dokładnie zapamiętała. Nie jesteś niczemu winna, Fred to duży chłopiec i wiedział na co się piszę idąc do Hogwartu. Poszedł walczyć z własnej woli, podjął ryzyko i poniósł jego konsekwencje. Nie możesz się obwiniać! Masz prawo płakać, cierpieć, tęsknić, krzyczeć, wściekać się, ale nie możesz wzbudzać  w sobie poczucia winy! To prędzej czy później by cię zniszczyło. Odebrało chęć do życia i stłamsiło, a on by tego na pewno nie chciał!
Wstał. Obrócił się na pięcie i rzucił tylko krótki:
   -Przymierz je, w razie czego skołujemy jakąś inną, gdyby żadna nie pasował- po czym wyszedł.
***

Popołudniowe słońce wlewało się do pokoju oświetlając twarz dziewczyny- bladą i zapuchnięta. Przez uchylone okno wpadał do pokoju wesoły śpiew ptaków. Dziewczyna otworzyła oczy i z lekiem przerażeniem spojrzała na zegarek. 15:00! Szybko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki. Makijaż dobrze zamaskował wory pod oczami, a roztrzepany kok nadał twarzy minimalnie weselszy wygląd. Sukienka, którą założyła sięgała lekko przed kolano i miała złote wykończenia przy kołnierzyku i mankietach. Obejrzała się w lustrze i miała ochotę się po prostu rozpłakać, gdy nagle przez głowę przemknęła jej pewna myśl. Usiadła przy biurku i szybko coś naskrobała na pergaminie.
   -Hermionooo! Musimy już iść!
   -Dobrze, już idę.
Schowała kartkę do małej, złotej torebki, założyła szpilki i weszła do salonu, gdzie czekał na nią George. Złapała go za dłoń i cały świat zawirował.

***

Wylądowali na polanie przed Norą. George puścił jej dłoń i podszedł do braci by przywitać się z nimi. Hermiona nie wiedział czy powinna zrobić to samo...A jeśli oni nie chcą mnie już znać? mają do tego pełne prawo... Czyjeś ramiona oplotły ją i mocno przytuliły.
   -Tak się cieszę, że cię widzę kochanieńka. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, ale jak widać twarda z ciebie dziewczyna i po stłuczonym czole i zdartym policzku nie ma już śladu.
Gryfonka uśmiechnęła się niepewnie i skinęła głową, gdy pełne bólu i jednocześnie przepełnione matczyną miłością oczy oglądały uważnie jej twarz. Nie potrafiła pojąć skąd ta kobieta bierze tyle siły. Tak wiele w życiu -przeszła, tak wiele straciła, a jednak dalej miała w sobie tą tajemniczą siłę.
   -A, zapomniałabym...mam do ciebie małą prośbę, jeśli nie zechcesz to oczywiście zrozumiem..ale..bardzo bym chciała, żebyś również zabrała głos na uroczystości...w ostatni czasie to ty znałaś go najlepiej...czy...czy mogłabyś to dla mnie zrobić?
   -Oczywiście! Po tym wszystkim co pani dla mnie zrobiła nie mogłabym odmówić... zresztą sama chciałam prosić o to by pozwoliła mi pani przemawiać...
Molly poklepała ją po plecach i przecierając oczy rękawem udała się do pozostałych gości. Dopiero teraz zauważyła, że pod drzewem na polanie ustawione są rzędy krzeseł, a na środku, na małym postumencie stoi zdjęcie Freda a pod nim kolorowe pudełeczko. Do tej pory jedynym pogrzebem czarodzieja na jakim była, był pogrzeb Dumbledora, dlatego nie do końca była pewna czy to wszystko ma tak wyglądać. Usiadła w pierwszym rzędzie i spojrzała ponownie na zdjęcie Freda. Jak zwykle roześmiany i z magicznym błyskiem w oku...przymknęła powieki i wyszeptała sama do siebie.
   -To moje zdjęcie powinno tutaj stać, nie twoje...to ja powinnam zginąć...wybacz mi kochanie..
Słyszała jak odsuwają się krzesła, ludzie siadają, rozmawiają, a ona nadal miała zamknięty oczy i bujała się na krześle w przód i tył. Ceremonia się zaczęła, ktoś zaczął przemawiać, ale żadne słowo nie docierało do uszu dziewczyny. Jej myśli były zatopione we wspomnieniach, rozpamiętywała każdą chwilę spędzoną z Weasley'em, rozdrapując każdą ranę na nowo i zostawiając ją sączącą się krwawym jadem wprost do serca. Ból psychiczne było jej zdecydowanie łatwiej znieść, więc błądziła korytarzami pamięci wygrzebując coraz to nowe wspomnienia. 
 ,,Nic nie idzie zgodnie z planem
Wszystko się rozpadnie
Ludzie mówią żegnaj
Na swój specjalny sposób
Wszystko, na czym możesz polegać
I wszystko co możesz udać
Zostawi cię z rana
Znajdzie za dnia
Oh, jesteś w moich żyłach, nie mogę się ciebie pozbyć
Oh, jesteś wszystkim, czego smakuję, w nocy w moich ustach"

Poczuła, że ktoś szturcha ją łokciem. Otworzyła oczy. Większość spojrzeń skierowana była na nią, więc zrozumiała, że chyba teraz jej pora na przemówienie. Podeszła do mównicy i położyła na niej zwitek papieru. Zrobiła głęboki wdech i zaczęła mówić:
   -Witam wszystkich zgromadzonych. Na początek chciałabym powiedzieć, że bardzo cieszy mnie fakt, że przybyliście tutaj w tak licznym gronie, bo w mugolskim świecie ilość osób obecnych na pogrzebie jest wprost proporcjonalna do tego jak lubiany był zmarły. Wczoraj  moje ręce trafił list od Freda, list który napisał w razie gdyby zginął. Jego ostatnie słowa skierowane do mnie, dzisiaj ja pragnę odczytać moje ostatnie słowa skierowane do niego.
Rozejrzała się po zgromadzonych. Mieli kamienne miny. Promienie majowego słońca rozświetlały lekko ich twarze. Rozwinęła papier i ujęła go w drżące dłonie.

Drogi Freddie!
Moja odwieczna miłości....
Mam nadzieję, że jesteś przy mnie i obserwujesz mnie cały czas z tym samym uczuciem z jakim ja myślę o Tobie i o naszych wspólnie spędzonych chwilach. Wszystko wydaję mi się tak
odległe od tych  miejsc i czasu z Tobą. Tak bardzo chcę Cię widzieć w naszej wspólnej rzeczywistości, chcę znów zobaczyć radość w twoich oczach, tym razem w wolnym świecie, który wywalczyliśmy. Życie jednak nauczyło mnie już, że nie zawsze dostajemy to czego chcemy.
Najdroższy Fredzie, tylko wspomnienia dają mi Ciebie, tylko w nich jesteśmy znowu razem. Chciałabym żeby czas się cofnął, bym znów miała Cię przy sobie. Jedak jedyne co mi teraz pozostaje to podziękowanie Ci za to, że dałeś mi chociażby te wspomnienia. Wniosłeś do mojego życia mnóstwo radości, pokazałeś mi, że życia nie można nauczyć się z książek, a trzeba je po prostu przeżyć, starając się uczynić je choć odrobinę weselszym. Byłeś moim światełkiem w tunelu, moją ostoją, przystanią, schronieniem. Tylko Twój uśmiech potrafił przywrócić radośc moim oczom. Tylko Twoja obecność dawała mi poczucie bezpieczeństwa. I tylko Ty potrafiłeś zrozumieć mnie nawet wtedy, gdy sama się nie rozumiałam. Dziękuję... dziękuję Ci za kazdą chwilę, którą mogłam z Tobą spędzić i choć chciałam się przy tobie zestzreć, pomarszczyć jak suszona rodzynka to te wspomnienia, które pozostwiłeś mi i tak wypełnią całe moje życie...już do końca pozostaną w moim sercu..Dziękuję za to że po prostu byłeś.
I mówię Ci dziś to, co tak ciężko było Ci powiedzieć mi w liście, który do mnie napisałeś:
Żegnaj Fred, mój Romku spod balkonu,  mój twórco kanarkowej kremówki, mój mężczyzno, mój przyjacielu..
Żegnaj moja największa miłości..
Na zawsze twoja- Hermiona


    Starła łzy z policzków i ponownie rozejrzała się po zgromadzonych, wszyscy milczeli i wpatrywali się w nią.Chciała już wrócić na swoje miejsce, gdy o czymś sobie przypomniała.
    -Pod tym drzewem odzyskałam pamięć. Czekałam na swój świtoklik, gdy Fred przybiegł do mnie i wręczył mi kanarkowa kremówkę, koleiny z wynalazków ,,Magicznych dowcipów Weasley'ów" dzięki któremu zrozumiałam że bardzo mi na nim zależy. W przypadku odzyskania pamięci kanarkowa kremówka również okazała się niezawodna. Odrodziłam się pod tym drzewem na nowo tylko po to by móc pod nim ponownie umrzeć...ironia losu, prawda?- uśmiechnęła się smutno i spojrzała na zdjęcie Freda- żegnaj..
 Wróciła na swoje miejsce, a na mównicy pojawiła się kolejna osoba. Czyjaś dłoń spoczęła na jej plecach.
   -Piękne słowa, dzielna dziewczyna z ciebie.
Dopiero teraz zauważyła, że koło niej siedzi Lupin. Na jego słowa skinęła tylko głową i sztucznie się uśmiechnęła. W głębi duszy dziękowała swojemu ciału za to, że nie ma już czym płakać, choć tak bardzo cierpiała z jej oczu nie chciała już wypłynąć nawet jedna, samotna łza. Pogrzeb dobiegał końca, zdjęcie chłopaka wraz z podium i kolorowych pudełeczkiem wybuchły, tworząc ogromną literę ,,W", po czym zmieniły się w kamienną płytę pamiątkową na drzewie. Ludzie zaczęli wstawać ze swoich miejsc by udać się do namiotu na podwórku Nory i tam w ciszy przy suto zastawionych stołach powspominać zmarłego. Granger jednak nie miała zamiaru się stąd ruszyć. Wpatrywała się w kamienną płytę, jakby nie mogła oderwać od niej wzroku. Wszystko krzesła były już puste, jednak jedna osoba postanowiła nadal pozostać z dziewczyną.
   -Chyba powinniśmy porozmawiać, Hermiono.
Spojrzała na twarz Lupina, która wydała jej się teraz o wiele starsza i bardziej pomarszczona niż zaledwie kilka dni temu. Włosy jakby bardziej mu zsiwiały, a skóra zszarzała. Hermiona nie od razu zrozumiała dlaczego, dopiero po chwili przypomniała sobie, że nie tylko ona strąciła bliską osobę.
   -Tak, chyba masz rację...rozmowa dobrze mi zrobi...
   -Więc chodźmy stąd, znajdźmy jakieś bardziej ustronne miejsce.
Uśmiechnął się do niej smutno i położył dłoń na jej ramieniu po czym ruszyli przed siebie w stronę jeziora

,,Obietnica życia


Upadłem na swe kolana
Śpiewając kołysankę o bólu
Czuję się załamany w mej melodii
Śpiewając o pomoc, by łzy odeszły
Wtedy przypominam sobie o obietnicy, którą mi złożyłeś

Wiem że zawsze tu jesteś
Aby usłyszeć moją każdą wewnętrzną modlitwę
Uchwycę się obietnicy życia
Słyszę słowa, które wypowiadasz
Byś nigdy nie odszedł ode mnie i mnie nie zostawił
obietnica życia

Czy pomożesz mi się rozpaść
Podnieś mnie, weź mnie w swoje ramiona
Znajdź moją powrotną drogę z tej burzy
I pokaż mi jak przerosnąć
Te zmiany
Wciąż pamiętam obietnice którą mi złożyłeś

Wiem że zawsze tu jesteś
By usłyszeć moją każdą wewnętrzną modlitwę
Uchwycę się obietnicy życia
Słyszę słowa które mówisz
Byś nigdy nie odszedł ode mnie i zostawił mnie
Obietnica życia

Trzymam się nadziei, którą mam w sobie
Z tobą przetrwam każdy dzień
Odkładając moje zrozumienie
Jestem pocieszony

Bo wiem że zawsze tu jesteś
By usłyszeć moją każdą wewnętrzną modlitwę
Uchwycę się obietnicy życia
Słyszę słowa które mówisz
Byś nigdy nie odszedł ode mnie i zostawił mnie
Obietnica życia

Wiem że zawsze tu jesteś
Aby usłyszeć moją każdą wewnętrzną modlitwę
Uchwycę się obietnicy życia
Obejrzyj się na mnie
Wiem że możesz zobaczyć
Moje serce jest otwarte na obietnice życia"



***

Ufffff......miałam dać go o wieeeeeeeeeeele dłuższegoo, ale stwierdziłam, że nie będę wam takiej długiej lektury robiła ;) Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Nie przypadkowo napchałam tyle filmików, chciałam obudzić w was te emocje jakie odczuwała Hermiona, także mam nadzieję, że obejrzeliście filmiki i odnaleźliźście te emocje, które w tym rozdziale chciałam zawszeć :)
Kolejny rozdział postaram się dodać jak najszybciej, ale niestety w szkole przez cały maj będę miała niezłą jazdę z nauką, także nie obiecuję żadnego konkretnego terminu :)
Pozdrawiam i czekam na waszą opinię!
Marta Weasley