Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 4 - Fajnie porozmawiać z kimś, kto rozumie


   Następnego dnia po imprezie nadszedł czas wyjazdu na ferie wielkanocne. Większość uczniów była w świetnych humorach, ale nie wszyscy. Fred i Hermiona nie brali udziału w wielkich pakowaniach kufrów, które odbywały się w ich dormitoriach. W nijakim humorze była też Angelina, która co prawda już wytrzeźwiała, ale nie miała pojęcia dlaczego jej chłopak nie chce jej widzieć i nie odzywa się do niej. Myślała, że Fred potrzebuje po prostu trochę samotności, ale do głowy jej nie przyszło, że może mieć to związek z wczorajszą imprezą; w ogóle nic z niej nie pamiętała i nie przypuszczała, że mogła wygadać, że tak naprawdę kocha George'a.
***
    Angelina Johnson nieśmiało zapukała do dormitorium, które bliźniacy dzielili z Lee Jordanem. Nie usłyszała odpowiedzi, więc lekko pchnęła drzwi. To co zobaczyła trochę ją zszokowało – załamany Fred siedział na swoim łóżku, obok siedział George z ręką położoną na ramieniu brata, a Lee klęczał na podłodze i opowiadał jakieś dowcipy, żeby rozśmieszyć rudzielca, jednak szło mu to marnie.
   - Freddie! - zawołała machinalnie dziewczyny i chciała do niego podbiec, ale George wstał i stanął jej na drodze, zasłaniając Freda.
   - George, odsuń się! Puść mnie do mojego chłopaka! - próbowała go ominąć, ale Weasley przewidywał każdy jej kolejny ruch i zawsze zastawiał jej drogę
   - Dobra, George to jest idiotyczne! - zdenerwowała się.
    - Nie! - zaprzeczył. - Idiotyczne było pomyśleć, że jeśli wyglądamy tak samo to mamy identyczne charaktery. - Dziewczynę zamurowało. Czyli jednak... - A teraz wyjdź jak przystało na grzeczną dziewczynkę. - dodał George. 
Angelina nie wiedząc co robić, po prostu wyszła tak jak jej kazał. Poszedł za nią i myślała, że chce pogadać, coś powiedzieć, ale on tylko zatrzasnął za nią drzwi. Była tak zdezorientowana, że po prostu rozpłakała się. Stała przodem do drzwi, tyłem do Pokoju Wspólnego i płakała, właściwie łzy same leciały jej na policzki i koszulę od mundurka. Dopiero pojęła jaki błąd zrobiła wiążąc się z Fredem, skoro tak naprawdę wolała George'a. A teraz obaj jej nienawidzą. Osunęła się i usiadła na wykładzinie. Poczuła się jak zwykła mugolka, chociaż nigdy nie miała z żadną jakiejś bliższej styczności. Po prostu siedziała przed drzwiami swojego byłego (nie powiedział jej tego, ale to było oczywiste) chłopaka i jego brata, którego tak naprawdę kochała - taka mała, zrozpaczona i bezsilna. Nie chciała nigdzie iść, choć patrzenie na wejście do dormitorium sprawiało jej ból. Chciała tego, sama się w to wpakowała, teraz musi ponieść konsekwencje.
***
George zatrzasnął drzwi i podszedł do brata. 
   - Nie martw się Freddie - poklepał go po plecach. - Dziewczyny takie są. Zawsze powtarzam, że jak nie ta, to inna.
   - A co z Katie Bell? - zapytał zgryźliwie Lee. - Nie ma zamiaru się z tobą umówić, a jakoś nie szukasz innej.
   - No ale... - próbował się bronić George.
   - A jak się okaże, że np. Katie woli Freda? - Jordan nie dawał za wygraną.
   - Wtedy - powiedział Fred dziwnie smutnym głosem- to byłby największy żart losu, jaki nas spotkał - i znowu ukrył twarz w dłoniach. George poklepał go po plecach i obrzucił Lee karcącym spojrzeniem. Ten tylko wzruszył ramionami i zrobił minę w stylu "ja tylko chciałem pomóc" i zaczął dalej opowiadać swoje denne kawały. Tak naprawdę znał dużo niezłych, ale chciał, żeby Fred się otrząsnął i jak za dawnych czasów roześmiał się i wydurniał razem z nim. Tak się jednak nie stało, rudzielec tylko zrobił zażenowaną minę i wbił wzrok w podłogę. 
   - Freddie, nie martw się już, tylko pakuj manatki - powiedział George. - Dzisiaj jedziemy na Grimmauld Place na Wielkanoc! 
Fred westchnął i niechętnie zwlókł się z łóżka. Wywalił kufer z szafy i powrzucał do niego ubrania  wprost wywalone z półki, po czym z hukiem go zatrzasnął. 
   - Zadowoleni? - zapytał. Chłopaki pokiwali głowami z uśmiechem na ustach.
  - I to bardzo - powiedział Lee. 
Fred pokręcił głową z dezaprobatą, ale się uśmiechnął. Jego współlokatorzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia - wracał ich stary Fred. Rudzielec roześmiał się.
   - No co? Mama dawno nie składała moich ciuchów.
  - Jak dobrze znów cię widzieć stary! - wykrzyknął George.
   - Słysząc jak słabe są żarty Lee to muszę powrócić i ratować sytuację. A teraz opowiedzcie mi co narobiłem i nagadałem.
***
   Dormitorium Gryfonek z piątego roku wypełniały piski Lavender emocjonującej się faktem, że Ron zaprosił ją do siebie na święta. Zwykle dzieliła podekscytowanie razem z Parvati, jednak tym razem hinduska wkładała swoje ubrania do walizki z wyrazem ulgi na twarzy. Parviat bardzo ceniła sobie Hermionę, więc po tym co zrobiła Lavender, pokłóciła się z nią. 
Radosny nastrój nie udzielił się także Hermionie - Granger siedziała na swoim łóżku i ściskała mocno poduszkę. Jeszcze niedawno miała zamiar pojechać z Harrym i Weasley'ami na Grimmauld Place do Syriusza i reszty Zakonu, teraz jednak sytuacja się zmieniła i nie była pewna czy nadal jest to dobra decyzja. Pustym wzrokiem wpatrywała się w niespakowany kufer. Czuła, że do jej oczu powoli napływają łzy i gdy była już na granicy płaczu , do dormitorium wpadła Ginny z Harrym.
   - Jeszcze nie jesteś spakowana? - zapytała od razu rudowłosa. - Przecież bez ciuchów na Grimmauld Place nie pojedziesz.
   - Ale ja nie jadę... - była tak zszokowana, że zapomniała zapytać jak na brodę Merlina Harry tu wszedł, lecz zrobiła to za nią Lavender, która wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem.
   - Parvati, nie wi... - urwała - Aaaaa! Co tu do stu tysięcy chochlików robi Harry?!
   - Stoję - odparł z ironią posyłając jej sztuczny uśmiech.
   - Żadne nie jedziesz, Hermiono! - Ginevra już wyjmowała z szafy jej rzeczy. - Niby co ja będę robić przez święta jak ciebie nie będzie? Poza tym na gwałt potrzebuję korków z eliksirów!
Granger stała jak oniemiała i tylko leciuteńkim ruchem głowy wskazała na Lavender. Nie miała ochoty spędzić z nią w jednym domu świąt i patrzeć jak mizdrzą się z Ronem. Pokręciła głową i wróciła do swojej poduszki, w której ukryła twarz. Młoda panna Weasley od razu zrozumiała o co chodzi. Co prawda nie doświadczyła nigdy takiej sytuacji, ale wiedziała, że na miejscu Hermiony także nie chciałaby spędzać świąt z byłym chłopakiem i jego nową dziewczyną, do tego tą samą, która doprowadziła do rozstania. Westchnęła lekko. Zawsze chciała spędzać jakieś rodzinne uroczystości w towarzystwie innej dziewczyny, ale jeśli to miała być Lavender to Ginny stanowczo się wypisywała. Naprawdę polubiła Hermionę i miała nadzieję, że tym razem Ron wszystkiego nie spartoli. Była wściekła na brata kiedy zerwał z Gryfonką, a jeszcze bardziej była wściekła za to w jaki sposób to zrobił. Jednak "wszystko gdzieś przemija, coś się kończy i ulatnia"*. Teraz stała pomiędzy na pół spakowanym kufrem, a łóżkiem na którym leżała Granger i kompletnie nie wiedziała co zrobić; spojrzała na Harry'ego, który mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak "kobiety" i mocno przytulił przyjaciółkę.
   - Hermiono, nie płacz. Jedź z nami, bardzo cię proszę. Będę się dziwnie czuł bez ciebie obok.
   - Aaaale Hahahahary - wykrztusiła w końcu z siebie - ty nic nienienie rozumiesz - zaszlochała.
   - Może i nie rozumiem, ale wiem, że jesteś silną i mądrą dziewczyną i że sobie poradzisz - Gryfonka mocno go przytuliła i otarła łzy rękawem.
   - To jak? - zapytała - ktoś mi pomoże spakować się na Grimmauld Place? 
Ginny uśmiechnęła się i złapała za kufer.
   - Dawaj mi te manatki!
***
   Kilka godzin później wszyscy uczniowie, którzy wyjeżdżali na  święta do domów siedzieli już w przedziałach pociągu. Pojazd był prawie pełen, mało kto zostawał w szkole na święta.
Przedział, który zajmowali bliźniaki z Lee Jordanem wypełniały huczne rozmowy jeszcze zanim pociąg w ogóle ruszył. Chłopaki świetnie się bawili, zwłaszcza, że wrócił ich dawny Fred. Jordan na święta wyjeżdżał do jakiejś bardzo dalekiej ciotki i właśnie żalił się przyjaciołom, że będzie miał wolne do bani, a rudzielcy za to cieszyli się, że odwiedzą Syriusza Blacka, który zawsze opowiadał im jakie dowcipy wycinał z ojcem Harry'ego, a członek Zakonu Feniksa - Mundungus Fletcher, potrafił im skołować wszystko o co tylko poprosili. W pewnej chwili Fred miał tak jakby powrót Angelinowej histerii, więc postanowił przejść się po pociągu. Brat i przyjaciel puścili go bardzo niechętnie, martwiąc się, by znowu nie napadła go zabójcza tęsknota za byłą dziewczyną. Jednak on się tym nie martwił. Otrząsnął się już po tym. Tak, na pewno to już definitywnie koniec.
 Fred wyszedł z przedziału jeszcze raz zapewniając ich, że naprawdę już nic nie czuje do Angeliny, chociaż nie uwierzyli mu do końca, no bo jak można przestać darzyć kogoś uczuciem w przeciągu jednego dnia. Swoją "wycieczkę" zaczął od przodu pociągu, jednak nie doszedł do samej lokomotywy, gdyż tamte przedziały zajmowali Ślizgoni; potem zawrócił i poszedł na sam koniec. 
***
    Hermiona Granger siedziała sama w ostatnim przedziale. Nie chciała się z nikim widzieć i choć Ginny proponowała jej, żeby podróżowała w przedziale z nią, Luną i jeszcze kilkoma innymi jej koleżankami, a Parvati zachęcała do spędzenia podróży z nią, jej siostrą i kilkoma Krukonkami to Granger nie skorzystała z żadnej z tych propozycji. Wciąż nie mogła zapomnieć o Ronie, a na pewno nie chciała patrzeć na Lavender w czasie wolnym. To wszystko wciąż było dla niej zbyt świeże. Słyszała jak Fred już świetnie się bawił z Lee i Georgem, a przecież dokładnie wczoraj wieczorem zerwał z Angeliną. Nie była na tej imprezie, ale plotki szybko się roznoszą. Wiedziała też, że to miało jakiś związek z Georgem, ale nie wiedziała dokładnie jaki i nie chciała wiedzieć. Nie mieszała się w to. Nie mieszała się w sprawy innych, kiedy jeszcze nie do końca była zorientowała w swoich problemach, które były całkiem spore. Usiadła wygodnie i schowała się za egzemplarzem "Historii długowieczności Nicolasa Flamela". 
***
    Fred Weasley zawędrował na sam koniec pociągu. Nie myślał, że kogoś tam spotka, a jednak. W ostatnim przedziale siedziała Hermiona czytając jakąś grubą książkę. Nie wiedział czemu, ale ucieszył się. Przecież Hermiona była w prawie identycznej sytuacji jak on, a fajnie jest porozmawiać z kimś, kto cię zrozumie. Drzwi były otwarte, więc wszedł do środka. Usiadł naprzeciwko dziewczyny, ale ona nawet go nie zauważyła pogrążona w lekturze. 
   - Co czytasz? - zapytał wesoło. Dziewczyna podskoczyła i spojrzała na towarzysza znad książki. Miała dziwny wzrok. Chłopak dopiero po chwili pojął co powiedział. Palnął bez sensu pytanie "Co czytasz?" wpatrując się w tytuł książki. No ale nic, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
   - "Historię długowieczności Nicolasa Flamela" - odpowiedziała.
   - Ciekawe?
   - Zależy dla kogo.
   - No dla ciebie.
   - Nawet bardzo.
   - A dla mnie?
   - Niekoniecznie.
   - Czemu siedzisz na końcu pociągu, z dala od cywilizacji i wspaniałego poczucia humoru bliźniaków Weasley?
   - Chcę pobyć sama, nie mogę?
   - Ciągle o nim myślisz prawda? - podjął wyzwanie. Wyciągnął w rozmowie kartę Rona.
   - A ty już nie myślisz o Angelinie?
   - Nie.
  - Nie wierzę. Człowiek się nie zakochuje i nie odkochuje tak sobie z dnia na dzień - stwierdziła ze stoickim spokojem, świdrując go wzrokiem.
  - Jestem wyjątkiem - uśmiechnął się zawadiacko, jakby rzucając jej wyzwanie.
  - Nie prawda. Wciąż o niej myślisz, nawet jeśli nie chcesz się do tego przyznać. - Fred zrobił smutną minę. Może to była prawda, może nie. Nie umiał się teraz określić w uczuciach do Angeliny. Spuścił głowę. Granger od razu to zauważyła.
   - O! I tu cię boli. Ty nadal ją kochasz, ale jednocześnie nienawidzisz za tę akcję z George'm - stwierdziła. Weasley skinął głową. Hermiona opisała jego obecny stan lepiej niż on sam. 
   - Masz rację. Nawet nie wiesz jak ja się teraz czuję, to co ona powiedziała...
   - Kto jak kto, ale ja na pewno wiem jak czujesz się w tym momencie.
   - No tak. Ale ty też wcale nie zapomniałaś o Ronie, prawda?
   - Święta prawda. 
   - Jak spędzasz święta?
   - Z wami.
   - Naprawdę? - zdziwił się. - Nic nie wiedziałem.
   - To już wiesz - odpowiedziała bez entuzjazmu w głosie.
   - To będzie trudne prawda?
   - Nawet nie wiesz jak.
   - No masz rację, nie wiem.
  - Wyobraź sobie spędzać święta z Angeliną, która spotyka się z George'm.
   - Nie chcę.
   - Ja też tego nie chcę. 
   - To czemu to robisz?
   - Jedna blondyna nie jest w stanie mnie zabić prawda?
   - No akurat Lavender może nie, ale wiesz... np. Luna?
   - Nie w ten sposób zabić.
   - Chciałem trochę rozluźnić atmosferę.
   - Fred, ja naprawdę nie jestem w nastroju.
   - Wiem. Ale jakbyś chciała to wiesz gdzie jest mój przedział. Rozweselenie gwarantowane.
   - Raczej nie skorzystam, ale dzięki. 
Fred wyszedł, a Hermiona na nowo pogrążyła się w lekturze, a na jej twarzy błąkał się lekko widoczny uśmiech. 
***
Przedział bliźniaków trząsł się od śmiechu. Kiedy wszedł Fred wszyscy tym bardziej się ożywili.
   - Gdzie żeś był? - zapytał przez śmiech Lee
  - A, tu i tam. Przypadkiem natrafiłem na Hermione - chłopaki wymienili porozumiewawcze spojrzenia. - No co?
  - Nic, nic - odpowiedział szybko George. - Lee opowiedz mu ten kawał.
  - No więc... 
Cała podróż minęła dość spokojnie. Hermiona skończyła czytać swoją książkę, a bliźniaków i Lee rozbolały brzuchy od śmiechu. Na stacji Kings Cross powitał ich Artur Weasley, który natychmiast zabrał Gryfonów swoim latającym Fordem Anglia na Grimmauld Place, gdzie czekali już na nich Molly i Syriusz, który stęsknił się za młodymi w swojej rezydencji. Przez następne parę dni trwały przygotowania do świąt : malowanie pisanek, pieczenie ciast i tym podobne atrakcje. Ale jak wiadomo - gdzie bliźniacy Weasley tam i kłopoty...
______________________________________________________
Mam nadzieję, że się podobało. A przy okazji życzę wszystkim wesołych i Potterowych świąt, i żeby pogoda poprawiła się do jutra. Trzymajcie się ;*

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 3- Bo wy jesteście tacy podobni...



     Wielka Sala zapełniała się mnóstwem rozgadanych uczniów, każdy rozmawiał o meczu, który miał się dziś odbyć. Mugolska piłka nożna w porównaniu z Quidditchem to najzwyklejsza zabawa. Jeszcze jeden temat nie schodził z ust, szczególnie Gryfonów, a mianowicie zerwanie Rona i Hermiony. Wieść, o tym co zrobił Ron rozniosła się już po całej szkole. Wszyscy, którzy znali Hermione spoglądali na niego z pogardą i rozżaleniem. On sam również, nie czuł się z tym dobrze. Powinien załatwić to w jakiś inny sposób, być bardziej delikatny, ale chciał popisać się przed Lavender, pokazać jej jak bardzo mu na niej zależy.  Z rozmyślań wyrwała go Angelina Johnson.
    - Mecz z Ravenclawem zadecyduje czy będziemy mieli szanse na Puchar Quidditcha, nie spartol tego - była bardzo zdenerwowana i co chwile nerwowo rozglądała się po Wielkiej Sali, wyszukując zapewne swoich kolejnych ofiar.  Ron skinął tylko głową, a gdy Angelina odeszła spojrzał posępnie na Harry'ego.
    - Ty też jesteś na mnie zły? - obawiał się, że przez to co zrobił zniszczył ich przyjaźń. Wiązanie się z najlepszą przyjaciółką to największy błąd jaki mógł popełnić. Harry kiwnął przecząco głową i spojrzał w stronę drzwi, w których właśnie pojawiła się Cho Chang. Serce w nim zamarło, gdy obdarzyła go uśmiechem. Odwzajemnił go z taką błogością na twarzy, że kilka jej przyjaciółek wybuchnęło śmiechem. 

Czas pędził nieubłaganie i już w pół godziny po tym zdarzeniu Gryfoni dosiedli swoich mioteł, by zmierzyć się z równie znakomitymi zawodnikami jakimi byli Krukoni. Szybkie odbicie od ziemi, zimny wiatr smagający twarz i to uczucie wolności towarzyszące lataniu na miotle - tego nie da się opisać. Zajęli swoje pozycje,  a piłki poszybowały w górę. Wszystko działo się tak szybko. Punkty dla Gryfonów, celne odbicie Krukonów, genialna obrona Rona…. ale w pewnym momencie wszyscy obserwatorzy zamarli w bez ruchu. W stronę Angeliny mknął z ogromną prędkością tłuczek odbity przez któregoś z Krukonów. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło go od jej głowy...i w ostatniej chwili piłka została odbita i poleciała w stronę obrońcy Ravenclawu.  Gryfoni zaczęli radośnie skandować imię wybawcy, całe trybuny krzyczały: ,,Fred, Fred,Fred”. Chłopak po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się doceniony. Harry za to wykorzystał nieuwagę szukającego Krukonów i zwinnie pochwycił znicza.  Wygrana! Wszyscy podeszli do lądowania, a gdy tylko poczuli twardy grunt pod nogami, Angelina zeskoczyła z miotły i pocałowała Freda.
    - Dziękuje, - wyszeptała mu na ucho - dziękuje, mój bohaterze. Odeszła od chłopaka z uśmiechem i udała się do szatni, zostawiając roześmianego Freda w stanie oszołomienia. Po chwili otrząsnął się i również poszedł do szatni, gdzie Gryfoni wesoło rozprawiali o planowanej imprezie. Któryś z chłopców obiecał załatwić alkohol, co oznaczało, że szykowała się świetna impreza. Fred dalej lekko oszołomiony, ale i zadowolony z siebie podszedł do Georga.
    - Szykuję się imprezka, a wiesz co za tym stoi?- Georg uśmiechnął się łobuzersko, po czym kiwnął głową i powiedział:
    - Już słyszę dźwięk galeonów, sypiących się do naszych kieszeni!- oboje zaczęli się śmiać i udali się po swoje zapasy bombonierek Lessera i innych podobnych smakołyków, którymi mieli zamiar umilać dzisiejsze świętowanie.

  Gdy weszli do pokoju wspólnego, panował w nim już niezły zaduch i było strasznie tłoczno. Fred szybko potruchtał do ustronnego narożnika i zaczął rozkładać produkty, a George nawoływać klientów różnymi śmiesznymi hasłami. Produkty rozeszły się w zaskakująco szybkim tempie, tak że  bliźniacy już po półtorej godziny mogli dołączyć do zabawy z kieszeniami pełnymi brzęczących galeonów.  Zresztą, nie ma się co dziwić, że biznes bliźniaków kwitł - kto po całonocnej balandze nie chciałby się wymigać z lekcji z powodu np. krwotoku z nosa lub nagłego ataku wymiotów. W całym pokoju rozbrzmiewały piosenki ,,Fatalnych Jędz”, a wstawiony już nieźle tłum odgrywał właśnie pantomimę. Lee Jordan stojąc na środku, udawał profesora Snape’a wykrzykując hasła typu: ,,Jestem profesor Wiecznie Tłusty Łeb, oj przepraszam łeb to takie nieładne określenie, wiec jestem profesor Wiecznie Tłusta głowa”  lub ,,Będę biegał szybciej, gdy pokażesz mi szampon”.  Fred chwilę przyglądał się temu z rozbawieniem po czym zaczął szukać wśród Gryfonów Angeliny. Niestety, dziewczyny nigdzie nie było, co trochę go zdziwiło, bo nigdy nie odpuszczała świętowania zwycięstwa swojej drużyny. Rozglądając się wśród tłumu, wpadł na George'a opijającego się ponczem.
    - Ej braciszku, nie widziałeś gdzieś może Angeliny?- George rozejrzał się szybko po pokoju i odpowiedział.
    - Tam jest, stoi przy oknie - Fred wytężył wzrok, ale nikogo tam nie zauważył.
    - Nie widzę jej! - muzyka stawała się coraz głośniejsza. George pociągnął brata we wcześniej wskazywane miejsce i pokazał mu Angelinę. Dziewczyna zauważyła ich, pomachała radośnie i podeszła do chłopaków. Była strasznie…pijana? Tak, Angelina Johnson, kapitan drużyny Gryfonów była kompletnie zalana. Zwycięstwo zwycięstwem, ale żeby aż tak szaleć...
    - Angela, dobrze się czujesz? - Fred objął lekko dziewczynę w pasie i przyciągnął do siebie, ale ona nie była z tego zbytnio zadowolona i szybko się od niego odsunęła. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie i rozgoryczenie. Dziewczyna jednak się tym nie przejęła.
    - Ale wiesz co Freddie? Wiesz co? Bo tego - spojrzała uwodzicielsko na Georga, który ze zdziwieniem spojrzał na brata.
    - Co tego? - Fred był zły, nie pomyślałby nigdy, że Angelina może się zachowywać w taki sposób. Każda (no może z wyjątkiem Hermiony), ale nie jego Angelina.
    - Bo ja tego,  no ja.. ee co ja chciałam powiedzieć.. a już wiem… bo ja tak naprawdę to wolę George'a, a że on podkochuję się w Kati Bell - tu głośno czknęła - to ja wybrałam ciebie…bo wy tego, no.. jesteście tacy podobni, że ja myślałam, że nie będzie różnicy.. ale George ty może jednak też mnie kochasz? - ciemnoskóra Gryfonka stała teraz przed George'm, który był zupełnie zdezorientowany. Spojrzał na bliźniaka przepraszającym spojrzeniem i odsunął się od Angeliny, która już była gotowa pocałować go .
    - Freddie ja.. - ale Fred nie pozwolił mu już dokończyć, powiedział tylko coś na typ wiem George, wiem i odszedł, rzucając jeszcze smętne spojrzenie na całujących się Rona i Lavender. Teraz już wiem, jak czuła się Hermiona. Wszedł do dormitorium i padł bezwładnie na łóżko. Zaraz po tym usłyszał ciche szczęknięcie drzwi.
   - Freddie ja naprawdę nie wiedziałem, że ona taka jest. Nie mam z tym nic wspólnego - George był smutny, nie chciał by jego brat tak przez niego cierpiał. Usiadł w końcu łóżka bliźniaka i spojrzał na niego błagalnie.
    - Wiem, ale teraz chcę zostać sam. Muszę to sobie poukładać.

George posłusznie skinął głową, po czym wyszedł, zostawiając Freda z natłokiem myśli. Wiedzidobrze, że jego bliźniak nigdy by nie odbił mu dziewczyny. Owszem, Fred zawsze był zazdrosny o swojego brata, ale wiedział też, że to nie jego wina iż jest we wszystkim lepszy. Jego powieki stawały się coraz cięższe, a głowa wręcz pulsowała od gonitwy myśli. By je uspokoić, zamknął oczu i próbował zasnąć, a po chwili słyszalny był już tylko jego miarowy oddech.


***
No jak się wam podoba?:D Mam nadzieję, że nie zanudziłam was za bardzo?:)

Prosiłabym o komentowanie, ponieważ bardzo zależy mi na waszej opinii!:D

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 2 - Przegrana miłość

 

                Ciemne korytarze, pajęczyny, stare posągi i zardzewiałe rycerskie zbroje. Idzie przez długi kamienny korytarz w stronę jasnego, błękitnego światła, które wydobywa się przez szparę w uchylonych drzwiach. Próbuje zajrzeć do środka, lecz blask jest zbyt jasny, razi ją. I znów z pomieszczenia wydobywają się krzyki : 

    - Nie! Proszę, nie!

   - Głupia kobieto! Dałem ci wybór!

Błękitne światło zmienia się na ułamek sekundy w zielone, towarzyszą mu krzyki rozpaczy kobiety i niski, gardłowy śmiech, a potem nie ma już nic, ciemność. Próbuje otworzyć drzwi. Są za ciężkie. Nie daje rady. I wtedy słyszy ten głos. Nie wydobywa się z żadnego gardła, otacza ją. Brzmi dokładnie jak głos kobiety, która krzyczała.

   - Hermiono - wypowiada jej imię - Hermiono...

Nie chce tego ciągnąć, nie chce dowiedzieć się co kobieta chce jej przekazać, nie chce...

   Obudziła się zlana potem, ciężko dysząc. Wokół niej było ciemno, słychać było tylko miarowe oddechy jej współlokatorek. Spojrzała na zegarek, który wskazywał punkt trzecia. 

- Ogarnij się Hermiono - wyszeptała sama do siebie.  - To tylko głupi sen. 
Znowu jej się to śniło - te korytarze, to światło, te głosy, te krzyki bólu, ten głos kobiety próbujący jej coś przekazać. Nic z tego nie rozumiała i właściwie nie była pewna czy chce zrozumieć. 

Była zbyt rozemocjonowana by ponownie zasnąć.  Wygrzebała się spod kołdry i wyplątała z prześcieradła, które ciasno owinęło się wokół jej łydek. Bosymi stopami stanęła na zimnej posadzce, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Wyjście z ciepłego kokonu pościeli nie należało do przyjemnych, ale natychmiast ją otrzeźwiło. Nagle poczuła na plecach podmuch wiatru. Serce zabiło jej mocniej, a dłonią odruchowo zaczęła szukać różdżki. Odwróciła się gwałtownie, ale odetchnęła z ulgą widząc sprawcę zamieszania. Powiew dostał się przez okno, które Lavender jak zwykle zapomniała zamknąć.
Granger szybko przemknęła na palcach zwinnie omijając łóżka reszty Gryfonek. Wychyliła się by zamknąć okno i zaciągnęła dwie małe zasuwki. W drodze do wyjścia zauważyła, że łóżko blondynki jest puste, a pościel starannie złożona jakby wcale w nim nie spała. Wydało jej się trochę podejrzane, ale teraz nie miała głowy by się nad tym zastanawiać. Strasznie chciało jej się pić, więc zeszła na dół. W Pokoju Wspólnym panował półmrok, tylko w kominku dogasały ostatnie węgielki i kawałki drewna. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu dzbanka z wodą, ale jak na złość żadnego nie było. Uświadomiła sobie, że nigdy nie była w tym pomieszczeniu o takiej godzinie i dziwnie się poczuła. Nieśmiało, trochę ze strachem rozejrzała się wokoło. Nie zauważyła nic podejrzanego, więc podeszła do dziury w ścianie i wyszła na korytarz, budząc przy tym Grubą Damę, która nie kryła swojego oburzenia.

   - Czy ty wiesz która jest godzina?! Ty też wybierasz się na jakąś randkę jak ta blondynka? – zapytała, z nutą irytacji w głosie.

  - Bardzo przepraszam Gruba Damo - odpowiedziała dziewczyna ze skruchą. - Obudziłam się i zachciało mi się pić. Obiecuję, że szybko pójdę do kuchni po wodę i zaraz wracam!

   - Wiesz, że nie powinnaś chodzić nocą po zamku? Powinnam donieść na ciebie Filchowi, ale masz szczęście,  że nienawidzę tego starego piernika!

 Hermiona zrobiła krok do przodu, ale po chwili się cofnęła, gdyż słowa kobiety z obrazu obudziły jej ciekawość. -   A o jakiej blondynce mówiłaś?

   - Taka ciemna blondynka z chustką na włosach. Koleguje się z tą hinduską. Chyba z twojego roku - na którym jesteś?

   - Na piątym.

   - Tak, z twojego roku.

   - To już wiem gdzie podziała się Lavender… - mruknęła.

   - Co mówiłaś?

  - Nie, nic. Jeszcze raz dziękuję i najmocniej przepraszam, że cię obudziłam, ale może nie zasypiaj jeszcze, bo zaraz będę wracać.

   - Gdyby to ode mnie zależało... - westchnęła Gruba Dama - ale idź już, tylko się pospiesz. I nie obudź Filcha, bo będzie miał do mnie pretensje!

    - Tak jest, już lecę.


    Brązowowłosa Gryfonka przeciągnęła się i ziewnęła. Energicznie odrzuciła kołdrę, w którą teraz już nie była zaplątana. Na pierwszy rzut oka nie widać było po niej skutków prawie bezsennej nocy – wiele razy zdarzało jej się zarywać nocki na naukę, więc można powiedzieć, że miała już w tym wprawę. Wstała i od razu jej uwagę przykuł fakt, że łóżko panny Brown znów było puste. Tym razem nie było starannie zaścielone, co oznaczało, że jednak Lavender spędziła w nim noc.

W dormitorium była teraz tylko Parvati, która otworzyła swoje zapachowe olejki i medytowała siedząc na łóżku po turecku, co chwila poprawiając beżową koszulę nocną.
   - Cześć Parvati! - przywitała się Granger, ukradkiem jeszcze raz lustrując łóżko Brown.
   - Ommm... Witaj Hermiona, omm - odpowiedziała hinduska
   - Yyy... Co się stało z Lavender? Zwykle dobija mi się do łazienki albo ja jej, a dzisiaj mogłam spokojnie wziąć prysznic. Nie przywykłam do takich luksusów.
   - Ommm... To ty nie wiesz? Ommm...
   - Nie wiem czego? - zdziwiła się Hermiona.
   - Ommm... Lavender ma nowego chłopaka...ommm, teraz nie ma czasu dla nikogo oprócz niego... ommm... ommm...
   - Aha, ciekawe kto jest tym wybrankiem. Łazienka już wolna - uśmiechnęła się i z zamyśloną miną ruszyła do drzwi.
     Wyszła z dormitorium. Przemaszerowała przez Pokój Wspólny, który świecił pustkami i udała się do Wielkiej Sali. Już na progu zaczęła wypatrywać Lavender  i jej nowego ukochanego. Jednak tego co zobaczyła, zupełnie się nie spodziewała. Blondynka siedziała obok Rona i przytulała się do niego! Poczuła jak jej dłonie zaczynają drżeć, gdy jej spojrzenie zderzyło się z jego. Nawet nie zauważyła, kiedy wyplątał się z uścisku swojej nowej miłości i podszedł do niej. Stali teraz twarzą w twarz, a Hermiona doskonale sobie zdawała sprawę co zaraz usłyszy.
    - Przepraszam Hermiona, ale to koniec - powiedział bez uczuć i odszedł. Tak po prostu. Przekreślił wszystko co między nimi było i nawet nie rzucił głupim "przepraszam". A ona stała tam jak skamieniała, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Wzrok coraz większej grupy uczniów przenosił się na nią, a uczucie żalu i upokorzenia zapełniło jej serce. To koniec... dwa słowa, a ranią jak Sectumsempra i bolą jak Cruciatus. Odwróciła się i wybiegła z sali, z dala od wścibskich spojrzeń - potrącała przy tym innych mieszkańców Hogwartu, którzy głośno wyrażali swoje oburzenie, jednak nie przejmowała się tym. W tym momencie już niczym się nie przejmowała, bo przed chwilą ktoś wyrwał jej serce. W drzwiach dormitorium mocno potrąciła ramieniem Parvati, która właśnie wychodziła. Nie chciała żeby współlokatorka zauważyła, że płacze, jednak nie udało jej się to.
   - O nie, co się stało? - zapytała z troską hinduska.
   - Lavender pochwaliła ci się kim jest jej nowy chłopak? - zapytała zapłakana Granger. Parvati pokręciła przecząco głową.
  - To Ron! - wykrzyknęła i z płaczem rzuciła się na łóżko.

***
Proszę bardzo drugi rozdział. Liczę na opinie, pozytywne i te nie pozytywne, dopiero się rozkręcam i uwagi są dla mnie bardzo ważne.
P.S. zmieniłam troszkę wygląd jak wam się podoba?

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 1- Ach te kobiety!



      Zapadł zmrok, Gryfoni właśnie skończyli swój ostatni przed przerwą świąteczną trening. Na błonia wylała się duża grupa roześmianych postaci pochłoniętych rozmową. Było wietrznie i mokro. Śnieg zaczął topnieć, zamieniając dziedziniec Hogwartu w jedno wielkie bagno przez które młodzież zwinnie się przedostawała radośnie przeskakując kałuże.  Nikt nie zwracał uwagi na jedną, rudowłosą postać wlekącą się pół metra za nimi. Chłopak trzymał ręce w kieszeni i wyglądał jakby właśnie został spoliczkowany. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i złość. Fred kopnął z całej siły w drzwi, czego zaraz pożałował. Poczuł rozchodzący się po całej stopie ból. Postanowił nie iść na kolację, nie chciał się z nikim widzieć i wysłuchiwać wścibskich pytań.  Dokuśtykał pod portret Grubej Damy i uprzedzając jej pytanie powiedział:
    - Bananowe naleśniki.
 Kobieta spojrzała na niego pogardliwie, po czym wpuściła go do środka. Miał nadzieje, że uda mu się w końcu zostać sam na sam ze swoimi myślami, ale niestety przeliczył się. Na fotelu naprzeciw kominka siedziała skulona, damska postać. Płakała.  Zaczął iść w jej stronę i dopiero po chwili zorientował się, że tą osobą była Hermiona - dziewczyna jego brata Rona. Gdy go zauważyła, szybkim ruchem otarła łzy z policzków i sztucznie się uśmiechnęła.
   - Cześć Fred -
starała się sprawiać pozory niewzruszonej, ale on wiedział, że w jej związku z Ronem ciągle coś się nie układało. Nie dziwił się jej, sam często nie mógł wytrzymać z Ronem kilku minut, a co dopiero zostać jego dziewczyną. 

   - Cześć - opadł na fotel stojący po prawej stronie kominka i dopiero wtedy zobaczył jej podpuchnięte oczy i zaczerwienione policzki. Nie wiedział zbytnio co powiedzieć, sam nie był w najlepszym nastroju, wiec mógłby ją chyba tylko dobić, ale mimo wszystko nie potrafił siedzieć obok płaczącej dziewczyny w milczeniu.
   - Eem.... a czemu nie jesteś na kolacji tylko siedzisz tu sama i ee.. no tego.. płaczesz? - nie wiedział co powiedzieć, to kobiety są dobre w pocieszaniu. On - Fred Weasley, potrafi tylko rozśmieszać, a nie pocieszać.
   - Ja nie płaczę! - Hermiona udała wzburzoną. - To tylko niewyspanie - wskazała na podkrążone oczy.
   - Ron? -
Fred dopiero po wypowiedzeniu tego imienia ugryzł się w język, gdyż po twarzy dziewczyny zaczęły spływać kaskady łez. - Przepraszam - wybąknął i spojrzał na tańczące w kominku płomienie by uniknąć patrzenia na łzy dziewczyny. 

Hermiona wstała z fotele i wydukała coś na typ ,,to nie twoja wina” po czym pobiegła w stronę damskich dormitoriów. 
Ach, te kobiety. Chyba nigdy ich nie zrozumiem... - wyszeptał sam do siebie, doskonale wiedząc, że tak naprawdę nie ma tu na myśli Hermiony, a raczej swoją dziewczynę Angelinę. Ich związek ostatnimi czasy wisiał na włosku, a dzisiejszy dzień okazał się kolejną wielką kłótnią. I jeszcze to jej zachowanie podczas treningu! Łapska Cormacka co chwilę lądowały na jej ramionach lub talii, a ona wcale się temu nie sprzeciwiała. Nie zauważył nawet kiedy wstał i ze złości kopnął fotel, na którym przed chwilą jeszcze siedziała Hermiona. Czara goryczy się przelała, gdy do pokoju wszedł George z którym ostatnimi czasy również nie miał najlepszego kontaktu.
   - Siema stary!- George radośnie pomachał do brata. Fred zacisnął dłonie w pięści i z udawanym spokojem odpowiedział smętne:
   -Cześć.
Pożałował tego, dopiero gdy zobaczył minę swojego bliźniaka. Teraz już nie obędzie się bez tych frustrujących pytań. Starszy chłopak już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy przez portret Grubej Damy wparowali do pokoju : Harry, Ron, Ginny i Neville. Wszyscy z wyjątkiem Rona byli roześmiani i zajęci rozmową. Rozsiedli się przed kominkiem, po kolei machając do bliźniaków. Fred szybko im odmachał i wykorzystał nieuwagę George'a, by uciec do dormitorium.
      Cisza, spokój i wygodne łóżko. O tym marzył przez cały dzisiejszy dzień, odciąć się od świata i od problemów...

  Minęło trochę czasu zanim zdecydował się to zrobić. Sięgnął po pióro i pergamin i zaczął ODRABIAĆ PRACĘ DOMOWĄ! Tak, właśnie tak! Ten Fred, który zawsze stronił od nauki z własnej nieprzymuszonej woli zaczął odrabiać lekcję. Sam był tym bardzo zdziwiony, ale wszystko lepsze od ciągłego rozmyślania o Angelinie. Gdy odrobił już Historię Magii i Zielarstwo, wyciągnął kolejny, czysty skrawek pergaminu i napisał na nim ,,Jutro o 17, tam gdzie zwykle. Fred”. Zwinął pergamin i wyszedł. Chyłkiem wydostał się z pokoju wspólnego, po czym zaczął biec. Gdy był już przy drzwiach od sowiarni, usłyszał jakieś ściszone głosy. Przystawił ucho do drzwi i zaczął nasłuchiwać.
    - Nie, ja nie mogę tego tak dalej ciągnąć, chce cię mieć tylko dla siebie! - znał ten głos i świetnie wiedział do kogo on należy.
    - Nie chcę go zranić, ale wiesz...czego oczy nie widzą tego sercu nie żal - głos tej osoby, również był mu świetnie znany. Złość narastała w nim z każdym kolejnym słowem. Podejrzewał to od dawna, ale nie wierzył, że jest to prawdą.
    - Nie rozumiesz! Mam tylko ciebie i nie chce dzielić się tobą z jakimś Weasleyem!- chłopakowi łamał się głos, a Fredowi w tym momencie złamało się serce. Nie wytrzymał i krzyknął przez drzwi.
    - Cormac jeszcze się policzymy, teraz szczęścia gołąbki! - szybkim krokiem podszedł do tajnego przejścia i zniknął w nim, zanim Angelina zdążyła go dogonić.
Otworzył szybko oczy. Sen, to tylko głupi sen. Spojrzał na zegarek, gdzie pożółkłe wskazówki wskazywały piątą trzydzieści. Postanowił, że dzisiaj nie pójdzie na pierwszą lekcję. Przewrócił się na drugi bok i ponownie zanurzył się w krainie snu.

***


Cześć! Kolejny rozdział jest już do Waszej dyspozycji. Mam nadzieję, że podoba się Wam i nie macie mi za złe, że na razie akcja rozgrywa się tak powoli, ale tak jak już wcześniej wspomniałam - zależy nam na tym by akcja i uczucia między naszymi bohaterami budowały się powoli i w ciekawy sposób ;)
Do usłyszenia w kolejnym rozdziale!
Marta Weasley

Prolog

             Po pokoju wspólnym Gryfonów, nerwowym krokiem przechadzała się rudowłosa postać. Z nadmiernej gestykulacji i poruszających się w zastraszającym tempie wargach, można było wywnioskować, że jest czymś niezmiernie wzburzona:

– Pewnie, zawsze to ja jestem tym złym, gorszym. Nigdy George, zawsze ja. Niby jesteśmy bliźniakami, ale on musi być, ba! On zawsze jest lepszy. George to, George tamto, George siamto... A ja co? Sąsiad? Czy upierdliwa ciotka, którą się zajmują, żeby się odczepiła? – rzucił pytające spojrzenie w stronę znajdującego się w fotelu słuchacza, ale nie otrzymując odpowiedzi, powrócił do swojego monologu. –  Szlag mnie trafi jak będę musiał przeżyć resztę swojego życia w ten sposób. Lepiej się uczy, lepiej odbija tłuczki, lepiej robi magiczne słodycze do bombonierek Lessera. Nawet dziewczynom bardziej podoba się George, a przecież jesteśmy identyczni. Może ja mam trochę więcej piegów, ale to przecież nic nie zmienia! Jak tak dalej pójdzie to odbije mi Angelinę, a ostatnio nie jest między nami najlepiej, ciągle się kłócimy. – zatrzymał się na chwilę i wbił spojrzenie w wirujące w kominku płomienie. Nagle obrócił się i wykrzyknął:

 – Czy dziewczyny zawsze muszą dowodzić? Zawsze muszą mieć wszystko czego chcą? Spróbuj powiedzieć coś inaczej niż ona myśli, a już się kłóci i obraża! Ja rozumiem - mężczyzna jest głową, a kobieta szyją, ale bez przesady! W takiej sytuacji na pewno w końcu wybierze George'a, jeśli już nie wybrała! Nie no, do jasnej cholery! Powiedz, że rozumiesz?

Krzywołap siedzący na fotelu, wpatrywał się w niego swoimi wielkimi ślepiami, ale chyba niewiele sobie robił z rozterek młodego Weasley’a. Ostentacyjnie podniósł łapę i zaczął się myć, pokazując gdzie ma te wszystkie ludzkie dramaty. Fred nie był usatysfakcjonowany takim rozwojem zdarzeń. Żachnął się i ruszył w stronę dormitorium, mamrocząc pod nosem:

– Walić to, idę spać. Mam pomysł na nowy dowcip! Ale to już jutro. A teraz dobranoc Fredzie Weasley'u, gorszy, brzydszy i głupszy bliźniaku. Dobranoc bracie: piękniejszy, mądrzejszy i lepszy - bliźniaku George'u.

Drzwi dormitorium zamknęły się za nim z hukiem.


***

Witam na blogu!

Blog jest o Fremione, jak zapewne się już domyśliliście - chodzi o Freda jako twórcę kanarkowej kremówki, a o jaką Granger to wiadomo :) Na blogu chciałabym żeby akcja rozwijała się powoli i mniej więcej opierała na kanonie, ale jednocześnie miała swoją oryginalność i to ,,coś". Jednak jestem dopiero początkującą blogerką, a pisząc pierwsze rozdziały (na zmianę z współautorką, która po kilku rozdziałach odeszła) wiadomo nie miałam jeszcze takiego obycia, a raczej oczytania, więc nie zrażajcie się już na początku. Gwarantuję wam, ze z każdym kolejnym rozdziałem będę się rozkręcała (o czym świadczy ilość wyświetleń, które nawet po zakończeniu bloga cały czas rosną, za co z całego serduszka dziękuję) :) Uwielbiam Fremione i uważam je za najbardziej realistyczny, poza książkowy parring, dlatego postaram się wam przedstawić swoją wizję tej miłości. Zapraszam do czytania!

~Marta Weasley

Edit: 12.08.2019 - czytam bloga od nowa i staram się lekko poprawiać niektóre rozdziały! Pozdrawiam i witam nowych czytelników. Mam nadzieję, że ta historia będzie dla Was taką samą wspaniałą przygodą jak była dla mnie, gdy ją tworzyłam!