Ciemne korytarze, pajęczyny, stare posągi i
zardzewiałe rycerskie zbroje. Idzie przez długi kamienny korytarz w stronę
jasnego, błękitnego światła, które wydobywa się przez szparę w uchylonych
drzwiach. Próbuje zajrzeć do środka, lecz blask jest zbyt jasny, razi ją. I
znów z pomieszczenia wydobywają się krzyki :
- Nie!
Proszę, nie!
- Głupia kobieto!
Dałem ci wybór!
Błękitne światło zmienia się
na ułamek sekundy w zielone, towarzyszą mu krzyki rozpaczy kobiety i niski,
gardłowy śmiech, a potem nie ma już nic, ciemność. Próbuje otworzyć drzwi. Są
za ciężkie. Nie daje rady. I wtedy słyszy ten głos. Nie wydobywa się z żadnego
gardła, otacza ją. Brzmi dokładnie jak głos kobiety, która krzyczała.
- Hermiono - wypowiada
jej imię - Hermiono...
Nie chce tego ciągnąć, nie
chce dowiedzieć się co kobieta chce jej przekazać, nie chce...
Obudziła się zlana
potem, ciężko dysząc. Wokół niej było ciemno, słychać było tylko miarowe
oddechy jej współlokatorek. Spojrzała na zegarek, który wskazywał punkt trzecia.
- Ogarnij się Hermiono -
wyszeptała sama do siebie. - To tylko
głupi sen.
Znowu jej się to śniło - te korytarze, to światło, te głosy, te krzyki bólu,
ten głos kobiety próbujący jej coś przekazać. Nic z tego nie rozumiała i właściwie
nie była pewna czy chce zrozumieć.
Była zbyt rozemocjonowana by
ponownie zasnąć. Wygrzebała się spod
kołdry i wyplątała z prześcieradła, które ciasno owinęło się wokół jej łydek.
Bosymi stopami stanęła na zimnej posadzce, a na jej ciele pojawiła się gęsia
skórka. Wyjście z ciepłego kokonu pościeli nie należało do przyjemnych, ale
natychmiast ją otrzeźwiło. Nagle poczuła na plecach podmuch wiatru. Serce
zabiło jej mocniej, a dłonią odruchowo zaczęła szukać różdżki. Odwróciła się
gwałtownie, ale odetchnęła z ulgą widząc sprawcę zamieszania. Powiew dostał się
przez okno, które Lavender jak zwykle zapomniała zamknąć.
Granger szybko przemknęła na palcach zwinnie omijając łóżka reszty Gryfonek.
Wychyliła się by zamknąć okno i zaciągnęła dwie małe zasuwki. W drodze do
wyjścia zauważyła, że łóżko blondynki jest puste, a pościel starannie złożona
jakby wcale w nim nie spała. Wydało jej się trochę podejrzane, ale teraz nie
miała głowy by się nad tym zastanawiać. Strasznie chciało jej się pić, więc
zeszła na dół. W Pokoju Wspólnym panował półmrok, tylko w kominku dogasały
ostatnie węgielki i kawałki drewna. Rozejrzała się po pomieszczeniu w
poszukiwaniu dzbanka z wodą, ale jak na złość żadnego nie było. Uświadomiła
sobie, że nigdy nie była w tym pomieszczeniu o takiej godzinie i dziwnie się
poczuła. Nieśmiało, trochę ze strachem rozejrzała się wokoło. Nie zauważyła nic
podejrzanego, więc podeszła do dziury w ścianie i wyszła na korytarz, budząc
przy tym Grubą Damę, która nie kryła swojego oburzenia.
- Czy ty wiesz która
jest godzina?! Ty też wybierasz się na jakąś randkę jak ta blondynka? –
zapytała, z nutą irytacji w głosie.
- Bardzo przepraszam Gruba
Damo - odpowiedziała dziewczyna ze skruchą. - Obudziłam się i zachciało mi się
pić. Obiecuję, że szybko pójdę do kuchni po wodę i zaraz wracam!
- Wiesz, że nie
powinnaś chodzić nocą po zamku? Powinnam donieść na ciebie Filchowi, ale masz
szczęście, że nienawidzę tego starego
piernika!
Hermiona zrobiła krok do
przodu, ale po chwili się cofnęła, gdyż słowa kobiety z obrazu obudziły jej ciekawość.
- A o jakiej blondynce mówiłaś?
- Taka ciemna
blondynka z chustką na włosach. Koleguje się z tą hinduską. Chyba z twojego
roku - na którym jesteś?
- Na piątym.
- Tak, z twojego
roku.
- To już wiem gdzie
podziała się Lavender… - mruknęła.
- Co mówiłaś?
- Nie, nic. Jeszcze raz
dziękuję i najmocniej przepraszam, że cię obudziłam, ale może nie zasypiaj
jeszcze, bo zaraz będę wracać.
- Gdyby to ode mnie
zależało... - westchnęła Gruba Dama - ale idź już, tylko się pospiesz. I nie
obudź Filcha, bo będzie miał do mnie pretensje!
- Tak jest,
już lecę.
Brązowowłosa
Gryfonka przeciągnęła się i ziewnęła. Energicznie odrzuciła kołdrę, w którą
teraz już nie była zaplątana. Na pierwszy rzut oka nie widać było po niej
skutków prawie bezsennej nocy – wiele razy zdarzało jej się zarywać nocki na
naukę, więc można powiedzieć, że miała już w tym wprawę. Wstała i od razu
jej uwagę przykuł fakt, że łóżko panny Brown znów było puste. Tym razem nie
było starannie zaścielone, co oznaczało, że jednak Lavender spędziła w nim noc.
W dormitorium była teraz tylko
Parvati, która otworzyła swoje zapachowe olejki i medytowała siedząc na łóżku
po turecku, co chwila poprawiając beżową koszulę nocną.
- Cześć Parvati! - przywitała się Granger, ukradkiem jeszcze raz
lustrując łóżko Brown.
- Ommm... Witaj Hermiona, omm - odpowiedziała hinduska
- Yyy... Co się stało z Lavender? Zwykle dobija mi się do łazienki
albo ja jej, a dzisiaj mogłam spokojnie wziąć prysznic. Nie przywykłam do
takich luksusów.
- Ommm... To ty nie wiesz? Ommm...
- Nie wiem czego? - zdziwiła się Hermiona.
- Ommm... Lavender ma nowego chłopaka...ommm, teraz nie ma czasu
dla nikogo oprócz niego... ommm... ommm...
- Aha, ciekawe kto jest tym wybrankiem. Łazienka już wolna -
uśmiechnęła się i z zamyśloną miną ruszyła do drzwi.
Wyszła z dormitorium.
Przemaszerowała przez Pokój Wspólny, który świecił pustkami i udała się do
Wielkiej Sali. Już na progu zaczęła wypatrywać Lavender i jej nowego ukochanego. Jednak tego co zobaczyła,
zupełnie się nie spodziewała. Blondynka siedziała obok Rona i przytulała się do
niego! Poczuła jak jej dłonie zaczynają drżeć, gdy jej spojrzenie zderzyło się
z jego. Nawet nie zauważyła, kiedy wyplątał się z uścisku swojej nowej miłości
i podszedł do niej. Stali teraz twarzą w twarz, a Hermiona doskonale sobie
zdawała sprawę co zaraz usłyszy.
- Przepraszam Hermiona, ale to koniec - powiedział bez uczuć
i odszedł. Tak po prostu. Przekreślił wszystko co między nimi było i nawet nie
rzucił głupim "przepraszam". A ona stała tam jak skamieniała, nie
mogąc ruszyć się z miejsca. Wzrok coraz większej grupy uczniów przenosił się na
nią, a uczucie żalu i upokorzenia zapełniło jej serce. To koniec... dwa słowa,
a ranią jak Sectumsempra i bolą jak Cruciatus. Odwróciła się i wybiegła z sali,
z dala od wścibskich spojrzeń - potrącała przy tym innych mieszkańców Hogwartu,
którzy głośno wyrażali swoje oburzenie, jednak nie przejmowała się tym. W tym
momencie już niczym się nie przejmowała, bo przed chwilą ktoś wyrwał jej serce.
W drzwiach dormitorium mocno potrąciła ramieniem Parvati, która właśnie
wychodziła. Nie chciała żeby współlokatorka zauważyła, że płacze, jednak nie
udało jej się to.
- O nie, co się stało? - zapytała z troską hinduska.
- Lavender pochwaliła ci się kim jest jej nowy chłopak? - zapytała
zapłakana Granger. Parvati pokręciła przecząco głową.
- To Ron! - wykrzyknęła i z płaczem rzuciła się na łóżko.
P.S. zmieniłam troszkę wygląd jak wam się podoba?
oj Weasleyówna ostro poszłaś;D
OdpowiedzUsuńzawsze wiedziałam ze Ron jest chamem xD
Jestem! No więc podoba mi się wasze opowiadanie, zapowiada się ciekawie. Szczerze mówiąc/pisząc nie zwróciłam uwagi na błędy, więc nie wiem za bardzo czy jakieś są. Czekam na następny. ;)
OdpowiedzUsuńPS. Wyłączcie weryfikację obrazkową.
Dziękujemy bardzo za opinię;D już wyłączyłam weryfikacje, dzięki za przypomnienie o tym;)
Usuńnastępny rozdział już jest;)