Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 39- Tony Bourbone

   - Na gacie Merlina! Wyglądasz nieziemsko w tej kiecce!
Ginny przyglądała się z zachwytem Hermionie, która w białej, koronkowej sukience prezentowała się naprawdę olśniewająco. Ruda jako świadkowa była odpowiedzialna za wiele spraw związanych ze ślubem, dlatego ostatnimi czasy była bardzo częstym gościem w domu Granger, jednak od powrotu Freda czuła się tu bardzo nieswojo. Do tej pory nie miała przed brunetką żadnych sekretów, a teraz musiała ukrywać najważniejszą dla niej wiadomość - o tym, że miłość jej życia żyje.
   - Gin, wszystko w porządku? Jesteś dziś jakaś inna, dziwnie milcząca, to do ciebie nie podobne! Zwykle usta ci się nie zamykają.
   - Coo? A tttak...bo przypomniałam sobie, że miałam załatwić pewną sprawę, a całkiem mi to wyleciało z głowy! Muszę lecieć, poradzisz sobie dziś sama?
   - Tak, tak jak musisz to leć.
   - Będziesz najpiękniejszą panną młodą!
Cmoknęła Mionę w policzek i podeszła do drzwi, ale w ostatniej chwili obróciła się na pięcie i ponownie podeszła do dziewczyny.
   - Mogę zadać ci jedno pytanie?
   - Tak, jasne. Pytaj o co chcesz.
   - Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że Fred żyje?
   - Gin! To nie jest śmieszne! Pogodziłam się z tym, że on nie żyje! Nie wiesz jak to boli...jak bardzo chciałabym, żeby to on stał obok mnie na ślubnym kobiercu..ale on nie żyje..a Matt wyciągnął mnie z tej emocjonalnej huśtawki, postawił na nogi i pozwolił na nowo sobie przypomnieć ile radości do życia wnosi miłość..pytasz co bym zrobiła gdyby, tak? Teraz nie wiem co bym zrobiła. Minęły prawie cztery lata, Fred był miłością mojego życia, ale Matt nie jest mi obojętny, wychodzę za niego bo również go kocham...kocham go całą tą połowa serca, której nie zajmuje Freddie, rozumiesz? I jeszcze prawdopodobnie...a zresztą nieważne.
   - Mów, o co chodzi?
   - Nie wiem...ostatnio źle się czułam..te zawroty głowy..mdłości..ja..chyba jestem w ciąży Gin..
   - CO? - ruda szybko się ogarnęła i starała zapanować nad drżeniem głosu by nie wzbudzić podejrzeń przyjaciółki. - Jesteś pewna? Robiłaś test? Byłaś w Świętym Mungu?
   - Nie, jeszcze nie. Mam teraz za dużo spraw do załatwiania ...ze ślubem...weselem...i nie wiem czy jestem już gotowa na zostanie matką..ale te mdłości..zawroty głowy..nie mogę tego tłumaczyć tylko stresem..jeśli jestem w ciąży to wolę na razie o tym nie wiedzieć...
   - Musisz jak najszybciej zrobić test! Mionka to nie przelewki, jeśli jesteś w ciąży musisz zwolnić i.. - dziewczyna przerwała jej:
  - Z tego co pamiętam to spieszyło ci się..idź już,proszę..
Ginny spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę, ale wiedziała że Hermiona nie żartuje, więc posłusznie wyszła. Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za rudowłosą, Granger rzuciła się na łóżko, jednak sukienka ślubna nie jest najlepszym ubraniem do leżenia, więc szybko wyplątała się z niej i w samej bieliźnie ponownie się położyła. Kilka łez spłynęło po jej delikatnej, drobnej twarzy. Przejechała dłonią po brzuchu. Nie chcę mieć dzieci...jedyna osoba z którą pragnęłam je mieć to Fred..żadnych dzieci..to tylko stres...to na pewno tylko stres..ja nie jestem jeszcze na to gotowa...Sięgnęła dłonią do szuflady szafki nocnej i wyciągnęła z niej małe drewniane pudełeczko, którego wieko pokrywały jakieś wypalone zdobienia przypominające kwiaty. Otworzyła je. Znajdowały się w niej jakieś zwitki papieru, a dokładniej wszystkie listy i liściki od Freda. Ostatnimi czasy stało się to jej tradycją. Zawsze, gdy miała gorsze dni wyciągała jakiś list i czytając go śmiała się i płakała naprzemiennie. Nic nigdy nie poprawiało jej nastroju tak jak żarty Freda, nawet jeśli były to żarty, spisane na pergaminie, a nie wypowiedziane przez niego to bawiły tak samo.Zaczęła czytać jeden po drugim, a łzy zdobiły białą pościel coraz większymi kałużami.Serce wpadło w galop uderzając z wielką siłą i prędkością o żebra, jakby chciało się wyrwać z kruchej piersi kobiety....Jako Twój Anioł Stróż będę miał zapewne ręce pełne roboty, ale cóż - jestem gotów zrobić wszystko by być blisko Ciebie, nawet po śmierci. Możesz być pewna, że duchowo cały czas będę przy Tobie..Ten list wywoływał zbyt wiele bólu, odrzuciła go na bok i sięgnęła po następny. Był to mały już lekko pożółknięty kawałek pergaminu, widać było że pisany był na szybko. Jeden z tych beztroskich liścików, które wysyłają sobie zakochani, gdy na ich ramionach nie spoczywa ciężar ratowania świata. To właśnie był jeden z nich. Bardzo go lubiła. Fred podesłał go jej przed SUM-ami...teraz zdawało jej się, że było to całe wieki temu. Rozwinęła go.
 Moja wspaniała pani doktor!
Myślę, że lepiej będzie, gdy nie będę rozpraszał Twojej uwagi od nauki. Było by to bardzo niebezpieczne dla Twoich ocen, a tego nie chcę. Masz całe dwa tygodnie wkuwania, które ja poświecę na udoskonalenie naszych wynalazków. Mój braciszek czuję się zazdrosny, więc rozumiesz muszę dać mu też trochę swojej ,,miłości" ,chociaż w pełni należy ona do Ciebie, ale niech się cieszy w końcu to moja druga część. Nie będziemy mieli raczej zbyt wiele okazji żeby się zobaczyć do czasu egzaminów, dlatego przesyłam Ci masę buziaków i przytulam Cię x100.
Fred
Chciałaby znów być w Hogwarcie, beztrosko spacerować po błoniach trzymając silną dłoń Freda w swojej drobnej dłoni. Czuć się taka bezpieczna w jego ramionach. Upłynęło już kilka lat, a jej miłość zamiast gasnąć rosła w siłę. Miłość, a może tęsknota... Sama już nie mogła odnaleźć się w swoich uczuciach. Im bliżej ślubu było tym mniej była pewna czy tego chcę...ale kiedyś przecież trzeba ułożyć sobie życie...cuda się nie zdarzają, Fred nigdy już nie pojawi się u jej boku. Zegar wybił piętnastą. Hermiona usiadła na brzegu łóżka i schowała pudełeczko do szuflady. Matt lada chwila wróci z pracy, więc zaczęła się ogarniać. Nie chciała, żeby znowu widział ją w takim stanie. Nie chciała go ranić, a za każdym razem, gdy widział jak wspomina Freda, widziała w jego oczach ból i zazdrość. Znała Matta już trochę czasu. Gdy się spotkali ponownie, już po wojnie była w totalnej rozsypce, a on podjął się tego wyzwania i złożył ją w jedną całość i na nowo wlał w nią chęci do życia. Była mu za to wdzięczna, ale to nie wdzięczność skłoniła ją do tego by się z nim związać, a jego nieustępliwość, walka o nią i o jej szczęście. Kupił tym jej serce w 100%..a dokładniej w 50%, bo pozostałe 50% nadal zajmował Freddie. Usłyszała ciche puknięcie drzwi wejściowych. Narzuciła szlafrok i zbiegła na dół.

***

   - Jest gorzej niż myślałam.... - Ginny nerwowo chodziła po pokoju nawijając włosy na palec, a Harry tylko obserwował ją siedząc w fotelu.- Jeśli ona naprawdę jest w ciąży to nie zostawi Matta, nie odbierze ojca dziecku nawet jeśli miałaby być do końca życia nieszczęśliwa! Myślisz, że powinnam powiedzieć Fredowi?
   - Nie. To jeszcze nic pewnego, więc lepiej nie wspominać mu o tym, bo wtedy na pewno ucieknie i nikt z nas nigdy więcej go nie zobaczy. W ogóle za cholerę go nie rozumiem! Ile bym dał za to by okazało się, że moi rodzice żyją i mogę ich poznać, znów ich zobaczyć.. a on dostał  drugą szansę i chcę z niej zrezygnować...
  - Od zawsze wiedziałam, że z nim i z George'm jest coś nie tak, ale żeby aż takie głupoty wymyślać...no dobra....masz ten eliksir?
   - Mam, stoi  przy twojej lampce nocnej. A teraz przestań się przejmować i chodź tutaj.
Ruda usiadła na kolanach swojego narzeczonego i przytuliła głowę do jego ramienia.
   - Myślisz, że to wypali?
   - Mam taką nadzieję - pocałował ją w czubek głowy i mocno objął.

***Tydzień później***

     Fred spędził cały tydzień na jedzeniu i spaniu, czyli czynnościach których przez prawie cztery lata zbyt często nie wykonywał. Jednocześnie bardzo stresował się nadchodzącym weekendem, gdyż to właśnie w sobotę plan Ginny miał zacząć wchodzić w życie. Nie był pewny czy jest to dobry pomysł, ale nie miał innego wyjścia. To był jedyny sposób, żeby przekonać się czy jest jeszcze o co walczyć, czy może lepiej odejść z życia Hermiony raz na zawsze. Właściwie to sam już nie wiedział co robi. Zachowywał się całkowicie nieracjonalnie, ale jednocześnie nie mógł się przełamać by powiedzieć jej, że żyje, że jest tutaj i cholernie za nią tęskni, że nadal kocha ją tak mocno, a może i nawet mocniej..czuł się jak tchórz. Tłumaczył sobie, ze robi to dla jej dobra, żeby nie niszczyć jej życia, ale tak naprawdę po prostu bał się rekcji Hermiony i wszystkich pozostałych. Nie pomyślał nawet co mógłby robić, gdyby zdecydował się zniknąć, ale nie potrafił się wyplątać z natłoku myśli, który atakował go cały czas. Od rana zdążyła się już przebrać jakieś dwadzieścia razy. Ostatecznie postawił na zieloną koszulę w kratę i czarne jeansy. Ciche pukanie do drzwi uświadomiło mu, że to już pora. Nerwowo wytarł dłonie o spodnie, gdy Ginny  skocznym krokiem weszła do pokoju.
   - Gotowy?
   - Chyba tak.
   - Tylko pamiętaj nie możesz się wydać! Mimo, że chciałabym żeby rzuciła tamtego kolesia i uciekła z tobą to nie chcę, żebyś skrzanił wieczór panieński, który od tak dawna przygotowuje, zrozumiano?
Ruda uśmiechnęła się zawadiacko i uderzyło brata w ramię
   - Zrozumiano? - powtórzyła dziewczyna.
   - Tak, tak. Będę grzeczny, obiecuję.
Dziewczyna podała mu flakonik z miksturą.
   - Załatwiłam specjalną wersję, która powinna działać około sześciu godzin, więc spokojnie starczy ci na cały wieczór.
   - Dziękuję Gin, dziękuję za wszystko.
Podszedł do siostry i przytulił ją, a ta odwzajemniła uścisk.
   - Chcę ci pomóc, mimo że zachowujesz się jak ostatni idiota too..to nie chcę, żebyś wyjechał w Alpy paść lamy, albo co gorsza kozy!
   - Skąd wiedziałaś?! Odkryłaś mój tajny plan! Teraz będę musiał zmienić zawód! A miałem taką nadzieję, że resztę życia spędzę patatajając przez życie na lamach...jak mogłaś mi to zrobić...
Wybuchli śmiechem. Gdy w końcu Fred otworzył buteleczkę uderzył go zapach przypominający kwiat wiśni i cynamon, wyjątkowo kobiecy, ale cóż...Wypił całą zawartość, aż do dna i lekko się skrzywił. Eliksir zadziałał momentalnie - wąskie i szczupłe ramiona Freda, zostały zastąpione przez umięśnione, szeroki barki. Kości policzkowe zarysowały się ostro i pojawił się na nich trzydniowy zarost, włosy nabrały kasztanowy kolor..
   - Wow! Prosiłam, żeby ten mugol był w miarę przystojny, ale nie spodziewałam się takiego ciacha!
   - Pamiętaj, że jestem twoim bratem! - Fred zachichotał. - Ale zaraz, zaraz przecież ja jestem o wiele przystojniejszy niż ten mugol w którego mnie zmieniłaś!
   - Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak braciszku, nie będę wyprowadzała cię z tego jakże wielkiego błędu..
   - Śmiejesz się ze mnie, tak? Śmiejesz się ze mnie, bo co? Bo jestem rudy?! To jest dyskryminacja.
Ginny już dłużej nie mogła powstrzymywać śmiechu, wybuchła, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Fred również się śmiał, złapał siostrę i przerzucił sobie przez ramię.
   - Chodź mała, zabiorę cię do swojej jaskini.
W drzwiach stanął Harry. Wyglądał na przerażonego, zdziwionego i wkurzonego jednocześnie.
   - GINNY..KTO TO JEST?!
Teraz dopiero zaczęła się prawdziwa fala śmiechu. Rodzeństwo, aż dusiło się nie mogąc powstrzymać kolejnych wybuchów, a Harry coraz bardziej czerwieniał ze złości.
   - Czy ktoś mi w końcu powie co tu się dzieję?!
   - Ha..ha...Harry..haha..To jest Fred, mój brat!
   - Fred Weasley, miło mi w końcu pana poznać panie Potter. Przepraszam za to, że wyglądam jak jakiś mało przystojny mugol, ale moje piękne lico musiało sobie trochę odpocząć.
Fred z udawaną powagą wyciągnął rękę do Harry'ego, ale ten ją odtrącił i uśmiechając się kątem ust, odpowiedział.
   - Tak myślałem, że to u was rodzinne - po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając zanoszących się śmiechem Weasley'ów razem.

***

   Hermiona nigdy nie miała zbyt wielu znajomych, a co dopiero przyjaciółek,więc przed Ginny stało bardzo trudne zadanie. Ostatecznie postanowiła zaprosić kilka dziewczyn, które uczęszczały z Granger do Hogwartu i kilka jej koleżanek z pracy. Czarodzieje lubią się bawić, jednak jeśli chodzi o godne uwagi kluby to niestety, ale nie ma ich tutaj zbyt wiele, ale rudowłosa jako zawodnicza quidditch'a światowej sławy miała swoje znajomości i załatwiła wejściówki do najbardziej prestiżowego klubu w magicznym świecie  ,,Latającej miotły". Oczywiście wieczór panieński nie mógł obyć się bez alkoholu, dlatego dziewczyny po drodze zahaczyła o kilka innych barów by się lekko ,,rozweselić". Gdy dotarły do ,,Latającej Miotły" od razu opanowały parkiet. Granger w pięknej czerwonej, wieczorowej sukience, która podkreślała wszystkie jej kobiece kształty wyglądała onieśmielająco, dlatego też obecni w klubie mężczyźni przyglądali jej się z zachwytem, komentując jej urodę i figurę, ale nie mieli odwagi do niej podejść.
   - Mionka, dziewczyny szaleją na parkiecie z jakimiś kolesiami, więc może  skoczymy do baru. Podobno mają tu najlepsze drinki!
Hermiona nie mogła przekrzyczeć muzyki, więc skinęła tylko głową i złapała dłoń koleżanki by nie zgubić jej w tłumie.
   - Ojej Tony! Nie wiedziałam, że tu będziesz! - Gin pocałowała w policzek mężczyznę i przeniosła wzrok na przyjaciółkę. - Hermiona poznaj, to jest Tony mój znajomy ze stadionu Quidutcha, Tony to jest Hermiona, która dzisiaj świętuję swój wieczór panieński, ale jest tak onieśmielająca, że wszyscy faceci tylko ślinią się na jej widok, więc może TY PORWAŁBYŚ JĄ NA PARKIET.
   - GIN! Przestań, sama również potrafię mówić.
   - Ale nie nie tak przekonująco jak ja , kochanieńka - pocałowała brązowowłosą w policzek i przewiesiła się przez bar by złożyć zamówienie. Hermiona w tym czasie postanowiła sama się przestawić. Wyciągnęła rękę do chłopaka, ale gdy napotkała jego wzrok coś ją zamurowało. Te oczy...mimo że, nie były karmelowe i iskrzące radością to były tak podobne do jego oczu, oczu Freda...miało w sobie to ,,coś", co sprawia, że człowiek od razu chcę się uśmiechać..I jeśli już o uśmiechu mowa to jego uśmiech jest tak samo zawadiacki..Hermiona, stanowczo za dużo alkoholu! Masz zwidy kobieto! Oddychaj!
    - Haloooo, ziemia do Hermiony. Wszystko w porządku?
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi przed nim jak idiotka z wyciągniętą dłonią, otwartymi oczyma i wlepionym w niego wzrokiem. Zarumieniła się i spuściła wzrok.
   - Taak, tak..znaczy się, zamyśliłam się, bardzo mi kogoś przypominasz..to pewnie dlatego..Wracając, to sama potrafię się przedstawić, Gin nie musiała mnie wyręczać. Jestem Hermiona, Hermiona Granger.
 Chłopak uścisnął jej dłoń, a całe jej ciało przyjemnie zamrowiło. Rany! Coś jest nie tak...jak jej ciało może pozwalać sobie tak reagować na zupełnie obcego faceta...a co najgorsze w jego oczach widać było, że poczuł to samo co ona..Wdech..Wydech..wdech...wydech..uspokój się, kobieto!
   - Miło mi poznać tak piękną i olśniewającą kobietę, jestem Tony, Tony ee.. - Fred pospiesznie rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył alkohole, przeczytał nazwę pierwszego lepszego - ee..Tony Bourbone! Skoro to twój ostatni wieczór jako ,,wolna" kobieta to stanowczo musisz go spędzić na parkiecie! Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Hermiona niepewnie rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciółki, ale gdy zauważyła ją wywijającą na parkiecie z jakimś mężczyzną ponownie przeniosła wzrok na na Tony'ego, dziwne, że jednocześnie ciężko było jej na niego patrzeć i oderwać od niego wzrok.
   - Chętnie z panem zatańczę panie ee..Bourbone!
Fred złapał dziewczynę za dłoń i ruszył na parkiet. Gdy już znaleźli się wśród tańczących objął dziewczynę jedną dłonią w pasie, a drugą nadal trzymałam jej rękę. Początkowo wyczuwalne było między nimi uczucie niepewności, jakby próba odnalezienia wspólnego rytmu, który z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz bardziej wyrównany i pewny, aż w końcu Fred i Hermiona królowali na parkiecie. Ich ruchy były w pełni zsynchronizowane. Muzyka sama ich niosła, a patrząc na te taneczne wyczyny miało się wrażenie, że przeskakują między nimi iskierki. Płomienne spojrzenia, ukradkowe muśnięcia twarzy, a przede wszystkim szczere uśmiechy - chemia między nimi buzowała. Na sali zaczynało się robić coraz tłoczniej, więc wyszli na balkon, gdzie okazało się, że znaleźli się tylko we dwójkę.
   - Powiem ci szczerze, że wspaniała z ciebie tancerka. Naprawdę z nikim jeszcze tak dobrze mi się nie tańczyło jak z tobą.
   - A bardzo mi miło, że tak sądzisz. I muszę przyznać, że odniosłam takie samo wrażenie na twój temat. Jak mawiała moja babcia: gdy mężczyzna potrafi prowadzić w tańcu to i z przeciętnej tancerki zrobi baletnicę.
   - Bardzo mądre słowa, już lubię twoją babcię - uśmiechnął się i oparł się o barierkę balkonu koło dziewczyny tak, że ich przedramiona lekko się muskały. - Widzę, że narzeczony nie mógł się zdecydować, który wybrać i dostałaś dwa pierścionki zaręczynowe?
Granger przeniosła swój wzrok na palce dłoni, gdzie połyskiwał srebrny pierścionek z diamentowym oczkiem, a nad nim ten od Freda z różdżką, zakończoną zielonym, połyskującym
kamieniem. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wiedziała, że dwa pierścionki na jednym palcu muszą wyglądać bardzo dziwnie, ale oba z nich były pierścionkami zaręczynowymi i powinny znajdować się na tym samym palcu.
   - Nie, ten z diamentem  jest od mojego obecnego narzeczonego, a ten wyżej jest od kogoś kto był bardzo ważny w moim życiu.
Był, był, był, był...to słowo echem odbijało się w jego głowie.
   - Odszedł?
   - Zginął, ale od tego czasu minęły już prawie cztery lata, mimo to do pierścionka pozostał mi nadal pewien sentyment. Za tydzień wychodzę za mąż, nie powinnam gmerać w przeszłości..
   - Jest dla ciebie bratnią duszą?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
   - Zależy co rozumiesz przez słowo bratnia dusza. Co to jest dla ciebie bratnia dusza?
   - Hmm...to jest najlepszy przyjaciel..właściwie trochę więcej jak najlepszy przyjaciel. Jest to jedyna osoba na świecie, która zna cię lepiej niż ktokolwiek inny. To ktoś, kto sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem.Właściwie, to nie sprawi, że będziesz lepszym człowiekiemmusisz sam to zrobić, ale on będzie dla ciebie inspiracją. Bratnia dusza to ktoś, kto zawsze cię poprowadzi.
Jest to jedyna osoba, która znał cię, akceptował cię i wierzył w ciebie zanim ktokolwiek inny to zrobił i nic nigdy tego nie zmieni. To jest właśnie bratnia dusza.
 
Spojrzał na nią, ale wydawała się nieobecna. Miała zamknięte oczy, a w jej włosach wesoło tańczył  wiatr. O czymś rozmyślała. 
   - Hermiono?
Brak odpowiedzi. Delikatnie położył dłoń na jej ramieniu, a ona  spojrzała na niego szklącymi się oczyma. 
   - Przepraszam, nie chciałem cie urazić, ani nic w tym stylu.
Nie odpowiedziała. Podeszła do niego i wtuliła się w jego ramiona. Bez wahania objął ją i przycisnął do serca, które momentalnie zareagowało na ciało dziewczyny mocno przyspieszonym tętnem.
   -  Słyszałam kiedyś taką historyjkę, o tym że dusza człowieka rozdziela się na dwie części. Każda część trafia do innej osoby i przez całe życie dążą do tego by się odnaleźć...ale czy możliwe jest, że jeśli stracisz swoją bratnią duszę to jeszcze kiedyś odnajdziesz osobę tak samo dopasowaną do ciebie? 
Fred spojrzał na nią zdziwiony. Zastanowił się chwilę starając się dobrze dobrać słowa.
   - Można odnaleźć kogoś kto w 99% będzie pasował do ciebie, ale zawsze pozostanie ten jeden procent. Niby co to jest jeden procent na to pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć. Niby tylko jeden, ale robi ogromną różnice. Czasami to przez ten jeden maleńki procent ludzie się rozstają,rozwodzą i zdradzają.
   - A ty? Masz swoją bratnią duszę?
   - Miałem...była jest i będzie w moim życiu najważniejszą osobą, ale sprawy się trochę pokomplikowały..nie możemy być razem..ona zaczęła układać sobie życie na nowo, a ja staram się jej w tym nie przeszkadzać...
   - Czyli poddałeś się? Powinieneś walczyć o nią!
   - To nie jest takie łatwe jak się wydaje..ale nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
   - Jakie....a to pytanie...jeśli twoja teoria jest prawdziwa to było mi już w życiu dane odnaleźć swoją bratnią duszę, ale jej już nie ma, więc pozostało mi już tylko walczyć o to, by to 99% pozostało ze mną na stałe.
   - Twój narzeczony to prawdziwy szczęściarz, naprawdę. Jesteś piękną, inteligentną kobietą, zasługujesz na to, żeby być szczęśliwą. 
   - Chciałabym, ale nie wiem czy jest to jeszcze możliwe.
Uśmiechnęła się niepewnie, a jego serce stopniało. Miał ochotę rzucić to wszystko i pocałować ją, wpić się w jej usta, wtulić w nią. Jedyne czego w tej chwili pragnął to olać te wszystkie obawy i powiedzieć jej, że to on. Hermiona szła już w stronę drzwi prowadzących na sale, ale Fred widząc jak płynne są jej ruchy, jak pięknie wygląda z każdym kolejnym krokiem nie mógł dłużej wytrzymać.
   - Stój! - dziewczyna zatrzymała się i obróciła ponownie w jego stronę. - Muszę ci jeszcze powiedzieć coś bardzo ważnego...

***

Gotowy :D nie do końca jestem usatysfakcjonowana tym rozdziałem, ale mam nadzieję, że wam się spodoba ;) nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ale warunkiem żeby w ogóle mógł się pojawić jest 15 komentarzy ^^



   

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 38- To nie jest George

   -Rany, co ci się stało!
Podbiegł do chłopaka przyglądając mu się uważnie. Sięgające ramion, rude włosy, kontrastowały z bardzo bladą skórą. Miał na sobie jakieś stare, brudne ubrania, które wisiały na jego wychudzonym ciele niczym na wieszaku. Skóra wydawała się przezroczysta, wręcz papierowa. Broda, również w rudym kolorze, sięgała do początku klatki piersiowej. Chcąc opisać jego wygląd jednym słowem-wyglądał żałośnie.
   -George, kto ci to zrobił? Co się stało?
Harry szeptał, więc rudzielec domyślił się, że w domu muszą być jeszcze jacyś inni mieszkańcy, którzy zapewne jeszcze śpią. Może gdzieś w tym domu jest również Hermiona?
   -Mogę skorzystać z łazienki? Te włosy, broda..czuje się jak żebrak...
   -Tak, tak przepraszam...nie pomyślałem o tym, że zapewne jesteś wykończony..idź do łazienki, tam są magiczne brzytwy, więc możesz się ogolić, a ja w tym czasie przygotuje coś do jedzenia..tylko Ginny jeszcze śpi, więc staraj się być cicho..
Chłopak skinął głową i ruszył na górę, gdzie w jego domyśle mogłaby znajdować się łazienka. Nigdy nie był w tym domu,więc niezbyt wiedział co gdzie jest. Na wprost schodów zauważył drzwi na których znajdowała się kolorowa tabliczka z napisem WC. Zamknął się w pomieszczeniu i odkręcił wodę. Szybko zrzucił z siebie brudne ubrania i wszedł do wanny. Ciepło wody objęło jego ciało w swoje macki, przyjemnie łaskocząc. Namydlił całe ciało, a woda momentalnie zaczęła zmieniać barwę na brązową. Magiczna brzytwa szybko przewróciła długość jego włosów do normalności i teraz zajęła się zarostem. Gdy wyszedł z wanny i zobaczy się w lustrze sam się przestraszył. Po umięśnionych nogach i klatce nie było już nawet śladu, na ich miejsce pojawiły się wystające żebra, zapadnięty brzuch i chude nogi, przypominające nogi anorektyczki. Usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili ciche słowa Harry'ego.
   -Kładę ci przed drzwiami świeże ubrania, tamte wrzuć do kosza. Jak będziesz gotowy to zejdź na dół, przygotowałem śniadanie.
Weasley poczekał, aż kroki Harry'ego na schodach ucichną i sięgnął po ubrania. Ubrał się i zszedł na dół, gdzie na stole stał talerz pełen tostów i kubek herbaty. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio w ustach miał coś ciepłego. Nie chciał rzucać się na jedzenie jak jakieś zwierzę, ale ten zapach pieczonego sera....nie wytrzymał. Usiadł przy stole i włożył sobie do buzi pół kanapki. Przyjemne ciepło łaskotało go w przełyku, a następnie wypełniło cały brzuch. Potter siedział po drugiej stronie stołu obserwując go. Widział z jaką przyjemnością mężczyzna je, więc odezwał się dopiero, gdy  zauważył przed nim pusty talerz.
   - No dobra, czy teraz możemy porozmawiać?
   - Tak, muszę ci jak najszybciej wyjaśnić kilka kwestii...
W drzwiach stanęła Ginny. Na jej twarzy malowało się przerażenie. Zasłoniła usta dłonią, a Harry podbiegł do niej i objął ją ramieniem. Weasley poczuł dziwne, przyjemne mrowienie na sercu, na widok siostry. Bardzo wydoroślała przez czas jego nieobecności. Nie było już nawet śladu po małej, rozczochranej dziewczynce z piegowatą buźką. Niesforne kosmyki zastąpiły proste, opadające kaskadami na ramiona włosy, a okrągłą, pyzatą buzię pięknie zarysowane rysy twarzy.
   - Spokojnie kochanie, nic mu nie jest...
   - Nic mu nie jest?! Harry, to nie jest George!
   - Jak to nie George?!
   - Przez te kilkanaście lat nauczyłam się rozróżniać swoich braci! To nie jest George, Harry!
   - Więc kim on do jasnej cholery jest?!
   - On..on wygląda..wygląda zupełnie jak Fred...
   - Właśnie o tym chciałem przed chwilą ci powiedzieć Harry, nie jestem George..jestem Fred..
   - Przecież Fred nie żyje! - Harry wyciągnął różdżkę i trzymał ją teraz wycelowaną w rudzielca.
   - Ha..Harry...on naprawdę jest do niego taki podobnym...on..
   - Zadam ci jedno pytanie na które odpowiedź znają tylko Fred i George, jeśli odpowiesz prawidłowo to uwierzymy ci. 
Rudzielec skinął głową. Na jego twarzy malowała się pełna powaga.
   - Skąd mieliście pieniądze na otwarcie swojego sklepu?
   - Od ciebie, oddałeś nam swoją nagrodę za wygranie Turnieju Trójmagicznego.
Głos miał spokojny, przyglądał im się z uwagą czekając na ich reakcje. Harry opuścił różdżkę i z otwartymi ustami patrzył na Freda. Pojedyncze łzy, które spływały po policzkach Ginny zamieniły się teraz w strumienie. Ruda podbiegła do brata i wtuliła się w niego. Wyglądał tak znajomo, a jednocześnie tak inaczej. Trzymanie jej znowu w ramionach sprawiało mu ogromną przyjemności. Tak bardzo za nią tęsknił... za nimi wszystkimi. Harry stał tak przez chwilę - z otwartymi ustami i zdziwieniem w oczach, aż w końcu otrząsnął się ze wstępnego szoku i rzucił się na chłopaka, by również go wyściskać.
   - Na gacie Merlina, stary! Nawet nie wiesz jak dobrze cię znowu wiedzieć!
Harry odpowiedział uśmiechem i poklepał chłopaka po plecach.
   - Trzeba wszystkich poinformować! To po prostu cud!
   - Nie! Nikt nie może się dowiedzieć, że żyje dopóki ta cała sytuacja nie zostanie wyjaśniona. To zasiałoby panikę wśród ludzi. Wieść o Śmierciożercach porywających ludzi w czasach pokoju raczej nikogo nie ucieszy.
Harry i Ginny wpatrywali się w niego, a radość w ich oczach zastąpiło przerażenie.
   - Może lepiej usiądźmy to wszystko wam w spokoju opowiem.
   - Tak...tak...chodźmy do salonu, tam jest wygodniej.
Harry usiadł na dużym, skórzanym fotelu, a Fred i Ginny usiedli na kanapie z tego samego tworzywa. Ruda jakby cały czas starała się upewnić czy to nie jest tylko zwykły sen. Mimochodem dotykała brata by ciągle móc czuć jego obecność.
   - To może zacznę od początku - wziął głęboki wdech i oparł się wygodnie o sofę. - Poczułem, że uderzyło we mnie jakieś zaklęcie. Byłem pewny, że to już koniec, że właśnie umieram. Miałem przed oczami tylko twarz Hermiony i jej uśmiech... a potem była już tylko ciemność. Ocknąłem się w jakimś ciemnym, obskurnym pomieszczeniu. Znajdowały się w nim tylko dwa małe okna umieszczone dość wysoko przez co padało przez nie naprawdę mało światła, dlatego też nie od razu zorientowałem się, że oprócz mnie w pomieszczeniu znajdują się jeszcze inne osoby. Okazało się, że wszyscy, którzy zostali trafieni jakimś dziwnym zaklęciem znaleźli się w tej ciemnej piwnicy. Byliśmy przerażeni i jednocześnie ciekawi co tym razem za numer wymyśliły Śmierciojadki. Jak udało nam się później dowiedzieć, a dokładniej podsłuchać- Voldemort był pewny, że wygra bitwę, jednak gdzieś w głębi czuł lęk, że jednak możesz go pokonać, dlatego szukał sposobu jak mógłby powrócić za grobu, a jak wszyscy dobrze wiemy miał już w tym wprawę. Odnalazł jakieś prastare zaklęcie, dzięki któremu można ściągnąć duszę nawet z otchłani piekła, jednak haczyk jest taki, że potrzeba do tego 66 walecznych dusz, czyli osób pojmanych podczas walki. Na chwilę obecną mieli nas dopiero 20, bo jak wiadomo masowe zaginięcia wzbudziłyby podejrzenia. Przychodzili do nas raz dziennie i przynosili jedzenie i picie, zawsze o tej samej porze, dlatego zostały nam jakieś dwie godziny zanim zorientują się, że uciekłem i przeniosą wszystkich.
Harry zerwał się z fotela i złapał Freda za ramię.
   - No to każda minuta jest cenna! Chodź, lecimy do ministerstwa, Ginny nikt na razie nie może się o tym dowiedzieć, ok?
  - Tak, oczywiście! Lećcie już, czekam tu na was, powodzenia...uważajcie na siebie..
Pocałowała Harry'ego i wyściskała Freda, po czym obaj panowie zniknęli.

***

Ginny usłyszała jakiś hałas, więc szybko wybiegła z kuchni. Fred  i Harry mieli nie tęgie miny, więc od razu się domyśliła, że nie zdążyli na czas.
   - I co? - zapytała dziewczyna.
   - Śmierciożercy zorientowali się wcześniej, że zniknąłem, więc zdążyli wszystkich przenieść.
   - Nie martw się, w końcu ich znajdziecie. Najważniejsze, że jesteś z nami i dzięki tobie Ministerstwo wie już o planie Śmierciożerców.
Podeszła do brata i przytuliła go. On również odpowiedział jej uściskiem.
    - Chodźcie do kuchni, zrobiłam obiad.
Z grobowymi minami usiedli przy stole na którym Ruda postawiła parujące półmiski. Fred jednak nie zwrócił uwagi na jedzenie, miał bardzo zamyśloną minę, aż w końcu nie wytrzymał. Nie mógł dłużej tłamsić w sobie tego pytania.Odkąd udało mu się uciec tylko jedno chodziło mu po głowie.
   - Co u Hermiony?
Harry zamarł z widelcem w ustach, a Ginny wydała się bardzo zmieszana co nie umknęło uwadze mężczyzny. Przestraszył się.
   - Coś jej się stało?! Czemu macie takie miny?!
   - Nie, nie.....nic jej nie jest..
   - To o co chodzi?
Ginny odłożyła szklankę, którą trzymała przy ustach, na stół. Dotknęła dłoni brata i wzięła głęboki wdech.
   - Za trzy tygodnie Hermiona wychodzi za mąż...
Fred zabrał dłoń spod dłoni siostry.

***W TYM SAMYM CZASIE***

   - Kooooochanieee, paczka dla ciebie przyszła!
   - Sukienki?
   - Tak, chyba tak.
   - Okej, już idę.
Hermiona zbiegła po schodach i podeszła do mężczyzny trzymającego pudełko. Miał czarne włosy i brązowe oczy, które miały w sobie coś dzikiego, jakby coś z wilczego spojrzenia. Gryfonka wyciągnęła dłonie by wziąć pudło, jednak chłopak nie chciał go oddać. Uśmiechnął się uwodzicielsko i przyciągnął ją do siebie.
   - Matt, wiesz, że mi się spieszy! Daj mi to pudło!
   - A magiczne słowo?
   - Dawaj to pudło!
   - Nieprawidłowa odpowiedź. Jeszcze raz, ale teraz kulturalnie i z miłością.
   - Proszę cię kochanie, oddaj mi to pudełko. Lepiej?
   - Lepiej,lepiej ale jeszcze za mało połechtałaś moje ego.
   - Grabisz sobie, naprawdę sobie grabisz....Najwspanialszy, najmądrzejszy, najukochańszy mężczyzno...czy możesz mi oddać w końcu to pudełko?
   - Oczywiście, że mogę, ale tylko i wyłącznie za buziaka!
   - Wariat!
Śmiejąc się, zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się w jego wargi. Zawsze całował ją tak jakby za chwile miał ją stracić - z pasją, tęsknotą i pragnieniem. To naprawdę w nim kochała. Traktował ją jak największy skarb, a zawsze gdy na nią patrzył widziała w jego oczach podziw. Przy nim czuła się piękna. Wymknęła się z jego objęć i lekko go odepchnęła z zawadiackim uśmiechem.
    - Jadę zawieźć sukienkę Ginny, żeby w razie czego zdążyć oddać ją do przeróbki.
   - Dobrze, dobrze. Leć jak musisz.
Cmoknął ją w czubek głowy i pomógł jej otworzyć drzwi.

***

   - Fred, proszę cię...otwórz te drzwi..musimy pogadać, no..proszę cię Freddie..
Ginny klęczała pod drzwiami pokoju gościnnego i gładziła je ręką. Od kilku godzin próbowała porozmawiać z chłopakiem, ale bezskutecznie dobijała się do drzwi pomieszczenia.Wiadomość o ślubie Hermiony mocno nim wstrząsnęła i martwiła się, że brat może zrobić coś głupiego. Już miała zacząć kolejną tyradę, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Nie miała zamiaru odpuścić Fredowi, nie odeszła od drzwi.
   - Harry, kto to? - krzyknęła przez barierkę schodów.
   - Hermiona.
Nie miała wyjścia, Miona miała przywieźć jej sukienki do przymiarki, więc musiała ją wpuścić.Wstała i zeszła na dół.
Fred słysząc imię dziewczyny podbiegł do okna. Na progu stała ONA. Jego Hermiona...Mionka...Smukłe ciało, delikatne rysy twarzy...prawie wcale się nie zmieniła...miała tylko krótsze włosy..i takie jakby jaśniejsze..ale nadal była równie piękna...równie idealna...na widok otwieranych drzwi uśmiechnęła się, a Fred poczuł jak jego serce topnieje..miał ochotę zbiec na dół i wziąć ją w ramiona..przycisnąć usta do jej ust...wtulić się w nią..odsunął się od okna i podszedł do drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Stanął przy barierce i starał się powstrzymać przed zbiegnięciem na dół. Usłyszał ją...jej aksamitny głos..mówiła z takim entuzjazmem, pasją...co najgorsze, że mówiła z taką radością w głosie o ślubie z innym mężczyzna...ukłucie zazdrości przeszyło go nagle...
   - Tak, poproszę cappuccino jak zwykle. Tylko muszę skorzystać jeszcze z łazienki, ostatnio nie najlepiej się czuję, mam jakieś mdłości i zawroty głowy...ehhh to wszystko na pewno przez to bycie w ciągłym biegu...
   - Okej, leć. Ja wstawię wodę i przymierzę tą cudowną kieckę, a potem pogadamy!
Serce zabiło mu mocniej. Stał zaledwie kilka centymetrów od drzwi do łazienki. Jeśli zostanie tu gdzie jest to za chwilę stanie z nią twarzą w twarz. Nie ruszę się, nie ruszę się, nie ruszę się! Weszła na schody. Jeszcze tylko kilka stopni...tylko kilka...Zrobił duży skok i zamknął za sobą drzwi pokoju, zanim dziewczyna zdążyła go zauważyć. Jednak na jej dłoni, którą trzymała się balustrady zauważył znajomy pierścionek z zielonym oczkiem. Nadal go miała, nadal nosiła jego pierścionek...Czy miał prawo podejmować decyzję za nią? Może jednak wybrałaby jego, a nie tego mężczyznę, który miał zostać jej mężem? Usłyszał ciche kroki na schodach...odeszła...

***

Drzwi od pokoju cicho zaskrzypiały. Fred podniósł się z łóżka i zapalił nocną lampkę, którą zgasił zaledwie chwilę temu. Ginny cicho stąpając podeszła do jego łóżka i usiadła na brzegu.
   - Ona strasznie to przeżyła...
   - Ginny, proszę cię. Nie chcę tego słuchać.
   - A mnie nie interesuję to czego chcesz słuchać, a czego nie. Nie wiesz w jakim była stanie po tym jak dowiedziała się, że nie żyjesz. To nie ty zbierałeś ją w całość, a powiem ci, że zadanie nie było łatwe, bo rozsypała się kompletnie. Całe noce, a właściwie również całe dnie płakała. Po pogrzebie wyjechała szukać rodziców, a gdy wróciła od razu poszła do Hogwartu by nadrobić ten zaległy rok. Nikt nie miał z nią kontaktu, zawsze gdy chcieliśmy się z nią spotkać miała jakąś wymówkę. Przez praktycznie cały rok widzieliśmy się z nią może trzy razy. Miała wiecznie podpuchnięte oczy, a na ścianie w jej domy była fototapeta, a wiesz co za zdjęcie przedstawiała ta fototapeta? To było wasze ostatnie zdjęcie, to które zrobił wam Colin przed Bitwą. Gdy skończyła szkołę i zaczęła pracować w Ministerstwie nie mogła już dłużej unikać Harry'ego i Rona, więc ponownie udało nam się nawiązać z nią jakiś kontakt, ale to nadal nie była dawna Hermiona. Wszyscy skakaliśmy nad nią jak nad małym dzieckiem, ale nic to nie dawało. Przełom nastąpił dopiero, gdy porządnie wkurzyła George'a swoim - jak on to nazwał - użalaniem się nad sobą. Powiedział jej, że ona straciła chłopaka, więc kiedyś znajdzie sobie następnego, a on stracił brata bliźniaka, a drugiego takiego już nie da się znaleźć, wiec powinna się w końcu wziąć w garść i zacząć żyć, bo nie tylko ona doświadczyła straty. Może i jego słowa wtedy wszystkim wydały się zbyt brutalne, ale Hermiona przyznała mu rację i zaczęła się jakoś z tego wygrzebywać. Coraz częściej się spotykałyśmy, rozmawiałyśmy i to ja namawiałam ją, żeby zaczęła się z kimś spotykać. Podchodziła do tego bardzo sceptycznie i na początku w ogóle mnie nie słuchała, ale z biegiem czasu zaczęła dorastać do tego by odciąć się od przeszłości, by wyrzucić cię z życia i pozostawić już tylko w sercu. Gdy powiedziała mi, że kogoś poznała strasznie się ucieszyłam, a gdy powiedziała mi, że chcą się pobrać...w końcu na nowo rozkwitła, jakby wypiękniała...ale to nie oznaczało, że o tobie zapomniała..nadal ma wasze zdjęcie oprawione w ramkę i postawione w swoim gabinecie, o co często kłóciła się ze swoim facetem...ona nadal cię kocha, ale pogodziła się z twoją śmiercią...jeśli dowie się, że żyjesz to na pewno odwoła ten ślub! Ona tak prawdziwie i całym sercem kochała, kocha i będzie kochać tylko ciebie. Freddie..jeśli nic nie zrobisz to stracisz ją na zawsze..
   - Może i masz rację, ale ona ułożyła już sobie życie i byłbym totalnym egoistą, gdybym tak nagle znów pojawił się w jej świecie i popsuł cały ład, który stworzyła przez te cztery lata..
   - Za to teraz jesteś totalnym dupkiem! I co masz zamiar zrobić? Myślisz, że ona  nigdy nie dowie się, że jednak nie zginąłeś?!
Ginny wstała, skrzyżowała ręcę na piersiach  z wyrzutem patrząc na brata.
    - Nie, nikt nie dowie się, że żyję. Sprawa w Ministerstwie jest utajniona, nikt poza kilkoma aurorami i wami o niej  nie wie i nie dowie się, więc dla świata nadal jestem martwy i takim pozostanę. Nie ma tu już dla mnie miejsca Ginny..
   - Pieprzysz głupoty! TOTALNE BZDURY! Jak możesz chcieć decydować za innych o ich życiu?! A co z mamą, tatą, George'm?! Oni też mają do końca życia myśleć, że nie żyjesz?! Jak ty to sobie w ogóle  wyobrażasz?
   - Ja...nie wiem..nie wiem...sam już nie wiem co robić, co o tym myśleć..nie rozumiesz tego..po prostu boję się, że ją zranię jeśli znów pojawię się w jej życiu....bardzo ją kocham i dlatego nie chcę żeby znowu przeze mnie cierpiała...chciałem, żeby była szczęśliwa i każdego dnia w tej przeklętej piwnicy wyobrażałem sobie, że Mionka jest szczęśliwą żoną i matką, bo nie miałem nadziei, że kiedykolwiek tutaj wrócę...a teraz gdy wróciłem chciałbym ją przytulić..pocałować...być blisko niej..ale..ale nie potrafię się przełamać...co mam zrobić? Podejść do niej i powiedzieć ,,Cześć kochanie, to ja Fred. Jak widzisz jednak żyję. Nie bierz tego ślubu z nim, hajtnij się ze mną."....Ja pierdolę...to wszystko jest takie pokręcone...
Nawet nie zorientował się kiedy wstał, kiedy zaczął płakać, ani kiedy uderzył pięścią w ścianę i upadł na kolana. Ginny uklękła przy nim i objęła go ramieniem, starając się uspokoić brata. Czuła jak kruche zrobiło się jego ciało. Wystające kości, papierowa skóra i brak tego zawadiackiego błysku w oczach...wydawał sie taki wypalony...
   - Prześpij się, mam pewien pomysł, ale o tym pogadamy rano, teraz musisz ochłonąć.
Skinął głową i przytulił Rudą.
   - Dziękuję Gin.
Uśmiechnęła się i cicho zamknęła za sobą drzwi.
 

***

Matko, już myślałam, że nigdy nie odzyskam tego internetu! Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Brak wi-fi przez bite trzy tygodnie..czułam się taka odcięta od świata :P no ale teraz koniec tego marudzenia- czekam na wasze komentarze. Przez to, ze połowa z was chciała mnie zabić za uśmiercenie Freda to postanowiłam go ożywić! Jak wrażenia? Czekam na....13 komentarzy by kolejny rozdział mógł się pojawić :)
Buziaki :*