Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

sobota, 25 października 2014

Rozdział 31- Wesele

Pocałował ją i usiadł, sadzając sobie Gryfonke na kolanach.
   -Bardzo bym tego chciał, ale jeśli zrobimy to teraz, to będę za tobą tęsknił sto razy bardziej. Dlatego wolę z tym poczekać.
Wtuliła się w niego uśmiechnięta. Zawsze uważała, że kobieta musi być samowystarczalna, bo mężczyzną zależy tylko na jednym, a ich wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżecce. Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo się myliła wrzucając wszystkich facetów do jednego worka, a teraz siedziała wtulona w przeciwieństwo wszystkiego co myślała.  Ironia losu. Do pokoju wszedł Harry.
  -Cze...o jej, przepraszam. Nie chciałem przeszkadzać, już sobie idę!
Czerwony niczym dojrzały burak, obrócił w stronę drzwi.
   -Nie, nie przeszkadzasz. Ja i tak już muszę się zbierać, bo jak mama zorientuje się, że nie ma mnie w ogródku to mogę nie dożyć wesele.
Wstał i żartobliwe roztrzepał dziewczynie włosy. Gdy zostali sam na sam, Hermiona zauważyła, że Harry'ego coś gnębi.
   -O co chodzić tym razem?
   -Zastanawiam się, gdzie w ogóle zacząć szukać? Nie mogę znaleźć choćby najmniejszego punktu zaczepienia, jakiejkolwiek wskazówki.
   -Spokojnie, ja też nad tym wszystkim myślałam...
Drzwi pokoju otwarły się z prędkością światła. Czerwona ze złości pani Weasley wparowała do pokoju.
   -A tu co się dzieje? Tyle pracy jeszcze przed nami, nie ma czasu na pogaduchy!
I czasu nie było naprawdę. Chodź wydawałoby się, że nie ma już w domu państwa Weasley nic, co mogłoby lśnić bardziej lub być bardziej odkurzone, to jednak Molly wynalazła dla młodych mnóstwo zajęć, z którymi przeszło im się zmagać do wieczora. Hermiona, jak zwykle zapobiegawcza, domyślała się, że czasu na zakup sukienki nie będzie, dlatego zakupiła wszystko będąc jeszcze w domu. Umyła włosy i nałożyła piankę, by móc je rano ułożyć. Mimo, że od dawna była przygotowana na wyprawę, myśl, że już jutro przyjdzie im opuścić dom, państwo Weasley, Freda..przerażała ją. Napełniała lękiem, który ulokował się gdzieś między prawym, a lewym płucem i co chwila dawał znać o swojej obecności uciskiem w okolicy mostka. Położyła się, obmyślając czy na pewno wszystko spakowała i czy oby na pewno przetrwa tak długi okres czasu z dala od Freda...
****
Obudziły ją odgłosy dochodzące z wnętrza domu. Nie spała zbyt dobrze tej nocy, zbyt wiele myśli kłębiło się w jej głowie. Na myśl o tym, że czeka ją dziś kolejna nieprzespana noc, nakryła głowę pościelą.
   -Wstawaj, wstawaj! Chyba, że wolisz, żeby to mama zrobiła ci pobudke.
Światło słoneczne oślepiło ją, gdy chłopak ściągnął pościel z jej twarzy. Bliskość jego ciała sprawiła, że poczuła przyjemne uczucie ciepła przebiegające wzdłuż kręgosłupa. Uśmiechnęła się lekko, ponownie zamykając oczy, gdy usta Freda przylgnęły do jej ust. Uwielbiała takie poranki jak te, gdy to Fred, a nie dźwięk budzika wyciąał ją z objęć Morfeusza. 
   -A teraz tak na serio, jeśli nie chcesz by części twojego ciała znalazły się w weselnych przystawkach to radzę wstawać!
   -Tak jest panie Weasley! Jeszcze tylko fartuszek i patelnia w prawej dłoni, a będziesz idealną kopią swojej mamy.
   -Ej, ej mała uważaj sobie! Charakterek też mam po mamusi, więc uważaj!
   -Oh, już się boję! Proszę, proszę okaż mi litość i nie każ polerować mi zastawy po raz trzeci!
   -Tym razem będę łaskawy i odpuszczę ci tą zniewagę, ale jeśli za dziesięć minut nie zobaczę cię na śniadaniu, to kara cię nie minie!
Roześmiał się i wyszedł. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie i wstała. Narzuciła tylko jakąś za dużą bluzę, która leżała na łóżku. Dopiero, gdy stanęła przed lustrem, zorientowała się, że nie jest to jej bluza, a bluza Freda. Wtuliła się w nią, wchłaniając zapach perfum chłopaka. Poranna toaleta nie zajeła jej zbyt wiele czasu. Makijaż i fryzurę miała w planach zrobić dopiero przed weselem. Zeszła na dół. W salonie przy suto zastawionym stole siedziało państwo Delacrou z Bill'em, Fleur i państwem Weasley. Hermiona na palcach zakradła się do kuchni, nie zwracając na siebie uwagi zgromadzonych. Na stole stał talerz z naleśnikami, a obok bita śmietana i słoiczek z dżemem malinowym.
   -Wow! Czy ty potrafisz czytać mi w myślach? Od kilku dni miałam ochotę na naleśniki.
   -Tak, wiem. Jestem najlepciejszym chłopakiem na świecie! Częstuj się, chce żebyś smak tych naleśników zapamiętała przez całą wyprawe
Dziewczyna uśmiechnęła się i ugryzła kęs. Poczuła jakby na jej języku pojawiły się małe obłoczki, to co wzięła początkowo za bitą śmietanę było kolejnym z wynalazków bliźniaków. Symfonia smaków, która wybuchła w jej ustach była nie do opisania słowami.
   -Mam jeszcze kilka zadań do wykonania. ogrodzie, więc muszę już iść, ale twoja mina oddaje wszystkie emocje i odnoszę wrażenie, że ci smakuje.
Roześmiał się i wyszedł. Gryfonka jeszcze przez chwilę nie mogła wyjść z podziwu. Wszystkie naleśniki zniknęły z talerza w zaledwie kilka minut. Domyślając się, że niedługo wszystkie łazienki przeżyją istne oblężenie, udała się na górę by zrobić makijaż i fryzure. Czas płynął tego dnia jak oszalały. Nim Hermiona się zorientowała, zegar wybił już trzecią. Wyjrzała przez okno. W ogrodzie, przed wielkim, białym namiotem, Fred, George, Ron i Harry, (który wyglądał teraz jak kuzyn Weasley'ów) oczekiwali przybycia gości weselnych. Przez otwarte okno usłyszała kawałek dialogu.
   -Kiedy ja się będę żenił-zaczął Fred, poprawiając swoją szatę- nie będzie żadnych takich bzdur. Możecie się ubrać w co chcecie, a ja spetryfikuje mamę na czas wesela.
Uśmiechnęła się wyobrażając sobie siebie w pięknej, białej sukni, stojącą na ślubnym kobiercu obok Freda ubranego w dres i jakąś starą, poplamioną koszulkę. Roześmiała się. Po raz ostatni przed wyjściem, obejrzała się w lustrze. Włosy układały się w równe fale,  podkreślając symetryczny kształt twarzy dziewczyny. Zwiewna sukienka w kolorze bzu, wysmuklała sylwetke brunetki, a pasujące do niej buty na wysokim obcasie wydłużały zgrabne nogi. Wciągnęła głośno powietrze. Wzięła torebke i wyszła. Lipcowe słońce prażyło nadal, oślepiając dziewczynę. Gdy Harry i Ron ujrzeli przyjaciókę, na ich twarzach odmalowało się wyrażne zdziwienie. 
   -Wyglądasz ekstra!-wydukał Ron, a Harry pospiesznie przytaknął.
   -Twoja cioteczna babcia Muriel jest innego zdania, gdy wychodziłam z domu, natknęłam się na nią. Powiedziała :,,Och, czy to jest ta mugolaczka?", a potem :,,Ma fatalną postawę i za chude pęciny".
   -Nie przejmuj się, ona jest opryskliwa wobec każdego.
   -Mowa o Muriel?-zapytał George, wychodząc z namiotu.-Zgadza się, właśnie mi powiedziała, że mam koślawe uszy, a zważając na fakt, że nie mam jednego ucha, uznałem to za komplement. Stara nietoperzyca.
Z namiotu wyszedł Fred.
   -Szkoda, że nie ma z nami wujka Biliusa, na weselach zawsze wszystkich rozbawia...Hermiono! Wygladasz cudownie!
Dziewczyna zarumieniła się lekko na widok podziwu w oczach Freda. Chłopak położył dłoń na jej talii i pocałował lekko w policzek.
   -Wuj Bilius to ten, który zobaczył ponuraka i zmarł dwadzieścia cztery godziny później?-zapytała Hermiona.
   -Tak, to ten. Pod koniec życia trochę zdziwaczał.
   -Ale zanim zbzikował, był duszą towarzystwa- powiedział Fred.-Wypijał butelkę Ognistej Whisky, wbiegał na parkiet, podkasywał szatę i wyciągał bukiety kwiatów spod...
   -Tak, tak na pewno był czarujący- przerwała mu Hermiona, a Harry parsknął śmiechem.
   -Z jakiegoś powodu nigdy się nie ożenił-powiedział Ron.
   -Naprawdę zadziwiające- stwierdziła Hermiona.
Zaśmiewali się tak, że nie zauważyli przybycia spóźnionego gościa, ciemnowłosego młodzieńca z długim, zakrzywionym nosem i gęstymi czarnymi brwiami. Dostrzegli go dopiero wtedy, gdy stanął przed nimi, wyciągnął do Rona zaproszenie i powiedział, patrząc na Hermionę:
   -Wyglądasz czudownie!
   -Wiktor!-krzyknęła i wypuściła z ręki swoją małą torebkę ozdobioną koralikami, która upadła na ziemie z głuchym tąpnieciem, całkiem nie pasującym do jej rozmiarów. Zarumieniona, schyliła się, by ją podnieść, po czym wyrzuciła z siebie:
   -Nie wiedziałam, że będziesz...o Boże...jak się cieszę...co u ciebie słychać?
Uszy i policzki Freda zapłonęły purpurą. Przyglądał się zaproszeniu Wiktora, znad ramienia Rona, jakby nie mógł uwierzyć, że jest autentyczne. Harry, widząc to, zaproponował, że wskaże Krumowi jego miejsce, po czym zniknęli razem w czeluściach namiotu. Pozostała część młodzieży również weszła do wnętrza namiotu, by zająć wyznaczone im miejsca. Cała piątka usiadła w drugim rzędzie. Hermiona wciąż miała wypieki na twarzy, a uszy Freda też nie odzyskały jeszcze swojej normalnej barwy.
W namiocie zapanowała atmosfera nerwowego wyczekiwania. Po purpurowym dywanie przeszli państwo Weasleyowie, uśmiechając się i machając do krewnych. 
Chwilę później u wejścia namiotu stanęli Bill i Charlie, obaj w odświętnych szatach, z białymi różami w butonierkach. Bliźniacy zagwizdali, a ze złotych balonów rozbrzmiała muzyka. Na widok pana Delacour i Fleur, kroczących powoli kobiercem między pierwszymi rzędami krzeseł, przez namiot przebiegło ciche westchnienie. Reszta przebiegała zgodnie z tradycją. Nastąpiła przysięga, uwieńczona szlochaniem matek państwa młodych. Gdy mały czarodziej ogłosił Billa i Fleur mężem i żoną, wszyscy powstali, a krzesła na których siedzieli uniosły się łagodnie w powietrze, a ściany namiotu nagle znikły, tak że stali teraz pod baldachimem wspartym na złotych słupkach, a wokoło rozpościerał się wspaniały widok na zalany słońcem ogród i zielone wzgórza poza nim. Teraz pośrodku namiotu pojawiła się sadzawka płynnego złota, które po chwili zastygło, tworząc lśniący parkiet, unoszące się w powietrzu krzesła podzieliły się na grupki wokół przykrytych białymi obrusami stolików i razem z nimi spłynęły z powrotem na ziemię, a wystrojeni w złote surduty członkowie kapeli ruszyli w stronę podium. Harry, Ron i Hermiona usiedli przy najbliższym stoliku, a bliźniacy poszli wręczyć swój prezent. Zabawa rozkręciła się na całego. Hermiona tańczyła z Fredem na środku parkietu, Ron wywijał z kuzynką Fleur, a Harry rozmawiał przy stoliku z jakimś mężczyzną. Gdy nadszedł czas na tzw. ,,jednego", wszyscy udali się do stolików. Wyżej wymienieni przysiedli się do Harry'ego i wtedy stało się coś niespodziewanego. Przez baldachim nad parkietem spadło coś dużego i srebrnego. Pośród stolików wylądował z wdziękiem lśniący ryś.. Wszyscy obrócili w jego kierunku głowy. A potem patronus otworzył usta i przemówił donośnym, głębokim głosem Kingsleya Shackleobolta:
   -Ministerstwo padło. Scrimegour nie źyje. Nadchodzą.
Wszystko jakby się zamazało i spowolniało. Wszyscy zerwali się na równe nogi i wyciągneli różdżki. Czarne postacie zaczęły pojawiać się wśród tłumu. Hermiona chwyciła dłonie Harry'ego i Rona, po czym po raz ostani pocałowała Freda.
   -Powodzenia, mała! 
Uśmiechnął się, a ona obróciła się w miejscu. Poczuła jak grunt znika jej spod nóg, a ciepłe strumyki łez rzeźbią swoją trasę na jej policzkach.
**** 
No i nieuchronnie zbliżamy się ku końcowi. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba, bo wyjątkowo jestem zadowolona z niego. Staram się trzymać kanonu, także musiałam się trochę rozpisać. :)
Czekam na dziewięć pełnych opini, by kolejny rozdział mógł się pojawić!^^
Pozdrawiam i ściskam,
Marta Weasley
PS Rozdział pojawi się w ciągu dwoch tygodnii, jeśli oczywiście przez ten czas 9 komentarzy się pojawi!

PS2. Coś dzieje mi się z bloggerem i pojawiają się złe daty dodania przy rozdziale. Staram się jakoś to naprawić, ale coś mi nie wychodzi. Pojawia sie data, kiedy zaczęłam pisać w telefonie, a nie kiedy dodałam, dlatego proszę nie zarzucać mi, że nie wywiązuje się z terminów, bo rozdział pojawił się w ciągu dwóch tygodni tak jak w Sowie obiecałam. Data dodania poprzedniego rozdziału 13.10.2014- data dodania tego rozdziału 26.10.2014.

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 30 cz.2 - Początek nieuchronnego

Po raz pierwszy, odkąd Hermiona go znała, Fred nie był w stanie wyjąkać ani słowa. Rudzielec opadł na kolana przy bracie. Wpatrywał się w ranę George'a, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Gryfonka nie była pewna jak powinna się zachować, ale chciała by Fred czuł jej obecność. Podeszła i położyła dłoń na jego ramieniu. Być może obudzony przez hałas, jaki wywołało przybycie Freda i ojca, George poruszył się.
  -Jak się czujesz, Georgie?- szępnęła pani Weasley.
Pomacał sobie głowę.
   -Jak uduchowiony-wymamrotał.
   -Co mu się stało-wychrypiał Fred z przerażoną miną.-Mózg ma uszkodzony?
  -Jak uduchowiony- powtórzył George, otwierając oczy i patrząc na brata.-Widzisz...jestem trochę uduchowiony. ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
Pani Weasley zaszlochała głośno. Twarz Freda odzyskała zwykłą barwę. Pogładził dłoń dziewczyny i uśmiechnął się przekornie.
   -To żałosne-powiedział- Naprawdę żałosne! Tyle jest dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym udochowiony?
   -Ach, mamo-powiedział George, uśmiechając się do zalanej łzami matki-teraz będzie ci łatwo nas odróżnić.
Rozejrzał się.
   -Hej, Harry...jesteś Harry, tak?- Harry przytaknął.
   -No, w każdym razie udało nam się sprowadzić cię tutaj. Ale dlaczego Rona i Billa nie ma przy łożu chorego brata?
   -Jeszcze nie wrócili, George-powiedziała pani Weasley.
Uśmiech spdełzł z twarzy George'a. Harry i Ginny spoglądali na siebie ukradkiem, po czym wyszli z pomieszczenia. Fred wstał i usiadł na fotelu sadzając sobie Hermione na kolanach. Zapadła cisza. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a oczekiwanie stawało się już nie do wytrzymania. By rozluźnić atmosferę bliźniacy zaczęli rzucać żartami, z których większość było o uszach. W końcu jednak w drzwiach pojawili się wszyscy członkowie Zakonu, jednak ich miny nie zwiastowały dobrych wiadomości. Rudzielec ścisnął dłoń dziewczyny.
   -Coś nie tak?-zapytał Fred, a przerażenie malowało się na jego twarzy- Co się stało? Kto...
  -Szalonooki-odrzekł pan Weasley.-Nie żyje.
Wytrzeszczyli oczy i zamarli z przerażenia. Nikt nie miał pojęcia, co robić dalej. Tonks łkała cicho w chusteczkę. Wszyscy wiedzieli, że Szalonooki był jej bardzo bliski. To dzięki niemu została aurorem, a potem zawsze ją wspierał w ministerstwie. Hagrid, który siedział na podłodze w kącie pokoju, gdzie miał najwięcej miejsca, osuszał oczy swoją chusteczką wielkości obrusa. Bill podszedł do kredensu i wyjął butelkę Ognistej Whisky i trzynaście szklaneczek.
  -Bierzcie-mruknął i machnąwszy różdżką, posłał każdemu pełną szklankę.-Za Szalonookiego.
  -Za Szaloonookiego-powtórzyli wszyscy i wypili.
Ogniska Whisky zapiekła w gardle, jednak nie była w stanie wypalić uczucia straty jakie ich wypełniało. Siedzieli tak w milczeniu, które zaczynało ich pochłaniać. Czas płynął, a jedyny dźwięk jaki wypełniał pomieszczenie to odgłos nalewania Whisky.
Gdy Lupin z Billem wyruszyli na poszukiwanie ciała Moody'ego, do wszystkich zaczęło docierać, że Szalonooki naprawdę nie żyje. Porozkładali się po kątach w wolnych fotelach i na kanapach, by wykraść Morfeuszowi chociaż kilka minut niespokojnego snu. Salon po chwili wypełnił się rytmicznymi oddechami. Hermiona przytulona do klatki piersiowej Freda wsłuchiwała się w bicie jego serca, aż w końcu również zapadła w niespokojny sen.
*******
Przez następne dni w Norze panowała posępna atmosfera. Członkowie Zakonu pojawiali się, przekazywali wiadomość po czym znikali.
Hermiona, Harry i Ron siedzieli w kuchni zajadając kanapki przygotowane przez panią Weasley, która poszła obudzić Fleur. Starali się wykorzystać każdą chwilę bez nadzoru by poczynić jak najwięcej ustaleń. Puf! Za krzesłem na którym siedziała Hermiona, pojawił się Fred. Pocałował dziewczynę w policzek i z żartobliwym uśmiechem, powiedział:
   -Dzień dobry spiskowcy! Jak to możliwe, że jesteście tutaj sami w trójkę bez nadzoru pani oficer?
-Pani oficer musiała iść obudzić pozostałych domowników i wyprać twoje skarpetki, i bieliznę. Swoją drogą to wstyd by mężczyzna w twoim wieku przywoził mamie do prania swoje brudne gacie!
Fred spalił buraka, a Ron roześmiał się zadziornie.
   -Mamo! No co ty najlepszego narobiłaś?! Przez ciebie Hermiona nie będzie chciała zostać moją żoną, bo teraz już wie, że będzie mi musiała prać skarpetki do końca życia!
   -I ślubuje ci miłość, wierność i pranie skarpetek do końca życia-w drzwiach pojawił się roześmiany George, który widocznie przysłuchiwał się rozmowie od początku- a także przyrzekam sprzątać, zmywać i dokarmiać twojego brata dopóki śmierć nas nie rozłączy!
Wszyscy roześmiali się, nawet pani Weasley usiłująca przez cały czas zachować powagę nie wytrzymała i roześmiała się. Jednak szybko przybrała ponownie kamienny wyraz twarzy i wskazała każdemu zadanie do wykonania, oczywiście zadania były rozłożone tak by mieli do siebie jak najdalej i nie mogli się porozumiewać. Hermionie przypadło czyszczenie sztućców. Po wyczyszczeniu piędziesiątego widelca przestała je już liczyć. Czyjaś dłoń oplotła jej talie. Oparła się o tors chłopaka i cicho mruknęła. Roześmiał się.
   -Tygrysie!-pocałował ją w policzek-widzę, że mama nikogo nie oszczędza.
   -Jest gotowa na każde poświęcenie byleby nas zatrzymać. Wydaje jej się, że jeśli nie będziemy mieli czasu rozmawiać ze sobą to dłużej tu zostaniemy.
   -A ma rację? Bo jeśli tak to przyniosę ci jeszcze kilka zestawów sztućców!
   -Nie ma racji, podjęliśmy już decyzję...
   -Kiedy?-głos chłopaka diametralnie się zmienił, starał się by to pytanie zabrzmiało luźno, jednak bez problemu dało się w nim wyczuć zawód.
   -Po weselu.
   -Ale przecież to już za pięć dni!
   -Wiem, ale to już ostateczna decyzja. Nie możemy dłużej zwlekać, każdy dzień bez działania sprawia, że Voldemort rośnie w siłę.
   -Rozumiem, ale teraz po tym czasie spędzonym razem trudno mi wyobrazić sobie choćby jeden dzień bez ciebie. Wydaje mi się to, że jesteś tu ze mną tak naturalne, jakby nigdy nie było inaczej. Jakbyś już była częścią mnie.
Obróciła się do niego twarzą i uśmiechnęła się, po czym pocałowała go namiętnie. Ich usta muskały się wzajemnie, tocząc walkę, jakby chciały udowodnić sobie kto kocha bardziej. Oderwali się od siebie. Hermiona spoważniała. Spojrzała w karmelowe oczy chłopaka i poczuła, że gdyby nie siedziała, to kolana na pewno by się pod nią ugięły. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że komuś naprawdę na niej zależy. Marzeniem każdej dziewczyny, kobiety jest znaleźć mężczyzne, w którego oczy patrząc można zobaczyć całą jego miłość, a ona zrozumiała, że jest właśnie taką szczęściarą. Nie mogła się powstrzymać, zawsze gdy był gdzieś w pobliżu czuła niepohamowaną ochotę by go dotknąć, poczuć jego obecność. Musnęła jego usta jeszcze raz.
   -Przemyślałam wszystko i doszłam do wniosku, że najlepiej będzie jeśli nie będziemy się przez ten czas kontaktować. Gdyby Śmierciożercy coś wywęszyli byłbyś w ogromnym zagrożeniu, a tego nie chce. Dlatego musimy zawrzeć pewną umowę, dobrze?
Patrzyła na niego, a na jej twarzy malowała się pełna powaga. Był bardzo zdziwiony, ale przytaknął.
   -Obiecajmy sobie, że jeśli przeżyjemy tę wojnę to spędzimy ze sobą resztę życia, a jeśli któreś z nas zginie to to drugie i tak postara się sobie ułożyć życie, dobrze? I, że na czas wojny zapomnimy o sobie, są sprawy ważne i ważniejsze, a ratowanie świata Czarodziejów i naszego własnego jest teraz najważniejsze.
Otworzył szeroko oczy zdziwiony tym co usłyszał. Chciał coś powiedzieć, zaprotestować, ale po chwili zastanowienia przytaknął.
   -Obiecuje.
Pocałowała go znowu. Tym razem do walki dołączyły też języki. Przyciągnął ją mocniej do siebie. Ich ramiona, dłonie, uda, wszystko idealnie do siebie pasowało, tak że nie było między ich ciałami nawet milimetra przerwy. Dłoń dziewczyny spoczęła na jego policzku, a druga zawędrowała na tors, a następnie na plecy, gdzie rytmicznie z tempem pocałunku przesuwała się od jednego ramienia do drugiego. Fred był pewny, że takie chwilę nie będą zbyt szybko dane im ponownie, więc starał się chłonąć każdy jej dotyk, bliskość, smak ust i zapach perfum. Jego dłoń wyznaczała własną trasę na jej udzie. Lekkim, aksamitnym ruchem sunął od kolana ku biodrom.
   -FREDZIE WEASLEY!
Gryfonka czerwona niczym dojrzały pomidor odskoczyła od chłopaka, a Fred poderwał się na równe nogi w poszukiwaniu źródła dźwięku, gdy w końcu spostrzegł głowę Molly w kuchennym oknie.
   -KAŻDY MA JAKIEŚ ZADANIE, WSZYSCY HARUJĄ JAK MOGĄ, ALE NIE TY! CO TO MA BYĆ? DOSYĆ, ŻE NIC NIE ROBISZ TO JESZCZE PRZESZKADZASZ HERMIONIE! NIE WIERZĘ, ŻE TAKI LEŃ MOŻE BYĆ MOIM SYNEM!
   -Przepraszam mamo, już idę. Spokojnie, spokojnie nie krzycz bo ci ciasto opadnie.
Okno zamknęło się z hukiem. Fred uśmiechnął się do dziewczyny, pocałował ją w policzek i pobiegł w stronę domu, wołając jeszcze na pożegnanie:
   -Do zobaczenia później, mała.

Jednak szans na spotkanie się nie było przez najbliższe trzy dni zbyt wiele. Pani Weasley dopilnowała tym razem bez zarzutów by nasi spiskowcy nie mieli okazji się nawet przelotnie zobaczyć, a co dopiero porozmawiać. Hermiona właśnie skończyła ścielić łóżka, gdy drzwi od pokoju otwarły się z cichym skrzypnięciem. Musnął jej szyje pocałunkiem, jednym, drugim...Upadli razem na łóżko. Śmiech dziewczyny wypełnił pomieszczenie. Jej usta szybko odnalazły usta Freda i obdarzyły je namiętnym pocałunkiem. Rozpiął guzik jej koszuli, a za chwilę jego los podzieliły pozostałe guziki. Dziewczyna nie pozostawała dłużna, zciągnęła koszulkę rudzielca i odrzuciła ją w bok. Uśmiechnął się szelmowsko, przejechał dłonią po jej brzuchu i nachylił się, szeptając.
   -Jesteś pewna, że tego chcesz?
*****
Uff było ciężko, ale jest w końcu skończyłam. Mam nadzieję, że wam się podoba,chciałam dodać trochę pikanterii, także tego no-czekam tradycyjnie na 8 komentarzy :D
PS Komentarze typu ,,kiedy następny rozdział?" czy  ,,super" nie wliczają się w tą magiczną ósemke, tylko pełna opinia ;)