Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 14- Pakt


Dawno nic nie pisałam, ale już jest. Mam dla was w tym rozdziale niespodziaankę ;p miłego czytaniaa - Weasleyówna
***
Tego sobotniego ranka George obudził się bardzo wcześnie, co mu się zwykle nie zdarzało. Spojrzał na łóżko brata. Pościel była skotłowana na środku łóżka, gdzie znajdowało się spore i podłużne wybrzuszenie. Jak on śpi! - pomyślał George, i na palcach zaczął podchodzić do "legowiska" Freda. Kiedy już był blisko, szybko złapał za brzeg kołdry i ściągnął ją z łóżka. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zamiast brata bliźniaka zobaczył frotowe prześcieradło rozciągnięte na materacu. Spojrzał również na łóżko swojego współlokatora Lee Jordana. W tym przypadku miał dowód na to, że przyjaciel został w dormitorium - spod pościeli wystawały rozrzucone po poduszce czarne loki.
- Lee! - zawołał George,
- Za 5 minut mamo... - wymruczał sennie Jordan. Wtedy Weasley wpadł na pomysł:
- Panie Jordan, czy ja mam sama komentować mecz Quidditcha? - powiedział, udając głos profesor McGonnagal. Lee natychmiast podniósł się z łóżka. Ziewnął i odgarnął do tyłu swoje długie loki.
- Już idę pani profesor! - odpowiedział szybko, po czym rozejrzał się po sali podejrzliwym wzrokiem. Nigdzie nie zauważył nauczycielki, jednak zamiast niej zobaczył George'a, który tarzał się po podłodze ze śmiechu.
- Czego chcesz debilu? - zapytał wyraźnie zdenerwowany.
- Widziałeś Freda? - spytał Rudzielec poważniejąc.
- Wychodził wieczorem do Pokoju Wspólnego. Coś jeszcze?
- Nie, tylko tyle. Dzięki, możesz powrócić do fantazjowania o Minervie!
- Super - odezwał się Lee, nie reagując na zaczepkę Weasley'a, i ponownie zakopał w pościeli. George westchnął i po cichu wyszedł z dormitorium. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo oprócz dwóch osób śpiących na czerwonym fotelu. W jednej z nich rozpoznał swojego brata, a w drugiej jakąś dziewczynę. Podszedł bliżej, obok Freda leżała Hermiona. HER-MIO-NA!
- WOW FREDI! - George wydarł się na całą wieżę, budząc przy tym wszystkich jej mieszkańców, którzy zaczęli z ciekawością wyglądać  ze swoich pokojów w poszukiwaniu źródła zamieszania.  Fred natychmiast się poderwał. Zaspanymi oczami rozejrzał się po Pokoju Wspólnym, a potem spojrzał na osobę śpiącą w jego ramionach. Uśmiechnął się i dał dziewczynie delikatnego buziaka w policzek. Hermiona drgnęła, a zaraz potem otworzyła oczy. Gryfoni obserwujący to zdarzenie zaczęli klaskać. Granger nieprzytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu, a kiedy zorientowała się, że jest przytulona do Weasleya natychmiast od niego odskoczyła. 

***

Kiedy Fred pocałował Hermione, wśród Gryfonów rozległ się gromki aplauz, jednak nie wszyscy klaskali. Na twarzy czarnowłosej dziewczyny pojawił się grymas niechęci i odraza. Spojrzała przed siebie, na podwyższenie gdzie stali chłopcy z Gryffindoru. Napotkała spojrzenie chłopaka, który miał na twarzy podobną minę. W jej głowie narodził się pewien plan. Bardzo nikczemny plan.

***
- Ja...iść...muszę...ja - Hermiona zaczęła wyrzucać z siebie słowa w ekspresowym tempie, a jej twarz kolorem przypominała dojrzałego pomidora. 

-  Nie wstydź się! - powiedział z ogromnym uśmiechem na ustach, bo widok zawstydzonej Hermiony był czymś zaskakującym. - Zaniósłbym Cię do dormitorium, ale nie chciałem ryzykować ślizgawki - wstał i wyciągnął w jej stronę ręce.
Granger szybko go przytuliła i pobiegła do dormitorium, mamrocząc coś pod nosem o zajęciach i pracy domowej. 

***

Kiedy wszyscy Gryfoni rozeszli się do swoich sypialni, dziewczyna, której widok zakochanych nie sprawił przyjemności, postanowiła wcielić swój plan w życie. Zeszła no dół, do Pokoju Wspólnego. To samo zrobił chłopak.
- Słuchaj, - powiedziała nastolatka - zawrzyjmy umowę. Ty chcesz Hermiony, a ja Freda. Pomogę ci, jeśli ty pomożesz mi. Rozdzielmy ich. Wchodzisz w to? - zapytała,  podając mu rękę.
- Wchodzę - zapewnił z wyrazem triumfu na twarzy, i uścisnął dziewczynie rękę,  po czym rozeszli się do dormitoriów. Właśnie zawarł się pakt między Ronem Weasleyem, a Alicją Spinnet.

***

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 13 - Odwaga czasem boli



Ciepło jego ciała, zapach perfum, wszystko działało na nią jak afrodyzjak. Książka wypadła jej z dłoni i z cichym stuknięciem wylądowała na podłodze, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. Dłoń Freda wplotła się w drobną dłoń Hermiony, a jego druga ręka powędrowała na jej policzek. Gryfonka dopiero teraz uświadomiła sobie co to prawdziwy pocałunek. Z Ronem zawsze muskali się tylko ustami lub dawali sobie buziaka w policzek. Pocałunek Freda był zupełnie inny. Gorąca fala przechodziła przez jej ciało, a serce i umysł krzyczały Nie!. Każda cząstka jej ciała była temu przeciwna, jednak ona po raz pierwszy sprzeciwiła się samej sobie i dalej trwała w pocałunku. W głowie Freda zrodził się za to genialny plan, postanowił potraktować ją tak jak ona go w Wieży Astronomicznej, czyli zostawić ją bijąca się z myślami, nie pozwolić o sobie zapomnieć. Lekko się od niej odsunął, a na ich twarzach zagościły uśmiechy. Fred nachylił się nad dziewczyną, odgarnął włosy z jej ucha i wyszeptał:
     - Dobranoc - po czym obrócił się na pięcie i zniknął w jednym z ukrytych przejść, zostawiając ją w osłupieniu na środku korytarza.
 Doszła do dormitorium i dopiero tam przypomniała sobie, że zostawiła na korytarzu książkę. Zaczęła schodzić po schodach, a ku jej zdziwieniu na dole czekał już na nią Fred - oparty o ścianę machnął w jej stronę trzymaną w ręku książką.
        -Wiedziałem, że się po nią wrócisz - uśmiechnął się łobuzersko.
       - Pani Pince nie byłaby zbytnio zadowolona, gdybym zgubiła którąś z jej książek - z gracją zeszła z ostatniego stopnia i stanęła przed nim.
       -Tak, ona chyba mnie zbytnio nie lubi, co?
       -Zbyt często nie zaszczycasz jej swoją obecnością w bibliotece, więc nie możesz jej się dziwić - wzięła od niego książkę i obróciła się na pięcie, ale zaraz przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Podeszła do niego i pocałowała go w policzek szepcząc:
     
 - Dobranoc

***

 
Czuli coś do siebie. Tak, to było pewne, ale co to tak naprawdę za uczucie? Czyżby narodziła się miłość, a może tylko zauroczenie? Tysiące pytań krążyło obojgu po głowie, a odpowiedź zdawała się nie być wcale taka prosta. Hermiona siedziała w Wielkiej Sali rozprawiając z Harrym o jego snach, które zaczynały martwić ją coraz bardziej. Można by było powiedzieć, że Ron także się przejął… tym, że właśnie ostatni kawałek sernika został mu sprzątnięty sprzed nosa przez Nevilla.
     - Harry, - wyszeptała Hermiona - przecież jemu może o to właśnie chodzić, chcę cię tam zwabić, a później zabić.
     - Nie, ten sen jest zbyt realistyczny. Voldemort zapewne nie wie, że grzebie w jego świadomości.
     - Arry, hakon geniksa poładzi szobie z tim, ty połineweś przyloszyc się fo oflumukencji - kolejny kęs babeczki z budyniem wylądował w jego pełnych już ustach - o furde, mófie jakch Mermiona!
      - Ron, ja nigdy nie mówię z pełnymi ustami, to po pierwsze, a po drugie, mógłbyś powtórzyć? 
Rudzielec  jeszcze chwilę delektował się babeczką, po czym  głośno ją  przełknął, co wywołało uśmiech na twarzy Harry'ego i pogłębiło zażenowanie widoczne na twarzy Hermiony.
      - Mówiłem, że Harry powinien przyłożyć się do oklumencji, ponieważ Zakon Feniksa poradzi sobie z zaistniałą sytuacja.
      - Stary, Ty naprawdę mówisz jak Hermiona.
Cała trójka śmiejąc się powróciła do posiłków, co oczywiście z największą ochotą uczynił Ron. Następnie udali się na zajęcia. Transmutacja, zielarstwo, eliksiry i obrona przed czarną magią - lekcja na którą od niedawna uczniowie chodzili bardzo niechętnie, a wielu z nich znalazło sposób, by na lekcjach w ogóle się nie pojawiać, a wszystko za sprawą bombonierek Lesera bliźniaków Weasley.
Hermiona jeszcze o tym nie wiedziała, ale ta lekcja miała sprawić, że zacznie budzić respekt między uczniami Hogwartu. Profesor Umbridge siedziała już za biurkiem, gdy weszli do klasy. Jak zwykle miała na sobie ohydnie różowy kombinezon, a jej usta układały się w nienaturalnie wyglądający, ropuszy uśmiech. Powiedziała im, a raczej rozkazała co mają czytać, ale szybko zorientowała się, że coś jest nie tak - w klasie było zaledwie dziesięć osób.
       - Co... Gdzie jest reszta? - wściekłość malowała się na jej twarzy.
      - Źle się czuli, zjedli coś i teraz wszyscy są w skrzydle szpitalnym - odpowiedział jej któryś z Puchonów, z którymi mieli akurat lekcje.
      - Ahh.. no dobrze czytajcie moi kochani - wydukała, ze sztucznym uśmiechem, a na jej twarzy nie malowały się już żadne emocje.
Wróciła za katedrę i z zaciętością zaczęła coś notować w różowym notesiku. Pozostali na lekcji uczniowie niechętnie pogrążyli się w lekturze, tylko Hermiona siedziała wyprostowana i patrzała wprost w profesor Umbridge. Dolores na początku udawała, że nie zauważa tego, ale gdy oczy całej klasy były wpatrzone w Hermione to zmuszona była zainterweniować.
    - Moja droga, chyba wyraźnie prosiłam, żebyście czytali rozdział trzeci - jej głos był strasznie przesycony słodyczą.
      - Ale ja już skończyła.
      - To przeczytaj rozdział czwarty.
      - Ten też już przeczytałam.
      - No to rozdział piąty, skarbie - wysyczała, ale z jej twarzy nadal nie schodził uśmiech.
      - Również skończony, przeczytałam już całą książkę - na twarzy Hermiony pojawił się wyraz triumfu.
      - Pff, to niemożliwe kochanieńka. Coś w tej twojej mądrej główce jednak nie działa tak jak powinno.
Ton profesor Umbridge był pełen pogardy, a zachowywała się jakby mówiła do kilkuletniego dziecka. Hermiona wiedziała, że do tego dojdzie i była z tego bardzo zadowolona. Taki w końcu był jej cel. Chciała się czegoś nauczyć, a nie czytać jakieś durnoty z ocenzurowanymi zaklęciami.
      - Nie wiem jakie są cele tego programu nauczania, ale zapewne nie przystosują nas do obrony przed czarną magią.. chyba, że zaczęlibyśmy ćwiczyć je na nauczycielach, a dokładnie na jednej pani profesor… - w klasie słyszalne były pomruki zachwytu .
      - Jak śmiesz ty nędzna szla...- w porę ugryzła się w język - Gryffindor zarabia pięćdziesiąt punktów ujemnych, a ty zgłosisz się do mnie o osiemnastej na odbycie swojej kary.
      - Jest pani tylko nędzną marionetką Ministerstwa, a zwracanie się do uczennicy szlama idealnie ukazują sytuacje, jaka jest obecnie w naszym Rządzie.
Złapała swoją torbę i nie patrząc już na zdziwioną minę pani profesor, udała się w stronę drzwi, a w jej ślady poszła reszta uczniów, zostawiając Różową Ropuchę w samotności.
Gdy dziewczyna wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów, powitały ją wiwaty i okrzyki. Rozsądek podpowiadał jej, że nie było to dobre posunięcie, ale jakaś cząstka jej duszy cieszyła się z tego co zrobiła. Przecisnęła się przez tłum i poszła się przebrać. W końcu bądź co bądź, miała szlaban .Pierwszy w swoim życiu szlaban. Dopiero teraz pomyślała o tym, że jest prefektem, nie powinna była się tak zachować, a jeśli odbiorą jej odznakę? Zegar wybił szóstą, więc na więcej przemyśleń zabrakło czasu. Entuzjazm jaki przed chwilą odczuwała, uleciał jak powietrze z balonika. Ze smętną miną, udała się pod gabinet nauczycielki. Zapukała i nie czekając na odpowiedź, nacisnęła na klamkę. Dopiero teraz uświadomiła sobie jaką karę dostał Harry i podświadomie złapała się za dłoń. Za biurkiem siedziała Umbridge ze swoim przesłodzonym, ropuszym uśmiechem. Dziewczynie zakręciło się w głowie od pisków i pomiałkiwań porcelanowych kotów. Dolores wskazała jej miejsce przy stoliku na którym leżał pergamin i wieczne pióro. A jednak - przemknęło jej przez głowę, gdy zajmowała miejsce. Teraz była już pewna, ze na jej dłoni pojawią się krwawe szramy.
      - Nie będę sprzeciwiać się reformą ministerstwa - wskazała swoim grubym palcem na papier. - Pisz.
Hermiona posłusznie zaczęła pisać, a dłoń momentalnie zapiekła. Umbridge uśmiechnęła się lekko i nastawiła klepsydrę na dwie i pół godziny, po czym usiadła na swoje miejsce. Gryfonka starała się pisać jak najwolniej by rana przez ten czas jak najmniej się pogłębiła. Ręka jednak piekła coraz bardziej, aż do momentu, gdy z napisu pociekło kilka strużek krwi, które spłynęły na pergamin. Ostatnie ziarenka piasku przesypały się, a dziewczyna nic nie mówiąc zgarnęła torbę i wyszła z gabinetu, nie zwracając uwagi na radosny uśmiech Dolores. Na korytarzu, nie powstrzymując już łez, zaczęła biec korytarzami w stronę wieży Gryffonów. Wpadła do pokoju wspólnego, pozostawiając za sobą ślady rubinowych kropli. Całe szczęście została jej jeszcze buteleczka wyciągu ze szczuroszczeta. Wlała ją do miski i usiadła w fotelu, zanurzając dłoń w zawartości naczynia. Uczucie ulgi przeszło przez jej ciało, nie zdawała sobie nawet sprawy, że ból był aż tak silny, dopóki nie ustąpił. Zamknęła oczy, ale po chwili poczuła czyjeś ciepłe usta na swoim policzku. Szybko otworzyła oczy i ujrzała Freda. Wolałaby, żeby jej teraz nie widział. Zapłakana, z podpuchniętymi oczyma i czerwonymi policzkami, nie wyglądała zbyt efektownie. Zapewne zaraz zacznie latać nad nią jak nad umierającą, a ona jest przecież samowystarczalna. Zawsze radziła sobie sama, nie potrzebowała niczyjej pomocy i tak miało pozostać. Silna Hermiona Granger w każdej sytuacji. Samowystarczalna.
  - Wstań - jego głos był taki ciepły i troskliwy.
Hermiona wstała zdziwiona, wyjmując rękę z wyciągu, czego zaraz pożałowała. Rudzielec wziął bandaż i gazę, zamoczył ją w misce, po czym usiadł w fotelu. Spojrzała na niego zszokowana, co to miało być. Chłopak wyciągnął ręce i posadził ją sobie na kolanach. Nie opierała mu się, nie miała na to siły. Ujął jej dłoń w swoją i przyłożył gazę, starając się jej nie urazić. Owinął dłoń bandażem i spojrzał w jej piękne oczy.
      - Widzisz, bycie odważnym nie zawsze wychodzi na dobre.
Uśmiechnęła się lekko, a on tylko przyciągnął ją do siebie tak, że teraz jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Wtuliła się w niego, nic nie mówiąc. Podobno, żeby naprawdę zrozumieć czym jest życie, trzeba się zakochać, ale Fred nie chciał się zakochiwać - on chciał kochać, bo nie sztuką jest się zauroczyć, za­kochać... Sztuką jest pokochać kogoś, z całym bagażem jaki niesie na swoich barkach.
      - Hermiono - wyszeptał niepewnie.
      - Tak? - jej głos był senny, a oczy miała nadal zamknięte.
      - Tak się zastanawiam, wtedy na Wieży Astronomicznej powiedziałaś mi, żebym Cię zdobył, ale co dokładnie miałaś na myśli?
Serce mu przyspieszyło, bał się, żeby to pytanie nie zabrzmiało dwuznacznie. Chciał wiedzieć czego ona oczekuje od niego, prostego Freda Weasley.
      - Mamaaa opowiaaaaadała mi kiedyś bajkę - ziewnęła - i kilka słów z niej zapadło mi jakoś w pamięć, a mianowicie ,,Bądź zdo­bywcą. Za­kochaj się we mnie. Ta­kiej sza­rej i zwykłej, po czym od­kry­waj tą pełną ra­dości i życia dziewczynę. Po trochu i ciągle od nowa.” - znowu ziewnęła. - Mama zawsze pięknie mówiła o miłości.
      - Dla ciebie mogę zostać kimkolwiek, nawet zdobywcą - pocałował ją w czoło. - Bardzo mi na tobie zależy, Hermiono. Na twojej obecności w moim życiu. 
Spojrzał na nią, spała. Jej oddech był spokojny i równomierny.
      - O jak słodko, Sir. Zgredek przyniósł koc.
Fred nie zauważył skąd skrzat się wziął, ale uśmiechnął się do niego i sięgnął po koc. Okrył nim siebie i dziewczynę.
       - Dziękuje Zgredku.
       - Nie ma za co, Sir. Gdyby moja Mrużka.. ahh.. dobrej nocy Sir.
       - Dobranoc Zgredku.
Skrzat zdmuchnął świeczkę i wyszedł, a Fred poczuł jak jego również opanowuje senność. Oparł podbródek na głowie Gryfonki i pozwolił ciężkim powiekom opaść.

***

Uff nareszcie skończyłam przepraszam, że tak długo, ale miała problemy z komputerem i straszny nawał nauki. Czekam na wasze opinie, a osoby których blogi czytam - strasznie przepraszam za opóźnienie w czytaniu, ale nie miała czasu.
Także tego - czekam na wasze komentarze, bo bardzo motywują- zarówno te pozytywne jak i krytyczne
.


piątek, 3 maja 2013

Rozdział 12 - Zdobędę ją!



  Kiedy wyszła z wieży czuła się tak dziwnie lekko i cudownie. Czuła, że może wszystko. Wyznanie Freda miało podobny efekt do tego, który dawało wypicie Płynnego Szczęścia. Tyle, że to szczęście nie było udawane, ani sztucznie wywołane. Było prawdziwe. Hermiona rozmyślała o tym, czego może dziś dokonać,  aż do momentu, gdy przypomniała sobie, że w tej chwili powinna być na lekcji. Na szczęście miała teraz Historię Magii z profesorem Binnsem, który na pewno nawet nie zauważył, że jej nie ma. Przyspieszyła kroku, choć klasa była za rogiem. Dopiero kiedy nacisnęła klamkę, przypomniała sobie o rozpiętych guzikach i poluzowanym krawacie, i niewiele myśląc natychmiast zaczęła to poprawiać. Problem polegał na tym, że drzwi do klasy były już otwarte, a to co robiła obserwowali Gryfoni z piątego roku. Nie przejęła się tym, choć wiedziała, że niedługo pojawią się plotki na ten temat. Spokojnie usiadła w wolnej ławce, choć zrobiła to niechętnie, z dwóch powodów:
- po pierwsze: jedyna wolna ławka znajdowała się obok ławki Rona i Lavender
- po drugie: najchętniej zrobiłaby coś innego niż powiedziała Fredowi, czyli rzuciła mu się w objęcia.
Ale cóż... Zrobiła to, co zrobiła i nie może już tego odkręcić. DUMA jej na to nie pozwala. Nie pozwalał jej też na to jej rozum i  podchodzenie do wszelkich spraw na chłodno - nawet do tych sercowych. Wszystko co ostatnio działo się w jej życiu, było strasznie niespodziewane i jak na nią, niezwykle szalone. Sama jeszcze nie była pewna czy taki obrót spraw ją zadawala. W jakimś stopniu przerażały ją emocje, które nagle zaczęła odczuwać. Nie lubiła siebie wtedy, ponieważ robiła rzeczy, które były wbrew jej logice, a jednocześnie była ciekawa do czego byłaby zdolna się posunąć. Niech ją zdobywa, niech jej pokaże, że mu na niej zależy, że to nie były tylko puste słowa. Poczeka. Lecz teraz czekała przede wszytskim na zakończenie się lekcji, gdyż przed nią prawie cała godzina siedzenia obok miziających się Rona i Lavender. 
Zupełnie inaczej było z Fredem. Kiedy Hermiona wyszła z wieży, został tam sam. Musiał pomyśleć. Potrzebował spokoju, dlatego nie poszedł na żadną lekcję. Zaszył się w wieży, bo widok rozpościerający się z niej działał na niego kojąco. Pozwalał mu się skupić, co udawało mu się naprawdę rzadko. Opuścił swoją kryjówkę, gdy zakończyły się wszystkie lekcje tego dnia, czyli w porze obiadowej. Postanowił, że już dzisiaj zacznie zdobywać Hermione. Poszedł pod jej klasę, kiedy akurat kończyła lekcję transmutacji z Krukonami. 

*** 

Hermiona, prosto po zajęciach skierowała swoje kroki w kierunku biblioteki, jak codziennie. Zawsze chodziła tam, gdy chciała o czymś pomyśleć, nie tylko, jak większość uczniów, gdy potrzebowała informacji do pracy domowej. To miejsce uspokajało ją, napawało optymizmem, choć dla większości zapewne przebywanie tutaj było nieprzyjemnym obowiązkiem. Radośnie przywitała się z Panią Pince, która lekko się do niej uśmiechnęła. Podeszła do regału, na którym znajdowały się książki do czytania, tak poza obowiązkiem, dla rozrywki. Przejechała palcem po brzegach kilku książek i już miała wyjąć spośród innych "Jak jedno zaklęcie złączyło dwa serca", gdy ktoś zakrył jej oczy rękoma.
  - Zgadnij kto to.
  - Fred zabieraj te łapy.
  - Skąd wiedziałaś?
  - Hmm...
  - Co to? - zapytał pokazując palcem na książkę w jej ręce
  - "Jak jedno zaklęcie złączyło dwa serca"
  - To coś o magicznej medycynie?
  - Ha - ha - ha.... - udała, że się sarkastycznie śmieje.
  - Nie pomagasz.
 - Wiem o tym - uśmiechnęła się zawadiacko i podeszła do bibliotekarki.
 - Witajcie Hermiono i... - zawahała się Pani Pince
 - Jestem Fred. Dzień dobry.
 - A więc witajcie Hermiono i Fredzie. Widzę moja droga, że skończyłaś już książki o zielarstwie?
 - Tak proszę pani, dwa tygodnie na regał to naprawdę kiepsko. Nie jestem z siebie dumna.
 - Moja droga, założę się, że twój towarzysz nie przeczytałby jednego regału w dwa lata.
 - Wyjątkowo się z panią zgodzę - odparł Rudzielec, rzucając porozumiewawcze spojrzenie bibliotekarce.

Pani Pince uśmiechnęła się kpiąco, potem zapisała Hermionę na karcie książki. Podała jej tomik, mówiąc:
 - Pospieszcie się, bo nie zdążycie na obiad.
 - Och, ma pani rację, dziękuję - odparła Hermiona. - A książkę oddam dziś wieczorem, ewentualnie jutro przed śniadaniem. Do widzenia.

 - Do widzenia Hermiono - odpowiedziała z życzliwością bibliotekarka.

Granger wyszła z biblioteki z książką w dłoni. O dziwo, Fred gdzieś zniknął, ale nie zwróciła na to większej uwagi, bo przyjemne ciepło wypełniało jej ciało. Zawsze wypożyczając nową lekturę, odczuwała wewnętrzną ekscytacje. Odruchowo przemknęła palcami po stronach i nie mogła się powtrzymać przed zajrzeniem na pierwszą stronę. Otworzyła książkę na pierwszej stronie przeczytała pierwsze kilka wersów, a przynajmniej taki miała zamiar: "To zdarzyło się niedawno, chociaż właściwie nie powinno się zdarzyć. Ja nie powinnam się w nim zakochać. On nie powinien zakochać się we mnie. Oboje popełniliśmy błąd, oboje ten sam. Błąd nazywany miłością. Ja jestem Gryfonką, mam na imię Jessica. On jest Ślizgonem, nazywa się Vince. Pojawia się pierwsza sprzeczność, Gryffindor i Slytherin, przykład ognistej, wzajemnej nienawiści. My byliśmy inni... Nie chcieliśmy barier. Ja chciałam jego, on chciał mnie. Nie rozumieliśmy, cóż w miłości znaczą inne domy w Hogwarcie? Uważam, że równie dobrze mogłabym należeć do każdego innego domu. Jestem odważna, mądra, oddana, sprytna, potrafię kochać, za przyjaciół oddałabym życie. Moja krew jest czysta. Nie pojmowałam, czemu akurat Gryffindor, czemu ten dom miał mnie prowadzić przez naukę. Myślałam, że to jakiś żart losu, ale historia z Vincem przekonała mnie, że być Gryfonką to moje przeznaczenie, że..."

   - O czym to?
 - Fredzie Weasleyu! Zabiję! Przeszkodziłeś mi! - zaczęła się wydzierać Miona. Fred zorientował się, że to jego wielka szansa i zamknął jej usta pocałunkiem...

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 11- Płynne Szczęście

Na początek chciałam wam bardzo podziękować za taką ilość wejść:) jestem strasznie szczęśliwa, że mamy dla kogo pisać, bo to bardzo motywujące, gdy wiem, że ktoś czyta i komentuje naszą pracę ;D
No dobra, to na tyle mojego marudzenia, przechodzę już do rozdziału:)
PS Tak, rozdział 10 zniknął, ponieważ nic nie wnosił do historii i doszłam do wniosku, że lepiej go usunąć, także nie martwcie się - nie wkradł się tutaj żaden chochlik - po 9 jest 11 :)



***Tydzień później***

       Hermiona jak zwykle uciekła od problemów do książek. Zapach pergaminu uspakajał ją jak nic innego. Pisała wypracowania, uczyła się, przyrządzała wywar ze szczuroszczeta dla Harry’ego, który nadal miał szlaban u Umbridge. Ogółem mówiąc - funkcjonowała, ale pusta w środku. Zupełnie jakby na jej malinowych ustach złożył pocałunek dementor, wysysając z niej przy tym całą siłę do życia. Czuła coś do Freda, ale sama nie była pewna co. Niechętnie pozbierała książki i włożyła je do torby. Dzisiaj miał odbyć się mecz, więc przebrała się i wyciągnęła buteleczkę Płynnego Szczęścia. Szybkim ruchem opróżniła ją i rzuciła do kufra. Uczucie błogiego ciepła przeszło całe jej ciało - od czubka głowy, aż po palce u stóp. Radosna udała się na boisko.
    - Cześć wam! - jej wzrok był lekko nieprzytomny, co nie umknęło uwadze Freda.
   - Hermiono, wszystko w porządku? - zapytał, choć ostatnimi czasy znów się od siebie oddalili, co bardzo go zabolało.
   - Całkowicie w porządku mój śliczny dziubasku - pocałowała go w policzek i wsiadła na miotłę. Wszyscy wlepili w nią wzrok z osłupieniem.
   - Będziecie tak stać i gapić się na mnie jak ciele w malowane wrota czy zaczniemy grać? - na jej twarzy mimo poważnego tonu, widniał szelmowski uśmieszek. 
Wszyscy jak na komendę dosiedli swoich mioteł. Mocne szarpnięcie i wolność, którą mogła dać tylko gra w Quidditcha. Zajęli swoje pozycje, a piłki zostały wypuszczone. Hermiona nie odrywała wzroku od Freda, tylko gdy piłka zbliżała się do pętli elegancko ją odbijała i wracała do wzdychania w stronę rudzielca. Mecz oczywiście zakończył się wygraną drużyny  bliźniaków. Hermione wszyscy po kolei wyściskali i udali się do szatni. Teraz na boisku została tylko ona i Fred.
   - Byłaś wspaniała - trzymał ręce w kieszeniach i bujał się na piętach patrząc na nią z uśmiechem.
  - To ty byłeś wspaniały, taki silny i taki ładny - podeszła bliżej do niego- jesteś taki kochany Fred i taki męski - oplotła ręce wokół jego szyi i zatopiła swoje usta w jego.  
Rudzielec stał jak wryty nie wiedząc co zrobić. Brunetka po chwili odsunęła się od niego i jakby nigdy nic w podskokach udała się z powrotem do dormitorium dziewcząt. Ku jej zdziwieniu na łóżku siedziała Ginny z butelką po Płynnym Szczęściu w dłoni. Rudowłosa wiedziała, że nic nie zdziała dopóki jej przyjaciółka jest pod wpływem eliksiru, więc nic nie mówiąc udała się do swojego łóżka, a Hermiona poszła się myć.
 ***
   Fred obudził się. Jak zwykle zaspał, spojrzał na łóżko George’a, który również dalej smacznie spał. Rzucił w niego poduszką i poszedł do łazienki. Gdy już ubrany i  w miarę ogarnięty wrócił do dormitorium, myśli które wczoraj nie pozwalały mu zasnąć powróciły. Dlaczego ona go pocałowała i prawiła mu te wszystkie komplementy? Zachowywała się, jak to mugole mówią - jak pijana. Myśli krążyły mu po głowie z prędkością światła, gdy do dormitorium wpadła Ginny.
    - Rozmawiałam z Hermioną.  

Lubił w niej to, że była taka prosta. Nawijała bez ogródek o co jej chodzi, no ale co się dziwić - w końcu to jego rodzona siostra.
  - I co ci powiedziała? - starał się by jego ton był pozbawiony jakichkolwiek emocji, ale nie wyszło mu to zbytnio.
  -Ona wypiła Płynne Szczęście by lepiej bronić, bała się, że wyjdzie na totalną fajtłapę. Tyle, że nie pomyślała, że po jego wypiciu będzie miała też odwagę zrobić to co już dawno chciała.

 Ginny zadowolona patrzyła na Freda, który wyglądał teraz jakby ktoś trzasnął go tłuczkiem w głowę. Wstał i podszedł do siostry, po czym przytulił ją tak mocno, że czuł jak dziewczyna wstrzymuje oddech. Wybiegł z pokoju i zaczął szukać Hermiony. Skoro ona też czuła coś do niego, to dlaczego by nie spróbować? Dlaczego by nie być szczęśliwym? Wpadł do Wielkiej Sali i zobaczył ją promienną, z tostem w ręku. Włosy miała związane w luźny kucyk i ubrana była w  mundurek Gryfonów. Poczuł jak coś w jego brzuchu wiruje.  Przyspieszył krok i  przeskoczył ławkę siadając koło niej. Na policzkach Hermiony od razu pojawiły się rumieńce. Czuła się strasznie po tym co wczoraj zrobiła i nie wiedziała jak wytłumaczyć to rudzielcowi. Nie może przecież wypalić wprost, że podoba się jej i zrobiła to po to by mu zaimponować, a pocałunek był efektem ubocznym. Bliźniak zauważył zmieszanie dziewczyny, więc tylko nachylił się i wyszeptał jej do ucha.
   - Za dziesięć minut na wieży astronomicznej - Gryfonka poczuła lekkie ukłucie w sercu na dźwięk jego głosu.
   - Ale Fred ja mam.. - położył palec wskazujący na jej ustach i powiedział.
  - Choć raz Hermiono pozwól się ponieść emocjom - uśmiechnął się łobuzersko i odszedł, zupełnie tak jak ona wczoraj po ich pocałunku. Był zadowolony, że udało mu się tak na nią wpłynąć. Czuł dreszcze na jej ciele przy każdym wymawianym słowie, czuł jej radość i strach. Przebiegał schody po kilka stopni, aż w końcu znalazł się na wieży. Hermiona nie wiedziała co zrobić, nigdy nie opuściła żadnej lekcji, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Wypiła sok i z tostem w dłoni, również udała się do wyjścia. Po drodze skoczyła jeszcze do dormitorium by zobaczyć jak wygląda i poprawić to i owo. Nieświadomie odpięła dwa pierwsze guzik koszuli i poluzowała krawat. Każdy stopień prowadzący na wieże był dla niej jak tortura, marzyła o tym spotkaniu, a jednocześnie bała się, że Fred zgani ją za to co wczoraj zrobiła i nie będzie chciał jej już znać. Ostatni stopień. Postawiła na nim stopę z takim lękiem jakby w każdej chwili mógł się zapaść i pochłonąć ją w czarną otchłań, ale całe szczęście nic takiego się nie stało. Zobaczyła Freda wyglądającego przez wielkie okno naprzeciw schodów.
   - Jestem - głos jej lekko drżał. Fred  szybko się obrócił i spojrzał na nią z iskierkami radości w oczach.
  - Bałem się, że nie przyjdziesz - cały czas na jego twarzy gościł ten sam łobuzerski uśmiech.
  - Miałam to w planach, ale pominęłam ten punkt.

 Starała się być zabawna, choć nie wychodziło jej to najlepiej. Próbowała ukryć swój strach i jednoczesne podniecenie.
  - Rozmawiałem z Ginny - po tych słowach nogi się pod nią ugięły. Czyli on już wie. - Hermiono ja postanowiłem się w nikim nie zakochiwać po tym co było z Angeliną, ale wiem, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Jeśli… jeśli nie chcesz żeby to wszystko tak szybko się potoczyło, albo - spojrzał na nią niepewnym wzrokiem. Chciał sprawdzić jej reakcję, ale ku jego zaskoczeniu dziewczyna lekko się uśmiechała.
  - Nic co łatwo przychodzi nie cieszy tak samo, jak wtedy gdy zdobywamy to w pocie czoła. Jesteś dla mnie ważny Fredzie Weasley, ale to uczucie...sama jeszcze nie wiem jak to interpretować. Czeka cię trudna misja, nie wiem czy jesteś na nią gotowy?

Na jej twarzy pojawił się pociągający uśmiech. Podeszła do Freda i spojrzała mu w oczy, po czym musnęła lekko jego policzek i szybkim krokiem zaczęła schodzić po schodach, by zdążyć jeszcze na historię magii. Nie wiedziała co w nią wstąpiło, czemu była taka zaborcza i tak pociągająca. Po prostu wiedziała, że nie może rzucić mu się teraz na szyję krzycząc, że kocha go. Miłość musi się narodzić, odkrywać z każdym dniem nowe karty i ukazywać, że osoby zainteresowane są stworzone dla siebie. Gdyby dała się tak łatwo posiąść, byłaby tylko kolejnym trofeum, a tego nie chcę. Potrzebuje być kochana i upragniona, wyczekiwana, a jednocześnie tak znajoma. Może jej wyobrażenie o miłości było zbyt wygórowane, ale nie chciała powtórki z bajki o Ronie, o miłości która tak samo szybko zgasła jak zapłonęła. Fred stał tam dalej jak wmurowany z lekko uchylonymi ustami.
   - Jeszcze nie wiem jak, ale zdobędę cię Hermiono Granger, może nie dziś, nie jutro ani nie za miesiąc, ale zdobędę - uśmiechnął się lekko i spojrzał na Zakazany Las. Pomyślał o tym, że Granger jest jego Zakazanym Lasem, tak upragniona, a jednocześnie tak tajemnicza i niebezpieczna.

***
No to teraz czekam na waszą opinię;D co o tym sądzicie?