Ciepło jego ciała, zapach perfum, wszystko działało na nią
jak afrodyzjak. Książka wypadła jej z dłoni i z cichym stuknięciem wylądowała
na podłodze, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. Dłoń Freda wplotła się
w drobną dłoń Hermiony, a jego druga ręka powędrowała na jej policzek. Gryfonka
dopiero teraz uświadomiła sobie co to prawdziwy pocałunek. Z Ronem zawsze
muskali się tylko ustami lub dawali sobie buziaka w policzek. Pocałunek Freda
był zupełnie inny. Gorąca fala przechodziła przez jej ciało, a serce i umysł
krzyczały Nie!. Każda cząstka jej ciała była temu przeciwna, jednak ona po
raz pierwszy sprzeciwiła się samej sobie i dalej trwała w pocałunku. W głowie
Freda zrodził się za to genialny plan, postanowił potraktować ją tak jak ona go
w Wieży Astronomicznej, czyli zostawić ją bijąca się z myślami, nie pozwolić o sobie
zapomnieć. Lekko się od niej odsunął, a na ich twarzach zagościły uśmiechy.
Fred nachylił się nad dziewczyną, odgarnął włosy z jej ucha i wyszeptał:
- Dobranoc - po czym obrócił się na pięcie i zniknął w jednym z ukrytych przejść, zostawiając ją w osłupieniu na środku korytarza.
Doszła do dormitorium i dopiero tam przypomniała sobie, że zostawiła na korytarzu książkę. Zaczęła schodzić po schodach, a ku jej zdziwieniu na dole czekał już na nią Fred - oparty o ścianę machnął w jej stronę trzymaną w ręku książką.
-Wiedziałem, że się po nią wrócisz - uśmiechnął się łobuzersko.
- Pani Pince nie byłaby zbytnio zadowolona, gdybym zgubiła którąś z jej książek - z gracją zeszła z ostatniego stopnia i stanęła przed nim.
-Tak, ona chyba mnie zbytnio nie lubi, co?
-Zbyt często nie zaszczycasz jej swoją obecnością w bibliotece, więc nie możesz jej się dziwić - wzięła od niego książkę i obróciła się na pięcie, ale zaraz przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Podeszła do niego i pocałowała go w policzek szepcząc:
- Dobranoc - po czym obrócił się na pięcie i zniknął w jednym z ukrytych przejść, zostawiając ją w osłupieniu na środku korytarza.
Doszła do dormitorium i dopiero tam przypomniała sobie, że zostawiła na korytarzu książkę. Zaczęła schodzić po schodach, a ku jej zdziwieniu na dole czekał już na nią Fred - oparty o ścianę machnął w jej stronę trzymaną w ręku książką.
-Wiedziałem, że się po nią wrócisz - uśmiechnął się łobuzersko.
- Pani Pince nie byłaby zbytnio zadowolona, gdybym zgubiła którąś z jej książek - z gracją zeszła z ostatniego stopnia i stanęła przed nim.
-Tak, ona chyba mnie zbytnio nie lubi, co?
-Zbyt często nie zaszczycasz jej swoją obecnością w bibliotece, więc nie możesz jej się dziwić - wzięła od niego książkę i obróciła się na pięcie, ale zaraz przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Podeszła do niego i pocałowała go w policzek szepcząc:
- Dobranoc
Czuli coś do siebie. Tak, to było pewne, ale co to tak naprawdę za uczucie? Czyżby narodziła się miłość, a może tylko zauroczenie? Tysiące pytań krążyło obojgu po głowie, a odpowiedź zdawała się nie być wcale taka prosta. Hermiona siedziała w Wielkiej Sali rozprawiając z Harrym o jego snach, które zaczynały martwić ją coraz bardziej. Można by było powiedzieć, że Ron także się przejął… tym, że właśnie ostatni kawałek sernika został mu sprzątnięty sprzed nosa przez Nevilla.
- Harry, - wyszeptała Hermiona - przecież jemu może o to właśnie chodzić, chcę cię tam zwabić, a później zabić.
- Nie, ten sen jest zbyt realistyczny. Voldemort zapewne nie wie, że grzebie w jego świadomości.
- Arry, hakon geniksa poładzi szobie z tim, ty połineweś przyloszyc się fo oflumukencji - kolejny kęs babeczki z budyniem wylądował w jego pełnych już ustach - o furde, mófie jakch Mermiona!
- Ron, ja nigdy nie mówię z pełnymi ustami, to po pierwsze, a po drugie, mógłbyś powtórzyć?
Rudzielec jeszcze chwilę delektował się babeczką, po czym głośno ją przełknął, co wywołało uśmiech na twarzy Harry'ego i pogłębiło zażenowanie widoczne na twarzy Hermiony.
- Mówiłem, że Harry powinien przyłożyć się do oklumencji, ponieważ Zakon Feniksa poradzi sobie z zaistniałą sytuacja.
- Stary, Ty naprawdę mówisz jak Hermiona.
Cała trójka śmiejąc się powróciła do posiłków, co oczywiście z największą ochotą uczynił Ron. Następnie udali się na zajęcia. Transmutacja, zielarstwo, eliksiry i obrona przed czarną magią - lekcja na którą od niedawna uczniowie chodzili bardzo niechętnie, a wielu z nich znalazło sposób, by na lekcjach w ogóle się nie pojawiać, a wszystko za sprawą bombonierek Lesera bliźniaków Weasley.
Hermiona jeszcze o tym nie wiedziała, ale ta lekcja miała sprawić, że zacznie budzić respekt między uczniami Hogwartu. Profesor Umbridge siedziała już za biurkiem, gdy weszli do klasy. Jak zwykle miała na sobie ohydnie różowy kombinezon, a jej usta układały się w nienaturalnie wyglądający, ropuszy uśmiech. Powiedziała im, a raczej rozkazała co mają czytać, ale szybko zorientowała się, że coś jest nie tak - w klasie było zaledwie dziesięć osób.
- Co... Gdzie jest reszta? - wściekłość malowała się na jej twarzy.
- Źle się czuli, zjedli coś i teraz wszyscy są w skrzydle szpitalnym - odpowiedział jej któryś z Puchonów, z którymi mieli akurat lekcje.
- Ahh.. no dobrze czytajcie moi kochani - wydukała, ze sztucznym uśmiechem, a na jej twarzy nie malowały się już żadne emocje.
Wróciła za katedrę i z zaciętością zaczęła coś notować w różowym notesiku. Pozostali na lekcji uczniowie niechętnie pogrążyli się w lekturze, tylko Hermiona siedziała wyprostowana i patrzała wprost w profesor Umbridge. Dolores na początku udawała, że nie zauważa tego, ale gdy oczy całej klasy były wpatrzone w Hermione to zmuszona była zainterweniować.
- Moja droga, chyba wyraźnie prosiłam, żebyście czytali rozdział trzeci - jej głos był strasznie przesycony słodyczą.
- Ale ja już skończyła.
- To przeczytaj rozdział czwarty.
- Ten też już przeczytałam.
- No to rozdział piąty, skarbie - wysyczała, ale z jej twarzy nadal nie schodził uśmiech.
- Również skończony, przeczytałam już całą książkę - na twarzy Hermiony pojawił się wyraz triumfu.
- Pff, to niemożliwe kochanieńka. Coś w tej twojej mądrej główce jednak nie działa tak jak powinno.
Ton profesor Umbridge był pełen pogardy, a zachowywała się jakby mówiła do kilkuletniego dziecka. Hermiona wiedziała, że do tego dojdzie i była z tego bardzo zadowolona. Taki w końcu był jej cel. Chciała się czegoś nauczyć, a nie czytać jakieś durnoty z ocenzurowanymi zaklęciami.
- Nie wiem jakie są cele tego programu nauczania, ale zapewne nie przystosują nas do obrony przed czarną magią.. chyba, że zaczęlibyśmy ćwiczyć je na nauczycielach, a dokładnie na jednej pani profesor… - w klasie słyszalne były pomruki zachwytu .
- Jak śmiesz ty nędzna szla...- w porę ugryzła się w język - Gryffindor zarabia pięćdziesiąt punktów ujemnych, a ty zgłosisz się do mnie o osiemnastej na odbycie swojej kary.
- Jest pani tylko nędzną marionetką Ministerstwa, a zwracanie się do uczennicy szlama idealnie ukazują sytuacje, jaka jest obecnie w naszym Rządzie.
Złapała swoją torbę i nie patrząc już na zdziwioną minę pani profesor, udała się w stronę drzwi, a w jej ślady poszła reszta uczniów, zostawiając Różową Ropuchę w samotności.
Gdy dziewczyna wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów, powitały ją wiwaty i okrzyki. Rozsądek podpowiadał jej, że nie było to dobre posunięcie, ale jakaś cząstka jej duszy cieszyła się z tego co zrobiła. Przecisnęła się przez tłum i poszła się przebrać. W końcu bądź co bądź, miała szlaban .Pierwszy w swoim życiu szlaban. Dopiero teraz pomyślała o tym, że jest prefektem, nie powinna była się tak zachować, a jeśli odbiorą jej odznakę? Zegar wybił szóstą, więc na więcej przemyśleń zabrakło czasu. Entuzjazm jaki przed chwilą odczuwała, uleciał jak powietrze z balonika. Ze smętną miną, udała się pod gabinet nauczycielki. Zapukała i nie czekając na odpowiedź, nacisnęła na klamkę. Dopiero teraz uświadomiła sobie jaką karę dostał Harry i podświadomie złapała się za dłoń. Za biurkiem siedziała Umbridge ze swoim przesłodzonym, ropuszym uśmiechem. Dziewczynie zakręciło się w głowie od pisków i pomiałkiwań porcelanowych kotów. Dolores wskazała jej miejsce przy stoliku na którym leżał pergamin i wieczne pióro. A jednak - przemknęło jej przez głowę, gdy zajmowała miejsce. Teraz była już pewna, ze na jej dłoni pojawią się krwawe szramy.
- Nie będę sprzeciwiać się reformą ministerstwa - wskazała swoim grubym palcem na papier. - Pisz.
Hermiona posłusznie zaczęła pisać, a dłoń momentalnie zapiekła. Umbridge uśmiechnęła się lekko i nastawiła klepsydrę na dwie i pół godziny, po czym usiadła na swoje miejsce. Gryfonka starała się pisać jak najwolniej by rana przez ten czas jak najmniej się pogłębiła. Ręka jednak piekła coraz bardziej, aż do momentu, gdy z napisu pociekło kilka strużek krwi, które spłynęły na pergamin. Ostatnie ziarenka piasku przesypały się, a dziewczyna nic nie mówiąc zgarnęła torbę i wyszła z gabinetu, nie zwracając uwagi na radosny uśmiech Dolores. Na korytarzu, nie powstrzymując już łez, zaczęła biec korytarzami w stronę wieży Gryffonów. Wpadła do pokoju wspólnego, pozostawiając za sobą ślady rubinowych kropli. Całe szczęście została jej jeszcze buteleczka wyciągu ze szczuroszczeta. Wlała ją do miski i usiadła w fotelu, zanurzając dłoń w zawartości naczynia. Uczucie ulgi przeszło przez jej ciało, nie zdawała sobie nawet sprawy, że ból był aż tak silny, dopóki nie ustąpił. Zamknęła oczy, ale po chwili poczuła czyjeś ciepłe usta na swoim policzku. Szybko otworzyła oczy i ujrzała Freda. Wolałaby, żeby jej teraz nie widział. Zapłakana, z podpuchniętymi oczyma i czerwonymi policzkami, nie wyglądała zbyt efektownie. Zapewne zaraz zacznie latać nad nią jak nad umierającą, a ona jest przecież samowystarczalna. Zawsze radziła sobie sama, nie potrzebowała niczyjej pomocy i tak miało pozostać. Silna Hermiona Granger w każdej sytuacji. Samowystarczalna.
- Wstań - jego głos był taki ciepły i troskliwy.
Hermiona wstała zdziwiona, wyjmując rękę z wyciągu, czego zaraz pożałowała. Rudzielec wziął bandaż i gazę, zamoczył ją w misce, po czym usiadł w fotelu. Spojrzała na niego zszokowana, co to miało być. Chłopak wyciągnął ręce i posadził ją sobie na kolanach. Nie opierała mu się, nie miała na to siły. Ujął jej dłoń w swoją i przyłożył gazę, starając się jej nie urazić. Owinął dłoń bandażem i spojrzał w jej piękne oczy.
- Widzisz, bycie odważnym nie zawsze wychodzi na dobre.
Uśmiechnęła się lekko, a on tylko przyciągnął ją do siebie tak, że teraz jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Wtuliła się w niego, nic nie mówiąc. Podobno, żeby naprawdę zrozumieć czym jest życie, trzeba się zakochać, ale Fred nie chciał się zakochiwać - on chciał kochać, bo nie sztuką jest się zauroczyć, zakochać... Sztuką jest pokochać kogoś, z całym bagażem jaki niesie na swoich barkach.
- Hermiono - wyszeptał niepewnie.
- Tak? - jej głos był senny, a oczy miała nadal zamknięte.
- Tak się zastanawiam, wtedy na Wieży Astronomicznej powiedziałaś mi, żebym Cię zdobył, ale co dokładnie miałaś na myśli?
Serce mu przyspieszyło, bał się, żeby to pytanie nie zabrzmiało dwuznacznie. Chciał wiedzieć czego ona oczekuje od niego, prostego Freda Weasley.
- Mamaaa opowiaaaaadała mi kiedyś bajkę - ziewnęła - i kilka słów z niej zapadło mi jakoś w pamięć, a mianowicie ,,Bądź zdobywcą. Zakochaj się we mnie. Takiej szarej i zwykłej, po czym odkrywaj tą pełną radości i życia dziewczynę. Po trochu i ciągle od nowa.” - znowu ziewnęła. - Mama zawsze pięknie mówiła o miłości.
- Dla ciebie mogę zostać kimkolwiek, nawet zdobywcą - pocałował ją w czoło. - Bardzo mi na tobie zależy, Hermiono. Na twojej obecności w moim życiu.
Spojrzał na nią, spała. Jej oddech był spokojny i równomierny.
- O jak słodko, Sir. Zgredek przyniósł koc.
Fred nie zauważył skąd skrzat się wziął, ale uśmiechnął się do niego i sięgnął po koc. Okrył nim siebie i dziewczynę.
- Dziękuje Zgredku.
- Nie ma za co, Sir. Gdyby moja Mrużka.. ahh.. dobrej nocy Sir.
- Dobranoc Zgredku.
Skrzat zdmuchnął świeczkę i wyszedł, a Fred poczuł jak jego również opanowuje senność. Oparł podbródek na głowie Gryfonki i pozwolił ciężkim powiekom opaść.
***
Czuli coś do siebie. Tak, to było pewne, ale co to tak naprawdę za uczucie? Czyżby narodziła się miłość, a może tylko zauroczenie? Tysiące pytań krążyło obojgu po głowie, a odpowiedź zdawała się nie być wcale taka prosta. Hermiona siedziała w Wielkiej Sali rozprawiając z Harrym o jego snach, które zaczynały martwić ją coraz bardziej. Można by było powiedzieć, że Ron także się przejął… tym, że właśnie ostatni kawałek sernika został mu sprzątnięty sprzed nosa przez Nevilla.
- Harry, - wyszeptała Hermiona - przecież jemu może o to właśnie chodzić, chcę cię tam zwabić, a później zabić.
- Nie, ten sen jest zbyt realistyczny. Voldemort zapewne nie wie, że grzebie w jego świadomości.
- Arry, hakon geniksa poładzi szobie z tim, ty połineweś przyloszyc się fo oflumukencji - kolejny kęs babeczki z budyniem wylądował w jego pełnych już ustach - o furde, mófie jakch Mermiona!
- Ron, ja nigdy nie mówię z pełnymi ustami, to po pierwsze, a po drugie, mógłbyś powtórzyć?
Rudzielec jeszcze chwilę delektował się babeczką, po czym głośno ją przełknął, co wywołało uśmiech na twarzy Harry'ego i pogłębiło zażenowanie widoczne na twarzy Hermiony.
- Mówiłem, że Harry powinien przyłożyć się do oklumencji, ponieważ Zakon Feniksa poradzi sobie z zaistniałą sytuacja.
- Stary, Ty naprawdę mówisz jak Hermiona.
Cała trójka śmiejąc się powróciła do posiłków, co oczywiście z największą ochotą uczynił Ron. Następnie udali się na zajęcia. Transmutacja, zielarstwo, eliksiry i obrona przed czarną magią - lekcja na którą od niedawna uczniowie chodzili bardzo niechętnie, a wielu z nich znalazło sposób, by na lekcjach w ogóle się nie pojawiać, a wszystko za sprawą bombonierek Lesera bliźniaków Weasley.
Hermiona jeszcze o tym nie wiedziała, ale ta lekcja miała sprawić, że zacznie budzić respekt między uczniami Hogwartu. Profesor Umbridge siedziała już za biurkiem, gdy weszli do klasy. Jak zwykle miała na sobie ohydnie różowy kombinezon, a jej usta układały się w nienaturalnie wyglądający, ropuszy uśmiech. Powiedziała im, a raczej rozkazała co mają czytać, ale szybko zorientowała się, że coś jest nie tak - w klasie było zaledwie dziesięć osób.
- Co... Gdzie jest reszta? - wściekłość malowała się na jej twarzy.
- Źle się czuli, zjedli coś i teraz wszyscy są w skrzydle szpitalnym - odpowiedział jej któryś z Puchonów, z którymi mieli akurat lekcje.
- Ahh.. no dobrze czytajcie moi kochani - wydukała, ze sztucznym uśmiechem, a na jej twarzy nie malowały się już żadne emocje.
Wróciła za katedrę i z zaciętością zaczęła coś notować w różowym notesiku. Pozostali na lekcji uczniowie niechętnie pogrążyli się w lekturze, tylko Hermiona siedziała wyprostowana i patrzała wprost w profesor Umbridge. Dolores na początku udawała, że nie zauważa tego, ale gdy oczy całej klasy były wpatrzone w Hermione to zmuszona była zainterweniować.
- Moja droga, chyba wyraźnie prosiłam, żebyście czytali rozdział trzeci - jej głos był strasznie przesycony słodyczą.
- Ale ja już skończyła.
- To przeczytaj rozdział czwarty.
- Ten też już przeczytałam.
- No to rozdział piąty, skarbie - wysyczała, ale z jej twarzy nadal nie schodził uśmiech.
- Również skończony, przeczytałam już całą książkę - na twarzy Hermiony pojawił się wyraz triumfu.
- Pff, to niemożliwe kochanieńka. Coś w tej twojej mądrej główce jednak nie działa tak jak powinno.
Ton profesor Umbridge był pełen pogardy, a zachowywała się jakby mówiła do kilkuletniego dziecka. Hermiona wiedziała, że do tego dojdzie i była z tego bardzo zadowolona. Taki w końcu był jej cel. Chciała się czegoś nauczyć, a nie czytać jakieś durnoty z ocenzurowanymi zaklęciami.
- Nie wiem jakie są cele tego programu nauczania, ale zapewne nie przystosują nas do obrony przed czarną magią.. chyba, że zaczęlibyśmy ćwiczyć je na nauczycielach, a dokładnie na jednej pani profesor… - w klasie słyszalne były pomruki zachwytu .
- Jak śmiesz ty nędzna szla...- w porę ugryzła się w język - Gryffindor zarabia pięćdziesiąt punktów ujemnych, a ty zgłosisz się do mnie o osiemnastej na odbycie swojej kary.
- Jest pani tylko nędzną marionetką Ministerstwa, a zwracanie się do uczennicy szlama idealnie ukazują sytuacje, jaka jest obecnie w naszym Rządzie.
Złapała swoją torbę i nie patrząc już na zdziwioną minę pani profesor, udała się w stronę drzwi, a w jej ślady poszła reszta uczniów, zostawiając Różową Ropuchę w samotności.
Gdy dziewczyna wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów, powitały ją wiwaty i okrzyki. Rozsądek podpowiadał jej, że nie było to dobre posunięcie, ale jakaś cząstka jej duszy cieszyła się z tego co zrobiła. Przecisnęła się przez tłum i poszła się przebrać. W końcu bądź co bądź, miała szlaban .Pierwszy w swoim życiu szlaban. Dopiero teraz pomyślała o tym, że jest prefektem, nie powinna była się tak zachować, a jeśli odbiorą jej odznakę? Zegar wybił szóstą, więc na więcej przemyśleń zabrakło czasu. Entuzjazm jaki przed chwilą odczuwała, uleciał jak powietrze z balonika. Ze smętną miną, udała się pod gabinet nauczycielki. Zapukała i nie czekając na odpowiedź, nacisnęła na klamkę. Dopiero teraz uświadomiła sobie jaką karę dostał Harry i podświadomie złapała się za dłoń. Za biurkiem siedziała Umbridge ze swoim przesłodzonym, ropuszym uśmiechem. Dziewczynie zakręciło się w głowie od pisków i pomiałkiwań porcelanowych kotów. Dolores wskazała jej miejsce przy stoliku na którym leżał pergamin i wieczne pióro. A jednak - przemknęło jej przez głowę, gdy zajmowała miejsce. Teraz była już pewna, ze na jej dłoni pojawią się krwawe szramy.
- Nie będę sprzeciwiać się reformą ministerstwa - wskazała swoim grubym palcem na papier. - Pisz.
Hermiona posłusznie zaczęła pisać, a dłoń momentalnie zapiekła. Umbridge uśmiechnęła się lekko i nastawiła klepsydrę na dwie i pół godziny, po czym usiadła na swoje miejsce. Gryfonka starała się pisać jak najwolniej by rana przez ten czas jak najmniej się pogłębiła. Ręka jednak piekła coraz bardziej, aż do momentu, gdy z napisu pociekło kilka strużek krwi, które spłynęły na pergamin. Ostatnie ziarenka piasku przesypały się, a dziewczyna nic nie mówiąc zgarnęła torbę i wyszła z gabinetu, nie zwracając uwagi na radosny uśmiech Dolores. Na korytarzu, nie powstrzymując już łez, zaczęła biec korytarzami w stronę wieży Gryffonów. Wpadła do pokoju wspólnego, pozostawiając za sobą ślady rubinowych kropli. Całe szczęście została jej jeszcze buteleczka wyciągu ze szczuroszczeta. Wlała ją do miski i usiadła w fotelu, zanurzając dłoń w zawartości naczynia. Uczucie ulgi przeszło przez jej ciało, nie zdawała sobie nawet sprawy, że ból był aż tak silny, dopóki nie ustąpił. Zamknęła oczy, ale po chwili poczuła czyjeś ciepłe usta na swoim policzku. Szybko otworzyła oczy i ujrzała Freda. Wolałaby, żeby jej teraz nie widział. Zapłakana, z podpuchniętymi oczyma i czerwonymi policzkami, nie wyglądała zbyt efektownie. Zapewne zaraz zacznie latać nad nią jak nad umierającą, a ona jest przecież samowystarczalna. Zawsze radziła sobie sama, nie potrzebowała niczyjej pomocy i tak miało pozostać. Silna Hermiona Granger w każdej sytuacji. Samowystarczalna.
- Wstań - jego głos był taki ciepły i troskliwy.
Hermiona wstała zdziwiona, wyjmując rękę z wyciągu, czego zaraz pożałowała. Rudzielec wziął bandaż i gazę, zamoczył ją w misce, po czym usiadł w fotelu. Spojrzała na niego zszokowana, co to miało być. Chłopak wyciągnął ręce i posadził ją sobie na kolanach. Nie opierała mu się, nie miała na to siły. Ujął jej dłoń w swoją i przyłożył gazę, starając się jej nie urazić. Owinął dłoń bandażem i spojrzał w jej piękne oczy.
- Widzisz, bycie odważnym nie zawsze wychodzi na dobre.
Uśmiechnęła się lekko, a on tylko przyciągnął ją do siebie tak, że teraz jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Wtuliła się w niego, nic nie mówiąc. Podobno, żeby naprawdę zrozumieć czym jest życie, trzeba się zakochać, ale Fred nie chciał się zakochiwać - on chciał kochać, bo nie sztuką jest się zauroczyć, zakochać... Sztuką jest pokochać kogoś, z całym bagażem jaki niesie na swoich barkach.
- Hermiono - wyszeptał niepewnie.
- Tak? - jej głos był senny, a oczy miała nadal zamknięte.
- Tak się zastanawiam, wtedy na Wieży Astronomicznej powiedziałaś mi, żebym Cię zdobył, ale co dokładnie miałaś na myśli?
Serce mu przyspieszyło, bał się, żeby to pytanie nie zabrzmiało dwuznacznie. Chciał wiedzieć czego ona oczekuje od niego, prostego Freda Weasley.
- Mamaaa opowiaaaaadała mi kiedyś bajkę - ziewnęła - i kilka słów z niej zapadło mi jakoś w pamięć, a mianowicie ,,Bądź zdobywcą. Zakochaj się we mnie. Takiej szarej i zwykłej, po czym odkrywaj tą pełną radości i życia dziewczynę. Po trochu i ciągle od nowa.” - znowu ziewnęła. - Mama zawsze pięknie mówiła o miłości.
- Dla ciebie mogę zostać kimkolwiek, nawet zdobywcą - pocałował ją w czoło. - Bardzo mi na tobie zależy, Hermiono. Na twojej obecności w moim życiu.
Spojrzał na nią, spała. Jej oddech był spokojny i równomierny.
- O jak słodko, Sir. Zgredek przyniósł koc.
Fred nie zauważył skąd skrzat się wziął, ale uśmiechnął się do niego i sięgnął po koc. Okrył nim siebie i dziewczynę.
- Dziękuje Zgredku.
- Nie ma za co, Sir. Gdyby moja Mrużka.. ahh.. dobrej nocy Sir.
- Dobranoc Zgredku.
Skrzat zdmuchnął świeczkę i wyszedł, a Fred poczuł jak jego również opanowuje senność. Oparł podbródek na głowie Gryfonki i pozwolił ciężkim powiekom opaść.
***
Uff nareszcie skończyłam przepraszam, że tak długo, ale miała problemy z komputerem i straszny nawał nauki. Czekam na wasze opinie, a osoby których blogi czytam - strasznie przepraszam za opóźnienie w czytaniu, ale nie miała czasu.
Także tego - czekam na wasze komentarze, bo bardzo motywują- zarówno te pozytywne jak i krytyczne.
Mmm... Coraz bardziej mi się podoba. Akcja się rozkręciła i wasze opowiadanie staje się coraz ciekawsze. Umbridge... Nigdy jej nie lubiłam. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za opinię, staramy się jak najbardziej, żeby wam się podobało:)
UsuńWchodziałam codziennie na bloga i jeeeest !!!
OdpowiedzUsuńkolejny cudowny rozdział ;)
Taaak Pyskata Hermiona to mi sie podoba ;P
a Umbridge wrrr... stara różowa landryna !!!
Czekam na kolejny rozdział ;]
~Anka
Hahaha jest Umbridge- jest fajny rozdział xD
Usuńno Hermiona w książce też pokazała na jej lekcji pazurki, wiec chciałam to jakoś ując i tutaj;D
Dziękujemy za opinię:)
Kiedy nowy?
OdpowiedzUsuń