- Jak...Jak ci się udało tu wejść? Przecież Filch, Umbridge...-zabrakło jej słów, ale Fred był już widocznie przygotowany na to pytanie.
- Wykonałem specjalne, prowadzące do Hogwartu przejścia bezpośrednio ze sklepu. Chciałem mieć cały czas kontakt z tobą, a to był mój jedyny pomysł. Nie było łatwo, ale przynajmniej znajomość wszystkich zakamarków Hogwartu w końcu się do czegoś przydała - Lekko się zaczerwienił i spuścił wzrok, by nie widzieć wyrazu jej twarzy.
Przysunął sobie puf i usiadł na nim. Teraz dzieliło ich już tylko kilka centymetrów.
- Fred...ja..
-Nie Hermiono, nie ty! Najpierw zacznijmy ode mnie, bo to ja jestem tym, który sprawił, że zaczęlaś mieć wątpliwości - położył dłoń na jej kolanie, a ona nie zrzuciła jej, co uznał za dobry znak. - Pierwsze co chciałem ci powiedzieć to przepraszam. Nie mam nic na swoją obronę, poza tym, że po prostu stchórzylem. Nie wiedziałem jak powiedzieć ci o naszym odejściu, więc wymyśliłem sobie, że najlepszym sposobem będzie ucieczka od tej rozmowy. Teraz już wiem jakie to było głupie, ale wtedy...wtedy wydawało mi się dobrą decyzją. I pewnie uważasz teraz, że uznałem cię za niegodną zaufania i dlatego o niczym ci nie powiedziałem - przymknął na chwilę powieki, a kciukiem pogładził jej kolano. Nie zareagowała w żaden sposób na ten gest. Wziął głęboki wdech i zaczął kontynuować:
- Fred...ja..
-Nie Hermiono, nie ty! Najpierw zacznijmy ode mnie, bo to ja jestem tym, który sprawił, że zaczęlaś mieć wątpliwości - położył dłoń na jej kolanie, a ona nie zrzuciła jej, co uznał za dobry znak. - Pierwsze co chciałem ci powiedzieć to przepraszam. Nie mam nic na swoją obronę, poza tym, że po prostu stchórzylem. Nie wiedziałem jak powiedzieć ci o naszym odejściu, więc wymyśliłem sobie, że najlepszym sposobem będzie ucieczka od tej rozmowy. Teraz już wiem jakie to było głupie, ale wtedy...wtedy wydawało mi się dobrą decyzją. I pewnie uważasz teraz, że uznałem cię za niegodną zaufania i dlatego o niczym ci nie powiedziałem - przymknął na chwilę powieki, a kciukiem pogładził jej kolano. Nie zareagowała w żaden sposób na ten gest. Wziął głęboki wdech i zaczął kontynuować:
- Jest w tym trochę prawdy. Przyznaję to ze wstydem, ale przez chwilę obawiałem się, że nie zrozumiesz. Od lat sztorcujesz nas za wypróbowywanie wynalazków na innych uczniach. Wielokrotnie powtarzałaś, że są niebezpieczne i szkodliwe. Pomyślałem, że gdy powiem ci o sklepie to nie będziesz chciała się ze mną spotykać. Uznasz, że skoro zdecydowałem zajmować się czymś, co uważasz za głupotę to nie będziesz chciała mieć już ze mną nic wspólnego.
Hermione bardzo zszokowały te słowa. W życiu nie pomyślałaby, że Fred mógłby w ten sposób odebrać jej słowa. Owszem, wielokrotnie narzekała na ich wynalazki, ale było to tylko i wyłącznie ze względów bezpieczeństwa. Nie rozumiała też, jakim cudem pod tą pozorną pewnością siebie może kryć się taki niepewny swoich umiejętności chłopak. Przestała się wpatrywać w swoje buty i przeniosła wzrok na twarz chłopaka, który teraz uporczywie przyglądał się swojej dłoni spoczywającej na jej kolanie. Sama spojrzała w tamto miejsce i zaczęła mieć wrażenie jakby ktoś podłączył ją do ładowarki. Ciepło rozchodzące się od dłoni Freda sprawiało, że całe jej ciało powoli zaczynało się odprężać. Nigdy chyba nie będzie w stanie zrozumieć jak można tak intensywnie oddziaływać na drugiego człowieka.
- Nie wiem jak mogłeś tak pomyśleć. To fakt, uważam wasze wynalazki za niebezpieczne, ale tyko wtedy, gdy testujecie je na pierwszoroczniakach. Pomijając ten aspekt, uważam was za niezwykle kreatywnych i mądrych facetów. Stworzenie od podstaw tych wszystkich Kanarkowych Kremówek i innych tego typu cudów to też nie lada wyzwanie. Owszem, jest mi bardzo przykro, że nie potrafiłeś ze mną w ten sposób porozmawiać zanim uciekłeś i porzuciłeś mnie bez słowa wyjaśnienia, ale jestem z was dumna. Ten sklep to wspaniały pomysł. Od rana cały Hogwart o tym huczał.
Fred chyba nie spodziewał się tego. Spojrzał na Gryfonkę, a jej ton głosu i spokojny wyraz twarzy różnił się zupełnie od wyobrażenia jakie miał, idąc na to spotkanie. Hermiona także patrzyła na niego. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, by poprawić niesforny kosmyk włosów, który sterczał na czubku jego głowy, ale szybko się zreflektowała i cofnęła dłoń.
- Ale to wszystko nic nie zmienia Fred. To nie ma sensu. Podjęłam już decyzję - zrzuciła jego dłoń ze swojego kolana.
Fred pokręcił przecząco głową.
- To nie jest twój wybór, doskonale o tym oboje wiemy. Martwisz się o mnie, o Harry'ego, o cały świat, ale nie o siebie- Jego spojrzenie było przeszywające, a głos stanowczy.
-To nieprawda - spokój jaki odczuwała, zniknął wraz ze zdjętą z jej ciała, dłonią Freda. Głos zaczął jej drżeć. - Ja po prostu...to nie ma sensu...ja...ja tutaj, a ty w swoim sklepie...nie uda ci się ciągle dostawać niezauważonym do szkoły. I Harry...Sam-Wiesz-Kto...ja muszę skupić się na nim...muszę - Patrzyła na swoje stopy, by móc ukryć łzy.
-To JEST prawda, tylko próbujesz sobie i mi wmówić, że tak nie jest! Kocham cię Hermiono, czy tego chcesz czy nie! Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała ze mną być, ale muszę być pewny, że rozstajemy się dlatego, że przestałaś mnie kochać, a nie z powodu tego, że masz inne priorytety w życiu!
Widziała, że jest zły. Jego pierś poruszała się w przyspieszonym tempie, a na policzki wypłynął rumieniec. Mimo tego, że starał się usiedzieć w miejscu i panować nad emocjami - czuła to. Była zbyt zagubiona, nie rozumiała sama siebie, więc jak miała zrozumieć jego? Podniosła wzrok i spojrzała w jego oczy. Wtedy zrozumiała, że on naprawdę ją kocha. Wiedziała to już dawno, ale teraz tylko upewniła się w przekonaniu jak wiele dla niego znaczy. Nie mogła dać go skrzywdzić, nie mogła go narażać, uczynić go swoją słabością...
-Tak, masz rację. Nie chcę icę narażać, nie mogę pozwolić sobie na miłość. Teraz muszę myśleć o pokonaniu Voldemorta, muszę pomóc Harry'emu i dla tego jestem gotowa zrezygnować ze wszystkiego co dla mnie ważne -nnawet z ciebie Fred.
Chłopak zsunął się z pufy i uklęknął przed nią, ponownie położył dłonie na jej kolanach i dalej wpatrując się w jej oczy zaczął mówić:
- Rozumiem, ale ja nie jestem małym dzieckiem, które trzeba chronić. Umiem się sam obronić i z tego co mi wiadomo, to mężczyzna jest od dbania o swoją damę, a nie na odwrót.
Uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się te charakterystyczne iskierki, które tak bardzo lubiła. Jednak nawet one nie były w stanie przykryć smutku, który wyrażało jego spojrzenie.
- Ja wiem, wiem że umiesz sam o siebie zadbać, ale uważam, że powinniśmy przestać się spotykać. Teraz musimy pozbyć się Voldemorta, a to że nieustannie będę myśleć czy nic ci nie jest na pewno mi w tym nie pomoże.
- Przecież będziemy mogli być w ciągłym kontakcie, specjalnie wykonałem to przejście z sklepu do Hogwartu!
-Tyle, że ja nie zostaję w Hogwarcie Fred.
Spojrzał na nią zdziwiony. Nie rzuciłaby szkoły bez powodu, nie ona. Może to wszystko było naprawdę bardziej skomplikowane niż mu się początkowo wydawało.
- Jak to?
- Normalnie, po wakacjach tu nie wracam. Dlatego musimy się rozstać, jeśli naprawdę ci na mnie zależy to...to poczekasz, aż to wszystko się skończy.
-Poczekasz? Jasne, że poczekam! Bardzo chętnie poczekam, chyba że w tym czasie zdąży ciebie lub mnie zabić Sama-Wiesz-Kto lub któryś z tych jego Śmieciojadków! - wstał i z ogromnym impetem, kopnął puf. - Czy ty nie rozumiesz Hermiono? Teraz jest nasz czas! Przeszłości już nie ma, a przyszłość nie jest pewna. Zostało nam tylko tu i teraz, a ja chcę je spędzić z tobą! Zrozum w końcu, że zbawianie świata i miłość nie muszą być osobnymi aspektami!
-Fred...to koniec. Postanowiłam. Jeśli...jeśli będziesz chciał to...to napisz czasem do mnie. Ja już wybrałam i...proszę, pozwól mi spełnić swoje przeznaczenie...
W jej oczach zaszkliły się łzy. Gdy widziała wściekłość, jaka malowała na jego twarzy, poczuła się jeszcze gorzej. Nie chciała go ranić. Nie chciała ranić samej siebie, ale zawsze była tą odpowiedzialną. Taka też musiała być teraz. Dla jego bezpieczeństwa.
-Dobrze! Skoro wybrałaś beznosego, łysego czarnoksiężnika zamiast mnie, to droga wolna! Jasne, będę pisał! Aaaaa, zapomniałem- skoro nie będzie cię w Hogwarcie, to ciekawe jak mam do ciebie pisać nie znając adresu! - podszedł do niej i zacisnął dłonie na jej nadgarstkach. Oparł swoje czoło o jej i zrobił kilka głębokich oddechów. Bliskość jej ciała działała na niego kojąco. Przybliżył swoją twarz do jej i łapczywie zaczął ją całować. Wiedziała, że nie powinna, ale oddawała pocałunki delektując się smakiem jego ust. Z każdym kolejnym pocałunkiem czuła, jakby zdejmowała z jego barków całą złość. Jego oddech zaczynał dopasowywać się do jej. W końcu oderwał się od niej, a Hermiona wydała z siebie zduszony jęk, łapczywie łapiąc powietrze.
- I tak wiem, że mnie kochasz, a tylko o to mi chodziło. Chciałem mieć pewność, że warto poczekać!- nachylił się nad jej uchem i cicho wyszeptał. - To nie jest twoim przeznaczeniem, twoim przeznaczeniem jestem ja, Mionko.
Uśmiechnął się niby od niechcenia i ruszył w stronę wyjścia. Na odchodne obrócił się jeszcze i rzucił w jej stronę:
-To JEST prawda, tylko próbujesz sobie i mi wmówić, że tak nie jest! Kocham cię Hermiono, czy tego chcesz czy nie! Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała ze mną być, ale muszę być pewny, że rozstajemy się dlatego, że przestałaś mnie kochać, a nie z powodu tego, że masz inne priorytety w życiu!
Widziała, że jest zły. Jego pierś poruszała się w przyspieszonym tempie, a na policzki wypłynął rumieniec. Mimo tego, że starał się usiedzieć w miejscu i panować nad emocjami - czuła to. Była zbyt zagubiona, nie rozumiała sama siebie, więc jak miała zrozumieć jego? Podniosła wzrok i spojrzała w jego oczy. Wtedy zrozumiała, że on naprawdę ją kocha. Wiedziała to już dawno, ale teraz tylko upewniła się w przekonaniu jak wiele dla niego znaczy. Nie mogła dać go skrzywdzić, nie mogła go narażać, uczynić go swoją słabością...
-Tak, masz rację. Nie chcę icę narażać, nie mogę pozwolić sobie na miłość. Teraz muszę myśleć o pokonaniu Voldemorta, muszę pomóc Harry'emu i dla tego jestem gotowa zrezygnować ze wszystkiego co dla mnie ważne -nnawet z ciebie Fred.
Chłopak zsunął się z pufy i uklęknął przed nią, ponownie położył dłonie na jej kolanach i dalej wpatrując się w jej oczy zaczął mówić:
- Rozumiem, ale ja nie jestem małym dzieckiem, które trzeba chronić. Umiem się sam obronić i z tego co mi wiadomo, to mężczyzna jest od dbania o swoją damę, a nie na odwrót.
Uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się te charakterystyczne iskierki, które tak bardzo lubiła. Jednak nawet one nie były w stanie przykryć smutku, który wyrażało jego spojrzenie.
- Ja wiem, wiem że umiesz sam o siebie zadbać, ale uważam, że powinniśmy przestać się spotykać. Teraz musimy pozbyć się Voldemorta, a to że nieustannie będę myśleć czy nic ci nie jest na pewno mi w tym nie pomoże.
- Przecież będziemy mogli być w ciągłym kontakcie, specjalnie wykonałem to przejście z sklepu do Hogwartu!
-Tyle, że ja nie zostaję w Hogwarcie Fred.
Spojrzał na nią zdziwiony. Nie rzuciłaby szkoły bez powodu, nie ona. Może to wszystko było naprawdę bardziej skomplikowane niż mu się początkowo wydawało.
- Jak to?
- Normalnie, po wakacjach tu nie wracam. Dlatego musimy się rozstać, jeśli naprawdę ci na mnie zależy to...to poczekasz, aż to wszystko się skończy.
-Poczekasz? Jasne, że poczekam! Bardzo chętnie poczekam, chyba że w tym czasie zdąży ciebie lub mnie zabić Sama-Wiesz-Kto lub któryś z tych jego Śmieciojadków! - wstał i z ogromnym impetem, kopnął puf. - Czy ty nie rozumiesz Hermiono? Teraz jest nasz czas! Przeszłości już nie ma, a przyszłość nie jest pewna. Zostało nam tylko tu i teraz, a ja chcę je spędzić z tobą! Zrozum w końcu, że zbawianie świata i miłość nie muszą być osobnymi aspektami!
-Fred...to koniec. Postanowiłam. Jeśli...jeśli będziesz chciał to...to napisz czasem do mnie. Ja już wybrałam i...proszę, pozwól mi spełnić swoje przeznaczenie...
W jej oczach zaszkliły się łzy. Gdy widziała wściekłość, jaka malowała na jego twarzy, poczuła się jeszcze gorzej. Nie chciała go ranić. Nie chciała ranić samej siebie, ale zawsze była tą odpowiedzialną. Taka też musiała być teraz. Dla jego bezpieczeństwa.
-Dobrze! Skoro wybrałaś beznosego, łysego czarnoksiężnika zamiast mnie, to droga wolna! Jasne, będę pisał! Aaaaa, zapomniałem- skoro nie będzie cię w Hogwarcie, to ciekawe jak mam do ciebie pisać nie znając adresu! - podszedł do niej i zacisnął dłonie na jej nadgarstkach. Oparł swoje czoło o jej i zrobił kilka głębokich oddechów. Bliskość jej ciała działała na niego kojąco. Przybliżył swoją twarz do jej i łapczywie zaczął ją całować. Wiedziała, że nie powinna, ale oddawała pocałunki delektując się smakiem jego ust. Z każdym kolejnym pocałunkiem czuła, jakby zdejmowała z jego barków całą złość. Jego oddech zaczynał dopasowywać się do jej. W końcu oderwał się od niej, a Hermiona wydała z siebie zduszony jęk, łapczywie łapiąc powietrze.
- I tak wiem, że mnie kochasz, a tylko o to mi chodziło. Chciałem mieć pewność, że warto poczekać!- nachylił się nad jej uchem i cicho wyszeptał. - To nie jest twoim przeznaczeniem, twoim przeznaczeniem jestem ja, Mionko.
Uśmiechnął się niby od niechcenia i ruszył w stronę wyjścia. Na odchodne obrócił się jeszcze i rzucił w jej stronę:
-Jeśli będzie trzeba to poczekam, bo wiem, że na ciebie Hermiono warto czekać i całe życie!
Po czym zniknął w dziurze pod portretem, pozostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą.
Lecz samotność ta zbyt długo nie trwała. Zdążyła otrzeć łzy, gdy w pokoju pojawił się zdruzgotany Harry, a za nim zdyszany Ron. Zerwała się na równe nogi i nim zapytała, Harry wykrzyknął:
- On ma Łapę! Porwał Łapę i torturuje go! Musimy tam iść, musimy go uratować!
Hermiona dość zdezorientowana po ostatniej rozmowie, zmarszczyła lekko brwi.
- Ludzie mają ręce, nie łapy... Zaraz! On ma Syriusza?! Alee...przecież to nie możliwe!
- Widziałem to na własne oczy, on go TORTURUJE Hermiono. Syriusz nie chcę mu tego dać, a on go ZABIJE, rozumiesz?!
Harry wydzierał się niczym opętany, dobrze, że wszyscy uczniowie byli poza Pokojem Wspólnym, bo stanowczo mieliby problem, żeby im to jakoś sensownie wytłumaczyć. Hermiona i Ron wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Harry, - Gryfonka podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu - wiem, że to wydaję się bardzo realistyczne, ale Voldemort mógł chcieć żebyś to zobaczył, wie jak Łapa jest dla ciebie ważny i może chcieć to wykorzystać.
- ON GO TORTURUJE! Rozumiesz TORTURUJE! Musimy lecieć do ministerstwa, NATYCHMIAST!
- Dobrze, a więc musimy sprawdzić czy Syriusz jest na Grimlaude Place, a jeśli okaże się, że nie to wtedy polecimy, dobrze?
Harry niechętnie skinął głową, a Hermiona zaczęła wdrażać ich w swój plan.
*******
No i jest! Ogłaszam wszem i wobec, że jest wraz z moją weną :) Jak na ironię, gdy jest mnóstwo czas to nie ma weny, a gdy nie ma czsu to jest na odwrót, ale cóż tak już jest. Za tydzień zaczynam ferię, więc możecie spodziewać się najbliższego rozdziału w przyszłą niedzielę lub poniedziałek, ale pod warunkiem, że będzie tu co najmniej 5 komentarzy :) Chciałam też z całego serca podziękować wszystkim, którzy skomentowali poprzedni post i zmotywowali moją wenę do powrotu, a teraz DO KOMENTOWANI-Przystąp ;D
Hermiona dość zdezorientowana po ostatniej rozmowie, zmarszczyła lekko brwi.
- Ludzie mają ręce, nie łapy... Zaraz! On ma Syriusza?! Alee...przecież to nie możliwe!
- Widziałem to na własne oczy, on go TORTURUJE Hermiono. Syriusz nie chcę mu tego dać, a on go ZABIJE, rozumiesz?!
Harry wydzierał się niczym opętany, dobrze, że wszyscy uczniowie byli poza Pokojem Wspólnym, bo stanowczo mieliby problem, żeby im to jakoś sensownie wytłumaczyć. Hermiona i Ron wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Harry, - Gryfonka podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu - wiem, że to wydaję się bardzo realistyczne, ale Voldemort mógł chcieć żebyś to zobaczył, wie jak Łapa jest dla ciebie ważny i może chcieć to wykorzystać.
- ON GO TORTURUJE! Rozumiesz TORTURUJE! Musimy lecieć do ministerstwa, NATYCHMIAST!
- Dobrze, a więc musimy sprawdzić czy Syriusz jest na Grimlaude Place, a jeśli okaże się, że nie to wtedy polecimy, dobrze?
Harry niechętnie skinął głową, a Hermiona zaczęła wdrażać ich w swój plan.
*******
No i jest! Ogłaszam wszem i wobec, że jest wraz z moją weną :) Jak na ironię, gdy jest mnóstwo czas to nie ma weny, a gdy nie ma czsu to jest na odwrót, ale cóż tak już jest. Za tydzień zaczynam ferię, więc możecie spodziewać się najbliższego rozdziału w przyszłą niedzielę lub poniedziałek, ale pod warunkiem, że będzie tu co najmniej 5 komentarzy :) Chciałam też z całego serca podziękować wszystkim, którzy skomentowali poprzedni post i zmotywowali moją wenę do powrotu, a teraz DO KOMENTOWANI-Przystąp ;D