Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 25 - Romek spod balkonu

            Hermiona nawet nie wiedziała, że tak bardzo brakowało jej spokojnego, domowego zacisza. Po pierwszej spędzonej w domu nocy czuła się o wiele bardziej wypoczęta niż po całym tygodniu odpoczywania w szpitalu. Wczorajszy wieczór, czyli pierwszy po jej powrocie, spędzili z rodzicami na oglądaniu filmów i rozmowach. Dziewczyna była bardzo wdzięczna za ten czas. Śmiała się i przekomarzała z rodzicami, a wszystkie troski zaprzątające jej głowę do tej pory, magicznie uleciały. 

       Teraz dom był przepełniony ciszą. Państwo Granger wyszli do pracy, zanim dziewczyna zdążyła wstać, więc teraz była sam na sam z Krzywołapem. Spojrzała w stronę kuchennego stołu, gdzie przykryta kloszem, stała jej ulubiona szarlotka. Uśmiechnęła się na ten widok. To miejsce było przepełnione drobnymi gestami, które pokazywały jej jak bardzo jest ważna i kochana. Bardzo ją to wzruszyło. Chaos i wszechobecny, wojenny nastrój unoszący się w powietrzu, przytłaczał wszystkich czarodziei i czarownice, tutaj jednak wszystko było tak idealnie proste. Szczęśliwi rodzice, czysty, przyjemny dom i Krzywołap rozciągnięty na kanapie w salonie. Niestety doskonale wiedziała, że nic w życiu nie jest tak łatwe i jeśli w świecie magii wybuchnie wojna to spokój mugolskiego życia, również zostanie zburzony.

        Usiadła na fotelu, kładąc nogi na stojącej przed nim pufie. Kot tylko na to czekał. Zwinnie zeskoczył z kanapy i od razu znalazł się na kolanach swojej pani. Dziewczyna uśmiechnęła się, drapiąc zwierzaka za uchem. Sięgnęła po pergamin i pióro, które położyła wcześniej na stoliku kawowym. Przez swój pobyt w szpitalu nie miała kontaktu z Harry'm i bardzo się o niego martwiła. Znała swojego przyjaciela doskonale i była pewna, że obecnie jego głównym zajęciem jest obwinianie się o śmierć Syriusza. Zaczęła pisać, ale nie była pewna jak ująć w słowa swoje myśli, bo tak naprawdę, w głębi swojej podświadomości również czuła się winna. Gdyby wtedy wpadła na jakiś pomysł, który mógłby pomóc im skontaktować się z Syriuszem...gdyby była minimalnie bardziej ostrożna to może Łapa nadal by żył. Wiedziała jednak, że nie jest już w stanie nic zmienić. Syriusz odszedł, a jedyne co teraz mogła zrobić to wspierać Pottera na tyle, na ile to możliwe. Wzięła głęboki oddech i zaczęła pisać.

        Pióro skrobało po pergaminie, zagłuszając mruczenie kota. Zwinęła list i przewiązała wstążką, jednak widząc błogo wyciągniętego na swych kolanach rudzielca, postanowiła poczekać z jego wysłaniem, by nie przerywać drzemki futrzastemu. Oparła głowę o oparcie fotela i próbowała sobie przypomnieć jakąkolwiek sytuację związaną z Fredem, która mogłaby zdradzać między nimi jakąś chemię, jednak niczego takiego się nie doszukała. Wydawało jej się to tak nierealne jak Snape z umytymi włosami, Dumbledore bez brody czy pani Weasley, która nie potrafi gotować. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Z zamyślenia wyrwał ją Krzywołap. Kot przeciągnął się i usiadł na podłokietniku fotela, więc Hermiona wykorzystując okazję, wstała. Na oknie siedziała mała, brązową sówka, którą pożyczyła od Parviat na kilka dni. Przywiązała list do jej nóżki.

– Harry Potter, Privet Drive 4.

Sowa kiwnęła główką, wzbiła się w przestworza i poszybowała po bezchmurnym niebie. Nagle, usłyszała odgłos przekręcającego się w zamku klucza. Hermiona szybko obróciła się w stronę z której dochodził dźwięk, a jej dłoń od razu powędrowała w stronę różdżki. Nim zdążyła ją wyciągnąć to drzwi zaskrzypiały, a po chwili pojawili się w nim państwo Granger z siatkami pełnymi zakupów. Zdziwiła się, bo była pewna, że rodzice mieli dzisiaj pełen grafik pacjentów, ale domyśliła się od razu, że przełożyli ich jakoś by móc spędzić z nią jak najwięcej czasu. Nie zastanawiała się jednak dłużej nad tym, bo postanowiła po prostu cieszyć się ich obecnością. Pomogła im przenieść wszystko do kuchni, po czym poszła do siebie odnieść pióro i resztę pergaminu. Schodząc ponownie po schodach usłyszała ich przyciszone głosy. Zatrzymała się i starała wyłapać fragmenty rozmowy.

– Teraz nie możemy jej tego powiedzieć, bo obrazi się na całe wakacje i jeszcze zrobi coś głupiego.

– Powinna nas zrozumieć, po tym co się wydarzyło ostatnio... 

– Zastanowimy się i porozmawiamy o tym wieczorem kochanie, teraz w każdej chwili może nas usłyszeć. Bierzmy się za naleśniki, bo umieram z głodu. 

Dziewczyna przemierzyła resztę schodów już w o wiele gorszym nastroju. Wiedziała, że jest to moment w którym decyzja została podjęta za nią. Od dłuższego czasu zdawała sobie sprawę, że będzie musiała zdecydować się na ten krok, ale nie myślała, że nastąpi to tak szybko. Przybrała sztuczny uśmiech i weszła do kuchni. Razem z rodzicami przyrządziła naleśniki, myślami będąc jednak nadal przy tym co nieuniknione.

***

– I jeszcze jeeeden i jeszcze raaaz, whiskey whiskey pijmy wraaaz! 

– Tym raazeem zdrowieee ciotki Muriel!

– Na nią szkoda marnować alkoholu – wybełkotał Fred. – Twoje zdrowie, bracie!

– I twoje też!

Swoje zdrowie pili już po raz siódmy, a podczas wcześniejszych toastów wypili już za całą swoją rodzinę i pół Hogwartu. George mimo zamglonych oczu i nieobecnego wyrazu twarzy, wyglądał na osobę intensywnie myślącą. Co chwilę zaczynał coś bełkotać, ale przerywał w połowie zdania gubiąc wątek. Ostatecznie podniósł wskazujący palec w górę i wykrzyknął, a raczej wybełkotał:

– Wiem! Już wiem! – Przyjrzał się bratu, czy ten aby na pewno go słucha i podjął dalsze wywody – Pamiętasz filmy, które oglądała Ginny we wakacje?

– Te, po których całą noc szeptała imię Harry'ego, śliniąc się do poduszki?

– Właśnie te!

Barman wyglądał na bardzo zdziwionego faktem, że mężczyźni się nawzajem rozumieją, gdyż on nic z ich konwersacji zrozumieć nie mógł. Fred manewrował właśnie kieliszkiem, próbując trafić do ust, a George dalej brnął w swoje twierdzenia.

– Więc w tych filmach...oczywiście nie żebym oglądał! Ale kiedyś widziałem, że taki jeden gościu w leginsach...Romek, czy jakoś tak mu było...więc ten Romek stał pod balkonem jakiejś panny i śpiewał dla niej, a ta zrzuciła mu swój warkocz, żeby mógł wejść do jej wieży...o cholera, czekaj coś chyba pomyliłem. Nie ta bajka... na czym to ja skończyłem? A tak właśnie... Romek stał i darł się pod jej balkonem, a ona ostatecznie wyznała mu miłość...kumasz o co mi chodzi?

– Szczerze brachu? Tak jak nigdy mi się to nie zdarza, tak tym razem nic, a nic cię nie rozumiem.

– Hermiona ma balkon, tak?

– A skąd ja mam to wiedzieć? Chociaż czekaj, na zdjęciu z rodzicami miała chyba w tle jakiś balkon.

– No i świetnie! Pojedziemy tam i pośpiewasz jej trochę pod balkonem, pobajerujesz, a ona wyzna ci miłość i będzie po sprawie.

– Ty to masz łeb, braciszku! To się...się zwijamy stąd i kierunek...kierunek...eee zaraz, ale gdzie ona mieszka?

George wyłożył cały dzienny utarg na blat baru, płacąc za wszystkie drinkowe zachcianki i ignorując pytanie brata. Wyszli z budynku, a raczej wyczołgali się z niego. Wieczorny chłód uderzył ich w twarze i otulił ogarniającym uczuciem zimna, co sprawiło że lekko przetrzeźwieli, ale ilość wypitego alkoholu nadal była wystarczająca na to, by uważali swój plan za idealny.

– Dobra, teleportujemy się na trzy.

– Jak masz zamiar teleportować się przez zapory? Gdybyś zapomniał to uwaga, uwaga cytuję Ministra Magii...ekhem... ,,z powodu obecnej sytuacji środki ochrony zostały wzmożone". Mówi ci to coś?

– Fred! – George upadł na kolana. – Toż to niemożliwe...zwątpiłeś w zdolności bliźniaków Weasley! TY! Krew z krwi matki mej! NIE! TYLKO NIE TO!

Rudzielec zaczął turlać się po chodniku i chwytając się za serce, udawał że umiera. Fred wyciągnął rękę do brata, by pomóc mu wstać, jednak nie przewidział, że jego równowaga jest równie słaba. Runął obok bliźniaka, zdzierając sobie przy tym kolano. George próbując ponownie wstać, wgramolił się na Freda, co przechodzącą obok nich kobieta skomentowała krótkim stwierdzenie:

– Już nawet tutaj pełno pedałów! Wstyd i hańba dla całego społeczeństwa!

– Miłość to tooo miłość psze pani. Trochue więcej tolerancji dla nas, zafokochanych – rzucił w jej stronę, z zażenowaniem w głosie i głośno czknął.

Chłopaków cała sytuacja tak rozśmieszyła, że kolejne dziesięć minut zajęło im zanoszenie się śmiechem. 

– Nie ma mocnego na Weasleya George'iego! Mój najnowszy wynalazek przełamie wszystkie środki ostrożności, więc wstawaj mój Romku. Ruszamy na podbój balkonu!

Fred posłusznie wstał, otrzepując ubrania. Złapał brata za przedramię i tu pojawił się kolejny problem, którym okazała się grawitacja. Przy każdej próbie obrotu lądowali z łoskotem na ziemi. 

– Do do do...dobra – wybełkotał George. – Trzeba do tego podejść taktyscznie...taktycznie.

Fred przytaknął, ale po chwili jego twarz przybrała zamyślony wyraz.

– Emm...to jaką mamy tę taktykę?

– Ty w prawo, a ja...w to drugie prawo.

        Taktyka bliźniaków okazała się niedziałająca, co raczej nie było zbyt wielkim zdziwieniem. Kręcili się na różne sposoby, aż ostatecznie udało im się osiągnąć zamierzony cel. Powietrze wokół nich zawirowało, a oni sami znaleźli się na miękkim trawniku domu państwa Granger, w duchu dziękując sobie, że udało im się nie rozszczepić. 

       Była to podobna do Privet Drive ulica z taka różnicą, że domy wyglądały tu o wiele przytulniej i mniej majestatycznie. Dom przed którym właśnie się znajdowali był dwupiętrowy, o spadzistym czerwonym dachu. Kolorem przypominał kawę z mlekiem, a dookoła rosło pełno różnokolorowych kwiatów. Ku swojej radości, Fred od razu zauważył, znajdujący się z prawej strony balkon. George wymruczał zaklęcie (kilkukrotnie), a w powietrzu rozległa się romantyczna muzyka. Chwilę się naradzali, po czym Fred idąc za radami brata, zaczął wołać w rytm muzyki:

– Ohh ma Hermiono, to ja twój Romek wprost spod balkonu. Wyjdź do mnie, wyjdź ma Julio. Bądź mą Julią, a ja będę twym Romkiem!

Drzwi balkonowe powoli się otworzyły, co zachęciło chłopaka do dalszych miłosnych zagrywek.

– Ma najpiękniejsza, najmądrzejsza, najwspania... – rudzielec przerwał, widząc na balkonie nie kogo innego jak ojca dziewczyny. Chwilę mu się przyglądał, po czym z ogromnym zdziwieniem stwierdził:

– Na chwilę cię spuściłem z oczu, a ty już tak się zmieniasz...nie żeby nie podobał mi się twój obecny wygląda, ale...ale...

– Jak się nazywasz chłopczę?

– Jestem Romkiem, Romkiem spod balkonu i przybywam na odsiecz mojej Julii!

Fred z rozmachem uklęknął na jedno kolano, wznosząc ręce ku balkonowi. Mężczyzna przyglądał mu się z wyrazem twarzy, który był czymś pomiędzy rozbawieniem, a zażenowaniem. Poprawił szlafrok i z lekkim półuśmiechem zawołał dziewczynę, która również odziana w szlafrok, pojawiła się na balkonie.

– Co to za krzyki?

– Spytaj swojego Romka spod balkonu.

Pan Granger roześmiał się i wrócił do pomieszczenia. Hermiona podeszła do balustrady balkonu i omal nie spadła ze zdziwienia.

– Fred, George! Co wy tu robicie i do tego o tej godzinie?!

– Zostań mą Julią, a ja będę twym Romkiem, a żadne przeciwności nas nie rozdzielą!

– Romkiem? Romeo, pajacu! – wybuchła śmiechem, jednak widząc zapalające się w oknach sąsiednich domów światła, szybko się zreflektowała.

– No, tym gościem właśnie...co ty na to ma najdroższa?

Dziewczyny jednak nie było już na balkonie. Chwilę później drzwi domu otworzyły się na szerz, a brunetka nakazała im wejść do środka. Gdy tylko przekroczyli próg, Freda od razu uderzyło to jak bardzo rodzinne i subtelnie urządzone było to miejsce. Na półkach stały zdjęcia z różnych wypadów rodzinnych na których cała rodzina Grangerów uśmiechała się do obiektywu, a koło ramek znajdowały się pamiątki z danego miejsca. Fred uśmiechnął się, widząc zdjęcie małej Hermiony, a George niezbyt zainteresowany otoczeniem, ulokował się na kanapie. 

– Jaka słodka Hermionka!

Dziewczyna nie odpowiedziała. Wyciągnęła z szafy pościel i przegoniła, przysypiającego już George'a, na fotel. Rozłożyła kanapę i zaczęła ją ścielić. Gdy tylko skończyła, George bez pytania o zgodę od razu wcisnął się pod pościel, nie zaprzątając sobie nawet głowy zdjęciem jakiejkolwiek części swojej garderoby, a zaledwie po kilku minutach powietrze wypełniło już jego rytmicznie chrapanie. Widocznie, wymyślanie tego genialnego planu bardzo go zmęczyło. Drugi z bliźniaków nadal przeglądał zdjęcia. Powoli zaczął odczuwać skutki znajdującego się, a raczej uchodzącego już z jego krwi, alkoholu. Zaczęło mu się kręcić w głowie, a także powoli pojawiał się uczucie ciężkości. Wszystko to zwiastowało, że rano będzie miał ogromnego kaca.  Granger przyglądała mu się, a z jej twarzy ciężko było wywnioskować jakie emocje odczuwa. Gdy chłopak złapał się ręką za głowę i zaczął chwiać, postanowiła trochę mu pomóc. W końcu, żaden facet wcześniej nie zrobił dla niej niczego tak romantycznego...o ile można tak nazwać te pseudo-śpiewy pod balkonem rodziców. 

       Hermiona ujęła jego rękę w swoją i pociągnęła w stronę kuchni. Gdy tylko jej dłoń dotknęła go, poczuł jak całe jego ciało ogarnia przyjemnie mrowiące ciepło. Ona również odczuła to dziwnie przyjemne uczucie, ale starała się nie zwracać na nie uwagi. Posadziła chłopaka na kuchennym krześle i zaczęła coś przyrządzać. Nie mógł oderwać od niej wzroku, w każdym jej ruchu było mnóstwo gracji i kobiecości, mimo tego, że odziana była w luźną piżamę i za duży szlafrok. 

– Jesteś taka cudowna, wiesz?

Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i postawiła przed nim kubek z dziwną, fioletowawą substancją.

– Wypij – nakazała, siadając naprzeciwko niego, a chłopak posłusznie wykonał polecenie. 

– Lepiej?

– Nie wiem co to było, ale o wiele lepiej! – Pokręcił głową, upewniając się czy aby na pewno uczucie ciężkości całkiem odeszło. – Jedynym co mnie teraz zastanawia jest to, skąd ty znasz mikstury na kaca? Myślałem, że stronisz od alkoholu.

Rzucił jej jedno ze swoich zawadiackich spojrzeń, na co Hermiona odpowiedziała przewróceniem oczami i przeciągłym westchnięciem.

– Owszem. Ja nie piję, ale nie oznacza to, że nie muszę ratować innych po ich alkoholowych ekscesach. Chyba słaba głowa w waszej rodzinie to cecha dziedziczna, bo to właśnie dla Rona nauczyłam się przyrządzać tę  miksturę. – Fred już otwierał usta, żeby ratować honor swojej rodziny, ale dziewczyna uciszyła go jednym gestem i powiedziała: – A teraz, skoro mikstura pomogła to chodź spać, bo ja już prawie zasypiam.

– Ale ty idziesz ze mną spać, prawda? 

Uśmiechnął się do niej zaczepnie, ale ona tylko odwróciła wzrok.

– Będzie musiało wystarczyć ci towarzystwo George'a.

– To w takim wypadku nie mam zamiaru iść spać. Czy ty nie słyszysz jak on chrapie?! Jak obudzę się w nocy koło niego to będę pewien, że po pijaku wczołgałem się do jaskini jakiegoś niedźwiedzia! – powiedział, z udawanym przerażeniem w głosie.

Hermiona starała się stłumić uśmiech, ale nie całkiem jej się to udało. 

– Trudno, to posiedzisz tutaj sam. 

Dziewczyna wstała od stołu i ruszyła w stronę wyjścia z kuchni, ale Fred również wstał i zaczął iść w stronę drzwi wejściowych. 

– No, to idę do domu. Dobranoc pani!

Udał ukłon i stanął przy drzwiach. Hermiona chwilę walczyła ze sobą, nie mogąc się zdecydować co powinna zrobić, ale ostatecznie doszła do wniosku, że nie chcę mieć go na sumieniu.

– Nie pozwolę ci wyjść w takim stanie. Chodź tutaj.

Uśmiechnął się triumfalnie i odwiesił bluzę z powrotem na wieszak. Wsunął się pod pościel, obok chrapiącego brata i rozłożył ramiona, pokazując dziewczynie gestem, że to miejsce w którym ma się położyć. 

– Nie przeginaj, Weasley. – Odepchnęła jego ręce i położyła się na brzegu łóżka, z nadzieją, że szybko uda jej się z niego uciec, gdy chłopak zaśnie. 

        Fred zrobił smutną minę, ale nic nie mówiąc, przesunął się by zrobić dziewczynie więcej miejsca, a tym samym przycisnął swojego bliźniaka jeszcze bardziej do ściany, na co ten zareagował przeciągłym ,,eeeeee" i ponownie zaczął chrapać, nie zwracając większej uwagi na te niedogodności. 

       Freddie ułożył się na plecach. Jedną rękę, tę od strony brata, podłożył sobie pod głowę, a drugą miał wyciągniętą wzdłuż ciała. Czuł obok siebie ciepło, bijące od Hermiony i napawał się tą bliskością. Przepełniało go uczucie spokoju i już po chwili zaczął odpływać w objęcia Morfeusza. Zazwyczaj, zanim zasnął, jego ciało miało w zwyczaju drgnąć i tak też było tym razem. Przez ten delikatny ruch jego dłoń znalazła się kilka milimetrów dalej, co sprawiło, że teraz mały palec jego dłoni stykał się z jej. Uznał za dobry znak to, że nie odsunęła się. Kontakt z nią, nawet tak minimalny, sprawił, że powróciła mu nadzieja. Uśmiechnął się pod nosem i po chwili jego oddech wyrównał się z miarowym oddechem George'a.

      Hermiona leżała w ciemnościach z otwartymi oczami. Po spokojnych oddechach swoich towarzyszy wywnioskowała, że oboje już smacznie śpią.  Postanowiła jednak na wszelki wypadek, jeszcze chwilę poleżeć obok chłopaka. Przymknęła powieki, pogrążyła się w rozmyslaniach i ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że przypomniało jej się coś. Może nie było to jakieś typowo miłosne wspomnienie, ale było bardzo przyjemne. 


          Ostatnie dni wakacji były upalne, a z bezchmurnego nieba lał się żar. Hermiona wraz z Ginny opalały się nad jeziorkiem koło Nory. Wysmarowane olejkami i różnego rodzaju kremami, korzystały z ostatnich dni poza murami Hogwartu. Na podwórku mężczyźni za to ciężko pracowali, porządkując obejście pod kierownictwem pana Weasleya. Nie ukrywajmy, że ich wzrok raz po raz wędrował w stronę zgrabnych ciał dziewczyn, za co obrywali od Artura po głowach. Gryfonki oczywiście zauważyły te ukradkowe spojrzenia i szepcząc między sobą, śmiały się z nich. Praca jednak dobiegła końca, a wszyscy panowie weszli do domu. Ginny obróciła się na brzuch i nałożyła na nos okulary przeciwsłoneczne. 

– Hermiono...

– Co?

– Koniec przyjemności. Spójrz tam.

Brunetka obróciła się również na brzuch i spojrzała we wskazane miejsce. Ku nim zmierzali, ubrani w kąpielówki i z ręcznikami na ramionach –  Ron, Harry, Fred, George i ku zdziwieniu dziewczyn, Lee. Pan Weasley zaczarował jeziorko w taki sposób, by zachowało stałą temperaturę wody i samo się oczyszczało, co pozwalało na kąpiel o każdej porze dnia i nocy. Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo.

– A było tak miło i przyjemnie.

       Ginny westchnęła głośno i ukryła twarz w kocu, na którym leżała. Po chwili pięć ręczników zostało rozłożonych koło ich kocy, a panowie wbiegli do wody hałasując i rozchlapując ją na wszystkie strony. Dziewczyny postanowiły nie zwracać na nich uwagi. Granger sięgnęła po leżącą obok książkę i pogrążyła się w lekturze, a Ginny postanowiła uciąć sobie drzemkę, ale hałasy dochodzące z jeziora skutecznie jej to utrudniały.

        Chłopcy widocznie świetnie się bawili, bo nie wychodzili z wody przez ponad półtorej godziny. Ostatecznie strudzeni i zmęczeni, wyszli na brzeg i rozłożyli się na ręcznikach, głośno się śmiejąc i przekrzykując. Po chwili ich rozmowy ucichły, co bardzo zaniepokoiło Hermionę, bo mogło to oznaczać tylko jedno. Szybko obróciła się, gdy usłyszała za sobą jakiś szelest, ale okazało się, że obie są już w pułapce. Lee z George'm złapali Ginny, która wybudzona w tak drastyczny sposób, zdawała się jeszcze nie do końca zdawać sprawę z tego, co się dzieje. Fred  natomiast złapał Hermionę, przerzucił ją sobie przez ramię i pognał za bratem i Lee w stronę jeziora. Obie Gryfonki głośno protestowały i próbowały się jeszcze wyswobodzić, jednak nie miały szans z silniejszym od siebie o wiele Gryfonami.

 – Fred, puszczaj mnie. Natychmiast!

Chłopak roześmiał się tylko, pogłębiając swój chwyt. Był już po kolana w wodzie, gdy brunetka ponowiła swoje prośby i próby uwolnienia się.

– Puszczaj! Proszę cię Freddie!

– Wedle życzenia moja pani.

       Wrzucił dziewczynę do wody, a George idąc w jego ślady, wrzucił do wody Rudą. Hermiona zdążyła złapać powietrze w płuca, gdy letnia toń wodna objęła jej ciało. Ponieważ często zdarzało jej się chodzić na basen, to wstrzymywanie powietrza pod wodą nie było dla niej zbyt wielkim problemem. Ona również postanowiła ,,pobawić się" z Fredem. 

       Ginny wypłynęła już dawno na powierzchnię i była zajęta krzyczeniem na żartownisiów, którzy wybiegli z jeziora, starając się znaleźć poza zasięgiem jej rąk, którymi wymachiwała ze złością we wszystkie strony. Fred w tym czasie przeraził się nie na żarty, ponieważ brunetka nadal znajdowała się pod wodą. Obawiał się, że jego głupi żart zaraz okażę się nie tylko głupim, ale i śmiertelnym! Zanurzył się i znalazł dłońmi ramiona dziewczyny. Wyciągnął ją nad tafle wody i wziął w ramiona. Hermiona była nieprzytomna, co bardzo go przeraziło. Wyniósł ją na brzeg i położył na kocu. Ginny wiedziała, że Granger jest zbyt dobrą pływaczką by na takiej płyciźnie się podtopić, ale udawała mimo wszystko, że jest przerażona jak reszta. 

Fred uklęknął przy dziewczynie i położył dłoń na jej policzku.

– Hermionka, otwórz oczy! Obudź się, proszę...

Chłopakowi zaczęły trząść się ręce, ponownie pogładził dłonią po policzku Hermiony, jakby mogło to w jakiś sposób pomóc. Przyjemny dreszcz przeszedł po twarzy dziewczyny, a ona cała drgnęła lekko, co Fred od razu wyczuł.

– Hermiona, otwórz oczy. Obudź się, proszę...

– A przyniesiesz mi lody?

– Tak, jasne...że co? Udawałaś?!

Rudzielec nie mógł wyjść z szoku. Wszyscy łącznie z Hermioną zanosili się śmiechem, a Fred po chwili zdziwienia, dołączył do nich i okraczył Gryfonkę, dłonie kładąc z obu stron jej głowy, by móc patrzeć dziewczynie w oczy. 

– Ty mała, podstępna czarownico!

Zaczął łaskotać dziewczynę, a ta zanosząc się śmiechem, prosiła aby przestał. Wygłupy przerwał donośny głos pani Weasley, oznajmiający, że obiad jest już gotowy. Wszyscy zgodnym krokiem ruszyli w stronę domu, jednak Fred nie miał ochoty tak łatwo wypuścić swojej ,,ofiary". Przestał ją łaskotać i usiadł na kocu obok.

– Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś, bałem się, że już cię utopiłem!

– Od kiedy się pan tak o mnie troszczy, panie Weasley?

Brunetka uśmiechnęła się i spojrzała w oczy chłopaka.

– Odkąd wszystkie moje próby uśmiercenia cię legły w gruzach.

Zmierzwił jej włosy, co sprawiło, że oberwał kuksańca.

– O nie! Teraz przegięłaś!

Fred roześmiał się i powróciwszy do poprzedniej pozy, skrzyżował ręce dziewczyny nad jej głową. Ich twarze znajdowały się od siebie w odległości nie większej niż pięć centymetrów. Patrzyli sobie w oczy i chyba po raz pierwszy od tylu lat znajomości byli tak blisko siebie. Rudzielec przysunął swoją twarz jeszcze bliżej twarzy Hermiony. Kilka milimetrów brakowało by ich usta się spotkały.

– Obiad wam stygnie! – głowa Molly pojawiła się w kuchennym oknie, a Fred szybko doskoczył od dziewczyny. Kobieta udała, że nic nie zauważyła i szybkim ruchem, zamknęła okno, ale zanim to zrobiła, na jej twarzy można było zobaczyć szeroki uśmiech.

       Chłopak wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń; pomógł jej wstać. Lekki wiatr zaczął poruszać zielonymi liśćmi drzew, więc Fred nakrył ją kocem, który niósł i ruszyli razem, w milczeniu w stronę Nory. Niby przypadkiem, ręka chłopaka spoczęła na ramieniu Granger, a ta delikatnie się uśmiechnęła. Oboje zastanawiali się co to w sumie miało znaczyć i czemu mimo tego, że nie łączą ich żadne uczucia, czuli się tak szczęśliwi? Weszli do Nory i każde z nich zajęło się swoimi sprawami, choć w głowie obojgu siedziała ta sama myśl."

Hermiona odruchowo wtuliła się w chłopaka i zamknęła oczy, a sen przyszedł wyjątkowo szybko.

*****
W końcu jest. To już czwartą wersja tego rozdziału, a i tak nie jestem zadowolona. Doszły też lekki problemy z internetem, a blogger w telefonie widocznie mnie nie lubi.
I oczywiście Wesołych Świat Wielkanocnych! Żeby jajeczka smakowały, lany poniedziałek był udany i w ogóle wszystkiego co najlepsze dla was <3

PS Przenosząc ten rozdział - 09.12.2020 uznaję, że go kocham! To mój ulubiony rozdział ze wszystkich, które napisałam! Pozdrowionka dla tych, którzy nadal tutaj zaglądają! :D