Hermiona nawet nie wiedziała, że tak
bardzo brakowało jej spokojnego, domowego zacisza. Po pierwszej spędzonej w
domu nocy czuła się o wiele bardziej wypoczęta niż po całym tygodniu
odpoczywania w szpitalu. Wczorajszy wieczór, czyli pierwszy po jej powrocie,
spędzili z rodzicami na oglądaniu filmów i rozmowach. Dziewczyna była bardzo
wdzięczna za ten czas. Śmiała się i przekomarzała z rodzicami, a wszystkie
troski zaprzątające jej głowę do tej pory, magicznie uleciały.
Teraz dom był przepełniony ciszą. Państwo Granger wyszli do
pracy, zanim dziewczyna zdążyła wstać, więc teraz była sam na sam z
Krzywołapem. Spojrzała w stronę kuchennego stołu, gdzie przykryta kloszem,
stała jej ulubiona szarlotka. Uśmiechnęła się na ten widok. To miejsce było
przepełnione drobnymi gestami, które pokazywały jej jak bardzo jest ważna i
kochana. Bardzo ją to wzruszyło. Chaos i wszechobecny, wojenny nastrój unoszący
się w powietrzu, przytłaczał wszystkich czarodziei i czarownice, tutaj jednak
wszystko było tak idealnie proste. Szczęśliwi rodzice, czysty, przyjemny dom i
Krzywołap rozciągnięty na kanapie w salonie. Niestety doskonale wiedziała, że
nic w życiu nie jest tak łatwe i jeśli w świecie magii wybuchnie wojna to
spokój mugolskiego życia, również zostanie zburzony.
Usiadła na fotelu, kładąc nogi na stojącej przed nim
pufie. Kot tylko na to czekał. Zwinnie zeskoczył z kanapy i od razu znalazł się
na kolanach swojej pani. Dziewczyna uśmiechnęła się, drapiąc zwierzaka za
uchem. Sięgnęła po pergamin i pióro, które położyła wcześniej na stoliku
kawowym. Przez swój pobyt w szpitalu nie miała kontaktu z Harry'm i bardzo się
o niego martwiła. Znała swojego przyjaciela doskonale i była pewna, że obecnie
jego głównym zajęciem jest obwinianie się o śmierć Syriusza. Zaczęła pisać, ale
nie była pewna jak ująć w słowa swoje myśli, bo tak naprawdę, w głębi swojej
podświadomości również czuła się winna. Gdyby wtedy wpadła na jakiś pomysł,
który mógłby pomóc im skontaktować się z Syriuszem...gdyby była minimalnie
bardziej ostrożna to może Łapa nadal by żył. Wiedziała jednak, że nie jest już
w stanie nic zmienić. Syriusz odszedł, a jedyne co teraz mogła zrobić to
wspierać Pottera na tyle, na ile to możliwe. Wzięła głęboki oddech i zaczęła
pisać.
Pióro skrobało po pergaminie, zagłuszając mruczenie kota.
Zwinęła list i przewiązała wstążką, jednak widząc błogo wyciągniętego na swych
kolanach rudzielca, postanowiła poczekać z jego wysłaniem, by nie przerywać
drzemki futrzastemu. Oparła głowę o oparcie fotela i próbowała sobie przypomnieć
jakąkolwiek sytuację związaną z Fredem, która mogłaby zdradzać między nimi
jakąś chemię, jednak niczego takiego się nie doszukała. Wydawało jej się to tak
nierealne jak Snape z umytymi włosami, Dumbledore bez brody czy pani Weasley,
która nie potrafi gotować. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Z zamyślenia
wyrwał ją Krzywołap. Kot przeciągnął się i usiadł na podłokietniku fotela, więc
Hermiona wykorzystując okazję, wstała. Na oknie siedziała mała, brązową sówka,
którą pożyczyła od Parviat na kilka dni. Przywiązała list do jej nóżki.
–
Harry Potter, Privet Drive 4.
Sowa
kiwnęła główką, wzbiła się w przestworza i poszybowała po bezchmurnym niebie.
Nagle, usłyszała odgłos przekręcającego się w zamku klucza. Hermiona szybko
obróciła się w stronę z której dochodził dźwięk, a jej dłoń od razu powędrowała
w stronę różdżki. Nim zdążyła ją wyciągnąć to drzwi zaskrzypiały, a po chwili
pojawili się w nim państwo Granger z siatkami pełnymi zakupów. Zdziwiła się, bo
była pewna, że rodzice mieli dzisiaj pełen grafik pacjentów, ale domyśliła się
od razu, że przełożyli ich jakoś by móc spędzić z nią jak najwięcej czasu. Nie
zastanawiała się jednak dłużej nad tym, bo postanowiła po prostu cieszyć się
ich obecnością. Pomogła im przenieść wszystko do kuchni, po czym poszła do
siebie odnieść pióro i resztę pergaminu. Schodząc ponownie po schodach
usłyszała ich przyciszone głosy. Zatrzymała się i starała wyłapać fragmenty
rozmowy.
–
Teraz nie możemy jej tego powiedzieć, bo obrazi się na całe wakacje i jeszcze
zrobi coś głupiego.
– Powinna nas zrozumieć, po tym co się wydarzyło ostatnio...
– Zastanowimy się i porozmawiamy o tym wieczorem kochanie, teraz w każdej
chwili może nas usłyszeć. Bierzmy się za naleśniki, bo umieram z głodu.
Dziewczyna przemierzyła resztę schodów już w o wiele gorszym nastroju.
Wiedziała, że jest to moment w którym decyzja została podjęta za nią. Od
dłuższego czasu zdawała sobie sprawę, że będzie musiała zdecydować się na ten
krok, ale nie myślała, że nastąpi to tak szybko. Przybrała sztuczny uśmiech i
weszła do kuchni. Razem z rodzicami przyrządziła naleśniki, myślami będąc
jednak nadal przy tym co nieuniknione.
***
– I jeszcze jeeeden i
jeszcze raaaz, whiskey whiskey pijmy wraaaz!
– Tym raazeem zdrowieee ciotki Muriel!
– Na nią szkoda marnować alkoholu – wybełkotał Fred. – Twoje zdrowie, bracie!
– I twoje też!
Swoje zdrowie pili już po raz siódmy, a podczas wcześniejszych toastów wypili
już za całą swoją rodzinę i pół Hogwartu. George mimo zamglonych oczu i
nieobecnego wyrazu twarzy, wyglądał na osobę intensywnie myślącą. Co chwilę
zaczynał coś bełkotać, ale przerywał w połowie zdania gubiąc wątek. Ostatecznie
podniósł wskazujący palec w górę i wykrzyknął, a raczej wybełkotał:
– Wiem! Już wiem! – Przyjrzał się bratu, czy ten aby na pewno go słucha i
podjął dalsze wywody – Pamiętasz filmy, które oglądała Ginny we wakacje?
– Te, po których całą noc szeptała imię Harry'ego, śliniąc się do poduszki?
– Właśnie te!
Barman wyglądał na bardzo zdziwionego faktem, że mężczyźni się nawzajem
rozumieją, gdyż on nic z ich konwersacji zrozumieć nie mógł. Fred manewrował
właśnie kieliszkiem, próbując trafić do ust, a George dalej brnął w swoje
twierdzenia.
– Więc w tych filmach...oczywiście nie żebym oglądał! Ale kiedyś widziałem, że
taki jeden gościu w leginsach...Romek, czy jakoś tak mu było...więc ten Romek
stał pod balkonem jakiejś panny i śpiewał dla niej, a ta zrzuciła mu swój
warkocz, żeby mógł wejść do jej wieży...o cholera, czekaj coś chyba pomyliłem.
Nie ta bajka... na czym to ja skończyłem? A tak właśnie... Romek stał i darł
się pod jej balkonem, a ona ostatecznie wyznała mu miłość...kumasz o co mi
chodzi?
– Szczerze brachu? Tak jak nigdy mi się to nie zdarza, tak tym razem nic, a nic
cię nie rozumiem.
– Hermiona ma balkon, tak?
– A skąd ja mam to wiedzieć? Chociaż czekaj, na zdjęciu z rodzicami miała chyba
w tle jakiś balkon.
– No i świetnie! Pojedziemy tam i pośpiewasz jej trochę pod balkonem,
pobajerujesz, a ona wyzna ci miłość i będzie po sprawie.
– Ty to masz łeb, braciszku! To się...się zwijamy stąd i
kierunek...kierunek...eee zaraz, ale gdzie ona mieszka?
George wyłożył cały dzienny utarg na blat baru, płacąc za wszystkie drinkowe
zachcianki i ignorując pytanie brata. Wyszli z budynku, a raczej wyczołgali się
z niego. Wieczorny chłód uderzył ich w twarze i otulił ogarniającym uczuciem
zimna, co sprawiło że lekko przetrzeźwieli, ale ilość wypitego alkoholu nadal
była wystarczająca na to, by uważali swój plan za idealny.
– Dobra, teleportujemy się na trzy.
– Jak masz zamiar teleportować się przez zapory? Gdybyś zapomniał to uwaga,
uwaga cytuję Ministra Magii...ekhem... ,,z powodu obecnej sytuacji środki
ochrony zostały wzmożone". Mówi ci to coś?
– Fred! – George upadł na kolana. – Toż to niemożliwe...zwątpiłeś w zdolności
bliźniaków Weasley! TY! Krew z krwi matki mej! NIE! TYLKO NIE TO!
Rudzielec zaczął turlać się po chodniku i chwytając się za serce, udawał że
umiera. Fred wyciągnął rękę do brata, by pomóc mu wstać, jednak nie
przewidział, że jego równowaga jest równie słaba. Runął obok bliźniaka,
zdzierając sobie przy tym kolano. George próbując ponownie wstać, wgramolił się
na Freda, co przechodzącą obok nich kobieta skomentowała krótkim stwierdzenie:
– Już nawet tutaj pełno pedałów! Wstyd i hańba dla całego społeczeństwa!
– Miłość to tooo miłość
psze pani. Trochue więcej tolerancji dla nas, zafokochanych – rzucił w jej
stronę, z zażenowaniem w głosie i głośno czknął.
Chłopaków cała sytuacja tak rozśmieszyła, że kolejne dziesięć minut zajęło im
zanoszenie się śmiechem.
– Nie ma mocnego na Weasleya George'iego! Mój najnowszy wynalazek przełamie
wszystkie środki ostrożności, więc wstawaj mój Romku. Ruszamy na
podbój balkonu!
Fred posłusznie wstał, otrzepując ubrania. Złapał brata za przedramię i tu
pojawił się kolejny problem, którym okazała się grawitacja. Przy każdej próbie
obrotu lądowali z łoskotem na ziemi.
– Do do do...dobra –
wybełkotał George. – Trzeba do tego podejść taktyscznie...taktycznie.
Fred przytaknął, ale po
chwili jego twarz przybrała zamyślony wyraz.
– Emm...to jaką mamy tę
taktykę?
– Ty w prawo, a ja...w to
drugie prawo.
Taktyka bliźniaków okazała się niedziałająca, co raczej nie było zbyt
wielkim zdziwieniem. Kręcili się na różne sposoby, aż ostatecznie udało im się
osiągnąć zamierzony cel. Powietrze wokół nich zawirowało, a oni sami znaleźli
się na miękkim trawniku domu państwa Granger, w duchu dziękując sobie, że udało
im się nie rozszczepić.
Była to podobna do Privet Drive ulica z taka różnicą, że domy wyglądały
tu o wiele przytulniej i mniej majestatycznie. Dom przed którym właśnie się
znajdowali był dwupiętrowy, o spadzistym czerwonym dachu. Kolorem przypominał
kawę z mlekiem, a dookoła rosło pełno różnokolorowych kwiatów. Ku swojej
radości, Fred od razu zauważył, znajdujący się z prawej strony balkon. George
wymruczał zaklęcie (kilkukrotnie), a w powietrzu rozległa się romantyczna
muzyka. Chwilę się naradzali, po czym Fred idąc za radami brata, zaczął wołać w
rytm muzyki:
– Ohh ma Hermiono, to ja twój Romek wprost spod balkonu. Wyjdź do mnie, wyjdź
ma Julio. Bądź mą Julią, a ja będę twym Romkiem!
Drzwi balkonowe powoli się otworzyły, co zachęciło chłopaka do dalszych
miłosnych zagrywek.
– Ma najpiękniejsza, najmądrzejsza, najwspania... – rudzielec przerwał, widząc
na balkonie nie kogo innego jak ojca dziewczyny. Chwilę mu się przyglądał, po
czym z ogromnym zdziwieniem stwierdził:
– Na chwilę cię spuściłem z oczu, a ty już tak się zmieniasz...nie żeby nie
podobał mi się twój obecny wygląda, ale...ale...
– Jak się nazywasz chłopczę?
– Jestem Romkiem, Romkiem spod balkonu i przybywam na odsiecz mojej Julii!
Fred z rozmachem uklęknął na jedno kolano, wznosząc ręce ku balkonowi.
Mężczyzna przyglądał mu się z wyrazem twarzy, który był czymś pomiędzy
rozbawieniem, a zażenowaniem. Poprawił szlafrok i z lekkim półuśmiechem zawołał
dziewczynę, która również odziana w szlafrok, pojawiła się na balkonie.
– Co to za krzyki?
– Spytaj swojego Romka spod balkonu.
Pan Granger roześmiał się i wrócił do pomieszczenia. Hermiona podeszła do
balustrady balkonu i omal nie spadła ze zdziwienia.
– Fred, George! Co wy tu robicie i do tego o tej godzinie?!
– Zostań mą Julią, a ja będę twym Romkiem, a żadne przeciwności nas nie
rozdzielą!
– Romkiem? Romeo, pajacu! – wybuchła śmiechem, jednak widząc zapalające się w
oknach sąsiednich domów światła, szybko się zreflektowała.
– No, tym gościem
właśnie...co ty na to ma najdroższa?
Dziewczyny jednak nie było już na balkonie. Chwilę później drzwi domu otworzyły
się na szerz, a brunetka nakazała im wejść do środka. Gdy tylko przekroczyli
próg, Freda od razu uderzyło to jak bardzo rodzinne i subtelnie urządzone było
to miejsce. Na półkach stały zdjęcia z różnych wypadów rodzinnych na których
cała rodzina Grangerów uśmiechała się do obiektywu, a koło ramek znajdowały się
pamiątki z danego miejsca. Fred uśmiechnął się, widząc zdjęcie małej Hermiony,
a George niezbyt zainteresowany otoczeniem, ulokował się na kanapie.
– Jaka słodka Hermionka!
Dziewczyna nie odpowiedziała. Wyciągnęła z szafy pościel i przegoniła,
przysypiającego już George'a, na fotel. Rozłożyła kanapę i zaczęła ją ścielić.
Gdy tylko skończyła, George bez pytania o zgodę od razu wcisnął się pod
pościel, nie zaprzątając sobie nawet głowy zdjęciem jakiejkolwiek części swojej
garderoby, a zaledwie po kilku minutach powietrze wypełniło już jego rytmicznie
chrapanie. Widocznie, wymyślanie tego genialnego planu bardzo go zmęczyło.
Drugi z bliźniaków nadal przeglądał zdjęcia. Powoli zaczął odczuwać skutki
znajdującego się, a raczej uchodzącego już z jego krwi, alkoholu. Zaczęło mu
się kręcić w głowie, a także powoli pojawiał się uczucie ciężkości. Wszystko to
zwiastowało, że rano będzie miał ogromnego kaca. Granger przyglądała mu
się, a z jej twarzy ciężko było wywnioskować jakie emocje odczuwa. Gdy chłopak złapał
się ręką za głowę i zaczął chwiać, postanowiła trochę mu pomóc. W końcu, żaden
facet wcześniej nie zrobił dla niej niczego tak romantycznego...o ile można tak
nazwać te pseudo-śpiewy pod balkonem rodziców.
Hermiona ujęła jego rękę w swoją i pociągnęła w stronę kuchni. Gdy tylko
jej dłoń dotknęła go, poczuł jak całe jego ciało ogarnia przyjemnie mrowiące
ciepło. Ona również odczuła to dziwnie przyjemne uczucie, ale starała się nie
zwracać na nie uwagi. Posadziła chłopaka na kuchennym krześle i zaczęła coś
przyrządzać. Nie mógł oderwać od niej wzroku, w każdym jej ruchu było mnóstwo
gracji i kobiecości, mimo tego, że odziana była w luźną piżamę i za duży
szlafrok.
– Jesteś taka cudowna, wiesz?
Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i postawiła przed nim kubek z dziwną,
fioletowawą substancją.
– Wypij – nakazała, siadając naprzeciwko niego, a chłopak posłusznie wykonał
polecenie.
– Lepiej?
– Nie wiem co to było, ale o wiele lepiej! – Pokręcił głową, upewniając się czy
aby na pewno uczucie ciężkości całkiem odeszło. – Jedynym co mnie teraz
zastanawia jest to, skąd ty znasz mikstury na kaca? Myślałem, że stronisz od
alkoholu.
Rzucił jej jedno ze
swoich zawadiackich spojrzeń, na co Hermiona odpowiedziała przewróceniem oczami
i przeciągłym westchnięciem.
– Owszem. Ja nie piję, ale nie oznacza to, że nie muszę ratować innych po ich
alkoholowych ekscesach. Chyba słaba głowa w waszej rodzinie to cecha
dziedziczna, bo to właśnie dla Rona nauczyłam się przyrządzać tę
miksturę. – Fred już otwierał usta, żeby ratować honor swojej rodziny, ale
dziewczyna uciszyła go jednym gestem i powiedziała: – A teraz, skoro mikstura
pomogła to chodź spać, bo ja już prawie zasypiam.
– Ale ty idziesz ze mną spać, prawda?
Uśmiechnął się do niej zaczepnie, ale ona tylko odwróciła wzrok.
– Będzie musiało wystarczyć ci towarzystwo George'a.
– To w takim wypadku nie mam zamiaru iść spać. Czy ty nie słyszysz jak on
chrapie?! Jak obudzę się w nocy koło niego to będę pewien, że po pijaku
wczołgałem się do jaskini jakiegoś niedźwiedzia! – powiedział, z udawanym
przerażeniem w głosie.
Hermiona starała się
stłumić uśmiech, ale nie całkiem jej się to udało.
– Trudno, to posiedzisz
tutaj sam.
Dziewczyna wstała od stołu i ruszyła w stronę wyjścia z kuchni, ale Fred
również wstał i zaczął iść w stronę drzwi wejściowych.
– No, to idę do domu. Dobranoc pani!
Udał ukłon i stanął przy drzwiach. Hermiona chwilę walczyła ze sobą, nie mogąc
się zdecydować co powinna zrobić, ale ostatecznie doszła do wniosku, że nie
chcę mieć go na sumieniu.
– Nie pozwolę ci wyjść w takim stanie. Chodź tutaj.
Uśmiechnął się triumfalnie i odwiesił bluzę z powrotem na wieszak. Wsunął się
pod pościel, obok chrapiącego brata i rozłożył ramiona, pokazując dziewczynie
gestem, że to miejsce w którym ma się położyć.
– Nie przeginaj,
Weasley. – Odepchnęła jego ręce i położyła się na brzegu łóżka, z
nadzieją, że szybko uda jej się z niego uciec, gdy chłopak zaśnie.
Fred zrobił smutną minę, ale nic nie mówiąc, przesunął się by zrobić
dziewczynie więcej miejsca, a tym samym przycisnął swojego bliźniaka jeszcze
bardziej do ściany, na co ten zareagował przeciągłym ,,eeeeee" i ponownie
zaczął chrapać, nie zwracając większej uwagi na te niedogodności.
Freddie ułożył się na plecach. Jedną rękę, tę od strony brata, podłożył
sobie pod głowę, a drugą miał wyciągniętą wzdłuż ciała. Czuł obok siebie
ciepło, bijące od Hermiony i napawał się tą bliskością. Przepełniało go uczucie
spokoju i już po chwili zaczął odpływać w objęcia Morfeusza. Zazwyczaj, zanim
zasnął, jego ciało miało w zwyczaju drgnąć i tak też było tym razem. Przez ten
delikatny ruch jego dłoń znalazła się kilka milimetrów dalej, co sprawiło, że
teraz mały palec jego dłoni stykał się z jej. Uznał za dobry znak to, że nie
odsunęła się. Kontakt z nią, nawet tak minimalny, sprawił, że powróciła mu
nadzieja. Uśmiechnął się pod nosem i po chwili jego oddech wyrównał się z
miarowym oddechem George'a.
Hermiona leżała w ciemnościach z otwartymi oczami. Po spokojnych oddechach
swoich towarzyszy wywnioskowała, że oboje już smacznie śpią. Postanowiła
jednak na wszelki wypadek, jeszcze chwilę poleżeć obok chłopaka. Przymknęła
powieki, pogrążyła się w rozmyslaniach i ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że
przypomniało jej się coś. Może nie było to jakieś typowo miłosne wspomnienie,
ale było bardzo przyjemne.
Ostatnie dni wakacji były upalne, a z
bezchmurnego nieba lał się żar. Hermiona wraz z Ginny opalały się nad
jeziorkiem koło Nory. Wysmarowane olejkami i różnego rodzaju kremami,
korzystały z ostatnich dni poza murami Hogwartu. Na podwórku mężczyźni za to
ciężko pracowali, porządkując obejście pod kierownictwem pana Weasleya. Nie
ukrywajmy, że ich wzrok raz po raz wędrował w stronę zgrabnych ciał dziewczyn,
za co obrywali od Artura po głowach. Gryfonki oczywiście zauważyły te ukradkowe
spojrzenia i szepcząc między sobą, śmiały się z nich. Praca jednak dobiegła
końca, a wszyscy panowie weszli do domu. Ginny obróciła się na brzuch i
nałożyła na nos okulary przeciwsłoneczne.
– Hermiono...
– Co?
– Koniec przyjemności.
Spójrz tam.
Brunetka obróciła się również na brzuch i spojrzała we wskazane miejsce. Ku nim
zmierzali, ubrani w kąpielówki i z ręcznikami na
ramionach – Ron, Harry, Fred, George i ku zdziwieniu dziewczyn,
Lee. Pan Weasley zaczarował jeziorko w taki sposób, by zachowało stałą
temperaturę wody i samo się oczyszczało, co pozwalało na kąpiel o każdej porze
dnia i nocy. Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo.
– A było tak miło i
przyjemnie.
Ginny westchnęła głośno i ukryła twarz w kocu, na którym leżała. Po
chwili pięć ręczników zostało rozłożonych koło ich kocy, a panowie wbiegli do
wody hałasując i rozchlapując ją na wszystkie strony. Dziewczyny postanowiły
nie zwracać na nich uwagi. Granger sięgnęła po leżącą obok książkę i pogrążyła
się w lekturze, a Ginny postanowiła uciąć sobie drzemkę, ale hałasy dochodzące
z jeziora skutecznie jej to utrudniały.
Chłopcy widocznie świetnie się bawili, bo nie wychodzili z wody przez
ponad półtorej godziny. Ostatecznie strudzeni i zmęczeni, wyszli na brzeg i
rozłożyli się na ręcznikach, głośno się śmiejąc i przekrzykując. Po
chwili ich rozmowy ucichły, co bardzo zaniepokoiło Hermionę, bo mogło to
oznaczać tylko jedno. Szybko obróciła się, gdy usłyszała za sobą jakiś szelest,
ale okazało się, że obie są już w pułapce. Lee z George'm złapali Ginny, która
wybudzona w tak drastyczny sposób, zdawała się jeszcze nie do końca zdawać
sprawę z tego, co się dzieje. Fred natomiast złapał Hermionę, przerzucił
ją sobie przez ramię i pognał za bratem i Lee w stronę jeziora. Obie Gryfonki
głośno protestowały i próbowały się jeszcze wyswobodzić, jednak nie miały szans
z silniejszym od siebie o wiele Gryfonami.
– Fred,
puszczaj mnie. Natychmiast!
Chłopak roześmiał się
tylko, pogłębiając swój chwyt. Był już po kolana w wodzie, gdy brunetka
ponowiła swoje prośby i próby uwolnienia się.
– Puszczaj! Proszę cię
Freddie!
– Wedle życzenia moja
pani.
Wrzucił dziewczynę do wody, a George idąc w jego
ślady, wrzucił do wody Rudą. Hermiona zdążyła złapać powietrze w płuca, gdy
letnia toń wodna objęła jej ciało. Ponieważ często zdarzało jej się chodzić na
basen, to wstrzymywanie powietrza pod wodą nie było dla niej zbyt wielkim
problemem. Ona również postanowiła ,,pobawić się" z Fredem.
Ginny wypłynęła już dawno na powierzchnię i była zajęta krzyczeniem na
żartownisiów, którzy wybiegli z jeziora, starając się znaleźć poza zasięgiem
jej rąk, którymi wymachiwała ze złością we wszystkie strony. Fred w tym czasie
przeraził się nie na żarty, ponieważ brunetka nadal znajdowała się pod wodą.
Obawiał się, że jego głupi żart zaraz okażę się nie tylko głupim, ale i
śmiertelnym! Zanurzył się i znalazł dłońmi ramiona dziewczyny. Wyciągnął ją nad
tafle wody i wziął w ramiona. Hermiona była nieprzytomna, co bardzo go
przeraziło. Wyniósł ją na brzeg i położył na kocu. Ginny wiedziała, że Granger
jest zbyt dobrą pływaczką by na takiej płyciźnie się podtopić, ale udawała mimo
wszystko, że jest przerażona jak reszta.
Fred uklęknął przy
dziewczynie i położył dłoń na jej policzku.
– Hermionka, otwórz oczy!
Obudź się, proszę...
Chłopakowi zaczęły trząść
się ręce, ponownie pogładził dłonią po policzku Hermiony, jakby mogło to w
jakiś sposób pomóc. Przyjemny dreszcz przeszedł po twarzy dziewczyny, a ona
cała drgnęła lekko, co Fred od razu wyczuł.
– Hermiona, otwórz oczy.
Obudź się, proszę...
– A przyniesiesz mi lody?
– Tak, jasne...że co?
Udawałaś?!
Rudzielec nie mógł wyjść
z szoku. Wszyscy łącznie z Hermioną zanosili się śmiechem, a Fred po chwili
zdziwienia, dołączył do nich i okraczył Gryfonkę, dłonie kładąc z obu stron jej
głowy, by móc patrzeć dziewczynie w oczy.
– Ty mała, podstępna
czarownico!
Zaczął łaskotać
dziewczynę, a ta zanosząc się śmiechem, prosiła aby przestał. Wygłupy przerwał
donośny głos pani Weasley, oznajmiający, że obiad jest już gotowy. Wszyscy
zgodnym krokiem ruszyli w stronę domu, jednak Fred nie miał ochoty tak łatwo
wypuścić swojej ,,ofiary". Przestał ją łaskotać i usiadł na kocu obok.
– Nawet nie wiesz jak
mnie przestraszyłaś, bałem się, że już cię utopiłem!
– Od kiedy się pan tak o
mnie troszczy, panie Weasley?
Brunetka uśmiechnęła się
i spojrzała w oczy chłopaka.
– Odkąd wszystkie moje
próby uśmiercenia cię legły w gruzach.
Zmierzwił jej włosy, co
sprawiło, że oberwał kuksańca.
– O nie! Teraz przegięłaś!
Fred roześmiał się i
powróciwszy do poprzedniej pozy, skrzyżował ręce dziewczyny nad jej głową. Ich
twarze znajdowały się od siebie w odległości nie większej niż pięć centymetrów.
Patrzyli sobie w oczy i chyba po raz pierwszy od tylu lat znajomości byli tak
blisko siebie. Rudzielec przysunął swoją twarz jeszcze bliżej twarzy Hermiony.
Kilka milimetrów brakowało by ich usta się spotkały.
– Obiad wam stygnie! –
głowa Molly pojawiła się w kuchennym oknie, a Fred szybko doskoczył od
dziewczyny. Kobieta udała, że nic nie zauważyła i szybkim ruchem, zamknęła
okno, ale zanim to zrobiła, na jej twarzy można było zobaczyć szeroki uśmiech.
Chłopak wstał i wyciągnął w jej stronę dłoń; pomógł jej wstać. Lekki
wiatr zaczął poruszać zielonymi liśćmi drzew, więc Fred nakrył ją kocem, który
niósł i ruszyli razem, w milczeniu w stronę Nory. Niby przypadkiem, ręka
chłopaka spoczęła na ramieniu Granger, a ta delikatnie się uśmiechnęła. Oboje
zastanawiali się co to w sumie miało znaczyć i czemu mimo tego, że nie łączą
ich żadne uczucia, czuli się tak szczęśliwi? Weszli do Nory i każde z nich
zajęło się swoimi sprawami, choć w głowie obojgu siedziała ta sama myśl."
Hermiona odruchowo
wtuliła się w chłopaka i zamknęła oczy, a sen przyszedł wyjątkowo szybko.
W końcu jest. To już czwartą wersja tego rozdziału, a i tak nie jestem zadowolona. Doszły też lekki problemy z internetem, a blogger w telefonie widocznie mnie nie lubi.