Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 29 - Cisza przed burzą cz.2

UWAGA!UWAGA!UWAGA!UWAGA!UWAGA!UWAGA!
ROZDZIAŁ Z POWODU PROBLEMÓW Z KOMPUTEREM-PODZIELONY NA DWIE CZĘŚCI. PRZED PRZYSTĄPIENIEM DO CZYTANIA TEJ CZĘŚCI, PRZECZYTAJ POPRZEDNIĄ. Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA UTRUDNIENIA!
***
...teraz na to wpadłem! Skoro George'a i tak cały dzień nie będzie, to może ty pomogłabyś mi w sklepie? Moglibyśmy dzięki temu spędzić cały dzień razem, co ty na to?
-Jasne!-dziewczyna szybko wstała z łóżka i podbiegła do szafy-daj mi dziesięć minut i będę gotowa!
-I za to cię kocham, nie blokujesz łazienki na godzinę jak Ginny. Czekam na dole.- Pocałował ją w policzek i wyszedł.
-Wariat!
-Ale za to jaki kochany!- odpowiedział jej jeszcze głos za drzwi.
Uśmiechnęła się do siebie i związała włosy w luźny warkocz. Z szafy wyciągnęła szarą bokserkę, czerwoną koszulę w kratkę i granatowe jeansy, po czym pobiegła do łazienki.
***
-To będzie razem dwa galeony.
-Proszę.
-Dziękuję i zapraszam ponownie.
Po kolejce, która przed chwilą zajmowała cały sklep nie było już śladu. Hermiona sprawnie wszystkich obsłużyła, nie myląc się nawet razu. Po sklepie krążyli już tylko pojedynczy klienci, którzy nie mogli się zdecydować co wybrać. Poczuła jak po jej biodrach niczym dwa węże oplatające jej talię, suną dłonie Freda. Uśmiechnęła się, lekko zagryzając wargę.
- Chyba nigdy cię już stąd nie wypuszcze. Masz świetny kontakt z klientami i do tego ten urok osobisty, któremu nie można się oprzeć.
Pocałował ją w policzek, następnie w nosek i na końcu w szyję, łaskocząc ją przy tym lekko.
-Rozpatrzę twoją propozycje, ale nie ma nic za darmo.
-Utarg nie jest najgorszy, więc w kwestii pensji dojdziemy chyba jakoś do porozumienia, jak sądzisz?
-Oj, dla mnie pieniądze nie grają żadnej roli szefie. Codziennie takie pyszne śniadania do łóżka i jestem cała twoja.
Roześmiali się, a Fred skinął głową.
-Wchodzę w to. Umowa stoi.
Obrócił ją twarzą do siebie i z łobuzerskim uśmiechem pocałował. Lekko muskał jej wargi swoimi, a już po chwili ich języki splotły się w miłosny węzeł. Posadził Gryfonkę na blacie obok kasy. Jedną dłonią nadal obejmował ją w talii, a drugą wplótł w aksamitne włosy dziewczyny, psując jej przy tym z lekka fryzurę. Dłonie Hermiony nie mogły odnaleźć sobie miejsca, ale ostatecznie spoczęły na torsie Freda, delikatnie po nim błądząc. Pocałunki stawały się coraz namiętniejsze, gdy gdzieś koło nich rozległo się krótkie ,,ekhem,ekhem". Niechętnie oderwali się od siebie. Jako, że Granger nigdy nie była zwolenniczką afiszowania się miłością na prawo i lewo, poczuła się nieco zawstydzona tym, że tak dała się ponieść. Obsłużyła ostatnich klientów, a Fred zamknął drzwi i obrócił kartkę znajdującą się na nich.
- No to koniec pracy na dziś. Zapraszam panią w swoje skromne progi, tymi otóż schodami na górę.
Dziewczyna skinęła wdzięcznie głową, ukłoniła się i z udawaną powagą dodała:
- Zobaczymy czy zda pan test białej rękawiczki.
Mieszkanie było bardzo przytulne. Duży, okrągły salon pośrodku którego znajdował się kominek, po prawej stronie dwie pary drzwi prowadzące do sypialni bliźniaków, kuchnia z otwartym wyjściem na salon i mała łazienka. Już na pierwszy rzut oka można było domyślić się, że jest to mieszkanie mężczyzn. Było tu schludnie, ale chaotycznie.  Hermiona usiadła na kanapie, a Fred zajął miejsce obok niej przygarniając ją do siebie ramieniem.
- Dziękuję, nie dał bym sobie bez ciebie rady.
- To był bardzo przyjemny dzień, więc nie musisz mi dziękować, alee...możesz mi się odwdzięczyć!
- Taak?-mruknął przeciągle Fred całując ją w czubek głowy.
- Po całym dniu stania za ladą bolą mnie plecki, więc należy mi się chyba porządny masaż, nie uważa szef?
- Ależ oczywiście, że uważam! - Wstał z kanapy i przełożył poduszki. - Proszę się tu położyć, a ja już się wszystkim zajmę! Tylkooo myślę, że do zabiegu trzeba będzie pozbyć się zbędnej garderoby.
- Tak pan myśli? A która część garderoby jest tą najbardziej zbędną?
- Myślę, żee - odpiął jeden z guzików koszuli dziewczyny - ta koszula -kolejny guzik odpięty - jest jak na razie - ostatni guzik opuścił swoje miejsce - najbardziej zbędną częścią - koszula zsunęła się po aksamitnej skórze Hermiony i upadła obok kanapy.
- Od razu lepiej, ale myślę, że reszta ubrań może mi się jeszcze dziś przydać, więc może w końcu przejdziemy do tego masażu?
- Wedle życzenia.
Brunetka położyła się na wersalce, a Fred pochylił się nad nią rozstawiając swoje kolana po obu stronach jej bioder. Wyglądało to bardzo dwuznacznie, więc nic dziwnego, że gdy w drzwiach stanął George wręcz go zamurowało.
- Stary! Nie korzystasz z tej kanapy sam, takie rzeczy to w sypialni. Nie chce później mieć białych plam na spodniach za każdym razem gdy będę siadać na kanapie!
- George co ty tu robisz? Mówiłeś, że wrócisz jutro...
- Gdybym wiedział, że pokrzyżuje wam plany to nie wracał bym dzisiaj.
- My tylko...Fred robił mi masaż, to tylko tak wyglądało!
- Spoko, luzik macie moje błogosławieństwo! Tylko bratanków róbcie mi w sypialni, a nie na kanapie.
Roześmiał się i jak gdyby nic podszedł do lodówki i wyjął sobie jogurt.
- Późno już, muszę się zbierać - pocałowała Freda w policzek - to do soboty, paa. Cześć George!
- Zaczekaj, Mionka!
Jednak dziewczyna już zniknęła. Fred posłał jeszcze bratu spojrzenie seryjnego zabójcy i poszedł do łazienki. Mimo tego, że zakończenie dnia nie było do końca takie jakie sobie wymarzył to i tak uważał ten dzień za jeden z najlepszych dni swojego życia. Jednocześnie uświadomił sobie, że nigdy tak bardzo nie pożądał żadnej dziewczyny, jak dziś Hermiony.

***W norze***
- Mioonka! Nie daj się błagać, opowiedz mi coś! Nigdy jeszcze nie widziałam Freda tak szczęśliwego, zresztą ty też wyglądasz jakby ktoś odłączył ci mózg od reszty ciała, a to wydawało mi się niemożliwe!
- Ginny, nie ma co opowiadać. Pracowaliśmy, później trochę rozmawialiśmy i wróciłam do domu. Oto cała historia.
- Jaaasne, bo ci uwierzę! Twoje oczy zdradzają wszystko, przyznaj się, że doszło do czegoś więcej między wami.
- Czegoś więcej? - Hermiona z wrażenia, aż usiadła na łóżku - Ty uważasz, że kochałam się z twoim bratem?!
- Nie...to znaczy tak...ale nie musisz mi opowiadać szczegółów, tylko powiedz czy coś mędzy wami zaszło...no wiesz śniadanie do łóżka i w ogóle...
Ruda widocznie zawstydziła się swoim pytaniem. Czasami jednak wolałaby być mniej impulsywna i więcej myśleć niż mówić.
- Oczywiście, że do niczego nie doszło, przecież wiesz, że gdyby tak było to na pewno bym ci opowiedziała o tym jako pierwszej. A teraz wybacz jestem zmęczona.
- A chciałbyś żeby do czegoś doszło?
To pytanie wybiło ją z równowagi. To przecież jej prywatne sprawy, co Ginny do tego! Jednak czy chciałaby kochać się z Fredem? Czy jest już na to gotowa? Czy Fred tego pragnie? Udała głośne chrapnięcie, co oznaczało, że temat jest zakończony, jednak w myślach nadal zastanawiała się nad pytaniem młodszej przyjaciółki. 


******

Przepraszam, przepraszam,że tak długo czekaliście, a dostaliście tylko taki szmelc. Chyba się popsułam, pisanie nie idzie mi tak łatwo jak kiedyś. Nie jest to ten rozdział o którym pisałam wcześniej, tego oto rozdziału nie miałam w ogóle w planach, ale z powodów osobistych nie dałam rady  dokończyć tamtego, bo nie miałam po prostu do tego głowy. Zauważyłam, że wszystkie gorsze rozdziały pisałam wtedy, kiedy miałam zły nastrój, dlatego muszę zacząć tego unikać, a ostatnio mam tylko i wyłącznie zły nastrój. Dlatego jeszcze raz z góry przepraszam za to, że ciągle was zawodzę. Kolejny rozdział pojawi się do 1 września, bo będzie to właśnie ten rozdział, który uparcie i w kółko staram się dokończyć. Przepraszam i ściskam wszystkich, którzy ze mną nadal są. Buziaki-Marta.
PS Czekam tu na 8 komentarzy do 1 września :)
PS2 Mój komputer nadaję się już tylko na wyrzucenie, dlatego proszę o wyrozumiałość, bo wszystko tworzę na telefonie, a jak widać po tym podziale rozdziału-nie jest to przyjemna praca;)

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 29 - Cisza przed burzą cz.1

UWAGA!UWAGA!
Rozdział ma dwie części! Mam popsuty komputer i niestety nie mogłam dodać rozdziału w całości! Proszę nie komentować pod tą,a TYLKO POD DRUGĄ CZĘŚCIĄ!
***
W salonie siedział już cały Zakon i młodzież, którą spotkał zaszczyt uczestnictwa w misji. Fred zajął fotel najbliżej kominka i posadził sobie Hermione na kolanach, co oczywiście nie umknęło uwadze magicznego oka Szalonookiego.
-No proszę, proszę co za gołąbeczki!-chrypka w jego głosie sprawiała, że zawsze odnosiło się wrażenie jakby Moody sobie kpił ze wszystkiego i wszystkich-skoro w końcu zaszczyciliście nas swoją obecnością to przejdę do rzeczy. Jak wiecie Harry niedługo kończy siedemnaście lat, a co za tym idzie przestanie działać ochrona zapewniona mu przez jego matkę, dlatego musimy zabrać go z domu jego wujostwa zanim to nastąpi. Wystąpiły jednak pewne komplikacje, które sprawiły, że musieliśmy zmienić cały nasz plan. Ministerstwo nie zgodziło się na podłączenie kominka w domu wujostwa Harry'ego do sieci Fiuu, ani na użycie teleportacji łącznej. Jednym słowem, nie możemy przenieść go do Nory w żaden sposób, który wymagałby użycia zaklęć. Są wręcz pewni, że uda im się dzięki temu zatrzymać Pottera tam tak długo, aż zaklęcie ochronne przestanie działać i będą go mogli najzwyczajniej w świecie stamtąd zabrać. Jednak my na to nie pozwolimy. Jeśli nie magią, to tradycyjnie, zawsze jest jakiś sposób. Do przenosin Pottera użyjemy mioteł, testrali i motocykla Syriusza, a wszystko to odbędzie się w przyszłą sobotę.
-Okay, ale czy to nie jest zbyt duże niebezpieczeństwo? Harry jak gdyby nigdy nic wylatuje sobie na miotle z domu wujostwa, który nawiasem mówiąc na pewno jest od dawna obserwowany przez Śmierciożerców, z obstawą godną prezydenta, co jest jednoznaczne z tym, że właśnie opuszcza ten dom.
-A mogłabyś tak bardziej po ludzku,Granger?
-Mam na myśli to, że ci Śmierciożercy, którzy będą obserwować dom Harry'ego na pewno dadzą od razu znać Vol-Ron zrobił kwaśną minę-Sami-Wiecie-Komu, a z nim raczej sobie nie poradzimy?
-Gdybyś nie przeszkodziła mi to przeszedł bym i do tego szczegółu.
Hermiona zaczerwieniła się i wtuliła w ramiona Freda, który delikatnie musnął jej policzek.
-Z domu Dursley'ów wyleci siedmiu Potterów i siedmiu ,,ochroniarzy". Każdy poleci do innego miejsc, a każde z tych miejsc będzie w jakiś sposób powiązane z Zakonem, więc gdyby nas dorwali nie będą mogli tak łatwo rozszyfrować, który Potter jest prawdziwy. Wszystko zrozumiane, czy są jakieś pytania?
-Już widzę jak Harry z chęcią oddaje nam swoje włosy do eliksiru wielosokowego-George roześmiał się, a Fred przybił z nim piątke.
-Ja mam pytaniue, jaki będą la'pary?
Fleur wtulona w Billa spoglądała na Moody'ego pytająco, ale jakby z jakimś lękiem. Widać było, że nie darzyła go zbyt wielką sympatią.
-Prawdziwy Harry poleci Hagridem na motorze Syriusza- w rogu pokoju wielka dłoń pomachała w powietrzu zrywając przy tym firanki-George z Remusem, Tonks z Ronem, Fred z Arturem-polecą na miotłach.Hermiona z Kingsley'em i ty Fleur z Bill'em na testralach. Zadowolona?
Skinęła tylko z wdzięcznością głową i chwyciła dłoń narzeczonego.
-Coś mi się nie zgadza- George wyglądał na zamyślonego, co zdarza się naprawdę rzadko- miała być siódemka, a jak na razie łącznie z Harry'm jest nas szóstka.
-O to się nie martw, moja para dotrze na sobotę, a tymczasem ja muszę się już zbierać. Muszę załatwić jeszcze kilka ważnych spraw. Widzimy się w sobotę, punktualnie o ósmej.
Pokuśtykał w stronę drzwi i po chwili usłyszeli już tylko charakterystyczny dźwięk towarzyszący teleportacji.
-My też będziemy się już zbierać-Remus wraz z Tonks wstali z kanapy i pożegnali się ze wszystkimi. Fred ujął dłoń Hermiony w swoją i przygryzając płatek jej ucha wyszeptał:
-Chodź, zanim mama zagoni nas do jakiejś pracy.
Wstali i wyszli tylnym wyjściem. Małe, białe, puchate obłoczki leniwie przesuwały się po idealnie błękitnej tafli nieba. Słońce grzało przyjemnie, a w powietrzu czuć było zapach żniw. Wszystko pozornie wydawało się takie łatwe i beztroskie. A gdzieś tam, poza tą barierą czyhało zło. To dziwne, że szczęście można odnaleźć nawet w takich momentach, nawet w takich chwilach można cieszyć się życiem, nawet jeśli może się ono za chwilę skończyć. Szli przez polane pełną stokrotek i małych, kolorowych kwiatuszków, których nazwy dziewczyny nie znała. Spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się. Spotkało ją naprawdę wielkie szczęście, że go ma. Nie dałaby sobie rady bez jego wsparcia, a pomyśleć, że jeszcze tak niedawno chciała z niego zrezygnować, poddać się. Zatrzymali się nad jeziorem. Fred wciągnął koc z dziupli w drzewie i rozłożył go w cieniu. Usiedli. Rudzielec oparł się o konar, a Hermiona usiadła przed nim kładąc się na jego torsie. Pogładził ją po policzku, a drugą dłoń splótł z jej dłonią.
-Co będzie dalej, gdy Harry już tu będzie?
-Co masz na myśli?
Hermiona była lekko zdezorientowana, jego dotyk zawsze tak na nią działał. Czuła się wtedy jakby nic innego poza nimi nie istniało.
-Mam na myśli waszą wyprawę, sama mówiłaś, że nie wiesz ile to potrwa, kiedy wrócicie i czy w ogóle wrócicie. Może..może powinienem iść z wami? Nie mam zbyt wielkich magicznych zdolności, ale zawsze mogę się przydać...na pewno będę bardziej przydatny niż Ron, to mogę ci zagwarantować.
Roześmiał się nerwowo, ale wiedziała, że mówi poważnie. Wszystko tyle razy przemyślała, miała nawet listę rzeczy, które musi zabrać, ale nie pomyślała o tym!
-Ja..nie możesz iść z nami Fred, choć bardzo bym tego pragnęła. Dumbledoor'e powierzył to zadanie tylko naszej trójce..nie wiem co będzie dalej, może będziemy mieli możliwość pisania listów? Albo może jakoś dam radę czasem podkraść się do waszego sklepu? A...a jeśli nie...jeśli nie to i tak to przetrwamy, przecież miłość tak po prostu nie wygasa, nawet jeśli mielibyśmy zobaczyć się dopiero za rok to i tak w moim sercu będziesz zajmował nadal pierwsze miejsce...zabrzmiało to trochę jak z taniego romansidła, ale nie mogę naprawdę nic innego wymyślić....
Uniosła lekko głowę i spojrzała w górę, by zobaczyć jego reakcję. Uśmiechnął się lekko i pocałował ją w czoło.
-Masz rację, damy radę. Przetrwamy, wygramy każdą wojnę. Tylko mam taki pomysł, znaczy ostatnio dużo o tym myślałem i chciałbym móc cię chociaż nieraz usłyszeć, by mieć pewność, że nic ci nie jest. Jak tak nad tym rozmyślałem, przypomniałem sobie o tych momentach, tych których używaliśmy do ustalania spotkań Gwardii, można się przecież też przez nie kontaktować, wysyłać wiadomości. To natknęło mnie by trochę pokombinować i przerobiłem te monety.
Sięgnął do kieszeni, a w jego ręce zabłyszczały dwa złote galeony. Podał jednego dziewczynie.
-Fred! Jesteś geniuszem! Jak ja mogłam na to nie wpaść, przecież dzięki temu będziemy mogli mieć stały kontakt i nikt nie będzie w stanie go wykryć, ani przechwycić żadnych informacji. Mój geniusz!
Cmoknęła go w usta i zaczęła przyglądać się monecie.
-Jak ona teraz działa?
Chłopak przyłożył monetę do ust i wyszeptał coś. W tym samym momencie literki na monencie dziewczyny zaczęły zmieniać swoje położenie i po chwili utworzyły napis ,,Kocham Cię, mała". Uśmiechnęła się.
-Rozumiem, że w ten sposób możemy ustalić godzinę, tak?
-Właśnie tak, gdy chcesz napisać wiadomość, moneta musi dotykać twoich ust. Wiem, to trochę dziwne, ale na polecenia głosowe nie chciała działać.
Hermiona zbliżyła monetę do ust i coś szybko wyszeptał. Fred spojrzał na swoją błyszczącą zabawkę, obciągnął koszulkę i uśmiechnął się. Na galeonie widniał napis ,,Właśnie odkryłam twój mroczny sekret-masz na sobie bokserki w misie!"
-Gdzie ty mi się patrzysz-roześmiał się- może zmieńmy lepiej temat i przejdźmy do rozmowy przez te super wynalazki.
Hermiona była oczywiście bardzo dobrą uczennicą i szybko opanowała obsługę monet. Czas nad jeziorem płynął jakby zupełnie innym torem i nim się zorientowali, doszło już południe, a głos pani Weasley, oznajmujący, że obiad czeka na stole wyrwał ich z tej romantycznej sielanki.
***
Promienie słońca przebijały przez cienki materiał zasłon, którym lekko poruszał wiatr. Czuła na policzku przyjemne, znajome ciepło. Przeciągnęła się i otwarła oczy. Obok niej na łóżku siedział Fred i gładził dłonią jej twarz i włosy.
-Dzień dobry Śpiąca Królewno.
Pełen radości uśmiech, którym ją obdarzył, sprawił, że na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce. Uniosła się na łokciach i odwzajemniła uśmiech.
-Dzień dobry mój książę.
-Siadaj wygodnie-poprawił jej poduszki, a ona posłusznie usiadła- a teraz smacznego.
Na kolanach Hermiony spoczęła wielka taca z jedzeniem. Naleśniki z dżemem i bitą śmietaną, która układała się w kształt serca, jogurt malinowy i kubek kakao- widząc wszystkie te pyszności dziewczyna, aż zaniemówiła.
-Wszystko przyrządziłeś sam? Naprawdę, zrobiłeś to wszystko dla mnie?
Nadal na jej twarzy malowało się ogromne zdziwienie, które chyba trochę zawstydziło rudzielca.
-Tak, naleśniki i kakao to nic trudnego, a że w ogródku akurat dojrzały maliny to zrobiłem jeszcze jogurt.
-Jogurt też zrobiłeś sam?!
-Eem...no tak, maliny, trochę mleka, jogurtu naturalnego i wszystko wystarczy zmiksować. Chyba, że nie lubisz maliny, bo jeśli tak to mogę przynieść ci jakiś inny jogurt z lodówki, to żaden problem.
Chłopak już się podnosił, by biec do kuchni, ale Gryfonka chwyciła go za dłoń.
-Siadaj, nigdzie nie musisz iść. Bardzo lubię maliny, wręcz uwielbiam. Jestem tylko bardzo zdziwiona, pozytywnie zdziwiona, bo nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś równie miłego i romantycznego. Nawet w snach nie marzyłam o śniadaniu do łóżka!
Fred wręcz się rozpromienił. Gdy Hermiona jadła, chłopak sypał dowcipami. Co chwila pomieszczenie wypełniał beztroski śmiech zakochanych.
-Odniosę tacę do kuchni i będę niestety musiał się zbierać. Dzisiaj ja muszę otworzyć sklep, bo George ma do załatwienia jakąś pilną sprawę.
-Naprawdę musisz już iść?- Hermiona zrobiła smutną minę i wlepiła w niego spojrzenie a'la szczeniaczek.
-Naprawdę, nie mam najmniejszej ochoty się z tobą rozstawać, ale...zaraz! Że też dopiero teraz...cz.2 dalej^^