-Uważajcie na siebie, wszyscy macie wrócić do domu w całości! Zrozumiano?
Pani Weasley stała pośrodku salonu ze łzami w oczach, między grupą roześmianych postaci. Wszyscy ubrani byli w wyjściowe płaszcze i żywo dyskutowali, nie zwracając uwagi na zatroskaną kobietę.
-Fred, George!-dłonie matki chwyciły nadgarstki chłopaków-uważajcie na Ron'a i Hermione, ale przede wszystkim bądźcie ostrożni, nie popisujcie się, bo to nie zabawa, a bardzo poważne zadanie.
-O Hermione martwić się nie musisz, ja już się nią zaopiekuje.
Roześmiał się i przytulił dziewczynę do siebie, co pani Weasley skwitowała krótkim:
-I właśnie tego się obawiam-po czym ruszyła w stronę swojego męża, zostawiając młodych samych.
***
Pani Weasley stała pośrodku salonu ze łzami w oczach, między grupą roześmianych postaci. Wszyscy ubrani byli w wyjściowe płaszcze i żywo dyskutowali, nie zwracając uwagi na zatroskaną kobietę.
-Fred, George!-dłonie matki chwyciły nadgarstki chłopaków-uważajcie na Ron'a i Hermione, ale przede wszystkim bądźcie ostrożni, nie popisujcie się, bo to nie zabawa, a bardzo poważne zadanie.
-O Hermione martwić się nie musisz, ja już się nią zaopiekuje.
Roześmiał się i przytulił dziewczynę do siebie, co pani Weasley skwitowała krótkim:
-I właśnie tego się obawiam-po czym ruszyła w stronę swojego męża, zostawiając młodych samych.
***
-Harry!
Gromkie okrzyki powitalne rozległy się, gdy tylko Potter pojawił się w tylnych drzwiach domu. Hermiona rzuciła mu się na szyję, a Ron już klepał go po plecach. Bliźniacy z uśmiechem machali do niego, a Kingsley powitalnie kiwał głową.
-W porząsiu, Harry? Gotów do odlotu?-Hagrid również przecisnął się bliżej chłopaka, obdarzając go swoim najszerszym uśmiechem.
-No jasne-odpowiedział Harry z równie szerokim uśmiechem-Ale nie spodziewałem się, że będzie was tylu!
Rozejrzał się, a widząc te wszystkie znajome twarze zrobiło mu się ciepło na sercu. Pan Weasley z wiecznie dobrotliwym wyrazem twarzy,Bill z przyklejoną do siebie Fleur, Kingsley z posągową miną jaką zawsze przyjmował ochraniając premiera, podenerwowany Moody szepczący coś pod nosem, Tonks wpatrzona w Remusa roześmianym wzrokiem i Remus ze swoją zamyśloną miną, Mundugus wyglądający jakby właśnie został skazany na dożywocie w Azkabanie, Hagrid w goglach i kasku, Ron, który od ostatniego spotkania urósł chyba z dziesięć cali, George, Fred i...Hermiona? Jego wzrok zatrzymał się na splecionych dłoniach wyżej wymienionej dwójki. A więc jednak! Hermiona spotykając jego wzrok lekko się zarumieniła i niewinnie uśmiechnęła.
-Dobra, dobra. Dosyć tych czułości!-warknął Szalonooki, który dźwigał dwa wielkie worki i którego magiczne oko wędrowało z oszałamiającą prędkością od ciemniejącego nieba po dom i ogród.-Schowajmy się gdzieś, zanim to wszystko szczegółowo omówimy.
Weszli za Harrym do kuchni, gdzie wśród śmiechów i dogadywań usadowili się na krzesłach i lśniących blatach, które po raz ostatni ciotka Petunia wypolerowała dziś rano. Tonks uśmiechała się znacząco do Harry'ego, nie mogąc dłużej utrzymać języka za zębami.
-Zgadnij!-krzyknęła, pokazując mu lewą rękę, na której błysnął pierścionek.
-Pobraliście się! To cudownie, gratulacje!-chciał dodać coś jeszcze, ale widząc oko Szalonookiego wlepione w swoją twarz zrezygnował.
-Jak Ci już pewnie powiedział Dedalus zrezygnowaliśmy z planu A. Przekabacili Piusa Thicknesse'a, co stworzyło poważny problem. Wydał rozporządzenie, że podłączenie tego domu do Sieci Fiuu, umieszczenie tu świstoklika albo teleportowanie się zostanie uznane za ciężkie przestępstwo. Niby po to, żeby Cię chronić, żeby nie wdarł się tu Sam-Wiesz-Kto, a przecież wiadomo, że zaklęcie twojej matki już dostatecznie cię chroni. A naprawdę chodziło mu o to, żebyśmy nie mogli wyciągnąć cię stąd w bezpieczne miejsce. No i jest jeszcze jeden problem: jesteś niepełnoletni, a to oznacza, że nadal ciąży na tobie Namiar.
-Ja nie...
-Namiar, Harry, Namiar!- powtórzył niecierpliwie Szalonooki.- Zaklęcie, za pomocą którego wykrywa się użycie czarów przez niepełnoletnich czarodziejów! Gdybyś ty albo ktokolwiek w pobliżu ciebie rzucił zajęcie, Thicknesse natychmiast by się o tym dowiedział. A to oznacza, że widzieliby o tym Śmierciożercy. Nie możemy czekać, aż Namiar przestanie działać, bo w chwili, gdy skończysz siedemnaście lat, przestanie również działać ochrona zapewniona Ci przez matkę. Krótko mówiąc, Pius Thicknesse uważa, że ma cię w saku.
Harry musiał się zgodzić z tym nieznanym mu Thickness'em.
-To co zrobimy?
Szalonooki opowiedział mu na czym polega plan, pomijając kilka szczegółów, a gdy skończył mówić wyjął spod płaszcza butelkę wypełnioną czymś, co przypominało błoto. Nie musiał nic więcej mówić: Harry natychmiast zrozumiał, na czym polega reszta planu.
-Nie!-krzyknął głośno.-Nie ma mowy!
-A nie mówiłam?- powiedziała Hermiona z nutką samozadowolenia w głosie. Wyciągnęła rękę w stronę Freda, który podał jej kilka galeonów z przegraną miną.
-Czemu ja nadal się z tobą zakładam, skoro wiem, że i tak zawsze przegrywam? Równie dobrze mógłbym dawać ci od razu kasę- roześmiał się i objął dziewczynę w pasie. Harry zmierzył ich groźnym spojrzeniem i ponownie się odezwał.
-Jeśli myślicie, że pozwolę, by sześcioro ludzi ryzykowało życie...
-...bo nikt z nas jeszcze tego nie robił- wtrącił Ron.
-Ale udawanie mnie to zupełnie co innego...
-No wiesz stary, nam też się to wcale nie uśmiecha- powiedział szybko Fred.- Jak by coś poszło nie tak, to już na zawsze zostaniemy piegowatymi chudzielcami.- Harry nie uśmiechnął się. Hermiona również starała się zachować kamienną twarz, posyłając kuksańca łokciem rudzielcowi.
-Nie możecie tego zrobić bez mojej zgody, no i musielibyście mieć kilka moich włosów.
-No i w tym miejscu nasz plan się wali, to fakt- powiedział George nie zwracając uwagi na piorunujące spojrzenie Gryfonki- bo przecież nie zdobędziemy paru twoich włosów bez twojej zgody.
-No jasne, jest nas tylko trzynaścioro na jednego faceta, któremu nie wolno użyć czarów, nie mamy szans- dodał Fred i cicho wyszeptał do Hermiony- przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.
-Bardzo śmieszne- burknął Harry-chyba skonam ze śmiechu.
-Jeśli trzeba będzie użyć siły, to jej użyjemy-warknął Moody, a jego magiczne oko zadrgało lekko, gdy patrzył na Harry'ego.- Prócz ciebie, Potter, każdy tutaj jest pełnoletni i wszyscy są przygotowani na ryzyko. Czas upływa. Daj mi kilka swoich włosów, chłopcze.
-Ale to czyste wariactwo, nie ma potrzeby...
-Nie ma potrzeby? Sam-Wiesz-Kto czyha na ciebie, mając po swojej stronie połowę ministerstwa, a ty mówisz, że nie ma potrzeby? Posłuchaj, Potter, jeśli szczęście nam dopisze, połknie fałszywą przynętę i będzie chciał dorwać cię w twoje urodziny, ale byłby głupcem, gdyby tu nie wysłał paru śmierciożerców. Ja w każdym razie tak bym właśnie postąpił. Może nie są w stanie nic zrobić, póki działa zaklęcie twojej matki, ale wkrótce przestanie działać, a adres znają. Użycie twoich sobowtórów to nasza jedyna szansa. Nawet Sam-Wiesz-Kto nie potrafi rozszczepić się na siedem części.
Harry napotkał spojrzenie Hermiony i natychmiast popatrzył gdzie indziej. Czując na sobie spojrzenia wszystkich, Harry złapał za kępkę włosów na czubku swojej głowy i mocno szarpnął. Wrzucił włosy do mętnego, gęstego płynu. W chwilę później eliksir spienił się, zadymił i nagle zrobił się przezroczysty, o lekko złotym zabarwieniu.
-Och, Harry, wyglądasz o wiele bardziej smakowicie niż Crabbe i Goyle- powiedziała Hermiona, po czym spostrzegła zdziwioną minę Freda i uniesione brwi Rona, zarumieniła się i dodała:
-Ron, chyba wiesz co mam na myśli...eliksir z włosem Goyle'a wyglądał jak smarki.
-Ejj!-mruknął Fred- nigdy nie myślałem, że będę musiał być zazdrosny o Crabbe'a i Goyle'a!
Hermiona tylko uśmiechnęła się i ustawiła w kolejce, gdzie stała już reszta fałszywych Potterów- Ron, Fred, George i Fleur.
-Jednego brakuje-zauważył Lupin.
-Zaraz będzie- burknął Hagrid, po czym złapał Mundugusa za kołnierz i postawił obok Fleur, która zmarszczyła nos i szybko wcisnęła się między Freda i George'a.
-Byłbym o wiele lepszy w ochronie...-jęknął Mundugus.
-Przymknij się-warknął Moody. Rozlał eliksir do maleńkich szklaneczek i podał fałszywym Potter'om. Wszyscy natychmiast zaczęli się przemieniać. Jedni urośli, inni skurczyli się itp. Moody tymczasem rozwiązał worki,które ze sobą przyniósł. Spojrzał na sześciu Potterów i rozdał im ubrania, okulary, plecaki i klatki z wypchanymi sowami śnieżnymi.
-Dobrze, pary znacie, ale na wszelki wypadek przypomnę wam je, więc Fleur z Bill'em, Ron z Tonks, Hermiona z Kingsleyem na testralu i ty Harry z Hagridem na motocyklu.
Hagrid próbując pomachać do prawdziwego Pottera, zawinął niechcący dłoń w firankę-urywając ją.
-A teraz wszyscy do ogrodu!
Nikt nie śmiał sprzeciwiać się Szalonookiemu, więc wszyscy gęsiego udali się w stronę tylnego wyjścia. Fred uprzedzając Kingsleya pomógł wsiąść Hermionie na testrala.
-Będę cały czas blisko, w razie czego krzycz...i uważaj na siebie, mała.
Pocałował ją lekko w czoło i wrócił na swoje miejsce. Wszyscy byli już gotowi do startu. 3...2...1 Start! Równocześnie wzbili się w powietrze. Wznosili się coraz wyżej, a Hermiona czuła na twarzy coraz to chłodniejsze powietrze. Wioski pod nimi stawały się coraz mniejsze, aż w końcu całkiem zniknęły z horyzontu. Krzyk przeciął powietrze rozbrzmiewając w jej głowie niczym echo w bezdennej studni. Śmierciożercy. Wyciągnęła jednym, szybkim ruchem różdżkę i spojrzała pytająco na czarnoskórego czarodzieja, który tylko skinął głową i zaczął miotać zajęciami w zakapturzone postacie. Gryfonka również się starała zlikwidować jak największą ilość zakapturzonych, jednak podświadomie cały czas starała się odszukać Freda. Oby nic mu nie było! Kolorowe snopy iskier tańczyły wesoło w powietrzu, zderzając się, omijając i znikając, gdy tylko nie uda im się dotrzeć do celu. Miotała zaklęciami na wszystkie strony bez większego zastanowienia, gdy zobaczyła go! Kaptur zsunął mu się z głowy i teraz wyraźnie widziała twarz mężczyzny.
-Matt-wyszeptała cicho, ale to wystarczyło by chłopak zrozumiał, że ściga nie tego Pottera, którego chce jego Pan. Zrobił szybką nawrotkę i wrócił do pościgu. Po chwili czarne postacie zaczęły znikać jej z oczu.
-Musimy im pomóc! Kingsley musimy wracać!
Mężczyzna jednak nie reagował na prośby Gryfonki. Matt! Matt! Matt! On jest śmierciożercą! To on w moim śnie pomagał w zabójstwie rodziców! Wylądował na podwórzu przed swoim domem. Odtrąciła dłoń czarnoskórego i sama zsiadła z testrala.
-Czemu ich zostawiłeś? Powinniśmy tam wrócić...pomóc im jakoś!
-Wtedy zrujnowalibyśmy cały plan, uspokój się Hermiono. Krzykiem i tak nic już nie zdziałasz.
Spojrzała na niego gniewnie jednak nic już nie powiedziała. Stary, pogięty wieszak zaczął promieniować niebieską poświatą. Złapali za niego równocześnie i ziemia zaczęła wirować im pod nogami. Dziewczyna odruchowo zamknęła oczy, a gdy je otwarła stała już na podwórzu państwa Weasley, nerwowo ściskając w dłoniach stary wieszak. Jednak gdy tylko ujrzała Harry'ego całego i zdrowego, rzuciła mu się w objęcia.
-Jak dobrze, że nic Ci nie jest-wyszeptał w kasztanowe włosy dziewczyny.
- Fred już dotarł?
-Nie-pokiwał przecząco głową. Przecież mówił, że będzie tu przede mną- ale George już jest...niestety oberwał..
Gromkie okrzyki powitalne rozległy się, gdy tylko Potter pojawił się w tylnych drzwiach domu. Hermiona rzuciła mu się na szyję, a Ron już klepał go po plecach. Bliźniacy z uśmiechem machali do niego, a Kingsley powitalnie kiwał głową.
-W porząsiu, Harry? Gotów do odlotu?-Hagrid również przecisnął się bliżej chłopaka, obdarzając go swoim najszerszym uśmiechem.
-No jasne-odpowiedział Harry z równie szerokim uśmiechem-Ale nie spodziewałem się, że będzie was tylu!
Rozejrzał się, a widząc te wszystkie znajome twarze zrobiło mu się ciepło na sercu. Pan Weasley z wiecznie dobrotliwym wyrazem twarzy,Bill z przyklejoną do siebie Fleur, Kingsley z posągową miną jaką zawsze przyjmował ochraniając premiera, podenerwowany Moody szepczący coś pod nosem, Tonks wpatrzona w Remusa roześmianym wzrokiem i Remus ze swoją zamyśloną miną, Mundugus wyglądający jakby właśnie został skazany na dożywocie w Azkabanie, Hagrid w goglach i kasku, Ron, który od ostatniego spotkania urósł chyba z dziesięć cali, George, Fred i...Hermiona? Jego wzrok zatrzymał się na splecionych dłoniach wyżej wymienionej dwójki. A więc jednak! Hermiona spotykając jego wzrok lekko się zarumieniła i niewinnie uśmiechnęła.
-Dobra, dobra. Dosyć tych czułości!-warknął Szalonooki, który dźwigał dwa wielkie worki i którego magiczne oko wędrowało z oszałamiającą prędkością od ciemniejącego nieba po dom i ogród.-Schowajmy się gdzieś, zanim to wszystko szczegółowo omówimy.
Weszli za Harrym do kuchni, gdzie wśród śmiechów i dogadywań usadowili się na krzesłach i lśniących blatach, które po raz ostatni ciotka Petunia wypolerowała dziś rano. Tonks uśmiechała się znacząco do Harry'ego, nie mogąc dłużej utrzymać języka za zębami.
-Zgadnij!-krzyknęła, pokazując mu lewą rękę, na której błysnął pierścionek.
-Pobraliście się! To cudownie, gratulacje!-chciał dodać coś jeszcze, ale widząc oko Szalonookiego wlepione w swoją twarz zrezygnował.
-Jak Ci już pewnie powiedział Dedalus zrezygnowaliśmy z planu A. Przekabacili Piusa Thicknesse'a, co stworzyło poważny problem. Wydał rozporządzenie, że podłączenie tego domu do Sieci Fiuu, umieszczenie tu świstoklika albo teleportowanie się zostanie uznane za ciężkie przestępstwo. Niby po to, żeby Cię chronić, żeby nie wdarł się tu Sam-Wiesz-Kto, a przecież wiadomo, że zaklęcie twojej matki już dostatecznie cię chroni. A naprawdę chodziło mu o to, żebyśmy nie mogli wyciągnąć cię stąd w bezpieczne miejsce. No i jest jeszcze jeden problem: jesteś niepełnoletni, a to oznacza, że nadal ciąży na tobie Namiar.
-Ja nie...
-Namiar, Harry, Namiar!- powtórzył niecierpliwie Szalonooki.- Zaklęcie, za pomocą którego wykrywa się użycie czarów przez niepełnoletnich czarodziejów! Gdybyś ty albo ktokolwiek w pobliżu ciebie rzucił zajęcie, Thicknesse natychmiast by się o tym dowiedział. A to oznacza, że widzieliby o tym Śmierciożercy. Nie możemy czekać, aż Namiar przestanie działać, bo w chwili, gdy skończysz siedemnaście lat, przestanie również działać ochrona zapewniona Ci przez matkę. Krótko mówiąc, Pius Thicknesse uważa, że ma cię w saku.
Harry musiał się zgodzić z tym nieznanym mu Thickness'em.
-To co zrobimy?
Szalonooki opowiedział mu na czym polega plan, pomijając kilka szczegółów, a gdy skończył mówić wyjął spod płaszcza butelkę wypełnioną czymś, co przypominało błoto. Nie musiał nic więcej mówić: Harry natychmiast zrozumiał, na czym polega reszta planu.
-Nie!-krzyknął głośno.-Nie ma mowy!
-A nie mówiłam?- powiedziała Hermiona z nutką samozadowolenia w głosie. Wyciągnęła rękę w stronę Freda, który podał jej kilka galeonów z przegraną miną.
-Czemu ja nadal się z tobą zakładam, skoro wiem, że i tak zawsze przegrywam? Równie dobrze mógłbym dawać ci od razu kasę- roześmiał się i objął dziewczynę w pasie. Harry zmierzył ich groźnym spojrzeniem i ponownie się odezwał.
-Jeśli myślicie, że pozwolę, by sześcioro ludzi ryzykowało życie...
-...bo nikt z nas jeszcze tego nie robił- wtrącił Ron.
-Ale udawanie mnie to zupełnie co innego...
-No wiesz stary, nam też się to wcale nie uśmiecha- powiedział szybko Fred.- Jak by coś poszło nie tak, to już na zawsze zostaniemy piegowatymi chudzielcami.- Harry nie uśmiechnął się. Hermiona również starała się zachować kamienną twarz, posyłając kuksańca łokciem rudzielcowi.
-Nie możecie tego zrobić bez mojej zgody, no i musielibyście mieć kilka moich włosów.
-No i w tym miejscu nasz plan się wali, to fakt- powiedział George nie zwracając uwagi na piorunujące spojrzenie Gryfonki- bo przecież nie zdobędziemy paru twoich włosów bez twojej zgody.
-No jasne, jest nas tylko trzynaścioro na jednego faceta, któremu nie wolno użyć czarów, nie mamy szans- dodał Fred i cicho wyszeptał do Hermiony- przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.
-Bardzo śmieszne- burknął Harry-chyba skonam ze śmiechu.
-Jeśli trzeba będzie użyć siły, to jej użyjemy-warknął Moody, a jego magiczne oko zadrgało lekko, gdy patrzył na Harry'ego.- Prócz ciebie, Potter, każdy tutaj jest pełnoletni i wszyscy są przygotowani na ryzyko. Czas upływa. Daj mi kilka swoich włosów, chłopcze.
-Ale to czyste wariactwo, nie ma potrzeby...
-Nie ma potrzeby? Sam-Wiesz-Kto czyha na ciebie, mając po swojej stronie połowę ministerstwa, a ty mówisz, że nie ma potrzeby? Posłuchaj, Potter, jeśli szczęście nam dopisze, połknie fałszywą przynętę i będzie chciał dorwać cię w twoje urodziny, ale byłby głupcem, gdyby tu nie wysłał paru śmierciożerców. Ja w każdym razie tak bym właśnie postąpił. Może nie są w stanie nic zrobić, póki działa zaklęcie twojej matki, ale wkrótce przestanie działać, a adres znają. Użycie twoich sobowtórów to nasza jedyna szansa. Nawet Sam-Wiesz-Kto nie potrafi rozszczepić się na siedem części.
Harry napotkał spojrzenie Hermiony i natychmiast popatrzył gdzie indziej. Czując na sobie spojrzenia wszystkich, Harry złapał za kępkę włosów na czubku swojej głowy i mocno szarpnął. Wrzucił włosy do mętnego, gęstego płynu. W chwilę później eliksir spienił się, zadymił i nagle zrobił się przezroczysty, o lekko złotym zabarwieniu.
-Och, Harry, wyglądasz o wiele bardziej smakowicie niż Crabbe i Goyle- powiedziała Hermiona, po czym spostrzegła zdziwioną minę Freda i uniesione brwi Rona, zarumieniła się i dodała:
-Ron, chyba wiesz co mam na myśli...eliksir z włosem Goyle'a wyglądał jak smarki.
-Ejj!-mruknął Fred- nigdy nie myślałem, że będę musiał być zazdrosny o Crabbe'a i Goyle'a!
Hermiona tylko uśmiechnęła się i ustawiła w kolejce, gdzie stała już reszta fałszywych Potterów- Ron, Fred, George i Fleur.
-Jednego brakuje-zauważył Lupin.
-Zaraz będzie- burknął Hagrid, po czym złapał Mundugusa za kołnierz i postawił obok Fleur, która zmarszczyła nos i szybko wcisnęła się między Freda i George'a.
-Byłbym o wiele lepszy w ochronie...-jęknął Mundugus.
-Przymknij się-warknął Moody. Rozlał eliksir do maleńkich szklaneczek i podał fałszywym Potter'om. Wszyscy natychmiast zaczęli się przemieniać. Jedni urośli, inni skurczyli się itp. Moody tymczasem rozwiązał worki,które ze sobą przyniósł. Spojrzał na sześciu Potterów i rozdał im ubrania, okulary, plecaki i klatki z wypchanymi sowami śnieżnymi.
-Dobrze, pary znacie, ale na wszelki wypadek przypomnę wam je, więc Fleur z Bill'em, Ron z Tonks, Hermiona z Kingsleyem na testralu i ty Harry z Hagridem na motocyklu.
Hagrid próbując pomachać do prawdziwego Pottera, zawinął niechcący dłoń w firankę-urywając ją.
-A teraz wszyscy do ogrodu!
Nikt nie śmiał sprzeciwiać się Szalonookiemu, więc wszyscy gęsiego udali się w stronę tylnego wyjścia. Fred uprzedzając Kingsleya pomógł wsiąść Hermionie na testrala.
-Będę cały czas blisko, w razie czego krzycz...i uważaj na siebie, mała.
Pocałował ją lekko w czoło i wrócił na swoje miejsce. Wszyscy byli już gotowi do startu. 3...2...1 Start! Równocześnie wzbili się w powietrze. Wznosili się coraz wyżej, a Hermiona czuła na twarzy coraz to chłodniejsze powietrze. Wioski pod nimi stawały się coraz mniejsze, aż w końcu całkiem zniknęły z horyzontu. Krzyk przeciął powietrze rozbrzmiewając w jej głowie niczym echo w bezdennej studni. Śmierciożercy. Wyciągnęła jednym, szybkim ruchem różdżkę i spojrzała pytająco na czarnoskórego czarodzieja, który tylko skinął głową i zaczął miotać zajęciami w zakapturzone postacie. Gryfonka również się starała zlikwidować jak największą ilość zakapturzonych, jednak podświadomie cały czas starała się odszukać Freda. Oby nic mu nie było! Kolorowe snopy iskier tańczyły wesoło w powietrzu, zderzając się, omijając i znikając, gdy tylko nie uda im się dotrzeć do celu. Miotała zaklęciami na wszystkie strony bez większego zastanowienia, gdy zobaczyła go! Kaptur zsunął mu się z głowy i teraz wyraźnie widziała twarz mężczyzny.
-Matt-wyszeptała cicho, ale to wystarczyło by chłopak zrozumiał, że ściga nie tego Pottera, którego chce jego Pan. Zrobił szybką nawrotkę i wrócił do pościgu. Po chwili czarne postacie zaczęły znikać jej z oczu.
-Musimy im pomóc! Kingsley musimy wracać!
Mężczyzna jednak nie reagował na prośby Gryfonki. Matt! Matt! Matt! On jest śmierciożercą! To on w moim śnie pomagał w zabójstwie rodziców! Wylądował na podwórzu przed swoim domem. Odtrąciła dłoń czarnoskórego i sama zsiadła z testrala.
-Czemu ich zostawiłeś? Powinniśmy tam wrócić...pomóc im jakoś!
-Wtedy zrujnowalibyśmy cały plan, uspokój się Hermiono. Krzykiem i tak nic już nie zdziałasz.
Spojrzała na niego gniewnie jednak nic już nie powiedziała. Stary, pogięty wieszak zaczął promieniować niebieską poświatą. Złapali za niego równocześnie i ziemia zaczęła wirować im pod nogami. Dziewczyna odruchowo zamknęła oczy, a gdy je otwarła stała już na podwórzu państwa Weasley, nerwowo ściskając w dłoniach stary wieszak. Jednak gdy tylko ujrzała Harry'ego całego i zdrowego, rzuciła mu się w objęcia.
-Jak dobrze, że nic Ci nie jest-wyszeptał w kasztanowe włosy dziewczyny.
- Fred już dotarł?
-Nie-pokiwał przecząco głową. Przecież mówił, że będzie tu przede mną- ale George już jest...niestety oberwał..
-Ale..ale żyję, tak? Nic mu nie będzie? To coś poważnego?- na jej twarzy zaczęło malować się przerażenie.
-Stracił ucho i dużo krwi, ale wyjdzie z tego.Zamilknęli. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, wszyscy milczeli wpatrzeni w niebo. I nagle przebłysk niebieskiego światła przeciął niebo, a przed nimi zmaterializowały się dwie postacie.
-Fred!
Radość w jej głosie była wręcz namacalna. Rzuciła się w objęcia chłopaka, a ten uniósł ją lekko nad ziemię i pocałował. Uczucie ulgi jakie przepełniło ich oboje było nie do opisania. Dłonie Freda błądziły po twarzy dziewczyny, gładząc aksamitną skórę na jej policzkach.
-Freddie...
-Hmm?-mruknął, wtulając się we włosy dziewczyny i opierając podbródek na jej ramieniu.
-George...on miał wypadek..jest w salonie.
Na twarzy rudzielca pojawił się dziwny grymas, wypuścił dziewczynę z objęć i ruszył biegiem w stronę domu.
******
Tak, wiem, że zawaliłam termin, ale tym razem nie było to z mojej winy. Byłam ponad dwa tygodnie w szpitalu, a gdy wyszłam musiałam nadrobić zaległości w szkole. Rozdział miałam dodać w szpitalu, ale coś mi się stało z Bloggerem w telefonie, że dodaje tylko 1/3 rozdziału.Dziękuję za komentarze, które były bo naprawdę sprawia mi to, że ktoś mnie doceni ogromną radość. Tradycyjnie czekam na 8 komentarzy ;)
-Stracił ucho i dużo krwi, ale wyjdzie z tego.Zamilknęli. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, wszyscy milczeli wpatrzeni w niebo. I nagle przebłysk niebieskiego światła przeciął niebo, a przed nimi zmaterializowały się dwie postacie.
-Fred!
Radość w jej głosie była wręcz namacalna. Rzuciła się w objęcia chłopaka, a ten uniósł ją lekko nad ziemię i pocałował. Uczucie ulgi jakie przepełniło ich oboje było nie do opisania. Dłonie Freda błądziły po twarzy dziewczyny, gładząc aksamitną skórę na jej policzkach.
-Freddie...
-Hmm?-mruknął, wtulając się we włosy dziewczyny i opierając podbródek na jej ramieniu.
-George...on miał wypadek..jest w salonie.
Na twarzy rudzielca pojawił się dziwny grymas, wypuścił dziewczynę z objęć i ruszył biegiem w stronę domu.
******
Tak, wiem, że zawaliłam termin, ale tym razem nie było to z mojej winy. Byłam ponad dwa tygodnie w szpitalu, a gdy wyszłam musiałam nadrobić zaległości w szkole. Rozdział miałam dodać w szpitalu, ale coś mi się stało z Bloggerem w telefonie, że dodaje tylko 1/3 rozdziału.Dziękuję za komentarze, które były bo naprawdę sprawia mi to, że ktoś mnie doceni ogromną radość. Tradycyjnie czekam na 8 komentarzy ;)