Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

niedziela, 15 lutego 2015

Rodział 34 - Bitwa o Hogwart cz.1


Fred teleportował się przed drzwiami Muszelki. Ubrany w zieloną koszulę w kratę, czarną, skórzaną kurtkę i ciemne jeansy-wyglądał bardzo szykownie. W dłoniach trzymał ogromny bukiet czerwonych róż. Cicho wszedł do salonu i zaczął zmierzać w stronę schodów. Nadal nie mógł uwierzyć w to co stało się zaledwie kilka godzin temu. Czuł się najszczęśliwszym facetem pod Słońcem. Mądra, piękna, odważna-ideał kobiety i to właśnie jemu przypadł zaszczyt trzymania tego ideału w swoich ramionach. Uśmiechnął się sam do siebie i zaczął wchodzić na piętro.
  -Fredua!
Słysząc głos bratowej rudzielec zatrzymał się.
  -Cześć Fleur, Hermiona śpi?
  -Hermiona tu nie ma.
Na twarzy chłopaka pojawiło się zdziwienie, obrócił się twarzą do kobiety i odpowiedział:
  -Jak to nie ma? Wyszła nad morze?
   -Nie, oni musieli już wracać do swoja misja. La'Ermiona prosiła, żebym cię przeprosiła, ona chciała czekać za tobą, ale Arry powiedział, że nie mogua czekać.
Fred się nie odezwał, wpatrywał się w ścianę, a jego twarz nie miała żadnego wyrazu. W końcu wyciągnął dłoń i podał bukiet Fleur. Obrócił się i zniknął, zostawiając zdziwioną kobietę samą.
******
   -Fred! Fred!-  George biegł przeskakując po dwa stopnie- Fred!
   -Co się drzesz? Zaraz nam ściągniesz na głowę cały szwadron Śmierciożerców!
   -Śmiercjojadki będą miały lepsze zajęcie! Zaczęło się stary,zaczęło!
Rudzielec z nieprzytomną miną usiadł na łóżku. Ziewnął i zmierzył brata zaspanym wzrokiem.
   -Ale co się zaczęło? O czym ty do jasnej cholery mówisz?
   -Wojna. Ostateczna bitwa. Harry Potter vs. Sam-Wiesz-Kto! Teraz dotarło? Jeśli nie to mogę strzelić ci plaskacza to może oprzytomniejesz. WOJNA FRED!
   -Ale skąd...skąd ty to wiesz? Przecież na ulicy jest cisza, żadnych błysków, zaklęć, odgłosów walki.
   -Gwardia Dumledoor'a rozesłała wiadomość do wszystkich członków. Harry jest w Hogwarcie, a skoro jest tam Harry to i będzie Voldek, a skoro będzie Beznosy to i będzie wojna... Wyłożyłem ci to w najbardziej łopatologiczny sposób, więc czy teraz MÓGŁBYŚ ŁASKAWIE SIĘ UBRAĆ I ZEJŚĆ NA DÓŁ, BY POMÓC MI PAKOWAĆ PRZYDATNE WYNALAZKI?!
Fred przez chwilę wpatrywał się tępo w ścianę po czym bez słowa zerwał się z łóżka, ubrał i pobiegł na dół za bratem.
****
This is war



Together..


Gdy przeszli przez dziurę pod portretem otoczył ich gwarny tłum. Wszyscy wiwatowali, przekrzykując się wzajemnie. Każdy chciał im się przyjrzeć z bliska, przywitać, pogratulować. Hermiona w tej mieszaninie ludzkich kończyn, uśmiechów, głosów nie mogła się odnaleźć. Jej wzrok cały czas podążał nad tym kłębowiskiem, szukając znajomej, rudej czupryny, lecz Freda nigdzie nie było. Uśmiechała się, witała ze wszystkim i z każdym z osobna, nie wiedząc nawet z kim się wita. Jej oczy nie nadążały rozpoznawać twarzy. Jednak dopiero teraz zrozumiała jak bardzo przez te wszystkie miesiące gonitwy za Voldmortem i horkruksami brakowało jej towarzystwa, rozmowy z innymi osobami niż Harry i Ron. Dziwne uczucie odprężenia ogarnęło jej ciało. Mimo, że wiedziała, że za chwilę dojdzie do ostatecznego starcia, które zmieni życie całego świata, to czuła się odprężona. Nie zwracała już nawet uwagi do kogo się przytula, po prostu wpadała w każde ramiona po kolei, niczym bezwładna marionetka. Podawali ją sobie z rąk do rąk, a ona cieszyła się z ich bliskości, z tego że znów była między ,,swoimi". Ale czas szybko upływał i nie można go było marnować na dalsze czułości. Gdy w końcu Nevillle'owi udało się uwolnić ich z objęć kilkunastu ramion, zaczęła rozpoznawać w tłumie znajome twarze, a serce w jej piersi zaczęło bić energiczniej.
   - No to co robimy, Harry?- zapytał Seamus. - Jaki jest plan?
   - Plan?- powtórzył Harry, walcząc ze sobą, by ponownie nie poddać się wściekłości Voldemorta, i z bólem rozsadzającym mu czoło. - Słuchajcie, jest coś, co my...Ron, Hermiona i ja...musimy tu zrobić, a później wynosimy się stąd.
Nikt się nie roześmiał, tym razem nie było aplauzu. Neville wyglądał na zmieszanego.
   - Co to znaczy ,,wynosimy się stąd"?
   - Nie wróciliśmy tu, żeby z wami zostać - odrzekł Harry, pocierając sobie bliznę, by złagodzić ból.-  Musimy zrobić coś bardzo ważnego...
   - Co?
   -J a...nie mogę wam powiedzieć.
Rozległy się pomruki zawodu, Neville zmarszczył brwi.
   - Dlaczego nie możesz? To ma coś wspólnego z walką z Sam-Wiesz-Kim?
   - No tak...
   - Więc ci pomożemy.
Inni członkowie Gwardii Dumbledore'a potakiwali, jedni entuzjastycznie, inni z powagą. Kilku wstało, by zademonstrować swoją natychmiastową gotowość do akcji.
   - Nie rozumiecie - powtórzył Harry. - Nie możemy wam powiedzieć.  Musimy zrobić to...sami.
   - Dlaczego?-zapytał Neville.
   - Bo... - zaczął, czując jak czas upływa, i pragnąc jak najszybciej wyruszyć na poszukiwanie brakującego horkruksa. - Bo Dumbledore pozostawił nam trojgu pewne zadanie do wykonania...i nie możemy powiedzieć, co... to znaczy chciał, żebyśmy tylko my to zrobili.
   -Jesteśmy jego Gwardią-powiedział Neville.-Gwardią Dumbledore'a. Trzymaliśmy się wszyscy razem, działaliśmy razem, kiedy wy byliście...
   -To na pewno nie był piknik, stary-przerwał mu Ron.
   -Tego nie powiedziałem, ale nie rozumiem, dlaczego nie możecie nam zaufać. Każdy z nas walczył i znalazł się w tym Pokoju dlatego, że ścigali go Carrowowie. Każdy udowodnił, że jest wierny Dumbledore'owi...wierny tobie, Harry.
   -Zrozum...- zaczął Harry, nie wiedząc, co właściwie chce powiedzieć, ale przestało to mieć znaczenie, bo za jego plecami otworzyły się drzwi do tunelu.
   -Dostaliśmy twoja wiadomość, Neville! Cześć, dzielna trójko, spodziewałem się, że tu będziecie!
Wpadła Luna i Dean. Seamus wydał okrzyk radości i podbiegł, by uściskać swojego największego przyjaciela.
   -Czołem wszystkim!-zawołała Luna.- Och, jak dobrze tu znowu być!
   -Luna-zapytał Harry-co ty tutaj robisz? Skąd...
   -Zawiadomiłem ją-powiedział Neville, pokazując fałszywy galeon.-Obiecałem jej i Ginny, że jak się tu pojawicie, dam im znać. Wszyscy myśleliśmy, że jak wrócicie, to zacznie się rewolucja. Że obalimy panowanie Snape'a i Carrowów.
   -To przecież chyba oczywiste-powiedziała Luna.-Prawda, Harry? Zbuntujemy się i wywalimy ich z Hogwartu, tak?
  -Słuchajcie-Harry poczuł, że narasta w nim panika-bardzo mi przykro, ale nie po to wróciliśmy. Mamy tu coś do zrobienia, a potem...
   -Chcecie nas zostawić w tym gnoju?-zapytał Michael Corner.
   -Nie!-zawołał Ron.-Z tego, co robimy, skorzystają wszyscy, tu chodzi o pozbycie się raz na zawsze Sami-Wiecie-Kogo...
   -Więc dlaczego nie chcecie, żebyśmy wam pomogli?-zapytał gniewnie Neville.-Chcemy wziąć udział w tej walce!
Harry odwrócił się, bo za plecami usłyszał jakiś hałas. Reszta zgromadzenia również skierowała swój wzrok na dziurę w ścianie, przez która właśnie przełazili Ginny, Fred, George i Lee Jordan. Ginny obdarzyła Harry'ego promiennym uśmiechem i stanęła kilka kroków od niego.
   -Aberforth zaczyna trochę smęcić- powiedział Fred, podnosząc rękę w odpowiedzi na powitalne okrzyki.- Chce się zdrzemnąć, a jego bar zamienił się w dworzec kolejowy.
Roześmiane spojrzenie chłopaka napotkało tęskne oczy Hermiony. Przez chwilę wydawało się, że w powietrzu zaczynają przeskakiwać iskierki. Do niedawna Hermiona była pewna, że nie wie co to miłość, że tak naprawdę nie potrafi kochać, ale przy Fredzie przekonała się, że jest zdolna do uczuć tak głębokich i tak namiętnych. Tak bardzo chciała się do niego przytulić, poczuć jego ciepłe usta na swoich opierzchniętych, zmęczonych wargach. Jedyną rzeczą jaką teraz pragnęła, było wtulić się w jego silne ramiona i znów poczuć się bezpiecznie i beztrosko, by choć przez chwilę być zwyczajną nastolatką, a nie kobietą walczącą o wolność całej magicznej ludzkości. Wiedziała, że wszyscy będę się na nich gapić, ale nie mogła już dłużej wytrzymać. Pierwszy raz w swoim życiu dała ponieść się emocją. Przedzierając się przez tłum, dotarła do Freda i rzuciła mu się na szyje. Chłopak uniósł ją i zawirował kilka razy, przytulając mocno do siebie. 
   -Cześć piękna!
Fred uśmiechnął się i pocałował dziewczynę, a w pomieszczeniu rozległy się wiwaty i krzyki ,,gorzko,gorzko!" zachęcające do ponownego pocałunku. Hermiona z uśmiechem ponownie złączyła wargi z ustami Freda, a głośnie gwizdanie tłumu tym razem w ogóle jej nie krępowało. Romantyczny nastrój przerwał jednak George.
   -Harry, więc jaki jest plan?
   -Nie ma żadnego planu-odrzekł Harry, wciąż wytrącony z równowagi nagłym pojawieniem się tylu ludzi i oszołomiony bólem, który przeszywa mu czoło.
   -To co, będziemy improwizować, tak? To mi najbardziej odpowiada-ucieszył się Fred, który stał teraz za Hermioną, obejmując ją w tali i opierając głowę na jej ramieniu.
   -Musisz to powstrzymać!-powiedział Harry do Neville'a.-Po co ich tutaj wszystkich ściągnąłeś? To jest chore...
   -To co, będziemy walczyć?-odezwał się Dean, wyciągając swój fałszywy galeon.-Dostałem wiadomość, że Harry wrócił i ruszamy do boju! Tylko potrzebna mi będzie różdżka...
   -Nie masz różdżki?-zdumiał się Seamus.
Ron zwrócił się nagle do Harry'ego.
   -Dlaczego nie mogą nam pomóc?
   -Co?
   -Mogą nam pomóc.- Ściszył głos, tak że słyszała ich tylko Hermiona, która właśnie do nich podeszła.-Nie wiemy, gdzie ten horkruks jest. Musimy go szybko znaleźć. Nie musimy im mówić, że chodzi o horkruksa.
Harry spojrzał na Hermionę.
   -Myślę, że Ron ma rację-powiedziała.-Nie wiemy nawet, czego szukamy. Potrzebujemy ich.-A kiedy Harry nadal nie wyglądał na przekonanego, dodała:-Harry, naprawdę nie musisz robić wszystkiego sam.
   -Dobrze-powiedział cicho do Rona i Hermiony.-Słuchajcie!-zawołał do wszystkich.
Zalegał cisza. Fred i George, którzy opowiadali jakieś dowcipy swoim sąsiadom, zamilkli. Wszystkie oczy były w nim utkwione, wszyscy czekali w napięciu, co powie Harry Potter.
   -Jest coś, co musimy odnaleźć. Coś...coś, co pomoże nam obalić Sami-Wiecie-Kogo. To coś jest tutaj, w Hogwarcie, ale nie wiemy gdzie. To mogło kiedyś należeć do Roweny Ravenclaw. Czy ktoś może słyszał o czymś takim? Może komuś wpadł kiedyś w oko jakiś przedmiot ozdobiony orłem?
Spojrzeli z nadzieją na grupkę Krukonów, na Padmę, Michaela, Terry'ego i Cho, ale odpowiedziała mu Luna, która przysiadła na poręczy fotela Ginny.
   -No przecież jest jej zaginiony diadem. Mówiłam wam o nim, nie pamiętasz, Harry? Zaginiony diadem Ravenclaw. Tatuś próbuje go odtworzyć.
   -Tak, ale zaginiony diadem zaginął i w tym właśnie rzecz, Luna-powiedział Michael Corner.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na jego słowa i kontynuowała swoją wypowiedź.
   -Jeśli chcesz zobaczyć, jak ten diadem wygląda, mogę cię zaprowadzić do naszego wspólnego pokoju i pokazać ci posąg Ravenclaw. Ma go na głowie. 
   -No dobrze, słuchajcie! Wiem, że to żadna wskazówka, ale zamierzam tam pójść i obejrzeć ten posąg. Będę przynajmniej wiedział jak ten diadem może wyglądać. Zaczekajcie tu na mnie.
Harry wraz z Luną wyszedł, a całe towarzystwo zajęło się żywo rozmową. Fred usiadł na fotelu pociągając sobie dziewczynę na kolana.
   -Ładnie to tak uciekać bez pożegnania?
   -Chciałam poczekać, aż wrócisz, ale Harry powiedziała, że nie ma czasu do stracenia. Przepraszam, nie chciałam żeby tak wyszło...
   -W porządku, rozumiem.-chłopak na chwilę zamilkł, spoglądając na zgromadzonych- Myślisz, że to już teraz? Że pora na ostateczne starcie?
Nie odpowiedziała.Wtuliła twarz w jego obojczyk, a on w milczeniu pocałował ją w czubek głowy.
Wokół nich toczyły się zawzięte debaty i raz po raz słychać było głośne wybuchy śmiechu. Hermiona uniosła lekko głowę, gdyż miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Spojrzała na Freda, który lekko się uśmiechał i wskazywał głową przed siebie.
   -Uśmiechnij się moja czarownico!
Hermiona zdezorientowana spojrzała w tym samym kierunku co Weasley i ogromny blask oślepił ją na chwilę. Kilka razy mrugnęła, by odzyskać dobrą ostrość widzenia. Fred śmiał się pod nosem patrząc na jej oszołomioną minę. Wyciągnął rękę do Creevey'a i wziął od niego fotografię.
   -Dzięki Colin- pocałował Hermionę w czoło- popatrz jak tu ślicznie wyszłaś!
Hermiona spojrzała na zdjęcie, a następnie na Freda.
  -Mówiłam ci już, że palant z ciebie?
  -Może i palant, ale zobacz jaki kochany!
Przyciągnął ją do siebie i pocałował lekko w czubek nosa.
***
Harry wpadł do Pokoju Życzeń, a kilka kroków za nim zdyszana Luna. Po ich minach można się było spodziewać jakie wieści przynoszą, więc wszyscy momentalnie zamilkli, czekając na to jedno, ostateczne polecenie.
   -Voldemort nadchodzi, barykadują szkołę...Snape uciekł... Ewakuują młodszych uczniów. Wszyscy mają się zgromadzić w Wielkiej Sali. Musimy się zorganizować. Walczymy.
Rozległ się ryk zachwytu i wszyscy ruszyli ku schodom, przyciskając Harry'ego do ściany. Przebiegli koło niego członkowie Zakonu Feniksa, Gwardii Dumbledore'a i jego dawnej drużyny quidditcha, wszyscy z wyciągniętymi różdżkami, zmierzając do głównej części zamku. Fred zatrzymał się w połowie drogi i objął Granger w pasie.  Dziewczyna spojrzała na niego, świadoma, że po dzisiejszej nocy już nic nie będzie takie samo. Karciła się sama w myślach za to, że może w ogóle tak egoistycznie myśleć, ale jej jedynym pragnieniem w tym momencie było rzucenie tego wszystkiego i ucieczka z Fredem z dala od szału walki i odczuwalnego na karku oddechu śmierci, tchnionego w mury tej szkoły wraz z okrzykiem wzywającym do walki. To chyba właśnie jest miłość, gdy jesteś gotów zrobić wszystko by tylko ochronić tą najważniejszą osobę.
Ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. 
   -No to powodzenia, mała!- Fred uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił, a Hermiona poczuła jak jej serce przyspiesza w miłosnym, przepełnionym lękiem galopie.
   -Wzajemnie, mój Romku.
Przytuliła się mocno do niego, a on pogładził lekko jej włosy. Kroki na korytarzu powoli cichły, więc wypuściła go z objęć. Zrobił kilka kroków w stronę schodów i zatrzymał się. Podszedł ponownie do dziewczyny i wtulił się w jej włosy.
   -Cokolwiek by się stało, pamiętaj, że bardzo cie kocham.
   -Nie mów tak, wszystko się dobrze skończy, spotkamy się jako wolni ludzie, wierzę w to Freddie..wierzę w nas...
   -Skopiemy Śmierciojadką tyłki!
Roześmiali się. Fred pobiegł w stronę schodów, a Hermiona pognała za Harry'm i Ronem. Oboje wiedzieli, że może to być ich ostatnie spotkanie, ale żadne z nich nie chciało dopuścić do siebie tej myśli, bowiem los musiałby być cholernie złośliwy, gdyby nie dość mu było tego, że wydziera im najpiękniejsza lata z życia, gdyby wyciągnął jeszcze swoje nieobliczalne dłonie po ich miłość...nie, to niemożliwe..przecież ich miłość jest niezniszczalna...tak niezniszczalna, jak nieprzewidywalny jest los..

****
Wylecieli na korytarz z ogarniętego pożarem Pokoju Życzeń. Harry stracił panowanie nad miotłą i uderzył w ścianę korytarza, zwalając przy tym z miotły Malfoy'a. Hermiona na miotle z Ron'em, ciągnącym za sobą nieprzytomnego Goyle'a -właśnie wylatywali z pomieszczenia.
Dookoła nich rozpętała się już  bitwa. Zewsząd dochodziły krzyki i odgłosy walki. Hermiona przez chwilę pomyślała, że któryś z nich mógłby być Freda i nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało.Jęki, uderzenia i kolorowe smugi światła roztaczały swoją aurę nad Hogwartem, sprawiając że umierały w nich resztki poczucia bezpieczeństwa, które od lat zapewniała im ta szkoła. Harry podbiegł do nich ze zniszczonym horkruksem, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć- korytarz wypełniły jeszcze głośniejsze odgłosy walki. Zakapturzone postacie walczyły z dwoma rudowłosymi mężczyznami, cofającymi się w ich stronę. Serce Hermiony na chwilę zamarło. Nie musiała widzieć twarzy mężczyzny, by wiedzieć że jest to Fred. Ruszyła wraz z Ronem i Harry'm na pomoc walczącym. Zaklęcia śmigały między ich głowami, tworząc kolorową tęczę. Wrzawa wojny rozbrzmiewała coraz głośniej, a przez rozbite okna cały czas wpadały kolorowe iskierki- pozostałości po zderzających się zaklęciach. Odgłos bitwy, był jednocześnie krzykiem o wolność, uwolnienie się od jarzma Śmierciożerców, Voldemorta - zła, krzyku wołającego o odzyskanie wolności i bezpieczeństwa. Wszyscy dobrze o tym wiedzieli, dlatego na ich twarzach widać było pełną determinację i wolę walki, z której niestety nic sobie nie robiła śmierć, dla której dzisiejszej nocy Hogwart stał się istną ucztą.
 Śmierciożerca walczący z Percy'm zgubił kaptur, ukazując wysokie czoło i przetykane siwizną włosy.
   - Hej, panie ministrze! - ryknął Percy, trafiając go kolejnym zaklęciem. Thicknesse wypuścił różdżkę i złapał się za szatę na piersiach.- Czy już panu mówiłem, że rezygnuję z pracy?
   - Żartujesz, Percy! - krzyknął Fred, gdy jego przeciwnik padł, trafiony trzema oszałamiaczami.
Thicknesse też upadł, cały pokrywając się kolcami; wyglądał, jakby się zamieniał w jeżowca morskiego. Fred spojrzał na Percy'ego z satysfakcją, po czym uśmiechnął się do Hermiony, puszczając do niej oczko i gładząc się po kieszeni, do której schował ich wspólne zdjęcie.
   - Ty naprawdę żartujesz, Percy...Nie pamiętam, byś żartował, odkąd...
Powietrze eksplodowało....


*****
No to kolejny rozdział kończony, nie jest tym czym miał być w moim zamyślę, ale mam nadzieję, że nie skrzaniłam go aż tak bardzo i spodoba wam się ;) chcę się trzymać jak najbardziej kanonu, więc musiałam niestety większość rozdziału napisać opierając się na książce, za czym zbytnio nie przepadam, ale cóż wszystko musi być dopracowane :) rozdział postaram się dodać w przeciągu dwóch tygodni, gdyż mam ferie, więc będę miała czas w spokoju tworzyć :) oczywiście jak zwykle warunkiem jest 10 pełnych opinii :)
Pozdrawiam i ściskam wszystkich, którzy nadal ze mną trwają, wasz
Marta Wealey :*