Rozdział z lekkim opóźnieniem, ale ze specjalnymi dedykacjami dla Kaśki, zwanej Gryzoniem z okazji sobotnich urodzin-wszystkiego najlepszego kochana ;)
Za oknem zapadał już lekki zmrok. Wyjątkowo ciepły jak na maj dzień właśnie dobiegał końca. Świat trwał w stagnacji między nocą, a dniem jakby nadal zastanawiając się w którą stronę przechylić szalę. Złota aureola słonecznego światła rozciągała się nad powierzchnią ziemi, otulając ją niczym aksamitny koc. Hermiona siedziała na parapecie pokoju Freda zbierając się w sobie by w końcu zrobić to o co rano poprosił ją George. Przez całe dwa tygodnie odbywały się pogrzeby osób, które zginęły w Bitwie o Hogwart lub od ran poniesionych w czasie jej trwania. Widok tylu martwych ciał, tym bardziej ciał osób, które tak dobrze znała sprawiał, że jej emocje zostały całkowicie sparaliżowane. Już w połowie tych ,, żałobnych tygodni" (jak potocznie wszyscy je nazywali) Hermiona zorientowała się, że nie ma czym płakać i na każdej kolejnej uroczystości wegetowała, starając się jak najmniej zwracać na siebie uwagę i jak najszybciej zniknąć. Spojrzała na pokój chłopaka i poczuła nieprzyjemny ścisk w gardle. Podniosła się i wykonała głęboki wdech, tak by zimno wieczoru wypełniło całe jej płuca. Chłód wieczornego powietrza otrzeźwił ją z lekka i dodał odwagi. Wróciła do pomieszczenia i rozejrzała się. A więc tak to wygląda? Człowiek umiera, a jedyne co po nim zostaje to rzeczy, które upycha się w kartonach i szczelnie zamyka, wynosząc do piwnicy i unikając ich niczym radioaktywnych odpadów z którymi bliższy kontakt może spowodować bolesne skutki. Usuwa się wszystko co mogłoby przywoływać jakiekolwiek wspomnienia, starając się w ten sposób zniwelować ból. Ale zapomnienie nie sprawia, że można przestać tęsknić, że zapach tak znajomych perfum nie przywoła fali wspomnień, że pustka wypełniająca serce, choć trochę się zmniejszy. To straszne, że ludzie tak utrudniają sobie życie. Przejście wszystkich etapów żałoby daje fizyczne i psychiczne oczyszczenie z bólu, pozwala odejść zmarłej osobie, ale jednocześnie zatrzymać ją w sercu. Próba zapomnienia tak naprawdę tylko potęguje cierpienie i przedłuża je, sprawiając, że całe nasze życie jest nim przepełnione. Zapomnienie jest również bezczeszczeniem pamięci o zmarłym, zlikwidowaniem tej osoby ze swego życia, a chyba nikt nie chciałby, żeby po jego śmierci ludzie zapomnieli, że w ogóle kiedykolwiek ktoś taki żył.
Wybrała największe pudło ze sterty znajdujące się przy drzwiach i podeszła do szafy. Zebrała w sobie wszystkie siły i starała się nie oddychać. 1...2...3... Drzwi szafy otworzyły się, a zapach perfum Freda, którymi były przesiąknięte jego ubrania, wypełnił pomieszczenie. Tego się obawiała. Starała się oddychać przez usta, by jak najmniej zapachu docierało do jej zmysłu węchu. Wyciągnęła ubrania i położyła je na łóżku. Od razu w oczy rzuciła jej się bluza chłopaka w którą w chłodne letnie noce, gdy siadali razem nad jeziorem, otulał ją. Bez większego namysłu ściągnęła koszule i założyła bluzę chłopaka. Sięgała jej do połowy uda i miała za długie rękawy, ale pachniała nim. Była taka miła w dotyku i przyjemnie łaskotała. Hermiona wtuliła się w nią i stała tak, głaszcząc się po policzku rękawem bluzy. Chwilę zajęło jej ogarnięcie się, ale w końcu udało jej się oprzytomnieć i wrócić do składania ubrań chłopaka. Gdyby żył, to ona prałaby mu wszystkie te ubrania, prasowała i wieszała w szafie, świeże i pachnące lawendowym płynem do płukania, a on szybko zdejmowałby jakąś rzecz z wieszaka, całował ją w policzek w podzięce i wychodził z domu krzycząc jeszcze na odchodne ,,miłego dnia moja czarownico". Ale Fred nie żyje i nic już tego nie zmieni. Jej marzenia już na zawsze pozostaną tylko marzeniami. Mimo, że miała tego świadomość, często wyobrażała sobie jak mogłoby wyglądać ich wspólne życie.
Czyjeś ciepłe usta dotknęły jej policzka i delikatnie go musnęły. Następnie zaczęły natarcie na nos, oczy, czoło, brodę, aż w końcu natrafiły na godnego sobie przeciwnika-usta dziewczyny. Po wymianie kilku zaborczych pocałunków oderwały się od siebie i przemówiły.
-Pora wstawać moja śpiąca królewno, bo inaczej spóźnimy się do pracy.
-Ale mi tutaj z tobą tak dobrzeee.
Dziewczyna przeciągnęła się i uśmiechnęła do chłopaka, który pochylał się nad nią.
-Nie dziwie ci się, sam też bardzo lubię ze sobą przebywać.
Roześmiała się i uderzyła go poduszką. Chłopak udał oburzonego i złapał poduszkę leżącą obok, po czym zaczął udawać, że chce nią udusić brunetkę. W końcu oboje wstali.
-Na stole masz śniadanie, a lunch zapakowałem ci do torby. Ja muszę już lecieć, bo do sklepu ma przyjechać nowa dostawa, także do zobaczenia wieczorem.
Objął ją w tali i pocałował w policzek.
-Miłego dnia moja czarownico.
Obrócił się i zniknął z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Hermiona udała się do kuchni i usiadła przy stole, gdzie czekał na nią talerz z tostami i jej ulubiona, zielona herbata. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła jeść.
Do rzeczywistości przywrócił ją dźwięk otwieranych drzwi. Usłyszała kroki George'a zbliżające się do drzwi pokoju w którym była. Zatrzymał się na chwilę po czym położył dłoń na klamce. Ostatecznie jednak cofnął rękę i odszedł w stronę swojego pokoju. Każdy przeżywa śmierć bliskiej osoby na swój własny, indywidualny sposób. George obrał sobie patent, który Hermiona nazwała potocznie ,,unikaniem Freda", a mianowicie zachowywanie się tak, jakby był ze swoim zmarłym bliźniakiem pokłócony. Westchnęła i wróciła do swojego zajęcia. Gdy wszystkie ubrania z szafy znalazły się w pudle, podeszła do komody. Otworzyła szufladę, a jej zawartość bardzo ją zdziwiła. Na środku stała ogromna misa z srebroozłotym płynem, a obok niej drewniane pudełko ozdobione wstążką. Myślodsiewnia- przemknęło przez myśl dziewczynie. Tylko skąd Fred miał myślodsiewnie? I czemu jej o tym nie powiedział? Przecież wiedział, że sama miała zamiar kupić sobie taki ,,wynalazek". Otworzyła stojące obok pudełeczko, a w środku zobaczyła rząd równo ustawionych buteleczek w różnych kolorach. Na wieczku widniał napis ,,Nasze pierwsze razy", a każda buteleczka była opatrzona karteczką z opisem wspomnienia jakie zawierała np. ,,Pierwsze spotkanie", ,,Pierwszy pocałunek". Czuła jak serce podeszło jej do gardła. Obok misy leżała jeszcze kartka, ozdobiona zdjęciem złotego pierścionka pod którym znajdował się tekst ,,Dla mojej przyszłej żony". Wszystko zaczęło jej się układać w głowie. To był prezent zaręczynowy dla niej. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Złapała całe opakowanie i wlewała do misy zawartość każdej buteleczki. Zanurzyła głowę w myślodsiewni. Przez chwilę czuła jakby spadała w zimną otchłań. Gdy w końcu stanęła na nogi zobaczyła siebie z burzą loków na głowie. Wspomnienia zaczęły latać jej przed oczyma.....
...Pierwsze spotkanie....-Jestem Hermiona Granger....-Fred Weasley...-Miło mi cię poznać....Pierwszy raz kiedy zrozumiałem, że zależy mi na Tobie...Hermiona zapłakana siedzi na fotelu w pokoju wspólnym, a Fred próbuje ją pocieszyć. Wtedy po raz pierwszy rozmawiali na poważnie....Pierwsza prawie-randka...Siedzieli razem na wieży astronomicznej. Hermiona uciekła z lekcji by móc zobaczyć się z chłopakiem. Fred'owi bardzo to zaimponowało.....Pierwszy pocałunek....Rudzielec wyrywa Hermionię książkę z ręki co bardzo ją bulwersuję. By nie musieć wysłuchiwać jej tyrady, zamyka jej usta..pocałunkiem...Pierwszy raz...Za oknami Muszelki słychać było szum morza..Hemiona wraz z Fredem leżeli w łóżku, wtuleni w siebie...
***
Za oknem zapadał już lekki zmrok. Wyjątkowo ciepły jak na maj dzień właśnie dobiegał końca. Świat trwał w stagnacji między nocą, a dniem jakby nadal zastanawiając się w którą stronę przechylić szalę. Złota aureola słonecznego światła rozciągała się nad powierzchnią ziemi, otulając ją niczym aksamitny koc. Hermiona siedziała na parapecie pokoju Freda zbierając się w sobie by w końcu zrobić to o co rano poprosił ją George. Przez całe dwa tygodnie odbywały się pogrzeby osób, które zginęły w Bitwie o Hogwart lub od ran poniesionych w czasie jej trwania. Widok tylu martwych ciał, tym bardziej ciał osób, które tak dobrze znała sprawiał, że jej emocje zostały całkowicie sparaliżowane. Już w połowie tych ,, żałobnych tygodni" (jak potocznie wszyscy je nazywali) Hermiona zorientowała się, że nie ma czym płakać i na każdej kolejnej uroczystości wegetowała, starając się jak najmniej zwracać na siebie uwagę i jak najszybciej zniknąć. Spojrzała na pokój chłopaka i poczuła nieprzyjemny ścisk w gardle. Podniosła się i wykonała głęboki wdech, tak by zimno wieczoru wypełniło całe jej płuca. Chłód wieczornego powietrza otrzeźwił ją z lekka i dodał odwagi. Wróciła do pomieszczenia i rozejrzała się. A więc tak to wygląda? Człowiek umiera, a jedyne co po nim zostaje to rzeczy, które upycha się w kartonach i szczelnie zamyka, wynosząc do piwnicy i unikając ich niczym radioaktywnych odpadów z którymi bliższy kontakt może spowodować bolesne skutki. Usuwa się wszystko co mogłoby przywoływać jakiekolwiek wspomnienia, starając się w ten sposób zniwelować ból. Ale zapomnienie nie sprawia, że można przestać tęsknić, że zapach tak znajomych perfum nie przywoła fali wspomnień, że pustka wypełniająca serce, choć trochę się zmniejszy. To straszne, że ludzie tak utrudniają sobie życie. Przejście wszystkich etapów żałoby daje fizyczne i psychiczne oczyszczenie z bólu, pozwala odejść zmarłej osobie, ale jednocześnie zatrzymać ją w sercu. Próba zapomnienia tak naprawdę tylko potęguje cierpienie i przedłuża je, sprawiając, że całe nasze życie jest nim przepełnione. Zapomnienie jest również bezczeszczeniem pamięci o zmarłym, zlikwidowaniem tej osoby ze swego życia, a chyba nikt nie chciałby, żeby po jego śmierci ludzie zapomnieli, że w ogóle kiedykolwiek ktoś taki żył.
Wybrała największe pudło ze sterty znajdujące się przy drzwiach i podeszła do szafy. Zebrała w sobie wszystkie siły i starała się nie oddychać. 1...2...3... Drzwi szafy otworzyły się, a zapach perfum Freda, którymi były przesiąknięte jego ubrania, wypełnił pomieszczenie. Tego się obawiała. Starała się oddychać przez usta, by jak najmniej zapachu docierało do jej zmysłu węchu. Wyciągnęła ubrania i położyła je na łóżku. Od razu w oczy rzuciła jej się bluza chłopaka w którą w chłodne letnie noce, gdy siadali razem nad jeziorem, otulał ją. Bez większego namysłu ściągnęła koszule i założyła bluzę chłopaka. Sięgała jej do połowy uda i miała za długie rękawy, ale pachniała nim. Była taka miła w dotyku i przyjemnie łaskotała. Hermiona wtuliła się w nią i stała tak, głaszcząc się po policzku rękawem bluzy. Chwilę zajęło jej ogarnięcie się, ale w końcu udało jej się oprzytomnieć i wrócić do składania ubrań chłopaka. Gdyby żył, to ona prałaby mu wszystkie te ubrania, prasowała i wieszała w szafie, świeże i pachnące lawendowym płynem do płukania, a on szybko zdejmowałby jakąś rzecz z wieszaka, całował ją w policzek w podzięce i wychodził z domu krzycząc jeszcze na odchodne ,,miłego dnia moja czarownico". Ale Fred nie żyje i nic już tego nie zmieni. Jej marzenia już na zawsze pozostaną tylko marzeniami. Mimo, że miała tego świadomość, często wyobrażała sobie jak mogłoby wyglądać ich wspólne życie.
Czyjeś ciepłe usta dotknęły jej policzka i delikatnie go musnęły. Następnie zaczęły natarcie na nos, oczy, czoło, brodę, aż w końcu natrafiły na godnego sobie przeciwnika-usta dziewczyny. Po wymianie kilku zaborczych pocałunków oderwały się od siebie i przemówiły.
-Pora wstawać moja śpiąca królewno, bo inaczej spóźnimy się do pracy.
-Ale mi tutaj z tobą tak dobrzeee.
Dziewczyna przeciągnęła się i uśmiechnęła do chłopaka, który pochylał się nad nią.
-Nie dziwie ci się, sam też bardzo lubię ze sobą przebywać.
Roześmiała się i uderzyła go poduszką. Chłopak udał oburzonego i złapał poduszkę leżącą obok, po czym zaczął udawać, że chce nią udusić brunetkę. W końcu oboje wstali.
-Na stole masz śniadanie, a lunch zapakowałem ci do torby. Ja muszę już lecieć, bo do sklepu ma przyjechać nowa dostawa, także do zobaczenia wieczorem.
Objął ją w tali i pocałował w policzek.
-Miłego dnia moja czarownico.
Obrócił się i zniknął z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Hermiona udała się do kuchni i usiadła przy stole, gdzie czekał na nią talerz z tostami i jej ulubiona, zielona herbata. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła jeść.
Do rzeczywistości przywrócił ją dźwięk otwieranych drzwi. Usłyszała kroki George'a zbliżające się do drzwi pokoju w którym była. Zatrzymał się na chwilę po czym położył dłoń na klamce. Ostatecznie jednak cofnął rękę i odszedł w stronę swojego pokoju. Każdy przeżywa śmierć bliskiej osoby na swój własny, indywidualny sposób. George obrał sobie patent, który Hermiona nazwała potocznie ,,unikaniem Freda", a mianowicie zachowywanie się tak, jakby był ze swoim zmarłym bliźniakiem pokłócony. Westchnęła i wróciła do swojego zajęcia. Gdy wszystkie ubrania z szafy znalazły się w pudle, podeszła do komody. Otworzyła szufladę, a jej zawartość bardzo ją zdziwiła. Na środku stała ogromna misa z srebroozłotym płynem, a obok niej drewniane pudełko ozdobione wstążką. Myślodsiewnia- przemknęło przez myśl dziewczynie. Tylko skąd Fred miał myślodsiewnie? I czemu jej o tym nie powiedział? Przecież wiedział, że sama miała zamiar kupić sobie taki ,,wynalazek". Otworzyła stojące obok pudełeczko, a w środku zobaczyła rząd równo ustawionych buteleczek w różnych kolorach. Na wieczku widniał napis ,,Nasze pierwsze razy", a każda buteleczka była opatrzona karteczką z opisem wspomnienia jakie zawierała np. ,,Pierwsze spotkanie", ,,Pierwszy pocałunek". Czuła jak serce podeszło jej do gardła. Obok misy leżała jeszcze kartka, ozdobiona zdjęciem złotego pierścionka pod którym znajdował się tekst ,,Dla mojej przyszłej żony". Wszystko zaczęło jej się układać w głowie. To był prezent zaręczynowy dla niej. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Złapała całe opakowanie i wlewała do misy zawartość każdej buteleczki. Zanurzyła głowę w myślodsiewni. Przez chwilę czuła jakby spadała w zimną otchłań. Gdy w końcu stanęła na nogi zobaczyła siebie z burzą loków na głowie. Wspomnienia zaczęły latać jej przed oczyma.....
Bo nie ma lekarstwa na wspomnienia, Twoja twarz jest niczym melodia
Nie daje mi spokoju
Twoja dusza mnie nawiedza, mówiąc, że wszystko jest w porządku
Ale ja wolałabym być martwa
(Martwa tak jak Ty)
Kiedy tylko zamykam oczy
Otacza mnie mroczny raj
Nikt nie może się z Tobą równać
Obawiam się, że nie ujrzę Cię po drugiej stronie
Nie daje mi spokoju
Twoja dusza mnie nawiedza, mówiąc, że wszystko jest w porządku
Ale ja wolałabym być martwa
(Martwa tak jak Ty)
Kiedy tylko zamykam oczy
Otacza mnie mroczny raj
Nikt nie może się z Tobą równać
Obawiam się, że nie ujrzę Cię po drugiej stronie
...Pierwsze spotkanie....-Jestem Hermiona Granger....-Fred Weasley...-Miło mi cię poznać....Pierwszy raz kiedy zrozumiałem, że zależy mi na Tobie...Hermiona zapłakana siedzi na fotelu w pokoju wspólnym, a Fred próbuje ją pocieszyć. Wtedy po raz pierwszy rozmawiali na poważnie....Pierwsza prawie-randka...Siedzieli razem na wieży astronomicznej. Hermiona uciekła z lekcji by móc zobaczyć się z chłopakiem. Fred'owi bardzo to zaimponowało.....Pierwszy pocałunek....Rudzielec wyrywa Hermionię książkę z ręki co bardzo ją bulwersuję. By nie musieć wysłuchiwać jej tyrady, zamyka jej usta..pocałunkiem...Pierwszy raz...Za oknami Muszelki słychać było szum morza..Hemiona wraz z Fredem leżeli w łóżku, wtuleni w siebie...
Znów poczuła zimno podłogi. Leżała w pokoju Freda, zalewając się łzami. Nie mogła tu dłużej przebywać. Nie da rady spędzić tutaj nawet jednej minuty więcej. Wszystko jest nim przepełnione..wszystko budzi tą okropną pustkę w sercu. Wybiegła z pomieszczenia. George widocznie spał, bo światło wszędzie było już pogaszone. Zamknęła za sobą drzwi i zwinęła się w kłębek na kanapie stojącej w salonie. Nie mogła opanować płaczu. Te wszystkie wspomnienia....te wspólnie spędzone chwilę...myśl, że to już nigdy nie wróci przeszywała jej serce milionem małych, ostrych sztyletów. Światło się zapaliło, a Hermiona zobaczyła, że w fotelu kilka metrów od niej siedzi George. Był do niego tak podobny...ta sama iskra w oku...ten sam zawadiacki uśmiech...gdyby nie pokochała Freda to na pewno nigdy nie nauczyłaby się ich odróżniać...Tak bardzo zapragnęła, żeby znalazł się teraz koło niej..przytulił ją... Chłopak bez słowa podszedł do kanapy, usiadł koło dziewczyny i objął ją ramieniem.
-Tak cholernie mi go brakuję....
-Mi też, Georgie...mi też...
Spojrzeli na siebie zapłakanymi oczyma. Ból, który wypełniał ich ciała był widoczny gołym okiem..
-Boże...jak ty mi go przypominasz...
Dłoń Hermiony spoczęła na policzku chłopaka. Ich twarze były bardzo blisko siebie, gdy ich usta się spotkały. Połączyły się w pocałunku, pełnym bólu, tęsknoty i wspólnego zrozumienia. Gryfonka pierwsza się opamiętała. Oderwała się od chłopaka i wstała z kanapy.
-Na gacie Merlina..co my wyprawiamy?!
-Ja..ja..ja nie wiem..chyba nas trochę poniosło...
Dziewczyna obróciła się na pięcie i pobiegła do pokoju.Przeszła koło lustra i spojrzała na swoje odbicie.
- To nie jest Fred! ON NIE JEST FREDEM IDIOTKO?! ZROZUM TO W KOŃCU!
Uderzyła swoje lustrzane odbicie i starała się opanować. Spakowała swoje rzeczy i rzuciła się na łóżko, próbując wyprzeć z głowy wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin.
- To nie jest Fred! ON NIE JEST FREDEM IDIOTKO?! ZROZUM TO W KOŃCU!
Uderzyła swoje lustrzane odbicie i starała się opanować. Spakowała swoje rzeczy i rzuciła się na łóżko, próbując wyprzeć z głowy wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin.
***
Po wczorajszym incydencie Hermiona postanowiła, że już dłużej nie może mieszkać w mieszkaniu bliźniaków. Zabrała swoje rzeczy i pożegnała się z George'm, chociaż wolałby tego uniknąć, gdyż teraz w jego towarzystwie czułą się bardzo niezręcznie. Przeniosła się do Nory by pożegnać się ze wszystkimi i poinformować o swojej decyzji, bowiem wczorajszej nocy postanowiła, że musi się na pewien czas odciąć od wszystkiego. Ułożyć swoje życie i uspokoić emocje.Chciała zająć się czymś innym, więc uznała, że to najwyższy czas wyruszyć na poszukiwanie rodziców.
-No dobrze kochanieńka. Niczym się nie musisz przejmować. Zajmiemy się Krzywołapem,a gdy odnajdziesz rodziców to obowiązkowo musisz ich do nas przyprowadzić! Przygotuję uroczysty obiad i cały czas będę im opowiadać jaką to mają wspaniałą córkę!
Pani Weasley uśmiechnęła się do dziewczyny i przytuliła ją do siebie, po czym dodała tak cicho, żeby tylko dziewczyna ją słyszała:
-I jaką ja mam wspaniałą synową.
Wypuściła ją z objęć i poklepała po ramieniu. Hermiona lekko się uśmiechnęła, ale słowa kobiety sprawiły, że przypomniała sobie, że musi pożegnać się z jeszcze jedną osobą. Gdy już każdy ją wyściskał, wycałował i wy-życzył jej pomyślnych poszukiwań w końcu udało jej się wyrwać. Podeszła do drzewa z którego już z daleka uśmiechał się do niej Fred.
-Cześć kochanie...piękna dziś pogoda prawda?...zapowiada się gorące lato...ciekawe jakbyśmy je spędzili....może na początku wakacji zrobilibyśmy wesele, a potem wyjechalibyśmy na miesiąc miodowy nad jakiś Ocean?...brakuję mi ciebie, wiesz? Bardzo mi ciebie brakuję...teraz wyruszam do Australii by odnaleźć rodziców..chciałabym im w końcu o tobie opowiedzieć..jestem pewna, że mama bardzo by cię polubiła...a tata?...tata na pewno chętnie dowiedziałby się więcej o Quidditchu...taaak..ale nie zawraca ci już głowy..zajrzę tutaj, gdy wrócę..czekaj tu na mnie..do zobaczenia Freddie..
Wstała i otrzepała spodnie. Jeszcze raz spojrzała na zdjęcie chłopaka i lekko musnęła je ustami, po czym zawirowała w powietrzu i zniknęła.
Przyjdź do mnie, przyjdź do mnie tej nocy
Oh Boże, potrzebuję Cię, jakkolwiek... Kochanie
Chcę tylko być, być wokół Ciebie cały czas.
Oh Boże, potrzebuję Cię.. oh...
Oh Boże, potrzebuję Cię, jakkolwiek... Kochanie
Chcę tylko być, być wokół Ciebie cały czas.
Oh Boże, potrzebuję Cię.. oh...
Biegnę, boję się tej nocy
Biegnę, boję się życia
Biegnę, boję się oddychać
Biegnę, boję się życia
Biegnę, boję się oddychać
***3 lata później***
Zgrabna, młoda kobieta, ubrana w przylegającą do ciała czarną sukienkę wchodziła po schodach do małej kawiarenki. Pod pachą miała jakąś teczkę, a wolną ręką poprawiała sobie koka, z którego uciekło jej kilka niesfornych kosmyków. Weszła do budynku i zajęła stolik przy oknie. Od razu podszedł do niej kelner, który wyglądał na oko na jakieś 27 lat. Był to nawet przystojny, wysoki brunet. Uśmiechnął się do Gryfonki zalotnie.
-Witam madame, dla pani to co zwykle?
-Tak, poproszę i jak zwykle razy dwa.
-Oczywiście, zaraz przyniosę.
Hermiona skinęła głową i odwzajemniła uśmiech mężczyzny co widocznie go ucieszyło. Przeniosła wzrok za okno wypatrując Rudej, która jak zwykle się spóźniała. Zapewne znowu przeciągnął jej się trening. Mistrzostwa coraz bliżej, więc jedyne co jej teraz w głowie to quidditch. W końcu w drzwiach lokalu stanęła zdyszana Ginny. Nie musiała się nawet rozglądać w poszukiwaniu przyjaciółki, od razu wiedziała przy którym stoliku ją znajdzie. Rzuciła się na fotel na przeciwko Granger i starała się ustatkować oddech. W tym czasie właśnie przyszedł kelner, postawił przed kobietami dwie wysokie szklanki i talerzyki z ciastem, po czym obrócił się i odszedł ponownie w stronę baru, jednak jego wzrok cały czas powracał do stolika dziewczyn. Oczywiście nie umknęło to uwadze Ginny.
-Hermiooonka, czy ja o czymś nie wiem? Biedak ślini się do ciebie za każdym razem, gdy tu jesteśmy, ale tobie się to widocznie podoba!
-No co! Tylko tobie wolno flirtować i podrywać facetów?
Obie jednocześnie się roześmiały. Hermiona upiła łyk cappuccino, a Ruda nadal bacznie jej się przyglądała.
-Ubrudziłam się, tak? Mam wąsy z piany?
-Niee,niee..po prostu cieszę się, że w końcu do tego dorosłaś...miło patrzeć jak na nowo rozkwitasz...
-Kiedyś w końcu trzeba się pozbierać i wylizać rany, prawda? A to już najwyższa pora, bo....
-Boo?!- Ginny klasnęła w dłonie z radości, domyślając się co przyjaciółka chce jej powiedzieć.
-Bo poznałam kogoś...
-Na gacie Merlina, nawet nie wiesz jak się cieszę! Bałam się już, że zostaniesz starą panną z kotem...tylko pamiętaj zanim pójdziecie do łóżka ściągnij tą fototapete..myślę że koleś mógłby się dziwnie czuć, gdyby podczas tego ekhhhem patrzył na niego ze ściany Fred trzymający cię w objęciach...a teraz tak na poważnie...OPOWIADAJ!
Zabrzmiało to bardziej jak groźba, a nie prośba, więc Hermiona z lekkim uśmiechem na twarzy zaczęła opowiadać.
***Pół roku później***
Podłoga na dole głośno zaskrzypiała co obudziło Harry'ego. Nie był pewny czy przypadkiem się nie przesłyszał. Na dworze było już jasno, więc to może któryś z sąsiadów robi coś na zewnątrz? Kolejne skrzypnięcie. Teraz był już pewny, że ktoś chodzi po jego domu. Nie wszyscy Śmierciożercy zostali schwytani, więc może to któryś z nich postanowił przyjść pomścić swojego Czarnego Pana? Cicho wstał, starając się nie budzić Ginny i podszedł do schodów. Rzucił na nie zaklęcie wyciszające i miarowo, stopień po stopniu, zaczął schodzić. Gdy zostało mu już tylko kilka schodków do pokonania, zobaczył w salonie znajomą postać. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
-Rany...co...co ci się stało? Kto..kto ci to zrobił?!
***
I kolejny rozdział gotowy. Miałam go dodać już w sobotę, ale niestety wena mi trochę uciekła i musiałam odpocząć, żeby na nowo mieć pomysł ;) mam nadzieję, że wam się spodoba i czekam na 12 pełnych opini^^
PS Miałam w zamyśle jeszcze tylko rozdział i epilog, ale trochę diabelska wena mnie natknęła i chyba nie obrazicie się jak troszeczkę więcej rozdziałków dodam, co? :P
Ściskam i całuję-Marta Weasley