Dziwne, że w ciągu kilku minut można wyzbyć się wszystkich emocji. Łzy spływały po jej policzkach kaskadami, zostawiając na nich mokre wyżłobienia. Nie odczuwała nic poza wszechobecną pustką. Pustkę czuła w sercu, w głowie, w żołądku, gdzie ulubione naleśniki przygotowane przez mamę paliły trwającym bólem. Czuła, że sama staje się pustką zassaną w nicoś, jak gdyby była czarną dziurą pochłaniającą wszystko co dobre wokół siebie. Kupiła bilet i usiadła na peronie, czekając na pociąg. Nie chciała teleportować się zbyt blisko domu, bo Śmierciożercy mogliby coś jeszcze zwęszyć lub co gorsza-zabić mugoli, których jedynym przewinienie było to, że byli jej sąsiadami. Kilka głębszych wdechów. Serce powoli zaczęło się uspokajać, jednak nadal całe jej ciało lekko drżało. Głuchy łoskot oznaczający nadjeżdżający pociąg przepełnił powietrze. Z trudem zebrała się w sobie i wstała, wsiadając do pociągu. Usiadła w jednym z wolnych przedziałów. Nawet nie próbowała już powstrzymywać łez. Patrzyła tępo w przestrzeń za oknem, a łzy ponownie zaczęły żłobić na jej twarzy swoją trasę. Nagle drzwi od przedziału otwarły się i stanął w nich chłopak ubrany w niebieską koszule w kratę i ciemne jeansy. Wydał jej się strasznie znajomy. Te czekoladowe oczy, które przyglądały jej się właśnie z ogromnym skupieniem, sprawiły, że speszyła się lekko.
-Cześć Hermiono!
Obdarzył ją promiennym uśmiechem, a w przedziale nagle zrobiło się jakby jaśniej. Była pewna, że jest w nim coś niezwykłego, jakaś tajemniczości, a może dzikość? Czarne włosy lśniące w słońcu, ten wyraz twarzy...miał w sobie coś z
wilka! Tak!
-Cześć..yyy..przepraszam, ale nie kojarze twojego imienia.
-Jestem Matthew, jednak wszyscy mówią na mnie Matt, ale ciebie pewnie dziwi skąd znam twoje imię?
Skinęła głową, a chłopak usiadł na siedzeniu na przeciwko niej. Czekoladowe spojrzenie sunęło po jej twarzy, paląc bardziej niż świeżo otarte łzy. Uśmiechnął się tajemniczo i w końcu odezwał.
-Chodziliśmy razem do przedszkola zanim się przeprowadziliście. Zapamiętałem twoją burzę loków.
Roześmiał się, a Hermiona razem z nim. Atmosfera rozluźniła się, Matt idealnie trafiał w poczucie humoru dziewczyny. Gdy zaczął ją łaskotać poczuła jak różdżka wysuwa jej się z kieszeni, szybkim ruchem wsunęła ją spowrotem.
-Nie wierzę, że można nosić różdżkę w kieszeni. To przecież cholernie niewygodne.
-Ty...ty jesteś czarodziejem?!
-Niespodzianka!-roześmiał się i wyciągnął swoją różdżkę, wykonał nią kilka skomplikowanych gestów po czym przed gryfonką stanął duży, szary wilk. Oparł pysk na kolanach Hermiony i spojrzał jej w oczy. Zawył wesoło po czym ponownie zmienił się w człowieka.
-Miło było cię znowu spotkać Hermiono- pocałował ją w dłoń-i mam nadzieję, że nie jest to ostatnie nasze spotkanie.
Zaniemówiła, a gdy w końcu chciała coś odpowiedzieć, chłopaka już nie było. Dwie stacje później wysiadła i teleportowała się na wzgórze w pobliżu Nory.
*******W tym samym czasie******
-Znalazłem ją!
Męski, ciepły głos wypełnił hol ponurego pomieszczenia o brudnych, ciemnych ścianach
-Gdzie?
Drugi głos, bardziej ochrypły i zimny dobiegał ze szczytu schodów. Czarna peleryna ledwie rysowała kształt postaci na tle równie czarnych ścian.
-W pociągu. Miała przy sobie kufer podróżny, wysiadała na Down Street.
-Wspaniale! Trzeba odwiedzić rodzinkę pani wszystko-wiem Granger.
Okropny, gardłowy śmiech poniósł się echem wibrując w powietrzu.
****
W kuchni panował chaos. Po podłodze walały się porozrzucane sztućce, kawałki szkła. Pośrodku pomieszczenia leżał wywrócony stół, a przy nim połamane krzesła. Krzyk wypełnił pomieszczenie. Przeniosłam wzrok i w rogu kuchni ujrzałam dwie, skulone postacie. Serce mi się ścisnęło. Poczułam jak zimny pot oblewa moje ciało. Chciałam coś zrobić, ratować ich, ale nie mogłam nawet drgnąć. Zaczęłam krzyczeć, ale oni zdawali się mnie nie słyszeć. Zaprzestałam dalszych prób i czując gorące łzy spływające po policzkach obserwowałam przebieg wydarzeń. Grupa zakapturzonych postaci wtargnęła do pomieszczenia. Czarne peleryny trzepotały przy każdym ruchu niczym skrzydła nietoperza. Śmierciożercy.
-Gdzie ona jest? Gdzie ta szlamowata suka?!
Czerwone iskierki wystrzeliły w powietrze kilka centymetrów przed twarzą przerażonego mężczyzny. Jęknął cicho i przyciągnął łkającą żonę jeszcze mocniej do siebie, jakby jego uścisk miał zapewnić jej pełne bezpieczeństwo.
-Ja..ja nie wiem o kim pan mówi! My..my..my nie mamy dzieci, jesteśmy właśnie w trakcie przeprowadzki. Proszę..błagam..zostawcie nas w spokoju..
Samotna łza spłynęła po jego policzku, lądując miękko na włosach kobiety. Oprawca zaśmiał się z pogardą i skierował różdżke na mamę. Zaczęłam krzyczeć i miotać się w miejscu, ale nic nie mogłam zrobić. Przeraźliwy krzyk przeciął powietrze, gdy grymas bólu wykrzywił twarz kobiety. Pod jej aksamitną skórą pojawił się zarys napiętych mięśni.
-Mów, gdzie jest ta suka, albo zabije ją! Wybieraj- życie żony czy fałszywej córeczki, która swoim zachowaniem naraża życie swojej rodziny?!
-Przysięgam..my..my nie mamy dzieci!
Jego dłoń bezwiednie gładziła twarz nieprzytomnej kobiety z taką czułością, jakby dotykał najcenniejszego materiału świata, bojąc się, ze w każdej chwili może go zabrudzić lub uszkodzić. Mężczyzna podniósł różdżkę i tym razem skierował ją w stronę taty.
-Łżesz!
Nim zdążył wypowiedzieć zaklęcie z końca pomieszczenia odezwał się ktoś, kogo wcześniej nikt zdawał się nie zauważyć. Byłam pewna, że znam skądś ten głos, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd.
-On nie kłamie. Naprawdę nie wie o kim mówimy, spójrz.
Wynurzył się z cienia w którym do tej pory się ukrywał i podszedł do Śmierciożercy. Wyciagnął rękę w której trzymał...ramkę ze zdjęciami.
-Co to zdjęcie ma niby udowadniać? Chcesz zrobić ze mnie idiotę?
Żyła na jego skroni niebezpiecznie pulsowała, a dłoń nerwowo obracała różdżkę. W jego oczach wręcz płonął już zielony ogień wypełniając pomieszczenie, czekał tylko na to by móc ich w końcu wykończyć, by mnie w końcu osłabić.
-Nie muszę-przez zakupturzoną grupę przeszedł cichy odgłos śmiechu- ale tu wyraźnie widać działanie zaklęcia czyszczącego pamięć. Te puste ramki porozstawiane po całym domu wydały mi się podejrzane.Sprawdziłem to już i jestem pewien, że wykasowała im pamięć.
-Sprytne posunięcie. Myślała, że pojawimy się tu o wiele później i jej mugolscy starzy zdążą się wyprowadzić, ale się przeliczyła. Potrafisz cofnąć to zaklęcia?
-Cofnąć je może tylko ta osoba, która je rzuciła.
-Czyli nic od nich nie da rady wyciagnąć? Są nam całkowicie nieprzydatni?
-Tak.
-A myślałem, że będę miał okazję się pobawić, ale cóż...Avada Kedavra!
Strumień zielonego powietrza wypełnił w końcu pomieszczenie i ugodził w pierś mężczyzny, który upadł bezwładnie na zimną posadzkę kuchni, niczym marionetka, której ktoś poprzecinał sznurki. Kolejny zielony błysk, a obok ciała ojca opadło wiotkie ciało mamy....
-Już dobrze, spokojnie. Nie płacz mała. Ze mną jesteś bezpieczna.
Fred siedział przy łóżku Hermiony i przytulał ją do siebie, lekko gładząc jej włosy. Ciało dziewczyny dygotało, a po policzkach spływały łzy.
-Nie..ni..eee...oooni ich zabili...zabili moich ro..ro..rodziców..
Słowa dziewczyny przerywał przeciągły szloch.
-To tylko sen, zły sen.
-O tak wieee...eelu rzeczach nie..nie pomyślałam...
-Na pewno wszystko dopięłaś na ostatni guzik, nie martw się. Gdy przyjdzie taka potrzeba zadbam o twoich rodziców, są i będą bezpieczni.
Szloch ustał. Hermiona powoli zaczęła się uspokajać. Gdy w końcu wybudziła się ostatecznie, spojrzała na rudzielca, uśmiechając się.
-Co ty tu robisz? Podobno macie taki ruch w sklepie, że nie mogłeś się wyrwać.
-Nie ma rzeczy niemożliwych dla Freda Weasley'a, tym bardziej jeśli jego księżniczka go potrzebuje.
Cmoknął ją czule w policzek, a ona automatycznie się zarumieniła. Spojrzała na niego, a gdy ich spojrzenia się spotkały wydawało się, że w powietrzu przeskoczyły iskry. Dłoń chłopaka delikatnie przesuwała się od jej dłoni na policzek, przyjemnie drażniąc po drodze skórę szyi. Musnął jej dłoń, potem nadgastek, ramię, szyję, policzek, a na końcu usta. Ich wargi zapłonęły w namiętnym pocałunku. Całym ciałem przywarł do Hermiony, a jej dłoń zaczęła wędrówkę po jego ciele, gładząc i badając każdy milimetr skóry.
-Moody chce wyjaśnić nam szczegóły przenosin Harry'ego, macie zee-Tonks spojrzała na tarzającą się po podłodze parę, lekko chichocząc- macie zejść na dół...jak skończycie.
Wyszła z pokoju, ze śmiechem zamykając za sobą drzwi. Oni również zaczęli się śmiać. Fred pomogł wstać dziewczynie i zaplatając swoje dłonie, wyszli z pokoju.
********
Uff dokończony :D nie miałam przez długi czas pomysłu na ten rozdział, a gdy udało mi się coś w końcu wymyślić to miałam wyjazd i zostałam całkowicie odcięta od internetu. Jednak największą motywacją i głównym napędem mojej weny jesteście Wy! Każdy komentarz w pewien sposób przyczynia się do mojej twórczości za co wam z całego serduszka dziękuję :) Rozdział pozostawiam waszej ocenie, choć ja sama jestem z niego średnio zadowolona. Za to kolejny rozdział to będzie dosłownie odlot, także przygotujcie się na ,,ostrą jazdę" xD
PS By pojawił się kolejny rozdział musi być tutaj przynajmiej 8 komentarzy :)
PS2 Rozdział dodany z telefonu, więc mogłam gdzieś nie wyłapać literówek, za co z góry przepraszam;)