Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 28 - Koszmar

Dziwne, że w ciągu kilku minut można wyzbyć się wszystkich emocji. Łzy spływały po jej policzkach kaskadami, zostawiając na nich mokre wyżłobienia. Nie odczuwała nic poza wszechobecną pustką. Pustkę czuła w sercu, w głowie, w żołądku, gdzie ulubione naleśniki przygotowane przez mamę paliły trwającym bólem. Czuła, że sama staje się pustką zassaną w nicoś, jak gdyby była czarną dziurą pochłaniającą wszystko co dobre wokół siebie. Kupiła bilet i usiadła na peronie, czekając na pociąg. Nie chciała teleportować się zbyt blisko domu, bo Śmierciożercy mogliby coś jeszcze zwęszyć lub co gorsza-zabić mugoli, których jedynym przewinienie było to, że byli jej sąsiadami. Kilka głębszych wdechów. Serce powoli zaczęło się uspokajać, jednak nadal całe jej ciało lekko drżało. Głuchy łoskot oznaczający nadjeżdżający pociąg przepełnił powietrze. Z trudem zebrała się w sobie i wstała, wsiadając do pociągu. Usiadła w jednym z wolnych przedziałów. Nawet nie próbowała już powstrzymywać łez. Patrzyła tępo w przestrzeń za oknem, a łzy ponownie zaczęły żłobić na jej twarzy swoją trasę. Nagle drzwi od przedziału otwarły się i stanął w nich chłopak ubrany w niebieską koszule w kratę i ciemne jeansy. Wydał jej się strasznie znajomy. Te czekoladowe oczy, które przyglądały jej się właśnie z ogromnym skupieniem, sprawiły, że speszyła się lekko.
  -Cześć Hermiono!
Obdarzył ją promiennym uśmiechem, a w przedziale nagle zrobiło się jakby jaśniej. Była pewna, że jest w nim coś niezwykłego, jakaś tajemniczości, a może dzikość? Czarne włosy lśniące w słońcu, ten wyraz twarzy...miał w sobie coś z
wilka! Tak!
  -Cześć..yyy..przepraszam, ale nie kojarze twojego imienia.
  -Jestem Matthew, jednak wszyscy mówią na mnie Matt, ale ciebie pewnie dziwi skąd znam twoje imię?
Skinęła głową, a chłopak usiadł na siedzeniu na przeciwko niej. Czekoladowe  spojrzenie sunęło po jej twarzy, paląc bardziej niż świeżo otarte łzy. Uśmiechnął się tajemniczo i w końcu odezwał.
  -Chodziliśmy razem do przedszkola zanim się przeprowadziliście. Zapamiętałem twoją burzę loków.
Roześmiał się, a Hermiona razem z nim. Atmosfera rozluźniła się, Matt idealnie trafiał w poczucie humoru dziewczyny. Gdy zaczął ją łaskotać poczuła jak różdżka wysuwa jej się z kieszeni, szybkim ruchem wsunęła ją spowrotem.
  -Nie wierzę, że można nosić różdżkę w kieszeni. To przecież cholernie niewygodne.
  -Ty...ty jesteś czarodziejem?!
  -Niespodzianka!-roześmiał się i wyciągnął swoją różdżkę, wykonał nią kilka skomplikowanych gestów po czym przed gryfonką stanął duży, szary wilk. Oparł pysk na kolanach Hermiony i spojrzał jej w oczy. Zawył wesoło po czym ponownie zmienił się w człowieka.
  -Miło było cię znowu spotkać Hermiono- pocałował ją w dłoń-i mam nadzieję, że nie jest to ostatnie nasze spotkanie.
Zaniemówiła, a gdy w końcu chciała coś odpowiedzieć, chłopaka już nie było. Dwie stacje później wysiadła i teleportowała się na wzgórze w pobliżu Nory.
*******W tym samym czasie******

  -Znalazłem ją!
Męski, ciepły głos wypełnił hol ponurego pomieszczenia o brudnych, ciemnych ścianach
  -Gdzie?
Drugi głos, bardziej ochrypły i zimny dobiegał ze szczytu schodów. Czarna peleryna ledwie rysowała kształt postaci na tle równie czarnych ścian.
-W pociągu. Miała przy sobie kufer podróżny, wysiadała na Down Street.
  -Wspaniale! Trzeba odwiedzić rodzinkę pani wszystko-wiem Granger.
Okropny, gardłowy śmiech poniósł się echem wibrując w powietrzu.

****
W kuchni panował chaos. Po podłodze walały się porozrzucane sztućce, kawałki szkła. Pośrodku pomieszczenia leżał wywrócony stół, a przy nim połamane krzesła. Krzyk wypełnił pomieszczenie. Przeniosłam wzrok i w rogu kuchni ujrzałam dwie, skulone postacie. Serce mi się ścisnęło. Poczułam jak zimny pot oblewa moje ciało. Chciałam coś zrobić, ratować ich, ale nie mogłam nawet drgnąć. Zaczęłam krzyczeć, ale oni zdawali się mnie nie słyszeć. Zaprzestałam dalszych prób i czując gorące łzy spływające po policzkach obserwowałam przebieg wydarzeń. Grupa zakapturzonych postaci wtargnęła do pomieszczenia. Czarne peleryny trzepotały przy każdym ruchu niczym skrzydła nietoperza. Śmierciożercy.
  -Gdzie ona jest? Gdzie ta szlamowata suka?!
Czerwone iskierki wystrzeliły w powietrze kilka centymetrów przed twarzą przerażonego mężczyzny. Jęknął cicho i przyciągnął łkającą żonę jeszcze mocniej do siebie, jakby jego uścisk miał zapewnić jej pełne bezpieczeństwo.
  -Ja..ja nie wiem o kim pan mówi! My..my..my nie mamy dzieci, jesteśmy właśnie w trakcie przeprowadzki. Proszę..błagam..zostawcie nas w spokoju..
Samotna łza spłynęła po jego policzku, lądując miękko na włosach kobiety. Oprawca zaśmiał się z pogardą i skierował różdżke na mamę. Zaczęłam krzyczeć i miotać się w miejscu, ale nic nie mogłam zrobić. Przeraźliwy krzyk przeciął powietrze, gdy grymas bólu wykrzywił twarz kobiety. Pod jej aksamitną skórą pojawił się zarys napiętych mięśni.
  -Mów, gdzie jest ta suka, albo zabije ją! Wybieraj- życie żony czy fałszywej córeczki, która swoim zachowaniem naraża życie swojej rodziny?!
  -Przysięgam..my..my nie mamy dzieci!
Jego dłoń bezwiednie gładziła twarz nieprzytomnej kobiety z taką czułością, jakby dotykał najcenniejszego materiału świata, bojąc się, ze w każdej chwili może go zabrudzić lub uszkodzić. Mężczyzna podniósł różdżkę i tym razem skierował ją w stronę taty.
  -Łżesz!
Nim zdążył wypowiedzieć zaklęcie z końca pomieszczenia odezwał się ktoś, kogo wcześniej nikt zdawał się nie zauważyć. Byłam pewna, że znam skądś ten głos, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd.
  -On nie kłamie. Naprawdę nie wie o kim mówimy, spójrz.
Wynurzył się z cienia w którym do tej pory się ukrywał i podszedł do Śmierciożercy. Wyciagnął rękę w której trzymał...ramkę ze zdjęciami.
  -Co to zdjęcie ma niby udowadniać? Chcesz zrobić ze mnie idiotę?
Żyła na jego skroni niebezpiecznie pulsowała, a dłoń nerwowo obracała różdżkę. W jego oczach wręcz płonął już zielony ogień wypełniając pomieszczenie, czekał tylko na to by móc ich w końcu wykończyć, by mnie w końcu osłabić.
-Nie muszę-przez zakupturzoną grupę przeszedł cichy odgłos śmiechu- ale tu wyraźnie widać działanie zaklęcia czyszczącego pamięć. Te puste ramki porozstawiane po całym domu wydały mi się podejrzane.Sprawdziłem to już i jestem pewien, że wykasowała im pamięć.
  -Sprytne posunięcie. Myślała, że pojawimy się tu o wiele później i jej mugolscy starzy zdążą się wyprowadzić, ale się przeliczyła. Potrafisz cofnąć to zaklęcia?
  -Cofnąć je może tylko ta osoba, która je rzuciła.
  -Czyli nic od nich nie da rady wyciagnąć? Są nam całkowicie nieprzydatni?
  -Tak.
  -A myślałem, że będę miał okazję się pobawić, ale cóż...Avada Kedavra!
Strumień zielonego powietrza wypełnił w końcu pomieszczenie i ugodził w pierś mężczyzny, który upadł bezwładnie na zimną posadzkę kuchni, niczym marionetka, której ktoś poprzecinał sznurki. Kolejny zielony błysk, a obok ciała ojca opadło wiotkie ciało mamy....
  -Już dobrze, spokojnie. Nie płacz mała. Ze mną jesteś bezpieczna.
Fred siedział przy łóżku Hermiony i przytulał ją do siebie, lekko gładząc jej włosy. Ciało dziewczyny dygotało, a po policzkach spływały łzy.
  -Nie..ni..eee...oooni ich zabili...zabili moich ro..ro..rodziców..
Słowa dziewczyny przerywał przeciągły szloch.
  -To tylko sen, zły sen.
  -O tak wieee...eelu rzeczach nie..nie pomyślałam...
  -Na pewno wszystko dopięłaś na ostatni guzik, nie martw się. Gdy przyjdzie taka potrzeba zadbam o twoich rodziców, są i będą bezpieczni.
Szloch ustał. Hermiona powoli zaczęła się uspokajać. Gdy w końcu wybudziła się ostatecznie, spojrzała na rudzielca, uśmiechając się.
  -Co ty tu robisz? Podobno macie taki ruch w sklepie, że nie mogłeś się wyrwać.
  -Nie ma rzeczy niemożliwych dla Freda Weasley'a, tym bardziej jeśli jego księżniczka go potrzebuje.
Cmoknął ją czule w policzek, a ona automatycznie się zarumieniła. Spojrzała na niego, a gdy ich spojrzenia się spotkały wydawało się, że w powietrzu przeskoczyły iskry. Dłoń chłopaka delikatnie przesuwała się od jej dłoni na policzek, przyjemnie drażniąc po drodze skórę szyi. Musnął jej dłoń, potem nadgastek, ramię, szyję, policzek, a na końcu usta. Ich wargi zapłonęły w namiętnym pocałunku. Całym ciałem przywarł do Hermiony, a jej dłoń zaczęła wędrówkę po jego ciele, gładząc i badając każdy milimetr skóry.
  -Moody chce wyjaśnić nam szczegóły przenosin Harry'ego, macie zee-Tonks spojrzała na tarzającą się po podłodze parę, lekko chichocząc- macie zejść na dół...jak skończycie.
Wyszła z pokoju, ze śmiechem zamykając za sobą drzwi. Oni również zaczęli się śmiać. Fred pomogł wstać dziewczynie i zaplatając swoje dłonie, wyszli z pokoju.

********
Uff dokończony :D nie miałam przez długi czas pomysłu na ten rozdział, a gdy udało mi się coś w końcu wymyślić to miałam wyjazd i zostałam całkowicie odcięta od internetu. Jednak największą motywacją i głównym napędem mojej weny jesteście Wy! Każdy komentarz w pewien sposób przyczynia się do mojej twórczości za co wam z całego serduszka dziękuję :) Rozdział pozostawiam waszej ocenie, choć ja sama jestem z niego średnio zadowolona. Za to kolejny rozdział to będzie dosłownie odlot, także przygotujcie się na ,,ostrą jazdę" xD

PS By pojawił się kolejny rozdział musi być tutaj przynajmiej 8 komentarzy :)

PS2 Rozdział dodany z telefonu, więc mogłam gdzieś nie wyłapać literówek, za co z góry przepraszam;)

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 27- Zapomnieć...



Przed rozpoczęciem czytania- włącz:








Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło:zwyczaje, święta rodzinne i dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu. A co zrobić kiedy powrót staje się nie istniejącą już opcją, kiedy zamykając za sobą drzwi-nie jesteśmy pewni czy nie jest to ostatni raz, gdy zamykają się one za nami?
Schody przyjemnie zaskrzypiały grając melodie dzieciństwa, gdy przeskakując po dwa stopnie, mała dziewczynka z burzą loków  wspinała się po nich, by zabrać ze strychu swoje za małe już ubrania i odstroić w nie lalki. Otwarła klapę, a powietrze przesiąknięte kurzem podrażniło jej nos. Kichnęła. Kolejne obłoczki kurzu wzbiły się w powietrze, tańcząc w strumieniach światła padającego z okna. Rozłożyła stary, zasłużony dywan, który w latach swojej świetności był ozdobą sypialni rodziców. Koło dywanu ustawiła kilka pudeł. Usiadła. Przejechała dłonią po wieku pudła, jakby obawiając się, że jego otwarcie sprawi, że magia w nim zamknięta bezpowrotnie uleci. Stanowcze pociągnięcie. Pudło bez żadnego oporu otwarła się, ukazując, całą swoją tajemnicę. Hermiona wyciągnęła dłoń i ostrożnie zanurzyła ją w kartonie. Przyjemny dreszcz emocji przeszedł przez jej ciało. Trzymała w dłoni zdjęcie trójki dumnych, roześmianych dzieciaków. Wtedy jeszcze nie wiedzieli przed jak trudnym zadaniem przyjdzie im stanąć, nie rozumieli powagi sytuacji, byli szczęśliwi, że udało im się pokonać zło, im-trójce małolatów. Jednak to był dopiero początek, trening przed tym co miało nadejść. Zanurzyła dłoń ponownie. Wyciągnęła mały, skórzany album. Otworzyła go.
Z pierwszej strony machał do niej chłopiec z zmierzwionymi, czarnymi włosami i blizną na czole. Chłopiec, który przeżył. Harry Potter. Dziecko, któremu odebrano dzieciństwo w tak brutalny i bestialski sposób. Tak wiele od niego wymagano, a nie zapewniono mu nawet minimum tego, czego tak bardzo potrzebował-miłości. Chłopiec, a raczej teraz już mężczyzna, który przeżył by stawić czoło złu, by raz po raz stawać oko w oko ze śmiercią- swoją i swoich najbliższych. Niesie na swoich barkach całą nadzieję świata magii i odpowiedzialność za życie miliardów ludzi. Pozornie szczęśliwy,uśmiechnięty, a może tak naprawdę tylko stara się ukryć, jak bardzo się boi? Przewróciła kartkę.



Ruda czupryna kontrastująca z nienaturalnie bladą twarzą, przyciąga wzrok, jednak bardziej zadziwiającym faktem jest to, że chłopiec wymiotuje...ślimakami, do trzymanego na kolanach wiaderka. Zawsze czuł się gorszy. Na początku jako kolejny syn, który zniweczył marzenia matki o wymarzonej córeczce, a potem ubogi przyjaciel znanego Harry'ego Potter'a. Zwykły chłopak bez żadnych wyjątkowych zdolności. Pozornie słabe ogniwo, pozornie. Nauczony ciepła rodzinnego i wygody, często marudny....a może po prostu i on chciał by chociaż raz zwrócono na niego uwagę, by i jego ktoś docenił? Kolejna strona.








Dziewczynka z burzą loków zacięcie z pasją równą najznakomitszemu wirtuozowi wertowała stos leżących przed nią książek. Mała, zrozumiała kujonka, a tak naprawdę dziewczynka, która za wszelką cenę chciała pokazać, że pochodzenie nie czyni jej gorszą. Gotowa do wszelakich poświęceń dla swoich przyjaciół i świata magii, swojego świata. W ciągu tych kilku lat przeszła ogromną metamorfozę, oczywiście na plus. Z małej, przemądrzałej dziewczynki wyrosła prawdziwa, wojownicza kobieta. Ale czy na pewno jest taką jaką gra, niedostępna i upartą czy może najzwyczajniej boi się pokochać? Następna fotografia.



Rudowłosa dziewczyna z ogromną radością podąża wzrokiem za patronusem, którego udało jej się wyczarować, a srebrzysty koń galopuje przed siebie. Silna, stanowcza- już wtedy wiedziała czego chce od życia. Życie z szóstka braci zahartowało ją i nauczyło, że w życiu trzeba walczyć o swoje. Przez lata skrywała uczucia, a gdy w końcu zaczęło jej się układać, znów wszystko się posypało. Odważna i pewna siebie, a może po prostu boi się pokazać, że ją też można zranić? Dalej.

 Następne zdjęcie mocno przykuwa wzrok. Jasne blond włosy i dziwne, żółte okulary sprawiają, że  posta wydaję się od razu specyficzną osobą. Zamyślony, nieobecny wzrok, jakby ciągle przebywała poza przyziemnym światem, w swoim własnym królestwie. Pomyluna, czy może zwykła dziewczyna próbująca uciec od przytłaczającej rzeczywistości? Przewróciła kartkę.
 Zaśmiała się. Zawsze to zdjęcie wydawało jej się zabawne. Brązowowłosy chłopak stojący na pomoście, a na jego twarzy maluje się wyraz przerażenia, usta poruszają się niemo układając w słowa ,,Zabiłem Pottera!". Zapominalski, pulchny chłopak, któremu nigdy nic nie wychodzi; a przecież to on mógł być wybrańcem, to w jego dłoniach mógł leżeć los całego świata magii. Nikt nie wie ile wycierpiał, a Voldemort również pozostawił na jego życiu swoje piętno. Czy podołałby wyzwaniu, odnalazłby w sobie wystarczającą siłę i wolę walki? Następna fotografia.

Hermiona przejechała dłonią po fotografii. Dwójka rudych postaci w włosach sięgających ramion buja się w rytm muzyki, udając że tańczy. Uśmiechy na ich twarzach zwiastują, że coś zapewne przeskrobali.Zawsze uśmiechnięci, radośni i pełni energii, czasami wręcz nie do zniesienia. W każdej sytuacji potrafiący rozluźnić atmosferę. Ich smykałka do interesów jest równie niesłychana jak poczucie humoru. Tylko jakie uczucia tak naprawdę ukrywają się pod pozorną maską radości i czy aby takie podejście do wojny sprawdzi się w ich przypadku? Nie chciała nawet myśleć o tym co może się stać. Przerzuciła stronę.

Pośrodku małej i przytulnej kuchni stoi kobieta. Rude włosy okalają jej twarz, na której gości matczyny uśmiech, jakby chciała zbawić nim cały świat, uczynić go lekarstwem na całe zło. Kobieta tak silna, oddana w całości rodzinie. Zawsze zamartwiająca się o wszystko i wszystkich. Straciła wiele, ale nigdy o tym nie wspomniała. Całym jej światem był dom i dzieci.Tylko czy ktoś kiedyś zastanawiał się co czuje za każdym razem, gdy któreś z jej dzieci przeciwstawia się Voldemortowi?








Mężczyzna z blizną na twarzy stoi oparty o futrynę. Na jego przedwcześnie postarzałej twarzy gości półuśmiech. Inteligentny, dzielny i...tak bardzo samotny. Z czwórki przyjaciół- Huncwotów, pozostał sam. Tracąc Jamesa jednocześnie utracił Syriusza. Przez wiele lat musiał żyć w świadomości, że człowiek mu tak bliski, zdradził i zgodził się jednocześnie na śmierć przyjaciela. A później równie nagle odzyskał go, odzyskał Syriusza, tylko po to by móc go znów utracić. Nikt nie zastanawiał się jak wiele wycierpiał i ile strat w swoim życiu poniósł. Sentencję wypowiadane przez niego wiele razy podnosiły na duchu i dodały skrzydeł. Jego życie było nieustannie walką, oddał się w całości walce ruchu oporu ,,Zakonu Feniksa". A co właściwie w życiu otrzymał, co dla siebie kiedykolwiek zrobił?

Ostatnia strona. Przystojny mężczyzna z czarnymi włosami opadającymi na ramiona. Człowiek, który w życiu utracił wszystko-poczynając na przyjacielu, a kończąc na wolności, której nigdy nie było mu już dane odzyskać. Chciał zapewnić Harry'emu wszystko, a nie mógł dla niego tak naprawdę nic zrobić.Zginął tak jak pragnął-w walce. Jak potoczyłyby się jego losy, gdyby Voldemort nie zabił Jamesa, jakie byłoby jego życie bez tego piętna?


Zamknęła album, a w oczach zaszkliły jej się łzy. Mimowolnie jej dłoń ponownie powędrowała do pudła. Poczuła ukłucie i pulsujący ból w serdecznym palcu prawej dłoni. Tym razem ostrożniej sięgnęła po ,,winowajce",którym okazała się przypinka z napisem ,,GŁOSUJ NA CEDRIKA DIGGORY'EGO I POTTER CUCHNIE".


Cedrik...jedna z tysięcy przypadkowych ofiar Czarnego Pana. Wyraz twarzy jego ojca, gdy ujrzał martwe ciało syna, był nie do zniesienia. Na wspomnienie tej sytuacji łzy same napłynęły jej do oczu- miał tylko jego, a teraz został już sam z pustką wypaloną żalem w sercu. Inteligentny, odważny chłopak, a jednak tak samo kruchy jak każde istnienie, jak marionetka, której linki w każdym momencie mogą się zerwać. Nie była pewna czy chcę dalej przeglądać pudło. Zbyt wiele było w nim wspomnień, za dużo emocji na jeden moment. Przyciągnęła drugie pudło przed siebie. Otwierając je poczuła upajający zapach pergaminu. Dłonią pogładziła pierwszy ze stosów książek znajdujących się w pojemniku. Wyciągała jedną po drugiej delektując się kruchością stron i pięknem okładek. Zachowywała się jak narkoman, który zdobył właśnie swoją działkę. Jak w amoku wertowała książkę po książce i stronę po stronie. W pudle tym znajdowały się wszystkie książki, które były ich podręcznikami w Hogwarcie od kiedy pojawili się w nim pierwszy raz, a także kilka prywatnych zbiorów dziewczyny. Dzieliła je wszystkie na dwa stosy-jeden z lekturami, które im się przydadzą i drugi z tymi, których będzie musiała się pozbyć podczas zacierania dowodów swojego istnienia. Przyjemny dreszcz wzdrygnął jej ciałem, gdy rudy kocur otarł się o jej plecy, mrucząc przeciągle jakby od niechcenia. Spojrzała na zwierzaka i podrapała go za uchem, na co odpowiedział przytulając głowę do jej dłoni.
  -I co ja mam z tobą zrobić Futrzasty?
Kot zdawał się rozumieć każde jej słowo i patrząc jej z wyrzutem w oczy, ostentacyjnie zwinął się w kłębek na jej kolanach. Nie była pewna czy zostawienie Krzywołapa z rodzicami, którzy nie będą go pamiętać jest dobrym pomysłem, więc po dłuższych przemyśleniach postanowiła zabrać go ze sobą i zostawić pod opieką Ginny i pani Weasley. W pomieszczeniu zaczynało się ściemniać, co oznaczało że na dworze zapadał już zmrok. Mniejszy stos książek wrócił ponownie do pudełka za to większy został elegancko ustawiony na dywanie. Wiedziała, że musi wyrobić się z pakowaniem zanim to zrobi,dlatego otworzyła jedną z książek na stronie 307 i położyła przed sobą małą, wyszywaną koralikami torebkę. Na jej twarzy rysowało się pełne skupienie, kiedy wykonywała różdżką skomplikowane ruchy i szeptała coś pod nosem. 
  -Wingardium leviosa!
Książki kierowane płynnymi ruchami nadgarstka Gryfonki wleciały do torebki i o dziwo wszystkie się w niej zmieściły. Zabrała torebkę i zeszła do swojego pokoju, gdzie na łóżku leżał ogromny stos schludnie złożonych ubrań. Spotkał je taki sam los jak książki. Zastanawiała się, co powinna jeszcze zabrać. Otwarła szufladę komody i wyciągnęła z niej duży, oprawiony aksamitnym czerwonym materiałem album w którym od lat gromadziła zdjęcia z wypadów z rodzicami. Dwa wartkie potoki łez spływały po policzkach dziewczyny. Nie mogła już nad tym zapanować, więc pozwoliła łzą płynąć bez żadnego oporu. Lekko drżącymi dłońmi włożyła album do torebki nie przeglądając go uprzednio. Wewnątrz bała się, że poprzez napływ wspomnień może się jeszcze rozmyślić. Jednak te wspomnienia należały wyłącznie do niej, nauczyła się bowiem przez te lata, że pewne rzeczy należy zachować dla siebie. Bez względu na to ile siły woli to kosztuje. Opadła bezwładnie na łóżko zastanawiając się czy wszystko spakowała, kiedy chciwe ramiona Morfeusza pochłonęły ją w ciemność.
Przeciągnęła się leniwie, kiedy delikatne promienie porannego słońca wkradły się pod jej powieki. Delektowała się tą chwilą, jakby budziła się po raz pierwszy, a jednocześnie ostatni. Zderzenie z rzeczywistością było niczym siarczysty policzek. Rozejrzała się po swoim pokoju, czując, jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. A więc nadeszła chwila w której opuści to miejsce, opuści swój dom. Jedyne miejsce do którego zawsze chciała wracać, wracać by znów poczuć się bezpieczną, ukrytą przed złem całego świata. Czuła jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi i jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu. Spakowany kufer stał przy łóżku, a rzeczy osobiste których ze sobą nie zabierała- ukryła na strychu przy pomocy zaklęć zwodzących. Palące ciepło zamknięte pod powiekami...nie mogła się rozkleić, nie teraz. Każdy kolejny stopień zbliżający ją do kuchni, do ich obecności-zdawał się być jak rozżarzone węgielki, po których ktoś nakazał jej stąpać. Rytmiczny śmiech ojca dobiegający z kuchni sprawił, że poczuła w sercu jeszcze większą pustkę. Musisz ich chronić Hermiono, bądź silna. Dasz radę! Weszła do pomieszczenia pewnym krokiem z przyklejonym uśmiechem na ustach.
   -O nasza Śpiąca Królewna postanowiła jednak dzisiaj jeszcze wstać, zanim prześpi cały dzień?
Promienny uśmiech mężczyzna wypełnił pomieszczenie, jakby rozświetlając je swoim blaskiem. Nie mogła się powstrzymać, podbiegła do niego i przytuliła, starając się przelać tym uściskiem całą swoją miłość w jego ciało. Ojciec odwzajemnił uścisk, chodź na jego twarzy pojawiło się lekkie zdziwienie wylewnością uczuć córki.
  -Czyżby dzień ojca w tym roku był w późniejszym terminie?
Kobieta lekko chichotała widząc minę męża, jednak w jej oczach odbijał się cały ogrom matczynych uczuć. Hermiona pocałowała pana Granger'a w policzek i przylgnęła do matki, która dalej roześmiana objęła ją ramieniem. Wytrzymasz..dasz radę, pamiętaj...to dla ich dobra, musisz ich ochronić Hermiono! Bądź dzielna! Mama również została obdarzona buziakiem w policzek.
  -Teraz to przestraszyłem się nie na żarty, czegoś potrzebujesz i do czegoś zapewne niezbyt taniego, co?
  -Oj tato! To już nie można najzwyczajniej w świecie pokazać swoim rodzicom, że się ich kocha?
  -My też cię kochamy skarbie.
Słowa kobiety jakby zawisły w powietrzu, przecinając serce Hermiony milionem maleńkich ostrzy. Uśmiechnęła się tylko próbując przełknąć gule, która powstała w jej gardle. Zjadła śniadanie śmiejąc się i żartując z rodzicami. Takich ich właśnie chciała zapamiętać, nawet jeśli oni nie zapamiętają jej. Wróciła na górę podczas gdy państwo Granger rozsiedli się przed TV. Serce tłukło jej się w piersi jak opętane, jakby wyczuwało, że za chwilę straci wszystko co kocha. Kufer bezszelestnie wylądował przy drzwiach, a Krzywołap niecierpliwiąc się- siedział na kufrze. Kilka głębszych wdechów. Stanęła za kanapą, drżąc i bojąc się, że jej serce bije tak głośno, że mogą w każdej chwili obrócić się w jej stronę zdziwieni tym dudnieniem, a nie dałaby rady spojrzeć im w twarz, nie mogłaby wtedy już nic zrobić. Stopniałaby jak lód pod kochającym rodzicielskim spojrzeniem. Różdżka płynnie rozcięła powietrze.
  -Oblivate!Samotna łza popłynęła po jej policzku, a w głowie rozbrzmiewały jej te krótkie słowa..Australia...nie chcemy dzieci. Fotografie na półkach poruszyły się, a roześmiana twarz brunetki z burzą loków zaczęła się rozmywać, aż całkiem zniknęła. Ból rozrywał jej klatkę piersiową ale nie zwracała na to uwagi. Zginęła. Przepadła. Nie ma jej. Hermiona Granger nie istnieje już w mugolskim świecie. Wyciągnęła kufer przed dom i założyła smycz Krzywołapa na nadgarstek. A więc stało się. Złapała za klamkę i powoli zaczęła zamykać drzwi... ja tu jeszcze wrócę, nie dam się pokonać...lekko uchylone drzwi poruszały się w rytm letniego, ciepłego wiatru. Machnęła różdżką i życie w jej domu, a raczej domu państwa Willkins wróciło do ,,normy". Ruszyła przed siebie, wlokąc kufer, któremu wyczarowała kółka. Pociąg miała za pół godziny, więc spokojnym krokiem, równając tępo ze spadającymi łzami ruszyła w stronę dworca.Cofając się pamięcią do chwili, kiedy się to zaczęło, ponieważ wspomnienia to jedyne, co jej teraz postało.







*****
Rozdział w sumie już dawno był gotowy, ale nie było 8 komentarzy niestety, więc zwlekałam ;__: mam ostatnio lekkiego doła, więc postanowiłam zrobić taki bardziej melancholijny rozdział. Mam nadzieje, że wam się spodoba i czekam na wasze opinię :)