- Na gacie Merlina! Wyglądasz nieziemsko w tej kiecce!
Ginny przyglądała się z zachwytem Hermionie, która w białej, koronkowej sukience prezentowała się naprawdę olśniewająco. Ruda jako świadkowa była odpowiedzialna za wiele spraw związanych ze ślubem, dlatego ostatnimi czasy była bardzo częstym gościem w domu Granger, jednak od powrotu Freda czuła się tu bardzo nieswojo. Do tej pory nie miała przed brunetką żadnych sekretów, a teraz musiała ukrywać najważniejszą dla niej wiadomość - o tym, że miłość jej życia żyje.
- Gin, wszystko w porządku? Jesteś dziś jakaś inna, dziwnie milcząca, to do ciebie nie podobne! Zwykle usta ci się nie zamykają.
- Coo? A tttak...bo przypomniałam sobie, że miałam załatwić pewną sprawę, a całkiem mi to wyleciało z głowy! Muszę lecieć, poradzisz sobie dziś sama?
- Tak, tak jak musisz to leć.
- Będziesz najpiękniejszą panną młodą!
Cmoknęła Mionę w policzek i podeszła do drzwi, ale w ostatniej chwili obróciła się na pięcie i ponownie podeszła do dziewczyny.
- Mogę zadać ci jedno pytanie?
- Tak, jasne. Pytaj o co chcesz.
- Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że Fred żyje?
- Gin! To nie jest śmieszne! Pogodziłam się z tym, że on nie żyje! Nie wiesz jak to boli...jak bardzo chciałabym, żeby to on stał obok mnie na ślubnym kobiercu..ale on nie żyje..a Matt wyciągnął mnie z tej emocjonalnej huśtawki, postawił na nogi i pozwolił na nowo sobie przypomnieć ile radości do życia wnosi miłość..pytasz co bym zrobiła gdyby, tak? Teraz nie wiem co bym zrobiła. Minęły prawie cztery lata, Fred był miłością mojego życia, ale Matt nie jest mi obojętny, wychodzę za niego bo również go kocham...kocham go całą tą połowa serca, której nie zajmuje Freddie, rozumiesz? I jeszcze prawdopodobnie...a zresztą nieważne.
Ginny przyglądała się z zachwytem Hermionie, która w białej, koronkowej sukience prezentowała się naprawdę olśniewająco. Ruda jako świadkowa była odpowiedzialna za wiele spraw związanych ze ślubem, dlatego ostatnimi czasy była bardzo częstym gościem w domu Granger, jednak od powrotu Freda czuła się tu bardzo nieswojo. Do tej pory nie miała przed brunetką żadnych sekretów, a teraz musiała ukrywać najważniejszą dla niej wiadomość - o tym, że miłość jej życia żyje.
- Gin, wszystko w porządku? Jesteś dziś jakaś inna, dziwnie milcząca, to do ciebie nie podobne! Zwykle usta ci się nie zamykają.
- Coo? A tttak...bo przypomniałam sobie, że miałam załatwić pewną sprawę, a całkiem mi to wyleciało z głowy! Muszę lecieć, poradzisz sobie dziś sama?
- Tak, tak jak musisz to leć.
- Będziesz najpiękniejszą panną młodą!
Cmoknęła Mionę w policzek i podeszła do drzwi, ale w ostatniej chwili obróciła się na pięcie i ponownie podeszła do dziewczyny.
- Mogę zadać ci jedno pytanie?
- Tak, jasne. Pytaj o co chcesz.
- Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że Fred żyje?
- Gin! To nie jest śmieszne! Pogodziłam się z tym, że on nie żyje! Nie wiesz jak to boli...jak bardzo chciałabym, żeby to on stał obok mnie na ślubnym kobiercu..ale on nie żyje..a Matt wyciągnął mnie z tej emocjonalnej huśtawki, postawił na nogi i pozwolił na nowo sobie przypomnieć ile radości do życia wnosi miłość..pytasz co bym zrobiła gdyby, tak? Teraz nie wiem co bym zrobiła. Minęły prawie cztery lata, Fred był miłością mojego życia, ale Matt nie jest mi obojętny, wychodzę za niego bo również go kocham...kocham go całą tą połowa serca, której nie zajmuje Freddie, rozumiesz? I jeszcze prawdopodobnie...a zresztą nieważne.
- Mów, o co chodzi?
- Nie wiem...ostatnio źle się czułam..te zawroty głowy..mdłości..ja..chyba jestem w ciąży Gin..
- CO? - ruda szybko się ogarnęła i starała zapanować nad drżeniem głosu by nie wzbudzić podejrzeń przyjaciółki. - Jesteś pewna? Robiłaś test? Byłaś w Świętym Mungu?
- Nie, jeszcze nie. Mam teraz za dużo spraw do załatwiania ...ze ślubem...weselem...i nie wiem czy jestem już gotowa na zostanie matką..ale te mdłości..zawroty głowy..nie mogę tego tłumaczyć tylko stresem..jeśli jestem w ciąży to wolę na razie o tym nie wiedzieć...
- Musisz jak najszybciej zrobić test! Mionka to nie przelewki, jeśli jesteś w ciąży musisz zwolnić i.. - dziewczyna przerwała jej:
- Z tego co pamiętam to spieszyło ci się..idź już,proszę..
Ginny spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę, ale wiedziała że Hermiona nie żartuje, więc posłusznie wyszła. Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za rudowłosą, Granger rzuciła się na łóżko, jednak sukienka ślubna nie jest najlepszym ubraniem do leżenia, więc szybko wyplątała się z niej i w samej bieliźnie ponownie się położyła. Kilka łez spłynęło po jej delikatnej, drobnej twarzy. Przejechała dłonią po brzuchu. Nie chcę mieć dzieci...jedyna osoba z którą pragnęłam je mieć to Fred..żadnych dzieci..to tylko stres...to na pewno tylko stres..ja nie jestem jeszcze na to gotowa...Sięgnęła dłonią do szuflady szafki nocnej i wyciągnęła z niej małe drewniane pudełeczko, którego wieko pokrywały jakieś wypalone zdobienia przypominające kwiaty. Otworzyła je. Znajdowały się w niej jakieś zwitki papieru, a dokładniej wszystkie listy i liściki od Freda. Ostatnimi czasy stało się to jej tradycją. Zawsze, gdy miała gorsze dni wyciągała jakiś list i czytając go śmiała się i płakała naprzemiennie. Nic nigdy nie poprawiało jej nastroju tak jak żarty Freda, nawet jeśli były to żarty, spisane na pergaminie, a nie wypowiedziane przez niego to bawiły tak samo.Zaczęła czytać jeden po drugim, a łzy zdobiły białą pościel coraz większymi kałużami.Serce wpadło w galop uderzając z wielką siłą i prędkością o żebra, jakby chciało się wyrwać z kruchej piersi kobiety....Jako Twój Anioł Stróż będę miał zapewne ręce pełne roboty, ale
cóż - jestem gotów zrobić wszystko by być blisko Ciebie, nawet po śmierci.
Możesz być pewna, że duchowo cały czas będę przy Tobie..Ten list wywoływał zbyt wiele bólu, odrzuciła go na bok i sięgnęła po następny. Był to mały już lekko pożółknięty kawałek pergaminu, widać było że pisany był na szybko. Jeden z tych beztroskich liścików, które wysyłają sobie zakochani, gdy na ich ramionach nie spoczywa ciężar ratowania świata. To właśnie był jeden z nich. Bardzo go lubiła. Fred podesłał go jej przed SUM-ami...teraz zdawało jej się, że było to całe wieki temu. Rozwinęła go.
Moja wspaniała pani doktor!
Myślę, że
lepiej będzie, gdy nie będę rozpraszał Twojej uwagi od nauki. Było by to
bardzo niebezpieczne dla Twoich ocen, a tego nie chcę. Masz całe dwa
tygodnie wkuwania, które ja poświecę na udoskonalenie naszych
wynalazków. Mój braciszek czuję się zazdrosny, więc rozumiesz muszę dać
mu też trochę swojej ,,miłości" ,chociaż w pełni należy ona do Ciebie,
ale niech się cieszy w końcu to moja druga część. Nie będziemy mieli
raczej zbyt wiele okazji żeby się zobaczyć do czasu egzaminów, dlatego
przesyłam Ci masę buziaków i przytulam Cię x100.
Fred
Chciałaby znów być w Hogwarcie, beztrosko spacerować po błoniach trzymając silną dłoń Freda w swojej drobnej dłoni. Czuć się taka bezpieczna w jego ramionach. Upłynęło już kilka lat, a jej miłość zamiast gasnąć rosła w siłę. Miłość, a może tęsknota... Sama już nie mogła odnaleźć się w swoich uczuciach. Im bliżej ślubu było tym mniej była pewna czy tego chcę...ale kiedyś przecież trzeba ułożyć sobie życie...cuda się nie zdarzają, Fred nigdy już nie pojawi się u jej boku. Zegar wybił piętnastą. Hermiona usiadła na brzegu łóżka i schowała pudełeczko do szuflady. Matt lada chwila wróci z pracy, więc zaczęła się ogarniać. Nie chciała, żeby znowu widział ją w takim stanie. Nie chciała go ranić, a za każdym razem, gdy widział jak wspomina Freda, widziała w jego oczach ból i zazdrość. Znała Matta już trochę czasu. Gdy się spotkali ponownie, już po wojnie była w totalnej rozsypce, a on podjął się tego wyzwania i złożył ją w jedną całość i na nowo wlał w nią chęci do życia. Była mu za to wdzięczna, ale to nie wdzięczność skłoniła ją do tego by się z nim związać, a jego nieustępliwość, walka o nią i o jej szczęście. Kupił tym jej serce w 100%..a dokładniej w 50%, bo pozostałe 50% nadal zajmował Freddie. Usłyszała ciche puknięcie drzwi wejściowych. Narzuciła szlafrok i zbiegła na dół.***
- Jest gorzej niż myślałam.... - Ginny nerwowo chodziła po pokoju nawijając włosy na palec, a Harry tylko obserwował ją siedząc w fotelu.- Jeśli ona naprawdę jest w ciąży to nie zostawi Matta, nie odbierze ojca dziecku nawet jeśli miałaby być do końca życia nieszczęśliwa! Myślisz, że powinnam powiedzieć Fredowi?
- Nie. To jeszcze nic pewnego, więc lepiej nie wspominać mu o tym, bo wtedy na pewno ucieknie i nikt z nas nigdy więcej go nie zobaczy. W ogóle za cholerę go nie rozumiem! Ile bym dał za to by okazało się, że moi rodzice żyją i mogę ich poznać, znów ich zobaczyć.. a on dostał drugą szansę i chcę z niej zrezygnować...
- Od zawsze wiedziałam, że z nim i z George'm jest coś nie tak, ale żeby aż takie głupoty wymyślać...no dobra....masz ten eliksir?
- Mam, stoi przy twojej lampce nocnej. A teraz przestań się przejmować i chodź tutaj.
Ruda usiadła na kolanach swojego narzeczonego i przytuliła głowę do jego ramienia.
- Myślisz, że to wypali?
- Mam taką nadzieję - pocałował ją w czubek głowy i mocno objął.
***Tydzień później***
Fred spędził cały tydzień na jedzeniu i spaniu, czyli czynnościach których przez prawie cztery lata zbyt często nie wykonywał. Jednocześnie bardzo stresował się nadchodzącym weekendem, gdyż to właśnie w sobotę plan Ginny miał zacząć wchodzić w życie. Nie był pewny czy jest to dobry pomysł, ale nie miał innego wyjścia. To był jedyny sposób, żeby przekonać się czy jest jeszcze o co walczyć, czy może lepiej odejść z życia Hermiony raz na zawsze. Właściwie to sam już nie wiedział co robi. Zachowywał się całkowicie nieracjonalnie, ale jednocześnie nie mógł się przełamać by powiedzieć jej, że żyje, że jest tutaj i cholernie za nią tęskni, że nadal kocha ją tak mocno, a może i nawet mocniej..czuł się jak tchórz. Tłumaczył sobie, ze robi to dla jej dobra, żeby nie niszczyć jej życia, ale tak naprawdę po prostu bał się rekcji Hermiony i wszystkich pozostałych. Nie pomyślał nawet co mógłby robić, gdyby zdecydował się zniknąć, ale nie potrafił się wyplątać z natłoku myśli, który atakował go cały czas. Od rana zdążyła się już przebrać jakieś dwadzieścia razy. Ostatecznie postawił na zieloną koszulę w kratę i czarne jeansy. Ciche pukanie do drzwi uświadomiło mu, że to już pora. Nerwowo wytarł dłonie o spodnie, gdy Ginny skocznym krokiem weszła do pokoju.
- Gotowy?
- Chyba tak.
- Tylko pamiętaj nie możesz się wydać! Mimo, że chciałabym żeby rzuciła tamtego kolesia i uciekła z tobą to nie chcę, żebyś skrzanił wieczór panieński, który od tak dawna przygotowuje, zrozumiano?
Ruda uśmiechnęła się zawadiacko i uderzyło brata w ramię
- Zrozumiano? - powtórzyła dziewczyna.
- Tak, tak. Będę grzeczny, obiecuję.
Dziewczyna podała mu flakonik z miksturą.
- Załatwiłam specjalną wersję, która powinna działać około sześciu godzin, więc spokojnie starczy ci na cały wieczór.
- Dziękuję Gin, dziękuję za wszystko.
Podszedł do siostry i przytulił ją, a ta odwzajemniła uścisk.
- Chcę ci pomóc, mimo że zachowujesz się jak ostatni idiota too..to nie chcę, żebyś wyjechał w Alpy paść lamy, albo co gorsza kozy!
- Skąd wiedziałaś?! Odkryłaś mój tajny plan! Teraz będę musiał zmienić zawód! A miałem taką nadzieję, że resztę życia spędzę patatajając przez życie na lamach...jak mogłaś mi to zrobić...
Wybuchli śmiechem. Gdy w końcu Fred otworzył buteleczkę uderzył go zapach przypominający kwiat wiśni i cynamon, wyjątkowo kobiecy, ale cóż...Wypił całą zawartość, aż do dna i lekko się skrzywił. Eliksir zadziałał momentalnie - wąskie i szczupłe ramiona Freda, zostały zastąpione przez umięśnione, szeroki barki. Kości policzkowe zarysowały się ostro i pojawił się na nich trzydniowy zarost, włosy nabrały kasztanowy kolor..
- Wow! Prosiłam, żeby ten mugol był w miarę przystojny, ale nie spodziewałam się takiego ciacha!
- Pamiętaj, że jestem twoim bratem! - Fred zachichotał. - Ale zaraz, zaraz przecież ja jestem o wiele przystojniejszy niż ten mugol w którego mnie zmieniłaś!
- Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak braciszku, nie będę wyprowadzała cię z tego jakże wielkiego błędu..
- Śmiejesz się ze mnie, tak? Śmiejesz się ze mnie, bo co? Bo jestem rudy?! To jest dyskryminacja.
Ginny już dłużej nie mogła powstrzymywać śmiechu, wybuchła, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Fred również się śmiał, złapał siostrę i przerzucił sobie przez ramię.
- Chodź mała, zabiorę cię do swojej jaskini.
W drzwiach stanął Harry. Wyglądał na przerażonego, zdziwionego i wkurzonego jednocześnie.
- GINNY..KTO TO JEST?!
Teraz dopiero zaczęła się prawdziwa fala śmiechu. Rodzeństwo, aż dusiło się nie mogąc powstrzymać kolejnych wybuchów, a Harry coraz bardziej czerwieniał ze złości.
- Czy ktoś mi w końcu powie co tu się dzieję?!
- Ha..ha...Harry..haha..To jest Fred, mój brat!
- Fred Weasley, miło mi w końcu pana poznać panie Potter. Przepraszam za to, że wyglądam jak jakiś mało przystojny mugol, ale moje piękne lico musiało sobie trochę odpocząć.
Fred z udawaną powagą wyciągnął rękę do Harry'ego, ale ten ją odtrącił i uśmiechając się kątem ust, odpowiedział.
- Tak myślałem, że to u was rodzinne - po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając zanoszących się śmiechem Weasley'ów razem.
- Mionka, dziewczyny szaleją na parkiecie z jakimiś kolesiami, więc może skoczymy do baru. Podobno mają tu najlepsze drinki!
Hermiona nie mogła przekrzyczeć muzyki, więc skinęła tylko głową i złapała dłoń koleżanki by nie zgubić jej w tłumie.
- Ojej Tony! Nie wiedziałam, że tu będziesz! - Gin pocałowała w policzek mężczyznę i przeniosła wzrok na przyjaciółkę. - Hermiona poznaj, to jest Tony mój znajomy ze stadionu Quidutcha, Tony to jest Hermiona, która dzisiaj świętuję swój wieczór panieński, ale jest tak onieśmielająca, że wszyscy faceci tylko ślinią się na jej widok, więc może TY PORWAŁBYŚ JĄ NA PARKIET.
- GIN! Przestań, sama również potrafię mówić.
- Ale nie nie tak przekonująco jak ja , kochanieńka - pocałowała brązowowłosą w policzek i przewiesiła się przez bar by złożyć zamówienie. Hermiona w tym czasie postanowiła sama się przestawić. Wyciągnęła rękę do chłopaka, ale gdy napotkała jego wzrok coś ją zamurowało. Te oczy...mimo że, nie były karmelowe i iskrzące radością to były tak podobne do jego oczu, oczu Freda...miało w sobie to ,,coś", co sprawia, że człowiek od razu chcę się uśmiechać..I jeśli już o uśmiechu mowa to jego uśmiech jest tak samo zawadiacki..Hermiona, stanowczo za dużo alkoholu! Masz zwidy kobieto! Oddychaj!
- Haloooo, ziemia do Hermiony. Wszystko w porządku?
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi przed nim jak idiotka z wyciągniętą dłonią, otwartymi oczyma i wlepionym w niego wzrokiem. Zarumieniła się i spuściła wzrok.
- Taak, tak..znaczy się, zamyśliłam się, bardzo mi kogoś przypominasz..to pewnie dlatego..Wracając, to sama potrafię się przedstawić, Gin nie musiała mnie wyręczać. Jestem Hermiona, Hermiona Granger.
Chłopak uścisnął jej dłoń, a całe jej ciało przyjemnie zamrowiło. Rany! Coś jest nie tak...jak jej ciało może pozwalać sobie tak reagować na zupełnie obcego faceta...a co najgorsze w jego oczach widać było, że poczuł to samo co ona..Wdech..Wydech..wdech...wydech..uspokój się, kobieto!
- Miło mi poznać tak piękną i olśniewającą kobietę, jestem Tony, Tony ee.. - Fred pospiesznie rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył alkohole, przeczytał nazwę pierwszego lepszego - ee..Tony Bourbone! Skoro to twój ostatni wieczór jako ,,wolna" kobieta to stanowczo musisz go spędzić na parkiecie! Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Hermiona niepewnie rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciółki, ale gdy zauważyła ją wywijającą na parkiecie z jakimś mężczyzną ponownie przeniosła wzrok na na Tony'ego, dziwne, że jednocześnie ciężko było jej na niego patrzeć i oderwać od niego wzrok.
- Chętnie z panem zatańczę panie ee..Bourbone!
Fred złapał dziewczynę za dłoń i ruszył na parkiet. Gdy już znaleźli się wśród tańczących objął dziewczynę jedną dłonią w pasie, a drugą nadal trzymałam jej rękę. Początkowo wyczuwalne było między nimi uczucie niepewności, jakby próba odnalezienia wspólnego rytmu, który z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz bardziej wyrównany i pewny, aż w końcu Fred i Hermiona królowali na parkiecie. Ich ruchy były w pełni zsynchronizowane. Muzyka sama ich niosła, a patrząc na te taneczne wyczyny miało się wrażenie, że przeskakują między nimi iskierki. Płomienne spojrzenia, ukradkowe muśnięcia twarzy, a przede wszystkim szczere uśmiechy - chemia między nimi buzowała. Na sali zaczynało się robić coraz tłoczniej, więc wyszli na balkon, gdzie okazało się, że znaleźli się tylko we dwójkę.
- Powiem ci szczerze, że wspaniała z ciebie tancerka. Naprawdę z nikim jeszcze tak dobrze mi się nie tańczyło jak z tobą.
- A bardzo mi miło, że tak sądzisz. I muszę przyznać, że odniosłam takie samo wrażenie na twój temat. Jak mawiała moja babcia: gdy mężczyzna potrafi prowadzić w tańcu to i z przeciętnej tancerki zrobi baletnicę.
- Bardzo mądre słowa, już lubię twoją babcię - uśmiechnął się i oparł się o barierkę balkonu koło dziewczyny tak, że ich przedramiona lekko się muskały. - Widzę, że narzeczony nie mógł się zdecydować, który wybrać i dostałaś dwa pierścionki zaręczynowe?
Granger przeniosła swój wzrok na palce dłoni, gdzie połyskiwał srebrny pierścionek z diamentowym oczkiem, a nad nim ten od Freda z różdżką, zakończoną zielonym, połyskującym
kamieniem. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wiedziała, że dwa pierścionki na jednym palcu muszą wyglądać bardzo dziwnie, ale oba z nich były pierścionkami zaręczynowymi i powinny znajdować się na tym samym palcu.
- Nie, ten z diamentem jest od mojego obecnego narzeczonego, a ten wyżej jest od kogoś kto był bardzo ważny w moim życiu.
Był, był, był, był...to słowo echem odbijało się w jego głowie.
- Odszedł?
- Zginął, ale od tego czasu minęły już prawie cztery lata, mimo to do pierścionka pozostał mi nadal pewien sentyment. Za tydzień wychodzę za mąż, nie powinnam gmerać w przeszłości..
- Jest dla ciebie bratnią duszą?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Zależy co rozumiesz przez słowo bratnia dusza. Co to jest dla ciebie bratnia dusza?
- Hmm...to jest najlepszy przyjaciel..właściwie trochę więcej jak najlepszy przyjaciel. Jest to jedyna osoba na świecie, która zna cię lepiej niż ktokolwiek inny. To ktoś, kto sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem.Właściwie, to nie sprawi, że będziesz lepszym człowiekiem, musisz sam to zrobić, ale on będzie dla ciebie inspiracją. Bratnia dusza to ktoś, kto zawsze cię poprowadzi.
Jest to jedyna osoba, która znał cię, akceptował cię i wierzył w ciebie zanim ktokolwiek inny to zrobił i nic nigdy tego nie zmieni. To jest właśnie bratnia dusza.
- Gotowy?
- Chyba tak.
- Tylko pamiętaj nie możesz się wydać! Mimo, że chciałabym żeby rzuciła tamtego kolesia i uciekła z tobą to nie chcę, żebyś skrzanił wieczór panieński, który od tak dawna przygotowuje, zrozumiano?
Ruda uśmiechnęła się zawadiacko i uderzyło brata w ramię
- Zrozumiano? - powtórzyła dziewczyna.
- Tak, tak. Będę grzeczny, obiecuję.
Dziewczyna podała mu flakonik z miksturą.
- Załatwiłam specjalną wersję, która powinna działać około sześciu godzin, więc spokojnie starczy ci na cały wieczór.
- Dziękuję Gin, dziękuję za wszystko.
Podszedł do siostry i przytulił ją, a ta odwzajemniła uścisk.
- Chcę ci pomóc, mimo że zachowujesz się jak ostatni idiota too..to nie chcę, żebyś wyjechał w Alpy paść lamy, albo co gorsza kozy!
- Skąd wiedziałaś?! Odkryłaś mój tajny plan! Teraz będę musiał zmienić zawód! A miałem taką nadzieję, że resztę życia spędzę patatajając przez życie na lamach...jak mogłaś mi to zrobić...
Wybuchli śmiechem. Gdy w końcu Fred otworzył buteleczkę uderzył go zapach przypominający kwiat wiśni i cynamon, wyjątkowo kobiecy, ale cóż...Wypił całą zawartość, aż do dna i lekko się skrzywił. Eliksir zadziałał momentalnie - wąskie i szczupłe ramiona Freda, zostały zastąpione przez umięśnione, szeroki barki. Kości policzkowe zarysowały się ostro i pojawił się na nich trzydniowy zarost, włosy nabrały kasztanowy kolor..
- Wow! Prosiłam, żeby ten mugol był w miarę przystojny, ale nie spodziewałam się takiego ciacha!
- Pamiętaj, że jestem twoim bratem! - Fred zachichotał. - Ale zaraz, zaraz przecież ja jestem o wiele przystojniejszy niż ten mugol w którego mnie zmieniłaś!
- Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak braciszku, nie będę wyprowadzała cię z tego jakże wielkiego błędu..
- Śmiejesz się ze mnie, tak? Śmiejesz się ze mnie, bo co? Bo jestem rudy?! To jest dyskryminacja.
Ginny już dłużej nie mogła powstrzymywać śmiechu, wybuchła, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Fred również się śmiał, złapał siostrę i przerzucił sobie przez ramię.
- Chodź mała, zabiorę cię do swojej jaskini.
W drzwiach stanął Harry. Wyglądał na przerażonego, zdziwionego i wkurzonego jednocześnie.
- GINNY..KTO TO JEST?!
Teraz dopiero zaczęła się prawdziwa fala śmiechu. Rodzeństwo, aż dusiło się nie mogąc powstrzymać kolejnych wybuchów, a Harry coraz bardziej czerwieniał ze złości.
- Czy ktoś mi w końcu powie co tu się dzieję?!
- Ha..ha...Harry..haha..To jest Fred, mój brat!
- Fred Weasley, miło mi w końcu pana poznać panie Potter. Przepraszam za to, że wyglądam jak jakiś mało przystojny mugol, ale moje piękne lico musiało sobie trochę odpocząć.
Fred z udawaną powagą wyciągnął rękę do Harry'ego, ale ten ją odtrącił i uśmiechając się kątem ust, odpowiedział.
- Tak myślałem, że to u was rodzinne - po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając zanoszących się śmiechem Weasley'ów razem.
***
Hermiona nigdy nie miała zbyt wielu znajomych, a co dopiero przyjaciółek,więc przed Ginny stało bardzo trudne zadanie. Ostatecznie postanowiła zaprosić kilka dziewczyn, które uczęszczały z Granger do Hogwartu i kilka jej koleżanek z pracy. Czarodzieje lubią się bawić, jednak jeśli chodzi o godne uwagi kluby to niestety, ale nie ma ich tutaj zbyt wiele, ale rudowłosa jako zawodnicza quidditch'a światowej sławy miała swoje znajomości i załatwiła wejściówki do najbardziej prestiżowego klubu w magicznym świecie ,,Latającej miotły". Oczywiście wieczór panieński nie mógł obyć się bez alkoholu, dlatego dziewczyny po drodze zahaczyła o kilka innych barów by się lekko ,,rozweselić". Gdy dotarły do ,,Latającej Miotły" od razu opanowały parkiet. Granger w pięknej czerwonej, wieczorowej sukience, która podkreślała wszystkie jej kobiece kształty wyglądała onieśmielająco, dlatego też obecni w klubie mężczyźni przyglądali jej się z zachwytem, komentując jej urodę i figurę, ale nie mieli odwagi do niej podejść.- Mionka, dziewczyny szaleją na parkiecie z jakimiś kolesiami, więc może skoczymy do baru. Podobno mają tu najlepsze drinki!
Hermiona nie mogła przekrzyczeć muzyki, więc skinęła tylko głową i złapała dłoń koleżanki by nie zgubić jej w tłumie.
- Ojej Tony! Nie wiedziałam, że tu będziesz! - Gin pocałowała w policzek mężczyznę i przeniosła wzrok na przyjaciółkę. - Hermiona poznaj, to jest Tony mój znajomy ze stadionu Quidutcha, Tony to jest Hermiona, która dzisiaj świętuję swój wieczór panieński, ale jest tak onieśmielająca, że wszyscy faceci tylko ślinią się na jej widok, więc może TY PORWAŁBYŚ JĄ NA PARKIET.
- GIN! Przestań, sama również potrafię mówić.
- Ale nie nie tak przekonująco jak ja , kochanieńka - pocałowała brązowowłosą w policzek i przewiesiła się przez bar by złożyć zamówienie. Hermiona w tym czasie postanowiła sama się przestawić. Wyciągnęła rękę do chłopaka, ale gdy napotkała jego wzrok coś ją zamurowało. Te oczy...mimo że, nie były karmelowe i iskrzące radością to były tak podobne do jego oczu, oczu Freda...miało w sobie to ,,coś", co sprawia, że człowiek od razu chcę się uśmiechać..I jeśli już o uśmiechu mowa to jego uśmiech jest tak samo zawadiacki..Hermiona, stanowczo za dużo alkoholu! Masz zwidy kobieto! Oddychaj!
- Haloooo, ziemia do Hermiony. Wszystko w porządku?
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi przed nim jak idiotka z wyciągniętą dłonią, otwartymi oczyma i wlepionym w niego wzrokiem. Zarumieniła się i spuściła wzrok.
- Taak, tak..znaczy się, zamyśliłam się, bardzo mi kogoś przypominasz..to pewnie dlatego..Wracając, to sama potrafię się przedstawić, Gin nie musiała mnie wyręczać. Jestem Hermiona, Hermiona Granger.
Chłopak uścisnął jej dłoń, a całe jej ciało przyjemnie zamrowiło. Rany! Coś jest nie tak...jak jej ciało może pozwalać sobie tak reagować na zupełnie obcego faceta...a co najgorsze w jego oczach widać było, że poczuł to samo co ona..Wdech..Wydech..wdech...wydech..uspokój się, kobieto!
- Miło mi poznać tak piękną i olśniewającą kobietę, jestem Tony, Tony ee.. - Fred pospiesznie rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył alkohole, przeczytał nazwę pierwszego lepszego - ee..Tony Bourbone! Skoro to twój ostatni wieczór jako ,,wolna" kobieta to stanowczo musisz go spędzić na parkiecie! Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Hermiona niepewnie rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciółki, ale gdy zauważyła ją wywijającą na parkiecie z jakimś mężczyzną ponownie przeniosła wzrok na na Tony'ego, dziwne, że jednocześnie ciężko było jej na niego patrzeć i oderwać od niego wzrok.
- Chętnie z panem zatańczę panie ee..Bourbone!
Fred złapał dziewczynę za dłoń i ruszył na parkiet. Gdy już znaleźli się wśród tańczących objął dziewczynę jedną dłonią w pasie, a drugą nadal trzymałam jej rękę. Początkowo wyczuwalne było między nimi uczucie niepewności, jakby próba odnalezienia wspólnego rytmu, który z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz bardziej wyrównany i pewny, aż w końcu Fred i Hermiona królowali na parkiecie. Ich ruchy były w pełni zsynchronizowane. Muzyka sama ich niosła, a patrząc na te taneczne wyczyny miało się wrażenie, że przeskakują między nimi iskierki. Płomienne spojrzenia, ukradkowe muśnięcia twarzy, a przede wszystkim szczere uśmiechy - chemia między nimi buzowała. Na sali zaczynało się robić coraz tłoczniej, więc wyszli na balkon, gdzie okazało się, że znaleźli się tylko we dwójkę.
- Powiem ci szczerze, że wspaniała z ciebie tancerka. Naprawdę z nikim jeszcze tak dobrze mi się nie tańczyło jak z tobą.
- A bardzo mi miło, że tak sądzisz. I muszę przyznać, że odniosłam takie samo wrażenie na twój temat. Jak mawiała moja babcia: gdy mężczyzna potrafi prowadzić w tańcu to i z przeciętnej tancerki zrobi baletnicę.
- Bardzo mądre słowa, już lubię twoją babcię - uśmiechnął się i oparł się o barierkę balkonu koło dziewczyny tak, że ich przedramiona lekko się muskały. - Widzę, że narzeczony nie mógł się zdecydować, który wybrać i dostałaś dwa pierścionki zaręczynowe?
Granger przeniosła swój wzrok na palce dłoni, gdzie połyskiwał srebrny pierścionek z diamentowym oczkiem, a nad nim ten od Freda z różdżką, zakończoną zielonym, połyskującym
kamieniem. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wiedziała, że dwa pierścionki na jednym palcu muszą wyglądać bardzo dziwnie, ale oba z nich były pierścionkami zaręczynowymi i powinny znajdować się na tym samym palcu.
- Nie, ten z diamentem jest od mojego obecnego narzeczonego, a ten wyżej jest od kogoś kto był bardzo ważny w moim życiu.
Był, był, był, był...to słowo echem odbijało się w jego głowie.
- Odszedł?
- Zginął, ale od tego czasu minęły już prawie cztery lata, mimo to do pierścionka pozostał mi nadal pewien sentyment. Za tydzień wychodzę za mąż, nie powinnam gmerać w przeszłości..
- Jest dla ciebie bratnią duszą?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Zależy co rozumiesz przez słowo bratnia dusza. Co to jest dla ciebie bratnia dusza?
- Hmm...to jest najlepszy przyjaciel..właściwie trochę więcej jak najlepszy przyjaciel. Jest to jedyna osoba na świecie, która zna cię lepiej niż ktokolwiek inny. To ktoś, kto sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem.Właściwie, to nie sprawi, że będziesz lepszym człowiekiem, musisz sam to zrobić, ale on będzie dla ciebie inspiracją. Bratnia dusza to ktoś, kto zawsze cię poprowadzi.
Jest to jedyna osoba, która znał cię, akceptował cię i wierzył w ciebie zanim ktokolwiek inny to zrobił i nic nigdy tego nie zmieni. To jest właśnie bratnia dusza.
- Hermiono?
Brak odpowiedzi. Delikatnie położył dłoń na jej ramieniu, a ona spojrzała na niego szklącymi się oczyma.
- Przepraszam, nie chciałem cie urazić, ani nic w tym stylu.
Nie odpowiedziała. Podeszła do niego i wtuliła się w jego ramiona. Bez wahania objął ją i przycisnął do serca, które momentalnie zareagowało na ciało dziewczyny mocno przyspieszonym tętnem.
- Słyszałam kiedyś taką historyjkę, o tym że dusza człowieka rozdziela się na dwie części. Każda część trafia do innej osoby i przez całe życie dążą do tego by się odnaleźć...ale czy możliwe jest, że jeśli stracisz swoją bratnią duszę to jeszcze kiedyś odnajdziesz osobę tak samo dopasowaną do ciebie?
Fred spojrzał na nią zdziwiony. Zastanowił się chwilę starając się dobrze dobrać słowa.
- Można odnaleźć kogoś kto w 99% będzie pasował do ciebie, ale zawsze pozostanie ten jeden procent. Niby co to jest jeden procent na to pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć. Niby tylko jeden, ale robi ogromną różnice. Czasami to przez ten jeden maleńki procent ludzie się rozstają,rozwodzą i zdradzają.
- A ty? Masz swoją bratnią duszę?
- Miałem...była jest i będzie w moim życiu najważniejszą osobą, ale sprawy się trochę pokomplikowały..nie możemy być razem..ona zaczęła układać sobie życie na nowo, a ja staram się jej w tym nie przeszkadzać...
- Czyli poddałeś się? Powinieneś walczyć o nią!
- To nie jest takie łatwe jak się wydaje..ale nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jakie....a to pytanie...jeśli twoja teoria jest prawdziwa to było mi już w życiu dane odnaleźć swoją bratnią duszę, ale jej już nie ma, więc pozostało mi już tylko walczyć o to, by to 99% pozostało ze mną na stałe.
- Twój narzeczony to prawdziwy szczęściarz, naprawdę. Jesteś piękną, inteligentną kobietą, zasługujesz na to, żeby być szczęśliwą.
- Chciałabym, ale nie wiem czy jest to jeszcze możliwe.
Uśmiechnęła się niepewnie, a jego serce stopniało. Miał ochotę rzucić to wszystko i pocałować ją, wpić się w jej usta, wtulić w nią. Jedyne czego w tej chwili pragnął to olać te wszystkie obawy i powiedzieć jej, że to on. Hermiona szła już w stronę drzwi prowadzących na sale, ale Fred widząc jak płynne są jej ruchy, jak pięknie wygląda z każdym kolejnym krokiem nie mógł dłużej wytrzymać.
- Stój! - dziewczyna zatrzymała się i obróciła ponownie w jego stronę. - Muszę ci jeszcze powiedzieć coś bardzo ważnego...
***
Gotowy :D nie do końca jestem usatysfakcjonowana tym rozdziałem, ale mam nadzieję, że wam się spodoba ;) nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ale warunkiem żeby w ogóle mógł się pojawić jest 15 komentarzy ^^