Biegła, a wszystko dookoła niej wirowało. Czerwonożółte smugi ognia obejmowały ją swoimi mackami, smagając boleśnie skórę, jednak ona nie zwracała na to uwagi. Powietrze pełne było pyłu, kurzu i żaru szalejącej pożogi. Każdy kolejny oddech stawał się coraz bardziej płytki. Czuła w ustach metaliczny smak pyłu, a oczy zaczęły zachodzić jej łzami od żaru wypełniającego korytarz.Jeszcze tylko kilka stopni. Raz, dwa...całe ciało zaczęło jej drętwieć. Nie mogła wykonać żadnego ruchu. Ciało odmówiło jej posłuszeństwa, pozwalając by niczym niepotrzebna marionetka, runęła na schody. Czuła, że coś gorącego spływa jej po nodze i brodzie. Kolorowe przebłyski migały nad jej głową, przepełniając ją coraz większym strachem. I nagle zobaczyła go. Biegł, miotając zaklęciami w zakapturzone postacie przemierzając korytarz znajdujący się kilka metrów od niej. Figlarny uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy, nawet podczas walki, gdzie każdy nieprzemyślany ruch mógł zakończyć jego życie. Kilka kroków za nim podążał Percy, który ku jej zdziwieniu walczył z jakiś kolegą z Ministerstwa. Za muru wyłonił się jeszcze jeden Śmierciożerca. Nie widziała jego twarzy, ukrytej pod czarnym kapturem, jednak widziała dłoń wychylającą się spod połaci płaszcza. Mężczyzna wycelował różdżkę w nieświadomego niebezpieczeństwa Freda. Przerażenie przepełniło jej bezwładne ciało. Chciała krzyknąć, ostrzec go, ale żaden głos nie chciał wydobyć się z jej ust. Napotkała jego karmelowe spojrzenie, które w ułamku sekundy pochłonęła zieleń. A później była już tylko zieleń, zieleń tak intensywna, jak barwa młodej trawy. Zieleń...
-Hermiona..Miona, obudź się. Ejj, to tylko zły sen, przestań płakać. Proszę.
Dopiero teraz poczuła gorące łzy spływające po policzkach. Drżała. Całe jej ciało było jak galareta. Starała się unormować oddech i szybko się otrząsnąć po tym, co przed chwilą zobaczyła. To wszystko wydawało jej się takie realne. Harry nadal obejmował ją ramieniem, a Ron siedział w fotelu z wygaszaczem w dłoni. -Ju...już w porządku, zły sen...to tylko zły sen.
-Na pewno?-Harry wyglądał na bardzo przestraszonego, może dlatego, że sam wiedział jak męczące są takie koszmary.
-Tak, tak już ok. Chodźmy spać, jutro kolejny ciężki dzień.
Skinęli głowami i wrócili na swoje materace. Ron zgasił światło i po chwili ponownie równomierne oddechy chłopaków wypełniły pomieszczenie. Hermiona jednak nie mogła jeszcze długo zasnąć, w jej głowie kłębiło się zbyt wiele myśli. Tym razem to nie była już tylko zabawa w kotka i myszkę z Voldemortem, tym razem nie skończy się na jednym epizodzie. Ludzie będą znikać, umierać, będą torturowani i zabijani, a ich życie będzie w ich rękach.
Kolejny obraz śmignął jej przed oczyma...Jest tu kto? Harry? Ron? Fred? Pani Weasley?...Tatusiu? Tatusiu weź mnie na rączki...tak bardzo się boję...wszystko mnie boli...tak bardzo boli...zawsze całowałeś mnie w bolący paluszek, może teraz też to pomoże?...proszę, Tatusiu...pomóż mi...boję się!
-Słyszeliście?
Harry skinął głową i wyciągnął różdżkę. Zbiegli do holu zatrzymując się na ostatnim stopniu w oczekiwaniu. Gdy tylko intruz zrobił krok do przodu, natychmiast rozbrzmiał głos Moody'ego:
-Severus Snape?
Szara postać wyrosła z dywanu, jednak nieproszony gość wiedział jak sobie z nią poradzić. Zaklęcie prysło, a postać eksplodowała. Harry skinął głową i całą trójka skierowała swoje różdżki w ,,gościa". W holu panował półmrok, więc nie mogli dojrzeć twarzy przybysza.
-Nie strzelać! To ja, Remus.
Nikt jednak nie opuścił różdżki.
-Pokaż się!-zawołał Harry.
Lupin wszedł w krąg światła lampy, trzymając ręce w górze. Światło padało z boku na jego twarz, oświetlając lewy profil usiany zmarszczkami i kilkoma bliznami. Wyglądał na naprawdę zmęczonego, jakby przez to kilkanaście dni, przez które go nie widzieli, przybyło mu kilkanaście lat.
-Jestem Remus John Lupin, wilkołak, zwany czasami Lunatykiem, jeden z czterech twórców Mapy Huncwotów, mąż Nimfadory, znanej jako Tonks, a ciebie Harry, nauczyłem jak wyczarować patronusa, który w twoim przypadku przybiera postać jelenia.
To im wystarczyło, opuścili różdżki i zaczęli witać się z Remusem. Cieszyli się, że mogą w końcu dowiedzieć się czegoś nowego, upewnić się, że nikomu z ich bliskich nic się nie stało.Zeszli razem do kuchni, gdzie Lupin wyciągnął spod peleryny kilka butelek kremowego piwa. W kominku wesoło strzelały iskry, nadając pomieszczeniu trochę przyjemniejszą atmosferę. Usiedli przy stole wraz z Remusem.Szczęśliwi, że widzą kogoś znajomego spijali każde słowo z jego ust z przerażeniem słuchając tego co dzieję się w Ministerstwie. Ciężko było pogodzić się z faktem, że w przeciągu tak krótkiego okresu czasu tyle się zmieniło i cały ład świata do tej pory im znany, posypał się jak domek z kart.
-Remusie..-Hermiona lekko się zarumieniła, a on od razu zrozumiał o co chcę zapytać. Uśmiechnął się i skinął głową.
-Fred i George prowadzą sklep i tym głównie się jak na razie zajmują, dlatego całe szczęście Śmierciożercy nie czepiają się ich. Ludzie rzadko wychodzą z domów, ale sklep nadal świetnie prosperuję. Wiesz, gdy cały świat pogrążony jest w smutku, każda choćby najmniejsza odrobina śmiechu potrafi podnieść na duchu na bardzo długi czas. Nic mu nie jest, choć widzę jak bardzo tęskni za tobą. Jeśli chcesz, żebym mu coś przekazał to mów śmiało lub jak wolisz, żebym nie znał treści tego tajemniczego wyznania to możesz napisać list.
-Oczywiście! Przynajmniej w taki sposób mogę wam się przydać.
Hermiona podskoczyła z radości, podbiegła do Lupina i objęła go ramieniem, po czym pognała na górę by szybko coś napisać.Usiadła przy biurku, a przed sobą położyła czystą kartkę pergaminu i pióro. Chwilę się zastanowiła i ku swojemu zaskoczeniu nie wiedziała, co mogłaby napisać. Nie może mu powiedzieć, gdzie jest bo znając Fred lada chwila by się tu pojawił. Zamknęła oczy, a przed oczyma zaczęły przelatywać jej wszystkie chwilę spędzone z Fredem, to wspaniałe uczucie jakiego nigdy wcześniej nie doznała. Radość, dumę, pewność siebie...otwarła oczy i zaczęła pisać. Ostatnie zdanie i gotowe. Zbiegła na dół, ale już w połowię schodów zorientowała się, że coś jest nie tak. Z dołu dochodziły odgłosy kłótni. Lupin biegł w stronę drzwi z czerwoną od złości twarzą. Chciała go zatrzymać, ale on tylko minął ją ostentacyjnie.
-Remusie..proszę..
Obrócił się na pięcie i wyrwał jej list z ręki starając się na nią nie patrzeć, po czym wyszedł w otchłań nocy
Wydawało jej się, że na chwilę odzyskuję przytomność, jednak po chwili dotarło do niej, że to tylko kolejny przebłysk wspomnień. A więc to prawda, że jak się umiera, wszystkie wspomnienia przelatują przed oczyma?...co to jest ,,śmierć" babciu?...i gdzie jest dziadek teraz, kiedy umarł, babciu?...czy ja też pójdę do dziadka....boję się...coraz bardziej się boję...opowiesz mi bajkę?...babciu! ..zgaś to światło, ono jest coraz bliżej! ...ono jest takie piękne..babciu!
Dźwięk dzwonka wypełnił pomieszczenie. Fred podniósł się z kanapy i leniwie powlekł w stronę drzwi. Wizyta o tej godzinie nie mogła oznaczać nic dobrego, więc niepewnie wyjrzał przez wizjer. Zobaczył znajomą twarz pooraną bliznami i zmarszczkami. Otworzył drzwi, a mężczyzna szybko wszedł do środka.
-Nadal używasz wizjera? Czyżbyś miał jakąś cichą nadzieję, że gdy Śmierciożercy zapragną złożyć ci wizytę to użyją dzwonka?
Fred roześmiał się i wskazał Lupinowi kanapę.
-Nie śmiem wątpić w dobre wychowanie i nienaganne maniery Śmierciojadków, Voldzio jako ich tatuś na pewno nauczył ich savoir-vivre.
Remus również uśmiechnął się i wyciągnął spod płaszcze zwitek papieru.
-Mam coś dla ciebie żartownisiu- wyciągnął rękę i podał list rudzielcowi- i mam nadzieję, że jest to tak cenna przesyłka, że zasłużę sobie na przenocowanie dziś u was?
Fred spojrzał podejrzliwie na pergamin i rozłożył go. Wystarczyło mu, że spojrzał na pierwszą literę i już wiedział od kogo jest ten list. Fala radości jaka go ogarnęła jest nie do opisania. A więc nic jej nie jest! Opadł na miejsce obok wilkołaka, spoglądając na niego pytającym spojrzeniem.
-Mam swoje tajne źródła, więc jak będzie, mogę przenocować?
-Przenocować?! Człowieku, ty za ten list to możesz nawet z nami zamieszkać!
Lupin wybuchnął śmiechem.
-Oj nie kuś, nie kuś!
Weasley pościelił mężczyźnie w pokoju gościnnym, a gdy tylko ten położył się spać, szybko wpadł do swojej sypialni. Zapalił lampkę stojącą na biurku i z rozszalałym sercem zaczął czytać.
Obrazy śmigały niczym metro. Jej głowę co chwilę wypełniało nowe wspomnienia. A ciało przepełniał lęk....nie chowaj się przede mną, dziadku! to nie jest śmieszne...nie lubię się już bawić w chowanego, wiesz? nie lubię!...do dziś nie mogę cię znaleźć...ja nie potrafię się tak dobrze chować jak ty...nauczysz mnie?...dziadku?...słyszysz?...bo wiesz..ja jednak się trochę boję....mówiłeś, że jestem odważna,ale chyba jednak się myliłeś..
Miesiące mijały, a wspaniała trójka nadal poszukiwała horkruksów, choć cel był coraz bliżej, gdyż zostały im do odnalezienia już tylko, albo aż trzy horksuksy. Od wielu miesięcy nie widzieli nikogo znajomego i nie mieli żadnych wiadomości od Zakonu, co trochę ich przytłaczało, gdyż bali się, że komuś coś mogło się stać.
Jednak w końcu nadszedł przełom i Ronowi udało się odnaleźć odpowiedni kanał w radiostacji. Cała trójka rozsiadła się naokoło drewnianej skrzyneczki z lubością wsłuchując się w tak znajomy głos:
-...bardzo przepraszamy za czasową nieobecność na antenie, spowodowaną wieloma wizytami złożonymi w naszej okolicy przez tych czarujących śmierciożerców.
-To przecież Lee Jordan!-powiedziała Hermiona.
-Wiem!-odrzekł Ron, promieniejąc uciachą-Ale super, co?
-...teraz znaleźliśmy sobie inne bezpieczne miejsce-mówił Lee-i miło mi państwa poinformować, że są dziś ze mną dwaj z naszych stałych współpracowników. Dobry wieczór, chłopaki!
-Cześć.
-Sie masz, Potok.
-Potok to Lee-wyjaśnił im R4on.-Wszyscy mają ksywki, ale zwykle łatwo zgadnąć...
-Ciiicho!-przerwała mu Hermiona.
-Ale zanim usłyszymy Króla i Romulusa-ciągnął Lee-podam kilka smutnych informacji o których nie raczono wspomnieć w wiadomościach Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej i w ,,Proroku Codziennym". Z wielkim żalem informujemy naszych radiosłuchaczy o zamordowaniu Teda Tonksa i Dirka Cresswella.Zabito również goblina o imieniu Gornak. Uważa się, że mugolak Dean Thomas i drugi goblin, wędrujący z Tonksem, Cresswellem i Gornakiem, zdołali uciec. Jeśli Dean mnie słucha albo jeśli ktoś wie, gdzie on teraz przebywa, przekazuję mu, że jego rodzice i siostry rozpaczliwie oczekują jakiejś wiadomości od niego.
-Tymczasem w pewnym domu w Gaddley znaleziono pięć trupów mugolskiej rodziny. Źródła mugolskie uważają, że ich śmierć była skutkiem wybuchu gazu, ale członkowie Zakonu Feniksa poinformowali mnie, że to było Mordercze Zaklęcie. Jest to jeszcze jeden dowód na to, gdyby dla kogoś nie było to już oczywiste, że mordowanie mugoli stało się pod rządami nowego reżymu czymś w rodzaju sportu.
-No i wreszcie musimy z żalem poinformować naszych słuchaczy, że w Dolinie Godryka odkryto zwłoki Bathildy Bagshot. Wszystko wskazuje na to, że zmarła kilka miesięcy temu. Zakon Feniksa twierdzi, że na jej ciele są widoczne ślady po czarnoksięskich zaklęciach.
-Drodzy słuchacze, pragnę teraz poprosić was, byśmy wspólnie uczcili minutą ciszy Teda Tonksa, Dirka Cresswella, Bathildę Bagshot i owych bezimiennych mugoli, nie mnie godnych pożałowania, zamordowanych przez śmierciożerców.
Zapadła cisza. Harry, Ron i Hermiona też milczeli. Zżerała ich ciekawość co jeszcze usłyszą, a równocześnie bali się tego.
-Dziękuję-odezwał się głos Lee Jordana.-A teraz poprosimy naszego stałego współpracownika, Króla, o komentarz na temat wpływu nowego prawa świata czarodziejów na życie mugoli.
-Dzięki, Potok- zabrzmiał znajomy, głęboki, wyważony, budzący otuchę głos.
-Kingsley!- krzyknął Ron.
-Wiemy!- uciszyła go Hermiona.
-Mugole nadal nie wiedzą, co jest przyczyną nieszczęść które coraz częściej ich spotykają. Wciąż jednak dowiadujemy się o czarodziejach i czarownicach, którzy z narażeniem życia próbują chronić swoich mugolskich przyjaciół i sąsiadów, często nie zdających sobie z tego sprawy. Chciałbym zaapelować do wszystkich słuchaczy, by ich naśladowali, na przykład rzucając jakieś zaklęcia ochronne na domy mugoli w sąsiedztwie. Takie proste środki zaradcze mogą uratować życie wielu z nich.
-A co byś, Królu, powiedział tym słuchaczom, którzy mówią, że w tych niebezpiecznych czasach trzeba się trzymać zasady ,,przede wszystkim czarodzieje"?-zapytał Lee.
-Powiedziałbym, że zasadę ,,przede wszystkim czarodzieje" dzieli tylko jeden krok od hasła ,,przede wszystkim czysta krew", a stąd już blisko do śmierciożerców. Wszyscy jesteśmy ludźmi, prawda? Każde ludzkie życie ma taką samą wartość. Każde należy chronić.
-Znakomicie to ująłeś, Królu, będę na ciebie głosował, jeśli kiedyś wszyscy wyjdziemy z tego bagna i przestąpimy do wyborów nowego ministra magii. A teraz nasz stały kącik ,,Kumple Pottera". Oto nasz dzisiejszy gość, Romulus.
-Dzięki, Potok- odezwał się jeszcze jeden znajomy głos; Ron już otwierał usta, gdy Hermiona uprzedziła go szeptem:
-Wiemy, że to Lupin!
-Romulusie, czy i tym razem zapewniasz nas, jak zawsze, gdy występujesz w naszym programie, że Harry Potter wciąż żyje?
-Oczywiście-odrzekł stanowczo Lupin.- Nie mam najmniejszej wątpliwości, że jego śmierć byłaby natychmiast nagłośniona przez śmierciożerców, bo stanowiłaby straszliwy cios dla wszystkich, którzy sprzeciwiają się nowemu reżimowi. Chłopiec, Który Przeżył pozostaje symbolem wszystkiego, o co walczymy: triumfu dobra nad złem, potęgi niewinności, wytrwania w oporze.
Hermiona widziała zbolałą minę Harry'ego. Wiedziała, że nadal czuję się winny, że tak potraktował Lupina. Ścisnęła jego dłoń i lekko się uśmiechnęła. Chłopak odwzajemnił uścisk i dalej z oiczekiwaniem wsuchiwali się w wiadomości z tak odległego im frontu.
-A co byś powiedział Harry'emu, Romulusie, gdybyś wiedział, że nas teraz słucha?
-Powiedziałbym mu, że wszyscy jesteśmy z nim- odrzekł Lupin, a potem lekko się zawahał.-I powiedziałbym mu, żeby zaufał swojemu instynktowi, który prawie nigdy go nie zawiódł.
Oczy Hermiona napełniły się łzami.
-Prawie nigdy-powtórzyła.
-Ojej, nie mówiłem wam?-odezwał się nagle Ron-Bill powiedział mi, że Lupin znowu jest z Tonks! A ona robi się coraz grubsza....
-...a najświeższe wiadomości o tych, którzy ucierpieli z powodu popierania Harry'ego Pottera?- mówił Lee.
-No cóż jak zapewne nasi stali słuchacze wiedzą aresztowano już i uwięziono kilkunastu z tych, którzy bardziej odważnie wyrażali swoje poparcie dla Harry'ego. Ostatnio spotkało to Ksenofiliusa Lovegooda, wydawcę ,, Żonglera". Przed paroma godzinami dowiedzieliśmy się również, że Rubeus Hagrid- wszystkim trojgu wyrwał się z ust zduszony okrzyk, tak że o mały włos nie dosłyszeliby reszty zdania- znany gajowy Hogwartu, ledwo uniknął aresztowania w swojej chatce, gdzie podobno urządził huczne przyjęcie pod hasłem ,,Popieramy Harry'ego Pottera". Sądzimy, że Hagrid gdzieś się ukrywa.
-Przypuszczamy, że kiedy się ucieka przed śmierciożercami, pomaga fakt posiadania brata, który mierzy szesnaście stóp, co?-zapytał Lee.
-Na pewno nie zaszkodzi-zgodził się z powagą Lupin.-Niech mi tylko będzie wolno dodać, że wychwalając tutaj, na falach ,,Potterwart", odwagę Hagrida, zwracamy się jednak z gorącym apelem do najbardziej zagorzałych zwolenników Harry'ego, by Hagrida nie naśladowali. Przyjęcia pod hasłem ,,Popieramy Harry'ego Pottera" nie są przejawem zdrowego rozsądku w obecnym klimacie.
-Masz świętą rację, Romulusie-powiedział Lee.-Radzimy wam więc, drodzy słuchacze, abyście okazywali swoje poparcie człowieka z blizną w kształcie błyskawicy na czole, słuchając ,,Potterwarty"! A teraz przechodzimy do wiadomości o czarodzieju, który wciąż pozostaje równie nieuchwytny jak Harry Potter. Nazywamy go tutaj Głównym Śmierciożercą. Żeby zapoznać was z niektórymi bardziej zwariowanymi pogłoskami na jego temat, pragnę wam przedstawić naszego nowego korespondenta, Gryzonia.
-Gryzonia?-rozległ się jeszcze jeden znajomy głos, a Harry, Ron i Hermiona krzyknęli razem:- Fred!
-Nie...czy to nie George?
-To na pewno Fred, jeszcze potrafię rozpoznać głos swojego chłopaka Harry!
-Och...no dobra. Glaudiusie, możesz nas poinformować o tych różnych pogłoskach na temat Głównego Śmierciożercy?
-Tak, mogę-odrzekł Fred.- Jak nasi słuchacze zapewne wiedzą, jeśli nie ukrywają się teraz na dnie sadzawki w swoim ogrodzie albo w innym podobnym miejscu, taktyka Sami-Wiecie-Kogo, polegająca na pozostaniu w cieniu, tworzy milutką atmosferę paniki. Ale wystarczy stuknąć się dobrze w głowę, by dojść do wniosku, że gdyby te wszystkie doniesienia o pojawieniu się Sami-Wiecie-Kogo w różnych miejscach były prawdziwe, to mielibyśmy do czynienia z przynajmniej dziewiętnastoma wcieleniami Sami-Wiecie-Kogo krążącymi po kraju.
-Co oczywiście, bardzo mu odpowiada-wtrącił Kingsley.- Roztaczanie wokół siebie atmosfery tajemniczości jest skuteczniejszym środkiem siania paniki niż ujawnienie się.
-Zgadzam się-rzekł Fred.- No więc , ludzie, weźcie na wstrzymanie i uspokójcie się trochę. Jest źle, więc po co jeszcze gnębić się nawzajem takimi wymysłami. Na przykłąd najnowszą pogłoską, że Sami-Wiecie-Kto potrafi zabić samym spojrzeniem. Tak zabija Bazyliszek, drodzy słuchacze! Zalecam prosty test: sprawdźcie, czy to coś, co łypie na was ślepiami, ma nogi. Jeśli ma, możecie śmiało spojrzeć mu w te ślepia, chociaż jeśli to będzie naprawdę Sami-Wiecie-Kto, to będzie i tak ostatnia rzecz, jaką zrobicie w życiu.
Wybuchnęli śmiechem. Po raz pierwszy odkąd wyruszyli na poszukiwanie horkruksów, Hermiona szczerze się śmiała.
-A pogłoski o tym, że widziano go za granicą?- zapytał Lee.
-Ludzie, a kto by nie chciał trochę odsapnąć, po takiej siężkiej robocie, jaką on odwalił? Chodzi o to, żebyście nie dali się uwieść fałszywemu poczuciu bezpieczeństwa, myśląc, że nie ma go w kraju. Może jest, a może go nie ma, ale pozostaje faktem, że potrafi poruszać się szybciej niż Severus Snape, gdy mu się zagrozi szamponem, więc nie liczcie na to, że zabawi gdzieś dłużej, gdy wy planujecie coś ryzykownego. Nigdy nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, ale tera muszę: przede wszystkim bezpieczeństwo!
-Dziękujemy ci bardzo za te mądre słowa, Glaudiusie-powiedział Lee.-Drodzy słuchzacze, na tym kończymy naszą kolejną ,,Potterwartę". Nie wiemy, kiedy będziemy mogli znowu nadawać, ale możecie być pewni, że jeszcze nas usłyszycie. Nasze następne hasło to ,,Szalonooki". Dbajcie o bezpieczeństwo swoje i najbliższych. Nie traćcie wiary. Dobranoc.
Nie traćcie wiary......nie traćcie wiary......nie poddawajcie się.....wszystko leży w waszych rękach...walcz...Hermiono!...walcz! Jesteś silną kobietą, nie pozwól im wygrać....nie lękaj się!
-Mioonka!
Widziała wyraźnie twarz Freda, jego usta poruszały się powoli, wypowiadając jej imię, lecz do jej uszu docierały tylko nikłe dźwięki.
-Nie zostawiaj mnie, nie teraz Mała. Bądź dzielna...dzielna...dzielna
Czuła gorącą i metaliczną ciecz w ustach. Nie mogła otworzyć oczu chodź bardzo chciała. Nie mogę się poddać. Muszę walczyć..dla Freda...dla rodziców...dla całego świata...muszę. Śmiech Bellatriks wypełnił jej głowę. Ktoś przeraźliwie krzyczał, ale ten krzyk nie przypominał jej krzyku dorosłego, a płaczu dziecka. Czyżbym to ja płakała tatku? Tak jak wtedy, gdy odszedł Kajtuś, a ja nie chciałam wyjść z jego budy? Pamiętasz? Tak bardzo wtedy krzyczałam...to chyba jednak ja krzyczę, wiesz?...ja nie chcę umierać, nie wyciągaj mnie stąd...proszę!
-Mamo! Maaaaaamo! Zobacz, krew mi leci! Mammooo!
Mała dziewczynka z burzą loków, których większość była mokra od łez, biegła trawnikiem w stronę kobiety siedzącej an huśtawce. Kobieta posadziła sobie dziewczynkę na kolanach i pocałowała draśnięte kolanko.
-Nie płacz, zobacz jak słonko ślicznie świecie. Nie warto się smucić w taki piękny dzień.
Dziewczynka podniosła głowę i spojrzała na słońce. Na niebie nie było żadnej chmurki, tylko słońce...światło...Mamo, mamo czemu to słońce się do mnie zbliża?....Mamusiu...boję się..ono jest coraz bliżej...jest takie pięknę..chciałabym je dotknąć..Mamo..mamo, kolanko już mnie nie boli...ale tak powinno być, prawda?..tam już nic nie boli?....Mamoo?...
*****
Uff...Nie będę ściemniać, że przepraszam za niedotrzymanie terminu i w ogóle i w szczególe, że to nie moja wina bla, bla bla. Przyczyna nie pojawienia się rozdziału jest krótka i zapewne niektórym znana z praktyki, a mainowicie szlaban. Zasłużyłam sobie na niego, nie mogę zaprzeczyć, ale miałam nadzieję, że przechytrzę mamę i będę buszować po necie na telefonie, jednak zmieniła mi hasło na wi-fi! i tak oto był odcięta od internetó, a dziś, aby dostałam hasło, przepisywałam rozdział z zeszytu w którym stworzyłam go na brudno. Zamieściłam tu kilka cytatów z książki, by móc przeskoczyć ważniejsze wydarzenia, ujętę jako wspomnienia w tym rozdziale i przygotować sobie grunt pod kończenie bloga. Nie umawiam się z wam na konkretną datę powstania nowego rozdziału, gdyż nie mam znowu ochoty czytać jaka to ze mnie bestia i w ogóle itepe itede, po prostu postaram się dodać go w jak najszybszym możliwym terminie, od pojawienia się 10 komentarzy :)
Pozdrawiam i czekam na opinię ^^