Ciężko jej było mu uwierzyć, ale przeczucia Harry'ego sprawdziły się
już wiele razy. Wyszli na korytarz i szybkim krokiem ruszyli w stronę
gabinetu Umbridge.
- A wy gdzie się tak spieszycie?
Ich oczom
ukazała się Ginny w towarzystwie Luny. Ruda widząc miny całej trójki od razu
domyśliła się, że coś jest nie tak. Hermionie przyszedł do głowy jeszcze
jeden pomysł. Nachyliła się nad uchem Ginny i wyszeptała:
- Harry uważa, że Voldemort porwał Syriusza.
Ginny
cicho jęknęła, ale szybko zakryła usta ręką i spojrzała na Harry'ego z
lekkim politowaniem. Chyba każde z nich myślało o tym samym - czy aby na
pewno Wybraniec i tym razem ma racje? Gryfonki spojrzały na siebie, a
starsza dziewczyna ponownie zaczęła szeptać:
- Chcecie nam pomóc? - Ginny
bez chwili namysłu kiwnęła głową, na znak że się zgadza. - Musimy dostać
się do gabinetu różowej ropuchy, Ron odwróci jej uwagę, zabierze gdzie
indziej, ale trzeba też ubezpieczać korytarz. Nie chcemy żeby ktoś z
uczniów, a tym bardziej ktoś z Brygady Inkwizycyjnej nas nakrył.
- Myślałam, że dasz mi mniej banalne zadanie - zachichotała lekko, po czym podeszła do Luny i zaczęła jej szybko coś objaśniać. Ron wyciągnął Umbridge z gabinetu pod pretekstem demolowania przez Irytka jednej z klas. Poszło mu to wyjątkowo szybko i sprawnie, ale cała trójka zdawała sobie sprawę, że to będzie najłatwiejsza część. Prawdziwym wyzwaniem dla Rona miało być zatrzymanie Dolores poza gabinetem na wystarczająco długi okres czasu, co w momencie gdy Ropucha zorientuje się, że blefował, może okazać się bardzo trudne. Nie mieli więc ani chwili do stracenia. Gdy tylko Ron wraz z profesor Umbridge zniknął z ich pola widzenia, wskoczyli pod pelerynę i podeszli do drzwi gabinetu. Nie trudno było je otworzyć, więc szybko wślizgnęli się do pomieszczenia. Hermione od razu uderzył w oczy wszechobecny róż, który zdawał się wręcz wylewać z każdego możliwego zakamarka. Różowe ściany, serwetki, dywany, a nawet różowe kotki na różowych talerzykach - od samego patrzenia poziom cukru we krwi się podnosił. Nie mieli teraz jednak czasu na debatowanie nad gustem (lub jego brakiem) Wielkiego Inkwizytora, bo ich zapas czasu kurczył się w zastraszającym tempie.
Harry klęknął przed kominkiem z RÓŻOWYM proszkiem Fiuu w dłoni. Kilka głębszych wdechów, chmura różowego pyłu i jego głowa zniknęła w płomieniach. Hermiona stała teraz sama przy kominku (no może nie całkiem sama, bo połowa Potter'a spoczywała kilka kroków dalej na dywanie) rozmyślając nad tym wszystkim, rozpamiętując każdy rok po kolei. Od tylu lat zmagają się z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i zapewne jeszcze wiele zmagań przed nimi. Wszystko staje się coraz bardziej skomplikowane i zagmatwane. Czasami łapała się nad tym, że zastanawiała się jak wyglądałoby jej życie, gdyby wtedy nie zaprzyjaźniła się z Harry'm. Czy byłaby zwykłą nastolatką, która miała takie same pragnienia i marzenia jak tysiące innych dziewczyn na świecie, a jej większość myśli zaprzątałyby imprezy i chłopcy? Może zostałaby przewodniczącą jakiegoś kółka, albo... Pokręciła głową, starając się odrzucić od siebie te myśli. Nigdy nie żałowała tego jak potoczyły się jej losy, ale ostatnimi czasy było jej po prostu trudno zmierzyć się z tym zadaniem, które z roku na rok coraz bardziej zarzynało spadać na ich barki. Zamyślona, przestała nasłuchiwać ostrzeżeń Ginny, więc nim się zorientowała, że ktoś wkradł się do gabinetu to zdążyła już zostać pozbawiona różdżki. Ktoś brutalnie przycisnął ją do ściany. Czuła okropny ból w okolicy łopatek, gdyż napastnik wywinął jej ręce do tyłu. Pochwycił ją za włosy i pociągnął jej głowę do tyłu. Mogła się tego spodziewać. Malfoy.
- Nasza wspaniała szlama Wszystko-Wiem-Granger wpadła w pułapkę.
Z ust blondyna wydobył się piskliwy śmiech. Hermiona kątem oka starała się rozejrzeć po gabinecie, lecz w tej pozycji nie było łatwe zadanie. Niechętnie wychyliła się bardziej w stronę swojego oprawcy by mieć większe pole widzenia. Pod ścianą stała grupa ludzi, co oznaczało, że reszta jej przyjaciół także została pojmana. Zdawało jej się, że widziała wśród nich także Nevilla, co akurat lekko ją zdziwiło, ale nie miała czasu na zastanowienie się nad tym, bo do gabinetu wróciła właśnie jego właścicielka.
- Nasza wspaniała szlama Wszystko-Wiem-Granger wpadła w pułapkę.
Z ust blondyna wydobył się piskliwy śmiech. Hermiona kątem oka starała się rozejrzeć po gabinecie, lecz w tej pozycji nie było łatwe zadanie. Niechętnie wychyliła się bardziej w stronę swojego oprawcy by mieć większe pole widzenia. Pod ścianą stała grupa ludzi, co oznaczało, że reszta jej przyjaciół także została pojmana. Zdawało jej się, że widziała wśród nich także Nevilla, co akurat lekko ją zdziwiło, ale nie miała czasu na zastanowienie się nad tym, bo do gabinetu wróciła właśnie jego właścicielka.
Reszta potoczyła się szybko, zbyt szybko. Umbridge, eliksir, Harry, Snape, broń dla Dumbledora, podróż do Zakazanego Lasu i w końcu lot na testralach do Ministerstwa. To dziwne, ale zawsze w takich sytuacjach mózg dziewczyny działał bez jej wiedzy, a ciało było tylko podwykonawcą. Adrenalina napędzała ją do działania, tym bardziej teraz, gdy mieli już pewność, że Syriusz jest w niebezpieczeństwie. Dopiero, gdy wszyscy dotarli do Ministerstwa, a wizja Harry'ego okazała się pułapką, dziewczyna oprzytomniała. Była wściekła, że pozwoliła sie w to wszystko wmanewrować. Powinna była to lepiej przemyśleć, upewnić się, ale zaufała wizjom Haryy'ego zamiast swojej intuicji. I oto, gdzie ich to doprowadziło!
Walka ze Śmieciożercami rozpętała się na dobre. Mimo, że Voldemorta nie było nigdzie widać, Gryfonka ciągle czuła jego obecność. Zaklęcia śmigały im nad głowami, dookoła leżało szkło z potłuczonych przepowiedni, a zakapturzone postacie w maskach pojawiały się dosłownie wszędzie i otaczały ich z każdej strony. Ich szansę malały z każdą sekundą, a napis Misja ratunkowa, jaki widniał na plakietkach, które dostali przy wejściu do budynku, już dawno powinien przekształcić się w Misja przetrwanie.
Wbiegli do małego, ciemnego gabinetu. Ona, Neville i Harry. Szybko zamknęli za sobą drzwi, ale zaledwie kilka sekund później otworzyły się one z hukiem i stanęli Śmierciożercy. Jednym zaklęciem odrzucili ich trójkę do tyłu. Granger uderzyła w półkę z książkami, które zaczęły spadać na nią kaskadami. Zanim udało jej się spod nich wydobyć, Harry i Neville oszołomili ich, a przynajmniej tak jej się wydawało. Spojrzała na swoich przyjaciół i już chciała coś powiedzieć, gdy strumień fioletowego światła uderzył wprost w jej klatkę piersiową. Z jej ust wydobyło się tylko ciche ojej. Hermiona poczuła jakby wszystkie komórki jej ciało nagle zostały zamrożone, nie mogła się poruszyć i bezwładnie opadała twarzą na kafelki. 3,2,1...Głowa Granger z łoskotem uderzyła w podłogę. Dziewczyna straciła przytomność, a ostatnią myślą jaka pojawiła się w jej głowie, była myśl o Fredzie.
Biegła ile sił. Ziemia naokoło niej wirowała od pyłu i gruzów. Nigdzie go nie było, nie mogła go znaleźć, ale wiedziała że on gdzieś tam jest.
-Fred! Fred, odezwij się!
Cisza. Głucha pustka wypełniająca cały teren. Wszystkich żywych, rannych i ciała martwych przetransportowano już z terenów Hogwartu, ale ona czuła, że dalej tu jest. Fala rozpaczy zaczęła miotać jej ciałem, uklękła i zaczęła przewalać gruz, raniąc przy tym całe dłonie.
-Frree...Frreed!
Dalej cisza. Wstała. Krew ściekała jej po dłoniach, ale nie zwracała na to uwagi. Wsłuchiwała się w tę ciszę, czujna nikim dzikie zwierzę. I nagle, usłyszała go! To na pewno był Fred, to musiał być jego głos! Cała energia powróciła do niej i ponownie zaczęła biec. Każdy kolejny krok przypłacała upadkiem, wywracała się, potykała, ale biegła...choć sama do końca nie była pewna gdzie.
Zobaczyła go, w końcu go zobaczyła... leżał tam, w kałuży krwi i z poszarpanymi ubraniami. Jego usta poruszały się niemo, a z ruchu warg można było odczytać, że wymawia jej imię. Podbiegła do niego i zanosząc się szlochem, wyszeptała:
-Freed...mój Freed...
Na twarzy rudzielca pojawił się uśmiech, choć nie do końca można było nazwać ten grymas uśmiechem.
-A jednak mnie znalazłaś, wiedziałem, że po mnie wrócisz...wiedziałem...- chwycił ją za dłoń, a ona cicho jęknęła. Całe jej dłonie pokryte były zadrapaniami, ale w tej chwili była to błahostka.
-Freed...mój Freed...
Na twarzy rudzielca pojawił się uśmiech, choć nie do końca można było nazwać ten grymas uśmiechem.
-A jednak mnie znalazłaś, wiedziałem, że po mnie wrócisz...wiedziałem...- chwycił ją za dłoń, a ona cicho jęknęła. Całe jej dłonie pokryte były zadrapaniami, ale w tej chwili była to błahostka.
Wyciągnęła różdżkę i zaczęła odczyniać jakieś czary nad rudzielcem, jednak na nic to się zdało.
- Czemu...czemu to nie działa?! Freed...co...co oni ci zrobili?
Tym razem uśmiechnął się naprawdę, uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił - uwodzicielsko i rozbrajająco. Dalej trzymał jej dłoń, ale uścisk jakby lekko osłabł.
- Hermiono, przecież wiesz, że ja nie żyję. Nie pomożesz mi już, ale pamiętaj, że cię kocham. Tylko ciebie tak kochałem i pragnąłem spędzić z tobą resztę życia. Mimo tego, że nie było nam to dane, będę zawsze przy tobie...
-To nie prawda! Ty żyjesz, przecież rozmawiam z tobą. Uleczę cię i wrócimy razem do domu. Założymy rodzinę, będziemy mieli dzieci i będziemy szczęśliwi, aż do końca...
- Hermiono, koniec już nadszedł. Musisz się w końcu z tym pogodzić. Ja nie żyję, rozumiesz? NIE ŻYJĘ! - podniósł się i uklęknął przed nią, jego rany były dalej widoczne, ale nie sączyła się z nich krew - Jesteś taka mądra, taka piękna, nie możesz pozwolić by smutek zapanował nad twoim umysłem...musisz walczyć, jeśli nie dla siebie, to dla mnie Mionko - starł łzy z jej policzka i musnął lekko jej wargi.
- Jaa...ja nie chcę Fred...nie chcę tak żyć....zawaliłam, wszystko zawaliłam...zajmowałam się wszystkim, tylko nie nami...bałam się poważnego związku, bałam się kochać...a teraz...teraz jest już tak cholernie za późno... to moja wina, wszystko to moja wina...
Zaczęła płakać, a on objął ją mocno i przytulił do siebie. Pocałował ją w czoło i powiedział:
- Na mnie już czas...pamiętaj, że zawsze będę przy tobie...mimo wszystko...bez względu na to... na to co się stanie...jeszcze wiele możesz zmienić...moja mała czarownico.
Roześmiał się i wstał. Wyciągnął dłonie i podniósł ją.
-Dasz radę, ja w ciebie wierzę...strasznie mi cię tu brakowało...chyba jednak się myliłem...może to nie ja jestem twoim przeznaczeniem - podniósł dłoń zaciśniętą w pięść do ust i lekko ją zagryzł. Chciał coś powiedzieć, ale widocznie nie mógł tego zrobić. Jedna, samotna łza zaczęła spływać po jego policzku. Podszedł do niej i pocałował ją tak namiętnie, jak nigdy jeszcze tego nie robił .
- Czemu...czemu to nie działa?! Freed...co...co oni ci zrobili?
Tym razem uśmiechnął się naprawdę, uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił - uwodzicielsko i rozbrajająco. Dalej trzymał jej dłoń, ale uścisk jakby lekko osłabł.
- Hermiono, przecież wiesz, że ja nie żyję. Nie pomożesz mi już, ale pamiętaj, że cię kocham. Tylko ciebie tak kochałem i pragnąłem spędzić z tobą resztę życia. Mimo tego, że nie było nam to dane, będę zawsze przy tobie...
-To nie prawda! Ty żyjesz, przecież rozmawiam z tobą. Uleczę cię i wrócimy razem do domu. Założymy rodzinę, będziemy mieli dzieci i będziemy szczęśliwi, aż do końca...
- Hermiono, koniec już nadszedł. Musisz się w końcu z tym pogodzić. Ja nie żyję, rozumiesz? NIE ŻYJĘ! - podniósł się i uklęknął przed nią, jego rany były dalej widoczne, ale nie sączyła się z nich krew - Jesteś taka mądra, taka piękna, nie możesz pozwolić by smutek zapanował nad twoim umysłem...musisz walczyć, jeśli nie dla siebie, to dla mnie Mionko - starł łzy z jej policzka i musnął lekko jej wargi.
- Jaa...ja nie chcę Fred...nie chcę tak żyć....zawaliłam, wszystko zawaliłam...zajmowałam się wszystkim, tylko nie nami...bałam się poważnego związku, bałam się kochać...a teraz...teraz jest już tak cholernie za późno... to moja wina, wszystko to moja wina...
Zaczęła płakać, a on objął ją mocno i przytulił do siebie. Pocałował ją w czoło i powiedział:
- Na mnie już czas...pamiętaj, że zawsze będę przy tobie...mimo wszystko...bez względu na to... na to co się stanie...jeszcze wiele możesz zmienić...moja mała czarownico.
Roześmiał się i wstał. Wyciągnął dłonie i podniósł ją.
-Dasz radę, ja w ciebie wierzę...strasznie mi cię tu brakowało...chyba jednak się myliłem...może to nie ja jestem twoim przeznaczeniem - podniósł dłoń zaciśniętą w pięść do ust i lekko ją zagryzł. Chciał coś powiedzieć, ale widocznie nie mógł tego zrobić. Jedna, samotna łza zaczęła spływać po jego policzku. Podszedł do niej i pocałował ją tak namiętnie, jak nigdy jeszcze tego nie robił .
- Tego się bałaś, prawda? Pocałunki nie są takie straszne, zwłaszcza, gdy całujesz się z takim cudem jak ja.
Uśmiechnęła się, pierwszy raz od dwóch lat się uśmiechnęła. On też odwzajemnił ten uśmiech..
- Bądź silna - spojrzał na nią po raz ostatni, po czym zniknął, a ona poczuła, że cały świat znów wiruję.
Uśmiechnęła się, pierwszy raz od dwóch lat się uśmiechnęła. On też odwzajemnił ten uśmiech..
- Bądź silna - spojrzał na nią po raz ostatni, po czym zniknął, a ona poczuła, że cały świat znów wiruję.
Siedziała z powrotem na kozetce w Szpitalu Świętego Munga, zawinięta w kaftan z nieprzytomnym wzrokiem wbitym w podłogę i powtarzała wciąż te same słowa:
-Dasz radę, dasz radę Hermiono...
Kolejna wizja przemknęła jej przed oczami - zobaczyła jak upuszcza przepowiednie, a w jej uszach rozbrzmiały słowa w niej zawarte: ,,Szczęście jest ulotne, po latach smutku i nienawiści, i na twoim niebie zaświeci słońce....ale kto wie, czyje słońce to będzie" . A dalej...dalej była już tylko wszechobecna ciemność.
-Dasz radę, dasz radę Hermiono...
Kolejna wizja przemknęła jej przed oczami - zobaczyła jak upuszcza przepowiednie, a w jej uszach rozbrzmiały słowa w niej zawarte: ,,Szczęście jest ulotne, po latach smutku i nienawiści, i na twoim niebie zaświeci słońce....ale kto wie, czyje słońce to będzie" . A dalej...dalej była już tylko wszechobecna ciemność.
~~
Tak wiem, nic z niego nie rozumiecie. Pokombinowałam, namąciłam, popsułam...chciałam dodać rozdział jak najszybciej, bo oddali mi komputer z naprawy wczoraj, a nie tak jak obiecywali. Przeprasza...wiem że nie wyszedł..
PS.Nie opisałam walki itp. bo stwierdziłam, że wszyscy znacie jej rozwój
PS2 wiem że jest mnóstwo błędów i powtórzeń, ale jutro to poprawie, bo chciałam jak najszybciej dodać rozdział, a nie miałam zbyt wiele czasu.
OdpowiedzUsuńCzemu to wygląda jak koniec opowiadania? ;-; czemu Fred umarł? Czemu Hermiona ma kaftan bezpieczeństwa na sobie? Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Musi :) pozdrawiam i że zniecierpliwieniem czekam na odpowiedź ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Jak wam się nudzi i macie duzo wolnego czasu zapraszam do siebie XD lily-hogwart.blogspot.com
Jejuś nie myślałam, że tak was przestrasze. Oczywiście to nie koniec, ja się dopiero rozkręcam:D
UsuńCzy to koniec?!?!?!?!? Czy Fred umarł?!?!?!
OdpowiedzUsuńPowiedz, że nie! Powiedz!
Tak się przywiązałam do waszego opowiadania, że będzie mi przykro jeśli to koniec :( :(
Super rozdział, wręcz zajebisty, tylko powiedzcie mi, że to nie koniec ;-;
Weny ;*****
Niech to się rozwiąże
Pozdrawiam, wasza fanka ^^
~Raini ♥
Jak miło czytać, że komuś tak zależy na naszym opowiadaniu <3 <3
UsuńOczywiście to nie koniec, wszystko się wyjaśni w następnym rozdziale;)
Ufff.... jakże mi ulżyło :D.
UsuńEJ!!!!!!! Nie mów ze Fred zginął!!! On ma żyć z Hermioną długo i szczęśliwie !!! Następny rozdział proszę!! :D
OdpowiedzUsuńNie no, nie mogłabym w taki sposób zabijnąć mojego Freda <3
UsuńNastępny rozdział wszystko wyjaśni, już zaczynam pisać:)
OdpowiedzUsuńRozdział jest super. :D W ciekawy sposób opisałaś ten chaos, który kręcił się wokoło Hermiony. ;DSzczerze, ja dopiero po 3 czytaniu gdy natknęłam się na to zdanie: "Wszystkich żywych, rannych i ciała martwych przetransportowano już z terenów Hogwartu..." i końcówkę rozdziału to ja już wiem wszystko, ale nie będę wam zdradzać wyjaśnienia. Pozdrawiam! Czekam na nowy rozdział. :D
Genialne opowiadanie... Z początku myślałam, że to nie dla mnie, jednak zaciekawiłam się... Jutro wezmę się za resztę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Teraz to już ryczę jak jakiś bóbr... Jeeejuuu, to było takie wzruszające, śliczne, cudne!!! Dalej kurde rycze, i chyba za szybko nie przestane. Naprawdę cudooo ❤️❤️
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieeeplutko ❤️
~Dziurkacz
Ps: wiem, trochę jakby nieskładnych ten komentarz, ale nic sensowniejszego nie wykrztuszę ❤️