Otworzyła
oczy. Czuła jak po jej twarzy i plecach spływają stróżki potu. Chciała podnieść
rękę by zdjąć kosmyk włosów, który przykleił jej się do czoła, ale nie mogła
się ruszyć. Jej oddech przyspieszył: Tylko nie kaftan...błagam, niech
to nie będzie kaftan bezpieczeństwa! - ta jedna myśl jak mantra
odbijała się echem w jej głowie. Niepewnie spojrzała w dół, ale zobaczyła tylko
ciasno otulającą ją pościel. Czyli to wszystko to był tylko sen! Odetchnęła
z ulgą i zaczęła wygrzebywać się spod kołdry. Tępy, pulsujący ból przeszył jej
skronie. Zaczęła je rozmasowywać, a ból powoli zaczął odchodzić.
Wyjrzała
przez okno - pozycja słońca wskazywała na to, że jest już południe. Rozejrzała
się po pomieszczeniu. Bez wątpienia było to skrzydło szpitalne. Dziwne jednak
wydało jej się, że nikogo nie ma przy jej łóżku. Nie żeby było to ich obowiązkiem,
ale zazwyczaj gdy któremuś ze Złotej Trójki coś się stało, pozostała dwójka
czuwała obok. Uznała to za zły znak. Gdyby byli ranni to zapewne też leżeliby
tutaj, a skoro nie ma ich w tej sali to może oznaczać najgorsze, czyli mogą już
nie żyć. Ewentualnie są właśnie torturowani i więzieni przez Śmierciożerców,
albo co gorsza - przez samego Voldemorta! Jak najszybciej musiała się
dowiedzieć co się stało w Ministerstwie po tym, gdy straciła przytomność, a
przede wszystkim chciała wiedzieć co z jej przyjaciółmi. Nerwowo zaczęła
rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swoich ubrań, ale jak na złość,
nigdzie ich nie było. Do pomieszczenia weszła uśmiechnięta pani Poomfrey, ale
widząc przerażenie malujące się na twarzy pacjentki, szybko spochmurniała:
-
Spokojnie złotko! Twoim przyjaciołom nic nie jest. Wczoraj rano wypisałam pana
Weasley i Pottera.
Hermiona usiadła na łóżku. Dłonie nadal jej drżały, a do oczu napłynęły łzy,
jednak wewnątrz poczuła jakby ogromny kamień spadł z jej serca. Żyją. Są
bezpieczni. W momencie, gdy przez jej głowę przeszły myśli o tym, że mogła
ich stracić... Nie potrafiła opisać słowami tego uczucia. Wszystko zaczęło
wydawać jej się przerażające i bezsensowne. Po tych wszystkich latach nie
potrafiła wyobrazić sobie siebie bez nich. Tworzyli spójną całość. Bez nich nic
nie znaczyła. Pielęgniarka odchrząknęła, przypominając o swojej obecności.
- Od wczoraj, aż do dzisiejszego poranka był tu kolejny z Weasleyów. Nie
odstępował nawet na krok od twojego łóżka. Jednak po tym swoim ostatnim
wybryku, musiał opuścić szkołę -
Popatrzyła
na dziewczynę i gdy zauważyła, że jej policzki lekko się zarumieniły dodała:
-Zresztą, nie dziwię mu się, że za tobą szaleje. Z roku na rok coraz ładniejsza
z ciebie pannica - zaśmiała się przyjaźnie i machnąwszy różdżką, przywołała
ubrania Hermiony na krzesło.
Jej zachowanie bardzo Gryfonkę zdziwiło, gdyż pani Poomfrey była z natury dość
oschłą i surową kobietą. Postanowiła wykorzystać jej dobry nastrój na uzyskanie
jak największej ilość informacji o wydarzeniach z Ministerstwa:
- Przepraszam, a wie pani może co tam się wydarzyło? Po tym jak straciłam
przytomność.
- Chciałaś powiedzieć, po tym jak upadłam głową na kafelki, roztrzaskując sobie
przy tym nos i zapewniając pękniecie czaszki?
- Ja...to
by wyjaśniało dlaczego cały czas pulsuje mi w skroniach.
- I tak
miałaś wiele szczęścia. Taki upadek mógł skończyć się o wiele gorzej. Nie
jestem pewna czy powinnam cię już wypuszczać, skoro nadal odczuwasz pulsowanie.
Hermiona szybko pokręciła przecząco głową.
- Nie, naprawdę to nic takiego. Muszę stąd wyjść i jak najszybciej znaleźć
Harry'ego. Dam sobie radę, dziękuje pani.
Pielęgniarka przez chwilę uważnie jej się przyglądała. Granger miała wrażenie,
że w jej oczach znajduje się rentgen, którym właśnie skanuje jej czaszkę w celu
upienienia się, czy aby na pewno złamanie się już zrosło.
- Dobrze, pan Potter teraz na pewno potrzebuje bliskich mu osób. Biedaczek,
bardzo słabo to wszystko zniósł. Nie wiedziałam, czy aby na pewno powinnam go
była wypisać, ale...
Hermiona przestała słuchać zaraz po słowach bardzo słabo to zniósł.
To oznaczało, że jednak wydarzyło się coś złego, a nawet bardzo złego. Poczuła,
że kręci jej się w głowie, ale nie chciała dać po sobie nic poznać. Spojrzała
na kobietę, starając się zachować pełen spokój.
- Słabo zniósł co? Co stało się Harry'emu?
Uzdrowicielka posmutniała, co tylko wpędziło Hermiono w jeszcze większe
przerażenie.
- Podczas walki w Ministerstwie oprócz was i Śmierciożerców pojawili się także
aurorzy i członkowie Zakonu Feniksa. Był z nimi też Black. Przybyli was
ratować, bo w innym przypadku pewnie byśmy teraz nie rozmawiały - rzuciła jej
oskarżające spojrzenie, które miało uświadomić jej za jak bardzo
nieodpowiedzialne uważała ich zachowanie. - Śmierciożercy nie mieli zamiaru się
poddać, więc rozpętała się walka, która była bardzo zacięta. I wtedy ta cała
Lestrange, czy jak ją tam diabeł zwał, rzuciła zaklęciem w Blacka. Chyba go
zabiła, a może tylko trafiła, no nie ważne. Po tym wpadł za jakiś dziwny łuk,
który był w sali w której walczyli i ślad po nim zaginął. Pamiętam go jeszcze z
czasów, gdy chodził do Hogwartu...Ah, szkoda go. Ich wszystkich szkoda, taka
przyjaźń...Najpierw James, teraz on. Świat jest strasznie niesprawiedliwy.
Granger teraz już nie starała się ukryć łez. Uzdrowicielka uznała za
odpowiednie zostawienie jej samej, chociaż może powodem wcale nie były dobre
maniery, a fakt, że na wspomnienie tych wesołych, młodych chłopców po których
teraz zostały jedynie te samotne wspomnienia w pamięci tych, którzy mieli
szczęście ich poznać, w jej oczach także pojawiły się łzy, więc udała się w
stronę swojego gabinetu.
W głowie
Hermiony zapanował chaos. Syriusz nie żyje. Człowiek, któremu wyruszyli na
ratunek, zginął z ich winy. Przecież to nie mogło być prawdą. Miała nadzieję,
że to tylko kolejny z koszmarów z którego w końcu się obudzi. Nagle święta
Wielkanocne spędzone na Grimmauld Place zaczęły zdawać się być wydarzeniem
odległym o całe wieki. Przed oczami majaczyła jej twarz Syriusza, który unosił
kielich i mrugał do nich porozumiewawczo, tak by Molly nic nie zauważyła. Tak
bardzo się wtedy cieszył z ich obecności. Wieczorami, gdy pani Weasley kładła
się spać, siadał z nimi przy kominku i opowiadał o przygodach Huncwotów.
Podczas tych opowieści w jego oczach pojawiał się prawdziwy zapał, a w sylwetce
znów można było wychwycić cień młodzieńczego wigoru. Była pewna, że wiele
takich wieczorów jeszcze przed nimi. Dostała nauczkę, że niczego w życiu nie
można być pewnym.
Jej policzki stały się już całe mokre, a łzy kapały na pościel. Chciała
je powstrzymać, ale nie była w stanie. Nie mogła uwierzyć, że Syriusz naprawdę
nie żyje. Żal było jej Harry'ego, bo wiedziała, że na pewno teraz uważał się za
jedyną osobę winną jego śmierci. Potter dopiero co go odzyskał, pierwszy raz w
życiu miał szansę mieć prawdziwą rodzinę, kogoś do kogo będzie chciał wracać na
wszelkie świąteczne przerwy i wakacje. Nieraz słyszała z jakim entuzjazmem
Harry mówił o tym, że kiedyś zamieszka z Syriuszem, a teraz wszystko to
przepadło. Myśl o Harry'm sprawiła, że udało jej się opanować płacz. Powinna
być teraz przy nim, być dla niego wsparciem. Zebrała w sobie resztki siły,
starając się odgonić nawracające wciąż wspomnienia i uśmiechniętą twarz Łapy.
To co musiała jak najszybciej zrobić, to odnaleźć swoich przyjaciół.
Wzięła
ubrania z krzesła. Zasłoniła parawan i zdjęła szpitalną piżamę. Jak się
okazało, przyszło jej to z wielkim trudem. Każdy ruch sprawiał jej dyskomfort.
Całe jej ciało pokrywały liczne siniaki i otarcia, które dawały o sobie znać
przy nawet najdrobniejszych czynnościach. Czuła się obolała i rozbita, ale ból
fizyczny był niczym w porównaniu z tym, jak bardzo rozdarta czuła się
wewnątrz. Ubrała się, wcisnęła różdżkę do kieszeni i wyszła. Zastanawiała
się, gdzie obecnie mogą się znajdować. Najbardziej prawdopodobnymi
lokalizacjami były błonia lub Pokój Wspólny. Postanowiła zacząć od tego
drugiego. Po pierwsze dlatego, że były większe szanse na to, że są właśnie tam,
a po drugie - czuła się zbyt zmęczona i słaba by iść, aż na błonia, a Pokój
Wspólny znajdował się o wiele bliżej.
Przemierzała
korytarze, a rozemocjonowane rozmowy dobiegające ze wszystkich stron
przypomniały jej o tym, że już za kilka dni rozpoczną się wakacje. Ostatnie
wakacje, które spędzi z rodzicami. A może w ogóle będą to jej ostatnie wakacje?
W świetle ostatnich wydarzeń zaczynała rozumieć, że musi być gotowa na
wszystko, a wcale nie była pewna czy taka się właśnie czuje.
Podała hasło Grubej Damie i weszła do Pokoju. Szybko
zlustrowała go wzrokiem, ale wśród zgromadzonych nigdzie nie zauważyła żadnej
rudej czupryny. Czyli jednak Błonia. Westchnęła z rezygnacją i ponownie
obróciła się w stronę wyjścia, ale szybko dalsze poszukiwania okazały się
niepotrzebne, bo chłopcy przechodzili właśnie przez dziurę pod portretem.
- Harry!
Rzuciła mu się na szyję i nie zważając na ból, z całej siły go przytuliła.
Potter odwzajemnił uścisk. Stali tak przez chwilę w milczeniu, wtuleni w
siebie. Hermiona chciała dać mu w ten sposób znać, że jest przy nim, że może na
nią liczyć. W końcu Harry odsunął się od niej i zaczął jej się z uwagą
przyglądać. Ron w milczeniu stał obok. Po jego twarzy widać było, że chciał coś
powiedzieć, ale sam chyba nie był pewien jakie słowa byłyby w tej sytuacji
adekwatne.
- Jesteś nadal blada. Czy na pewno dobrze się już czujesz, Hermiono?
Bo...ja...ja nie wybaczyłbym sobie, gdyby tobie także coś się stało - wydukał w
końcu Harry, gdy już skończył jej się przyglądać.
Dopiero, gdy wpadające przez okno promienie słoneczne padły na twarz chłopaka,
zobaczyć można było jak wielkie zmęczenie się na niej maluje. Podkrążone i
przekrwione oczy, włosy w jeszcze większym niż zwykle nieładzie i koszulka w
paskudnym, wyblakłym, szarym kolorze - wszystko to pokazywało w jak opłakanym
stanie psychicznym się znajdował. Hermiona poczuła ogromny przypływ żalu i
wściekłości na los. Harry nie zasługiwał na to wszystko co go spotykało.
Przepełniało ją poczucie niesprawiedliwość, bo Potter był dla niej jak brat, a
to wszystko co go dotknęło byłoby ciężkie do udźwignięcia przez tuzin osób, a
co dopiero przez jednego, samotnego nastolatka. Harry chyba zauważył jej
współczujące spojrzenie. Zacisnął usta w wąską linię, a mięśnie na jego żuchwie
niebezpiecznie się napięły. Granger szybko się zreflektowała i zanim zdążył
cokolwiek powiedzieć, odpowiedziała na zadane przez niego chwilę wcześniej
pytanie:
- Czuję się już naprawdę w porządku. Dobrze wiecie, że w innym przypadku pani
Poomfery nie wypuściłaby mnie ze skrzydła - zmusiła się do uśmiechu. - A wy?
Słyszałam, że też byliście w Skrzydle? Chodźcie, usiądziemy.
Najbliższa nich kanapa właśnie się zwolniła, więc udali się w jej stronę.
Hermiona usiadła obok Harry'ego, a Ron przysiadł z boku kanapy, jakby nadal nie
był pewny czy w czymś im nie przeszkadza. Granger zaczynało irytować jego
zachowanie. Chociaż nadal w jej pamięci żywe były wspomnienia o tym jak ją
potraktował, to mimo wszystko tęskniła za nim - za ich przyjaźnią, jego głupimi
żartami i mówieniem z pełnymi ustami. Wiedziała, że nadeszły czasy w których
czekają ich o wiele większe problemy i lepiej będzie stawić im czoła wspólnie.
- Ron, a ty? Jak się czujesz? Wtedy, gdy uciekaliśmy coś cię zaatakowało.
Wydawało mi się, że były to mózgi, ale nie wiem czy to nie upadek coś mi
pomieszał, bo to było naprawdę dziwne.
Weasley wydawał się szczerze zdziwiony tym, że Hermiona o coś go zapytała, ale
jednocześnie można było odnieść wrażenie, że tylko na to czekał. Zaczął z
entuzjazmem i szczegółami opowiadać o ataku mózgów. O tym jak przyssały się do
niego i oplotły swoimi obślizgłymi, różowymi mackami. Hermiona starała się
skupić na tym co mówił, ale w jej głowie właśnie pojawił się komentarz jakim
zapewne skomentowaliby całą sytuację bliźniacy. Oczami wyobraźni widziała Freda
i George'a stojących za fotelem, z opartymi na jego oparciu łokciami, którzy
kwitują historię Ronalda komentarzem w stylu - I tak oto, w końcu, nasz
braciszek dorobił się jakiegoś mózgu. Wizja ta rozśmieszyła ją na
tyle, że ciężko było jej powstrzymać się przed uśmiechnięciem. Prawy kącik jej
ust uniósł się w pół uśmiechu, ale całe szczęście Ron był zbyt zaabsorbowany
swoją historią, by to zauważyć. Harry natomiast, wydawał się być nieobecny.
Słowa przyjaciela przepływały koło niego, w ogóle do niego nie docierając. Nie
mógł już o tym słuchać. Nie chciał już nigdy więcej wracać do wydarzeń z
Ministerstwa. Wydarzeń, które nigdy nie miałyby miejsca, gdyby nie jego
naiwność. Zerwał się na równe nogi.
- DOSYĆ! - wykrzyknął.
Hermiona i Ron zamarli w bezruchu. Wszystkie rozmowy ucichły, a Pokój Wspólny
pogrążył się w milczeniu. Teraz wszystkie oczy skierowane były na Harry'ego,
który od razu pożałował swojego zachowania. Ostatnie czego teraz chciał to
bycie w centrum uwagi.
- Ja...przepraszam. Po prostu nie chcę więcej słuchać o Ministerstwie...o
tamtej nocy i o... - głos uwiązł mu w gardle, nie był w stanie wymówić imienia
swojego ojca chrzestnego. Odchrząknął: - ...o nim.
Przyjaciele szybko przytaknęli, ale nim którekolwiek z nich zdążyło cokolwiek
powiedzieć, Potter dodał:
- Muszę się przejść. Obiecałem odwiedzić Hagrida - Hermiona już zaczęła
podnosić się z kanapy. - Sam.
Po czym szybko obrócił się i ruszył w stronę wyjścia z Pokoju. Granger ponownie
opadła na kanapę, czego szybko pożałowała, bo pulsowanie w skroniach znów dało
o sobie znać. Spojrzała na Ronalda, a on od razu wiedział, czego będzie od
niego oczekiwać. Spochmurniał, ale wiedział, że to nieuniknione i nie ma sensu
odwlekać tego momentu:
- Dobra. Opowiem ci wszystko co wiem, ale też nie jest tego za wiele.
Kolejne dni mijały im na pakowaniu i
pilnowaniu Harry'ego, którego trzeba było zmuszać do jakichkolwiek innych
czynności niż siedzenie i wpatrywanie się w ścianę. Jednak spokoju nadal nie
dawał jej także sen, który miała tej feralnej nocy w
Ministerstwie, gdy przeżyła bliższe spotkanie z podłogą. Nic w tej dziwnej
wizji nie miało sensu, ale na samo wspomnienie jej odczuła ogromną tęsknotę.
Poczuła jak bardzo jej go brakuje, jak bardzo czuje się samotna i tylko on -
Fred, mógłby to zmienić. Wystarczyłaby chwila spędzona w jego ramionach, by
wszystko zaczęło wydawać się łatwiejsze. Przypomniała sobie zgliszcza Hogwartu,
które wtedy zobaczyła, a wśród nich jego, wykrwawiającego się wśród popiołów.
To wystarczyło by nadeszło otrzeźwienie. Czymkolwiek była ta wizja, był to
tylko kolejny znak związany z tym, że podjęła dobrą decyzję. Nie mogła go
narażać. Podjęła decyzję a teraz musi być twarda i w niej wytrwać. Ona -
Hermiona Granger da radę...przetrwa.
***
,,Szczęście
jest ulotne, po latach smutku i nienawiści i na Twoim niebie zaświeci
słońce....ale kto wie, czyje słońce to będzie..."
Siedziała na łóżku ciężko dysząc. Słowa przepowiedni
dalej rozbrzmiewały w jej głowie. Od czasu wizyty w Ministerstwie każda noc
wyglądała tak samo. Gonitwa wśród krętych, ciemnych korytarzy, niebieskie
światło na końcu jednego z nich - tak niebieskie, że aż oślepiające i rażące,
ale jednocześnie na swój sposób pociągające. Gdy tylko wchodziła w krąg tego
światła, korytarze zostawały zastąpione przez zgliszcza Hogwartu. Unoszący się
w powietrzu pył drażnił jej nozdrza. A potem rozlegały się słowa przepowiedni,
które niosły się echem po całych błoniach, coraz bardziej ją otaczając,
oplatając i zdając się miażdżyć każdą komórkę jej ciała.
Tak, te
sny stanowczo nie należały do przyjemnych, a Hermiona zaczynała już odczuwać
skutki nieprzespanych nocy. Uraz głowy, którego doznała w Ministerstwie, zaczął
mocniej dawać się we znaki, a zmęczenie sprawiało, że coraz ciężej było jej
radzić sobie z emocjami.
Spojrzała
w okno - księżyc był w pełni, a całe niebo pokryto były gwiazdami. Dłuższe
turlanie się po łóżku wydało jej się bezsensowne. Wiedziała, że tutaj już na
pewno dzisiaj nie zaśnie. Ciepło z kominka i cicho trzaskające w nim drewno
były jej jedyną nadzieją. Po pierwsze, ponieważ ten dźwięk sam w sobie był dla
niej uspokajający, a po drugie dlatego, że to miejsce kojarzyło jej się z
nocami spędzonymi w ramionach Freda, gdy jedyne co słyszała to jego miarowy
oddech i dźwięk dogasające w kominku ognia.
Wstała, na
ramiona narzuciła koc i jak najciszej udała się w stronę wyjścia z
pomieszczenia. Poszła do Pokoju Wspólnego, a wchodząc tam uświadomiła sobie, że
to jej ostatni dzień w Hogwarcie. Nie tak chciała zakończyć ten rok szkolny,
ale wszystko co się wydarzyło sprawiło, że faktycznie chciała, żeby koniec już
nadszedł. Czuła się zmęczona, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Wszystko
zaczynało ją przytłaczać, a w domu rodzinnym problemy choć na chwilę zdawały
się być o wiele bardziej odległe niż tutaj. Do niedawna była pewna, że połowę
wakacji spędzi na Grimmaud Place, ale teraz, gdy Syriusz...odszedł, nie była
pewna czy kiedykolwiek jeszcze chciałaby tam być.
Usiadła w
fotelu naprzeciwko kominka, w którym nadal palił się tańczyły czerwone ogniki.
Domyślała się, że to sprawka Zgredka, który pewnego razu zauważył, że zdarza
jej się tutaj sypiać. Od tej pory, dziwnym trafem ogień w kominku palił się
całą noc. Uśmiechnęła się na myśl o tym, jakie to z jego strony miłe. Otuliła się
szczelniej kocem, gdy nagle usłyszała za sobą kroki. Chciała się obrócić, ale
czyjeś dłonie zasłoniły jej oczy.
- Zgadnij, kim jestem? - wyszeptał jej wprost do ucha tajemniczy, męski głos.
- Jedyną osobą, której w tej chwili potrzebuje.
Ręce nieznajomego osunęły się na barki dziewczyny. Obróciła się by lepiej
widzieć twarz Freda. Nagle w jej oczach pojawiło się przerażenie, a tajemnicze
dłonie zacisnęły się na jej szyi. Czuła jak jej płuca rozpadają się na miliony
kawałków, a serce w piersi łomocze się jak oszalałe, próbując ratować się przed
nieuchronnym...
Super rozdział :D Jak mogłaś skończyć w takim momencie?
OdpowiedzUsuńjestem zuuuuuą autorką muahaha budujemy napięcie, kochana ;D
UsuńO co do ch@#$%y chodzi?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny rozdział!
Pozdrówka!
RosePs
napiszę wszystko i ...może wszystko wyjaśnię..może..teraz trzymam was troszkę w niepewności ;D
UsuńZacznijmy od strony formalnej. Nie "Chodź Harry", tylko "Choć Harry" i "poza tym", a nie "pozatym". Koniec części formalnej.
OdpowiedzUsuńBudujemy napięcie, co? Ale dawaj szybko kolejny, bo chcę wiedzieć, kto ją dusi! :D
Pozdrawiam i życzę weny,
be happy!
matkoo takie banalne błędy, aż mi wstyd za siebie, ale cały rozdział pisałam na telefonie i nie dojrzałam wszystkich błędów, więc już poprawiam;)
Usuńaa nie ma tak łatwo-musi być trochę napięcia hah
Ojojojojoj ;-; nie wiem który to komentarz, ale po nim właśnie chce tu widzieć nowy rozdział, bo umrę z ciekawości, a tego byście nie chciały... Prawda? ;-;
OdpowiedzUsuńO kurde, "ratować przed nieuchronnym....." to będzie jej jakiś wróg, bo Fred by ją przecież nie chciał udusić? Poza tym ciekawy rozdział. Całe szczęście, że Fred nie umarł. :D
OdpowiedzUsuńZabiję Cię za to zakończenie...
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział super, tylko trochę krótki ;-;.
Jak mi ulżyło, że to był tylko sen :)
Omgomgogmogmgomg dodawaj kolejny szybko, bo jest już 5 komów.
Pozdrawiam i z całego serca życzę weny ;**
Wasza Raini ^^
Jak mogłaś! Nie kończy się w takim momencie! Ja tu wytrzymać nie mogę! Dodaj szybko następny rozdział, bo zeświruje! :D
OdpowiedzUsuń