Sowa

Witajcie kochani :D Blog jest już zakończony, ale nadal będzie mi niezmiernie miło jeśli ktoś go będzie czytał, a tym bardziej zostawiał po sobie jakieś komentarze ;)
Miłego czytania życzę :D

PS. Znajdziecie mnie także na Wattpadzie, gdzie obecnie powoli przenoszę rozdziały z tego bloga, więc jeśli ktoś woli to zapraszam:
https://www.wattpad.com/story/244116267-fremione-jak-tw%C3%B3rca-kanarkowej-krem%C3%B3wki-namiesza%C5%82

PS2 Teraz, z perspektywy czasu widzę wiele błędów i tego jak wiele ciekawych fragmentów nie zostało w odpowiedni sposób rozwiniętych, dlatego podczas przenoszenia rozdziałów na Wattpad na pewno wiele się w nich zmieni, pojawi się tutaj wiele dodatkowych wątków i zmian w fabule ;)

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 24 -Trucizna cz.1

Wybranie któregokolwiek z tej dwójki było dla niego niemożliwe. Zgodził się tylko i wyłącznie dlatego, że miał nadzieję w ten sposób wywalczyć kolejne kilka minut, ale Lucjusz nie wydawał się chętny czekać ani chwili dłużej. 

– Bella i Fenrir nie mogą się już doczekać, które z nich będzie mogło sobie dzisiaj pozwolić na taką wspaniałą rozrywkę. Życie którego z tej dwójki jest dla ciebie mniej ważne niż jakiś parszywy Potter?

Malfoy patrzył na niego z pogardą i wyraźnym zażenowaniem. Śmierciożerca, który obezwładnił Freda wzmocnił uścisk. Chłopak poczuł jak żebra zaczynają mu się wbijać w płuca. Zabrakło mu tchu i obraz przed oczami powoli zaczynał zamieniał się w czarną otchłań. Mężczyzna po chwili puścił go, a rudzielec wciągnął łapczywie powietrze. Klęczał na zimnej posadzce, a w dłonie wpijały mu się małe kamyczki, które się na niej znajdowały. Nie miał siły wstać i nie wiedział co robić dalej. W jego głowie panował chaos. Swoją porywczością zaprzepaścił szansę grania na zwłokę. Był na siebie wściekły, a jednocześnie zaczął czuć się całkowicie bezsilny. Podniósł wzrok i napotkał jej piękne, brązowe oczy. Wpatrywała się w niego z politowaniem, chociaż może to było coś innego? Starał się wyczytać z nich cos więcej, ale w korytarzu nagle rozległy się jakieś krzyki. Mogło to oznaczać tylko, że jego plan się powiódł. Poczuł jak utracona przed chwilą nadzieja ponownie do niego wróciła. Jeszcze nie wszystko stracone.
Lucjusz spojrzał pytającym wzrokiem na Freda, a w tym samym momencie drzwi z hukiem otworzyły się i stanął w nich Zakon Feniksa. Zaklęcia zawirowały w powietrzu, a kolorowe błyski wypełniły pomieszczenie. Czas jakby przyspieszył, a wszystko dookoła niego wydawało się dziać w przyspieszonym tempie. Fredowi przy pomocy pierścienia udało się uwolnić od pilnującego go Śmierciożercy. Od razu dołączył do walczących, rzucając zaklęciem w mężczyznę, który walczył z Kingsleyem. Uderzony dwoma zaklęciami Śmierciożerca padł na marmurową podłogę, a jego różdżka potoczyła się po posadzce, co wykorzystał uwolniony przez któregoś z członków Zakonu, George. Chwycił różdżkę i ruszył do walki u boku Lupina. Fred rzucił kilka zaklęć w stronę zakapturzonego mężczyzny, który usiłował trafić urokiem jego bliźniaka, po czym zaczął wypatrywać Hermiony. Ani jej, ani Bellatrix nigdzie nie było, co niezmiernie go zaniepokoiło. Przedzierając się przez tłum walczących próbował dostać się do przeciwległej części pokoju, która do niedawna pogrążona była w mroku, a teraz rozświetlona przez błyski rzucanych zaklęć zdawała się ukrywać coś więcej niż tylko stare meble. Unikając latających wszędzie zaklęć, dostał się do miejsca, gdzie stały krzesła. Nigdzie nie było śladu dziewczyny, jednak coś przykuło jego uwagę. W narożniku zauważył uchylone drzwi, które wcześniej w nikłym świetle nie były widoczne. Powoli zakradł się do nich. Uchylił je ostrożnie, gotowy miotać zaklęciami w każdego kto by się za nimi ukrywał, ale nie było tam nikogo. Wszedł do pomieszczenia znajdującego się za drzwiami. Był to długi, obskurny korytarz. Na ścianach paliło się kilka lamp oświetlających brudne, zapleśniałe ściany od których odpadała płatami farba. Ruszył przed siebie, aż do końca korytarza, gdzie natrafił na kolejne drzwi. Otworzył je i zobaczył widok, który sprawiło, że jego serce na chwilę zamarło. Na środku pokoju stała Bellatrix, która jedną ręką trzymała Hermionę za włosy, a w drugiej miała sztylet, który przyciskała do szyi dziewczyny. Wbiegł do pomieszczenia i ruszył w stronę Lestrange, jednak ta szybko obróciła się przyciskając mocniej ostrze do gardła Gryfonki.

- Ani kroku dalej!

Zatrzymał się. Zdawał sobie sprawę, że Bella jest nieprzewidywalna, więc wolał nie ryzykować ignorowaniem jej poleceń.

- Młody Weasley przyszedł po swoją szlamę! O jakie to słodkie, jakie romantyczne ojojojo! Wzruszyłabym się, gdybym miała uczucia - wybuchła swoim charakterystycznym śmiechem, dociskając jeszcze mocniej sztylet, który wpił się w skórę dziewczyny, a na jego ostrzu zabłysnęły szkarłatne kropelki. Fred lekko syknął widząc to, ale nie mógł nic zrobić. Każdy jego nieodpowiedni ruch Hermiona mogła przypłacić życiem, a na to nie mógł sobie pozwolić.

- Puść ją, a weź mnie. Zrobisz ze mną co chcesz, ale ją zostaw w spokoju!

- O jakie to romantyczne. Majutki Weasley kofa śwoją ślamę - spojrzała z pogardą na dziewczynę i szarpnęła ją mocniej za włosy. Hermiona krzyknęła z bólu, ale Bella nie zwracała na to uwagi. Była w pełni skupiona na Fredzie, upajała się jego bezradnością napędzając nią coraz bardziej swoje szaleństwo.

- Ty nie masz żadnej wartości, ani dla Pottera, ani dla Czarnego Pana, ale ta szlama tak. Gdyby nie ona to biedniusi, malusi Potterek nie przeżyłby nawet godziny. Zresztą ta suka od lat działa mi na nerwy, psując plany nasze i Czarnego Pana. Więc wymyśl lepsze argumenty.

Ponownie się roześmiała. Przejechała sztyletem po ramieniu Gryfonki. Hermiona zacisnęła usta i tym razem starała się nie pisnąć, ale grymas malujący się na jej twarzy wyrażał wszystko. Strużka krwi wypłynęła z nacięcia, powoli – kropla za kroplą, spływając po przedramieniu dziewczyny. Fred nie był w stanie dłużej znieść tego widoku. Puścił się biegiem w stronę Bellatrix, lecz ta była szybsza. Wbiła sztylet w brzuch Hermiony, uderzyła ją z całej siły w twarz po czym teleportowała się, zanim zaklęcie rzucone przez Freda zdążyło ją trafić. Rudzielec oszołomiony obrotem akcji, stanął w miejscu i dopiero po chwili zrozumiał co się stało. Uklęknął przy dziewczynie i pogładził ją po głowie. Kilka łez pojawiło się w kącikach jego oczu. Nie wiedział co powinien teraz zrobić. To Hermiona była tą, która zawsze wiedziała jak radzić sobie w kryzysowych sytuacjach. Kałuża krwi dookoła dziewczyny powiększała się w zastraszającym tempie, co nie mogło zwiastować niczego dobrego. Fred patrzył w oczy Gryfonki nie wiedząc co powiedzieć, ani co robić. Jego dłonie drżały, a głos się łamał. Wszystko to wydawało mu się tak nierealistyczne. Miał wrażenie, że jest w jakiejś nieudanej projekcji z której miał nadzieję się zaraz obudzić. Hermiona uniosła dłoń w kierunku jego twarzy, ale nie miała wystarczająco siły by jej się to udało. Fred pochwycił jej drobną rękę w swoją i splótł z nią palce. 

– Nie martw się, będzie dobrze, wszystko będzie dobrze. – Choć słowa kierował do Gryfonki to bardziej zabrzmiało jakby próbował uspokoić samego siebie. 

Spojrzał na ranę w brzuchu dziewczyny, z której nadal sączyła się krew. Próbował kilku zaklęć, ale żadne nie przyniosło skutków. Przez chwilę wydawało mu się, że jedno z nich zadziałało i kałuża krwi przestała się powiększać, ale mimo to rana nadal wyglądała na otwartą.

– To zaczarowany sztylet, ran nim zadanych nie wyleczysz zwykłymi zaklęciami – wyszeptała z trudem Hermiona. – Ja... ja umieram Fred.

– Nie gadaj głupot, wszystko będzie dobrze, zaraz przeniesiemy się do Świętego Munga, tam cię wyleczą. Spokojnie piękna.

Uśmiechnął się sztucznie, nie wiedząc co robić. Twarz dziewczyny stawała się coraz bledsza, a on nie wiedział nawet jak ją podnieść by nie wyrządzić na jej zdrowiu jeszcze większego uszczerbku, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe. Podłożył jedną rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy, na wysokości łopatek. Przechylił ją delikatnie w swoją stronę, tak by przy podnoszeniu jej głowa oparła się o jego tors. Najdelikatniej jak potrafił uniósł dziewczynę, a ona tylko cicho jęknęła. Przyglądała mu się, a jej spojrzenie zaczęło stawać się nieobecne co coraz bardziej go przerażało.

– Fred...a jeśli ja umrę...to chcę żebyś wiedział, że...że nigdy wcześniej nie byłam w nikim tak zakochana...dopiero przy tobie zrozumiałam co to miłość...przy tobie czułam się piękna i bezpieczna... Fred...bezpieczna pomimo tylu niebezpieczeństw...to twój pocałunek był moim prawdziwym, pierwszym pocałunkiem...a ty moim pierwszym prawdziwym chłopakiem...ja....ja chyba też cię kocham.

Przez jej bladą twarz przemknął nikły cień uśmiechu, po czym zamknęła oczy. Fred szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia. Musiał odnaleźć jakiegoś z członków Zakonu, oni będą wiedzieli co robić. Nie pozwoli jej odejść, nie teraz. Z każdym krokiem szedł coraz szybciej, ale odległość dzieląca go od przejścia zdawała się nie mieć końca.

– Nie Mionka, nie zostawiaj mnie samego. Błagam...nie teraz, gdy najbardziej cię potrzebuje...nie teraz...

Nie chciał płakać, wiedział przecież, że łzy w tym momencie nic nie dadzą, ale nie był w stanie ich już dłużej powstrzymywać. Rozpłakał się, rozpłakał się jak dziecko, któremu z rąk uciekł balonik i jedyne co mu pozostało, to patrzeć jak odlatuje nieuchwytny. Jej ciało zrobiło się takie bezwładne i ciężkie. Zdawał sobie sprawę, że nie zwiastowało to nic dobrego, ale starał się nie dopuszczać do siebie myśli, że być może ta piękna kobieta, którą właśnie trzyma w swoich ramionach, już nie oddycha. 

W momencie, gdy Fred znajdował się już przy wejściu do korytarza, stanął w nim George. Gdy zobaczył brata całego we krwi z nieprzytomną, a przynajmniej taką miał nadzieję, Hermioną na rękach coś w nim pękło. Czuł się winny. To przez niego znaleźli się w tej sytuacji, ale w tym momencie nie było czasu na żale i wyrzuty. Żaden z nich się nie odezwał, rozumieli się bez słów. George ruszył przed Fredem i otworzył mu drzwi, które prowadziły do sali w której toczyła się bitwa. Zakon wygrał walkę, a Lucjusz na chwilę obecną zniknął z własnego domu. Członkowie Zakonu byli dumni z wykonanej przez siebie pracy. Lupin z Kingsleyem śmiali się, wspominając zdziwioną minę Lucjusza, gdy wszyscy jego ludzie zostali oszołomieni. Pod ścianą leżało troje związanych i oszołomionych Śmierciożerców, których Kingsley miał zabrać ze sobą do Ministerstwa, gdzie zostaną osądzeni. Gdy drzwi się otworzyły, wszyscy na widok Hermiony zamilkli. Lupin, wraz z Tonks podeszli do Freda, a na ich twarzach malowało się przerażenie. Nimfadora dotknęła szyi Gryfonki w poszukiwaniu pulsu. Ta chwila oczekiwania zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Cisza panująca w sali sprawiała, że Fred mógł usłyszeć swoje własne serce, które tłukło się w jego piersi jak dzikie zwierzę w klatce. Każdy mięsień w ciele chłopaka był napięty. Wstrzymał oddech i wpatrywał się w Tonks z ogromną nadzieją. Nie był gotowy na jej śmierć. Hermiona musiała przeżyć, nie chciał nawet brać pod uwagę innej opcji. Nimfadora w końcu skinęła głową i wyszeptała z wyraźną ulgą:

- Żyje.

Te słowa zaczęły odbijać się echem w głowie chłopaka. Nagle poczuł przepełniające go zmęczenie. Ciało Hermiony zaczęło mu ciążyć, ale z całych sił koncentrował się na tym by ją utrzymać. Remus wyciągnął ręce w stronę Freda by wziąć od niego dziewczynę. Spojrzał na niego i nie był w stanie tego zrobić. Zaczął kręcić przecząco głową i  powtarzać wciąż jedno słowo:

– Żyje...

Panicznie bał się, że w momencie w którym wypuści ją ze swojego objęcia to zniknie ona na zawsze. Rozpłynie się jak patronus, który wypełnił już swoje zadanie, a którego on czuł, że nadal potrzebuje. 
Tonks ujęła w swoje dłonie jego twarz i zmusiła do przeniesienia wzroku na swoją osobę. W jego oczach widziała przerażenie i  coś, co wydawało jej się przypominać obłęd. Gdy upewniła się, że ma jego pełną uwagę to cichym i spokojnym głosem, zaczęła mówić:

– Freddie, ona potrzebuje profesjonalnej pomocy. Musisz pozwolić nam ją zabrać, dla jej dobra. Wiem, że chcesz dla niej jak najlepiej, więc musisz to zrozumieć

– Ja...z nią się teleportuje...mogę...z wami...z nią – wyrzucał z siebie pojedyncze słowa, które nie tworzyły nic sensownego.

– Nie możesz się z nią teleportować, bo Hermiona jest za słaba, a ty sam nie najlepiej się trzymasz. To mogłoby skończyć się tragicznie dla was obojga – machnęła delikatnie dłonią w stronę Lupina, który od razu zrozumiał o co jej chodzi.  – Oddasz Hermionę Lupinowi, a on zabierze ją do Świętego Munga, gdzie jej pomogą. Zrób to dla niej.

Remus już w trakcie wypowiedzi Tonks stanął przed Fredem i podłożył swoje ręce pod ciało dziewczyny. Przez chwilę Fred kurczowo je trzymał, nie pozwalając mężczyźnie na jej przejęcie, ale w końcu odpuścił. 

– Zuch chłopak. Zadbamy o nią.

Rozległo się charakterystyczne pyknięcie i cała trójka zniknęła. Stał we krwi na środku pomieszczenia i nie wiedział co ze sobą począć. W miejscu, gdzie jego ciało stykało się z ciałem dziewczyny odczuwał teraz przeszywający chłód. Cały drżał i nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. George objął go lekko ramieniem i zaczął coś mówić, lecz chłopak nie zwracał na to zbytniej uwagi. Nagle zauważył, że jeden z pojmanych Śmierciożerców przygląda mu się z drwiącym uśmiechem na twarzy. Gdy napotkał spojrzenie Weasleya, splunął przed siebie i krzyknął do niego:

– Mam nadzieję, że ta twoja szlama zdechnie! A potem mam nadzieję, że ty pójdziesz w jej ślady. Sam o to zadbam. Śmierć zdrajcom krwi! – wykrzyknął Rookwood, a potem zaczął się zanosić ochrypłym śmiechem, który niósł się echem po całej sali.

Zanim inni zdążyli zareagować, Fred już biegł w stronę mężczyzny. Z obłędem w oczach wymierzył w niego swój pierścień i krzyknął:

–Crucio! – Mężczyzna lekko podskoczył, a przez jego twarz przeszedł grymas bólu, który jednak po chwili ponownie został zastąpiony przez szyderczy uśmiech.

To było pierwsze zaklęcie jakie przyszło mu na myśl. Chciał, żeby mężczyzna cierpiał tak jak on. Żeby odczuwał ten sam, przeszywający do szpiku kości ból jak on w momencie, gdy myślał o tym, że mógłby stracić Hermionę. Nie przyniosło mu to jednak żadnej ulgi. Nie potrafił cieszyć się z cudzego cierpienia, więc rzucony przez niego urok nie zadziałał. Nim zdążył zrobić cokolwiek innego, Kingsley rzucił w Śmierciożerce zaklęciem, które sprawiło, że ponownie stał się nieprzytomny. W tym samym czasie George obezwładnił brata. Skrzyżował mu ręce za plecami i zaczął coś do niego mówić. Fred jednak już nie słuchał. Nic już go nie interesowało. Bliźniak ponownie o coś go zapytał. Kiwnął tylko głową, a George i reszta członków Zakonu teleportowali się. Wylądowali na miękkim dywanie w salonie państwa Weasley. George dalej obejmował Freda ramieniem i przyglądał się bratu z troską.

- Powinieneś się przebrać i wykąpać. Przyniosę ci ręczniki i czyste ubranie, ok?

Fred ponownie nic nie powiedział, tylko kiwnął głową. Wszedł do łazienki, a bliźniak podał mu potrzebne rzeczy. Zamknął drzwi na zasuwkę i zaczął się rozbierać. Ubrania nie nadawały się już raczej do użytku, więc rzucił je na podłogę, by później je wyrzucić. Wszedł do wanny i położył się w niej, przymykając powieki. Woda zmieniła barwę na ceglastą, ale chłopak nie zwracał na to uwagi. W uszach wciąż rozbrzmiewały mu słowa Hermiony, a przed oczyma widział jej bladą twarz z przymkniętymi powiekami i odczuwał swoją niemoc, brak jakiegokolwiek sposobu w jaki mógłby jej pomóc. Usłyszał ciche pukanie do drzwi, a zaraz po nim przyjemny głos Ginny, przepełniony troską.

- Fred nic ci nie jest? Wszystko gra? Siedzisz tu już trzecią godzinę.

Czas upłynął mu tak szybko, że był pewny iż nie siedział w wannie dłużej niż dwadzieścia minut. Temperatura wody sugerowała jednak, że to Ginny ma rację.

- Wszystko w porządku, już wychodzę - odpowiedział bez przekonania w głosie.

- Czekam na ciebie w kuchni, zrobiłam ci kanapki.

Kroki na schodach ucichły, a Fred wygrzebał się niechętnie z wanny. Wysuszył włosy i założył czyste ubrania. Obejrzał się w lustrze i przypomniał sobie jak miał te ubrania na sobie w pociągu, wtedy gdy wraz z Georgem zmienili Granger w kanarka. Uśmiechnął się na samą myśl o tamtej sytuacji. Wszedł do kuchni, gdzie ochoczo krzątała się Ginny. Na jego widok lekko się uśmiechnęła i podała mu kanapki.

- Kakao, herbata, kawa czy piwo kremowe?

- Piwo kremowe, pod warunkiem, że napijesz się razem ze mną.

Uśmiechnął się sztucznie, a Ginny postawiła na stole dwie butelki piwa kremowego i usiadła naprzeciwko brata. Upił trochę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było tu zbyt cicho.

- Gdzie są wszyscy? Czemu tu tak pusto?

- Tata jest jeszcze w pracy, George musiał iść do sklepu, a Ron poszedł mu pomóc.

- A mama?

Ginny lekko się zmieszała, na jej policzkach pojawiły się delikatne wypieki.

- Mama musiała gdzieś wyjść na chwilę. Nie słucham zbytnio gdzie się wybiera - skłamała Ginny.

Dobrze wiedziała, że pani Weasley musiała teleportować się do państwa Granger, by poinformować ich o zaistniałej sytuacji. Fred od razu wyczuł, że coś jest nie tak.

- Jest w Świętym Mungu, tak?

Pokręciła przecząco głową. Chłopak spojrzał prosto w oczy siostry.

- Jest u Grangerów?

- Tak - wyszeptała dziewczyna.

Czyli nie jest źle... jest krytycznie! W milczeniu przeżuwał kanapki. Ginny co chwila rzucała mu niepewne spojrzenie, upewniając się czy może już coś powiedzieć.

- Freddie... - wyszeptała ledwo słyszalnie.

Zero reakcji. Chłopak wyglądał jakby w tym momencie od przeżuwania kanapki zależało jego życie. Wstała odstawiając butelki, po czym usiadła obok niego bez słowa. Przesunęła się do niego tak, że stykali się ramionami. Chwilę się upierał udając, że nie zwraca na nią uwagi, jednak gdy położyła dłoń na jego policzku, nie mógł dłużej wytrzymać. Ręce zaczęły mu drżeć, a po policzkach spłynęły mu łzy. Nie mógł się opanować, spazmy płaczu wstrząsały jego ciałem. Tama, którą starał się oddzielić od emocji, pękła.

- To wszystko moja wina! Ona przeze mnie musiała to wszystko wycierpieć.

Ginny nic nie odpowiedziała. Położyła dłoń na włosach chłopaka i przytuliła go, gładząc jego głowę. Siedzieli tak dopóki ciało chłopaka nie przestało drżeć. Gdy już do końca się uspokoił, Ginn odezwała się.

- To nie jest twoja wina Fred. Nadeszły czasy w których nikt nie jest bezpieczny. Ludzie będą ginąć bez niczyjej winy. Wojna nie pyta o winę, ani nie martwi się ofiarami, ona po prostu trwa. Nikt nie może czuć się bezpieczny, a tym bardziej sprzymierzeńcy Harry'ego.

- Wiem, Ginny...wiem. Jednak nie wybaczę sobie jeśli Hermiona umrze...jeśli..

- Nawet tak nie mów - przerwała mu Ginny. - Jest silna, wytrwa.

Uśmiechnął się i pocałował siostrę w czoło, mierzwiąc jej włosy.

- Maleńka, wiesz że jesteś wielka?

Równocześnie roześmiali się, przez co nie usłyszeli odgłosu otwieranych drzwi. W kuchni pojawiła się pani Weasley, której oczy były bardzo zapuchnięte co oznaczało, że nie wszystko poszło po jej myśli. Uśmiechnęła się do swoich dzieci. Fred natychmiast wstał i podszedł do matki.

- Wiesz co z nią?

- Trucizna ze sztyletu rozeszła się po całym ciele. Wszystko się okaże w ciągu najbliższych dni, ale... – przerwała, zastanawiając się czy powinna mówić wszystko co wie.

- Ale co mamo?

- Ale...nie ważne skarbie. Jedliście coś?

Kobieta usiłowała zmienić temat, ale Fred nie dał się tak łatwo zbić z tropu.

- Nie zmieniaj tematu, chciałaś powiedzieć, że?

Molly chwilę walczyła ze sobą, ale ostatecznie odezwała się z nutką strachu w głosie.

- Uzdrowiciele nie dają jej zbyt wielkich szans. Straciła dużo krwi, a antidotum na truciznę ze sztyletu nie jest jeszcze znane. Byłam u państwa Granger, a później w Ministerstwie, ale nie pozwolili na przybycie rodziców Hermiony do Świętego Munga...gbury!

Pani Weasley obróciła się w stronę blatu, niby po to by wziąć z niego szklankę, ale i Fred i Ginny zauważyli od razu, że ociera łzy kantem rękawa.

Tego było już dla niego za wiele. Nie mógł już więcej znieść. Poczucie winy, bezsilność, strach – kotłowało się w nim tyle emocji z którymi nie potrafił sobie poradzić. Wybiegł z domu i zaczął biec, po prostu biec przed siebie. Nie myślał gdzie i po co, po prostu biegł. Czuł jakby jego płuca pękały na tysiące maleńkich kawałków, ale dalej biegł. Z każdym kolejnym krokiem złość ulatywała z niego niczym powietrze z przebitego koła. Zatrzymał się robiąc kilka głębszych wdechów. Rozejrzał się po okolicy, która wydawała mu się całkowicie obca. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy jak daleko dobiegł. Niezbyt wiedział, gdzie się teraz znajduję, więc postanowił teleportować się do domu. Najchętniej jednak przeniósłby się do szpitala by móc być cały czas przy niej, ale wiedział, że i tak go tam nie wpuszczą. Wszedł do domu, wszyscy siedzieli w salonie i rozmawiali. Na jego widok rozmowy ucichły. Nie zwracając na nich uwagi poszedł na górę.

***

        Kolejne dni mijały w atmosferze oczekiwania. Codziennie czekano na nowe wieści, te dobre lub te złe. Fred prawie wcale nie wychodził z pokoju. Gdyby nie Ginny zapewne i nic by nie jadł. Chciał odwiedzić Hermionę, ale cały czas nie wyrażano na to zgody, więc dni mijały mu na bezsensownym wpatrywaniu się w sufit. George zgodził się poprowadzić sklep sam do czasu, gdy Fred nie odzyska sił, za co był mu bardzo wdzięczny. 

Minął tydzień od tamtego feralnego dnia, gdy w końcu nadeszły jakieś konkretne wiadomości. Rudzielec usłyszał rozmowę, a następnie szlochanie matki i uspokajający głos Ginny. Jego serce od razu zaczęło szybciej bić.

- Błagam, tylko nie to... - wyszeptał sam do siebie i zbiegł po schodach na dół.

Lupin stał koło Molly i gestykulował rękoma, żywo coś opowiadając. Podszedł do nich, a Remus szeroko się uśmiechnął.

- No Fredzie, podobno wiara czyni cuda, a twoja widocznie była wystarczająco silna!

- Obudziła się? Hermiona się obudziła?! – nie był w stanie ukryć radości jaka przepełniała jego głos.

- Jakbyś przy niej tak krzyknął to obudziłaby się zapewne tydzień temu, ale tak, obudziła się - roześmiał się wesoło Lupin.

- Muszę ją odwiedzić! Muszę przy niej być. Zabierzesz mnie do Munga Lupinie? – Emocje targały jego ciałem. Przestępował zniecierpliwiony z nogi na nogę, a w jego oczach ponownie zabłysnęły charakterystyczne iskierki.

- Tutaj niestety nie mam dobrych wiadomości. Jej odporność jest bardzo osłabiona, więc nadal nie wolno jej odwiedzać. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Niedługo wyjdzie i dopiero wtedy będziesz mógł się z nią zobaczyć.

- Nie wiem czy wytrzymam tyle...ale dobre i to...ważne, że ona żyję! Hermiona żyję! Obudziła się!

Z radości zaczął biegać po domu, krzyczeć i skakać. Molly i Ginny przyglądały się z radością jego poczynaniom, bo patrzenie na jego cierpienie im również sprawiało im ból. Fred pobiegł na zewnątrz, gdzie George majstrował coś przy starych miotłach. Podbiegł do bliźniaka i wskoczył mu na barana, czego tamten w ogóle się nie spodziewał. Zachwiał się niebezpiecznie, ale w ostatniej chwili udało mu się złapać równowagę. Fred nie przejmował się jednak tym. Podskakując na plecach brata, wykrzyczał:

- Obudziła się. Hermiona się obudziła! Ona żyje braciszku! Moja ukochana żyje!

George'owi od razu udzieliła się radość brata. Z bliźniakiem na plecach wybiegł na podwórku i radośnie zaczął galopować, przekrzykując się z Fredem w wykrzykiwaniu tej radosnej wieści. Remus stanął w drzwiach Nory i z uśmiechem na twarzy pokręcił głową. Oparł się o futrynę i spojrzał na stojącą obok siebie Molly.

- Zupełnie jak James z Syriuszem. Nie zapomnę jak pewnego razu Syriusz nie utrzymał równowagi i wpadli razem do jeziora na błoniach. James wynurzył się z wielką ropuchą na ramieniu, a Łapie wplątały się we włosy jakieś wodorosty – przez jego przeoraną bliznami twarz przemknął cień szczerego uśmiechu, ale szybko zniknął zastąpiony grymasem bólu.

Molly dotknęła dłonią jego ramienia, starając się dać mu w ten sposób znać, że go rozumie.

- Zbyt wielu wspaniałych ludzi już z nami nie ma. Teraz możemy się tylko cieszyć z tego, że Hermiona nie dołączyła do tego grona.

Lupin skinął potakująco głową.

- Masz rację Molly. Tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że Fred i Hermiona to coś naprawdę poważnego.

Oboje spojrzeli na bliźniaków, którzy teraz stali koło siebie i zanosili się śmiechem. Molly poczuła ogromną ulgę, widząc jak jej syn odzyskuje siłę do życia.

- Oj tak. Powiem ci szczerze Remusie, że od dawna czułam, że między tą dwójką jest jakaś chemia, a matczyna intuicja mnie nie myliła. Hermiona już jest dla mnie jak córka, więc jak dołączy do rodziny to nawet nie odczuję zmiany.

Zaśmiali się, po czym Lupin pożegnał się z panią Weasley. Podszedł do bliźniaków i obiecał im, że gdy tylko będzie miał jakiekolwiek nowe informacje to od razu da im znać. Pożegnali się, a Remus wyszedł poza krąg zaklęć chroniących Norę i teleportował się.

Kolejne dni minęły Fredowi jakby w amoku. Cały czas oczekiwał tylko jednego dnia - tego, w którym znów ujrzy Hermionę. Wybiegał z domu za każdym razem, gdy tylko usłyszał jakiś dźwięk dochodzący z podwórka, by upewnić się czy aby na pewno to nie Remus. Gdy tylko do Nory przybywała jakaś sowa, to Fred był tym, który pierwszy przechwytywał do niej list. George starał się wymyślać bratu zajęcia i zapełniać jakoś ten pełen oczekiwania czas, ale nic to nie dawało, bo jego bliźniak nie był w stanie skupić się na niczym innym. 

***


Fred siedział na parapecie okna swojego pokoju i przyglądał się spływającym po szybie kroplą deszczu, a trzeba było przyznać, że lało niemiłosiernie. Był to jednak letni deszcz, więc ciepły i przyjemny. Usłyszał jak ktoś wbiega po schodach, po czym do pokoju wpadł George. 

- Stary, zbieraj się! – wykrzyczał z podnieceniem w głosie. - Hermiona wyszła ze szpitala, ale ponieważ nie można podłączyć sieci Fiuu pod kominek w jej domu, ani ze względu na jej stan zdrowia nie można jej teleportować to zostanie odwieziona do domu specjalnym autem z Ministerstwa. Jak chcesz się z nią jeszcze zobaczyć to musimy już lecieć! NATYCHMIAST!

Wszystko to wypowiedział na jednym wdechu, a Fred już w połowie jego wypowiedzi stał gotowy do podróży. Był niezmiernie szczęśliwy. Nigdy nie pił Felix Felicis, ale tak właśnie wyobrażał sobie samopoczucie po tym eliksirze. Przeskakują po dwa stopnie zbiegli na dół i wypadli przed dom. 

- Ej, a tak właściwie to gdzie się teleportujemy? – zapytał Fred, który wcześniej w ogóle o tym nie pomyślał.

- Jak to gdzie? Oczywiście, że na stację z której zawsze wracamy z Hogwartu.

3..2..1..dwie postacie zawirowały w miejscu i zniknęły w strugach deszczu.


***
No i jest! Nie jestem z niego zadowolona. Nie mam do tego dostępu do internetu od czwartku, dlatego przepraszam za obecne błędy, bo przez telefon pisałam rozdział i blogger na telefon bardzo się zacina i nie mogę poprawić nic. Czekam na 5 komentarzy i kolejny rozdział leci do was:)

PS Rozdział został edytowany podczas przenoszenia na Wattpada, wyszedł o wiele dłuższy niż w pierwotnej wersji, ale mam nadzieję, że daliście radę przez niego przebrnąć :D (29.01.2020)

14 komentarzy:

  1. BOOOOSKKKIIIEEEE!!!!!!
    Po prostu wstań i biegnij znaleźć sobie jakiegoś sponsora do książki bo to jest po prostu ARCYDZIEŁO! Serio to najlepszy blog o tematyce Fremione jaki czytałam w życiu a widziałam już wiele ;) . SUUUPPPEEEERRR!!!! Kocham to opowiadanie i nie gadaj głupstw bo to najlepszy rozdział jaki napisałaś! Pisz dalej bo masz mega talent i weny życzę!
    Bellatrix Lestrange

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jesteś! Nawet nie wiesz jak Twój komentarz mnie podbudował- dziękuje <3

      Usuń
  2. Super blog . NIE MOGĘ się doczekać następnego rozdziału .

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, że hermiona przeżyła LoL. Czekam na następny. ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super blog <3

    Nominuję Cię do Liebster Award <3
    http://always-expecto-patronum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Extra pisaj dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zmniejszyłabyś czcionkę? Trochę mi to przeszkadza. A tak to, to super! :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, tylko teraz korzystam z telefonu, a przez telefon się zmniejszyć nie da:\

      Usuń
  7. Nominuję Cię do Liebster Award. :D
    http://fredweasleyifelicjariddle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejuuuuu!!! Świetneeee!!! Cudne, ja dalej na zmianę ryczę i uśmiecham się jak głupia do telefonu ❤️ Serio, opowiadanie wciągnęło mnie ma maksa!!! Kocham je!!! ❤️❤️❤️
    Pozdrawiam jeszcze cieplej niż zawsze
    ~Dziurkacz ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. Nba predictions, tips and predictions for Nba games 2021
    1. D.D. Baccarat – The biggest game in the world is already dafabet being played on Nba. You 코인카지노 can watch live games from various studios in the world. starvegad

    OdpowiedzUsuń