Następnego
dnia po imprezie nadszedł czas wyjazdu na ferie wielkanocne.
Większość uczniów była w świetnych humorach, ale nie
wszyscy. Fred i Hermiona nie brali udziału w wielkich pakowaniach
kufrów, które odbywały się w ich dormitoriach. W
nijakim humorze była też Angelina, która co prawda już
wytrzeźwiała, ale nie miała pojęcia dlaczego jej chłopak nie chce jej widzieć i nie odzywa się do niej. Myślała, że Fred
potrzebuje po prostu trochę samotności, ale do głowy jej nie przyszło, że może mieć to związek z wczorajszą imprezą; w
ogóle nic z niej nie pamiętała i nie przypuszczała, że
mogła wygadać, że tak naprawdę kocha George'a.
***
Angelina
Johnson nieśmiało zapukała do dormitorium, które bliźniacy
dzielili z Lee Jordanem. Nie usłyszała odpowiedzi, więc lekko
pchnęła drzwi. To co zobaczyła trochę ją zszokowało – załamany Fred
siedział na swoim łóżku, obok siedział George z ręką położoną na ramieniu brata, a Lee klęczał na podłodze i opowiadał jakieś
dowcipy, żeby rozśmieszyć rudzielca, jednak szło mu to marnie.
-
Freddie! - zawołała machinalnie dziewczyny i chciała do niego
podbiec, ale George wstał i stanął jej na drodze, zasłaniając
Freda.
-
George, odsuń się! Puść mnie do mojego chłopaka! - próbowała
go ominąć, ale Weasley przewidywał każdy jej kolejny ruch i zawsze
zastawiał jej drogę
-
Dobra, George to jest idiotyczne! - zdenerwowała się.
-
Nie! - zaprzeczył. - Idiotyczne było pomyśleć, że jeśli
wyglądamy tak samo to mamy identyczne charaktery. - Dziewczynę
zamurowało. Czyli jednak... - A teraz wyjdź jak przystało na
grzeczną dziewczynkę. - dodał George.
Angelina nie wiedząc co
robić, po prostu wyszła tak jak jej kazał. Poszedł za nią i myślała,
że chce pogadać, coś powiedzieć, ale on tylko zatrzasnął za nią
drzwi. Była tak zdezorientowana, że po prostu
rozpłakała się. Stała przodem do drzwi, tyłem do Pokoju
Wspólnego i płakała, właściwie łzy same leciały jej na
policzki i koszulę od mundurka. Dopiero pojęła jaki błąd zrobiła
wiążąc się z Fredem, skoro tak naprawdę wolała George'a. A
teraz obaj jej nienawidzą. Osunęła się i usiadła na wykładzinie.
Poczuła się jak zwykła mugolka, chociaż nigdy nie miała z żadną
jakiejś bliższej styczności. Po prostu siedziała przed drzwiami
swojego byłego (nie powiedział jej tego, ale to było oczywiste)
chłopaka i jego brata, którego tak naprawdę kochała - taka
mała, zrozpaczona i bezsilna. Nie chciała nigdzie iść, choć
patrzenie na wejście do dormitorium sprawiało jej ból.
Chciała tego, sama się w to wpakowała, teraz musi ponieść konsekwencje.
***
George zatrzasnął drzwi i podszedł do brata.
- Nie martw się Freddie - poklepał go po plecach. - Dziewczyny takie są. Zawsze powtarzam, że jak nie ta, to inna.
- A co z Katie Bell? - zapytał zgryźliwie Lee. - Nie ma zamiaru się z tobą umówić, a jakoś nie szukasz innej.
- No ale... - próbował się bronić George.
- A jak się okaże, że np. Katie woli Freda? - Jordan nie dawał za wygraną.
- Wtedy - powiedział Fred dziwnie smutnym głosem- to byłby największy żart losu, jaki nas spotkał - i znowu ukrył twarz w dłoniach. George poklepał go po plecach i obrzucił Lee karcącym spojrzeniem. Ten tylko wzruszył ramionami i zrobił minę w stylu "ja tylko chciałem pomóc" i zaczął dalej opowiadać swoje denne kawały. Tak naprawdę znał dużo niezłych, ale chciał, żeby Fred się otrząsnął i jak za dawnych czasów roześmiał się i wydurniał razem z nim. Tak się jednak nie stało, rudzielec tylko zrobił zażenowaną minę i wbił wzrok w podłogę.
- Freddie, nie martw się już, tylko pakuj manatki - powiedział George. - Dzisiaj jedziemy na Grimmauld Place na Wielkanoc!
Fred westchnął i niechętnie zwlókł się z łóżka. Wywalił kufer z szafy i powrzucał do niego ubrania wprost wywalone z półki, po czym z hukiem go zatrzasnął.
- Zadowoleni? - zapytał. Chłopaki pokiwali głowami z uśmiechem na ustach.
- I to bardzo - powiedział Lee.
Fred pokręcił głową z dezaprobatą, ale się uśmiechnął. Jego współlokatorzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia - wracał ich stary Fred. Rudzielec roześmiał się.
- No co? Mama dawno nie składała moich ciuchów.
- Jak dobrze znów cię widzieć stary! - wykrzyknął George.
- Słysząc jak słabe są żarty Lee to muszę powrócić i ratować sytuację. A teraz opowiedzcie mi co narobiłem i nagadałem.
***
Dormitorium Gryfonek z piątego roku wypełniały piski Lavender emocjonującej się faktem, że Ron zaprosił ją do siebie na święta. Zwykle dzieliła podekscytowanie razem z Parvati, jednak tym razem hinduska wkładała swoje ubrania do walizki z wyrazem ulgi na twarzy. Parviat bardzo ceniła sobie Hermionę, więc po tym co zrobiła Lavender, pokłóciła się z nią.
Radosny nastrój nie udzielił się także Hermionie - Granger siedziała na swoim łóżku i ściskała mocno poduszkę. Jeszcze niedawno miała zamiar pojechać z Harrym i Weasley'ami na Grimmauld Place do Syriusza i reszty Zakonu, teraz jednak sytuacja się zmieniła i nie była pewna czy nadal jest to dobra decyzja. Pustym wzrokiem wpatrywała się w niespakowany kufer. Czuła, że do jej oczu powoli napływają łzy i gdy była już na granicy płaczu , do dormitorium wpadła Ginny z Harrym.
- Jeszcze nie jesteś spakowana? - zapytała od razu rudowłosa. - Przecież bez ciuchów na Grimmauld Place nie pojedziesz.
- Ale ja nie jadę... - była tak zszokowana, że zapomniała zapytać jak na brodę Merlina Harry tu wszedł, lecz zrobiła to za nią Lavender, która wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem.
- Parvati, nie wi... - urwała - Aaaaa! Co tu do stu tysięcy chochlików robi Harry?!
- Stoję - odparł z ironią posyłając jej sztuczny uśmiech.
- Żadne nie jedziesz, Hermiono! - Ginevra już wyjmowała z szafy jej rzeczy. - Niby co ja będę robić przez święta jak ciebie nie będzie? Poza tym na gwałt potrzebuję korków z eliksirów!
Granger stała jak oniemiała i tylko leciuteńkim ruchem głowy wskazała na Lavender. Nie miała ochoty spędzić z nią w jednym domu świąt i patrzeć jak mizdrzą się z Ronem. Pokręciła głową i wróciła do swojej poduszki, w której ukryła twarz. Młoda panna Weasley od razu zrozumiała o co chodzi. Co prawda nie doświadczyła nigdy takiej sytuacji, ale wiedziała, że na miejscu Hermiony także nie chciałaby spędzać świąt z byłym chłopakiem i jego nową dziewczyną, do tego tą samą, która doprowadziła do rozstania. Westchnęła lekko. Zawsze chciała spędzać jakieś rodzinne uroczystości w towarzystwie innej dziewczyny, ale jeśli to miała być Lavender to Ginny stanowczo się wypisywała. Naprawdę polubiła Hermionę i miała nadzieję, że tym razem Ron wszystkiego nie spartoli. Była wściekła na brata kiedy zerwał z Gryfonką, a jeszcze bardziej była wściekła za to w jaki sposób to zrobił. Jednak "wszystko gdzieś przemija, coś się kończy i ulatnia"*. Teraz stała pomiędzy na pół spakowanym kufrem, a łóżkiem na którym leżała Granger i kompletnie nie wiedziała co zrobić; spojrzała na Harry'ego, który mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak "kobiety" i mocno przytulił przyjaciółkę.
- Hermiono, nie płacz. Jedź z nami, bardzo cię proszę. Będę się dziwnie czuł bez ciebie obok.
- Aaaale Hahahahary - wykrztusiła w końcu z siebie - ty nic nienienie rozumiesz - zaszlochała.
- Może i nie rozumiem, ale wiem, że jesteś silną i mądrą dziewczyną i że sobie poradzisz - Gryfonka mocno go przytuliła i otarła łzy rękawem.
- To jak? - zapytała - ktoś mi pomoże spakować się na Grimmauld Place?
Ginny uśmiechnęła się i złapała za kufer.
- Dawaj mi te manatki!
Kilka godzin później wszyscy uczniowie, którzy wyjeżdżali na święta do domów siedzieli już w przedziałach pociągu. Pojazd był prawie pełen, mało kto zostawał w szkole na święta.
Przedział, który zajmowali bliźniaki z Lee Jordanem wypełniały huczne rozmowy jeszcze zanim pociąg w ogóle ruszył. Chłopaki świetnie się bawili, zwłaszcza, że wrócił ich dawny Fred. Jordan na święta wyjeżdżał do jakiejś bardzo dalekiej ciotki i właśnie żalił się przyjaciołom, że będzie miał wolne do bani, a rudzielcy za to cieszyli się, że odwiedzą Syriusza Blacka, który zawsze opowiadał im jakie dowcipy wycinał z ojcem Harry'ego, a członek Zakonu Feniksa - Mundungus Fletcher, potrafił im skołować wszystko o co tylko poprosili. W pewnej chwili Fred miał tak jakby powrót Angelinowej histerii, więc postanowił przejść się po pociągu. Brat i przyjaciel puścili go bardzo niechętnie, martwiąc się, by znowu nie napadła go zabójcza tęsknota za byłą dziewczyną. Jednak on się tym nie martwił. Otrząsnął się już po tym. Tak, na pewno to już definitywnie koniec. Fred wyszedł z przedziału jeszcze raz zapewniając ich, że naprawdę już nic nie czuje do Angeliny, chociaż nie uwierzyli mu do końca, no bo jak można przestać darzyć kogoś uczuciem w przeciągu jednego dnia. Swoją "wycieczkę" zaczął od przodu pociągu, jednak nie doszedł do samej lokomotywy, gdyż tamte przedziały zajmowali Ślizgoni; potem zawrócił i poszedł na sam koniec.
***
Hermiona Granger siedziała sama w ostatnim przedziale. Nie chciała się z nikim widzieć i choć Ginny proponowała jej, żeby podróżowała w przedziale z nią, Luną i jeszcze kilkoma innymi jej koleżankami, a Parvati zachęcała do spędzenia podróży z nią, jej siostrą i kilkoma Krukonkami to Granger nie skorzystała z żadnej z tych propozycji. Wciąż nie mogła zapomnieć o Ronie, a na pewno nie chciała patrzeć na Lavender w czasie wolnym. To wszystko wciąż było dla niej zbyt świeże. Słyszała jak Fred już świetnie się bawił z Lee i Georgem, a przecież dokładnie wczoraj wieczorem zerwał z Angeliną. Nie była na tej imprezie, ale plotki szybko się roznoszą. Wiedziała też, że to miało jakiś związek z Georgem, ale nie wiedziała dokładnie jaki i nie chciała wiedzieć. Nie mieszała się w to. Nie mieszała się w sprawy innych, kiedy jeszcze nie do końca była zorientowała w swoich problemach, które były całkiem spore. Usiadła wygodnie i schowała się za egzemplarzem "Historii długowieczności Nicolasa Flamela".
***
Fred Weasley zawędrował na sam koniec pociągu. Nie myślał, że kogoś tam spotka, a jednak. W ostatnim przedziale siedziała Hermiona czytając jakąś grubą książkę. Nie wiedział czemu, ale ucieszył się. Przecież Hermiona była w prawie identycznej sytuacji jak on, a fajnie jest porozmawiać z kimś, kto cię zrozumie. Drzwi były otwarte, więc wszedł do środka. Usiadł naprzeciwko dziewczyny, ale ona nawet go nie zauważyła pogrążona w lekturze.
- Co czytasz? - zapytał wesoło. Dziewczyna podskoczyła i spojrzała na towarzysza znad książki. Miała dziwny wzrok. Chłopak dopiero po chwili pojął co powiedział. Palnął bez sensu pytanie "Co czytasz?" wpatrując się w tytuł książki. No ale nic, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
- "Historię długowieczności Nicolasa Flamela" - odpowiedziała.
- Ciekawe?
- Zależy dla kogo.
- No dla ciebie.
- Nawet bardzo.
- A dla mnie?
- Niekoniecznie.
- Czemu siedzisz na końcu pociągu, z dala od cywilizacji i wspaniałego poczucia humoru bliźniaków Weasley?
- Chcę pobyć sama, nie mogę?
- Ciągle o nim myślisz prawda? - podjął wyzwanie. Wyciągnął w rozmowie kartę Rona.
- A ty już nie myślisz o Angelinie?
- Nie.
- Nie wierzę. Człowiek się nie zakochuje i nie odkochuje tak sobie z dnia na dzień - stwierdziła ze stoickim spokojem, świdrując go wzrokiem.
- Jestem wyjątkiem - uśmiechnął się zawadiacko, jakby rzucając jej wyzwanie.
- Nie prawda. Wciąż o niej myślisz, nawet jeśli nie chcesz się do tego przyznać. - Fred zrobił smutną minę. Może to była prawda, może nie. Nie umiał się teraz określić w uczuciach do Angeliny. Spuścił głowę. Granger od razu to zauważyła.
- O! I tu cię boli. Ty nadal ją kochasz, ale jednocześnie nienawidzisz za tę akcję z George'm - stwierdziła. Weasley skinął głową. Hermiona opisała jego obecny stan lepiej niż on sam.
- Masz rację. Nawet nie wiesz jak ja się teraz czuję, to co ona powiedziała...
- Kto jak kto, ale ja na pewno wiem jak czujesz się w tym momencie.
- No tak. Ale ty też wcale nie zapomniałaś o Ronie, prawda?
- Święta prawda.
- Jak spędzasz święta?
- Z wami.
- Naprawdę? - zdziwił się. - Nic nie wiedziałem.
- To już wiesz - odpowiedziała bez entuzjazmu w głosie.
- To będzie trudne prawda?
- Nawet nie wiesz jak.
- No masz rację, nie wiem.
- Wyobraź sobie spędzać święta z Angeliną, która spotyka się z George'm.
- Nie chcę.
- Ja też tego nie chcę.
- To czemu to robisz?
- Jedna blondyna nie jest w stanie mnie zabić prawda?
- No akurat Lavender może nie, ale wiesz... np. Luna?
- Nie w ten sposób zabić.
- Chciałem trochę rozluźnić atmosferę.
- Fred, ja naprawdę nie jestem w nastroju.
- Wiem. Ale jakbyś chciała to wiesz gdzie jest mój przedział. Rozweselenie gwarantowane.
- Raczej nie skorzystam, ale dzięki.
Fred wyszedł, a Hermiona na nowo pogrążyła się w lekturze, a na jej twarzy błąkał się lekko widoczny uśmiech.
***
Przedział bliźniaków trząsł się od śmiechu. Kiedy wszedł Fred wszyscy tym bardziej się ożywili.
- Gdzie żeś był? - zapytał przez śmiech Lee
- A, tu i tam. Przypadkiem natrafiłem na Hermione - chłopaki wymienili porozumiewawcze spojrzenia. - No co?
- Nic, nic - odpowiedział szybko George. - Lee opowiedz mu ten kawał.
- No więc...
Cała podróż minęła dość spokojnie. Hermiona skończyła czytać swoją książkę, a bliźniaków i Lee rozbolały brzuchy od śmiechu. Na stacji Kings Cross powitał ich Artur Weasley, który natychmiast zabrał Gryfonów swoim latającym Fordem Anglia na Grimmauld Place, gdzie czekali już na nich Molly i Syriusz, który stęsknił się za młodymi w swojej rezydencji. Przez następne parę dni trwały przygotowania do świąt : malowanie pisanek, pieczenie ciast i tym podobne atrakcje. Ale jak wiadomo - gdzie bliźniacy Weasley tam i kłopoty...
______________________________________________________
Mam nadzieję, że się podobało. A przy okazji życzę wszystkim wesołych i Potterowych świąt, i żeby pogoda poprawiła się do jutra. Trzymajcie się ;*